Oddaję w wasze rączki rozdział dziesiąty. Tym razem napisanie go poszło błyskawicznie. Tak, tak, napisanie. Rozdział powstał całkowicie od nowa, praktycznie co do linijki. Co do treści, hmmm, oceńcie sami. Wątki są niby takie same, ale... no właśnie, zawsze jest jakieś ale.

][ ][ ][

Rozdział 10

Czego ty właściwie ode mnie chcesz...

][ ][ ][

Przełknął. Eliksir był tak gorzki, że obawiał się iż jeszcze długo nie pozbędzie się jego posmaku z ust. Odstawiając buteleczkę, ponownie odwrócił się do Czarnego Pana.

- Kiedy zacznie działać?

- Antidotum potrzebuje około dwóch tygodni na to żeby rozeszło się po kwioobiegu i zmieszało z eliksirem który przyjąłeś przed laty. Po tym okresie powineneś zacząć doświadczać pierwszych przebłysków emocji związanych z twoją przeszłością. Później, około dwa miesiące od wypicia antidotum, zaczną pojawiać się przebłyski wspomnień, choć będą to jedynie przypadkowe migawki. Dopiero po czterech miesiącach powrócą pierwsze ze wspomnień. Cały proces będzie trwał od sześciu do ośmiu miesięcy.

- Czyli za osiem miesięcy będę pamiętał już wszystko?

- Obawiam się, że nigdy nie odzyskasz pełni wspomnień.

- Jak to?

- To urok tego przeklętego eliksiru. Jedynie jeśli przyjmiesz odtrutkę w ciągu pierwszego miesiąca od wypicia eliksiru anghofio, możesz odzyskać całą pamięć. - przytanął, ale zaraz zrozumiał, że coś mu w tym nie pasuje:

- Ale przecież mówiłeś, że przyjęcie antidotum w pierwszym miesiącu, zabija.

- Dokładnie tak Avis. Dokładnie tak. Żeby przyjęcie odtrutki było w miarę bezpieczne musi minąc przynajmniej pół roku od usunięcia wspomnień. Niestety to wiążę się z tym, że część z nich będzie już nie do odzyskania.

- Jak wiele? Ile ja utraciłem, skoro minęło już tyle lat? Czy w ogóle coś sobie przypomnę?

- O to nie musisz się martwić. Przy twoim poziomie mocy, twoje wspomnienia z pewnością powrócą. Być może nie odzyskasz tych najbardziej neutralnych, jednak te silnie zabarwione emocjonalnie, pojawią się. Nasze emocje reagują z naszą wewnętrzną magią, dlatego pewne wydarzenia pozostają w naszej pamięci z najdrobniejszymi szczegółami. - Harry wcale nie był co do tego przekonany, ale postanowił dłużej nie drążyć tematu. Zamiast tego skierował rozmowę na inne tory:

- Gdy już odzyskam wspomnienia, co wtedy?

- O co pytasz mój mały?

- Chciałeś żebym wypił eliksir i odzyskał wspomnienia, ale co planujesz później? Czego ty właściwie ode mnie chcesz Voldemort?

- Czy to nie oczywiste Avis? Wierzę, że gdy nadejdzie czas, znów staniesz u mego boku tak jak powinno być zawsze.

- Chyba śnisz Voldemort. Nie będę twoim Śmierciożercą!

- Nigdy nim nie byłeś Avis. Zawsze byłeś kimś znacznie więcej. - zadrżał gdy po tych słowach Voldemort podszedł bliżej i jego smukłe palce delikatnie musnęły mu policzek. - Jednak nie pora teraz na rozmowy o tym. Najpierw odzyskaj wspomnienia, na resztę przyjdzie jeszcze czas.

- Nie! Powiedziałeś, że jeśli zechcę będę mógł wrócić do Dumbledore'a. Powiedziałeś, że sam mam podjąć decyzję. Dlaczego teraz odwołujesz to? - obawiał się, że Czarny Pan zignoruje go albo zbyje jakimiś niedopowiedzeniami, ale o dziwo, ten udzielił mu odpowiedzi. Niestety ona jedynie jeszcze bardziej namieszała w jego i tak skołatanej głowie.

