Zapraszam na kolejny rozdział i życzę miłej lektury. Zapraszam również do czytania i komentowania mojego tekstu Światło Elfów, w którym wczoraj pojawił się rozdział piąty.

nakurishi - tak, cieszę się że to zauważyłaś, zwrot mały czarny pan miał wywoływać taki efekt.

mji - nie, nie będziemy porywać harusia, przynajmniej na razie... choć to dość interesujący pomysł...

ldorotka - hmmm, czy gobliny zrobią coś z tą wiedzą? Na chwilę obecną nie wiem tego jeszcze, ale to dość ciekawy kierunek, może, może...

maja - Co do moich planów względem Rona i Hermiony, to myślę że obecny rozdział daje nieco wglądu na tą sprawę.

grimuś - wiesz, że ja lubię krzywdzić harrusia, to jest takie odprężające... - szaa, nikt tego nie słyszał. Tak, tak, Czarny Pan nadchodzi!

][ ][ ][

Rozdział 23

Zrobię to, skoro tak bardzo tego pragniesz...

][ ][ ][

W tym rozdziale kilkukrotnie zmienia się punkt widzenia, ale myślę że połapiecie się to jest kim.

Spojrzał na zegarek, po czym ponownie rozejrzał się po zatłoczonej ulicy, przeszukując wzrokiem mijane twarze. Wyznaczony czas spotkania już minął, a Avisa w dalszym ciągu nigdzie nie było. Spóźniał się.

Dlaczego? - Wątpił, żeby stracił poczucie czasu. Wiedział, że na spotkanie z nim raczej nie odważy się spóźnić. Zresztą był przy nim Kenji, który z pewnością nie ma ochoty podpaść mu po raz kolejny. Ucieczki również nie brał pod uwagę. Zbyt wiele już się wydarzyło, aby Avis chciał od niego uciec. Tak, tego jednego był pewien. Niestety alternatywa była znacznie gorsza.

- Gdzie do cholery jesteś? - syknął i zamarł, czując niespodziewany napór obcej świadomości na własny umysł. Przymknął oczy, skupiając się na intruzie i rozluźnił się, rozpoznając, kto próbuje się z nim skontaktować.

Avis. - otworzył się na jego umysł starając się wychwycić wiadomość. Przekaz był nieco chaotyczny i widać było, że Avis wciąż nad nim nie panuje, w końcu jednak zdołał zrozumieć pojedyncze słowa. Ich sens zmroził go ponownie.

Pomóż mi, Mały Czarny Panie...

Pokaż mi się Avis. - skupiając się na jego magii, szukał. Pokątna była pełna ludzi, a tym samym wiele sygnatur magicznych mieszało się ze sobą, ale w końcu znalazł go. Momentalnie otworzył oczy, szepcząc cicho do siebie:

- Idę do ciebie.

Trzask aportacji był niemal niesłyszalny w ulicznym gwarze.

][ ][ ][

- Cholera, gdzie on jest?! Na pewno go wezwałeś? - po raz kolejny spytał podejrzliwie, zerkając na wciąż siedzącego przy ścianie Harry'ego. Chłopak tym razem w ogóle mu nie odpowiedział.

- Harry? - przykucnął przy nim i zaklął dostrzegając jego błędny wzrok. - Nie waż mi się tu ponownie zemdleć, zrozumiałeś?!

- Nie krzycz. Jeszcze nie mam problemów ze słuchem.

- Problemem jest to, że musimy się stąd wydostać, zanim znów zwrócimy na siebie czyjąś uwagę, a ty nie masz nawet siły się podnieść! Co się w ogóle dzieje? Czy ten przeklęty eliksir za każdym razem działa coraz mocniej?

- Nie wiem... - Harry chciał powiedzieć coś jeszcze, ale trzask aportacji który wypełnił przestrzeń, sprawił, że urwał w pół słowa.

Tuż obok nich zmaterializował się Voldemort.

][ ][ ][

Odetchnął z ulgą dostrzegając górującego nad sobą mężczyznę. Jeszcze nigdy nie cieszył się tak bardzo z jego obecności.

- Przyszedłeś. - szepnął, przeklinając własne ciało za to, że czuje się tak słaby.

