Mam dla was kolejny rozdział. Sądzę, że długość powinna was zadowolić. Informuję również że światło elfów także doczekało się aktualizacji i ostatnio pojawił się tam rozdział siódmy. Zapraszam do komentowania obu tekstów.
Grimuś – ty kochasz morderstwa, prawda? Wypadek samochodowy? Eksplozja gazu? Samobójstwo? Twoje pomysły jak zawsze są inspirujące, ale mam wobec harrusia nieco inne plany, przynajmniej na razie. Alter – ego harusia – szszsz, planuję sporo namieszać, jak zwykle ;)
Ldorotka – długo nad tym się zastanawiałam, ale myślę, że Avis powróci do szkoły, nie wiem na jak długo i kiedy, ale Hogwart daje wieeeele możliwości. W końcu zemsta jest słodka, czyż nie?
Nakurishi – przyznaję że Hermiona jest postacią której zachowanie najbardziej denerwuje mnie w cyklu HP. Jest przemądrzała i zawsze uważa że wie wszystko lepiej od innych. Czasem jestem w stanie znieść ją w roli tej dobrej, ale rzadko... a już najgorsze co może być to para HP/HG brrr.
Maja – tak, masz rację, Ron i bliźniacy jeszcze odegrają swoją rolę. Lubię Weasleyów – choć Rona najmniej. Jednak tak poza tym są ciepłą i sympatyczną rodziną.
Nie przedłużam już i zapraszam do czytania.
][ ][ ][
Rozdział 24
Jestem na to gotowy
][ ][ ][
Wrócił do pokoju, którego mrok rozjaśniało kilka świec ustawionych w kandelabrze na stoliku. Sypialnia była pusta, choć tym razem wolał, żeby było inaczej. Musiał porozmawiać z Czarnym Panem. Jak najszybciej.
- Jeszcze niedawno bałem się tego co stanie się, gdy zdejmę z siebie zaklęcia, a teraz... chcę aby jak najszybciej to nastąpiło.
Harry Potter musi umrzeć. Co ja mówię, on od dawna nie żyje... Zabiłeś go w moim sercu Dumbledore. Zrobiłeś to z chwilą gdy uznałeś, że możesz wykorzystać moich przyjaciół przeciwko mnie.
- Dla Harry'ego Pottera nie ma już ratunku.
Być może nigdy nie było. - ominął łóżko, uznając, że tej nocy nie zaśnie i skierował się w stronę drzwi. Zbyt wiele wydarzyło się żeby mógł spać. Nie chciał śnić, nie zamierzał więc nawet próbować zmusić się do snu.
- Skoro nie śpię, równie dobrze mogę poszukać Voldemorta. On też zapewne wciąż jest na nogach, skoro ten pokój to jego przeklęta sypialnia.
][ ][ ][
Sądził, że przyjdzie mu długo krążyć po pokojach, ale już po kilku minutach znalazł go w niedużym saloniku. Wchodząc do środka, odchrząknął, gdyż Voldemort zdawał się jeszcze nie zauważyć jego obecności. Gdy czerwone oczy w końcu spoczęły na nim, usłyszał:
- Myślałem, że już śpisz.
- Nie sądzę, żebym dał radę zasnąć tej nocy. Poza tym, chcę porozmawiać.
- W takim razie usiądź. Noc jest długa. Możemy skrócić ją rozmową. - wszedł głębiej do pomieszczenia i zajął skórzaną sofę tuż obok fotela na którym siedział obecnie Voldemort. Nie przejmując się tym, jak to musi wyglądać, zrzucił kapcie i podciągnął nogi do góry.
- Herbaty?
- Poproszę. - wystarczyło jedno machnięcie różdżki i na stoliku przed nim zmaterializowała się filiżanka z parującym płynem oraz talerz z krakersami.
- Szukałeś towarzystwa, czy też rzeczywiście jest coś, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Podjąłem decyzję.
- Decyzję? O jakiej decyzji mówisz, Avis?
- Ja... - zaczął i przerwał, nie będąc pewnym jak ubrać to w słowa. Podjął decyzję i wiedział, że zdania już nie zmieni, jednak wciąż niełatwo było mu o tym mówić.
- Avis? - kolejne pytanie sprawiło, że westchnął i w końcu zdobył się na powiedzenie tego co sprowadziło go tutaj o tak późnej porze.
