Rozdział trzeci oddaję w wasze rączki. Pokłony w stronę ciebie colubrum. Miałaś rację scena z duszeniem z poprzedniej wersji nijak nie pasowała do całości. Fruuu i odleciała.
Zapraszam do lektury.
][ ][ ][
Rozdział trzeci
Dlaczego mnie uratowałeś?
][ ][ ][
Nie był pewien czy się obudził, czy jednak wciąż jeszcze śni. Znajdował się na granicy między jawą a marzeniami. Świadomość powracała do niego powoli. Ociężały umysł miał problem z poskładaniem w całość myśli. Nie wiedział ile trwał w tym stanie, w końcu jednak zewnętrzne bodźce zaczęły do niego docierać.
Pierwszą rzeczą którą zarejestrował był fakt, że leży na czymś miękkim i jest mu ciepło. Już od dawna nie czuł się tak dobrze. Po raz pierwszy od wielu dni nic go nie bolało. Lekko poruszył odrętwiałą ręką i pod palcami wyczuł gładki materiał.
Pościel.
Zrozumiał że musi znajdować się w łóżku, nie miał jednak pojęcia jak tutaj trafił. Ostatnią rzeczą którą pamiętał było to, jak wuj szarpie go i krzyczy że ma się podnieść... po tym był już tylko niebyt.
Zabrali mnie stamtąd.
Czy trafiłem do Skrzydła Szpitalnego? Czyżby Dumbledore się namyśli i jednak zdecydował łaskawie sprawdzić co się ze mną dzieje? Ciekawe co zrobił wuj jak czarodziej pojawił się na progu jego domu? Zaczął wrzeszczeć? Może narobił w gacie? Chciałbym wiedzieć jaką miał minę ten Stary Idiota jak mnie zobaczył
Czy chociaż przez chwilę zrobiło mu się głupio?
Spróbował otworzyć oczy, powieki jednak okazały się zbyt ciężkie. Po kolejnych dwóch podejściach, poddał się. Chyba było na to jeszcze za wcześnie. Nie wiedział czy mijają minuty, czy sekundy. Podejrzewał że musi być słabszy niż mu się początkowo zdawało bo to tracił to odzyskiwał kontakt z rzeczywistością.
Czuł się otępiały.
Był pewien że szkolna pielęgniarka jak zwykle nafaszerowała go zabójczą ilością eliksirów przeciwbólowych. Dobrze rozpoznawał ich skutki. Zawsze był po nich tak nieprzytomny jak to miało miejsce obecnie.
Coraz bardziej chciało mu się pić.
Próbował zawołać kogoś, ale z jego wysuszonego gardła nie wydostawał się żaden dźwięk. Ponownie poruszył ręką. Kosztowało go to wiele wysiłku jednak miał nadzieję, że ktoś zauważy ten gest. Chciał jakoś dać znać, że się już obudził, a niestety na nic więcej nie miał siły. Całe ciało było tak ciężkie, że wydawało się mu zrobione z ołowiu.
Czas mijał, ale nikt nie przychodził.
Czy jestem tutaj sam?
Dlaczego?
Madame Pomfrey nigdy nie zostawia pacjentów bez nadzoru. Zawsze znajduje się gdzieś w pobliżu. Nawet jeśli przebywa w swoim gabinecie, to dzięki zaklęciom monitorującym wie co się dzieje. Czemu więc teraz nie przychodzi? Musiała zauważyć że się obudziłem... - wsłuchał się w otoczenie, jednak nie dosłyszał żadnych kroków.
Czy naprawdę nikogo nie ma w pobliżu? - westchnął i zamarł, nagle uświadamiając sobie jeszcze jedną rzecz. W powietrzu nie unosił się zwykle obecny w Skrzydle Szpitalnym zapach środków dezynfekujących i eliksirów. Wręcz przeciwnie, wdychając je, wyraźnie wyczuwał aromat cytryny oraz mięty.
Czy to możliwe, że nie jestem w Hogwarcie? - w tym momencie wydawało mu się to prawdopodobne, jednak ta myśl zamiast go uspokoić, wzbudziła w nim jeszcze więcej wątpliwości. - Ale gdzie indziej mógłbym być? Może zabrali mnie rodzice Rona? Czy to Nora? Nie, na to jest tu stanowczo zbyt cicho. W domu Rona zawsze panuje zamieszanie, a w nocy jego chrapanie zagłusza wszystko inne...
