- zostali państwo przysłani na przeszpiegi – powiedział z ironią dyrektor więzienia

- przyjechaliśmy zbadać sprawę – Harm zmierzył go wzrokiem

- niepotrzebnie. Im się wydaje że tu są na wakacjach. To jest więzienie komandorze, a nie 5 gwiazdkowy kurort. Mamy tu morderców. Najgorszych zbrodniarzy. Być może znajdziecie tu państwo nawet swoich były klientów. – generał wstał za biurka – W każdym bądź razie. Proszę szybko uporać się z tą sprawą.

- Mamy taki zamiar – powiedziała Mac

Wyszli z biura generała.

- ja zajmę się przesłuchiwaniem więźniów, ty zajmij się strażnikami.

- Nie uważasz, że też powinnam być obecna przy ich przesłuchaniu?

- Jak się rozdzielimy szybciej skończymy z tą sprawą.

- Tak ci spieszno, by wrócić do biura.

- Nie. Ale im szybciej z tym się uporamy, to tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie.

- To taki jest twój plan – powiedziała z chytrym uśmieszkiem – podoba mi się

- Zatem do zobaczenia wieczorem na wspólnej kolacji. – Harm poszedł w kierunku budynku w którym przetrzymywano więźniów o zaostrzonym rygorze.

- więc skąd się wzięły te skargi – Mac spojrzała uważnie na dobrze zbudowanego mężczyznę stojącego przed nią.

- To kłamstwa pani pułkownik. Myślą, że skro wylądowali w więzieniu na Kubie to mają wakacje.

- Jeden z więźniów zeznaje, że go pobiliście.

- Powiedział, że stało się to w tedy gdy wszczął bójkę na stołówce. Musieliśmy ich jakoś rozdzielić.

- A co ze znęcaniem się psychicznym?

- Niech pani na nich spojrzy – sierżant Gomes wskazał na okno – chwytają się każdej sztuczki byleby tylko wyrwać się z stąd. Czy wie pani za co oni tu siedzą. Niektórzy z nich popełnili takie potworne zbrodnie, że włos się jeży na głowie. By tu pracować, przebywać z nimi trzeba mieć stalowe nerwy.

- Pan je ma? – zadała mu pytanie

- Tak – odpowiedział po dłuższej chwili – inaczej dawno bym już w najlepszym przypadku wylądował w szpitalu dla obłąkanych, a najgorszym... Tam, razem z nimi na dziedzińcu.

Harm siedział przy stole w sali odwiedzin.

- zostaliście skazani na 40 lat więzienia – Harm zerknął w akta więźnia.

- Za rok mogę złożyć apelacje – Latynos skrzyżował ręce na piersi pokazując przy tym swoje tatuaże na rękach.

- Liczycie na skrócenie wyroku.

- To chyba oczywiste – powiedział z pogardą w głosie.

- Więc jak to jest z tym znęcaniem się?

Więzień zaczął opowiadać z góry już ułożoną i ustaloną z innymi historyjkę. Gdy skończył spojrzał z satysfakcją na Harma.

- zatem to sierżant Gomes was sprowokował.

- Tak było komandorze.

- A Diego?

- Próbował nas rozdzielić i oberwał niewinnie przy tym.

- Hmm... O jak dawna znacie Diego?

- Cóż trudno powiedzieć.

- Służyliście w jednej jednostce.

- Możliwe.

- Czyli około 5 lat?

- Coś koło tego.

Harm wstał i przeszedł się po celi.

- to nie jest wasze pierwsze więzienie. Z pierwszego zostaliście wydaleni za bijatyki, z kolejnego za znęcanie się nad współwięźniami. W Alabamie pobiliście strażnika.

- Czy pan komandor mnie oskarża? – zmierzył go zimnym wzrokiem.

- Ja próbuje dowiedzie się prawdy. – Harm podszedł do wyjścia - Strażnik! Możecie odprowadzić go do celi.

- Sprawa wydaje się prosta. Widać, że więźniowie kłamią.– Harm rozglądał się po hotelowym pokoju Mac

- jednak sam wiesz, że w takich miejscach dochodzi do naruszeń regulaminu. – dobiegł go jej głos z łazienki

- A gdzie to się nie zdarza..

- To co? Pokręcimy się tu jeszcze trochę. Przesłuchamy jeszcze kilku ludzi i zamykamy sprawę?

- Nie widzę powodu żeby rozpoczynać proces.

Mac wyszła z łazienki ubrana w zieloną letnią sukienkę na ramiączkach. Harm zmierzył ją wzrokiem. Mimowolnie otworzył lekko usta. Mac podeszła o niego kocim krokiem zadowolona z efektu jaki wywołała. Lekko ręką zamknęła mu usta. Podeszła do drzwi – idziesz?- rzuciła mu jedno z tych spojrzeń od których miękną kolana.