- Nie mogę być dłużej Harrym. Nie dam rady. Nie jestem w stanie spojrzeć w twarz ludziom których uważałem za przyjaciół i udawać, że nic się nie zmieniło. Nie potrafię tego zrobić. Nie chcę nawet próbować. - ostatnie słowa wyszeptał, ale i tak były one doskonale słyszalne w ciszy panującej w pokoju.
- Spodziewałem się tego, Avis.
- Jestem dla ciebie aż tak bardzo przewidywalny?
- Nie było tu czego przewidywać Avis. Po tym co cię spotkało, nie miałeś zbyt wielu alternatyw. Właściwie od początku jasne było, że nie myślisz poważnie o powrocie pod skrzydła tego Starego Idioty. Zbyt wiele rzeczy zniszczył w twoim życiu, żebyś mógł ponownie mu zaufać. Teraz jeszcze stara się twoich własnych przyjaciół obrócić przeciw tobie.
- Nie stara się. Już mu się to udało, przynajmniej z Hermioną. Właściwie, ona zawsze ślepo wierzyła w słowa dyrektora. Ron natomiast... będzie protestował, ale w końcu zrobi to co ona. Jak zawsze. - te słowa z trudem przechodziły mu przez gardło, ale wiedział, że taka jest prawda. Wiedział to i dlatego, to tak bardzo bolało.
- Przykro mi Avis. Zdaję sobie sprawę, że musi być to dla ciebie trudne. Mimo wszystko jednak mamy szczęście że dowiedziałeś się o tym teraz. Lepiej że wiesz czego możesz się po nich spodziewać. W ten sposób będziesz ostrożniejszy i nie wystawią cię na niebezpieczeństwo.
- Wcale nie brzmi to pocieszająco. - Voldemort uśmiechnął się do niego w odpowiedzi i wskazując ręką na stół powiedział:
- Herbata zaraz ci wystygnie. Wypij ją, dobrze ci zrobi. - pozwalając aby na kilka minut także i jego myśli zeszły na tak przyziemne sprawy, sięgnął po filiżankę i upił z niej łyk, potem następny. Ciepły napój działał kojąco. Czując jak uchodzi z niego napięcie przymknął na moment oczy, pozwalając aby ogarnął go spokój. Zaraz jednak otrząsnął się, spoglądając podejrzliwie na Czarnego Pana.
- Czego dodałeś do herbaty?
- To tylko kilka kropel eliksiru uspokajającego. Nic co mogłoby cię otumanić. Potrzebowałeś rozluźnienia, a on ci w tym pomoże.
- Nie podawaj mi eliksirów bez mojej wiedzy.
- Nigdy tego nie robię, Avis.
- O ile mnie pamięć nie myli, właśnie to zrobiłeś. - rzucił, odstawiając w połowie opróżnioną filiżankę na stolik.
- Nie zrobiłem tego, Avis. Wiedziałem, że zorientujesz się iż dodałem do herbaty. Dobrze wiem, że przed tobą nie da się takich rzeczy ukryć, więc nawet nie próbuję. - Harry nie odpowiedział na to. Czując, że nie ma sensu dalsze kłócenie się z Voldemortem, zrezygnował z prób udowodnienia swojej racji.
Lepiej zostawić to tak jak jest. - ledwie ta myśl przemknęła mu przez głowę, kolejne słowa Voldemorta sprawiły, że musiał zmienić zdanie.
- Wypij herbatę do końca.
- Nie wypiję. Jak możesz myśleć, że wypiję ją, wiedząc co jest w środku?
- Wypij Avis. Jeśli mamy prowadzić tą rozmowę dalej, musisz być opanowany. Pora abyś zadecydował kim się staniesz i co zrobimy z Harrym Potterem. Nie wolno ci działać pod wpływem emocji. Nie chcę abyś podjął decyzję, której później będziesz żałował. - ta odpowiedź zaskoczyła go.
- Kim się stanę? Nie rozumiem. Wydawało mi się, że zdejmiesz po prostu ze mnie zaklęcie adopcyjne. Co tu jest do decydowania?
- Sprawa nie jest tak prosta, Avis. To prawda, że nie możesz już dłużej być Harrym Potterem. Jako Złoty Rycerzyk Dumbledore'a narażasz się na ogromne niebezpieczeństwo. Nie powinieneś do niego wracać teraz, gdy tak trudno ukryć ci uczucia jakie względem niego żywisz. Jednak, przyznanie publicznie, że Harry Potter nigdy nie istniał, również okazałoby się dla ciebie zgubnym posunięciem. W chwili obecnej jesteś Dumbledore'owi potrzebny, dlatego utrzymuje cię przy życiu. Jako Avis staniesz mu się zbędny i będzie dążył do tego, aby cię zabić. - Harry westchnął, wiedząc, że Czarny Pan ma rację.
