Harm zaparkował samochód przed swoim domem. Zgasił silnik. Zapadła cisza.

- I co teraz? – spytała Mac

- Wejdziesz na górę?

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Może lepiej będzie, jak mnie odwieziesz do domu.

- Nie obawiasz się, że Clay może przyjść?

- Bez obaw. Poradzę sobie z nim.

- Mac – złapał ją za rękę – nie powinnaś dziś być sama.

- Całe życie jestem sama.

- Nie jesteś sama. Masz mnie.

- Ty jesteś moim przyjaciele. – powiedziała to trochę z wyrzutem, który wyczuł Harm. Wiedział, co w tej chwili chciała usłyszeć. Złapał jej drobną rękę i przyciągnął do ust.

- Jeśli tylko tego chcesz, to może się to zmienić – odwrócił jej ręke i zaczął delikatnie pocałował jej nadgarstek. Mac przeszedł dreszcz.

- Powiedz tylko słowo – wyszeptał jej do ucha. Mac poczuła jak oblewa ją fala gorąca. Zaczyna robić jej się duszno.

- Harm – powiedziała cicho

- Powiedz to. – powiedział z ustami przy jej szyi – powiedz co czujesz

Mac czuła jak zaczyna tracić kontrole nad swoim ciałem. Jak zaczyna zatracać się w jakimś szalonym tańcu. Że jeśli nie powie tych dwóch prostych słów, to oszaleje.

- kocham cię – powiedziała w końcu. Poczuła jak w jej środku pęka jakaś tama, która do tej pory nie pozwalał jej przyznać się do własnych uczuć przed nim. Harm przestał ją całować. Spojrzał jej głęboko w oczy. Poczuł jak mu serce zabiło mocniej. Jak oto usłyszał słowa miłości na, które już od tak dawna czekał.

- Moja piękna – Mac zarzuiła mu ręce na szuję. Pocałował ją tak jak jeszcze tego nikt nie zrobił. Smakował jego usta. Chciała by ta chwila trwała jak najdłużej, ale w końcu musieli się od siebie oderwać by zaczerpnąć tchu. Oddychali ciężko. Harm wysiadł z samochodu. Przebiegł na drugą stronę i pomógł jej wysiąść. Pomimo, że było ciemno, a latarnia uliczna dawała niewiele światła widział w jej oczach promyki szczęścia. Nie musiał pytać jej czy wejdzie na górę. Wiedział, że chce tego równie mocna jak on. Złapał ją za rękę i pobiegli na górę. Nie czekali nawet na windę. Wybrali schody. Chcieli znaleźć się już w środku. Być jak najbliżej siebie. Ugasić ten, żar który w nich narastał. Lecz widzieli, że to jest niemożliwe. Z tego żaru powstanie ogień i ich namiętności w którym spłoną oboje. Gdy tylko przekroczyli próg mieszkania zaczęli się ponownie całować zrzucając z siebie ubrania, podążając w kierunku sypialni.

Zatraciła się w tej namiętności. Zapomniała o wszystkim. O tym, że jeszcze przed chwilą uciekła sprzed ołtarza. Nie liczyło się nic. Tylko chwila obecna. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się wolna. Wiedziała czego chce, co pragnie. Wiedziała co teraz powinna zrobić. Podać się fali uniesienia. Kochać i pozwolić się kochać. W końca przestała sama siebie okłamywać. Zaprzeczać swoim uczuciom. W jego ramionach czuła się jakby narodziła się na nowo.

