Kolejna część przed wami. Troszkę zmian w niej jest tak jak w każdej. Następny rozdział już się pisze. Być może także pojawi się jeszcze dzisiaj. Poza tym kolejny rozdział to już będzie nowa część opowiadania, nie poprawki ;)

Teraz już nie przedłużam i po prostu zapraszam do czytania.

][ - ][ - ][

Rozdział 12

Za piekło na ziemi

][ - ][ - ][

...

- Egh...

...

- Aghh... - wraz z powrotem świadomości, pojawił się ból. W głowie mu się kręciło, a jeszcze nie wygojone plecy, paliły teraz żywym ogniem. Próbował usiąść, jednak udało mu się to dopiero przy trzecim podejściu. Wysiłek sprawił że na kilka sekund pociemniało mu przed oczami. Przymknął na moment powieki po czym odetchnął i niepewnie rozejrzał się próbując zrozumieć, gdzie właściwie się znalazł.

Choć z pewnością był pod ziemią, światło odbijające się od mieszczącego się ponad nim wodospadu, sprawiało, że w tej części jaskini panował półmrok. Był za to wdzięczny. Nie ufał sobie na tyle, by mieć pewność, że w całkowitej ciemności nie wpadły w panikę.

Nienawidzę ciemności.

Jaskinia była nieco mniejsza niż ta w której znalazł się po przejściu przez ścianę wodę. Był pewien że wystarczyłoby mu kilka kroków by obejść ją w całości.

Z trudem podnosząc się na nogi, zaczął zastanawiać się, dlaczego ktoś stworzył takie miejsce w samym środku lasu, za wodospadem. Gdy znalazł się w jaskini na górze, założył, że to wytwór natury. Lecz fakt, że podłoga usunęła mu się spod nóg w wyraźnie magiczny sposób utwierdzał go w tym, że maczał w tym palce jakiś czarodziej. Niestety wciąż nie rozumiał, po co ktoś miałby to robić.

Na co komu ukryte pomieszczenie w takim miejscu? Może ktoś kiedyś coś tutaj chował? Nie, to nie ma sensu... skoro ja znalazłem to miejsce przez czysty przypadek, także inni mogliby dostać się tutaj bez większego problemu.

- To chyba zbyt słabe miejsce na kryjówkę. - Dostrzegając wyrzeźbione w skale schody, ruszył w ich stronę, zaraz jednak musiał oprzeć się o jedną ze ścian, gdy po raz kolejny tego dnia fakt, że jeszcze niedawno rozmazał się na kamiennej posadzce, boleśnie dał o sobie znać. Tępe łupanie w czaszce, upewniało go w tym, że powinien jak najszybciej wracać do domu.

Parsknął orientując się, że choć przybył tu dopiero wczoraj, już nazywa to swoim miejsce domem. Niestety śmiech w jego kondycji okazał się niezbyt mądrym posunięciem. Gdy ponownie świat zaczął mu wirować przed oczami, zacisnął powieki czekając aż wirowanie ustanie.

・ Cholera, czy to musi tak boleć? - Ledwie jego słowa przebrzmiały, echem odbijając się w tak małym pomieszczeniu, a po raz kolejny tego dnia stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał.

Cicha melodia wypełniła otoczenie, wkradając się do jego świadomości. Wraz z nią, uporczywe łupanie zaczęło zanikać. Powoli rozchylił powieki. Jaskinię wypełniało delikatne, błękitne światło. Sekundy mijały jedna po drugiej, a on czuł, jak ogarnia go spokój. Nie, ból pochodzący od otwartych na plecach ran nie zniknął, jednak migrena ustąpiła całkowicie. Nie wiedział jak dokładnie jak to się stało, jednak odniósł wrażenie że było to w jakiś sposób powiązane z wciąż wypełniającą pomieszczenie muzyką. Zastanawiał się skąd ona pochodzi i co właściwie spowodowało to, że zaczęła grać.

- Czy to mój krzyk ją wywołał? - Nie, to niemożliwe, dlaczego miałaby się pojawić z takiego powodu. Lecz, jeśli to nie przez niego, to... co ją tak naprawdę wywołało? - wciąż nie znajdując na to pytanie odpowiedzi, zbliżył się do schodów. Gdy tylko postawił stopę na pierwszym z nich, muzyka ucichła, a światło przygasło. Pokonując stopień za stopniem, wciąż nie był pewien tego czy naprawdę to przeżył. Może po prostu ustąpienie bólu głowy było jedynie skutkiem ubocznym tego jakie wrażenie wywarła na nim grająca w takim miejscu muzyka.

