Gdybym miała podsumować ten rozdział to powiem, że właściwie połowa jego nie istniała w poprzedniej wersji.
Wszystkiego Najlepszego z okazji minionych świąt. Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę osłodzi wam dzień.
][ ][ ][
Rozdział 8
To dla mnie tylko puste słowa
][ ][ ][
28 lipca 1957 roku... Jak to możliwe? Naprawdę urodziłem się w 1957 roku? Czy to znaczy, że Voldemort nie pomylił się nazywając mnie Avis? - Cyfry wiszące przed jego oczami, najpierw zbladły, a zaraz potem rozwiały się całkowicie. Nie miało to żadnego znaczenia. Już nie. Data którą zobaczył, na zawsze wyryła się w jego pamięci.
1957 rok.
Czy to może być oszustwo? - chciał żeby tak było, lecz zarazem zdawał sobie sprawę z tego, że Voldemort nie ma potrzeby kłamać. Poza tym, sam widział jak chwilę wcześniej Czarny Pan rzucił to samo zaklęcie na siebie. Tak, tu nie mogło być mowy o pomyłce. Niestety świadomość tego nie napawała go radością.
- Czyli ja... - nie był w stanie tego wypowiedzieć.
- Nazywasz się Avis Arawn. Nie ma już co co tego żadnych wątpliwości. - Słysząc to chciał temu zaprzeczyć, ale nie potrafił. Tu nie było już niczego, czemu można by zaprzeczyć. Próbując jakoś pozbierać się po tym, wstał i podszedł do okna żeby wpuścić trochę powietrza. Był skołowany i miał wrażenie że grunt zaraz usunie mu się spod nóg. Opierając się o parapet wziął głęboki oddech i nie odwracając się, powiedział:
- Nie jestem Harrym. - Czuł się obdarty ze wszystkiego co kiedykolwiek posiadał. Nie wiedział już kim jest i co ma dalej robić. - Całe moje życie było zwykłym kłamstwem? Moi rodzice, Syriusz, wuj Vernon... nie mają ze mną nic wspólnego? Co mam teraz zrobić? Jak mam spojrzeć w oczy dyrektorowi wiedząc, że on... - głos całkowicie mu się załamał.
- Gdy nadejdzie na to czas, znajdziesz siłę. Nie zapominaj także, że nie jesteś i nigdy nie byłeś sam, Avis. Jesteś częścią mnie i tak pozostanie na zawsze. - Ostatnie słowa Voldemorta powinny raczej wzbudzać w nim strach niż przynosić ulgę, ale pozwoliły mu się uspokoić. Otworzył okno szerzej i wchodząc na parapet, oparł się plecami o framugę.
- Skoro naprawdę jestem osobą o której mówisz, powiedz mi w jaki sposób stałem się piętnastolatkiem. Jestem już gotowy tego wysłuchać. - wciąż wyglądał na zewnątrz, nie zauważył więc, że Voldemort uśmiechnął się po jego słowach i dopiero potem. przemówił:
- Istnieją dwa sposoby na dokonanie trwałej manipulacji tego rodzaju. Oba są równie niebezpieczne jak i nielegalne. Z pewnością żaden z nich nie przypadnie ci do gustu.
- Zaczynam wątpić w to, czy Dumbledore kiedykolwiek stosował legalne rozwiązania. - mówiąc to odwrócił głowę do Czarnego Pana. - Skoro bez skrupułów manipuluje cudzym życiem, co mu szkodzi nagiąć nieco prawo? Zresztą czy ktokolwiek uwierzyłby, że taki dobrotliwy staruszek robi coś nielegalnego?
- Dumbledore przez wiele lat pracował nad swoim wizerunkiem, ale masz rację, dzisiaj niewielu jest gotowych podważyć jego słowa. Stał się ikoną jasnej strony i to za nim podąża większość czarodziejów, zwłaszcza osoby ze średniej klasy. Stare rody czarodziejskie nie są tak ślepo ufne w jego słowa, ale ich pozostało już niewiele. Nawet jeśli nie wierzą w jego przekonania, nie mają władzy żeby coś z tym zrobić.
- Czy moi rodzice... Lily i James Potter byli starym rodem? - nie wiedział nawet jak ma ich teraz nazywać, ale czuł, że wciąż są mu bliscy. Nawet bez łączących ich więzów krwi, w dalszym ciągu stanowili część jego rodziny. - Oddali za mnie życie i nic tego nie zmieni. Zawsze będą dla mnie rodzicami.
