Powracam do was z kolejną częścią. Tak długa przerwa wynikła z mojego wyjazdu do pracy, z dala od cywilizacji i internetu. Na pocieszenie powiem, że rozdział powinien was usatysfakcjonować swoją długością.
Wspominałam, że zabiorę się za jeden z pozostałych tekstów, ale chcę poinformować, że jednak na razie powiszą. Od dawna chodzi mi pewna myśl po głowie, a ostatnio projekt zaczął tworzyć konkretny obraz. Nim jednak ujrzy światło dzienne, muszę mieć ukończonych przynajmniej kilka pierwszych rozdziałów. Na razie mogę jedynie zdradzić, że rzucam się na głęboką wodę i mieszam uniwersum Harry'ego Pottera z Władcą Pierścieni.
Cień Czarnego Pana w dalszym ciągu będzie się ukazywał bez zmian. Reszta tekstów wciąż jest zawieszona.
vvv
Grimuś - powinnaś już się nauczyć, że mnie przy śniadanku nic nie rusza, co więc nam tam po odrobinie krwi? Kenji... Kenjego nie będę katowała, chyba. Co do ostatniego, zgadłaś, duszek jeszcze się pojawi, ale o tym jaką odegra rolę, na razie szaa...
vvv
Maja - do spotkania Avisa ze Śmierciożercami jeszcze troszkę, ale masz rację, zbliża się ono nieubłaganie.
vvv
Zapraszam do lektury. Ach i uprzedzam, że w rozdziale mogą pojawić się sceny nie dla dzieci ;)
][ ][ ][
Rozdział 19
W czym ci pomogłem
][ ][ ][
Otaczająca go cisza, powoli koiła jego wciąż skołatane nerwy. Minuty upływały jedna po drugiej, ale nie zwracał na to uwagi. Nim wrócił do pokoju, niebo całkowicie się rozjaśniło przybierając błękitną barwę. Było jeszcze dosyć wcześnie, ale nie zamierzał się kłaść. Nie przespał tej nocy ani minuty, lecz wcale nie odczuwał zmęczenia. Wydarzyło się zbyt wiele, żeby mógł położyć się i nie myśleć o niczym.
Ponownie zbliżył się do łóżka. Przysiadając na brzegu zatrzymał wzrok na wciąż porozrzucanych po pościeli prezentach. - W co mam to wszystko spakować? - Nie miał pojęcia. Oczywiście posiadał kuferek który podarował mu Voldemort, nie sądził jednak, żeby zdołał się w nim pomieścić. Miał również plecak magicznie powiększony w środku, ale w niego także nie da rady zapakować zbyt wiele. Nie, nie znaczyło to, że stał się nagle próżny i musiał wszystko co posiada, ciągnąć ze sobą. Nic z tych rzeczy. Po prostu było tego troszkę więcej niż miał, przyjeżdżając na tę wyspę.
Moje ubrania przepadły na Privet Drive wraz z podręcznikami i całą resztą przyborów. Jeśli chcę mieć w czym chodzić, muszę zabrać te rzeczy które nosiłem od momentu przybycia na wyspę. Ponadto planowałem, że opuszczając to miejsce zabiorę niektóre z książek jakie posiada w swoich zasobach tutejsza biblioteczka. Zapewne przydałoby mi się też część przyborów z gabinetu, nie wspominając już o tym, że gdzieś muszę upchnąć własne zakupy oraz prezenty które otrzymałem od Syriusza i przyjaciół.
- Jak zaczynam to liczyć, robi się tego jeszcze więcej niż mi się początkowo wydawało. Jak ja niby mam się pomieścić z tym wszystkim? - pokręcił zrezygnowany głową i poddał się, pewien, że sam na nic nie wpadnie.
- Cytrynko! - zawołał w końcu, mając nadzieję, że może ona będzie w stanie rozwiązać jego problem. Skrztaka pojawiła się w ułamku sekundy.
- Pan Avis wzywać?
- Jak się czuje Kenji?