- tak... już... – wychrypiał

Zostali w Gauntanamo jeszcze 2 dni nie spiesząc się z przesłuchiwaniem. Byli zadowoleni, że chodź na chwile udało im się wyrazić z zimnej Virgini.

Stali na końcu kamiennego molo. Patrzyli na ciemny ocean rozciągający się przed nimi. Spokojny i cichy. Harm objął Mac w pasie jakby obawiając się, że mu ucieknie. Ich pobyt tutaj dobiegał końca.

- jutro wracamy –powiedziała Mac

- może uda nam się coś jeszcze znaleźć w tej sprawie, to byśmy mogli tu dłużej zostać

- powiedziałeś admirałowi, że sprawa jest już skończona – Mac oparła głowę na jego ramieniu

- Nie mam ochoty tam wracać. Może poprośmy o to by nas tu przenieśli. Pomyśl o tych codziennych spacerach po plaży.

- Marzyciel.

Złapał ją za rękę. Zeszli z mola na plaże. Szli przed siebie w ciszy brzegiem oceanu, zdając sobie sprawę z tego, że to jest ich ostatni spacer. Wyglądali jak para kochanków tuż przed rozstaniem. I czuli się tak. Wiedzieli, że jak tylko powrócą do Virgini wszystko się zmieni.

- Saro – tym razem ciszę przerwał Harm – Kocham cię.

Mac zatrzymała się. Była zdumiona tym wyznaniem. Po raz pierwszy Harm głośno powiedział jej, że ją kocha. Dotknęła delikatnie dłonią jego policzka.

- Harm – wyszeptała jego imię

- Pamiętaj tym. – przysunął jej drobną dłoń do ust i pocałował ją.

- Kocham cię mój marynarzu.

Harm przyciągnął ja do siebie i pocałował namiętnie.

- wracamy? – wiedziała, że nie pyta czy wracają do hotelu tylko do Fals Church

- musimy – odpowiedziała żałując tych słów.

Szli dalej brzegiem oceanu. Fale obmywały ich stopy zmywając równocześnie ślady na piasku jakie zostawili za sobą. Jakby ich nigdy tu nie było.

Wrócili do mokrego, błotnistego miasta. Śnieg znikł z ulic pozostawiając po sobie kałuże i odkrywając śmiecie jakie ukrywał pod swoją powierzchnią. Nadchodziła wiosna. Mac odwróciła się od okna i pogrążyła się w papierkowej robocie. Po chwili do jej uszu dobiegło podniesiony głos Harma. Podniosła głowę. Zobaczyła jak przechodzi obok jej biura wraz z jakąś kobietą, która na pierwszy rzut oka była zbudowana z nóg i blond głowy. Teraz ona zaczęła coś do niego szybko mówić wymachują przy tym energicznie rękami. Po chwili znikneli za drzwiami biura Harma. Mac uśmiechnęła się lekko i ponownie pogrążyła w papierach.

- pani pułkownik – do biura weszła Jen – admirał prosi panią do siebie

- już idę Jen – Mac wstała i wzięła do ręki kilka teczek. Przechodząc obok biura Harma usłyszała głośne śmiechy. Weszła do biura dowódcy.

W środku był już Bud.

- Pani pułkownik proszę usiąść – admirał wskazał jej fotel przed sobą – Skoro już są wszyscy to przejdźmy do rzeczy. – AJ podał im akta sprawy – Przeprowadzą państwo śledztwo w bazie Word. Podpułkownik McBeal jest posądzony o przemyt narkotyków. Wyjaśnią państwo tą sprawę.

- Tak sir. – Bud wstał do wyjścia.

- Pani pułkownik – Mac zatrzymała się – mam podziękowania generała z Guantanamo. Dobrze się państwo spisali z tamtą sprawą.

- Dziękuje sir. – Mac wyszła z gabinetu.

- Pani Pułkownik – zaraz podbiegła do niej Jen – dzwoniła Chloe Medison. Prosi, żeby pani oddzwoniła.

- Dziękuje Jen – Sara zobaczyła jak od Harma wychodzi blond włosa piękność.

- Doprawdy panie komandorze – szczebiotała tym swoim słodkim głosem – naprawdę jest to możliwe.

- Co do tego nie mam wątpliwości – zapewnił ją Harm

- Zatem do zobaczenia wkrótce – posłała mu czarujący uśmiech i popłynęła w kierunku windy. Harm patrzał jak się oddala.

- Ekchem – Rabb oprzytomniał i spojrzał na Mac

- Ładna

- Nie zauważyłem – powiedział unikając jej wzroku

- Możemy pomówić... U ciebie w biurze.

- Tak... jasne wejdź. – przepuścił ją w drzwiach.

- Musze wyjechać do Pensylwani. Mam sprawę.