Może więc jednak jestem w zamku? Może z jakiegoś powodu dyrektor nie umieścił mnie w Skrzydle Szpitalnym, lecz w innej komnacie?
Tylko właściwie po co miałby to robić?
Zebrał się w sobie i zmusił się do kolejnego wysiłku który tym razem zakończył się sukcesem. Ostrożnie uchylając powieki, zmrużył oczy w promieniach zalewającego pomieszczenie słońca. Chwilę trwało zanim jego wzrok przyzwyczaił się do światła, w końcu jednak był w stanie rozejrzeć się. Z pewnością nie było to Skrzydło Szpitalne. Nie była to żadna komnata jaką kiedykolwiek widział w Hogwarcie.
Leżał w przestronnym pokoju którego jedną ścianę zajmowały trzy olbrzymie okna zwieńczone łukiem. Całe pomieszczenie urządzone było w granacie i bieli. Ciemne ściany kontrastowały ze śnieżnobiałymi zasłonami. Nie było tu zbyt wielu mebli. Przy jednym z okiem stał szklany stolik z dwoma obitymi na niebiesko fotelami. Przed kominkiem znajdującym się na przeciwległej ścianie postawiono bujany fotel pokryty białym futrem. Poza tym, w pokoju znajdowało się jedynie łóżko na którym aktualnie leżał. Po raz kolejny przesunął palce po ciemno granatowej pościeli zastanawiając się mimowolnie z jakiego materiału została wykonana.
Jedwab? - nie znał się na tym, nie mógł być więc do końca tego pewien. W każdym razie musiał przyznać, że pokój został urządzony ze smakiem. Gdyby miał powiedzieć co sądzi o wystroju, określiłby go jednym słowem:
Śliczny.
Z pewnością gdyby miał kiedykolwiek szansę sam urządzić swój pokój, wyglądałby on podobnie do tego, w którym obecnie się znajdował. Niestety wcale nie czuł się z tego powodu szczęśliwszy. Wciąż nie miał pojęcia gdzie tak właściwie jest. Jednym czego był pewny to to, że raczej nie znajduje się w szkole.
Znam cały zamek.
W ciągu ostatnich lat zwiedziłem wszystkie jego zakamarki i na pewno nie ma w nim miejsca takiego jak to. - Zbyt wiele rzeczy wskazywało na to, że jednak nie jest w zamku, ale pewność co do tego, wcale nie rozjaśniała mu sytuacji. - Skoro nie jestem w Hogwarcie, to w takim razie gdzie trafiłem? Czyj to dom? Kto tak właściwie mi pomógł? Czy to Dumbledore mnie tutaj zabrał? A może ktoś inny? Tylko kto poza nim mógł wiedzieć gdzie jestem?
Kto inny chciałby mi w ogóle pomóc?
Nic już z tego nie rozumiem... - zamknął oczy czując że od natłoku pytań na które nie potrafi znaleźć odpowiedzi, zaczyna boleć go głowa. Westchnął gdy zmęczenie ponownie zaczęło brać górę nad jego wolą. Przez chwilę starał się z nim walczyć, wreszcie jednak poddał się, stwierdzając, że zastanowi się nad tym wszystkim później.
][ ][ ][
Gdy obudził się po raz drugi, jeszcze zanim otworzył oczy, wyczuł że tym razem nie jest w pomieszczeniu sam. Ostatnie tygodnie spędzone w ciemnej, cichej piwnicy, wyczuliły go na sygnały dochodzące z otoczenia. Nie tylko był w stanie stwierdzić że poza nim w pokoju jest ktoś jeszcze, ale mógł nawet zlokalizować miejsce gdzie ta osoba się dokładnie znajduje. Uchylając powieki odwrócił głowę stronę okien. Na tle zachodzącego słońca bez trudu dostrzegł mężczyznę odzianego w długą, czarną szatę.