- Pan Avis nie musieć się martwić. Cytrynka wiedzieć co robić. Niegrzeczny Pan teraz spać. Nie obudzić się przed południem. Gdy Niegrzeczny Pan odpocząć, być z nim już dobrze. Być zdrów. - Przytaknął na znak, że rozumie. Nie wspomniał słowem o tym, w jaki sposób ta określa Kenjego. Skrzatka zaczęła nazywać go tak zaraz po jego pierwszej rozmowie z Kenjim i nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. Zresztą,nie zamierzał pouczać jej z tego powodu. Dla niego mogła ona mówić o nim jak jej się tylko zamarzy.
- Bardzo ci dziękuję Cytrynko. Cieszę się, że tak dobrze się o niego zatroszczyłaś. To szczęście. że zawsze mogę na tobie polegać. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie było cię tutaj ze mną. Żałuję, że muszę wyjechać.
- Dlaczego Pan Avis chcieć jechać? Pan Avis nie może wyjechać! Pan Avis miał odpoczywać w domu do końca sierpień! Pan Avis powinien zostać i odpoczywać. Pan Avis niezdrów i nie móc się przemęczać! Pan Avis musieć o siebie dbać!
- Nie mogę tutaj zostać.
- Czemu Pan Avis nie może zostać? Czy Cytrynka być złym skrzatem? Cytrynka coś zrobić nie tak? Czy to dlatego Pan Avis być zły?
- Nawet tak nie mów Cytrynko. Robisz dla mnie bardzo wiele, jak mógłbym być na ciebie zły? Uważam, że jesteś niezastąpioną skrzatką i nie chciałbym innej. To, że muszę wyjechać, nie ma żadnego związku z twoim zachowaniem. Tak szczerze, z radością został bym tutaj jeszcze trochę. To nie ja podjąłem decyzję o wcześniejszym opuszczeniu tego miejsca. Pragnę tu zostać, ale jeszcze przed zmrokiem zostanę stąd zabrany, a to stawia mnie przed kolejnym problemem. Zupełnie nie wiem w co mam się spakować. - Rozłożył bezradnie ręce. - Czy znasz jakiś sposób na to, żeby temu zaradzić? Mam sporo rzeczy na liście. Może orientujesz się czy jest tutaj jeszcze jakiś plecak albo torba?
- Torba się nie nadać, ale Cytrynka zaraz przynieść kufer Pana Avisa. Kufer być lepszy. Pan Avis poczekać.
- Kufer? Chcesz powiedzieć, że mam tutaj swój kufer? - zapytał, ale Cytrynka zdążyła już zniknąć z cichym pop.
Niespełna minutę później, pojawił się przed nim elegancki kufer. W niczym nie przypominał żadnego z tych które dotąd widywał u swoich kolegów w Hogwarcie. Całkowicie różnił się nie tylko od ich kufrów, ale także od tego który pozostawił na Privet Drive. - Nigdy bym nie pomyślał, że zwykły kufer może tak wyglądać. - Wyszeptał i przykucnął, z mimowolnych zachwytem przyglądając się mu z każdej strony. Zazwyczaj kufry były czarne lub brązowe, raz zdarzyło mu się widzieć jeden w kolorze musztardy, ale ten stojący teraz przed nim był biały. Delikatnie przejechał dłonią po białej skórze, bojąc się, że naciskając mocniej, uszkodzi ją. - Piękne - wyrwało mu się, gdy jego palce powoli sunęły po wytłoczonych na wieku kwiatach. Nie rozpoznawał ich, ale nie mógł zaprzeczyć, że wyglądają prześlicznie. Całości dopełniały srebrne okucia osłaniające rogi kufra.
- Jest piękny tylko... jak go otworzyć? - cicho zapytał sam siebie, nie zauważając nigdzie zamka. - Mam nadzieję, że przynajmniej do niego nie jest potrzebne jakieś hasło... Nie, nie może być zamknięty w taki sposób. Cytrynka dobrze wie, że nie byłbym w stanie go obecnie wypowiedzieć. - Niestety pewność tego niewiele mu pomogła. Wciąż nie miał pojęcia jak sprawić, żeby wieko się uchyliło. Czuł się głupio na myśl, że musi prosić o pomoc w tak prostej rzeczy, ale nie widział innego wyjścia.
- Cytrynko! - ponownie przywołał skrzatkę, mając cichą nadzieję, że przynajmniej ona będzie widziała co musi zrobić. Ta zjawiła się w ułamku sekundy.
