Przed wami kolejny rozdział. Zapraszam do przeczytania no i oczywiście do skomentowania. Nie zapominajcie, że im więcej komentarzy, tym lepiej się pisze.

][ ][ ][

Rozdział drugi

Szukając w mroku...

][ ][ ][

Bezchmurne niebo skrzydło się od gwiazd. Był środek gorącej, lipcowej nocy. Opustoszałe uliczki oświetlał pomarańczowy blask padający z przydrożnych latarni. W oknach podmiejskich domków panowała ciemność. Nawet koty zwykle grasujące po śmietnikach, w tą duszną noc, wolały pogrążyć się we śnie. Cała okolica zamarła, zupełnie tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

Trzask aportacji który niespodziewanie przeciął ciszę, zabrzmiał niczym wystrzał. Przed jednym z wielu identycznie wyglądających domów aportowała się wysoka postać. Półmrok utrudniał rozpoznanie twarzy przybysza, jednak i w dziennym świetle nie byłoby to łatwe. Mężczyzna odziany był w długa szatę z przepastnym kapturem. Jego ubiór oraz różdżka w dłoni świadczyły jedynie o tym, że jest czarodziejem.

Przez chwilę stał nieruchomo starając się ponownie wyczuć słaby sygnał docierającej do niego magii, w końcu odwrócił się w stronę znajdującego po prawej stronie domu. Jedynie przelotnie spoglądając na mosiężną czwórkę, zdecydowanym krokiem ruszył w stronę pomalowanych na biało drzwi.

- Co robisz w miejscu takim jak to?- ponownie zadał sobie to samo pytanie, po czym cichym Alohomora otworzył zamek. Drzwi uchyliły się ze zgrzytem. Pchnął je i przeszedł przez próg. Gdy znalazł się w niewielkim korytarzu, w jego nozdrza uderzył mdlący zapach środków czyszczących.

- Lumos. - Blade światło padające z różdżki oświetliło wnętrze. Jego oczom ukazał się brązowy dywan pokrywający podłogę oraz białe ściany obwieszone ramkami na których uwieczniono pucołowatego chłopca. Nie przywiązując większej uwagi do wystroju, powoli ruszył przed siebie, szukając źródła mocy.

Nie znalazł go.

Nie był w stanie nic wykryć. Było zupełnie tak, jakby wszystko ucichło w chwili gdy tylko przekroczył próg tego domu. Ktoś mógłby powiedzieć, że po prostu pomylił się przychodząc tutaj, ale on wiedział, że to nie prawda.

Nie mogło być mowy o pomyłce.

Pomóż mi, mój Mały Czarny Panie - błaganie jakie usłyszał w tym wezwaniu, wezwaniu od osoby która nie dała znaku życia od tak wielu lat, upewniło go w tym. Wiedział, że musi być gotowy na wszystko.

- Wskaż mi. - szepnął kładąc różdżkę na otwartej dłoni. Ta przez chwilę wirowała dookoła własnej osi, by w końcu zatrzymać się, wyraźnie wskazując kierunek. W kilku krokach znalazł się przed jednymi z drzwi. Wyglądały niepozornie, zastanawiający jednak był fakt, że zamknięto je na cztery kłódki.

- Alohomora - ponownie rzucił zaklęcie otwierające. Rozległ się cichy szczęk i wszystkie cztery spadły. Głuchy odgłos uderzenia został stłumiony przez dywan. Nacisnął klamkę i delikatnie pchnął drzwi. Wystarczył jeden rzut oka, by zorientował się, że trafił na zejście do piwnicy. Sięgnął ręką do kontaktu, ale światło nie zapaliło się. - Lumos - szepnął i przyświecając sobie końcem różdżki, ruszył w dół. Schodząc po wąskich schodach, nie do końca wiedział, czego właściwie się spodziewa, ale na pewno nie był to widok który ujrzał.