Harm tulił ją do siebie jak cenny skarb, który odnalazł po tak długich poszukiwaniach. Chciał żeby ta chwila trwała wiecznie. Nie obchodziło go co się stanie jutro, gdy się obudzi. Wiedział, że gdy nastąpi ranek a on się zbudzi to przy jego boku będzie Mac. Spojrzał jej w oczy i zatracił się w nich. Był pod ich wpływem. Był w jej władzy. Teraz mogła zrobić z nim cokolwiek by zażądała. Nawet skoczyć z mostu. Odkrywali się na nowo. Jakby dopiero po raz pierwszy się zobaczyli. Uśmiechnęła się do niego, jakby czytała w jego myślach. Usiadła na brzegu łóżka. Wiedziała, że tego już się nie da powstrzymać. Tama pękła pod naporem uczuć. Czuła, że po dzisiejszym wieczorze już nic nie będzie tak samo. Nie będzie powrotu do przeszłości. Teraz czekała na nich tylko przyszłość i otwierała szeroko do nich ramiona. Harm podążył za nią. Poszedł by za nią nawet do piekła. Zrozumiał, że to na co od tak dawna czekał to była właśnie ta chwila. Nie potrzebowali słów. Ich gesty, ich ciała mówiły za siebie. Z każdym krokiem, dotykiem ,pieszczotą, zatracali się coraz bardziej w tym tańcu miłości. W mistycznym połączeniu dwóch ciał w jedno.

Gdy nad ranem zasypiali wtuleni w siebie, gdy sen zamykał im powieki, wiedzieli, że w końcu odnaleźli to co tak długo szukali. A to co się stało można nazwać tylko jednym słowem. Miłość.

Harm powracał z krainy snów. Dotknął miejsca po prawej stronie. Wyczuł pustkę. Otworzył oczy. Obok niego nikogo nie było. – Sen? – spytał sam siebie. To nie mógł być sen. To było zbyt realistyczne. W powietrzu unosił się jeszcze jej zapach. Wstał. Założył na siebie bokserki i przeszedł do drugiego pokoju. Zobaczył Mac siedzącą na kanapie z podkulonymi nogami, zatopioną w myślach.

- hej - usiadł obok niej

Mac ocknęła się. Oparła głowę o ramię Harma. On objął ją ramieniem.

- Pożyczyłam twoje dżinsy i bluzę. Nie chce wracać w tej sukience do siebie.

- Chcesz już wracać? Liczyłem na śniadanie.

- Jest już południe. Co najwyżej to obiad mógłby być.

- To może połączymy śniadanie, obiad i kolację w jedno.

- Chcesz, żebym została tu do wieczora.

- Może nawet do rana.

- Jutro idę do pracy. Zapomniałeś?

- Mogę cię odwieść. Nie wzięłaś wolnego na miesiąc miodowy.

- Miesiąc miodowy nie wchodził w grę. – powiedziała z uśmiechem

Szkoda. Bo liczyłem na coś więcej.

- To dziwne, ale gdy teraz o tym myślę, to gdzieś na dnie czułam, że nie chce się wiązać z Webbem. Nie chciałam hucznego wesela, podróży poślubnej. Pamiętam, jak Chloe powiedziała, że złoży nam gratulacje dopiero po ślubie. Ona chyba czuła, wiedziała.

- Chloe jest mądrą dziewczyną. Wie co mówi.

- Harm? – przytulała się mocniej do niego – Co z nami będzie?

- Wszystko będzie dobrze. W końcu jesteśmy razem.

Na te słowa Mac zabiło mocniej serce. Spojrzała na niego.

- Na zawsze? – spytała

- Jak długo będziesz chciała – odgarnął kosmyk jej włosów z policzka. Pochylił się nad nią i pocałował, jakby tym gestem chciał przypieczętować obietnice. Mac objęła go mocno. W jego ramionach czuła się bezpieczna. Nie chciała by, ją z nich wypuszczał. Jak mogła się tak pomylić? O mało nie wyszła za faceta do którego zdawało jej się, że czuje miłość. Przez tyle lat, przez te wszystkie jej związki jakie do tej pory miała, ciągle się myliła. Myślała, że to jest miłość, lecz dopiero teraz poznawała znaczenie tego słowa. Długo spała i dopiero wczoraj zaczęła się budzić z tego letargu w jakim trwała. To jak z ciemności wyjść na światło dzienne i zobaczyć te wszystkie otaczające kolory dookoła.

- Jesteś głodna? – Harm przerwał cisze

- Trochę – Mac niechętnie oderwała się od niego. Patrzyła jak Harm wstaje i zaczyna krzątać się po kuchni. Spojrzał na nią. Nie tak zwyczajnie jego oczy teraz mówiły wiele. Że teraz, w tej chwili liczy się tylko ona.

- Kawę czy herbatę? – spytał

- Kawę.

