Przed wami część 11. Jesteśmy już na Talantis, więc właściwie już niemal dotarliśmy do momentu na którym poprzednio skończył się tekst, został ostatni kawałeczek. Co więcej tym razem rozdział w dużej mierze opiera się na starej wersji, chociaż nie zaprzeczam że kilka scen ukzałam odrobinę inczej.
Zapraszam do lektury.
][ ][ ][
Rozdział 11
Niczemu nie zawiniłaś
][ ][ ][
Ledwie słowa Voldemorta ucichły, umieszczone na ścianie kandelabry rozjarzyły się, zalewając pomieszczenie pomarańczowym blaskiem. Jego oczom ukazał się niewielki salonik połączony z kuchnią. Chociaż miejsce musiało być od dawna opuszczone, nic na to nie wskazywało.
Czy to możliwe, że ktoś tu niedawno był? - zbliżając się do ustawionego przy kominku stolika, przejechał palcem po grzbiecie pozostawionej na nim książki. Nie pokrywała jej nawet odrobina kurzu.
- Kto tutaj mieszka? - zapytał
- W chwili obecnej nikt.
- Czy aby na pewno? To miejsce nie wygląda na porzycone. Czy to przypadkiem nie... - nim dokończył, Voldemort mu przerwał:
- Nikt tu nie mieszkał od wielu lat, jednak przez cały ten czas domem zajmowały się skrzaty. Nawet pod nieobecność swojego pana, nie zaniechały obowiązków.
- Ty jesteś ich panem, prawda? - pytając, wiedział już jaką odpowiedź usłyszy. - Tylko Voldemort mógł na tyle lat zostawić dom opuszczony i mieć pewność, że skrzaty nie ośmielą się porzucić pracy.
- Mylisz się mój mały. Ten dom nie należy do mnie.
Nie..?
- Czyj on w takim razie jest?
- Jeszcze tego nie zrozumiałeś? Czy odpowiedź nie jest oczywista? - Voldemort uśmiechnął się i wskazał ręką na pomieszczenie. - To twój dom Avis. Zawsze należał do ciebie.
- Do mnie? Ale... - zabrakło mu słów. - Mój dom? Mam własny dom? - Czy to znaczy, że mógę przenieść się tutaj na stałe i zostawić was wszystkich w cholerę? - Tym razem Voldemort otwarcie się roześmiał.
- Miałeś męczący dzień, powinieneś odpocząć. Twoje skrzaty się tobą zajmą. My zobaczymy się za tydzień.
- Za tydzień? Ale przecież...
- Zdaję sobie sprawę z tego co ci obiecałem Avis. Nie bój się, nie zamierzam ograniczać twojej wolności, jednak jest jeszcze wiele kwestii które musimy omówić. Poza tym, teraz gdy już się odnalazłeś, nie zamierzam pozwolić ci odciąć się ode mnie na całe dwa miesiące. Będziemy spotykać się co tydzień. Bądź spokojny, nasze cotygodniowe rozmowy nie powinny zajmować więcej niż godzinę. Resztę czasu będziesz miał dla siebie. - słysząc to Harry zrezygnowany przytaknął na zgodę. Obawiał się, że lepszych warunków nie uzyska, zresztą i tak otrzymał więcej niż kiedykolwiek oczekiwał. Więcej niż mógłby marzyć.
- Czy mogę teraz zostać sam?
- Oczywiście. Jak będziesz czegoś potrzebował, wezwij skrzaty. Ten dom zamieszkują dwa: Cytrynka oraz Drops.
Cytrynka i Drops - powtórzył w myślach i parsknął gdy sens tego co usłyszał, przebił się do jego świadomości. - Cytrynka i Drops... Cytrynowy drops... - tym razem Harry roześmiał się już otwarcie, zastanawiając się, czy to Voldemort wpadł na tak zabójcze imiona.
- Nie ja je nazwałem - woląc się nie zastanawiać nad tym, skąd ten wie o czym akurat myślał, Harry postarał się opanować.
- Będę o tym pamiętał.
- W takim razie do zobaczenia za tydzień, mój mały. - po tych słowach Voldemort odwrócił się i z szelestem szat opuścił pokój. Harry wyjrzał za nim i dopiero gdy ten znikł z cichym trzaskiem charakterystycznym dla teleportacji, pozwolił sobie na oddech ulgi.