- Byli wielopokoleniową rodziną, jednak nie zaliczali się do najstarszych rodów. Te rody mają przynajmniej pięćset letnie korzenie. Potterowie znani są od jakichś dwustu lat. Nie ma zbyt wielu najstarszych rodzin. Zostały wymordowane albo słuch o nich zaginął. Jedną z tych o których wiem, jest twój własny ród.
- Mój? Masz na myśli...
- Tak. Ty jesteś potomkiem jednego z najstarszych rodów. Z tego co się orientuję, w ten ród wchodzi kilka rodzin, chociaż ty jesteś ostatnim z Arawnów. - Przytaknął, nie potrafiąc zdobyć się na nic więcej. Słuchanie o obu rodzinach było dla niego dosyć dziwne. Tak naprawdę nie był pewien czy obecnie należy do którejkolwiek z nich.
Mam już potwierdzenie, że nie nazywam się Potter, ale co to znaczy, że jestem Avis? Avis Arawn, to dla mnie tylko puste słowa. Nawet jeśli znam swoje prawdziwe imię i datę urodzenia, to tak naprawdę nic o sobie nie wiem. Jaki kiedyś byłem? Czy miałem wielu przyjaciół? Co mnie skłoniło do zawarcia jakiegokolwiek sojuszu z Voldemortem? Czy byłem złym człowiekiem? To chyba niemożliwe żebym robił to co inni śmierciożercy, prawda? - chciał żeby Voldemort to potwierdził, ale nie potrafił wydobyć z siebie choć słowa. Nie zdołał zebrać się w sobie na tyle, żeby o to zapytać.
- O jakich sposobach na zmianę wieku, mówiłeś? - pytając o to, starał się odciągnąć swoje myśli od dalszego analizowania własnej tożsamości. Przynajmniej na razie nie był na to gotowy.
- W obu przypadkach proces przebiega bardzo podobnie, a jego cel jest taki sam. Zanim przybliżę ci każdy z nich, musisz zapamiętać jedną rzecz. To co zrobił z tobą Dumbledore różni się od wszelkich zaklęć czy eliksirów wpływających na rozwój i wygląd. To nie jest jedynie zamaskowanie twoich prawdziwych cech wyglądu. Twój wiek został cofnięty. W chwili gdy tamtej nocy próbowałem cię zabić, twoje ciało naprawdę miało rok. Podobnie dzisiaj twój wiek fizyczny zgadza się z twoim wyglądem. Różnica pozostaje jedynie w wieku magicznym, tego bowiem nie zmieni żadne zaklęcie.
- Wiek magiczny? Co to takiego?
- Magia czarodzieja rozwija się mniej więcej do szesnastego roku życia. Ważne jest to, że w żaden sposób nie można tego zatrzymać ani odwrócić. Nawet zastosowanie czarów wywołujących zmiany w ciele, nie oddziałuje na magię czarodzieja. To dlatego po rzuceniu czaru sprawdzającego, wiek który został odczytany z twojego rdzenia magicznego, różnił się od tego jaki ma twoje ciało. Innymi słowy urodziłeś się w 1957 roku, jednak fizycznie twoje ciało ma na dzień dzisiejszy około piętnastu lat. - przytaknął, chociaż wciąż zaakceptowanie tego nie było proste. Voldemort tymczasem tłumaczył dalej:
- Dzieje się tak ponieważ przy tego rodzaju przemianach można zmienić wiek osoby, ale nie ma to wpływu na poziom magii czarodzieja, ani na jego umysł. Dumbledore cofnął rozwój twojego ciała ale nie rozumu. Dlatego między innymi musiał on wymazać twoje wspomnienia za pomocą eliksiru. - Harry to już zrozumiał zeszłego wieczoru, więc po prostu słuchał:
- Powracając do sposobów w jaki można kogoś odmłodzić, oba opierają się na magii ofiary. Na podobnej zasadzie działa magia miłości o której już wspominaliśmy, chociaż w przeciwieństwie do niej, uzyskanie pożądanego efektu wymaga o wiele więcej poświęcenia.
- Poświęcenia? - zapytał zastanawiając się co Voldemort ma na myśli. Porównanie tego co zrobił mu dyrektor do magii miłości wydawało mu się co najmniej dziwne.