- Oczywiście, przecież mnie wezwałeś. - to mówiąc Voldemort przykucnął przy nim. Zadrżał, choć wcale nie było mu zimno, gdy ten wyciągnął rękę w stronę jego twarzy i odgarnął zabłąkane kosmyki.

- Co się stało, Avis? - to pytanie przywróciło go do rzeczywistości, przypominając o wciąż realnym zagrożeniu.

- Wspomnienie... w lodziarni... Weasleyowie. - przymknął oczy, sam słysząc, że znów zaczyna mówić dosyć nieskładnie.

- Pojawiło się kolejne wspomnienie? - nie mając siły odpowiedzieć, przytaknął i jęknął, czując, że zawroty głowy znów przybierają na sile. - Co się do cholery dzieje?

- Stracił przytomność gdy byliśmy niedaleko stąd, w lodziarni. Pomogła nam tam jakaś grupka rudzielców. Wydaje mi się, że Avis ich znał. - wdzięczny za to, że Kenji wyręczył go, wyjaśniając za niego, dodał.

- Tam był mój przyjaciel... boję się, mimo eliksiru, mógł mnie rozpoznać... jeśli odkrył kim jestem, to Dumbledore... - chciał dodać coś jeszcze, ale wszystko znów ogarnęła ciemność.

][ ][ ][

Wziął nieprzytomnego chłopca na ręce i podniósł się. Ostrożnie poprawiając go, tak żeby leżał wygodniej w jego ramionach, odwrócił się by spojrzeć na stojącego z boku Kenjego.

- Jeżeli ktoś go rozpoznał, będziemy mieli problem.

- Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek w lodziarni zorientował się, kim on jest.

- Musimy mieć pewność.

- Dobrze, sprawdzę to. - ciemnowłosy chłopak skinął Czarnemu Panu głową, i zaraz po tym, znikł za zakrętem.

][ ][ ][

Wyszedł z zaułka, uważnie rozglądając się w okół w poszukiwaniu rudych głów. Voldemort miał rację, musieli upewnić się, czy ci Weasleyowie nie nabrali żadnych podejrzeń. - Skoro znają Harry'ego od lat, mógł zwykłym gestem się przed nimi zdemaskować... czasem nie potrzeba słów aby kogoś rozpoznać. Prawie każdy ma jakiś nawyk który może okazać się zgubny.

Zmierzał w stronę lodziarni podejrzewając, że wciąż mogą tam siedzieć, zatrzymał się jednak w połowie drogi, dostrzegając rudowłosego chłopaka, wychodzącego właśnie ze sklepu z szatami. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na jego twarz, by się upewnić, że to jeden z tych których spotkali w lodziarni. Zawsze miał dość dobrą pamięć do twarzy i był pewny, że ten rudzielec jest jedną z osób które tam widział.

Jest w wieku Harry'ego, więc to musi być ten przyjaciel o którym wspominał. - z tą myślą, podążył za nim. - Skoro to jego przyjaciel to on jest tym który najszybciej mógłby go rozpoznać... - Obserwując go, nagle dostrzegł, że do rudzielca dołączyła jakaś dziewczyna z burzą brązowych loków na głowie. Para przywitała się i stanęła przy jednej z witryn sklepowych. Starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, ostrożnie zaczął zbliżać się do nich. Musiał stanąć na tyle blisko, aby słyszeć o czym rozmawiają.

Jeśli nie mówią o Harrym, będzie to znaczyło, że nikt go nie rozpoznał.. - podszedł jeszcze parę kroków i uśmiechnął się do siebie zatrzymując przy bocznej ścianie sklepu. Z tego miejsca był dla nich niewidoczny, a jednocześnie doskonale wszystko słyszał:

- Dlaczego chciałaś się dziś ze mną spotkać?

- Musimy porozmawiać, Ron.

- O czym?

- O Harrym.

- Spokojnie, już napisałem kolejny list do dyrektora. Myślę, że tym razem zgodzi się żeby Harry mógł przyjechać do mnie na resztę wakacji.

- Nie Ron, nie powinniśmy na to nalegać.

- Hermiono, ustalaliśmy co innego. Dlaczego teraz tak mówisz? Harry jest naszym przyjacielem. Naprawdę chcesz żeby spędził całe wakacje u tych szurniętych mugoli?