Mac szła uśmiechnięta do swojego biura. Bił od niej dziwny blask szczęścia.

- pani pułkownik – zagadnęła ją Jen – Jak ślub się udał?

Nagle wróciła do rzeczywistości. Przypomniało jej się wszystko, co się zdarzyło zanim pojechała do Harma.

- Mam do pani teraz mówić pułkownik Webb – paplała Jen

- Nie Jen. Nadal jestem pułkownik Mackenzie

- nie zmieniła pani nazwiska?

- Nie tylko nazwiska, ale i swojego stanu cywilnego – powiedział to lekko. Wyminęła osłupiałą Jen i zamknęła się w swoim biurze. Po kilku chwilach już całe biuro huczało od plotek.

- Słyszał pan panie komandorze – Budd podszedł do Harma wracającego właśnie z rozprawy sądowej – pani pułkownik nie wyszła za mąż. Podobno uciekła na oczach całego tłumu gości zostawiając Webba samego przed ołtarzem. Ale heca!

Harm spojrzał na niego surowo. –Bud nie masz co robić tylko roznosić plotki

- Sir. – zająknął się

- To sprawa pani pułkownik. Wszyscy wiemy jaki jest Webb, więc chyba lepiej, że się z nim nie związała. A tak przy okazji to nie zostawiła go przed ołtarzem. Oni nawet nie brali ślubu w kościele.

- Przepraszam sir. – Harm wyminął go i poszedł prosto do biura Mac.

Jak się czujesz? – spytał zamykając za sobą drzwi.

Już chyba całe biuro wie co zrobiłam – Mac zasłoniła twarz dłońmi – czuje się okropnie.

- Mac – usiadł obok na biurku – po tygodniu zapomną o tym

- Harm tu nie chodzi o nich tylko o mnie – podniosła głos – Uciekłam z własnego ślubu. I zamiast z Clayem spędzać noc poślubną to ja wpakowałam się do łóżka jego przyjaciela.

- Żałujesz?

Mac spojrzała na niego. Rozłożyła ręce w geście bezradności.

- nie powiedziała po dłuższej chwili – tyle, że nie wiem co mam dalej robić. To wszystko wymknęło mi się z rąk.

- Nie martw się – dotknął jej dłoni – wszystko się jakoś ułoży

- Łatwo ci mówić

- Pani pułkownik – do środka weszła Hariett – przepraszam, że przeszkadzam – spojrzała na Harma, który poderwał się z biurka. – wzywa panią admirał

- Dziękuje Hariett już idę. – Mac podniosła się z miejsca

- Pani pułkownik. Jeśli mogę coś powiedzieć. To dobrze pani zrobiła nie wychodząc za pana Webba.

- Hariett

- Przepraszam, ale tak myśli większość – Harriet szybko wyszła z biura

- Widzisz! – powiedział Harm i uśmiechnął się do niej.

- Harm proszę. Nie teraz – Mac wyminęła go i wyszła. Przechodząc przez salę czuła na sobie wzrok wszystkich.

- Chciał mnie pan wiedzieć – stanęła przed biurkiem admirała

- Siadaj – AJ spojrzał uważnie na nią – słyszałem co się stało. Chcesz o tym pomówić?

- Nie sir – powiedziała szybko

W porządku. Zatem mam dla pani zadanie. Tuner zawołaj komandora Rabba – powiedział do słuchawki.

- Tak sir – po niecałych 3 minutach pojawił się Harm

- Pan komandorze i pułkownik Mackenzie polecicie na Kubę. Czterech tamtejszych więźniów oskarża żołnierzy o złe traktowanie. Mówią, że są gnębieni i poniżani przez strażników. Zbadacie tą sprawę. I uważajcie, bo tą sprawą zainteresowała się prasa.

- No i masz Mac swój miesiąc miodowy. – powiedział Harm po wyjściu z gabinetu

Zabawne Harm. Więzienie raczej nie jest odpowiednim miejscem na miesiąc miodowy.

- Ale Kuba tak. Wiesz co mówią o tej wyspie. Że jest gorąca jak wulkan. – szepnął jej to do ucha.

Harm... – zaczęła

- Warto to sprawdzić marine.