Przerwa wyszła nieco dłuższa niż planowałam, jednak ostatnio nie miałam nawet kilku minut dla siebie. Na szczęście teraz jest już lepiej, dlatego prezentuję wam rozdział piętnasty. Szesnasty także już się pisze.

Zapraszam do czytania i przypominam o tym, aby komentować. To zawsze zachęca do dalszej pracy. Życzę także wszystkim miłego odpoczynku w czasie trwającej majówki.

][ ][ ][

Rozdział 15

Zapłacisz mi za to Lucjuszu

][ ][ ][

Przez kilkanaście minut stał po prostu ciesząc się rozpościerającym w dole widokiem. Jego uwagę przykuła nie tylko fioletowa mgła otaczająca krańce wyspy ale i dziwna łuna unosząca się nad lasem. - Może i na niego rzucono jakieś zaklęcia? Ciekawe czy Zakazany Las niedaleko Hogwartu też by tak wyglądał, gdyby spojrzeć na niego z dużej wysokości...

Kiedy w końcu oderwał się od przyglądania wyspie z lotu ptaka i odwrócił, zaskoczony zauważył, że Voldemort nie stoi już przy barierce. Dostrzegając rozłożony koc na którym stały już szklanki, termos i najzwyklejszy koszyk, uśmiechnął się.

- Piknik?

- Chyba nie odmówisz zjedzenia ze mną posiłku? - Voldemort spytał i przysiadł na brzegu wskazując mu miejsce naprzeciwko siebie.

- Nie odmówię. - odparł po zaledwie kilku sekundach wahania i usiadł obok Czarnego Pana. Cała sytuacja była nieco surrealistyczna, ale nie zamierzał się tym teraz przejmować. Piknik na takim tarasie był wspaniałym przeżyciem i nie zamierzał czepiać się szczegółów.

Nie ma dla mnie znaczenia, z kim tu jestem. Po prostu chcę się cieszyć dniem... Chyba mam do tego prawo, czyż nie?

- Dziękuję. - podziękował i przyjął szklankę z jeszcze parującą herbatą. Wciągnął powietrze, delektując się jej zapachem. W pewnym momencie uświadomił sobie, że coś jest do niej dodane. Nuta wydawała mu się skądś znajoma, nie potrafił jednak sprecyzować, czym dokładnie pachnie. - Co w niej jest? - poddając się, zdecydował się zadać w końcu otwarcie pytanie.

- Spróbuj. - Harry miał ochotę zazgrzytać zębami na taką odpowiedź, ale nie zamierzał dać się mu więcej wyprowadzić z równowagi. Ponownie powąchał herbatę, a potem wzruszając ramionami, podmuchał na nią i wziął ostrożny łyk.

Mimowolnie przymknął oczy, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Herbata była przepyszna. Niestety dalej nie miał pojęcia co tak właściwie pije.

- Smakuje?

- Tak. Jest pyszna. - Harry odparł cicho i wziął kolejny łyk. - Ale wciąż nie wiem co w niej jest.

- Kwiaty wiśni.

- Kwiaty wiśni? Nawet nie wiedziałem, że coś takiego można dodać do herbaty.

- Mylisz się, wiedziałeś. Po prostu nie pamiętasz o tym. To zawsze była twoja ulubiona herbata.

Moja ulubiona? - nie wiedział co na to odpowiedzieć. Wciąż dziwnie się czuł na myśl, że Voldemort wie o nim więcej niż on sam. Zwłaszcza gdy chodziło o tak przyziemne rzeczy jak herbata którą lubi. - Przeraża mnie to, że on tak wiele o mnie wie... jak musiała wyglądać nasza relacja, skoro on zdaje się tak dobrze mnie znać? Czy ja naprawdę z nim...? - Nie, o tym na razie wolał nawet nie myśleć. Nie był na to gotowy. Być może, nigdy nie będzie.

][ ][ ][

- Chyba pora na to byś rozpakował prezent, nie uważasz? - przywrócony przez te słowa do rzeczywistości, rozejrzał się. Dopiero teraz dostrzegł, że nie wiadomo skąd pojawiła się tuż przy nim nieduża paczuszka.