- W czym Cytrynka może pomóc Panu Avisowi?
- Wiesz w jaki sposób mogę otworzyć ten kufer? Nie znalazłem nigdzie zamka i nie bardzo wiem jak... - urwał, wciąż pochłonięty analizowaniem możliwych sposobów na otworzenie go.
- Czy Cytrynka pojedzie z Panem Avisem? - niespodziewane pytanie ze strony skrzatki zmusiło go do oderwania się od pracy i spojrzenia na nią.
- Dlaczego chcesz ze mną jechać?
- Cytrynka jest dobrym skrzatem i musi troszczyć się o Pana Avisa. Cytrynka musi jechać z Panem Avisem i opiekować się nim. - Harry uśmiechnął się słysząc to, zaraz jednak spoważniał i zaprzeczył ruchem głowy:
- Nie Cytrynko. Zostaniesz tutaj. Tak będzie bezpieczniej. Nie ma potrzeby żebyś ze mną jechała. Nie wiem co mnie czeka i nie chcę także ciebie narażać.
- Cytrynka pojedzie z Panem Avisem. - niespodziewany upór skrzatki, zaskoczył go. - Czy skrzaty nie powinny słuchać rozkazów bez szemrania? - westchnął przypominając sobie zachowanie Zgredka. - Coś mi się wydaje, że ja nie mam szans na poznanie skrzata który słuchałby poleceń? No ale w końcu nazywam się Harry Potter, więc czemu oczekiwałem czegokolwiek innego? - westchnął, czując, że czeka go z nią ciężka przeprawa.
- Nie mogę cię ze sobą zabrać. Zresztą chcę byś zajęła się domem. Ktoś musi zostać tutaj na straży, nie uważasz?
- Nie Panie Avis. Domem zajmie się Drops. To zawsze być jego zadanie. Cytrynka musieć pomagać Panu Avisowi. Cytrynka pojedzie z Panem Avisem i dalej będzie o niego dbać.
- Nie. Zostaniesz tutaj. Nie zmienię zdania.
- To niech Pan Avis otworzy sobie kufer sam! - trzasnęło i skrzatka znikła. Harry wciąż zaszokowany tym co usłyszał, jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce gdzie ona stała.
Czy moja własna skrzatka właśnie próbowała mnie szantażować? - Zrezygnowany spojrzał na kufer. - Czy ja naprawdę zawsze miałem szczęście do spotykania takich skrzatów? To kwestia nazwiska czy po prostu ze mną coś jest nie tak?
- Wygląda na to, że będę musiał uporać się z tym sam. - westchnął.
Pół godziny później, poddał się.
][ ][ ][
- Zgoda. - zawołał w przestrzeń pokoju. Nie musiał dodawać nic więcej. Skrzatka natychmiast zjawiła się przed nim i wskazując palcem na wieko kufra, wyjaśniła swoim piskliwym głosikiem:
- Lotos być kluczem. Pierwszy po lewej stronie. - Harry skierował wzrok na wskazany symbol, w myślach notując sobie nazwę kwiatu. Dotknął go, jednak nic się nie zmieniło. Kufer dalej pozostawał zamknięty.
- Nie Panie Avis, nie tak. Tak nie zadziałać. Pan Avis musi odtworzyć wzór. Tylko wtedy kufer się otworzyć.
- Odtworzyć wzór? - Nie miał pojęcia co skrzatka ma przez to na myśli. Jeszcze raz przyjrzał się wszystkim kwiatom, niestety nie było pomiędzy nimi nawet najmniejszej różnicy. - W jaki sposób mam niby odtworzyć wzór? Jak w ogóle go można odtworzyć? - Wciąż nie znajdując odpowiedzi, zamyślony przyłożył palec do najmniejszego z kwiatów i delikatnie zaczął przesuwać go wzdłuż jego konturów.
Szczęk zamka przeciął panującą w pomieszczeniu ciszę.
- To jest klucz? - Pewien, że sam nigdy by na to nie wpadł, skinieniem głowy podziękował skrzatce i uchylił wieko.