Został sam.
][ ][ ][
Gdy napięcie z niego opadło, poczuł jak bardzo jest zmęczony. Początkowo planował obejrzeć dokładnie cały dom, jednak teraz z tego zrezygnował.
Równie dobrze mogę zrobić to jutro.
- Cytrynka. Drops. - zawołał, czując, że wypadałoby zapoznać się z mieszkańcami tego miejsca. Chociaż nigdy nie uznawał zapędów Hermiony do uwalniania na silę skrzatów, nie był w stanie traktować ich tak, jakby nie istniały.
Rozległ się trzask i pojawiły się przed nim dwa skrzaty, kłaniając się nisko na powitanie. Harry z ulgą zarejestrował, że nie wyglądają jak Zgredek, gdy zobaczył go po raz pierwszy. Cytrynka miała na sobie ładną błękitną sukieneczkę, zaś Drops ubrany był w czarne spodenki i zieloną koszulkę z krótkim rękawkiem.
- Wstańcie, nie musicie mi się kłaniać.
Skrzaty podniosły się. Harry odniósł wrażenie, że początkowo patrzyły na niego z rezerwą, zaraz jednak w ich wielkich oczach pojawiły się łzy i pomieszczenie wypełniły piskliwe głosy.
- Pan Avis! Cytrynka myśleć że Pan nie żyje. Cytrynka cieszy się, że może znów zobaczyć Pana!
- Drop jest szczęśliwy! Bardzo, bardzo szczęśliwy. Drops dbał o dom i ogród tak jak Pan zawsze sobie tego życzył.
Harry w głowie miał chaos.
Pan Avis? Skąd...
- Skąd wiecie kim jestem?
- My dostać informację, że ktoś ma przyjechać do domu, ale my nie wiedzieć kto. Dlatego Cytrynka przeprasza, że od razu nie powitać Pana właściwie. Ale teraz Cytrynka i Drops już wiedzieć. Pan wyglądać inaczej, ale my należeć do Pana i zawsze wyczuć magię Pana. My się bardzo cieszyć, że Pan wreszcie do nas wrócić. Jednak Pan wyglądać blado, a być już późno. Pan musi się położyć i wyspać. Jeśli Pan odblokuje sypialnię, to Cytrynka zaraz ją przygotować.
- Odblokuję sypialnię? Nie rozumiem. - Skrzatka spojrzała na niego dziwnie, ale zaraz posłusznie wyjaśniła:
- Na główną sypialnię Pana Avisa i osobiste pokoje nałożone jest hasło. Pan Avis nakładać je zawsze przed wyjazdem. Pan musi je teraz zdjąć żeby Cytrynka mogła posprzątać.
- Niestety to chyba nie będzie możliwe, nie znam tego hasła. Czy jest tu jakaś inna sypialnia którą mogę zająć?
- Tak. Byś sypialnia gościnna ale Pan bardzo żadko w niej sypiać. Zawsze mówić, że jej nie lubić. I Cytrynka nie wie jak Pan może nie znać hasła do swojej własnej sypiali. To Pan Avis je założył!
- Nie pamiętam go Cytrynko. - zbliżył się do kanapy i opadł na nią, czując że zapowiada się na dłuższe wyjaśnienia. - Prawdę mówiąc nie pamiętam nic z dawnego życia. Zanim wszedłem do teg domu, nie miałem pojęcia, że posiadam jakikolwiek dom.
- Pan nie pamiętać, że ma dom? - widząc jak jej oczy o ile to możliwe zdają się robić jeszcze większe, uśmiechnął się lekko i odparł:
- Przez ostatnie czternaście lat sądziłem że mam na imię Harry. O tym, że tak naprawdę nazywam się Avis Arawn dowiedziałem się dopiero wczoraj. To wciąż jednak dla mnie jedynie słowa. Nie mam żadnych wspomnień z czasów gdy nosiłem imię Avis.
- Cytrynka może Panu Avisowi opowiedzieć!
- Dziękuję, myślę, że jeszcze będzie na to czas. Przyjąłem dzisiaj eliksir który powinien przywrócić mi pamięć, jednak odzyskanie utraconych wspomnień trochę potrwa.