- Nie zamierzam cofać tych słów Avis. Decyzja będzie należała do ciebie. Sam wybierzesz co dla ciebie lepsze. Czy wolisz pozostać w cieniu, czy wmieszać się w wojnę jaka niechybnie wkrótce się rozegra. Nie wymuszę na tobie żadnej decyzji. Jednak nie oszukujmy się, do Dumbledore'a nigdy nie wrócisz.

- Ale...

- Szcz, mój mały. Szszsz. Ja ci nic nie narzucę, ale jestem pewien, że za kilka miesięcy sam przyznasz mi rację. Dumbledore zbyt wiele szkód narobił w obu twych życiach, żebyś miał świadomie ponownie stanąć u jego boku. - Harry po raz kolejny nie znalazł argumentów do dalszej dyskusji. Zrezygnowany przymknął oczy i wyszeptał:

- Czy możemy już ruszać? Chciałbym być już na miejscu.

- Oczywiście, mój mały.

][ ][ ][

- Jak się dostaniemy na tą wyspę, Talantis? - zapytał gdy owiało ich chłodne, wieczorne powietrze.

- Najszybszym sposobem byłaby międzykontynentalna teleportacja. Jednak na nią musielibyśmy uzyskać wcześniejsze zezwolenie oraz koordynaty lądowania. Zbyt wiele osób dowiedziałoby się o celu naszej podróży. Z tergo względu, zamiast teleportacji wykorzystamy tunele transportowe. - odpowiedział mu Voldemort, ruszając przed siebie.

- Czym są tunele transportowe? - pierwszy raz spotkał się z tą nazwą. Ron nigdy nie wspominał mu o takim środku transportu i nie bardzo wiedział jak on wygląda.

- Jest to międzykontynentalna sieć Fiuu, jednak w przeciwieństwie do zwykłej, nie stosuje ona kominków, lecz runiczne tunele które zapewniają bezpieczny przelot. Poza tym nie wymaga się tam żadnych specjalnych pozwoleń. Jeśli zapłacisz, możesz lecieć gdzie chcesz. To ułatwia nam wiele kwestii.

- Nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje.

- To normalne, szczerze mówiąc, zdziwiłbym się gdybyś wiedział czym one są.

- Dlaczego?

- Ponieważ korzystanie z tuneli jest u nas nielegalne.

- Czemu? Czy są niebezpieczne?

- Nie, ale bardzo trudno je kontrolować. Zbyt łatwo przeoczyć kolejnych podróżujących. Ministerstwo obawia się ich. Wzbudzają taki strach gdyż w przeciwieństwie do pozostałych środków magicznego transportu, aby podróżować tunelami nie trzeba posiadać w sobie magii. Kominek nie przeniesie mugola, ale tunel już tak. Z tego względu większość ich została zlikwidowana ponad sto lat temu. Te które funkcjonują po dzień dzisiejszy są dobrze poukrywane. Bez odpowiednich kontaktów, nikt ich nie zlokalizuje.

- Ty wiesz gdzie są. - to nie było pytanie, ale Voldemort i tak odpowiedział:

- Wiem. W naszym kraju znam trzy takie miejsca, chociaż dwa z nich są dosyć daleko stąd. Ten którym polecimy mamy w pobliżu, jednak i tak czeka nas dość długa podróż nim do niego dotrzemy. - gdy po tych słowach Voldemort zatrzymał się, Harry zrobił to samo. Rozglądając się w okół, zauważył że minęli właśnie granicę ogrodu rozpościerającego się przed dworem. Chciał spytać co teraz, jednak zanim miał szansę, oplotły go ramiona Voldemorta. Przyciągnięty bliżej musiał oprzeć się o niego plecami. Gdy spróbował zwiększyć dystans pomiędzy nimi, Voldemort przycisnął go do siebie mocniej i wyszeptał mu wprost do ucha:

- Nic ci przecież nie zrobię, uspokój się. Musimy się teleportować i nie chciałbym, żebyś się po drodze rozszczepił. - ledwie padły ostatnie słowa, Harry poczuł dziwny ucisk i świat rozmazał mu się przed oczami.