Wnętrze kufra nie różniło się od innych jemu podobnych. Po protu pusta skrzynia która czeka na to aż ktoś wypełni jej wnętrze. Nie powiedziałby tego głośno, ale po takim zamknięciu liczył, że może znajdzie coś co dawno temu ukrył w środku. - Miałem nadzieję, że będzie tu coś co odsłoni kolejny fragment mojej przeszłości...
- W środku to działać tak samo jak na zewnątrz Panie Avis.
- Tak samo? Co masz na myśli? - zapytał, lecz jeszcze zanim skrzatka miała szansę mu to wyjaśnić dostrzegł kwiaty wyrzeźbione po wewnętrznej stronie wieka. - To chyba o ich mówiła. Czy to znaczy, że ten kufer ma jakieś dodatkowe przegrody? - Nie mając nic do stracenia, obrysował palcem pierwszy z kwiatów. Nie wiedział na co właściwie czeka, jednak cokolwiek miałoby to być, nie nastąpiło.
Chyba za dużo wymagam, prawda? - pomyślał kręcąc głową, po czym zamiast przestać, zrobił to samo z kolejnym. Tym razem wnętrze kufra zmieniło kolor z zielonego na granatowy. Nie był też już dłużej pusty.
W tej przegrodzie kufra znalazł niewielką skrzyneczkę pełną eliksirów, pergaminy i pióra do pisania, oraz plik listów przewiązanych srebrną wstążką. - Po tylu latach eliksiry pewnie zmieniły się już w truciznę. - Wiedział, że nie odważy się wypić żadnego,ale coś powstrzymało go przed wyrzuceniem ich od razu. - Może powinienem dać je najpierw komuś do przejrzenia? - odsunął je na razie na bok i sięgnął po listy.
Od kogo mogą być? Może z nich dowiem się czegoś więcej? - rozwiązał tasiemkę i otworzył pierwszy z nich. Bardziej niż list, przypominało to raczej krótką notkę.
vvv
Mój Vario,
Czy zawsze musisz być taki uparty? Zgodzę się byśmy zrobili to tak jak Ty chcesz, ale musisz przystać na pewne ustępstwa. Nie zgodzę się na to, byś podjął się tego sam. Nie pozwolę żebyś narażał się na niebezpieczeństwo zwłaszcza że możemy tego uniknąć. Nie zapominaj jak twoja samowolka skończyło się ostatnim razem. Postąpiłeś lekkomyślnie i omal nie przypłaciłeś tego własnym życiem. Nie przekraczaj granic zza których nie będziesz już miał powrotu. Pamiętaj, że nawet najlepsi Uzdrowiciele nie zdołają Cię wtedy uratować. Przestań ignorować własne zdrowie, albo naprawdę zamknę cię gdzieś i będę trzymał pod kluczem. Może wtedy będę miał pewność że nie zrobisz kolejnego głupstwa..
M
vvv
Odłożył pergamin na bok zastanawiając się jakiej sprawy może ta wiadomość dotyczyć. - O jakie granice chodzi? Co takiego próbowałem zrobić? - obrócił pergamin, ale nie było na nim napisane nic więcej. Zamyślony ponownie spojrzał na treść. - Voldemort nazywał już mnie Varjo, więc wiem, że to list do mnie, ale dlaczego podpisany jest literą m? Kto mógł mi go wysłać? Czy to może być list od Czarnego Pana? - czuł, że nie powinien wykluczać takiej możliwości, ale na chwilę obecną niczego nie był pewny.
Odłożył go na bok, po czym skupił uwagę na kolejnym:
vvv
Mój drogi,
Twoje rady jak zawsze okazały się niezastąpione. Znów rozwiązałeś mój problem, na którego rozstrzygnięcie ja sam zapewne musiałbym poświęcić kilka dni. Paczkę którą wysłałem Ci razem z listem przyjmij w ramach podarunku za nieocenioną pomoc. Jestem pewien, że będziesz wiedział co zrobić z tym, co znajduje się w jej wnętrzu...