][ - ][ - ][

Dotarcie na zewnątrz zajęło mu jedynie kilka minut. Gdy znów znalazł się na zalanej słońcem polanie, odniósł wrażenie, że po prostu zdrzemnął się i to wszystko mu się jedynie przyśniło. Może i uwierzyłby w taki obrót spraw, jednak wciąż piekące plecy upewniały go w tym, że to jednak nie był sen.

Pogrążony w myślach ponownie wszedł na ścieżkę, zawracając w stronę domu. Jak na jeden dzień miał stanowczo dość wycieczek.

Może poczytam książkę, albo po protu poleniuchuję na balkonie, wygrzewając się na słoneczku. - Oddalając się od wodospadu, starał się nie analizować w kółko tego co przeżył, nie było to jednak takie proste.

Wciąż nie umiał sobie wytłumaczyć z czym tak właściwie miał do czynienia, a rzeczą której najbardziej nie cierpiał była niewiedza o tym, z czym musi się mierzyć.

Miał dość niedopowiedzeń.

][ - ][ - ][

Powtarzał sobie, że wystarczy mu już niespodzianek teraz wraca prosto do domu, jednak jak zwykle wyszło inaczej niż sobie zaplanował. Nim właściwie zastanowił się nad tym co robi, zboczył z obranej wcześniej ścieżki, wchodząc głębiej w las. Nie miał pojęcia dokąd idzie, jednak droga wydawała mu się dziwnie znajoma. Instynktownie wiedział którą ścieżkę powinien wybrać. Co więcej, czuł, że musi iść.

Las robił się coraz gęstszy, mimo to, nie zawracał. Coś coraz silniej ciągnęło go naprzód. Ścieżki już dawno przestały być widoczne, lecz nawet bez nich, wiedział gdzie ma skręcić. Gałęzie czepiały się jego ubrań i drapały odsłonięte części ciała, lecz zamiast zatrzymać się, przyspieszył.

Musiał się pospieszyć, Liczyła się każda sekunda.

Szybciej, szybciej - nakaz stawał się coraz intensywniejszy.

Nie był pewien jak długo to trwało, zupełnie stracił poczucie czasu. Może było to jedynie kilka minut, a może wiele godzin. Nie miało to obecnie dla niego żadnego znaczenia. Po prostu szedł dalej.

- Dokąd idę? - sam sobie zadał to pytanie, jednak nie znalazł na nie odpowiedzi. Jedynie w jego głowie echem odbijała się wciąż ta sama komenda: Szybciej, szybciej... - Jego oddech przyspieszył, a dłonie zaczęły się pocić. Kuło go w klatce, choć miał wrażenie, że nie ma to nic wspólnego ze zmęczeniem.

Szybciej, szybciej.

Krok, kolejny i jeszcze jeden.

- Już. - wyszeptał i przystanął lekko zdezorientowany, rozglądając się w okół. Ogarnęło go przeczucie, że dotarł na miejsce. Uczucie ponaglania ustało, zupełnie jakby ktoś nagle odciął sznurki za które go dotąd ciągnięto.

Był zmieszany.

Nie pojmował, co jest w tym miejscu tak wyjątkowego. Nie rozumiał, dlaczego akurat tutaj musiał się znaleźć. Cały ten dzień robił się coraz dziwniejszy i przestawało mu się to wszystko podobać.

- Gdzie ja jestem? - odpowiedziała mu cisza.

Ponownie się rozejrzał. Z każdej strony otaczały go drzewa. Las tutaj nie był aż tak gęsty jak ta część przez którą niedawno się przedzierał, jednak poza tym to miejsce niczym się nie wyróżniało. Nie było tu żadnej polany, ani nawet ścieżki. Stał po prostu pomiędzy drzewami, zastanawiając się co go u licha tu przygnało.

Oparł się o pień jednego z najbliższych drzew, przymykając przy tym oczy. Ogarnęła go niepewność. Obawy które jeszcze kilkanaście sekund temu kazały mu iść naprzód, teraz zniknęły, jednak nie poprawiło mu to nastroju.

Nie rozumiał sam siebie.

Co to miało być? Dlaczego czułem, że muszę przyjść akurat tutaj? To było takie ważne... Czułem że muszę przybyć tu jak najszybciej, że to kwestia życia i śmierci. A teraz co mam zrobić? Przecież w tym cholernym miejscu zupełnie nic nie ma! - zacisnął palce na spodniach, czując, że dłonie zaczynają mu drżeć.