- Jak długo cię nie będzie – Harm objął ją w pasie

- Może dwa dni. Bud ma mi pomagać w sprawie.

- Będę tęsknił. – nachylił się nad nią zamiarem pocałowania

- Zamknąłeś drzwi? – w tym momencie do drzwi ktoś zapukał i od razu otworzył drzwi. Mac i Harm odskoczyli szybko od siebie. Do środka wszedł Tiner. Spojrzał na nich niepewnie

- Yyy.. Tak Mac masz racje z tą sprawą. Porozmawiamy o tym później.

- Jasne – Mac szybko wyszła. Tiner miał wrażenie, że była lekko zaróżowiona na twarzy.

- Tiner coś chciałeś? – Harm zdołał już odzyskać równowagę

- Tak. To akta o które pan prosił.

- Dziękuje – wziął od niego teczkę – coś jeszcze?

- Nie...

- Zatem odmaszerować.

Tiner wyszedł zamyślony z biura Harma. Zastanawiał się nad tym co przed chwilą zobaczył. Miał wrażenie jakby komandor i podpułkownik, byli czymś zażenowani, jakby przerwał im coś.

Harm zajął się sprawą chorąży Barbie Goodman. Pomyślał, że nawet to imię pasuje do niej. Przy swoich wymiarach i blond włosach faktycznie wyglądała jak lalka Barbie. Siedział wieczorem i pisał mowę wstępną, gdy zadzwonił telefon.

- Słucham – powiedział do słuchawki.

- Cześć marynarzu. Masz ochotę się zabawić – usłyszał ciepły kobiecy głos

- Właśnie miałem zamiar zjeść kolacje w towarzystwie pięknej pani chorąży – Harm rozsiadł się wygodniej na łóżku.

- Zatem nie wiesz co tracisz

- Oj wiem. Kiedy wracasz?

- Sprawa zajmie nam jeszcze jakieś dwa dni. Może dłużej.

- Pusto jest bez ciebie w moim łóżku.

- Ty przynajmniej spisz w wygodnym łóżku, a ja muszę się męczyć na tej pryczy. – Harm usłyszał dzwonek do drzwi. – Mac muszę kończyć. Ktoś przyszedł.

- Zatem pa.

- Oddzwonię do ciebie później.

- Będę czekać – rozłączył się i poszedł sprawdzić kto przyszedł. Za drzwiami stała chorąży Barbie.

- Hej – uśmiechnęła się słodko

- Cześć – Harm uniósł brew do góry – skąd wiesz gdzie mieszkam

- Och! Zdobyć twój adres to było proste – weszła do środka – wystarczyło zrobić słodkie oczka do takiego nieopierzonego bosmana i od razu mi go dał. Czy zrobiłam coś złego przychodząc, tu do swego obrońcy. – zrobiła minkę a'la skrzywdzony szczeniak.

- Nie.., ale sądziłem, że wszystko wyjaśniliśmy sobie w biurze.

- Przypomniało mi się coś jeszcze – powiedziała siadając w fotelu i zakładając nogę na nogę.

- Nie zaproponujesz mi najpierw coś do picia? Może być wino – zaczęła się bawić lokiem włosów.

- Nie mam wina

- Może być piwo

- Też nie mam. – Harm raptem zdał sobie sprawę, że odkąd zaczął się spotykać z Mac pozbył się z domu zapasów wszelkiego alkoholu.

- Och! Szkoda

- Zatem może mi powiesz, co sobie przypomniałaś?

- To tylko taki drobiazg.

- Chorąży...

- Mów mi Barbie...

- Barbie, mam dużo pracy... jestem zmęczony... przejdźmy od razu do rzeczy...

Kobieta zrobiła obrażoną minę, że nie docenia się tego, że zechciała tu przyjść do niego. Wstała z fotela i skierowała się do wyjścia.

- W takim razie nie będę ci przeszkadzać.

- Barbie..

- Nie, nie. Wiem kiedy mnie nie chcą – otworzyła drzwi

- Możemy porozmawiać o tym jutro u mnie w biurze.

- Jutro mnie nie ma. Ale co powiesz na piątkową kolacje.

- Nie wiem czy to dobry pomysł – powiedział Harm

- Chcesz wiedzieć co mam ci do powiedzenia? – spojrzała na niego uważnie – w takim razie do piątku. Będę czekać w restauracji. Blue Moon. – I odpłynęła, pozostawiając po sobie woń słodkich perfum. Chwycił za telefon i wybrał numer tak dobrze mu już znany.

- Mac... nikt ważny...

Harm nie miał ochoty iść na tą kolacje z Barbie. Czy ja wyglądam jak Ken? Spojrzał krytycznym wzrokiem na swoje odbicie w lustrze. Lecz z drugiej strony nie miał nic niego do roboty. Mac tu nie było. Sprawa jaką prowadziła przeciągała się. Przynajmniej wyrwie się z domu.