Pomieszczenie było praktycznie opustoszałe. Zazwyczaj piwnica staje się składowiskiem niepotrzebnych w domu przedmiotów które szkoda wyrzucić, tu jednak było inaczej. Poza kubkiem porzuconym przy jednej ze ścian, w piwnicy nie było nic więcej. Nie spodobało mu się to, zwłaszcza że zarówno przy ścianie jak i po środku pomieszczenia, dostrzegł wyraźne ślady krwi. Tak, widział w swoim życiu wiele podobnych miejsc... To nie była piwnica. To był loch.

Wchodząc głębiej schylił się, uważnie przyglądając plamom pozostawionym na betonowej podłodze. - Co oni ci zrobili? - zadał pytanie w przestrzeń, dotykając opuszkami palców krwi. Energia która w niego uderzyła, upewniła go w tym, że się nie pomylił. On tu był. Był i ktoś zrobił mu potworną krzywdę.

Gdzie jesteś?

Ponownie rozejrzał się jedynie upewniając w tym, że jest w piwnicy sam. Gdy jednak wsłuchał się w otoczenie, wyraźnie wyczuł zawirowania magii. To dało mu pewność, że Avis musiał być w tym pomieszczeniu jeszcze kilka godzin temu. Po raz kolejny dotykając plam krwi, przymknął oczy, skupiając się na resztkach obecnej w niej esencji jaką pozostawiła jego magia.

Krew od zawsze była jednym z najlepszych przewodników, szybko więc odnalazł słabo pulsujące źródło. Energia nie była silna, ale upewniła go w tym, że ten wciąż żyje. Dzięki krwi tym razem bez trudu odnalazł jego dokładne położenie. Chciał się od razu do niego teleportować, wyczuł jednak bariery antyteleportacyjne nałożone na dom. W normalnych warunkach mogłoby go zastanowić to, że ktoś zadał sobie trud nałożenia ich na mugolski budynek, ale w obecnej sytuacji nie dziwiło go już nic.

Podniósł się i po raz ostatni omiatając wzrokiem pomieszczenie, opuścił je, nie chcąc tracić więcej czasu niż było to konieczne.

][ ][ ][

Trzask aportacji echem rozniósł się po okolicy. Już po raz drugi w ciągu tej nocy teleportował się nie wiedząc, dokąd trafi. Zazwyczaj niemożliwa była teleportacja w miejsce nieznane, jednak on kierował się pozostawionym śladem magii. Dawało mu to pewność, że nie zbłądzi.

Tym razem otoczyła go całkowita ciemność.

Pierwszą rzeczą którą zarejestrował po wylądowaniu był fakt, że grunt na którym stoi nie jest tak twardy jak wcześniej. To, wraz z otaczającym go mrokiem upewniło go w tym, że znalazł się na jakimś niezamieszkałym terenie.

- Lumos - ponownie tego wieczoru wypowiedział zaklęcie światła i rozejrzał się. W słabym blasku z ciemności wyłoniły się poskręcane konary drzew rzucające ponure cienie na okolicę.

Był w lesie.

- Cholera - zaklął. Coraz mniej mu się to podobało. Wciąż miał w pamięci ślady krwi pozostawione na betonowej podłodze. Ślady te wyraźnie świadczyły o tym, że Avis nie opuścił tamtej piwnicy bez szwanku.. Tym bardziej fakt, że sygnał jego magii odnalazł w miejscu takim jak to, przyprawił go o lodowaty dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa.

- Lumos lucidum - kolejne zaklęcie sprawiło że promień światła oderwał się od różdżki i zaczął unosić tuż przed nim. Znów położył różdżkę na dłoni i szepcząc wskaż mi, skupił się na tym czego poszukuje. Różdżka zawirowała dookoła po czym zatrzymała się, prowadząc w stronę ciemnego pasa drzew. Ruszył tam, pewien że cel jego poszukiwań nie może być zbyt daleko.