Dlaczego się boję?

Jeszcze przez kilka minut po prostu tak stał, w końcu jednak zawrócił chcąc już tylko jak najszybciej wydostać się z lasu. Miał mętlik w głowie. Na szczęście bez problemu odnalazł ścieżkę i droga powrotna minęła mu bez kolejnych niespodzianek.

][ - ][ - ][

Przekroczył próg i szczelnie zamknął za sobą drzwi. Opierając się o nie, przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Czuł się skołatany i marzył już jedynie o tym by zaszyć się w miękkim fotelu w bibliotece. Pozwolić pochłonąć się jakiejś książce i przynajmniej przez moment nie zastanawiać się nad tym co się stało.

Nim zebrał się w sobie na tyle, żeby zmusić się do ruszenia z miejsca, powietrze przeszył charakterystyczny trzask. Bez otwierania oczu wiedział, że zmaterializowała się przed nim Cytrynka. Jej piskliwy głos tylko go w tym upewnił:

- Pan Avis wrócił!. Obiad być gorący i już czekać. Pan Avis musi zjeść wszystko bo być bardzo chudy.

- Dziękuję Cytrynko, ale nie jestem głodny. - odpowiedział jej wciąż lekko roztargniony. Ostatnią rzeczą na którą miał obecnie ochotę było jedzenie.

- Dlaczego Pan Avis znów unika posiłków?! To niedobre dla zdrowia Pana Avisa. Pan Avis znów o tym zapomina. Pan Avis musi jeść wszystkie posiłki.- taka tyrada w wykonaniu skrzatki wydała mu się nawet zabawna, skrzywił się jednak gdy niespodziewanie Cytrynka krzyknęła:

- Panie Avis, co się stać? Dlaczego Pan być tak brudny i podrapany? Czy ktoś Pana zaatakować? Czy Pan Avis jest ranny? Czy...

- Nic mi nie jest Cytrynko. - otworzył oczy i utkwił spojrzenie w wyraźnie zdenerwowanej skrzatce. - Naprawdę, wszystko w porządku. Po prostu przewróciłem się po drodze. Wystarczy, że się wykąpię. - chciał by jego głos zabrzmiał pewnie, ale nie do końca mu się to udało.

- Cytrynka przygotuje kąpiel dla Pana Avisa. - pyknęło i skrzatka znikła. Nie dałby sobie za to ręki uciąć, ale zdawało mu się, że nim zniknęła, usłyszał jeszcze wyszeptane przez nią słowa: "Pan znów próbować kłamać. To nie być przewrócenie. Pan nie oszukać Cytrynki. Nie oszukać. Nigdy."

][ - ][ - ][

Zanurzony w gorącej wodzie niemal po samą szyję, wbrew sobie po raz kolejny powrócił myślami do tego co wydarzyło się w lesie. Był pewien, że do jaskini jeszcze wróci. Liczył, że może gdy będzie przygotowany na to, co go tam czeka, nie da się tak zaskoczyć jak dzisiaj.

Gdy znów będę niej, dokładnie sprawdzę jej zakamarki. Jeśli coś się w niej kryje, znajdę to. - starał się upewnić w tym, ale czuł, że może to wcale nie być takie proste. Wspomnienie rozlegającej się znikąd muzyki, w dalszym ciągu przyprawiało go o dreszcze. - Czy to za jej sprawą, mój ból głowy wtedy tak szybko minął? Czy jednak wyolbrzymiam coś i był to jedynie dziwny zbieg okoliczności?

Jeśli miał być ze sobą szczery, nie był przekonany, która z odpowiedzi bardziej by mu odpowiadała. Westchnął, porzucając na razie próby zanalizowania tamtej dziwnej jaskini. Rozchlapał wodę ręką, powracając do tego, co wydarzyło się później.

W pełni zdawał sobie sprawę z tego, że to "wezwanie" nie wiedział, jak inaczej to nazwać, było co najmniej dziwne, by nie powiedzieć przerażające. Nie musiał drugi raz odwiedzać tamtego miejsca, by potwierdzić, że nie nie różniło się zbytnio od innych części lasu.

Nie znalazłem tam nic niezwykłego.