- Cytrynka pomoże Panu Avisowi we wszystkim. Pan Avis nie musi się martwić. Ale Pan Avis powinien ukarać Cytynkę, bo Cytrynka była złym skrzatem, nie pomogła Panu. Uwierzyła że Pan nie żyć.
- Nie zamierzam cię karać. Nie mogłaś nic zrobić Cytrynko.
- Ale Pan Avis mieć wypadek i Cytrynka powinna...
- To nie był wypadek Cytyrnko. Zostałem uprowadzony. To dlatego wyglądam dziś inaczej i nawet mój wiek różni się od tego jaki powinien być.
- Uprowadzony! - przerażenie skrzatki rozczuliło go. Prawdę mówiąc niewiele znał osoób które tak naprawdę przejmowały się jego samopoczuciem i poczuł ciepło w sercu gdy zobaczył jej szczerość.
- Tak Cytryko, pewna osoba namieszała w moim życiu. Mam jednak nadzieję, że teraz uda mi się odzyskać nad nim kontrolę.
- To zrobić ten Stary Idiota?
- Tak - odpowiedział machinalnie, po raz pierwszy zastanawiając się nad tymi słowami. Stary Idiota, sam nazwał już tak Dumbledore'a kilkakrotnie, jednak usłyszenie tego z ust skrzatki było czymś zupełnie innym. Poza tym wiedział, że Voldemort też mówił o dyrektorze w ten sposób...
Stary Idiota... Czarny Pan... - nie pamiętam przeszłości, ale te zwroty wydają się być z nią związane... Dlaczego jednak je pamiętam? Czemu akurat w tym roku zaczęły pojawiać się w mojej głowie? Czemu pojawiły się zanim wypiłem antidotum na eliksir wymazujący pamięć?
Czy moje życie zawsze musi być takie niezrozumiałe?
][ ][ ][
Obudziły go promienie słońca padające na twarz. Przeciągnął się leniwie, czując, że od dawna nie spało mu się tak dobrze. Wczorajsza rozmowa ze skrzatami przeciągnęła się bardziej niż przypuszczał, ale wyszła mu na dobre. Po tym jak wreszcie miał kogoś komu mógł się po prostu wygadać, zrobiło mu się znacznie lżej na sercu.
Jeszcze raz się przeciągnął i usiadł, ponowie rozglądając po niedużej sypialni. Urządzono ją w ciemnych, chłodnych barwach. Dominowała tu czerń i srebro. W pokoju stało duże łóżko nakryte satynową, czarną pościelą z której się właśnie wygrzebywał. Poza tym przy oknie ustawiono biurko. Na przeciwległej ścianie znajdowała się szafa na ubrania i regał na książki, który był w tej chwili opustoszały. Wszystkie meble były czarne. Szuflady w biurku miały srebrne uchwyty. Jedynym jaśniejszym akcentem był śnieżnobiały, puszysty dywan pokrywający podłogę.
Wstając, zaczął rozumieć co skrzatka miała na myśli mówiąc, że z reguły unikał tego pomieszczenia. Ta sypialnia go przytłaczała. W żadnym razie nie czuł się w niej komfortowo. Łóżko może i było wygodne, ale nie spało mu się w nim zbyt dobrze. Po prostu zdawało mu się, że nie powinien przebywać w tym pokoju.
Cały czas mam dziwne wrażenie, że ktoś zaraz przyłapie mnie na tym, że wszedłem tu bez pozwolenia. Wiem, że to mój dom, ale ten pokój... sam tego nie rozumiem. W saloniku na parterze czułem się normalnie, ale tutaj - nie umiał tego wyjaśnić, ale chciał jak najszybciej stąd wyjść.
Stając na miękkim dywanie, na bosaka zbliżył się do szafy, pamiętając, że Cytrynka wspominała o wiszących w niej ubraniach. Gdy otworzył drzwiczki, nie naoliwione zawiasy, zaskrzypiały.
W środku znalazł jedynie kilka rzeczy. Dwie pary spodni i trzy koszulki wyglądające jak zwykłe ubrania mugolskie. Poza nimi była także szata i strój wyglądający prawie tak samo, jak ten który miał na sobie od chwili przebudzenia się w domu Voldemorta. Co więcej, podobnie jak to w co był ubrany, wszystkie rzeczy w szafie były białe. Wcale nie miał ochoty na noszenie tych ubrań, ale zdawał sobie sprawę, że nie za bardzo ma inny wybór.
