Oto i obiecany rozdział trzynasty, a w nim trochę nowości i ostatnie fragmenty ze starej wersji. Teraz już wpływamy na nowe wody ;)

Zapraszam.

][ - ][ - ][

Rozdział 13

Sam włożył ci tak ważną kartę atutową w rękę

][ - ][ - ][

Obudziły go wpadające przez okno promienie porannego słońca. Poruszył się i jęknął czując jak zesztywniałe mięśnie zaczynają protestować. Z pewnością spanie na porozrzucanych ksiażkach nie było jego najlepszym pomysłem. Otwierając oczy, przeciągnął się po raz kolejny, zmuszając zastałe ciało do ruchu. Zsunął nogi na podłogę, zanim jednak wstał, musiał odczekać chwilę, aż uczucie chodzących po ciele mrówek, minie.

Podniósł się i uśmiechnął dostrzegając za oknem błękitne niebo. Zapowiadało się na kolejny gorący dzień i nie zamierzał zmarnować z niego ani minuty.

][ - ][ - ][

Nim minęło piętnaście minut, był już gotowy i po schwytaniu w rękę jednego z przygotowanych przez Cytrynkę tostów, wyszedł. Gdy owiało go wciąż nieco chłodne powietrze, wciągnął je w płuca i zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie.

Tym razem nie miał żadnych oporów przed kontaktem z innymi ludźmi i nie zamierzał trzymać się od nich z daleka. Dzisiaj było wręcz przeciwnie, to las miał ochotę ominąć szerokim łukiem. Po tym co przeżył wczorajszego dnia, na razie miał dosyć.

Odtwarzając drogę którą nie tak dawno temu pokonał z Voldemortem, skierował się do wioski. Domy które wtedy mijali były tak zaskakujące, że podejrzewał iż obejrzenie ich zajmie mu cały poranek.

Nie pomylił się.

Po dotarciu na miejsce odsunął wszelkie problemy na bok i po prostu cieszył się chwilą.

][ - ][ - ][

Chodził od domu do domu już od kilku ładnych godzin, nie mógł jednak powiedzieć, że nudził się chociażby przez moment. Każdy budynek przed którym się zatrzymywał był całkowicie inny od poprzedniego. Jeśli miał być szczery to tutejsze domy znacznie odbiegały od powszechnie przyjętych standardów. Dużo bliżej było im do Nory w której mieszkał Ron niż do czegoś co chociażby Dursleyowie określiliby domem.

Poza tym, to miejsce jeszcze jedna rzecz odróżniała od mugolskiej dzielnicy w której się wychował. Już z daleka było widać, że mieszkają tutaj sami czarodzieje. Świadczyły o tym nie tylko dziwaczne kształty domów ale i sami ludzie których raz na jakiś czas mijał. Było gorąco, przechodniów nie było więc zbyt wielu, ale każdy którego napotkał obdarował go miłym uśmiechem.

- Szkoda, że nie ma tu Dudley'a. Może oszalałby na sam widok tego miejsca i byłoby o jednego łobuza na świecie mniej? Przecież jakby ktoś w spiczastej czapce w gwiazdki uśmiechnął się do niego, to padłby na miejscu. - Naprawdę żałował że nie może tej opcji przetestować.

Podążając w dół ulicy, w pewnej chwili zatrzymał się zdezorientowany. Rozejrzał się w okół, jednak w pobliżu niego, nikogo nie było.

O co chodzi? - już miał ruszyć dalej gdy powtórzyła się ta sama sytuacja co przed momentem. Znów usłyszał tuż przy uchu cichy szept nakazujący mu iść w lewo. Gdy tak wciąż stał, zastanawiając się co zrobić, polecenie rozległo się po raz trzeci.

W lewo. - Przygryzł sobie wargę niezdecydowany, po czym wzruszając ramionami, skierował się we wskazaną stronę. Idąc przed siebie miał jedynie nadzieję, że nie pakuje się w ten sposób w kolejne kłopoty.

][ - ][ - ][

W lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo... - gdy wypełnił ostatnie polecenie, rozejrzał się, zastanawiając co teraz. Znalazł się pośrodku pustej ścieżce. Nie było tu żadnych domów. Z obu stron, ścieżkę otaczały niewielkie wzgórza porośnięte trawą. Zrobił kolejny krok do przodu zaczynając się, czemu znów coś zaciągnęło go w takie miejsce i zamarł.