][ ][ ][

Gdy ponownie poczuł, że stoi na twardym gruncie, kolana się pod nim ugięły. Upadłby, gdyby nie Voldemort który wciąż go trzymał. Czując, że ten ponownie opiera go o siebie, odchylił głowę do tyłu biorąc głęboki wdech. Skronie pulsowały tępym bólem, a świat przed oczami wciąż migotał. Mdliło go i niewiele brakowało żeby zwrócił niedawno wypity eliksir.

Chłód który niespodziewanie poczuł na czole sprawił, że przymknął oczy, wzdychając z ulgą. Nawet gdy w końcu zrozumiał, że ten chłód pochodzi od dłoni Voldemorta, nie odsunął się. Nie był pewny ile tak stali, w końcu jednak zaczął odzyskiwać kontrolę nad własnym ciałem. Gdy wreszcie był w stanie otworzyć oczy, spróbował wyswobodzić się z objęć Czarnego Pana. Voldemort pozwolił mu na to, jednak zaraz potem złapał go pod rękę i pociągnął do przodu. Harry wciąż lekko otumaniony nie miał siły na walkę, więc po prostu zgodził się na to, żeby ten pociągnął go za sobą.

Spoglądał raz w lewo, raz w prawo, zastanawiając się przy tym, gdzie tak właściwie są. Niestety ani wąskie uliczki które zdawały się wić niczym serpentyny, ani proste budynki, łudząco do siebie podobne, nic mu nie mówiły. Mogli być daleko od okolic które znał, albo znajdować się tuż za rogiem, niedaleko Dziurawego Kotła lub wioski Hogsmeade. Nie miało to żadnego znaczenia i tak sam zapewne zgubiłby się tuż za zakrętem. Przez ostatnie lata widział niewiele miejsc, teraz wiec mógł jedynie zdać się na Czarnego Pana i pozwolić na to, żeby ten go prowadził.

Kiedy kilka minut później Voldemort zatrzymał się. Harry zdezorientowany spojrzał na niego. Znaleźli się w przejściu tak wąskim, że dwie osoby nie minęły by się, chyba że szorując ramionami o mur.

- Jesteśmy na miejscu - Gdy Czary Pan mówiąc to, wskazał na znajdującą się niedaleko studzienkę, zaczął się zastanawiać, czy ten przypadkiem sobie z niego nie żartuje.

- To studzienka ściekowa. Mamy zejść do kanałów?

- Przestań myśleć jak mugol, Avis. Chyba zbyt długo znajdowałeś się pod wpływem tego idioty, Dumbledore'a. - Voldemort wyjął różdżkę i wskazując nią na studzienkę wyszeptał coś cicho. Harry nie zdołał dosłyszeć zaklęcia, jednak zdało mu się ono mało istotne w odniesieniu do sceny która właśnie rozgrywała się tuż przed nim.

Zafascynowany patrzył jak zwykła studzienka rozmywa się przed jego oczami, a niewielki otwór powiększa się. Gdy zapadającą w okół nich ciemność rozjarzyło padające z niego bladoniebieskie światło, mimowolnie zaciekawiony zajrzał do wnętrza. Zamiast kanałów dostrzegł kręte, drewniane stopnie prowadzące w dół.

- Idziemy. - po ponagleniu ze strony Voldemorta, stanął na pierwszym z nich, zastanawiając się przy tym ile razy magia go jeszcze zaskoczy.

][ ][ ][

Schodząc w dół zaskoczony zauważył, że zamiast tuneli jakie spodziewał się ujrzeć, pod nimi jest przestronna sala oświetlona przez umieszczone na ścianach pochodnie. Stając wreszcie na marmurowej posadzce zapatrzył się na wyrysowane na niej symbole. Trochę przypominały mu one runy z książek Hermiony, ale zupełnie się na nich nie znał, nie miał więc pojęcia co właściwie oznaczają.