- Czy pamiętasz co opowiadał ci Dumbledore na temat magii miłości?
- Powiedział że ocaliła mnie przez zaklęciem zabijającym. Ochroniła mnie, ponieważ mama oddała za mnie życie.
- Właśnie Avis, to jest zasadnicze podobieństwo między jedną i drugą magią. Chociaż w wielu kwestiach Dumbledore cię okłamał, powiedział prawdę na temat poświęcenia. Magia miłości opiera się na oddaniu życia za drugą osobę. Magia ofiary wymaga tego samego. Dumbledore nagiął trochę fakty i wmówił ci, że Lily Potter oddała za ciebie życie tamtej nocy, tworząc tym samym tarczę w okół ciebie. Jak już rozmawialiśmy, stworzenie takiej ochrony wymaga przeprowadzenia rytuału. Rytuał jest zaś kolejnym punktem łączącym ze sobą obie magię. Zarówno magia miłości jak i magia ofiary opiera się na rytuałach. - przytaknął, zaraz jednak zmieszał się, orientując, że coś mu w tym nie pasuje.
Oddanie życia za drugą osobę? Ale Dumbledore żyje. Zresztą ostatnią rzeczą którą on by zrobił, byłoby oddanie życia za kogoś...
- Dumbledore nie oddał za mnie życia, jak więc mógł... - zaczął jednak Voldemort uciszył go ruchem ręki.
- Mylisz magię miłości z magią ofiary, Avis. Oba rytuały opierają się na poświęceniu życia, ale istnieje pomiędzy nimi zasadnicza różnica. Chociaż znana ci z opisów magia miłości opiera się na poświęceniu swojego życia dla drugiej osoby, to magia ofiary działa nieco inaczej. Również wymaga ofiary z życia, ale przy niej nie musi być to twoje własne życie. - Filiżanka którą przed chwilą ponownie wziął do ręki,wysunęła mu się z nagle zdrętwiałych palców. Dźwięk trzaskającej porcelany ledwie do niego dotarł.
- Czy to znaczy, że Dumbledore kogoś zabił, żebym ja...To niemożliwe, prawda? Nawet on by czegoś takiego nie zrobił... Nie mógł tego zrobić, przecież jest... - głos mu się załamał.
- Tak. Aby doprowadzić do twojego odmłodzenia musiał poświęcić ludzkie życie. Skoro sam wciąż cieszy się dobrym zdrowiem, oczywiste jest, że wykorzystał do tego celu kogoś innego.
- Dlaczego? Walczy o jasną stronę, dlaczego więc tak mało liczy się z życiem innych? Jak może komukolwiek spojrzeć w oczy i jednocześnie... - po raz kolejny głos odmówił mu posłuszeństwa. Coraz mniej był pewny tego, o co tak naprawdę walczy Albus Dumbledore.
- Wszystko robi dla większego dobra, przynajmniej tak uważa. Sądzę, że niewielka ofiara była w jego rozumowaniu do przyjęcia, w porównaniu z efektem jaki miało jego działanie przynieść. Nie zapominaj, że jego celem byłem ja. To mnie uważa za swojego najgorszego wroga. Ty stanowiłeś jedynie środek który miał mu umożliwić osiągnięcie tego co zamierzał.
- Czy wiesz kogo poświęcił żebym znów stał się dzieckiem? - Użył słowa poświęcił, gdyż czuł że wyraz "zabił" nie przejdzie mu ponownie przez gardło.
- Nie znam na to odpowiedzi, chociaż wiele zależy od tego, której z dwóch metod użył. Rytuał magii ofiary można przeprowadzić na dwa sposoby. Zapewne o tym nie wiesz, jednak to co zrobił z tobą Dumbledore nie jest jedyną rzeczą jaką można osiągnąć dzięki magii ofiary. Magia ofiary to rytuał w którym w zamian za poświęcone ludzkie życie, możesz zmusić magię do wykonania pewnego działania. Jest to kolejny z przejawów prastarej magii znanej z czasów gdy jeszcze nie używano różdżek.
- Czyli można było w ten sposób zażądać czegokolwiek?