Niestety stał on do niego tyłem, nie był więc w stanie dostrzec jego twarzy. Mimo wszystko jego sylwetka oraz opadające na ramiona ciemno brązowe, niemal czarne włosy, upewniły go w tym, że nie jest to ktoś kogo mógłby znać.
- Kim... - zaczął, chcąc dowiedzieć się kto go uratował, zaraz jednak urwał zanosząc się suchym kaszlem. Oczy zaszły mu łzami i nie mógł złapać oddechu. Rozpaczliwie starał się opanować, ale wysuszone gardło odmawiało współpracy.
- Wypij - kiedy niespodziewanie mężczyzna przyłożył mu do ust flakonik z jakimś eliksirem, posłusznie rozchylił wargi. Pozwalając podać sobie gorzki specyfik, mimowolnie zastanawiał się nad tym, kiedy ten do niego podszedł.
Nie słyszałem kroków.
Było to dziwne, w końcu jednak założył że to dywan wytłumił dźwięki. Przymykając oczy, z ulgą przyjął zbawienne działanie eliksiru. Powoli dochodząc do siebie, poczuł że nie tylko gardło go już tak nie boli, ale i ma w sobie nieco więcej siły niż wcześniej. Ponownie uchylając powieki, odwrócił głowę w stronę mężczyzny by mu podziękować.
Zamarł, w jednej chwili rozpoznając kim jest jego wybawca. Choć nie wyglądał tak jak w czasie ich spotkania na cmentarzu, to tych czerwonych oczu nie mógł pomylić z nikim innym:
- Voldemort...
Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Świadomość że to właśnie on wydostał go od szalonego wuja, wydawała mu się całkowicie absurdalna. - Voldemort mnie uratował? Mnie?! Może jednak umarłem?!
Cholera co tu się dzieje?!
Przecież to niemożliwe by Czarny Pan był moim wybawcą! Cholera, on od lat próbuje mnie zabić! Dlaczego więc opatrzył mnie i teraz jak dobry przyjaciel tak po prostu podaje mi eliksiry?! A może właśnie wypiłem truciznę? Nie, to też nie ma sensu... gdyby chciał mnie otruć, to po co w ogóle by mnie leczył? Wystarczyło zostawić mnie w łapach wuja.
Byłoby to o wiele prostsze.
- Czego ode mnie chcesz? - zadał pierwsze pytanie które przyszło mu do głowy. Panująca cisza zaczynała mu już ciążyć.
Voldemort nie odpowiedział.
Siedział tuż koło niego jedynie patrząc mu w oczy. Harry nie był pewien o co dokładnie chodzi, jednak wzrok Czarnego Pana wydał mu się nieco dziwny, jakby oceniający. Czuł że to spojrzenie przewierca go na wylot. Nie, nie wyglądało na to by oceniał jego wygląd. Było wręcz przeciwnie, Harry miał wrażenie, że próbuje dotrzeć do samej duszy.
W końcu nie wytrzymał i odwrócił wzrok, nie wiedząc co robić. Voldemort wciąż milczał i po prostu patrzył. Jego spojrzenie było dużo gorsze niż jakiekolwiek obelgi. Harry jeszcze jako dziecko nauczył się jak ma sobie radzić z wyzwiskami, ale to go przytłaczało.
Dlaczego tak na mnie patrzy? Czemu jeszcze mnie nie zabił? Czemu jego spojrzenie jest takie oceniające i zaciekawione?
Ogląda mnie jak eksponat na wystawie... - zacisnął palce na pościeli by pokryć zmieszanie, po czym ponownie odwrócił się do Voldemorta.
- Dlaczego mnie uratowałeś? - musiał zadać to pytanie.
Wzdrygnął się gdy Voldemort uniósł rękę. Oczekiwał ciosu, ten jednak jedynie delikatnie dotknął jego policzka, po czym przesunął palce na jego wargi. Powoli obrysowując ich kształt uśmiechnął się lekko i w końcu odezwał.
Jego słowa wcale go nie uspokoiły.
- Avis, czy to nie oczywiste? Czyżbyś już zapomniał, że mojej własności nigdy nie wypuszczam z rąk.
Po tym, w i tak skołatanych myślach Harry'ego zapanował kompletny chaos. - Jego własność... O czym on do cholery mówi?! Czy on kompletnie oszalał?!