- Jakie mam w takim razie wyjście? Jeśli pozostanę Harrym, Dumbledore zapewne szybko mnie zdemaskuje i usunie mi pamięć lub zabije mnie. Jeśli stanę się Avisem, Dumbledore weźmie mnie na celownik i wykończy przy pierwszej okazji... Bez względu na to, którą opcję wybiorę dla Dumbledore'a stanę się wrogiem numer jeden. Wygląda na to, że najlepiej byłoby jakbym zamknął się w pokoju i w ogóle z niego nie wychodził, jeśli mam ochotę jeszcze trochę pożyć! - ostatnie zdanie wykrzyczał, czując, że ponoszą go emocje. Voldemort nie odpowiedział mu od razu, lecz schylił się i biorąc ze stołu filiżankę, wsunął mu ją w dłonie.
- Wypij. - Tym razem nie zaprotestował i w dwóch łykach opróżnił ją do końca i odstawił na stół. Dodany do herbaty eliksir, pomógł mu się uspokoić. Gdy emocje trochę w nim opadły, Voldemort machnięciem różdżki przywołał kolejne dwie herbaty, tym razem pachnące cytryną która gwarantowała, że żaden eliksir nie został do nich dodany. Czarny Pan sięgnął po własną filiżankę i gestem zasugerował mu, aby zrobił to samo. Gdy spełnił polecenie, pozwalając by ciepło bijące od naparu, ogrzewało mu dłonie, usłyszał:
- Chciałbym zaproponować ci rozwiązanie, które da ci pełną swobodę, Avis. To prawda, że na chwilę obecną nie możesz być ani Harrym, ani Avisem... istnieje jednak jeszcze trzecie wyjście.
- Trzecie? Jakie niby wyjście tu widzisz?
- Adopcja.
- Adopcja? O czym ty mówisz? Już zostałem adoptowany. Dlatego wyglądam jak członek rodziny Potterów.
- Gdy stałeś się Harrym Potterem, zyskałeś cechy wyglądu charakterystyczne dla tego rodu. Tak samo teraz, jeśli zgodzisz się na to żebyś został adoptowany, twój wygląd zyska cechy rodu do którego będziesz przynależał. Jako Avisa Dumbledore bez problemu cię rozpozna, jednak po adopcji, nawet on nie będzie w stanie stwierdzić kim naprawdę jesteś. - pokręcił głową słysząc to wszystko. To co opowiadał Voldemort wydawało mu się absurdalne.
Kolejna adopcja? Przecież nie jestem już małym dzieckiem! I właściwie kto miałby mnie adoptować? Chyba nie on sam?!
- Wydaje mi się, że jestem nieco za duży na adopcję. Poza tym, przez kogo miałbym zostać adoptowany? Przez ciebie? Chcesz mnie uczynić swoim synem? - wypowiadając swoje wątpliwości na głos, ponownie spojrzał Voldemortowi w oczy.
- Twój wiek nie ma znaczenia. Nie trzeba być małym dzieckiem, aby adopcja była możliwa. Co do twojego następnego pytania, sam powinieneś już znać na nie odpowiedź. Nie zostaniesz moim synem. Nie tym dla mnie byłeś i jesteś. - Harry zadrżał pod jego przenikliwym spojrzeniem, doskonale rozumiejąc, co ten ma na myśli.
- W takim razie kto? Kto miałby mnie adoptować? - zapytał i zaraz po tym sam udzielił sobie odpowiedzi, pojmując w jakim kierunku biegną myśli Voldemorta. - Nie! Nie ma mowy, żebym pozwolił adoptować się jednemu z twoich śmieciojadów.
- Mogliby się obrazić słysząc jak ich nazywasz, ale tak, masz rację. Myślę, że mógłbyś zostać adoptowany przez jednego z moich ludzi. Pomyśl o tym racjonalnie Avis, to dla ciebie najlepsze wyjście. - Harry przez kilka kolejnych minut milczał, starając się to wszystko przetrawić. Voldemort nie popędzał go i był mu za to wdzięczny.
- Być może po adopcji nie można by rozpoznać mnie po wyglądzie, ale sądzę, że Dumbledore i tak bez trudu zorientuje się kim jestem. Nawet jeśli zmienię wygląd, to mój głos wciąż będzie taki sam. Dyrektor zapewne zdemaskuje mnie już przy pierwszym spotkaniu. Moi przyjaciele tak samo. - wypowiadając swoje obawy na głos, zastanawiał się, jak Voldemort mógł zapomnieć o tak oczywistej kwestii.