Las był gęsty, a chybotliwe światło także nie ułatwiało zadania. Przedzierając się przez plątaninę krzaków i wystających konarów, raz za razem potykał się. Gdy jego szata po raz drugi zaplątała się o ostre kolce i do jego uszu dobiegł dźwięk rozrywanego materiału, zaklął. Był pewien, że osoba która doprowadziła do tej sytuacji, słono za to zapłaci.

Zginie w męczarniach, a tamten dom zrównam z ziemią. - uśmiechnął się do własnych myśli - Ty Avis też dostaniesz za swoje. Gdy tylko postawię cię na nogi, będziesz musiał odpokutować za zniknięcie na tyle lat. Nie myśl, że od tak ci podaruję... - urwał myśl w połowie, gdy niespodziewanie potknął się o coś, tracąc przy tym równowagę. Upadając, w ostatniej chwili wyciągnął przed siebie ręce, chroniąc się przed wylądowaniem twarzą w ziemi. Odpowiedzialnych za to będę zabijał powoli. Bardzo, bardzo powoli... - przebiegło mu przez głowę. Podniósł się i zaczął otrzepywać, zaraz jednak przerwał, w słabym świetle unoszącego się przed nim światła dostrzegając to, o co tak właściwie się potknął.

Ciało.

Leżał na brzuchu z lewą ręką wykrzywioną pod dziwnym kątem. Nie widać było jego twarzy, jednak nawet bez spoglądania, wiedział z kim ma do czynienia. Słabe przebłyski magii dochodzące od leżącego przed nim mężczyzny upewniły go w tym. Wreszcie, po tylu latach, on znów stanie u jego boku.

Uklęknął, ostrożnie starając się obrócić go. Chociaż nie ruszał się, czuł że wciąż żyje. Niestety nawet w tak nikłym świetle widoczna krew, świadczyła o tym, że nie jest z nim dobrze. - Kto ci to to cholery zrobił? - Postępując najdelikatniej na ile było to możliwe w obecnej sytuacji, ostrożnie ułożył go na plecach. Sięgnął ręką do jego twarzy, by odgarnąć z niej brudne kosmyki i zamarł.

Niemożliwe.

Leżąca przed nim osoba z pewnością nie była mężczyzną, dużo bardziej pasowało określenie chłopiec, by nie powiedzieć po prostu dziecko. Ruchem ręki obniżył Lumos tak, by oświetlił drobną twarz. Chłopiec był brudny ale nawet w tak słabym świetle, bez trudu dało się rozpoznać kim jest. Nie, nie ujrzał rysów jakich się spodziewał. Wręcz przeciwnie, przymknął oczy czując że to co zobaczył, właśnie wywróciło cały jego poukładany świat do góry nogami.

Harry Potter.

Jak? - W głowie miał totalny chaos. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Faktem jednak pozostawało że osobą przy której właśnie klęczy jest cholerny złoty rycerzyk jasnej strony. Harry Potter.

Wziął głęboki oddech starając się uspokoić.

- Czy to możliwe że się pomyliłem? - spytał sam siebie, ale gdy tylko to pytanie przebrzmiało w otaczającej go ciszy, upewnił się, że nie mogło być tu mowy o żadnej pomyłce. Struktury magicznej nie dało się pomylić z inną. Dla każdego czarodzieja była unikalna. Zupełnie jak kod DNA o którym musiał wiele lat temu uczyć się w mugolskiej szkole.

Tak, ten chłopiec z pewnością był osobą której szukał. Niestety świadomość tego ani trochę nie czyniła całej tej sytuacji bardziej klarowną. Jeszcze przez chwilę klęczał zastanawiając się co właściwie zrobić, w końcu podniósł się. Ostrożnie wziął nieprzytomnego Pottera na ręce, starając się nie zrobić mu jeszcze większej krzywdy. Musiał to wszystko na spokojnie przeanalizować, a ciemny las na pewno nie był do tego najodpowiedniejszym miejscem.