Wziął ją do ręki, ale nie otworzył od razu.

Co jest w środku? Co takiego może mi wręczyć ktoś pokroju Czarnego Pana?- jeszcze przez chwilę przyglądał się zawiniątku owiniętemu w srebrny papier, po czym rozerwał opakowanie. W środku znalazł drewniane pudełeczko. Nie było duże. Spokojnie mieściło się w jego otwartej dłoni. Otworzył je i zamarł dostrzegając co jest wewnątrz.

- To...

- Należała kiedyś do ciebie. Po twoim zniknięciu znów znalazła się w moim skarbcu. Chciałbym żebyś ją nosił. - nie wiedząc co odpowiedzieć, ostrożnie wyjął bransoletkę z pudełeczka. Przyglądając się jej nie mógł zaprzeczyć że wygląda przepięknie. Bransoletka składała się z pięciu srebrnych łańcuszków które w kilku miejscach zdobiły czarne koraliki.

- Korale są wykonane z turmalinu. - to mówiąc Voldemort wyciągnął mu bransoletkę z dłoni po czym zapiął ją na jego lewym nadgarstku. Była nieco przyduża, zaraz jednak sama dopasowała się do ręki. - Turmalin wzmocni twój umysł i pozwali uporządkować myśli. Ponadto ochroni twoje pole energetyczne przed negatywną energią i ułatwi utrzymanie w nim stabilności.

- Dziękuję. - Harry wyszeptał w końcu, nie wiedząc co więcej powiedzieć, Prezent naprawdę był wspaniały.

- Nigdy jej nie zdejmuj. - Nacisk który Voldemort położył na to zdanie sprawił, że Harry przytaknął mu bez słowa oporu. Chciał jeszcze zapytać o to, kiedy otrzymał ją za pierwszym razem, słowa jednak zamarły mu na ustach. Niespodziewanie twarz Voldemorta straciła ostrość a potem całkowicie znikła mu z pola widzenia, jednak nawet tego nie zauważył. Myślami był już zupełnie gdzie indziej.

][ ][ ][

Olbrzymia sala balowa pełna była ludzi. Czarne oraz srebrne szaty połyskujące w świetle migotliwych świec świadczyły o tym, że nie są to mugole. Cicha muzyka grająca w tle była kojąca, jednak nie na tyle, aby uspokoić jego skołatane myśli.

Opierając się plecami o zimny mur, prawie nie zwracał uwagi na otaczające go osoby. Nie był w nastroju na przyjęcia i marzył o tym, aby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Niestety wiedział również, że minie jeszcze kilka godzin nim będzie mógł wyrwać się stąd, nie wzbudzając przy tym plotek i spekulacji na własny temat.

Dlaczego po raz kolejny dałem się wmanewrować w uczestnictwo w takiej farsie? Czy to nie miało być jedynie spotkanie "kilku zaprzyjaźnionych ludzi"? - warknął cicho, nie do końca świadomy, że to robi. - Miałbym dużo ciekawsze zajęcia na dzisiejszy wieczór niż spędzenie czasu wśród tylu szaleńców. Może nawet udałoby mi się skończyć ostatnie badania nad Stilte...

Zapłacisz mi za to Lucjuszu... Obiecuję ci to.

Wyczuwając nagle, że zaczyna otaczać go zaklęcie niewidzialności, spiął się, odruchowo sięgając po różdżkę, zaraz jednak opuścił rękę gdy do jego nozdrzy dotarł dobrze znany cierpki zapach kardamonu oraz drzewa sandałowego. Pozwalając by objęły go chłodne ręce, przysunął się do niego bliżej i oparł głowę o jego klatkę.

- Znudzony? - cichy szept przy uchu sprawił, że pozwolił sobie na westchnienie po czym równie cicho, odparł:

- Czy możemy już stąd iść?