Wierzę również, że nadszedł czas na to, aby nasza współpraca weszła na inny poziom. Zdaję sobie sprawę, że wciąż możesz nie czuć się na to gotowy. Nie zamierzam Cię naciskać, ale pragnę się z Tobą spotkać. Pora byśmy porozmawiali otwarcie bez szyfrów i niedomówień. Nie sądzę, bym musiał zapewniać Cię o tym, że w moich progach nic Ci nie grozi. Ty sam zapewne już o tym wiesz. W odpowiedzi podaj dogodny dla Ciebie termin, o resztę zatroszczę się osobiście.
LV
vvv
Tym razem podpis nie pozostawiał żadnej wątpliwości co do tego, kto jest autorem listu. Zamaszyste LV u dołu pergaminu mówiło samo za siebie. Co więcej, miał już również odpowiedź na to, kto napisał poprzednią wiadomość. Sięgnął po odłożony pergamin i porównał oba charaktery pisma, upewniając się w tym, że te listy pochodzą od Czarnego Pana. Ponownie odczytał treść drugiego z nich.
- To musi być jeden z pierwszych listów jakie wymieniłem z Voldemortem. Ciekawe tylko co mnie podkusiło, że w ogóle zacząłem korespondować z przeklętym Czarnym Panem! - jęknął - W czym właściwie mu pomogłem? Dlaczego ktoś taki jak on miałby słuchać moich rad? - odłożył obie wiadomości i sięgnął po kolejne licząc, że może z nich dowie się czegoś więcej. Niestety trzy następne zamiast cokolwiek wyjaśnić, sprawiły, że przez jego ciało przeszedł dreszcz:
vvv
Vario,
Nie proś o to, żebym zmienił decyzję. Nie tym razem. Nie zapominaj, że ja nie będę tolerował nieposłuszeństwa któregokolwiek z moich ludzi. Skoro złamał mój rozkaz, kara go nie ominie. Zdradę karzę śmiercią i nie zamierzam od tego odstępować, nawet dla Ciebie.
V
vvv
Dlaczego wciąż to robisz? Czy zawsze musisz być taki uparty? Czemu tak bardzo zależy Ci na jego życiu, że ofiarujesz się poświęcić samego siebie? Nie rozumiem Cię, ale niech tak będzie. Zgadzam się.
M
vvv
Przybędę po Ciebie wieczorem. Przygotuj się. Pamiętaj jednak, że ja nie pobłażam. Skoro ofiarujesz się za niego, umożliwię Ci to.
M
vvv
Ponownie zadrżał, nie chcąc wiedzieć o tym nic więcej. Wolał się nawet nie zastanawiać nad tym, co takiego zrobił mu wtedy Voldemort. Jedyne pytanie na które pragnął poznać odpowiedź to tożsamość osoby za którą zgodził się poświęcić. Niestety to na razie wciąż pozostawało dla niego tajemnicą.
Sięgnął po ostatni z listów, rozłożył go i skupił wzrok na tekście:
vvv
Mój mały,
Ja nie wątpię, więc i ty nie możesz. Moje wybory zawsze są słuszne. Nie bez powodu zawierzyłem Tobie. Nie twojej mocy czy zdolnościom lecz twym uczuciom i sile jaką nosisz we własnym sercu. Uwierz we mnie skoro nie potrafisz uwierzyć w samego Siebie.
Zaufaj mi, a ja sprawię, że już nikt nie podważy tego kim jesteś. Zostań przy moim boku i stań się tak wspaniały jak powinieneś już dawno być. Skoro inni uważają, że jesteś słaby, spraw by pojęli swój błąd. Ich pomyłka stanie się ich zgubą. Wykorzystaj to jak niepozorny się im wydajesz i bądź moim Varjo.
Potrzebuję Twej siły, a Ty potrzebujesz mnie. Przestań się wahać. Nawet jeśli Twoje ciało jest słabe, ja znajduję się przed Tobą. i zawsze tam będę Nie obawiaj się. Nie ty. To inni będą się bać.
LV
vvv
Tym razem poczuł się kompletnie skołowany. Wymowa tego listu była tak różna od poprzedniej, że nie wiedział jak na to zareagować. Sama świadomość tego, że kiedyś coś takiego napisał do niego Voldemort była nierealna. Nigdy by w to nie uwierzył gdyby nie miał teraz tego listu w ręce. Jednak jego palce wciąż się na nim zaciskały, upewniając go w tym, że nic mu się nie przywidziało.