- Na to również znajdzie się sposób.
- Jesteś w stanie to zrobić? Potrafisz sprawić żeby mój głos brzmiał inaczej?
- Tego nie osiągniesz żadnym eliksirem ani zaklęciem. Nie ma czaru który mógłby zmienić twoją barwę głosu.
- Skoro nie istnieje żadne zaklęcie, to o jakim sposobie mówiłeś? - zapytał i przekonując się do wciąż trzymanej w rękach herbaty, napił się. Tymczasem Voldemort wstał i obszedł stół, zbliżając się do okna. Dopiero gdy zatrzymał się tuż przy nim, i odsunął nieco firankę, Harry usłyszał jego odpowiedź.
- Od jakiegoś czasu wiadome mi było, że zrezygnujesz z bycia Potterem jeszcze przed końcem wakacji. Wiedziałem również, że to jeszcze nie czas abyś powrócił jako Avis, dlatego szukałem alternatywnego rozwiązania. Adopcja od początku była najlepszą opcją, pozostawało jednak pytanie które sam mi przed momentem zadałeś... Kim będą twoi rodzice. W pierwszej kolejności musiałem wziąć pod uwagę to, że nie możesz stać się dzieckiem które nie wiadomo skąd pojawiło się w danej rodzinie. Ważna była także kwestia twojego głosu, który jak wiesz, może cię zdemaskować. Długo analizowałem różne możliwości i sądzę, że udało mi się znaleźć idealne rozwiązanie. - Voldemort odwrócił się i spoglądając na niego kontynuował:
- Jeden z moich ludzi, Ophiuchus, którego poznałem wiele lat temu, jeszcze za czasów pierwszej wojny, ma syna niewiele starszego od ciebie. Chłopak jednak jest bardzo chorowity i od lat nie opuszcza domu. Rozmawiałem już na twój temat z Ophiuchusem i zgodził się, żebyś przyjął tożsamość jego syna. Tym samym nie będziesz wzbudzał żadnych podejrzeń.
- Ustalałeś to, zanim podjąłem decyzję?
- Mówiłem już ci o tym, Avis. Twoja decyzja była jedynie kwestią czasu. Niczym więcej. - nie zamierzając wchodzić w głębszą dyskusję na ten temat, zadał kolejne nurtujące go pytanie:
- Nawet jeśli zostanę adoptowany, nie będę wyglądał tak samo jak jego syn. Co jeśli spotkam kogoś, kto zna tego chłopaka?
- Tak się raczej nie stanie. Ten chłopiec nie mieszkał w kraju odkąd skończył pięć lat. Nie miał tu znajomych, a i za granicą, ze względu na swój stan zdrowia, był raczej odizolowany. - Harry przytaknął, na znak że rozumie i poruszył kolejny, oczywisty dla niego problem:
- W porządku, ale jak planujesz wyjaśnić to, że ten chłopak nagle ozdrowiał? Skoro mówisz, że jest tak chory, że z nikim się nie spotyka, pewnie informacja o tym rozniosła się. Jak mogę udawać go? Kto uwierzy że nagle cudownie ozdrowiałem?
- Wybrałem tego chłopca właśnie ze względu na jego fatalny stan zdrowia. Dzięki jego izolacji, bez problemu możesz przejąć jego tożsamość, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Nikt nie zapyta skąd się wziąłeś. Co do stanu zdrowia, nie myślałem o cudownym ozdrowieniu. Będąc "chory" będziesz miał więcej możliwości i swobody.
- Co masz na myśli?
- Twój powrót do Hogwartu, Avis.
Hogwart? - prawdę mówiąc od jakiegoś czasu nie był pewien czy tam wróci, a teraz sam Voldemort o tym wspomina. - Powoli zacząłem już wątpić czy kiedykolwiek znów znajdę się w zamku... czy ja naprawdę będę mógł znów się tam uczyć? Czy nawet wyglądając inaczej, dam radę stanąć przed dyrektorem i udawać, że go nie znam? - odsuwając na razie własne obawy na bok, zapytał:
- Jeżeli dobrze rozumiem, chcesz żebym udawał chorego, tak? W takim razie powiedz, co jest temu chłopakowi?