- Wiesz, że nie wypada nam opuścić towarzystwa przed północą. Jednak mogę ci nieco urozmaicić spędzony tu czas. - zadrżał gdy po tych słowach obrócił go w swoją stronę i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Poddając się mu całkowicie, rozchylił usta pozwalając by ich języki się połączyły...

v v v

Wytarł rękawem krew z kącika ust i wściekły spojrzał na mężczyznę stojącego przed sobą. Zwykle trudno było go wyprowadzić z równowagi, jednak tym razem jemu się to udało. Robiąc krok do tyłu, aby zwiększyć dzielącą ich odległość, jedną ręką odgarnął z twarzy wpadające do oczu włosy, drugą tymczasem zacisnął na ukrytej różdżce. Nie chciał z nim walczyć, ale nie było już od tego odwrotu,

Nie tym razem.

- Czy ty naprawdę pragniesz zginąć?

- To nie ja będę martwy!

- Zrezygnuj. Tak będzie dla ciebie lepiej.

- Nigdy! Nie spocznę dopóki nie zapłacisz mi za to co zrobiłeś! Przez ciebie straciłem syna! To twoja wina!

- Z tego co się orientuję, jeszcze wczoraj miał się całkiem dobrze.

- To już dłużej nie jest mój syn! Namieszałeś mu w głowie i on już nie wie co jest słuszne a co nie! To twoja wina!

- Otworzyłem mu jedynie oczy na świat.

- Zniszczyłeś go i teraz ja zniszczę ciebie! Diffindo! -nim miał okazję choćby uchylić się przed czarem, tuż przed nim rozbłysła blado różowa tarcza sięgając od podłogi po sufit, niczym dodatkowa ściana.

- Jednak zdecydowałeś się jej nauczyć.

- Niańczenie ciebie wymaga wszelkiego rodzaju środków ostrożności. - parsknął słysząc to i cofnął się o krok, pozwalając by jego ręce objęły go. W chwilę później jego szyję owiał ciepły oddech i poczuł pocałunek na policzku. - Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie masz zabierać się za takie sprawy w pojedynkę? - nie odpowiedział, zresztą nie był to najlepszy czas na tłumaczenia.

Ponownie skupił wzrok na swoim przeciwniku, z satysfakcją dostrzegając, że jego oczy rozszerzyły się w szoku. - Najwidoczniej zrozumiałeś z kim przyjdzie ci się zmierzyć. - uśmiechnął się mimowolnie i odsunął na bok, pozwalając, by stojący za nim mężczyzna przejął inicjatywę.

- Jak ma zginąć?

- Niech po prostu stąd zniknie.- wyszeptał odpowiedź i opierając się o ścianę, czekał na rozwój sytuacji.

- Jak zwykle jesteś zbyt łagodny, ale nie martw się, zrobię to za ciebie.

- Wiesz, że nie lubię widoku krwi.

- Spokojnie mój mały, nie będzie krwi.

v v v

Wpadł między drzewa, wiedząc, że to jego ostatnia szansa. Od punktu aportacyjnego dzielił go olbrzymi obszar, ale innej drogi nie było. Nie tym razem.

Teraz już żadne tłumaczenia nie pomogą...

Piekący ból przeszył zranioną kostkę, gdy po raz kolejny potknął się o wystający korzeń, ale nie zwolnił. Biegł choć brakowało mu już tchu, a przed oczami pojawiały się mroczki.

Nie zatrzymywał się. Wiedział, że nie może stanąć. Nie, jeśli chce dożyć świtu.

Byli tuż za nim.

- Cholera! - zaklął czując, że zaczyna opadać z sił. Nogi nie chciały go dłużej nieść i wiedział, że zaczyna zwalniać. Odległość pomiędzy nim a oprawcami drastycznie się zmniejszała. Jedyną jego nadzieją było dotarcie do punktu spotkania, ale zaczynał wątpić w to, czy zdoła tam dotrzeć nim będzie za późno.

W końcu po nieznośnie długim czasie, drzewa w okół niego zaczęły się przerzedzać i dostrzegł majaczącą przed sobą polanę.