Dlaczego Voldemort... - nie umiał ubrać w słowa własnych myśli. Ogarnęło go dziwne, nieznane mu uczucie. Nie potrafił opisać jakie emocje nim targają, ale czuł, że bicie jego serca gwałtownie przyspieszyło. Wziął głęboki wdech i pochylił się by ponownie spojrzeć na tekst, słowa jednak rozmyły mu się przed oczami, chwilę później, wszystko spowiła ciemność:
][ ][ ][
Narzucił pelerynę na ramiona i wyszedł na zewnątrz. Wiedział, że do przybycia Czarnego Pana zostało mu ledwie kilka minut i nie chciał jeszcze bardziej pogarszać własnej sytuacji. Stojąc na wietrze, szczelniej otulił się materiałem, po czym rozwinął notkę. Po raz kolejny odczytując krótką informację zwrotną która otrzymał kilka godzin wcześniej, zadrżał mimowolnie:
vvv
Przybędę po Ciebie wieczorem. Przygotuj się. Pamiętaj jednak, że ja nie pobłażam. Skoro ofiarujesz się za niego, umożliwię Ci to.
M
vvv
Dobrze wiedział, że Czarny Pan jest wściekły i mdliło go na samą myśl o tym, co go teraz czeka. Bał się, ale nie zamierzał zrezygnować. Mógł znieść wszystko skoro w ten sposób może ocalić czyjeś życie. Zwłaszcza życie osoby, u której od lat miał dług...
Możesz zrobić ze mną co chcesz... wystarczy mi, że on przeżyje. Nie wybaczyłbym sobie gdyby zginął choć mogłem go ocalić... - z rozmyślań wyrwał go trzask aportacji który rozległ się kilka metrów od niego. Nawet bez spoglądania w tamtym kierunku, wiedział, kto przybył.
- Spójrz na mnie. - chociaż usłyszał polecenie, zignorował je. Może nie mógł uciec przed tym co nieuniknione ale nie zamierzał płaszczyć się przed nim.
Kolejne polecenie nie padło, zamiast tego usłyszał kroki i w chwilę później zimne palce zacisnęły się na jego szyi. Zmuszony do spojrzenia w czerwone tęczówki, bezskutecznie starał się schwytać oddech.
- Powinienem zabić cię za sprzeciwianie się moim decyzją. Czemu wciąż go broisz? Czemu poświęcasz samego siebie w zamian za życie tego śmiecia? - uścisk na szyi zelżał i krztusząc się nabrał powietrza. Spróbował się odsunąć, jednak Czarny Pan go nie puścił. - Nie staraj się mną manipulować! - syk tuż przy uchu przyprawił go o drżenie. Chciał mu odpowiedzieć, ale Czarny Pan nie dopuścił go do głosu. - Skup się na mnie - usłyszał. Zaraz po tym został pochwycony i świat w okół zamazał się.
vvv
Z trudem dochodząc do siebie po aportacji, otworzył oczy, rozglądając się. Poznał to miejsce. Ostatni raz Czarny Pan zabrał tu go w czasie ich pierwszego spotkania. Nie wiedział jak ma to rozumieć, ale to miejsce z pewnością nie nadawało się na tortury. Zbyt wiele postronnych osób mogłoby ich tutaj zobaczyć.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś - zapytał wreszcie prostując się i odgarniając z twarzy, wpadające w oczy kosmyki.
- Jeszcze się zastanawiasz? - Voldemort ponownie zbliżył się i przyciągnął go do siebie. - Jeśli zabrał bym cię w inne miejsce naprawdę mógłbym zrobić ci krzywdę. - Czarny Pan zmusił go do oparcia się o siebie i wsunął mu dłoń pod koszulę. - Dlaczego zawsze wyprowadzasz mnie z równowagi? Czemu doprowadzasz mnie do granicy?
- Żałowałbyś tego. Żałowałbyś gdybyś go zabił.
- Szsz, nie wspominaj o nim więcej. - jęknął gdy po ty słowach dłoń Czarnego Pana zsunęła się niżej drażniąc go przez materiał spodni. - Nie chcę już słyszeć nic na jego temat.
- Przestań, ktoś może nas zobaczyć - szepnął, czując, że powoli traci panowanie nad własnym głosem.