- Może gdzieś tu będzie sklep i zdołam kupić sobie coś normalnego? - pocieszony tą myślą, powrócił do przeglądania ubrań, próbując się na coś zdecydować. Długie proste spodnie i luźną tunikę miał już na sobie i nie planował ponownie tego wkładać, od razu więc odsunął te rzeczy na bok. - Nie zaprzeczę, że są wygodne, ale jak wyjdę w czymś tak dziwnym, z pewnością zacznę przyciągać uwagę.
To ostatnie na co mam w tej chwili ochotę. - pewny swego ostatecznie sięgnął po jedne z mugolskich spodni i koszulkę polo z wyszytym srebrną niciom smokiem. Zabrał jeszcze bieliznę i tak obładowany ruszył do połączonej z pokojem, łazienki.
][ ][ ][
Pół godziny później, już ubrany, krytycznie przejrzał w wiszącym na ścianie lustrze. Koszulka była na niego nieco przyduża, ale i tak w porównaniu z workowatymi rzeczami które dotąd nosił po kuzynie, prezentowała się całkiem niezłe. Spodnie które najwyraźniej miały być 3/4, sięgały mu prawie do kostek. Nie wyglądało to pięknie, ale alternatyw zbytnio nie miał.
Skoro nosiłem te rzeczy gdy byłem dużo starszy niż obecnie, to i tak wszystkie będą na mnie wisiały. - Wzruszył w końcu ramionami i opuścił pomieszczenie.
Wychodząc z pokoju, tym razem uważnie rozglądał się w okół. Wczoraj był tak zmęczony, że nie przywiązywał zbyt wielkiej uwagi do tego gdzie idzie, dzisiaj jednak chciał się wszystkiemu przyjrzeć. Znalazł się w przestronnym holu zalewanym promieniami słońca wpadającymi przez znajdujące się na wprost okno balkonowe. Nie było tu żadnych mebli. Po obu stronach holu zobaczył rząd drzwi prowadzących do kolejnych części domu. W sumie doliczył się ośmiu pomieszczeń, po cztery z każdej strony, wliczając sypialnię którą dopiero co opuścił. Skierował się do pierwszych drzwi po swojej prawej stronie. Nacisnął klamkę, lecz te nie ustąpiły. Ruszył w stronę kolejnych, tylko po to, by upewnić się, że także i one są zamknięte. Gdy z trzecie z rzędu również nie otworzyły się przed nim, uznał, że muszą to być te pomieszczenia o których mówiła skrzata.
Zapewne za nimi są pokoje w których mieszkałem... Chyba rzeczywiście nie dostanę się do nich bez hasła. - Przechodząc na przeciwległą stronę holu, podszedł do pierwszych z drzwi, te zaś otworzyły się jak tylko wyciągnął w ich stronę rękę.
Jego oczom ukazała się niewielka biblioteka, wyglądająca tak przytulnie, że miał ochote od razu się w niej zaszyć. Zrobił krok do przodu by wejść do środka, zaraz jednak wycofał się. - Jeśli tam teraz wejdę, zapewne całkowicie stracę poczucie czasu. Powinienem najpierw zwiedzić okolicę, potem zajmę się resztą.
Zresztą nic nie ucieknie. Skoro jest tu biblioteka, równie dobrze mogę posiedzieć w niej po południu.
Przelotnie zajrzał do kolejnych pomieszczeń. Za drugimi drzwiami kryła się niewielka pracownia eliksirów. Wszystko było w niej sterylnie czyste i poukładane niczym od linijki. Poczuł się zupełnie tak jak w klasie Snape'a, szybko więc wycofał się na zewnątrz.
- Po co mi pracownia eliksirów? Czyżbym kiedyś miał do nich jakikolwiek talent? - spytał sam siebie i zaraz pokręcił głową. - Nie, w to to chyba nie uwierzę.
Następny pokój okazał się gabinetem. W niczym nie przypominał on jednak gabinetów jakie dotychczas miał okazję oglądać, Owszem było tu biurko oraz szafki z jakimiś dokumentami. Jednak poza tym w rogu pokoju stał także fortepian, a przy jednym z dużych okien, rozstawiono sztalugę. Uznając, że tutaj zajrzy jeszcze przed zakopaniem się w bibliotece, skierował się do ostatnich drzwi.