Nareszcie... - pomyślał z ulgą i w następnej sekundzie krzyknął, gdy czar uderzył go w plecy i powalił na ziemię. Wspierając się na rękach, próbował się podnieść, zaraz jednak silny kopniak w żebra ponownie powalił go na ziemię.

- No, no no, kogo my tu mamy. - słysząc szydzący głos, chciał się odwrócić w jego stronę, jednak zabrakło mu sił. Jedyne co mógł to leżeć i czekać na najgorsze.

Tak, dobrze wiedział, że śmierć będzie ostatnim co go czeka...

][ ][ ][

- Avis! Avis! - wołanie powoli do niego docierało. Nie rozumiał dlaczego ten ktoś mówi na niego Avis, a nie Harry, ale nie miał siły o to zapytać. Tępe pulsowanie w skroniach utrudniało mu poskładanie myśli w spójną całość. Z trudem otworzył oczy i zaraz przechylił się na bok pozbywając się całej zawartości żołądka.

Ponownie opadł na plecy. Z ulgą przyjął chłodny kompres który ktoś położył mu na czole. Powoli dochodził do siebie, minęło jednak jeszcze kilka minut nim zrozumiał gdzie tak właściwie jest i co się stało. Będąc w końcu w stanie usiąść, ściągnął okład z głowy i podniósł się.

- Jak się czujesz? - niespodziewane pytanie Voldemorta sprawiło, że odpowiedział bez zastanowienia.

- Lepiej. - Gdy Voldemort wręczył mu kolejny kubek gorącej herbaty, przyjął go bez chwili wahania. Wciąż czuł kwaśny posmak w ustach, miał nadzieję że smak herbaty zdoła go zabić.

- Jak często ci się to zdarza? Często tracisz przytomność przez wspomnienia?

- To był pierwszy raz.

- Nie okłamuj mnie Avis. Ledwie trzymasz się na nogach i chcesz bym uwierzył, że zdarzyło ci się to po raz pierwszy?

- Nie zarzucaj mi kłamstwa! Po co miałbym ci kłamać? - wspomnienia które właśnie obejrzał, w połączeniu z zarzutami ze strony Voldemorta, kompletnie wyprowadziły go z równowagi.

- W porządku, to i tak mało istotne. Jednak po tym co właśnie zobaczyłem nie zgodzę się na twój dalszy pobyt tutaj. Musimy ponownie omówić kwestię tego, gdzie pozostaniesz do końca wakacji. W obecnej sytuacji...

- Mówiłem już, że nie zamierzam spędzić lata w twojej posiadłości i nie zmienię zdania. - wszedł mu w słowo, nie mając ochoty ponownie kłócić się o to samo. - Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę jest uwięzienie w domu Czarnego Pana. Brrrr.

- Nie znam przyczyny tego, dlaczego eliksir działa w twoim przypadku tak szybko, jednak zaczyna to stanowić zbyt wielkie zagrożenie dla ciebie, Avis. Skoro już raz wspomnienia pojawiły się na jawie, a nie w czasie snu, oznacza to, że wszedłeś w kolejne stadium. Historia taka jak ta która miała miejsce przed chwilą, powtórzy się. Teraz miałeś szczęście, że ja byłem w pobliżu, jednak co, jeśli zemdlejesz w lesie? Co zrobisz jeśli stracisz przytomność schodząc ze schodów?

Tym razem Harry nie odpowiedział. Nie potrafił. Rozumiał co Voldemort stara się mu przekazać i sam nie był w stanie znaleźć rozwiązania które pozwoliłoby zaradzić cokolwiek na ten problem. Mimo wszystko jednak, naprawdę nie chciał wracać do posiadłości Voldemorta.

Nie chcę stracić tej wolności którą nawet jeszcze nie zdążyłem się dobrze nacieszyć... cholera, nie chcę!

- Nawet jeśli to niebezpieczne, wciąż wolę pozostać tutaj - zdobywając się w końcu na odpowiedź, wiedział, że dobrze robi. W tym wypadku po prostu musiał przeciwstawić się woli Czarnego Pana.

- Avis...