- Niech patrzą mój mały. Niech patrzą.
][ ][ ][
Pierwszą rzeczą jaką poczuł był przeszywający ból rozchodzący się od koniuszków palców, aż po łokieć lewej ręki. Otworzył oczy i jęknął, gdy przy poruszeniu, czaszkę wypełniło tępe łupanie.
- Ostrożnie. Powoli. - słysząc to zamrugał dopiero po chwili rozpoznając pochylającego się nad nim Kenjego. Pozwolił by ten pomógł mu usiąść i ponownie przymknął oczy czekając aż zawroty głowy miną.
- Wypij. - uchylił powieki i z wdzięcznością przyjął eliksir w którym bez trudu rozpoznał środek przeciwbólowy. Gdy tylko nieznośne łupanie zelżało, spojrzał za okno. Słońce stało wysoko na niebie.
- Długo byłem nieprzytomny?
- Nie wiem. Znalazłem cię pół godziny temu. W tej chwili mamy południe. Nie wiem jednak ile czasu leżałeś zanim się ocknąłem i zacząłem cię szukać. - Harry przytaknął mu na znak, że rozumie, zaraz jednak tego pożałował gdy głowa ponownie dała o sobie znać. Czekając aż nieprzyjemne uczucie minie, powrócił myślami do tego co zobaczył. Zastanawiał się czy to listy nie wywołały tych wspomnień, był bowiem pewien że wiadomość którą czytał we śnie, to ta sama jaką niedawno miał w ręku.
Skoro list przywołał wspomnienia, to może jakbym miał więcej takich przedmiotów, szybciej byłbym w stanie poskładać własne życie w całość? Tylko nie wiem co to miałoby być, dotąd żaden przedmiot w tym domu nie wywołał u mnie podobnej reakcji...
- Co się właściwie stało? Dlaczego zemdlałeś? - przywrócony do rzeczywistości, spuścił nogi z łóżka i spoglądając na Kenjego, odparł:
- To nic takiego, wspomnienia po prostu ponownie przypomniały o sobie w najmniej oczekiwanym momencie. - spróbował się uśmiechnąć, ale mina Kenjego powiedziała mu, że kiepsko to wyszło.
Wstał ignorując to, że pociemniało mu przed oczami, od zbyt gwałtownego ruchu. Nie pozostało mu zbyt wiele czasu na spakowanie się i nie mógł marnować go na leżenie w łóżku.
- Powinieneś odpoczywać. - w głosie Kenjego brzmiał niepokój ale Harry zbagatelizował to.
- Muszę się spakować. Voldemort zjawi się tu wieczorem. Wolałbym być już do tego czasu spakowanym.
- Czarny Pan zabiera cię stąd?
- Tak. Powinieneś się cieszyć z tego powodu. Będziesz mógł wrócić do domu. - to mówiąc Harry sięgnął po złożone przy łóżku prezenty i zaczął wrzucać je do kufra.
- Nie. Zostanę z tobą. Mam dług do spłacenia. - słysząc to Harry przerwał pakowanie i uniósł głowę żeby spojrzeć na chłopaka stojącego tuż obok.
- Nic nie jesteś mi winny. Zapomnij o długu. Zresztą znalazłeś się w tym bagnie wyłącznie przez to, że nie miałem ochoty przenosić się do posiadłości Czarnego Pana. Po prostu wyjedź i zajmij się swoimi sprawami. Voldemort więcej ci nie zagrozi.
- Nie mogę wyjechać Potter. W moim kraju porzucenie osoby której zawdzięcza się życie, jest równoznaczne z porzuceniem własnego honoru. Zostanę przy twoim boku gdziekolwiek się udasz.
- Zamieszkam w dworze Czarnego Pana. Czy jesteś pewny, że chcesz się tam znaleźć? Wiesz z czym to się wiąże?
- Wiem. Zresztą to czego ja chcę, nie ma znaczenia. Moim obowiązkiem jest chronienie ciebie i tym razem spełnię go jak należy. - po tym zapewnieniu Harry przestał się dalej kłócić. Wiedział, że to i tak nie ma sensu. Zresztą ulżyło mu na myśl, że nie trafi pomiędzy Śmierciożeców całkiem sam.