Nagle krajobraz na jego oczach zaczął się zmieniać. Pagórki zniknęły a zamiast nich wzdłuż ścieżki niczym spod ziemi wyrosły sklepiki. Kolorowe szyldy informowały o tym co można znaleźć wewnątrz. Zaskoczony ruszył naprzód, z zaciekawieniem przyglądając się mijanym wystawą. Niestety szyldy mu nic nie mówiły, nie miał bowiem pojęcia w jakim są języku. Mimo wszystko wcale się tym nie przejmował.

Skoro nie rozumiem tych przeklętych napisów, to po prostu odwiedzę każdy z nich po kolei.

Jak pomyślał, tak zrobił.

][ - ][ - ][

Zakupy okazały się bardzo udane. Nie był w stanie zrozumieć co sprzedawcy do niego mówili, ale dogadanie się na migi wyszło mu całkiem nieźle. Gdy blisko trzy godziny później wracał do domu, taszczył ze sobą dwie spore torby.

Wśród skarbów jakie udało mu się znaleźć był plecak mieszczący w środku dwa razy więcej niż na to wyglądał. Poza nim wybrał sobie kilka bluzek i dwie pary spodni, które tak dla odmiany nie były białe. Wciąż nie wiedział, dlaczego cała jego garderoba w domu jest biała, ale nie czuł się zbyt komfortowo w takich ubraniach.

To nie były jego jedyne zakupy. Zaopatrzył się jeszcze w przeróżne słodycze, chociaż wiele z nich widział po raz pierwszy w życiu. Najbardziej jednak zadowolony był z zakupu który dokonał jako ostatni. Już w drodze powrotnej trafił na niewielki sklepik z gadżetami. Początkowo uznał, że jest to coś na styl Zonka, jednak szybko zrozumiał, że tu można znaleźć prawdziwe skarby. Wśród przedziwnych sprzętów trafił na dziwny blaszkę przypominającą nieco odznakę jaką noszą prefekci w Hogwarcie. Chociaż na niej zamiast symbolu domu była srebrna nutka. - uśmiechnął się na wspomnienie tłumaczeń sprzedawcy, gdy ten wyjaśniał mu czym to jest. Do tej pory nie potrafił powtórzyć nazwy tego urządzenia, jednak była ona dla niego mało istotna.

Wystarczy mi, że znam tego zastosowanie.

Po dotarciu na miejsce, zabrał torby do sypialni. Rozpakował je i sięgnął po niewielką odznakę. Ostrożnie przesunął palcem po nutce i uśmiechnął się przymykając oczy, gdy ciszę wypełniła delikatna melodia. Początkowo nie wiedział co wybrać, jednak po odsłuchaniu kilku różnych gatunków muzyki, znalazł w końcu coś przy czym czuł się całkowicie odprężony. Co więcej gdy sprzedawca zauważył co mu się podoba, polecił mu kilka podobnych pozycji. W rezultacie miał teraz wgranych blisko trzydzieści piosenek. Najbardziej podobało mu się to, że mógł słuchać tego normalnie jak w radiu, lub za pomocą dodatkowej komendy sprawić, że muzykę będzie słyszał jedynie on sam.

Tak, magia jest cudowna. - otwarcie śmiejąc się, wyszedł na taras. Zapadając się w jednym z ustawionych tam foteli, po raz kolejny pomyślał o tym, że zawsze mógłby w ten sposób żyć.

Wakacje mogłyby nigdy się nie kończyć.

][ - ][ - ][

Kolejne kilka dni minęło mu na słodkim leniuchowaniu i dalszym zwiedzaniu okolicy. Codziennie odkrywał nowe miejsca i po prostu korzystał z wolności. Zanim się obejrzał, zorientował się, że minął już niemal tydzień i jutro czeka go kolejne spotkanie z Voldemortem.

Gdy w wyznaczony dzień wstał jeszcze przed świtem, jego dobry nastrój, który ostatnio stale mu towarzyszył, prysł niczym bańska mydlana. Zdawał sobie sprawę, że spotkanie ma trwać zaledwie godzinę, wcale jednak nie czuł się z tego powodu szczęśliwszy. Co gorsza znów śniło mu się coś dziwnego i daleko mu było do bycia wypoczętym.