- Nie. Nie zmienię zdania Voldemort. Nie ma mowy. - ponownie spojrzał w jego oczy. Przez kilka sekund mierzyli się wzrokiem, po czym zaskoczony usłyszał, że ten wzdycha.

- Dobrze, pozwolę ci tutaj zostać, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Ktoś z tobą zamieszka.

- Chyba żartujesz! - to oświadczenie całkowicie wyprowadziło go z równowagi. - Myślisz, że zgodzę się na to żeby pilnował mnie jeden z twoich piesków?! Zapomnij o tym Voldemort!

- To nie będzie śmierciożerca. Osoba o której myślę, nie nosi mrocznego znaku.

- To, że nie ma mrocznego znaku nie oznacza jeszcze, że nie jest ci ślepo posłuszna.

- Posłuszeństwo nie leży w jego naturze, dlatego będzie do ciebie idealnie pasował. Sądzę, że się dogadacie.

- Co jeśli odmówię?

- Zabiorę cię ze sobą i przestanę słuchać twoich próśb. Nie pozwolę żebyś bezsensownie narażał się na niebezpieczeństwo. - słysząc to, Harry zrezygnował z dalszych kłótni. Wiedział, że w tym wypadku i tak nie wygra. Nie tym razem.

- Niech więc tak będzie.

][ ][ ][

Leżąc na tarasie, wpatrywał się w migoczące na niebie gwiazdy. Dawno minęła północ i powinien już spać, ale zupełnie nie czuł się senny. Osoba o której mówił Voldemort miała zjawić się u niego z samego rana i wciąż nie był pewien, co ma o tym myśleć.

Nie uśmiechało mu się spędzenie kolejnego miesiąca pod stałym nadzorem, ale z drugiej strony rozumiał czego obawiał się Voldemort. Perspektywa tego, że wspomnienia mogą zaatakować go o każdej porze dnia i nocy, przyprawiała go o dreszcze.

Sam się obawiał, że rzeczywiście któregoś razu po prostu spadnie ze schodów i skręci sobie kark. Mimo wszystko wciąż nie wiedział jak ma poradzić sobie z niańką wybraną przez Czarnego Pana.

Nie wierzę, że ktoś polecony przez niego, nie należy do jego wiernych piesków gotowych skoczyć w ogień na rozkaz... wysłanie do mnie kogoś kto mógłby mu zagrozić nie leży w jego naturze... Z pewnością on... - zacisnął pięści wbijając sobie paznokcie w dłoń, gdy świat ponownie tego dnia zniknął mu sprzed oczu:

][ ][ ][

Deszcz uderzający o dach pociągu był kojący. Przewracając stronę w książce, przelotnie zerknął za okno. Zapadający zmrok poinformował go o tym, że do celu pozostało najwyżej pół godziny jazdy.

Nie bardzo cieszył się z tego powodu. Ostatnie dni pozwoliły mu się nieco uspokoić i nie czuł radości na myśl o powrocie do zamku. Miał już serdecznie dość znajdowania się pod stałą obserwacją. Wiedział, że znów każdy jego ruch będzie uważnie śledzony i szczerze mówiąc mdliło go na samą myśl o tym.

Po co w ogóle mam tam wracać? Czy nie prościej byłoby zmienić szkołę? Dlaczego nie mogę po prostu rzucić tego wszystkiego w diabły i przenieść się gdzieś indziej? Przecież to nie jest jedyna szkoła... Dlaczego więc zmuszają mnie do dalszego uczęszczania do niej?

Po co? - zatrzasnął książkę, wiedząc, że już się dzisiaj nie skupi. Zbyt wiele myśli zaprzątało jego głowę.

Nagle pociągiem szarpnęło i jedynie jego własny refleks uchronił go przed zleceniem z siedzenia. Pociąg gwałtownie wyhamował i wszystkie światła zgasły.

- Lumos. - gdy koniec jego różdżki rozjarzył się, wstał i powoli skierował się w stronę wyjścia z przedziału. Chociaż spodziewał się krzyków i nawoływań, z korytarza nie dochodził żaden dźwięk.