Wnętrze całkowicie go zaskoczyło. Pokój był praktycznie pusty. Jedynym elementem wystroju był miękki dywan pokrywający drewnianą podłogę. Wsunął się do pomieszczenia zastanawiając się, jakie właściwie było jego przeznaczenie. Nie wydawało mu się, żeby ten pokój był po prostu nie używany. Zresztą gdy przyjrzał się uważniej ścianom, miał już co do tego pewność. Zbliżył się do jednej z nich i przesunął palcem po wyrytym na niej wzorze.
Czy to runy? - nie znał się na tym, jednak znaki pokrywające każdą ze ścian, najbardziej mu się właśnie z nimi kojarzyły. - Po co ktoś je tu wyrył? Dla ozdoby? - może by w to uwierzył, jednak po spędzeniu kilku lat w świecie pełnym magii, miał co do tego wątpliwości.
Może skrzaty mi to wyjaśnią? - jeszcze przez chwilę analizował runy, po czym wyszedł. Ruszył ku schodom, zaraz jednak zatrzymał się na pierwszym ze stopni, ponownie podziwiając ich niezwykłość. Już wieczorem przyciągnęły jego uwagę, w dziennym świetle wyglądały jednak jeszcze piękniej.
Przesuwając dłonią po poręczy z zaciekawieniem wodząc wzrokiem po każdym żłobieniu na niej. W dotyku przypominała korę drzewa, zarazem jednak drewno było tak jasne, że niemal białe. Nawet w Hogwarcie nie widział czegoś takiego. Zresztą nie tylko poręcz przyciągała tu uwagę. Same stopnie schodów także znacznie różniły się od powszechnie przyjętych standardów. Podobnie jak poręcz, także i je wykonano z drewna. Najbardziej jednak zaskakiwał ich wygląd. Każdy schodek był okrągły. Co więcej, wyrzeźbiono na nich kwiaty. Gdy się uważniej im przyjrzał, zorientował się, że na każdym stopniu, choć jest ten sam kwiat, wygląda on zawsze nieco inaczej. Kucnął próbując rozpoznać, co to za roślina, jednak nawet z bliska nie był w stanie tego określić. Z czymś mu się on kojarzył, ale nie potrafił sprecyzować gdzie już go widział.
Jeszcze przez kilka minut kontemplował kolejne rzeźbienia, w końcu jednak podniósł się i wolnym krokiem ruszył na parter. Jak tylko stanął na progu saloniku, zmaterializowała się przed nim Cytrynka, witając go niskim ukłonem.
- Czy Pan Avis dobrze spać? Śniadanie być gotowe.
- Dobrze, dziękuję. - Wcale nie czuł się "Panem Avisem", ale zaczynał czuć, że nie zdoła wyperswadować tej skrzatce nazywania go w ten sposób.
Skrzatka ponownie podniosła na niego wzrok i zaskoczony zauważył, że przygląda mu się krytycznie. Nie mając zupełnie ochoty na wysłuchiwanie z jej strony komentarzy na temat wyglądu, wyminął ją. Siadając przy stole mimowolnie uśmiechnął się, dostrzegając, co Cytrynka przygotowała mu na śniadanie.
Czekał na niego chrupiący tost, jajko na miękko i sałatka owocowa. - To rzeczywiście moje ulubione śniadanie. Skąd ona wiedziała? Nigdy nie poznała mnie jako Harry'ego. Czy to możliwe, że kiedyś też to jadłem? - Zastanawiając się nad tym, dostrzegł przy talerzu także dwie fiolki z eliksirami. Podejrzewał, że co do tych ostatnich to Voldemort ją poinstruował. - Czy on naprawdę musi pilnować mnie na każdym kroku? W końcu jakby jej tego nie powiedział, to skąd wiedziałaby o nich? - Usiadł przy stole, zażył przygotowane eliksiry krzywiąc się przy tym na ich smak, po czym z mimowolnym uśmiechem zabrał się za jedzenie. Pochłonięty nim i własnymi myślami, dopiero po dłuższej chwili zauważył, że skrzatka ponownie znalazła się u jego boku.
- Dlaczego Pan nie uruchomić czaru na ubraniach?