Chciałbym, żeby dzisiejszy dzień się już skończył - to była jego jedyna myśl, gdy jak co dzień zasiadał do przygotowanego przez Cytrynkę śniadania. Tym razem czekała na niego sałatka owocowa i gorąca herbata, ale już po kilku kęsach odstawił salaterkę na bok. Zupełnie nie miał apetytu.

Był niespokojny.

Czego Voldemort dziś będzie ode mnie chciał? Co jeszcze zamierza mi powiedzieć? Jak bardzo jest jeszcze w stanie namieszać w moim życiu?

Dlaczego nie może po prostu zostawić mnie w spokoju? - Wiedząc, że więcej już i tak nie przełknie, wstał od stołu i wyszedł na dwór. Gdy owiało go ciepłe powietrze, odetchnął i ruszył w stronę znajdującej się niedaleko plaży, którą odkrył dwa dni temu. Może inie umiał pływać, ale czuł, że pochlapanie się w wodzie przynajmniej na moment pozwoli mu zapomnieć o tym, co go czeka.

][ - ][ - ][

Pomogło.

Woda była przejrzysta i przyjemnie chłodziła. Nie miał wcale ochoty z niej wychodzić, w końcu jednak wynurzył się i opadł na piasek. Przymykając oczy, pozwolił by stojące wysoko na niebie słońce, osuszyło go.

Leżąc bez ruchu, powrócił myślami do snu który już drugi raz zmusił go do spędzenia niemal bezsennej nocy:

Nieduży pokój oświetlał jedynie chybotliwy płomień stojącej na stoliku świecy. Kurz unoszący się przy każdym ruchu był tak gęsty, że zatykał nos i gardło. Krztusząc się, nie przestawał jednak przerzucać rozsypanych na podłodze pergaminów. Spieszył się. Wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu.

Otaczający go półmrok sprawiał, że z trudem odcyfrowywał kolejne zdania. Niestety nie mógł pozwolić sobie na rozpalenie mocniejszego światła. Jeśli zostanie nakryty, będzie po nim.

Muszę to znaleźć. - Powtarzał to sobie niczym mantrę, ale chociaż olejne minuty mijały, jego poszukiwania wciąż nie przyniosły rezultatu.

Nagle otaczającą go ciszę przeciął donośny zgrzyt, zaraz po nim w oddali usłyszał zbliżające się kroki.

Nie... - poderwał głowę znad pergaminów, nerwowo spoglądając w stronę drzwi. Machnięciem ręki zmusił płomień świecy do zgaśnięcia i pokój pogrążył się w ciemności. Kroki jeszcze bardziej przybliżyły się, po czym klamka w drzwiach drgnęła...

I tyle.

Już dwa razy zdarzyło mu się o tym śnić. Za każdym razem sen urywał się dokładnie w tym samym momencie. Nie był pewien co on oznacza, nigdy nie czuł się zbyt obeznany z interpretacją snów. Gdyby było inaczej może wtedy wszystkie jego prace domowe z wróżbiarstwa nie byłaby taką stertą bzdur.

Może to zwykły koszmar? Tylko jeśli tak jest rzeczywiście, to czemu wciąż o tym śnię? I dlaczego pamiętam wszystko w najdrobniejszych szczegółach?

A może to nie jest sen? Nie, to niemożliwe - chciał w to wierzyć, ale już nie był pewien czy w tej kwestii może sam sobie zaufać.

Co jeżeli to nie ma nic wspólnego ze snem? Jeśli jest to... - urwał myśl w połowie, gdy nagle padł na niego jakiś cień, przysłaniając ogrzewające go promienie słońca. Otworzył oczy żeby sprawdzić co się dzieje i zamarł dostrzegając kto nad nim stoi.

- Voldemort... - otrząsając się wreszcie z szoku, poderwał się do pionu i cofnął tworząc dystans pomiędzy nim a Czarnym Panem. - Czego chcesz? - spytał nie przejmując się zupełnie tym, że ton jego głosu daleki jest od tego jakim powinien zwracać się do człowieka jego pokroju.

- Czemu jesteś taki zaskoczony? Wiedziałeś, że się dzisiaj pojawię.

- Miałeś być wieczorem. - Harry przeklinał się za to, że głos zdradliwie mu drży, ale nienawidził być w ten sposób zaskakiwany. Po spędzeniu tylu lat na Privet Drive naprawdę nienawidził niespodzianek.