- Dumbledore powiedział, że Harry zostanie z wujostwem do końca wakacji. Zobaczymy się z nim pierwszego września. Taka była decyzja dyrektora, nie powinniśmy się jej sprzeciwiać. - słysząc to, Kenji sam miał ochotę odpowiedzieć jej coś na temat jej przeklętej wiary i ślepego słuchania tego szurniętego starca, jednak rudzielec go w tym wyręczył.

- Nie wierzę, że to mówisz Hermiono! Jak możesz? Sama dobrze wiesz jak Harry jest traktowany przez swojego wujka!

- Sądzę, że to co opowiada Harry jest mocno przesadzone, Ron. Harry zmienił się w ostatnim czasie i nie powinieneś wierzyć we wszystko co mówi. Co do jego wuja, nie sądzę, żeby ten go bił. Sam wiesz, że Harry nie lubi spędzać lata odcięty od magicznego świata. To dlatego opowiada tego rodzaju historie. Po prostu robi wszystko by jak najmniej czasu spędzić z wujostwem u którego nie ma co robić.

- O czym ty mówisz?! Uważasz, że Harry zmyśla?

- Tak Ron. Dyrektor sprawdził jak wuj traktuje Harry'ego. Nic co opowiadał Harry na jego temat, nie było prawdą.

- Nie wierzę w to. Nie wierzę. Harry by nas nie okłamał.

- Ale zrobił to Ron. Dumbledore to potwierdził. Niedawno otrzymałam od dyrektora list w którym wyjaśnił, co się z Harrym dzieje. Harry zmienił się po tym, co wydarzyło się w czerwcu na cmentarzu. To co zrobił Sam-Wiesz-Kto, wpłynęło na niego. - to mówiąc wciągnęła w stronę rudzielca złożony pergamin. - Sam przeczytaj. Wtedy wszystko zrozumiesz. - Kenji wykorzystał ten moment na zrobienie kopii listu. Schował ją do kieszeni, Ron w tym czasie otworzył list i zaczął czytać. Po kilku minutach odezwał się ponownie:

- Nie Hermiono, ja w to nie wierzę. Sądzę, że to Dumbledore się myli.

- Ron, jak możesz?! Nie powinieneś wątpić w słowa dyrektora. Skoro on mówi, że z Harrym jest coś nie tak, zapewne ma rację. Harry został skażony przez czarną magię i musimy go pilnować, Ron. To dla jego dobra, zrozum.

- Hermiono, to...

- Ja zamierzam spełnić prośbę dyrektora. Harry to mój przyjaciel i zrobię wszystko aby mu pomóc. Ty też powinieneś. Przemyśl to Ron. - po tych słowach dziewczyna odwróciła się i zniknęła w tłumie. Rudzielec stał jeszcze przez chwilę w miejscu, a potem także i on odszedł. Gdy go mijał, usłyszał jeszcze jak szepcze sam do siebie.

- Ja i tak w to nie wierzę.

Zaciskając palce na trzymanej w kieszeni kopii listu, wściekły zgrzytnął zębami. - Avis jak najszybciej musi się o tym dowiedzieć. - z tą myślą, teleportował się.

][ ][ ][

Zacinający śnieg przylepiał mu się do szat i płaszcza który zrobił się już ciężki od nadmiaru wilgoci. Brnąc przez zaspy, zapadał się w grubą warstwę puchu po kostki. Pomimo tego, że miał na nogach śniegowce, śnieg wsypał mu się do środka i nogi też miał już przemoczone.

- Doszczętnie już oszalałem. Kto normalny wychodzi w taką pogodę z domu? - sarknął, osłaniając ręką twarz by cokolwiek widzieć. - Co mnie podkusiło, że zgodziłem się na to spotkanie?

- Cholera! - zaklął gdy z przypadkowo trąconej gałęzi, śnieg wsypał mu się za kołnierz. - Dlaczego pole antyaportacyjne do okoła Hogwartu musi być tak rozległe?

Zima. Noc. Śnieg.