Chcę by ktoś był tam ze mną. Nawet jeśli tą osobą ma być Kenji.
- W porządku. Niech tak będzie.
][ ][ ][
Przy pomocy Kenjego zdołał uporać się z pakowaniem w godzinę. Resztę pozostałego mu czasu zdecydował się wykorzystać na ostatni spacer po okolicy. Informacje które poznał tego dnia wciąż nie dawały mu wytchnienia. Potrzebował czasu z dala od innych. Chciał po prostu kilku godzin samotności w czasie których będzie mógł to wszystko przetrawić.
Nie zamierzał ponownie narażać Kenjego na utarczkę z rozwścieczonym Voldemortem, dlatego przystał na to, żeby ten mu towarzyszył. Wiedział, że do przybycia Voldemorta nie zostało dużo czasu i wolał nie prowokować kolejnej utarczki z nim.
Na szczęście Kenji bardzo szybko zrozumiał jego potrzebę samotności i wycofał się, pozostawiając kilka kroków za nim. Tym razem nie obrał żadnego konkretnego celu. Po prostu szedł przed siebie.
][ ][ ][
Zapadał zmrok. Widząc słońce chylące się ku zachodowi, zawrócił w stronę domku, pewien, że Voldemort pojawi się lada moment. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby już na mnie czekał. - pomyślał, gdy pół godziny później zbliżał się do drzwi wejściowych. Jeszcze nim nacisnął klamkę, odgłos kroków dobiegający z wnętrza, upewnił go w tym, że się nie pomylił.
- Witaj Voldemort. - odezwał się, przekraczając próg. Gdy Czarny Pan spojrzał w jego stronę, dodał: - Czemu zawsze musisz umawiać się na spotkania o tak nieludzkiej godzinie? Czy choć raz nie moglibyśmy spotkać się rano? - Wzrok Voldemorta nagle wydał mu się dziwny. Przenikliwy. Nim jednak mógł zapytać o co chodzi, Czarny Pan odezwał się.
- Na którą godzinę się umówiliśmy?
- Dlaczego o to pytasz?
- Po prostu odpowiedz. Zeszłej nocy podałem ci godzinę spotkania. Która to była?
- Dzisiaj, tuż po zmroku.
- Nie Avis. Powiedziałem, że zjawię się jutro o poranku. Dokładnie o ósmej. - słysząc to zmieszał się. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
Byłem pewien, że mówił o dzisiejszym wieczorze... jak mogłem tak bardzo się pomylić? Przecież nigdy wcześniej coś takiego mi się nie zdarzało. Co się ze mną właściwie dzieje? - nie wiedział, co ma o tym myśleć.
- Poprzednio również wiedziałeś, o której planuję przybyć, chociaż wtedy nawet ci o tym nie wspomniałem, prawda?
- Ja... - zaczął, lecz Voldemort mu przerwał.
- Wygląda na to, że jedna z twoich zdolności zaczyna się budzić.
- Zdolności? Nie rozumiem.
- Zawsze wiedziałeś o której ktoś chce się z tobą spotkać nawet wtedy gdy ta osoba nie zapowiedziała swojej wizyty.
- Wiedziałem? - wydawało mu się to nieco nierealne. - Ale jak to? Jakim cudem mógłbym coś takiego wiedzieć?
- Na rozmowę o tym, jeszcze nie czas, mój mały.
- Ale... - zaczął, nie chcąc się na to zgodzić, lecz Czarny Pan zbliżył się i kładąc mu palec na ustach, szepnął:
- Szsz, spokojnie. W swoim czasie opowiem ci o tym. Wyjaśnię ci nie tylko to, ale i znacznie, znacznie więcej. Na razie jednak musisz uzbroić się w cierpliwość. Jeszcze trochę. Jeszcze tylko trochę.
][ ][ ][
Varjo - jak wspominałam to słowo wyjaśnię dopiero gdy Harry pozna jego znaczenie. Kto sam już do tego doszedł, pewnie wie, dlaczego.
Skrzat – Błędy w wypowiedziach w wymowie skrzata nie są pomyłką, to krok w pełni zaplanowany.
][ ][ ][
Koniec Rozdziału 19