- Pospiesz się. - ponownie pociągnięty za rękę, pozwolił podprowadzić się do jednego ze stojących przy ścianie biurek. Zza niego spoglądała na nich uważnie jakaś starsza czarownica. Nazwałby ją miłą staruszką, jednak do tego obrazu nie bardzo pasowały mu jej potargane włosy i pomalowane na czarno paznokcie.

- Mam zarezerwowany przelot na dziś.

- Nazwisko?

- Riddle.

Ta krótka wymiana zdań, przypomniała Harry'emu po co tak właściwie tu przyszli. Ponownie rozglądając się po sali, zaczął zastanawiać się nad tym, gdzie jest ten tunel o którym wspominał mu Voldemort.

Czy naprawdę jest tutaj tunel którym można polecieć do innego kraju? A jeśli tak, to jak to możliwe, że ministerstwo nic na ten temat nie wie? Jak zdołali ukryć takie miejsce przed łapskami Knota? - rozmyślając nad tym przyglądał się przewracanym przez staruszkę dokumentom. Chociaż na biurku panował straszliwy bałagan, ona zdawała się świetnie orientować co gdzie leży.

- Przelot rzeczywiście został opłacony. Drzwi na lewo. - wskazała jednym ze swoich długich palców na drzwi za sobą. Gdy Voldemort ruszył w ich stronę, Harry'emu pozostało jedynie pójść za nim.

][ ][ ][

Drzwi zamknęły się za nimi z cichym zgrzytem. Otoczył ich półmrok rozjaśniony jedynie słabym blaskiem pochodzącym z różdżki Czarnego Pana. Pomieszczenie nie miało więcej niż dwa metry. Sprawiało nieco klaustrofobiczne wrażenie, jednak co ważniejsze nie dostrzegł w nim żadnego tunelu.

To naprawdę tutaj? - nim miał szansę zapytać o to, Voldemort ponownie tego wieczoru przyciągnął go do siebie, zmuszając żeby się o niego oparł. Gdy otoczył go swoim ramieniem, spróbował się wyswobodzić.

- Nie ruszaj się. W czasie lotu łatwo się zgubić. - Nie zamierzał kwestionować jego opinii, zaprzestał więc kolejnych prób wyswobodzenia się.

- Talantis - ledwie Czarny Pan wypowiedział cel ich podróży, Harry poczuł, że podłoga pod jego stopami zaczyna drżeć. Spojrzał pod nogi, Podłoga zafalowała i rozpłynęła się.

Polecieli.

Siła rozpędu była tak wielka, że bezwiednie wbił palce w trzymającą go rękę Voldemorta. Ponownie tego dnia zacisnął powieki, czując, że znienawidzi wszelkie środki magicznego transportu.

][ ][ ][

To było dużo gorsze od podróży kominkiem. Lecieli długo, bardzo długo. Był pewien że trwa to już przynajmniej od pół godziny i niestety nic nie wskazywało na to, żeby miała się wkrótce zakończyć. Wciąż owiewające ich chłodne powietrze sprawiło, że zaczął drżeć i mimowolnie mocniej wtulił się w Czarnego Pana.

- Ile jeszcze będziemy lecieć? - wydusił z siebie, z trudem zapanowując nad szczękaniem zębami. Było mu zimno, ponownie też zaczęło go mdlić.

- Około piętnastu minut. - wzdrygnął się na samą myśl o tym, ile ta podróż ma jeszcze trwać.

- Nigdy więcej. - nie zamierzał ponownie wykorzystywać tego transportu. - Wszystko będzie lepsze niż to... prawie wszystko - dodał po chwili gdy w pamięci stanęła mu niedawna teleportacja. - Tak, ona była jeszcze gorsza.

- Zaraz będziemy na miejscu. - Z ulgą przyjął zapewnienie Voldemorta. Naprawdę miał już dość tej podróży.

Wkrótce poczuł że pęd powietrza w okół nich traci na sile. Owiewający ich wiatr zrobił się znacznie cieplejszy i zaczęli zwalniać. Gdy wreszcie poczuł twardy grunt pod stopami, a ręka Voldemorta go puściła, opadł na kolana, nie będąc w stanie utrzymać równowagi.