Nie miał pojęcia dlaczego wtedy tak się czuł, jednak zaczynał zastanawiać się nad tym, czy nie było to przypadkiem jakieś echo jego dawnych wspomnień. - Czy to możliwe, że dawno temu coś się tam wydarzyło? - westchnął i zanurzył się na kilka sekund całkowicie. Nabierając ponownie powietrza, strzepał krople wody z włosów i ponownie oparł głowę o rant wanny.

- Voldemort powiedział, że pierwsze emocje związane z zapomnianymi wspomnieniami zaczną pojawiać się po dwóch miesiącach... To niemożliwe, żeby to co się dzisiaj wydarzyło, było związane z moją przeszłością... - nawet wypowiadając to na głos, wcale nie był tego taki pewny. - Przecież eliksir wypiłem dopiero wczoraj. - Jednak, jeśli nie były to moje wspomnienia, to czym to właściwie było?

Nie znalazł na to odpowiedzi.

][ - ][ - ][

Wychodząc z łazienki czuł, że ma jeszcze więcej pytań i obaw niż wcześniej. Powoli też zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że na wiele z nich nie zdoła znaleźć samodzielnie odpowiedzi. - Może udzielić mi jej tylko Voldemort i wcale mi się to nie podoba. Rozmowa z nim jest ostatnią rzeczą na którą mam ochotę.

Ubrał się i wycierając włosy ręcznikiem, rozejrzał się po sypialni. Wcześniej planował zjeść obiad i zaszyć się na łóżku z jakąś książką, teraz jednak czuł, że nie usiedzi w miejscu.

Może przekopię gabinet który rano widziałem? - uśmiechając się do tej myśli, wypił przeznaczoną na popołudnie porcję eliksirów i wyszedł z sypialni. Skierował się w stronę schodów, uznając, że najpierw zje obiad. Nie był głodny, ale podejrzewał, że jeśli spróbuje się od niego wymigać, Cytrynka zagada go na śmierć.

][ - ][ - ][

Pół godziny później zamknął za sobą drzwi gabinetu i odwrócił się w stronę pomieszczenia. Gdy tylko postąpił krok do przodu, ogarnęło go uczucie nostalgii. Zbliżył się do fortepianu i bezwiednie przesunął palcami po klawiszach. Nie potrafił grać, nigdy nawet nie miał okazji usiąść przy takim instrumencie a mimo tego... pokusa by usiąść i pozwolić popłynąć melodii była olbrzymia.

Ciekawe czy kiedyś potrafiłem grać? Hmm, w sumie gdybym nie potrafił, po co trzymałbym w domu fortepian? Tylko nawet jeśli w przeszłości było inaczej, to czy obecnie jeszcze będę potrafił? - ponownie przesunął dłoń po klawiszach i odwrócił wzrok, skupiając uwagę na biurku.

Podszedł do niego. Na blacie panował idealny porządek. Długopisy i ołówki leżały równo ułożone w niewielkim pojemniczku. Tuż obok postawiono kałamarz i kolejny pojemnik z kilkoma piórami. Po drugiej stronie leżało kilka pergaminów oraz najzwyklejszy mugolski zeszyt.

Zdaje się, że korzystałem z mugolskich wynalazków. Wychodzi na to, że nie byłem nienawidzącym mugoli fanatykiem... Ciekawe jak Czarny Pan to zniósł? - Podniósł zeszyt i przekartkował go. Liczył na to, że znajdzie w nim jakieś zapiski, strony jednak były puste. Odłożył go na miejsce i otworzył znajdującą się pod blatem szufladę.

Niestety także w niej nie znalazł nic interesującego. Poza kilkoma kolejnymi kawałkami niezapisanego pergaminu i czystym blokiem, trafił tam na zestaw farb, kredek świecowych oraz pasteli.

Wszystko wygląda na nieużywane...

- To same nowe rzeczy. Tylko po co ktoś miałby kupić to i nie korzystać z niczego? Czy to możliwe, że sam je kupiłem i nie zdążyłem wykorzystać? - zadrżał, taka możliwość nie bardzo mu się podobała. - zdecydowanym ruchem zasunął szufladę i pozostawiając biurko za sobą, stanął przed jednym z regałów.

Nie było na nich książek. Zamiast nich na półkach porozkładano pełno pergaminów. Niektóre z nich leżały luzem, inne ktoś zrolował i poprzewiązywał wstążkami. Zdjął jeden z nich i ostrożnie rozwinął. Nie był pusty. Zapisano go równym, drobnym pismem, pełnym zawijasów. Przeczytał początek raz, drugi i trzeci. Niestety nie sprawiło to, że pismo stało się dla niego przejrzystsze.