Voldemort początkowo mu nie odpowiedział. Harry zmieszał się, nie wiedząc co jego dziwne spojrzenie ma oznaczać. Nim jednak miał szansę warknąć, żeby ten nie świdrował go wzrokiem niczym zwierzątko w zoo, Czarny Pan odezwał się ponownie:

- Nie przypominam sobie żebym wspominał o której godzinie przybędę, chociaż nie zaprzeczę, że planowałem przyjść wieczorem. Skąd o tym wiedziałeś?

- Ja... - nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Naprawdę był pewny, że Voldemort mówił o wieczorze... - Nie wiem. - uznałby, że Voldemort po prostu próbuje wyprowadzić go z równowagi i coś mu wmówić, zdawał sobie jednak sprawę, że takie żarty nie pasują do kogoś takiego jak on.

Tymczasem Voldemort zbliżył się i chwytając jego podbródek, zmusił go do spojrzenia sobie w oczy. Patrząc w czerwone tęczówki, zadrżał mimowolnie, ponownie odnosząc wrażenie, że próbuje on zajrzeć w głąb jego duszy.

- Chodź, mój mały. Mamy ważną sprawę do omówienia i niewiele czasu.

][ - ][ - ][

Opadając na kolana we własnym salonie, z trudem łapał oddech przeklinając osobę która wymyśliła ten środek transportu. Gdy po kilku minutach zdołał się pozbierać, stanął na drżących nogach. Wciąż nieco chwiejnym krokiem zbliżył się do kanapy i opadając na nią spytał:

- W porządku, O czym chcesz rozmawiać?

- O twoim spadku.

- Spadku? Jakim spadku?

- Jak dobrze wiesz, w chwili obecnej jesteś uznawany za syna Potterów. Jednak gdy odzyskasz swoje wspomnienia Dumbledore prędzej czy później odkryje, że nie jesteś mu dłużej biernie posłuszny. Tym samym zapewne zechce pozbawić się posiadanych przywilejów. Jeśli on cię zdemaskuje, utracisz wszystkie dotychczasowe prawa, które na dzień dzisiejszy posiadasz. Trzeba się tym zająć, w przeciwnym razie, całe dziedzictwo przepadnie. Potterowie nie mają więcej potomków, więc całość przejmie bank.

- Mam swój klucz od skrytki, mogę więc tam pójść w każdej chwili. To chyba jednak nie jest jeszcze aż tak pilne.

- Skrytka o której mówisz zawiera niewielki odsetek złota z majątku Potterów, i została stworzona po to, by pokryć twoją naukę. Z twojego spadku, jest ona dla nas najmniej istotna kwestią.

- Poza tą skrytką nie otrzymałem niczego innego.

- Mylisz się mój mały Varjo. Zapewne Dumbledore'owi nie na rękę było informowanie cię o tym, jednak nie zmienia to faktu, że na chwilę obecną to ty jesteś jedynym dziedzicem Potterów. Ironią jest że ten Stary Idiota sam włożył ci tak ważną kartę atutową w rękę. - Satysfakcja którą dostrzegł w oczach Czarnego Pana uzmysłowiła mu, że ten jest zadowolony z takiego obrotu sprawy.

- W takim razie co jeszcze odziedziczyłem? - zapytał gdyż Voldemort nie kwapił się z dalszymi wyjaśnieniami. Miał już dość ciągłych niedomówień.

- Poza sporą ilością złota i domem w Dolinie Godryka, stałeś się posiadaczem jednej z trzech ksiąg Starej Magii. Księgi Sekwencji.

- Księga Sekwencji? Nie słyszałem o niej.

- Jest to księga zawierająca wszystkie rytuały ze Starej Magii. Poza nią istnieją jeszcze dwie księgi: Księga Słów oraz Księga Zasłon. Wszystkie trzy są ostatnim świadectwem potęgi Starej Magii.

- Czym jest Stata Magia?

- Starą Magią nazywamy magię jaką posługiwali się czarodzieje zanim sami siebie ograniczyli, sięgając po różdżki. Magia Miłości i Magia Ofiary o których ostatnio rozmawialiśmy zaliczane są do Starej Magii. Dzisiaj można znaleźć zaledwie kilka pozycji które poruszają tą tematykę. Niestety zazwyczaj są niedokładne i mało wiarygodne. Ciężko odróżnić w nich prawdę od plotek jakie przekazywano z ust do ust. Jednak te trzy księgi o których wspomniałem, są zupełnie inne. Stanowią ostatni w pełni rzetelny zapis Starej Magii. Są bezcenne.