- Czaru? - pytającym wzrokiem spojrzał najpierw na skrzatkę, a potem na siebie. - O jakim czarze mówisz?
- Cytrynka przeprasza. Cytrynka zapominać, że Pan Avis nie pamiętać. Czy Cytrynka może zrobić to za Pana Avisa? - Skinął głową, wciąż zastanawiając się jaki czar ma ona na myśli. Tymczasem skrzatka skierowała w jego stronę swoją dłoń i wyszeptała zadziwiająco wyraźnie jak na tak małe stworzenie.
- Haire. - ledwie słowo przebrzmiało w pomieszczeniu, Harry zaskoczony poczuł, że coś się zmieniło. Ponownie spojrzał na siebie. Okazało się, że ubrania jeszcze chwilę temu przyduże, teraz leżały na nim idealnie.
- Łał - wyrwało mu się, zanim zdołał ugryźć się w język. - Dziękuję Cytrynko - zwrócił się w końcu do skrzatki, nie mogąc przy tym powstrzymać uśmiechu wkradającego się na twarz. Może i ubrania wciąż były białe, teraz jednak mógł w nich przynajmniej wyjść bez obawy, że zostanie wyśmiany.
- Pan musi pamiętać, że po każdym zdjęciu ubrań Pan Avis musi rzucić zaklęcie na nowo. Pan Avis nie musieć do tego używać różdżki, wystarczy, że Pan Avis dotknie ręką ubrań i powie zaklęcie.
- Zapamiętam Cytrynko. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. W tej chwili nie mam jeszcze różdżki, trudno było by mi rzucić ten czar, gdyby jej wymagał. Tak, nie będę musiał za każdym razem wzywać ciebie byś pomogła mi się ubrać.
- Pan może wzywać Cytrynkę kiedy tylko zechce. - uśmiechnął się, zauważając, że skrzatka wyraźnie zdawała się dumna z tego, że jej podziękował. Zaraz jednak spuściła głowę i niespodziewanie uklękła przed nim.
- Cytrynko co... - zaczął, ale jej cichy głosik mu przerwa.
- Cytrynka powinna dać Panu różdżkę, Cytrynka bardzo chce, ale Cytrynka nie potrafić. Cytrynka nie zachowuje się jak dobry skrzat.
Tym razem zupełnie nie wiedział jak ma zareagować. Nie rozumiał czemu skrzatka obwinia się o to, że nie ma różdżki. - Przecież moja różdżka przepadła na Privet Drive. Pewnie w jednym kawałku już nigdy jej nie zobaczę...
- Niczym nie zawiniłaś Cytrynko. Jak mogłabyś dać mi różdżkę, skoro nigdy wcześniej nie byłem w tym domu? Przynajmniej nie jako Harry Potter? Moja różdżka zapewne jest już zniszczona.
- Cytrynka nie mówić o różdżce Pana Harry'ego, tylko Pana Avisa. Cytrynka wie, że od wielu, wielu lat różdżka Pana Avisa jest w skrytce. Cytrynka chciałaby dać ją Panu, ale nie znać hasła. Hasło znać tylko Pan Avis, ale Pan Avis teraz nic nie pamiętać hasła ani do pokoju ani do różdżki. Cytrynka powinna pomóc, ale nie umie... Cytrynka jest złym skrzatem.
Kilka minut zajęło mu zrozumienie tego co usłyszał.
Różdżka Avisa? - Teraz to było dla niego oczywiste, jednak wcześniej taka opcja w ogóle nie przeszła mu przez myśl. - Moją różdżkę kupiłem u Olivandera cztery lata temu... To normalne, że przed tym jak stałem się Harrym, musiałem korzystać z innej. Dlaczego nie wziąłem tego pod uwagę? - zastanawiając się nad tym, uzmysłowił sobie jeszcze jedną rzecz.
Dlaczego różdżka jest w schowku? Jeśli "zginąłem" w jakimś pojedynku, to chyba miałbym ją przy sobie? A nawet jeśli umarłbym w wypadku, to przecież nie wyszedłbym z domu bez różdżki...
- W jaki sposób różdżka znalazła się w schowku? - dopiero cicha odpowiedź, skrzatki uzmysłowiła mu, że ostatnie zdanie wypowiedział na głos.