- Będziesz mi wisiał za to przysługę, Marvolo... Już ja dopilnuję, żebyś spłacił ten dług. Co do grosza.

vvv

Wchodząc do przestronnego holu, aż krzyczącego, że dom należy do ślizgonów, z niechęcią pomyślał o nadchodzących kilku godzinach. Wcale nie miał ochoty ich tutaj marnować, ale znów dał się namówić.

- Po co ja tu w ogóle przyszedłem? - westchnął, oddając płaszcz. Zerkając w wiszące na ścianie lustro, odrzucił włosy na plecy i przywołując na twarz uśmiech, poszedł przywitać się z czekającym już na niego, gospodarzem.

- Cieszę się, że jednak jesteś. Wiele to dla mnie znaczy, że się zdecydowałeś.

- A miałem jakiś wybór? Zachowaj lepiej te komplementy dla pozostałych gości. - tym razem w odpowiedzi otrzymał jedynie uśmiech. Dostrzegając, że kolejni goście podchodzą, wyminął Lucjusza i wszedł do środka. - Jeszcze przyjdzie czas na wyrównanie rachunków...

Olbrzymia sala balowa pełna była ludzi. Czarne oraz srebrne szaty połyskujące w świetle migotliwych świec świadczyły o tym, że nie są to mugole. Cicha muzyka grająca w tle była kojąca, jednak nie na tyle, aby uspokoić jego skołatane myśli.

Opierając się plecami o zimny mur, prawie nie zwracał uwagi na otaczające go osoby. Nie był w nastroju na przyjęcia i marzył o tym, aby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Niestety wiedział również, że minie jeszcze kilka godzin nim będzie mógł wyrwać się stąd, nie wzbudzając przy tym plotek i spekulacji na własny temat.

Dlaczego po raz kolejny dałem się wmanewrować w uczestnictwo w takiej farsie? Czy to nie miało być jedynie spotkanie "kilku zaprzyjaźnionych ludzi"? - warknął cicho, nie do końca świadomy, że to robi. - Miałbym dużo ciekawsze zajęcia na dzisiejszy wieczór niż spędzenie czasu wśród tylu szaleńców. Może nawet udałoby mi się skończyć ostatnie badania nad Stilte. Być może wtedy zdołałbym zatwierdzić ten czar jeszcze przed końcem miesiąca, a tak znów będę zbyt zajęty, żeby... cholera!

Zapłacisz mi za to Lucjuszu. Obiecuję ci to.

Wyczuwając nagle, że zaczyna otaczać go zaklęcie niewidzialności, spiął się. Odruchowo sięgnął po różdżkę, zaraz jednak opuścił rękę gdy do jego nozdrzy dotarł dobrze znany cierpki zapach kardamonu oraz drzewa sandałowego. Pozwalając by objęły go chłodne ręce, przysunął się do niego bliżej i oparł głowę o jego klatkę.

- Znudzony? - cichy szept przy uchu sprawił, że pozwolił sobie na westchnienie po czym równie cicho, odparł:

- Czy możemy już stąd iść?

- Wiesz, że nie wypada nam opuścić towarzystwa przed północą. Jednak mogę ci nieco urozmaicić spędzony tu czas. - zadrżał gdy po tych słowach obrócił go w swoją stronę i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Poddając się mu całkowicie, rozchylił usta pozwalając by ich języki się połączyły.

Przymknął oczy oddając kolejny pocałunek, ręka powoli przesuwająca się pod szatą, przyprawiła go o dreszcz. Zupełnie straciło dla niego znaczenie to, że wciąż są w sali pełnej ludzi. W tym momencie liczyli się tylko oni dwaj.

vvv

- No dalej, obudź się Avis. - słyszał, że ktoś go woła, ale nie miał siły na to, żeby otworzyć oczy. - No już, pora byś do mnie wrócił. - poruszył się, ale wciąż nie zdołał rozchylić powiek. Czuł się potwornie zmęczony i miał ochotę tylko spać.

- Pij. - ktoś przyłożył mu chłodne szkło do ust i do gardła wlał mu się gorzki eliksir. Zakrztusił się, ale w końcu zdołał go przełknąć. Zaraz też zmęczenie odeszło i poczuł się bardziej świadomy tego, co się w okół niego dzieje. Otworzył oczy orientując się, że jest w sypialni Voldemorta, a jej właściciel siedzi tuż obok niego.