- Aligio - rzucił zaklęcie, związując siebie z dzieciakiem po czym z trzaskiem teleportował ich obu.

][ ][ ][

Gdy tylko ponownie znalazł się wewnątrz własnej posiadłości, pierwsze swe kroki skierował do łazienki. Poprawiając nieprzytomnego chłopca w ramionach, machnięciem różdżki napuścił letniej wody do wanny. Nie do końca wiedząc dlaczego właściwie to robi, kolejnym zaklęciem usunął z niego zniszczone rzeczy po czym delikatnie zanurzył go w wodzie.

Zmywając brud oraz zaschniętą krew zniesmaczony dostrzegł że na wychudzonym ciele można policzyć wszystkie żebra. Dzieciak był głodzony. Gdy z rozmokniętych ran ponownie zaczęła sączyć się krew, dostrzegł jak jest ich wiele. Pokrywały niemal całą powierzchnię ciała. Na palcach jednej ręki mógł policzyć miejsca nie poznaczone rozcięciami lub siniakami.

Kto cię tak skatował?

- Jak Dumbledore mógł pozwolić na to by jego bohater został potraktowany niczym worek treningowy? - Przemywając kolejne zranienia zastanawiał się, dlaczego właściwie jeszcze nie zabił tego dzieciaka. To przez Harry'ego Pottera wiele lat spędził w powłoce nieprzypominającej nawet ludzkiego ciała. Tak, dobrze o tym pamiętał, a mimo to...

Nie mógł go zabić.

Energia która emanowała z Pottera była zbyt znajoma. Wciąż nie wiedział jak to możliwe, ale miał pewność, że to tej magii poszukiwał. To jego brakowało mu przez cały ten czas. Nie zgadzał się jego wygląd, ani nawet wiek, lecz w jakiś sposób czuł że ma do czynienia z tą samą osobą.

Gdy zmierzył się ostatni raz z nim na cmentarzu, nie zwracał na niego zbyt wielkiej uwagi. Jego dopiero co odrodzone ciało było wtedy wciąż niestabilne i nie miał dostępu do wielu własnych zdolności.

Nie zdołał więc wyczuć kim jest.

Kiedy powrócił pamięcią do nocy trzeciego zadania Turnieju Trójmagicznego, nagle kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce. Dotąd sądził że rytuał który przeprowadził Glizdoogon nie został odprawiony właściwie i to dlatego początkowo jego wygląd tak bardzo odbiegał od normy. Teraz jednak zrozumiał, że przyczyna mogła być zupełnie inna...

Krew wroga odebrana siłą...

- Skoro posiadasz tą magię i jest jakiekolwiek wyjaśnienie tego, jak mógłbyś być nim, to by znaczyło że krew którą otrzymałem, nie była krwią wroga... - ledwie jego własne słowa przebrzmiały w pomieszczeniu, zyskał pewność, że może mieć rację.

To było najlogiczniejsze wytłumaczenie.

Wyciągnął chłopca z wody i po osuszeniu zaklęciem, przywołał z szafki maść. Nakładając ją na zranienia powrócił do rozmyślań.

- Jeżeli to rzeczywiście jesteś ty, jak to możliwe, że wyglądasz jak dziecko? Zaklęcia maskujące? Wielosokowy? - Pokręcił głową pewien że oba pomysły są równie absurdalne. Zaklęcia łatwo można by zdjąć a eliksir wielosokowy trzeba było zażywać regularnie. Poza tym dotąd już kilka razy spotkał się z Harrym Potterem. Miał pewność, że chociażby w Hogwarcie, gdy próbował wykraść Kamień Filozoficzny, nie walczył z dorosłym. Tak wtedy Harry miał jedenaście lat i walczył jak jedenastolatek.