- Pan nałożyć kiedyś czar na swoją różdżkę. Jeśli coś by się Panu stało, Panie Avis, to różdżka miała się przenieść do skrytki.
To wyjaśniało pewne kwestie, nadal nie miał jednak pojęcia jakim cudem mógłby zmusić różdżkę do przeniesienia się na dużą odległość do jakiejkolwiek skrytki. Przecież to musiała by być teleportacja międzykontynentalna - pokręcił głową czując że zaczyna go boleć na samą myśl o tym.
- Zaprowadź mnie do tej skrytki, Cytrynko. - poprosił pospiesznie kończąc śniadanie.
][ - ][ - ][
Już po kilku krokach rozpoznał, że kierują się na piętro. Ruszyli po schodach na górę, skrzatka nie skierowała się jednak na piętro, lecz zatrzymała na jednym ze stopni. Zaskoczony zorientował się, że jest to ten stopień, któremu się niedawno przyglądał.
Skrytka jest w wewnątrz stopnia? - jego podejrzenia potwierdziły się gdy skrzatka swoim długim palcem wskazała na sam środek kwiatka.
- Tu być. Cytrynka ją wyczuwać, ale być potrzebne hasło by ją wyjąć.
Ponownie tego dnia pochylił się nad stopniem przesunął palcami po wzorze. W przeciwieństwie do skrzatki, on nie wyczuwał tu kompletnie nic.
- Różdżka jest wewnątrz?
- Tak Panie Avis. Cytrynka ją wyczuwać.
Przez kilka kolejnych minut uważnie badał drewno, jednak nic nie wskazywało na to, by rzeczywiście była tu skrytka. - Jeśli naprawdę można tu cokolwiek ukryć i różdżka jest w środku, to nic nie zdziałam bez hasła. Nie ma jak tego podważyć. Jak mam być szczery, tu nie ma nawet szczeliny.
- To się nie otwierać Panie Avis.
- Nie? - zapytał, spoglądając kątem oka na skrzatkę, a ta wyjaśniła:
- Hasło wyciąga różdżkę ze środka. Jeśli Pan Avis je wypowiedzieć, różdżka zawsze pojawiać się u Pana Avisa w ręku. Nie ważne gdzie Pan być.
Różdżka pojawia się w ręku po wypowiedzeniu hasła? To w ogóle jest możliwe? - zapytał o to sam siebie i westchnął, stwierdzając, że magiczny świat chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś Cytrynko. - powiedział w końcu, przerywając ciszę. Jestem pewien, że wkrótce przypomnę sobie hasło. - Chyba, że akurat ono będzie jednym z tych wspomnień, które na zawsze zniknęły w odmętach mojej pamięci. - przebiegło mu to przez myśl, ale nie wypowiedział swoich obaw na głos.
][ - ][ - ][
Słońce przyjemnie grzało i nie miał najmniejszej ochoty na spędzenie całego dnia w domu. Po przesiedzeniu początku wakacji w ciemnej piwnicy, perspektywa spaceru wywoływała szeroki uśmiech na jego twarzy. Ostatnie dni jeszcze bardziej skomplikowały i tak już wystarczająco pokręcone jego życie i zupełnie nie wiedział, co przyniesie mu przyszłość. Mimo wszystko jednak Voldemort ofiarował mu miesiąc całkowitej wolności i zamierzał wykorzystać ten czas do granic możliwości.
Tak, to właśnie dlatego już blisko godzinę temu zabrał do kieszeni trochę pieniędzy i po obiecaniu skrzatce, że wróci na obiad, wyruszył na zwiedzanie okolicy.
Początkowo planował zwiedzić wioskę przez którą zeszłego wieczoru przechodził razem z Voldemortem, zmienił jednak zdanie już z daleka dostrzegając krzątających się tam ludzi o poranku. Nie czuł się jeszcze na siłach na spotkanie z kimkolwiek. Zdawał sobie sprawę, że jest daleko od swojego kraju i zapewne nikt go tu nie zna, mimo to jednak, wciąż nie był na to gotowy.
Ruszył więc w stronę lasu i teraz wąskimi ścieżkami podążał w głąb. Pamiętał o ostrzeżeniach Czarnego Pana jednak chciał znaleźć się z dala od cywilizacji. Zresztą Voldemort przede wszystkim mówił, że w lesie nie jest bezpiecznie po zmroku, sądził więc, że nic mu nie będzie jeśli przejdzie się kawałek w świetle dnia.