Co się stało? - próbował pozbierać własne myśli. Nie pamiętaj jak trafił tu z powrotem. W tej chwili wciąż miał w pamięci przyjęcie u Lucjusza i żal, że nie miał okazji zająć się pracą nad kolejnym zaklęciem. - Zmarnowałem tyle godzin, które mogłem dużo lepiej wykorzystać...

- Avis? Jak się czujesz? - usłyszał pytanie, ale nie odpowiedział. - Czy wszystko porządku, Harry?

Harry? - potrząsnął głową, gwałtownie przywrócony do rzeczywistości. Wspomnienia z Ulicy Pokątnej spadły na niego niczym lawina. Usiadł, spoglądając w oczy Czarnego Pana. Czuł, że serce wali mu jak młot. Po raz kolejny powrócił do tego co stało się przed momentem i zadrżał. - Chociaż się obudziłem, to przez kilka chwil wciąż byłem... - wzdrygnął się ponownie. - Czy ja naprawdę zwariuję przez ten przeklęty eliksir?

- Zbladłeś. Niedobrze ci? - troska w głosie Czarnego Pana sprawiła, że pokręcił głową w zaprzeczeniu i wyszeptał:

- Wciąż tam byłem.

- Gdzie byłeś Avis?

- We wspomnieniu. Gdy się obudziłem wydawało mi się, że dopiero co wróciłem z przyjęcia u Lucjusza.

- Może tylko zdawało ci się, że już się obudziłeś?

- Nie. Widziałem tą sypialnię i ciebie siedzącego tuż koło mnie. Byłem tutaj a zarazem byłem pewien, że dopiero co skończyło się przyjęcie! Byłem wściekły, że zmarnowałem na nim czas! - krzyknął i ukrył twarz w dłoniach. - Czy ja zaczynam wariować?

- Nie wariujesz Avis. Nic z tych rzeczy.

- Nie?! W takim razie jak to wytłumaczysz?!

- W informacjach na temat tego eliksiru, natrafiłem na przypadek w którym był opisany wspomniany przez ciebie efekt nakładania się wspomnień na rzeczywistość.

- Opisano coś takiego?

- Tak Avis. Kiedyś była osoba która przeżywała coś podobnego, jednak...

- Jednak co?

- Nakładanie się wspomnień na rzeczywistość wiązało się w tamtym przypadku z wejściem w ostatni etap działania eliksiru. Zaczęło się to na początku siódmego miesiąca od przyjęcia antidotum.

- Ja nie przyjąłem eliksiru siedem miesięcy temu,

- Obaj o ty wiemy, Avis. Wiemy również, że eliksir działa w twoim przypadku znacznie szybciej niż powinien. Mimo wszystko Kastor zdiagnozował, że wszedłeś obecnie w czwarty miesiąc działania antidotum. Nie sądzę, aby możliwe było, żeby zaledwie w ciągu kilku godzin działanie przeskoczyło o kolejne miesiące.

- Dlaczego w takim razie pojawiło się coś takiego? Czemu mam to całe nakładanie wspomnień, chociaż nie powinienem go mieć?

- Na to pytanie nie potrafię ci obecnie odpowiedzieć. Być może był to jedynie jednorazowy przypadek. Może też być wręcz przeciwnie i od tej pory każde kolejne wspomnienie które zostanie przywołane będzie mieszało ci się z rzeczywistością.

- Cudownie! Czyli całkiem prawdopodobne jest że naprawdę zwariuję. Marzyłem o tym, żeby coś takiego usłyszeć!

- Nie wariujesz Avis. Spokojnie. To normalny objaw tego eliksiru, on po prostu wystąpił u ciebie szybciej niż u innych.

- Ale dlaczego? Skoro to czwarty miesiąc, czemu u licha coś takiego się pojawia!

- Sprawdzimy to. Jeżeli okaże się, że nie był to jednorazowy przypadek, poproszę Kastora aby ponownie cię przebadał. Miał już kilku pacjentów którzy przyjęli odtrutkę na eliksir usuwający pamięć. On naprawdę zna się na rzeczy. Nie martw się. - Nie wiedział nawet kiedy dłoń Voldemorta znalazła się na jego plecach. Chciał ją odtrącić, jednak nie zdołał się na to zdobyć. Jej dotyk był zbyt kojący. Dopiero delikatne pukanie do drzwi sprawiło, że zebrał się w sobie i odsunął. Jego uwadze nie uszło lodowate spojrzenie które Voldemort posłał w kierunku drzwi, wołając:

- Wejdź.