Kolacja okazała się głownie paplaniną głupiej blondynki. Tak jak podejrzewał, to co jej się wydało tak istotne w gruncie rzeczy okazało się pretekstem byleby go tu tylko zwabić. Barbie była zadowolona z tego, że jej chytry plan się udał. Przez cały czas gadała, co jej tylko przyszło do głowy. Zaczynał się już zastanawiać jak to jest możliwe, z taką szybkością gadać o głupotach. Wracając z nią taksówką do domu. Czuł się bardziej zmęczony niż po całym dniu spędzonym na sali sądowej. Miał wrażenie, że taksówkarz specjalnie przedłuża tą podróż jadąc tak wolno. W końcu podjechał pod dom.

- jeszcze jest wcześnie – powiedziała Barbie oczekując zaproszenia na drinka.

Harm zignorował to.

- Dobranoc Barbie. – otworzył drzwi taksówki

- Nie zaprosisz mnie do siebie? – położyła rękę na jego kolanie. Harm delikatnie ją odsunął.

- Może innym razem. Dobranoc. – wysiadł z auta.

- Jesteś pewny? – Barbie wychyliła głowę przez szybę.

- Tak.

- Zatem dobranoc Harm

Taksówka odjechała. Harm odwrócił się. Wyciągnął klucze z kieszeni.

- Nie zaprosiłeś jej do środka? – z cienia wyłoniła się Sara

- Mac! Długo tu już czekasz?

- Jakieś pół godziny – podeszła do niego blisko

- Nie myślisz chyba, że ja z nią... To była tylko zwyczajna kolacja.

Uśmiechnęła się leciutko. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta. Harm był tym zaskoczony. Ale nie kazał jej długo czekać na odpowiedz. Oddał jej pocałunek. Oderwali się od siebie. Ich oczy śmiały się. Harm złapał ją za rękę i poprowadził do domu.

- Tiner wezwij do mnie pułkownik Mackenzie i komandora Rabba.

- Jeszcze ich nie ma sir.

- Co! Która jest godzina?

- 10 sir.

- Czy któreś z nich coś zgłaszało?

- Nie sir.

- Zadzwoń do nich i ściągnij ich tu natychmiast!

- Tak jest sir.

Godzina wcześniej.

Mac spała przytulona do Harma. Powoli budziła się z tego błogiego snu. Zaczynała powracać do rzeczywistości. Nagle poderwała się gwałtownie.

- Harm wstawaj. Spóźniliśmy się.

- Co? – zapytał przez sen

- jest już 9. – Mac wyskoczyła szybko z łóżka i w pośpiechu zaczęła się ubierać – Spóźniliśmy się do pracy.

- Jasna cholera – Harm szybko wstał. – Gdzie moja koszula?

- Sprawdź czy nie leży na kanapie. Ja jadę jeszcze do siebie. Przebrać się w mundur.

- Mac zaczekaj! – Harm złapał ją – zapomniałaś coś. Nachylił się nas nią i pocałował długo namiętnie.

- Teraz możesz iść.

- Wariat – uśmiechnęła się, po czym wybiegła jego mieszkania.

- O! Jest moja marynarka – powiedział podnosząc ją z podłogi. Przez twarz przebiegł mu uśmiech na wspomnienie wczorajszego wieczoru.

- komandor Rabb w końcu zaszczycił nas swoją obecnością. – Harm wszedł do sali konferencyjnie gdzie już byli wszyscy na porannym zebraniu

- Przepraszam admirale. Miałem kłopoty z samochodem. – Usiadł obok Sturgisa

- Hmm. A nie wiem pan może przypadkiem co się dzieje z pułkownik Mackenzie?

- Mac jeszcze nie ma. – speszył się – To znaczy nie. Nie wiem dlaczego jej jeszcze nie ma.

- Dobrze. Kontynuujmy.

- Jak już powiedziałem – admirał zwrócił się do Budda – sprawa jest delikatna. Proszę jak najszybciej się z nią uporać. Komandorze Rabb. Dla pana mam napad z bronią w ręku.

- A kto będzie bronił sir?

- Pani pułkownik – powiedział AJ widzą wchodzącą Mac

- Sir. Przepraszam za spóźnienie.

- Pewnie miała pani kłopoty z samochodem.

- Tak – spojrzała na Harma, który zaprzeczył głową – to znaczy nie

AJ zrobił niewyraźną minę. – właściwie to już skończyliśmy

- sir? – powiedziała Mac niepewnie

- komandor Rabb powie pani o wszystkim. To wszystko – wstał i wyszedł z sali z dziwnym uśmiechem na twarzy.

- myślisz, że się domyśla – spytała Mac cicho jak już wszyscy wyszli

- nie wydaje mi się. Ale musimy bardziej uważać.