- Skoro te księgi są tak wartościowe, jakim sposobem ja mógłbym być dziedzicem jednej z nich?

- Wbrew temu co próbowano wmówić w ostatnich latach ludziom, Ród Potterów nigdy nie był tak kryształowo jasny, za jaki starał się uchodzić. Jeszcze ponad sto lat temu zaliczano ich do jednej z mrocznych rodzin. Nie wiem dokładnie kiedy ta Księga znalazła się w ich posiadaniu. W każdym razie mam pewność, że od lat jest przekazywana w rodzinie Potterów z pokolenia na pokolenie.

Harry przez chwilę analizował to co usłyszał. Nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek wcześniej chociażby wspominał mu o jakiejś przekazywanej w rodzinie księdze. Czemu Syriusz mi nic na ten temat nie powiedział? - Zastanawiał się czy on nie chciał mu o tym powiedzieć, nie mógł, czy też po prostu sam nie miał o niej pojęcia... Prawdę mówiąc im bardziej zagłębiał się w poczynania dyrektora, tym prawdopodobniejsza wydawała mu się ostatnia opcja.

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że "pomógł" kilku osobom o niej zapomnieć. Dokładnie tak samo jak wymazał większość mojego życia. - Odrywając się od rozmyślań, zapytał:

- Jak właściwie planujesz ją znaleźć? Przecież może znajdować się gdziekolwiek?

- Ukryto ją w skrytce w banku. - słysząc to, chciał zaprotestować. W skrytce był już wiele razy i z pewnością nie było tam żadnej książki, jednak Voldemort ubiegł go: - Nie, nie mówię o skrytce z której korzystałeś do tej pory. Księgę umieszczono w rodowej skrytce Potterów.

- Nie miałem pojęcia, że posiadam jeszcze jedną skrytkę, skąd więc ty o tym wiesz? - po raz kolejny uzmysłowił sobie, że inni wiedzą o nim więcej niż on sam i powoli zaczynał mieć tego dosyć.

- To powszechne wśród starych rodów magicznych. Zawsze istnieje skrytka z której korzysta się na co dzień oraz skrytka rodowa, gdzie umieszcza się najcenniejsze przedmioty. Wstęp do niej ma jedynie głowa rodu.

- W jaki sposób chcesz się do niej dostać? Przecież nie jestem Potterem, udowodniłeś to już.

- To prawda mój mały Varjo, jednak w oczach magicznej społeczności wciąż nim pozostajesz. Dla nich jesteś Harrym Potterem. Ostatnim z rodu. Tym samym masz pełne prawo wejść do niej i zabrać to co będziesz chciał.

- Nie pomyślałeś, że może już jej tam dawno nie być? Całkiem prawdopodobne, że znajduje się teraz w rękach Dumbledore'a.

- On jej nie ma. - zdziwiło, go przekonanie które wyraźnie dało się usłyszeć w głosie Czarnego Pana.

- Skąd ta pewność?

- Przed laty jeden z Potterów rzucił klątwę na swoich potomków. Nie mogą oddać księgi nikomu spoza rodu, w przeciwnym razie zginą. Jednak w twoich żyłach nie płynie ich krew, więc ciebie ona nie dotyczy.

- Ta klątwa nie wydaje się być prawdziwa. - Wątpił by ktoś na własnych potomków rzucił tak okrutne zaklęcie. Zresztą bardziej mu to przypominało nieudolne próby Rona gdy w pociągu próbował rzucić swój pierwszy czar, niż realną klątwę.

- Nie ma co do tego wątpliwości, Avis. Z pewnością jest prawdziwa. Sam to sprawdziłem. - zadrżał na tę odpowiedź. Był w stu procentach pewien, że nie ma ochoty na poznanie szczegółów tego, na czym to sprawdzenie polegało.

- Klątwa wygasła w chwili gdy zginął ostatni potomek, jednak księga wciąż pozostaje nienaruszona w banku. Jest tam ponieważ dla goblinów, to ty jesteś ostatnim potomkiem. Dyrektor nawet gdyby chciał, nie zostanie do niej dopuszczony. Dlatego musimy dostać się do niej zanim wyjdzie na jaw twoja prawdziwa tożsamość.

- Na razie Dumbledore nawet nie wie że nie ma mnie na Privet Drive, dlaczego więc jest to takie pilne?