Sięgnął w stronę drzwi, jednak nim zdołał je otworzyć, jakaś siła pchnęła go do tyłu powalając z powrotem na jedno z siedzeń. Rozejrzał się, jednak przedział wciąż zdawał się pusty. Wstał więc ostrożnie, ale nim zdołał zrobić choć krok, powtórzyła się sytuacja sprzed momentu.

- Kto tu jest? - zawołał przeklinając się za to, że głos zdradza jego zdenerwowanie. - Pokaż się!

- Spokojnie mój mały, nie bój się. Chcę tylko porozmawiać. - ledwie ostatnie słowo przebrzmiało, tuż przed nim zmaterializowała się wysoka postać. Czarna peleryna powiewała, choć okno było zamknięte. - Ciesze się, że wreszcie mogę poznać cię osobiście.

v v v

Zapadł się w miękkiej pościeli, przymykając powieki. Ogień wesoło buzujący w kominku wypełniał komnatę przyjemnym ciepłem. Czuł, że niewiele brakuje mu by zaraz zasnąć. Dzień był męczący i pragnął już jedynie chwili wytchnienia.

Jak wykradnę dla siebie te kilka godzin, zapewne i tak nikt się nie zorientuje... Czarny Pan wraca dopiero za kilka dni, a poza nim nie ma tutaj żadnej osoby która... - jego senne rozmyślania przerwało delikatne skrzypnięcie drzwi.

- Chyba powinieneś teraz być gdzie indziej, nie mylę się?- uśmiechnął się, bez trudu rozpoznając głos mężczyzny który wszedł do pokoju.

- Myślisz że pozabijają się, jeśli przez chwilę zostaną bez nadzoru? Pokładasz tak mało wiary w swoich wiernych pieskach?

- Niestety wiara nie wystarczy, żeby nagle nabrali większych kompetencji. - usłyszał tuż przy uchu, zaraz potem łóżko skrzypnęło gdy on przysiadł na brzegu.

Wciąż nie otwierając oczu, schwycił jego szatę i przyciągnął go, pozwalając by ich usta złączyły się w pocałunku... Jeszcze nim oderwał usta od jego warg, poczuł, że liny, oplatają mu ręce, unieruchamiając go.

- Mówiłem ci, że tu rządzę ja - słysząc to, otwarcie się roześmiał i otwierając oczy, spojrzał w jego szkarłatne tęczówki. Przez moment po prostu patrzył, w końcu oparł się wygodniej na poduszkach mówiąc już tylko jedno...

- Rządź.

][ ][ ][

Czarny turmalin - dla ciekawskich kilka słów na temat tego kamienia - Czarny Turmalin to kamień ochrony. To kamień, który pomaga nam usuwać, oczyszczać i przetwarzać negatywne energie które są w nas i wokół nas. Na poziomie energetycznym czarny turmalin chroni przed negatywnym wpływem energii innych osób. Może dobrze służyć lekarzom i uzdrowicielom. Ale czarny turmalin to nie tylko kamień ochronny. Dzięki czarnemu kolorowi jest doskonałym kamieniem ugruntowującym. Dzięki temu pozwala nam osiągnąć jasność i klarowność myśli, ugruntować i wyrównać naszą energię, kontrolować jej przepływ i w ogóle skupić się na sobie. Jeśli nasza uwaga i nasze myśli są rozbiegane i rozproszone, czarny turmalin je uporządkuje. - Więcej możecie znaleźć na stronach dotyczących znaczenia kamieni. Ja skupiłam się na tych jego funkcjach.

Stilte - słowo pochodzenia niderlandzkiego, w dosłownym tłumaczeniu oznacza ciszę. Reszta wyjaśni się z czasem.

Lumos - tego chyba nie trzeba wyjaśniać ;)

Diffindo - dla zapominalskich przypominam, że jest to zaklęcie rozcinające wykorzystane zarówno w książce jak i w grze z cyklu Harry'ego Pottera.

][ ][ ][

Koniec rozdziału 15