- Magia ma swoje ograniczenia, jednak na pewno rytuał ten dawał spore możliwości, zwłaszcza dawniej gdy było na jego temat więcej informacji niż posiadamy dzisiaj. Mimo wszystko często cena była zbyt wielka w porównaniu do wartości jaką miał mieć uzyskany rezultat. Powracając jednak do samego przebiegu rytuału, oba sposoby przeprowadzenia go, dają ten sam efekt. Różnią się jedynie mocą jaką osiąga magia, a to wpływa na szybkość otrzymania rezultatów. Przy niższym poziomie magii twoje odmłodzenie trwałoby zapewne kilka dni lub nawet tygodni, przy wyższym zaś, kilka godzin.
- Ale jeśli oba sposoby wymagają złożenia ofiary, dlaczego raz osiągnięcie rezultatu trwa dni, raz jedynie godziny? - spytał o to, wciąż nie potrafiąc za bardzo pojąć różnicy o jakiej wspominał mu Czarny Pan.
- Jak przed chwilą już wyjaśniałem, obie metody inaczej kumulują magię tym samym raz jest ona silniejsza raz słabsza. To dlatego różnią się czasem oczekiwania na efekt. To na ile osoba przeprowadzająca rytuał jest w stanie skumulować magię zależy od rodzaju ofiary jaką wykorzysta. Jeśli jest to poświęcone przypadkowe życie, magia jest słabsza, jednak jeśli złożone w ofierze życie jest w jakiś sposób związane, wtedy magia osiąga zupełnie inny poziom.
- Związane życie? Nie jestem pewien czy chcę wiedzieć, co masz na myśli. - Voldemort uśmiechnął się lekko na te słowa i mówił dalej:
- Magia reaguje znacznie silniej, jeśli życie jest związane z którąś z osób biorących udział w rytuale. Jeżeli Dumbledore zabił wtedy osobę powiązaną ze sobą lub z tobą, magia zadziałała szybciej.
- Powiązaną? O jakim powiązaniu mówisz?
- Mam na myśli więzy krwi Avis. Krew jest silniejszym związaniem niż jakiekolwiek magiczne przysięgi.
][ ][ ][
Więzy krwi. - zamknął oczy czując, że tego jest po prostu zbyt wiele. - Czy to członka mojej rodziny poświęcił?
- Nie wiem czyje życie poświęcił, Avis. Nie mam pewności w jaki sposób przeprowadził ten rytuał. Może użył przypadkowej osoby? A może kogoś powiązanego ze sobą lub z tobą? To jest kolejny problem, którego nie rozwiążemy bez wyjaśnień Dumbledore'a lub... - Voldemort nie dokończył, ale tak naprawdę, nie musiał kończyć. Bardzo dobrze rozumiał, co ma na myśli.
- Potrzebowalibyśmy do tego moich własnych wspomnień.
- Tak. - Voldemort nie powiedział nic więcej. Nie musiał. Przez kilka kolejnych minut siedzieli w ciszy. W końcu Harry ponownie na niego spojrzał i zadał jeszcze jedno pytanie:
- Czy ty też to zrobiłeś? Zabiłeś kogoś by być młodszym?
- Nie Avis. Nigdy nie interesowało mnie to co można osiągnąć dzięki rytuałowi ofiary. Wymaga on zbyt wiele magii rzucającego. Poza tym, jeśli chodzi o samo odmłodzenie się tą metodą, z pewnością nie chciałbym ponownie być dzieckiem. Zresztą to nie ochroniłoby mnie przed zaklęciem zabijającym, nieprawdaż?
Przytaknął w myślach analizując to co usłyszał. Zaraz jednak zaskoczony zrozumiał jeszcze jedną rzecz.
- Dzieckiem? Czy nie można odmłodzić się o dowolną liczbę lat?
- Wygląda to trochę inaczej. Rytuał pozwala cofnąć wiek tylko do jednego miejsca. Do momentu gdy wykształcił się rdzeń magiczny czarodzieja. Rozmawialiśmy dzisiaj o tym, że rodzimy się z iskrą magii, jednak nasz rdzeń magiczny, tuż po urodzeniu niemal nie istnieje. Zazwyczaj kształtuje się on pomiędzy pierwszym i trzecim rokiem życia czarodzieja. Później, do około szesnastego roku życia, rozwija się siła magiczna. Zarówno czas rozwoju magii jak i samego rdzenia magicznego, zależny jest od mocy jaką będzie posiadała dana osoba.