- Musisz odwiedzić skrytkę przed ońcem wakacji, Przed udaniem się do niej jednak wpierw należy wysłać do banku pismo z prośbą o ustalenie terminu możliwej wizyty. Dodatkowo jeżeli tak jak w twoim przypadku, nigdy dotąd w niej nie byłeś, musisz przejść procedurę akceptacji. Potwierdzi ona, że jesteś głową rodu i prawowitym dziedzicem. Zazwyczaj opiera się na weryfikacji dokumentów i sprawdzeniu testamentu poprzedniej głowy rodu. Zwykle cały proces trwa od dwóch do trzech miesięcy. Tym razem jednak powinno pójść znacznie szybciej. Obecnie jesteś ostatnim przedstawicielem Potterów, w dodatku nie ukrywajmy, że pozycja Chłopca-Który-Przeżył także robi swoje. Zapewne w ciągu kilku dni otrzymasz informację zwrotną z pozwoleniem wstępu do skrytki.

- Jak mam im wysłać ten list? Nie mam tu nawet sowy.

- Dlatego tu dziś jestem. - Uśmiech który po tych słowach pojawił się na twarzy Voldemorta, uzmysłowił mu, że ten coś planuje. Nie pomylił się.

- Jeden z moich ludzi pracujących w ministerstwie, nad ranem będzie w dziale wniosków. Dopilnuje on by twój list znalazł się na szczycie oczekujących spraw do rozpatrzenia.

Tak, właśnie dostał odpowiedź na to, czemu Voldemort zjawił się u niego tak niespodziewanie.

Czemu mnie to jeszcze dziwi?

][ - ][ - ][

Pół godziny później po raz ostatni przeczytał napisany pod dyktando Czarnego Pana list. Złożył go i wsunął do koperty. Zaklejając ją, zastanawiał się, nad tym co właśnie robi. Wcale nie był przekonany że wsadzenie w ręce Czarnego Pana takiej księgi jest dobrym pomysłem. Z drugiej strony, jeszcze gorszym rozwiązaniem byłoby oddanie jej w łapska Dumbledore'a.

Ciężko było mu się do tego przyznać nawet przed samym sobą, ale z dwojga złego już chyba wolał by to Voldemort ją miał. - On przynajmniej nie wykorzysta jej przeciwko mnie... - westchnął. - Czy jestem samolubny skoro myślę o sobie, a nie o innych? Tylko czy zawsze muszę najpierw troszczyć się o cały magiczny świat a dopiero potem o siebie?

Czy staję się przez to zły? - oddał list Voldemortowi i odkładając resztę pergaminów do szuflady, zasunął ją. Odsuwając się od biurka, po raz kolejny tego dnia zerknął w stronę półek pełnych jego własnych zapisków. Nim zastanowił się nad tym czy powinien, zapytał:

- Wiesz w jakim języku je napisano? - Voldemort podążył za jego spojrzeniem i po raz przez jego lodowate oblicze przemknął uśmiech.

- To wiesz tylko ty, Avis.

- Ja?

Czarny Pan podszedł do jednej z półek i rozwinął pierwszą z brzegu rolkę. Odwracając ją tak, by mógł zobaczyć jej treść, powiedział:

- Ty stworzyłeś ten język. Posługiwałeś się nim jeszcze zanim cię poznałem. Nigdy nawet ze mną nie podzieliłeś się zawartością tych pism. Zawsze mówiłeś że musisz mieć coś co należy tylko do ciebie.

Dziwnie się poczuł, słysząc to. Po raz pierwszy słuchając o wydarzeniach z przeszłości, miał świadomość tego, że takie zachowanie naprawdę do niego pasowało. Dzisiaj gdyby udało mu się stworzyć własny język też z pewnością nie chciałby się nim z nikim dzielić.

Był tego pewny.

][ - ][ - ][

Został sam.

Voldemort zniknął zaraz po tym jak otrzymał list. Miał spokój przynajmniej na kilka dni. Niestety coś mówiło mu, że nie będzie to tydzień.

Jeśli Voldemort tak bardzo pragnie tej księgi, zjawi się tu gdy tylko otrzymam pozwolenie na wejście od skrytki.

Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

][ - ][ - ][

Varjo - Wiem, że kilka osób odkryło już co to znaczy... A reszta?

][ - ][ - ][

Koniec rozdziału 13