Zastanawiając się jakie inne może być tego wyjaśnienie, nastawił rękę chłopca i ostrożnie pochwycił go w ramiona. Przeniósł go do sypialni i delikatnie ułożył na łóżku. Przykrywając Harry'ego po samą szyję zaczął mu się uważniej przyglądać. Już na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że dzieciak z pewnością wygląda tak jakby pochodził z rodziny Potterów. Charakterystyczne włosy oraz kości policzkowe nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Widząc go gdzieś przelotnie lub oglądając jego zdjęcia w gazecie nigdy nie uwierzyłby w to, że smarkacz jest kimś innym, a jednak... teraz nie mógł temu zaprzeczyć. Po tym jak go dotknął, nie miał żadnych wątpliwości.

Magia chłopca mówiła sama za siebie.

- Co mu zrobiłeś Dumbledore? - był pewien, że to jego robota. Nikt inny nie byłby do czegoś podobnego zdolny. - Rzuciłeś na niego zaklęcie adopcyjne? - zamyślił się. Zaklęcie adopcyjne z pewnością mogło wyjaśnić podobieństwo chłopca do Potterów, ale nie jego wiek.

Chyba że... - zamarł gdy kolejny element układanki dopasował się do całości sprawiając, że wszystko nagle stało się przerażająco klarowne.

- Czy naprawdę jesteś aż tak szalony Dumbledore?

Usiadł na brzegu łóżka i po raz kolejny spojrzał na śpiącą postać. Drobny chłopiec zdawał się tonąć w pościeli. Wyciągnął dłoń i opuszkami palców delikatnie dotknął jego bladego policzka. Przez chwilę przyglądał mu się, po czym sięgnął po schowany w szafce eliksir i unosząc nieco jego głowę wlał w niego kilka łyków, uważając, by nie zachłysnął się przy przełykaniu. Ułożył go ostrożnie z powrotem i odstawił flakonik po czym, odsunął kołdrę tak, by zsunęła się z lewej nogi chłopca.

- Jest jeszcze jeden sposób na to, by sprawdzić czy jesteś tym kim myślę. - Sięgnął po pozostawioną na stoliku różdżkę i przykładając ją do jego kostki zaintonował zaklęcie. - Pokaż prawdę ukrytą - Jak tylko ostatnia sylaba przebrzmiała, na bladej skórze pojawiły się z początku różowe a potem coraz ciemniejsze linie. Patrząc jak zaczynają tworzyć dobrze znajomy znak, uśmiechnął się do siebie.

- Avis Arawn... Jak to się stało, że ktoś taki jak ty został Harrym Potterem? Jak mogłeś dać się złapać osobie takiej jak Albus Dumbledore? - Przykrył go, układając wygodniej w pościeli. - Cóż w każdym razie chyba masz już dość grania pierwszych skrzypiec w jego grze, prawda? - ponownie sięgnął do jego twarzy i odgarnął z mokrego od potu czoła potargane kosmyki, po czym zsunął dłoń przeciągając jednym z długich palców po jego wargach - Osoba taka jak ty, nigdy nie będzie jego złotym rycerzykiem.

Sprawię że znów staniesz się tym, za kim tak długo tęskniłem.

][ ][ ][

Lumos lucidum - stworzone przeze mnie zaklęcie które tworzy światło unoszące się przed osobą rzucającą czar. ( Lucidum - zwrot pochodzi z języka łacińskiego i w tłumaczeniu oznacza świetlisty).

Avis - wybrane przeze mnie imię to słowo mające wiele tłumaczeń - w języku łacińskim oznacza ptaka ( takie tłumaczenie wykorzystała Rowling ) lub znak wieszczy, poza tym w języku francuskim słowo tłumaczone jest jako informacja, ostrzeżenie.

Arawn - to słowo u mnie jest nazwiskiem, jednak w rzeczywistości to imię pochodzące z mitologii walijskiej, nazywano tak Pana Zaświatów.

][ ][ ][

Koniec rozdziału 2