Nikt poza Ronem o tym nie wiedział, jednak w czasie roku szkolnego wielokrotnie zapuszczał się na spacery po Zakazanym Lesie. Czuł, że tutaj, podobnie jak tam, za dnia nic mu nie grozi. Wiedział, że jeśli będzie trzymał się ścieżek i nie naruszy niczyjego terytorium, to mieszkańcy pozostawią go w spokoju.
Pojął tą zasadę jeszcze jako dziecko i teraz instynktownie wiedział, gdzie może się zapuścić, a które rejony lepiej ominąć szerokim łukiem. Jak dotąd intuicja jeszcze nigdy go nie zawiodła. Zawsze jej ufał.
Aragog... historia z nim to zupełnie inna sprawa. Wtedy z Ronem sami prosiliśmy się o kłopoty. - Z zamyślenia wyrwał go szum, dobiegający wyraźnie gdzieś z lewej strony. Podążając za wciąż nasilającym się dźwiękiem, po kilku minutach zaskoczony zatrzymał się w miejscu
Z zachwytem rozglądał się po niewielkiej polance na której się znalazł. Otoczona niemal ze wszystkich stron drzewami zdawała się całkowicie ukryta przed światem zewnętrznym. Na jednym z jej krańców wyrzeźbione przez naturę kamienne schody prowadziły do wysokiego wodospadu, którego szum przyciągnął go do tego miejsca.
Wspiął się po śliskich schodach i zatrzymał tuż przed ścianą wody. Ani trochę nie przejmował się tym, że lodowate krople ochlapują go, mocząc mu ubranie. Czuł się wspaniale.
Szkoda że w Zakazanym Lesie nie ma podobnych miejsc... Nie wiem czy to przez to miejsce, czy przez ten szum wody, ale mam wrażenie, że wszystko będzie w porządku. Czuję, że dam sobie radę i z Czarnym Panem i z Dumbledore'em. - Roześmiał się. Rozpierała go energia i mógłby teraz zrobić wszystko.
Wsunął dłoń w taflę wody, pozwalając przepływać kroplom pomiędzy palcami. Przesunął rękę głębiej chcąc dotknął ściany i zamarł, gdy zamiast niej, jego palce natrafiły na próżnię.
Co jest? - przesunął rękę w prawo, ale i z tej strony nic nie było. - Czy coś jest za wodospadem? - zanim miałby szansę zastanowić się nad ewentualnymi konsekwencjami, nabrał powietrza i wszedł w wodę.
Jaskinia - to była jego pierwsza myśl, gdy tylko znalazł się po drugiej stronie. Zachwycony rozglądał się mimowolnie podziwiając to miejsce. Słyszał o tym, że woda może drążyć ścieżki w skałach, nigdy jednak nie podejrzewał, że będzie miał okazję znaleźć stworzoną w ten sposób jaskinię.
Zbliżył się do jednej ze ścian i powoli przesunął ręką po nierównej powierzchni. Skała była zimna i lekko wilgotna w dotyku. - Ron by mi nie uwierzył, jakbym opowiedział mu o tym, co robiłem w wakacje. - uśmiechnął się i ponownie przejechał delikatnie palcami po ścianie.
- Ałł - jęknął, gdy opuszkiem natrafił na ostry fragment. Przyłożył palec do warg wysysając kropelkę krwi która się na nim pojawiła. Pochylił się chcąc zobaczyć, o co takiego się skaleczył, zamarł jednak gdy przez szum wody przebił się donośny zgrzyt.
Co się dzieje? - podłoga zadrżała mu pod stopami i zaczęła znikać niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Chciał się wycofać, było już jednak na to za późno. - Dlaczego to zawsze muszę być ja... - pomyślał jeszcze nim z hukiem uderzył o ziemię. Impet odebrał mu na kilka sekund oddech, zaraz potem wszystko ogarnęła ciemność.
][ - ][ - ][
Haire - to czar wymyślony przeze mnie, Słówko jest zlepkiem dwóch innych habilis - z łacińskiego oznaczające dopasowanie, oraz ire - również łacińskie, którego jednym z tłumaczeń jest "pasować".
][ - ][ - ][
Koniec rozdziału 11