- Spokojnie Avis. Patrząc na twoją obecną reakcję, a także to w jaki sposób przebiegło nasze ostatnie spotkanie, zakładam że wielu rzeczy nie pamiętasz. Lecz nie martw się, do wszystkiego dojdziemy powoli. Wkrótce zrozumiesz. - czując palce ponownie przesuwające się po twarzy, cofnął się, chcąc od niego odsunąć. Niestety zbyt gwałtowny ruch sprawił że zakręciło mu się w głowie i potrzebował dłuższej chwili na odzyskanie ostrości widzenia.
Nie pamiętam? Czego niby nie pamiętam? Tego że nie tak dawno omal mnie nie zabił na cmentarzu? A może tego jak próbował mnie wykończyć na moim pierwszym roku nauki? Jak omal nie zwalił mnie z miotły w czasie meczu quiditcha? Jak zmusił mnie do walki o ukryty w szkole kamień filozoficzny?! Czy też może nie pamiętam jak w Komnacie Tajemnic nasłał na mnie cholernego bazyliszka?! Jak przez niego musiałem przejść przez te wszystkie zadania Turnieju Trójmagicznego tylko po to by mógł ściągnąć mnie na tamten cmentarz?! Przecież to on jest winny temu, że spędzam każde przeklęte lato z porąbanym wujem!
Czego nie pamiętam?! Pamiętam wszystko!
- Spójrz na mnie Avis. - kiedy po raz kolejny usłyszał to dziwne imię, jego kruche opanowanie, osiągnęło limit. Cała sytuacja stawała się zbyt nierealna. Nim na dobre mógł się zastanowić nad tym co robi, wybuchnął:
- Nazywam się Harry! Harry! Nie jestem żaden Avis! Dlaczego tak do mnie mówisz?! W co ty grasz Voldemort? Od kiedy ratujesz mi życie, przecież dotąd za każdym razem starałeś się mnie zabić! Co się zmieniło? Może po prostu kompletnie oszalałeś?! To całkiem możliwe skoro odrodziłeś się w głupim kotle na jakimś zapuszczonym cmentarzu! Szkoda że Glizdogon cię tam nie ugotował! - wrzasnął i znów zaniósł się kaszlem gdy gardło po raz kolejny tego dnia dało o sobie znać. Voldemort wykorzystał tę chwilę by się odezwać.
- Spokojnie mój mały. Nie ma potrzeby byś się tak denerwował. - Nim na dobre był w stanie odzyskać oddech i się odezwać, Voldemort zabrał rękę z jego twarzy i przemówił ponownie: - Musisz dać sobie czas. Mamy wiele kwestii do omówienia. Gdy nadejdzie pora zrozumiesz wszystko.
- Mylisz się Voldemort. Nie mamy o czym rozmawiać. Zabiłeś moich rodziców, od lat uprzykrzasz mi życie. Dlaczego niby miałbym o czymkolwiek z tobą dyskutować? - tym razem już nie krzyczał, spoglądając w jego czerwone tęczówki był spokojny. Nie miał nic do stracenia.
- Jak zwykle brakuje ci cierpliwości. Chociaż minęło tyle lat, ty najwidoczniej nic się nie zmieniłeś. Jednak w porządku. Możemy zacząć od tej sprawy. Nie jesteś i nigdy nie byłeś Harrym Potterem. Jak się nad tym zastanowić, to nie jestem nawet pewny czy tak naprawdę Harry Potter kiedykolwiek się narodził. Tym samym nie zabiłem twoich rodziców. Nie musisz mnie więc traktować jak swojego wroga. - to co Voldemort mówił było dla niego po prostu absurdalne. Zaczynał się zastanawiać czy jego początkowe założenie nie było słuszne i ten czasem odzyskując ciało nie stracił resztek rozumu.
Nie jestem Harrym? Jak nie nim to niby kim? Czy to w tym kotle poprzestawiało mu się kilka klepek? A może po prostu już wcześniej był pomylony? Zresztą o co ja w ogóle pytam? Czy człowiek który został przeklętym Czarnym Panem może być uznawany za normalnego?