Do pokoju wślizgnął się Kenji. Wzrok Czarnego Pana zdawał się nie robić na nim wrażenia. Prawdę mówiąc wydawało się, że w ogóle go nie zauważa. Jego spojrzenie było całkowicie skupione na nim.

- Sprawdziłeś? - niespodziewane pytanie ze strony Czarnego Pana, sprawiło, że zmieszał się nie wiedząc o co on pyta. - Co takiego miał sprawdzić Kenji? - Nim jednak miał szansę zadać to pytanie, ten sam udzielił mu odpowiedzi:

- Tak, sprawdziłem. Nikt się nie zorientował, jaka jest twoja prawdziwa tożsamość Avis. Dla nich byłeś tylko przypadkowym przechodniem, ale... - Kenji urwał. Wyglądało na to, że zastanawia się jak ubrać myśli w słowa, w końcu jednak dokończył: - Jest coś o czym powinieneś wiedzieć, Avis, ale muszę ci to pokazać. Nie sądzę, abyś uwierzył mi na słowo.

- Co chcesz mi pokazać? - Patrzył jak Kenji wyciąga z kieszeni zwinięty pergamin i zaraz po tym na powrót chowa go do środka.

- Czy w tym domu jest myślodsiewnia? Tak by było prościej. - pytając o to, tym razem nie patrzył już na niego, lecz na Czarnego Pana.

][ ][ ][

Wspomnienie obejrzeli we dwójkę. Początkowo nie miał na to ochoty, ale teraz był wdzięczny za obecność Voldemorta u swojego boku. Scena rozgrywająca się przed jego oczami odebrała mu oddech. Wczepiając się dłońmi w szatę Czarnego Pana niczym w ostatnią deskę ratunku, błagał, aby to okazało się jedynie potwornym żartem.

- Sądzę, że to co opowiada Harry jest mocno przesadzone, Ron. Harry zmienił się w ostatnim czasie i nie powinieneś wierzyć we wszystko co mówi. Co do jego wuja, nie sądzę, żeby ten go bił. Sam wiesz, że Harry nie lubi pędzać lata odcięty od magicznego świata, dlatego opowiada tego rodzaju historie. Po prostu robi wszystko by jak najmniej czasu spędzić z wujostwem u którego nie ma co robić.

- O czym ty mówisz?! Uważasz, że Harry zmyśla?

- Tak Ron. Dyrektor sprawdził jak wuj traktuje Harry'ego. Nic co opowiadał Harry na jego temat, nie było prawdą.

Hermiono, jak możesz... - zacisnął powieki, nie chcąc dłużej na to patrzeć. To bolało. Nigdy przez myśl mu nie przeszło, że jego przyjaciółka może się tak łatwo dać zmanipulować. - Zawsze poszukiwałaś prawdy... czemu teraz tak łatwo uwierzyłaś w słowa dyrektora? - mocniej przysunął się do Voldemorta, gdy kolejne słowa boleśnie przebiły się do jego świadomości:

- Nie Hermiono, ja w to nie wierzę. Sądzę, że to Dumbledore się myli.

- Ron, jak możesz?! Nie powinieneś wątpić w słowa dyrektora. Skoro on mówi, że z Harrym jest coś nie tak, zapewne ma rację. Harry został skażony przez czarną magię i musimy go pilnować, Ron. To dla jego dobra, zrozum.

- Hermiono, to...

- Ja zamierzam spełnić prośbę dyrektora. Harry to mój przyjaciel i zrobię wszystko aby mu pomóc. Ty też powinieneś. Przemyśl to Ron.

- Wyjdźmy stąd. - wyszeptał, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. Zaledwie kilka sekund później, ponownie znalazł się w łóżku.