- Czyli u mnie pojawiła się jak miałem rok i trzy miesiące? Miałem tyle lat gdy zaatakowałeś mnie w Dolinie Godryka. - uznał, że to by w miarę pasowało, do tego co zobaczył w myślodsiewni. W końcu atak Voldemorta musiał nastąpić krótko po tym, jak Dumbledore poddał go rytuałowi. - Jeśli czas byłby dłuższy, ktoś zapewne zorientowałby się w tym co on planuje i zniszczył jego zasadzkę.
- To prawda, że miałeś tyle gdy spotkaliśmy się w domu Potterów, ale rytuał zapewne nastąpił nieco wcześniej. Nie jestem w stanie podać ci dokładnej jego daty, jednak wiem kiedy zostałeś porwany. Zniknąłeś pod koniec kwietnia. Trzy miesiące przed swoimi urodzinami.
- Na pewno? Czy nikt przez tyle czasu nie zauważyłby że coś jest nie tak? Nikt nie powiązałby mojego zniknięcia z dzieckiem które nagle pojawiło się u Potterów? - Chociaż użył zwrotu "nikt" miał na myśli Voldemorta. W jego ochach widział, że ten bardzo dobrze to rozumie.
- Nie było szans na znalezienie powiązania. Powiedziałem że zniknąłeś, ale to dosyć duże uogólnienie. Tamtego dnia widziałem twoją śmierć Avis. Twoje ciało przepadło, ale na własne oczy widziałem jak uchodzi z ciebie życie. - Tym razem to nie on, lecz Voldemort zapatrzył się w jeden punkt. - Byłeś martwy. Dumbledore sprawił, że tak to wyglądało.
][ ][ ][
Tego się nie spodziewał. Nie wiedział jak ma zareagować na to wyznanie, zwłaszcza że głos Voldemorta dziwnie brzmiał, gdy o tym mówił. Gdyby ktoś go zapytał, powiedziałby że Voldemortowi żal było jego śmierci, ale nie pasowało mu to do wizerunku Czarnego Pana.
Ani trochę.
- Ale nikomu nie wydało się dziwne, że Lily i James nagle zaadoptowali dziecko? Dlaczego każdy mówił mi, że to byli moi rodzice, skoro gdy zniknąłem, miałem już kilka miesięcy.
Voldemort gdy odezwał się ponownie, znów mówił głosem całkowicie pozbawionym emocji. Słysząc to, Harry uznał, że wcześniej po prostu coś mu się wydawało. Zresztą to co powiedział Voldemort całkowicie zaprzątnęło jego uwagę:
- Potterowie w tamtym czasie już mieli synka.
- Mieli? Ale przecież...
- Wczoraj twierdziłeś, że nie wiesz czy Harry Potter kiedykolwiek istniał, a teraz mi mówisz coś zupełnie przeciwnego. W co mam wierzyć?
- Dalej nie wiem czy urodziło im się dziecko. Mówiłem jedynie, że każdy o tym słyszał. Jeszcze na kilka miesięcy przed twoim zniknięciem rozeszła się informacja że doczekali się syna, ale tak naprawdę nikt go nigdy nie widział.
- Jak nikt mógł go nie widzieć? - nie pasowało mu to. - Przecież na pewno ktoś go widział. Syriusz jest moim ojcem chrzestnym. Ojcem chrzestnym Harry'ego, jak więc mógł nigdy nie widzieć dziecka?
- W tamtym okresie od moich sług dowiedziałem się że dziecko jest chore i dlatego musi być trzymane w odosobnieniu. Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Czy dziecko Potterów rzeczywiście było na coś chore? A może po prostu Dumbledore ukrył tak fakt, że Lily i James nigdy nie posiadali potomka? Nie zaprzątałem sobie tym głowy. Wtedy mnie to nie interesowało. Wszystko zmieniło się po naszym starciu. Gdy ja zostałem bez ciała, a ty przetrwałeś avadę, czarodzieje założyli, że specjalnie ukrywano Harry'ego Pottera. Uznali, że trzymano chłopca w bezpiecznym miejscu, ponieważ był zdolny do pokonania mnie.
- To ja ciebie pokonałem, nie syn Potterów.
- Masz rację. To że mnie pokonałeś, stało się wyjaśnieniem przyczyn, dlaczego Harry Potter był ukrywany od momentu swoich narodzin. Urosło do rozmiarów legendy w naszym świecie. Jednak do dzisiaj nie wiem jaka była prawda. Czy realnie żadnego dziecka nie było, czy też Harry istniał a Dumbledore potem po prostu wymienił dzieci. W każdym razie, podejrzewam że to on odpowiada za pomysł z ukrywaniem Harry'ego.