Nie zrozumiał ani słowa.

Co to za język? - zdarzyło mu się już w życiu widzieć książki napisane w różnych językach. Może nie potrafił ich odczytać, ale zazwyczaj przynajmniej w przybliżeniu potrafił określić w jakim języku ją napisano. Teraz jednak było inaczej. Pismo użyte na pergaminie widział po raz pierwszy w życiu.

Zaintrygowany ściągnął dwa kolejne pergaminy. Wystarczyło krótkie porównanie by zorientował się, że także je napisano nieznanym mu językiem. Jednak to co najbardziej go zaskoczyło to dwa słowa które dostrzegł u dołu jednego z nich:

- Avis Arawn. - Gdy sens tego co odczytał w pełni do niego dotarł, zamknął oczy, pewien, że się już dziś nie pozbędzie bólu głowy. - Ja to napisałem? Po prostu świetnie. - Wychodzi na to, że napisałem coś czego sam teraz nie potrafię odczytać?! Czy to znaczy, że jeśli chcę poznać treść to muszę liczyć na to, że przypomnę sobie ten język, albo uczyć się cholerstwa od nowa?!

- Cudownie, skoro nawet nie wiem co to za język. - odłożył pergaminy na półkę, zatrzymując jedynie ten na którym u dołu widniał jego podpis. - Może lepiej zacznę oglądanie od biblioteki - trzymając się tej myśli, opuścił gabinet, kierując się do pomieszczenia obok.

][ - ][ - ][

Wizyta w bibliotece zdecydowanie poprawiła mu nastrój. Półki okazały się pełne ksiąg o przeróżnej tematyce. Znalazł tam między innymi kilka normalnych działów takich jak dział poświęcony obronie przed czarną magią, zielarstwu, transmutacji, eliksirom czy astronomii czy starożytnych run. Jednak nie tylko takie książki miał w swoich zbiorach. Uważnie śledząc tytuły znalazł całą półkę o magii umysłu, a zaraz potem kolejną o rytuałach i magii krwi. - nie chciał nawet pytać, skąd takie księgi znalazły się w jego posiadaniu. Gdy jednak znalazł kilka ksiąg dotyczących czarnej magii, uznał, że po prostu musiały one kiedyś należeć do Voldemota.

Ja na pewno nigdy z nich nie korzystałem. Nie mógłbym. - próbując upewnić się w tym przekonaniu, odłożył zdecydowanie księgi na bok, nie mając zamiaru do nich zaglądać. Zamiast tego pochylił się i zabrał za przetrząsanie kolejnej półki.

Nim skończył przeglądanie ostatniego z regałów, za oknem zrobiło się czarno, a pora kolacji dawno minęła. Opuszczając bibliotekę, trzymał w rękach spory stosik książek o przeróżnej tematyce. Kierując się z nimi do sypialni, planował już tylko rozwalić się na łóżku i zagłębić w lekturze. Był głodny, ale nie chciało mu się już schodzić na dół.

Może jak ładnie poproszę to Cytrynka przyśle mi kolację do łóżka?

][ - ][ - ][

Spoglądając na płonący w kominku ogień, przesuwał w palcach kieliszek. Czerwony płyn błyszczał w świetle płomieni. Przykładając szkło do ust, upił łyk i uśmiechnął się do siebie.

Ostatnie dni przyniosły wiele zmian.

Avis... - sama myśl, że znów będzie miał go przy sobie sprawiała, że jego plany nabierały zupełnie innego kształtu. Wiedział, że z nim przyszłość będzie o wiele ciekawsza.

Tak, z nim u boku wszystko pójdzie znacznie szybciej.

- Gdy odzyskasz swoją moc, zgotujemy temu staruchowi piekło na ziemi, mój słodki diabełku. - uniósł kieliszek na znak toastu i ponownie się napił.

Co zrobisz Dumbledore gdy zrozumiesz, że straciłeś swojego rycerzyka, a ja znów mam swojego Varjo u boku? - zimny śmiech rozniósł się po pustym pomieszczeniu. - Co zrobisz Stary Idioto?

][ ][ ][

Varjo - nie jest to wymyślone przeze mnie słówko. Jeśli ktoś ma ochotę, może szukać wyjaśnień. Ja pozwolę sobie na razie zatrzymać je dla siebie.

][ - ][ - ][

Koniec Rozdziału 12