Nie był pewien ile czasu siedział, tępym wzrokiem wpatrując się w jeden punkt. Miał wrażenie, że kolejny element jego świata rozpada się na kawałeczki. Gdzieś, w głębi siebie czuł, że mógł się czegoś takiego spodziewać, nie zmniejszało to jednak tego, jak mocno ta zdrada bolała.

Dlaczego znów mi to robisz Dumbledore... Hermiono, dlaczego mu uwierzyłaś? Naprawdę, tak łatwo dałaś się mu zmanipulować, czy... czy może ty zawsze udawałaś? Czy już wcześniej donosiłaś dyrektorowi co robię? - zacisnął palce na pościeli tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.

Dziękuję ci Ron. - pomyślał o wieloletnim przyjacielu, który wciąż zdawał się w niego wierzyć i zarazem poczuł, że po raz kolejny ogarnia go strach. - Jak długo zdołasz opierać się manipulacjom dyrektora, Ron? Czy nie znając całej prawdy będziesz w ogóle w stanie uwierzyć w to, że on kłamie? - zadrżał, bojąc się, że wkrótce i jego zaufanie straci bezpowrotnie.

Dumbledore... dlaczego znów niszczysz mi życie? Jedno mi odebrałeś, a teraz to samo robisz z kolejnym... - wziął głęboki oddech, starając się odegnać zdradzieckie łzy. W końcu, gdy miał pewność, że nie rozpłacze się na ich oczach, odwrócił się w stronę Kenjego.

- Daj mi ten list. Masz go, prawda? - Starszy chłopak przytaknął i ponownie wyciągnął z kieszeni zwitek pergaminu. Harry wziął go od niego i przeklinając się za to, że ręce tak zdradliwie mu drżą, odczytał go:

vvv

Panno Granger,

Wiem, że jesteś mądrą, młodą czarownicą, dlatego chcę powierzyć Ci ważne zadanie, którego wykonanie, mogę oddać jedynie w twoje ręce. To o co muszę Cię prosić, może wydać Ci się zaskakujące, ale musisz zrozumieć, że nie mamy innego wyboru. Od wielu lat jesteś lojalną przyjaciółką Harry'ego, dlatego wierzę, że właśnie ty zdołasz pomóc mu w tych trudnych dla niego chwilach.

Harry w ostatnim czasie wiele przeszedł i nie jest już tym samym chłopcem którego znałaś. To co wydarzyło się na cmentarzu odcisnęło na nim swoje piętno. Harry zmienił się i obawiam się, że może tym zaszkodzić samemu sobie. Być może nie jest to zauważalne od razu. Harry wciąż się uśmiecha jednak Voldemort aby się odrodzić, uciekł się do czarnej magii. Harry był w tym czasie tuż obok niego i mroczne zaklęcia skaziły jego duszę. Oczywiście Harry jest dobrym chłopcem i z czasem jego dusza oczyści się, jednak do tego czasu musimy uważnie go obserwować.

To zadanie dla ciebie Hermiono. Proszę abyś gdy zacznie się rok szkolny zawsze sprawdzała gdzie Harry jest i co robi. Czarna magia która go dotknęła może zmusić go do kłamstwa, zranienia kogoś, lub nawet skrzywdzenia samego siebie. Musimy się o niego zatroszczyć Hermiono. Już ostatnio Harry skłamał o tym jak traktuje go jego ciocia i wujek. Pamiętaj aby nie wierzyć we wszystko co on mówi i strzec go. Jeśli będziemy go pilnować, to za kilka miesięcy znów stanie się tym samym chłopcem którego wszyscy dobrze znamy.

Pamiętaj o tym, Hermiono.

Albus Dumbledore

vvv

Zmiął list w małą kulkę i wściekły cisnął nim o ścianę. - Jak on mógł?! Dlaczego po raz kolejny próbuje wszystko zniszczyć! Dlaczego Ron i Hermiona? Dlaczego próbuje nastawić moich własnych przyjaciół przeciwko mnie?

- Znasz odpowiedź. Choć się przed tym wzbraniasz, wiesz do czego on dąży. - słysząc ciche słowa Voldemorta, spojrzał na niego i po chwili wahania, przytaknął mu.

- Chce mnie kontrolować.

- Tak Avis.

- Ale dlaczego teraz? I czemu w ten sposób?

- Przeze mnie.