Jeśli był to pomysł dyrektora, to jak długo musiałby to planować? Ile czasu układał ten plan? - wzdrygnął się na samą myśl o tym. - Czemu to wszystko jest takie popieprzone? - wyszeptał, nie przejmując się tym, że Voldemort może go usłyszeć.
Usłyszał. Co gorsza zdawał się po raz kolejny czytać z niego niczym z otwartej księgi:
- Myślę, że pomysł ze Złotym Chłopcem narodził się na długo przed twoim porwaniem. Dzisiaj zastanawia mnie jedynie to, czy Dumbledore zrobił to sam.
- Mógł nie zrobić tego sam? - zemdliło go na tą myśl. W takim razie ile osób może o tym wiedzieć? - Kto poza dyrektorem bawił się jeszcze moim życiem?
- Być może nikt, Avis. Nie mogę wykluczyć możliwości, że działał sam. Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że działał na dość dużą skalę. Jak sprawił, że wszyscy bez oporu zaakceptowali fakt, że mały Harry będzie w odosobnieniu? Skoro dziecko było chore, musiało znajdować się pod stałą opieką uzdrowiciela, a żaden z nich nigdy nie podważył tego, że to ty jesteś Harry. Zresztą równie zastanawiające jest w jaki sposób ukrył twój stan zdrowia, nawet przed tobą samym, Avis.
- Co masz na myśli?
- Ile kanapek zjadasz na śniadanie?
- Kanapek? Co to ma do... - zaczął, ale ten mu przerwał.
- Po prostu odpowiedz.
- Pół kanapki.
- Najadasz się tym, prawda? - nie odpowiedział, ale Voldemort zdawał się wcale na to nie czekać. - Powiedz mi jeszcze ile jedzą twoi przyjaciele. - Tym razem zastanowił się. Wiedział, że Ron zawsze zjadał bardzo dużo, ale Hermiona? Nie pamiętał za bardzo, choć kojarzył, że ona raczej sięga zawsze po sałatki niż bułki, więc ciężko mu było stwierdzić.
- Jedzą więcej niż ty, mam rację?
- Ron zawsze je dużo. Po prostu on lubi jeść. Dalej nie wiem po co o to pytasz? - niestety zamiast odpowiedzi usłyszał kolejne pytanie.
- Obiad zawsze kończysz już po kilku kęsach, a kolacji w ogóle nie ruszasz, prawda?
- Skąd.. - zaczął i urwał. Zdawało mu się, że już wie co Voldemort ma na myśli. - Chcesz powiedzieć, że kiedyś też jadłem tak mało? - Myślałem, że to prze kuchnię u cio... u Dursleyów.
- Kilka lat przed twoim zniknięciem, zostałeś otruty. Doszedłeś do siebie, ale pozostawiło to pewne ślady w twoim organizmie. Od tego czasu nie byłeś w stanie jeść dużych porcji jedzenia i rzadko kiedy odczuwałeś głód. Mogę zrozumieć, że jedząc tak od dziecka, nie zauważyłeś różnicy, dziwne jednak że nikt inny na to nie zwrócił uwagi. Poza tym powinieneś stale przyjmować eliksiry odżywcze i zastanawia mnie jak dyrektor ci je podawał.
- Eliksiry? Nie przyjmuję żadnych eliksirów.
- Gdybyś ich nie przyjmował, twój organizm długo nie pociągnąłby na takich posiłkach. Nie można żyć powietrzem Avis.
- Ale ja naprawdę... - urwał by zebrać myśli i dokończył: - Chcesz powiedzieć, że ktoś podaje mi eliksiry bez mojej wiedzy? Kiedy? I co z wakacjami? Wtedy przecież byłem z dala od szkoły.
- Dlatego zastanawia mnie to Avis. Z pewnością w jakiś sposób przyjmujesz te eliksiry. Stan twojego żołądka nie mógł się zmienić, nawet przez odmłodzenie ciebie. Trucizna wywołała zbyt duży wpływ na twój organizm.
- Czy Dursleyowie mogli wiedzieć o tym?
- Niewykluczone, chociaż nie jestem pewien czy powierzyłby taką tajemnicę w ręce mugoli. - słysząc to, poczuł, że już chyba nic nie chce wiedzieć, ale i tak zapytał:
- Twierdzisz, że Dumbledore nie jest jedynym czarodziejem zamieszanym w tą maskaradę? To chcesz mi powiedzieć?