- Calor. - usłyszał nieznane sobie słowo i z ulgą przyjął owiewające go ciepłe powietrze. Wciąż targające nim dreszcze w końcu ustały. Czując, że temperatura ciała powoli wraca mu do normy, odważył się wreszcie otworzyć oczy.

- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? - sarknął spoglądając na stojącego nad nim Czarnego Pana.

- Niestety w czasie podnóży nie można rzucać żadnych zaklęć. Mogłyby one zakłócić tor naszego lotu. Jednak masz rację, należą ci się przeprosiny. Powinienem rzucić na ciebie czar zanim wyruszyliśmy. Nie odczuwam chłodu i nie pomyślałem, że ty możesz zmarznąć. - Podnosząc się na nogi Harry pomyślał, że świat się chyba kończy, skoro sam Czarny Pan przyznaje się do pomyłki.

Rozejrzał się. Nie był pewien jakiego widoku oczekiwał, z pewnością jednak do głowy mu nie przyszło, że znajdą się w samym środku lasu. Wylądowali na niewielkiej polance, otoczonej drzewami. Spojrzał w ciemne niebo usiane gwiazdami. Przyglądając się im z zachwytem, zastanawiał się, czy kiedykolwiek widział ich aż tyle.

- Ruszajmy, mamy jeszcze spory kawałek do przejścia. Przebywanie w lesie po zmroku nie jest zbyt bezpieczne.

Nie jest bezpieczne? Dlaczego właściwie? Przecież to nie Zakazany Las!

- Dlaczego nie jest tu bezpiecznie w nocy? - zapytał, doganiając Voldemorta który już zaczął się oddalać.

- Wyjaśniłem ci już, że Talantis to wyspa na wskroś przesiąknięta magią. Wśród jej mieszkańców nie znajdziesz ani jednego mugola. Każdy czarodziej mieszkający tutaj czerpie energię z wibracji jakie wysyła obecna tu magia. Tutejsze zwierzęta również na nią reagują. Nawet w Zakazanym Lesie przy Hogwarcie nie znajdziesz wielu magicznych gatunków, na które możesz natknąć się tutaj. To dlatego las w którym aktualnie jesteśmy różni się od innych i nikt nie powinien zagłębiać się w niego po zmroku.

- Czy te zwierzęta są aż tak niebezpieczne?

- Nie wszystkie. Część z nich żyje neutralnie nie wchodząc nam w drogę, ale są i takie które zaciekle bronią swoich terytoriów. Zapuszczając się na ich tereny sam podajesz się im niczym główne danie na obiad.

Dobrze wiedział, co to oznacza. Momentalnie stanęła mu przed oczami fatalna wycieczka z Ronem wprost do gniazda pełnego pająków. Tak, co jak co, nie miał najmniejsze ochoty na powtórkę z tamtej przygody.

Nie chciałbym znów zostać uznany przez kogoś za smaczną przekąskę.

- Skąd mam wiedzieć do których lepiej nie wchodzić?

- Wystarczy że będziesz trzymał się wyznaczonych ścieżek. Dopóki nie zboczysz z nich i nie zagłębisz się gdzieś w las, wszystko powinno być w porządku.

Nie zagłębię się, o to możesz być spokojny.

][ ][ ][

Droga przez las wbrew słowom Voldemorta wydała mu się bardzo krótka. Nim się obejrzał już drzewa przed nimi zaczęły się przerzedzać i w kilka minut znaleźli się na otwartym terenie. Było ciemno jednak blask gwiazd był na tyle intensywny, że bez trudu rozpoznał, że znaleźli się w jakiejś wiosce.

Wzdłuż drogi na której właśnie się znajdowali przycupnęło kilka niewielkich domków. Harry nawet bez zbliżania się do nich, mógł stwierdzić, że wszystkie należą do czarodziei. Konstrukcja każdego domku zbyt mocno odbiegała od powszechnie przyjętych standardów, by w jakimkolwiek z nich miał mieszkać mugol. Najbliższy miał trzy spadziste daszki, zaś dom po przeciwnej stronie uliczki miał dach całkowicie wklęsły.