- Nie rozumiem. Co ty masz z tym wspólnego? - wściekłość wciąż w nim buzowała i nie był w stanie nadążyć za jego tokiem rozumowania.

- Wróciłem. Znów stanowię dla niego realne zagrożenie. Tym samym jesteś mu potrzebny jako gwarancja na przyszłe zwycięstwo. Nie zapominaj, że tylko ty jesteś w stanie mi zagrozić. Właśnie dlatego zdecydował, że trzeba ciebie pilnować.

- Ale czy musi wykorzystywać do tego moich przyjaciół? To boli... - dopiero po chwili zorientował się, że ostatnie słowa również wypowiedział na głos.

- Wiem Avis. Zdrada zawsze boli najbardziej. Podążając jednak za jego tokiem rozumowania, uznał zapewne, że tylko angażując w to twoich przyjaciół, będzie miał pewność, że jesteś pod stałą obserwacją. Sądzę, że planuje przygotować cię do kolejnego spotkania ze mną, a zarazem obawia się starcia pomiędzy nami.

- Dlaczego miałby się go obawiać? Przecież o to mu chodzi, prawda? Chce bym znów ciebie pokonał.

- Masz rację, jednak boi się, że któryś z nas zorientuje się kim naprawdę jesteś. To dlatego tak skrupulatnie przygotowuje się do naszej kolejnej konfrontacji. Zapewne chce cię pilnować, aby w razie problemów móc zainterweniować w odpowiednim momencie. - Harry nie mógł nie zgodzić się z tym. Wiedział, że Czarny Pan ma rację.

- Nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć jak wyglądałaby jego interwencja.

- Tu akurat nie potrzeba żadnych przewidywań, Avis. Jeżeli odkryłby, że znasz prawdę i uznałby, że ja nic na ten temat nie wiem, zapewne skończyłoby się na Obliviate. Jeśli jednak odkryłby, że to ja dowiedziałem się kim jesteś, wtedy...

- Stałbym się dla niego zagrożeniem. - dokończył za Voldemorta, rozumiejąc już, co ten chce mu przekazać. - Jeśli Dumbledore zorientuje się że ty wiesz, zabije mnie.

- Tak. - Voldemort nie dodał nic więcej, ale nie musiał. Słowa nie były potrzebne.

- Mogę zostać sam?

- Oczywiście. Jeśli tego potrzebujesz.

- Tak. Proszę. - Szepnął spoglądając w stronę okna. W cichym pokoju rozległ się odgłos kroków a zaraz po nich, dźwięk zamykanych drzwi.

Został sam.

][ ][ ][

Zaszył się na tarasie. Nie był pewien ile czasu spędził wpatrując się w jeden punkt. Nie chciał się stąd ruszał. W tym momencie nie chciał widzieć kogokolwiek. Był wdzięczny za to, że Voldemort przychylił się do jego prośby. Czas mijał, ale ledwie zwrócił na to uwagę. Dzień ustąpił miejsca nocy i niebo zalśniło od gwiazd nim w końcu poruszył się. Wstał i przeniósł się z ziemi na stojącą w rogu huśtawkę. Wprawiając ją w ruch, uniósł głowę by spojrzeć w niebo, na którym nie było ani jednej chmury.

- Będzie jutro ciepło. - szepnął sam do siebie, ponownie odpychając się, aby rozhuśtać się mocniej. - Chyba będziesz musiał zmienić swoje plany, Dumbledore. - westchnął. - Musisz znaleźć sobie nowego pieska. Ja już nim nie będę. - Nie pozwolę ci na wykorzystywanie moich własnych przyjaciół przeciwko mnie... Skoro tak łatwo mi ich odebrałeś, ja też coś ci odbiorę... w następnej walce z Voldemortem, będziesz musiał poradzić sobie beze mnie.

Tak. Podjął decyzję.

- Skoro tak bardzo tego pragniesz, Dumbledore, Harry Potter przestanie istnieć. Zobaczymy co zrobisz bez swojego Złotego Rycerzyka.

Nie będę dłużej twoim Złotym Chłopcem Od dzisiaj stanę się twoim najgorszym koszmarem sennym.

- Zrobię to, co powinienem zrobić już dawno temu

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 23