- Jesteś nienormalny - te słowa wyrwały mu się zanim zdołał się nad nimi zastanowić. Gdy dotarło do niego co tak właściwie powiedział, zadrżał. Był pewien że ten nie przepuści takiej odzywki płazem. Mimowolnie skulił się, oczekując ciosu, jednak Voldemort nie podniósł na niego ręki.
- Na twoim miejscu zapewne zareagowałbym podobnie. Nie mając właściwych informacji nie jesteś w stanie wyciągnąć innych wniosków. Zapewne również nie uwierzysz mi na słowo, więc zanim będziemy kontynuować naszą rozmowę, pokażę ci coś. - Po tych słowach Voldemort podniósł się i zrzucił z niego kołdrę. Nim Harry miał okazję cokolwiek zrobić, został przez niego pochwycony i wzięty na ręce.
- Puszczaj! - krzyknął, ale Voldemort to zignorował kierując się w stronę drzwi. Te, gdy tylko się zbliżył, otworzyły się przed nim bezszelestnie.
Znaleźli się w długim, wąskim korytarzu. Nie było tu żadnych okien, drogę oświetlały jedynie świeczki umieszczone w kandelabrach. Harry nie mając sił na dalszą walkę, poddał się, pozwalając mu się nieść. Skupiając się na otoczeniu starał się zapamiętać kolejne zakręty i pokonywane kondygnacje. Miał nadzieję, że pomoże mu to w ucieczce, o ile kiedykolwiek będzie miał na nią szansę.
Niestety schodów i przejść było tak wiele, że bardzo szybko stracił orientację. Voldemort mógłby nawet zacząć chodzić po nich w kółko, a on i tak by tego nie zauważył. W końcu zatrzymali się. Spoglądając na niepozornie wyglądające drzwi, poczuł mimowolną ciekawość.
Gdzie jesteśmy? - ledwie zadał sam sobie pytanie, Voldemort pchnął drzwi i jego oczom ukazało się wnętrze.
][ ][ ][
Nie był do końca pewny czego tak właściwie się spodziewał. Lochu? Jakiejś ponurej Sali Tortur z krwią rozmazaną po ścianach i podłodze? W każdym razie widok zwykłego, prosto urządzonego saloniku, był uspokajający, a zarazem lekko rozczarowywał. Po prostu nie pasował mu do obrazu groźnego Czarnego Pana. Ale jak się nad tym zastanowił, w ciągu ostatnich godzin zobaczył i usłyszał zbyt wiele dziwnych rzeczy, by miał się dłużej dziwić czemukolwiek.
Posadzony w jednym ze stojących przy kominku foteli, w napięciu obserwował Voldemorta, kierującego się do stojącego przy ścianie regału. Przyglądając się jego poczynaniom, zastanawiał się, co ten właściwie planuje. Gdy w chwilę później dostrzegł w jego rękach kamienną misę, wszystko stało się jasne. Voldemort ustawił naczynie na stoliku tuż przed nim, a następnie zajął drugi z foteli. Zadrżał spoglądając w migoczącą taflę substancji wypełniającej misę. Nigdy osobiście jej nie używał, jednak dobrze wiedział czym ona jest.
Myślodsiewnia...
- Co takiego chcesz mi pokazać Voldemort?
][ ][ ][
Dla przypomnienia
Avis - jest to wybrane przeze mnie imię. Jest to słowo mające wiele tłumaczeń - w języku łacińskim oznacza ptaka ( takie tłumaczenie wykorzystała Rowling i stworzyła z tego zaklęcie ). Jest to także znak wieszczy, poza tym w języku francuskim to słowo tłumaczone jest jako informacja, ostrzeżenie.
Arawn - to słowo jak już zaznaczałam wykorzystuję jako nazwisko chociaż w rzeczywistości jest to imię pochodzące z mitologii walijskiej. Nazywano tak Pana Zaświatów.
Myślodsiewnia - tego nie trzeba zapewne tłumaczyć, jednak uprzedzam, że na potrzeby opowiadania nieco zmieniłam zastosowanie tego artefaktu w porónaniu do działania pierwowzoru. Wszystkie różnice wyjaśnią się w następnym rozdziale.
][ ][ ][
Koniec Rozdziału 3