Domy w Hogsmeade wyglądają nieco bardziej normalnie. - Przebiegło mu przez myśl, gdy zaciekawiony rozglądał się na wszystkie strony, chcąc dojrzeć jak najwięcej szczegółów. Niestety było zbyt ciemno by mógł przyjrzeć się okolicy dokładniej.

Pierwszą rzeczą którą zrobię jutro rano, będzie obejrzenie całej wioski. Jeśli wszystkie domy wyglądają jak te tutaj, z pewnością nie będę się nudził.

- Witaj w Zatopionej Dolinie, mój mały.

- Zatopiona Dolina? Trochę dziwna nazwa dla wioski.

- Cóż, możliwe, ale zarazem idealnie oddaje charakter tego miejsca.

- To znaczy?

- Nie Avis, nie będę ci psuł zabawy. Pozwolę byś na to pytanie odnalazł odpowiedź sam. - to mówiąc Voldemort schwycił go za rękę i poprowadził wzdłuż głównej drogi.

Pozwalając się prowadzić, ciekaw był w którym z tych dziwnych domów spędzi wakacje, jednak wkrótce minęli ostatni z nich i skręcili w bok. Znaleźli się na jakiejś zarośniętej, polnej dróżce. Zaczęli oddalać się od domów i wkrótce po obu stronach drogi zamajaczyły pola. Chociaż jak okiem sięgnąć wszystko wydawało się identyczne, Voldemort w końcu zatrzymał się i ponownie skręcił, tym razem wchodząc w samo pole.

Widząc to, Harry chciał zapytać, czy na pewno nie ma innego przejścia, jednak słowa zamarły mu na ustach gdy zrobił kolejny krok. Pole znikło, a w jego miejscu, niczym z podziemi wyrósł dom.

Żelazna furtka otworzyła się z cichym skrzypnięciem, gdy Voldemort pchnął ją lekko. Podążając za nim, z zachwytem chłonął każdy szczegół. Sama myśl, że ma w takim miejscu spędzić resztę wakacji sprawiała, że na twarzy pojawiały mu się wypieki.

Dach domu choć był trójkątny jak w każdym porządnym mugolskim domku, zdawał się nie mieć żadnej ostrej krawędzi. Wyglądał niczym ulepiony z plasteliny. Bielone ściany pokrywał bluszcz. Wchodząc na przysłonięty niewielkim daszkiem ganek, uśmiechnął się dostrzegając umieszczony tam stół z krzesłami oraz huśtawkę. Kolumny podtrzymujące daszek oraz te prowadzące do głównego wejścia wyglądały jak konary drzewa które oplotły dom, biorąc go w posiadanie. Nieświadomy do końca tego co właściwie robi, wyswobodził rękę z uścisku Voldemorta i z uśmiechem obiegł dom do okola, chłonąc każdy jego szczegół.

- Pięknie tu - wyrwało mu się, gdy ponownie znalazł się przed drzwiami frontowymi. Voldemort nie skomentował tego, ale Harry miał wrażenie że przez jego twarz przemknął uśmiech.

- Możemy już wejść do środka? - pchnięty lekko, przekroczył próg. Gdy znalazł się w środku, usłyszał cichy szept za plecami. - Witaj w domu, Avis.

][ ][ ][

Zatopiona Dolina - z czasem znaczenie tych słów zostanie wyjaśnione, chociaż być może część uważnych czytelników już ma pewne domysły ;)

Calor - to wymyślone przeze mnie zaklęcie ogrzewające. Słowo calor pochodzi z języka łacińskiego. Oznacza ciepło, a dokładniej uczucie wywołane przez dopływ do skóry ciepła.

Jak ktoś jest ciekawy jak wygląda domek w którym zamieszka Harry, zapraszam na mojego chomika: Lady-Aislin, tam na głównej stronie znajdziecie zdjęcie.

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 10