- Tak sądzę.
- Czy masz dla mnie jeszcze jakieś informacje które po raz kolejny wywrócą wszystko na lewą stronę?
- Avis, informacji mam bardzo wiele, jednak na chwilę obecną zakończymy na tym co już wiesz. Zanim będę mógł podzielić się z tobą czymś więcej, musisz podjąć decyzję dotyczącą twojej przyszłości.
- O jakiej decyzji mówisz?
- Pokazałem ci kim jesteś. Znasz teraz swoją prawdziwą tożsamość, wiesz także co zrobił ci Albus Dumbledore. Teraz powinieneś zastanowić się nad tym, co zamierzasz zrobić z otrzymaną wiedzą. W tej chwili stoją przed tobą dwie możliwości. Możesz udawać dalej że nic się nie stało i powrócić do swojego dawnego życia lub zaufać mi i przyjąć moją opiekę.
- Ty i opieka w jednym zdaniu, to nie jest zbyt przekonujące rozwiązanie. - powiedział to zanim zdołał ugryźć się w język. Co go najbardziej zaskoczyło to fakt, że po jego słowach Voldemort otwarcie się roześmiał.
- Brakowało mi twoich komentarzy. Nie martw się, jeśli się zdecydujesz, zapewnię ci bezpieczeństwo. Należysz do mnie i nie pozwolę na to, żeby stała ci się krzywda.
- Co jeśli zechcę odejść? Naprawdę pozwoliłbyś mi wrócić do Dumbledore'a?
- Nie zatrzymam cię. Nigdy nie byłeś moim więźniem i nie zamierzam tego zmieniać. Jednak znam cię i nie sądzę, żebyś miał ochotę ponownie stać się zabawką w rękach tego Starego Idioty. Jednak to twoja decyzja. Przemyśl to wszystko. Pamiętaj, że od decyzji jaką podejmiesz, nie będzie odwrotu. Nie spiesz się. Ten wybór zaważy na całej twojej przyszłości. Zostawię cię teraz. Ponownie spotkamy się wieczorem i wtedy powrócimy do tego tematu. Możesz swobodnie poruszać się po całej posiadłości i ogrodach. Nie próbuj jednak włamywać się do zamkniętych pomieszczeń. - Przytaknął i chwilę później został sam.
][ ][ ][
Po tym jak Voldemort wyszedł, jeszcze przez jakiś czas siedział nieruchomo, tępym wzrokiem wpatrując się w niebo widoczne za oknem. Jego głowa pulsowała na skroniach. Był pewien że to skutek informacji którymi w przeciągu ostatnich dwóch dni został praktycznie zalany. Informacji które obróciły w pył wszystko w co do tej pory wierzył.
Świadomość tego że dla dyrektora był jedynie narzędziem przyprawiała go o mdłości, ale nie była to najgorsza myśl zaprzątająca mu głowę. Dużo bardziej dręczyła go wiedza o tym, że Dumbledore nie tylko wystawił jego mamę i tatę na pewną śmierć, ale też zabił kogoś by uczynić z niego dziecko. Równie mało optymistyczne było to, że najprawdopodobniej Dumbledore nie działał sam.
Jak bez skrupułów możesz zabawiać się tak cudzym życiem Dumbledore?
- Ile jeszcze żyć poświęcisz w imię dobra? - Odrywając wzrok od okna, z niechęcią spojrzał na niedojedzone śniadanie. Nie czuł głodu. Sama myśl o jedzeniu wydawała mu się teraz abstrakcyjna. Zamiast próbować wmusić w siebie cokolwiek, zdecydował się więc na spacer po domu.
Nie sądził, żeby pomógł mu on w podjęciu właściwej decyzji, ale liczył na to, że pozwoli mu on chociaż przez jakiś czas się nad tym wszystkim nie zastanawiać.
Potrzebował trochę czasu, żeby złapać oddech.
Tym co mam zrobić, będę się martwił później.
][ ][ ][
Trochę nagięłam wątek z rodziną Potterów, ale takie rozwiązanie znacznie bardziej mi pasuje.
Arawn - do nazwiska Avisa będę stosowała normalną odmianę: Arawna, Arawnem
][ ][ ][
Koniec rozdziału 8