- Gdy miał niespełna trzy lata ich rodzina została zaatakowana. Jego matka i starszy brat zginęli, on cudem ocalał, jednak zaklęcia jakimi dostał, na zawsze zniszczyły jego organizm. Chłopak ma uszkodzone płuco i problemy z oddychaniem. Poza tym jedno z zaklęć naruszyło zastawkę w jego sercu, przez co często omdlewa. Poprzerywane połączenia nerwowe utrudniają mu poruszanie się i wywołują napady drgawek. To główna przyczyna tego, że od lat nie wychodzi z domu. Ma również zniszczone struny głosowe i jest w stanie artykułować jedynie proste dźwięki. - analizując to co usłyszał, zastanawiał się, jak Voldemort sobie to właściwie wyobraża.
- W jaki sposób mógłbym to udawać? Przecież wystarczy że Pomfrey przebada mnie i zorientuje się, że nic takiego mi nie dolega.
- Pytałeś co temu chłopakowi dolega, więc ci wyjaśniłem, nie oczekuję jednak, że będziesz symulował wszystkie jego dolegliwości. Jego ojciec jest bardzo skryty. Nikt poza jego zaufanym uzdrowicielem, nie zna dokładnego stanu zdrowia tego dziecka. Wiadomo jedynie że jest chory. Objawy jakie miałbyś pokazać światu, sami ustalimy.
- Ustalimy? Wydaje mi się, że już wszystko zaplanowałeś. - Voldemort uśmiechnął się w odpowiedzi i potwierdził jego podejrzenia.
- To prawda. Sądzę jednak, że przyznasz mi w tej kwestii rację. Dolegliwości które będziesz symulował, muszą w jak największym stopniu pokryć się z tym, co musimy ukryć abyś nie został zdemaskowany.
- To znaczy, z czym?
- Z pewnością tak jak tamten chłopak, tak i ty powinieneś być niemową. To uchroni cię przed zdemaskowaniem po głosie. Ograniczysz się do komunikacji pisemnej.
- Mam nie mówić? A co jeśli zapomnę się i powiem coś przypadkiem?
- Nic takiego się nie stanie. Nie masz udawać, że nie jesteś w stanie mówić. Naprawdę nie będziesz mógł. Posiadam eliksir który zadba o to, przynajmniej do czasu wypicia przez ciebie antidotum. Nie martw się, eliksir nie pozostawia po sobie śladów, nikt więc nie zorientuje się, że go zażyłeś. Będziesz komunikował się pisząc.
- Co z moim charakterem pisma? Przecież po nim także będą mogli mnie zdemaskować.
- Nie jeśli nauczysz się pisać lewą ręką. Do rozpoczęcia roku szkolnego zostało jeszcze trochę czasu. Nie powinieneś mieć problemu z nauczeniem się tego do pierwszego września. - przytaknął, przyznając mu rację, tymczasem Voldemort kontynuował.
- Poza głosem, pozostaje kwestia twoich omdleń, tu możemy posłużyć się uszkodzeniem zastawki które ma tamten chłopak. Pomfrey jest pielęgniarką, a nie wykwalifikowanym uzdrowicielem, nie będzie więc w stanie zweryfikować tego rodzaju ułomności organizmu. Nikt nie powinien się zorientować że mdlejesz przez powracające wspomnienia a nie wadę serca. Pozostaje jeszcze sprawa stanu twojego żołądka.
- Dumbledore wie w jakim jestem stanie.
- Tak. Dlatego musimy znaleźć rozwiązanie które nie naprowadzi go na to, kim jesteś. Na szczęście to również nie jest coś co Pomfrey mogłaby zdiagnozować. Sądzę, że w tym przypadku również musimy odwołać się do jednego z zaklęć którym zostałeś "trafiony". Powiemy, że przez nie twój żołądek nie toleruje pewnych pokarmów. To będzie usprawiedliwieniem dla diety na którą kazał przejść ci Kastor.
- Co będzie jeśli Dumbledore jednak połączy to, że mam chory żołądek z dolegliwościami o jakich wie, że je miałem?
- Nie połączy tego. Nie damy mu do tego powodu. Nie wydaje mi się, żeby w ogóle interesowało go sprawdzanie twojego stanu zdrowia. Będziesz dla niego jedynie jednym z wielu uczniów. Zresztą będzie zbyt zajęty poszukiwaniami Harry'ego aby przejmować się chorowitym dzieciakiem który przybył do Hogwartu.
- Będzie zajęty poszukiwaniem mnie? Co ty planujesz? - Voldemort ponownie uśmiechnął się do niego i zajmując miejsce przy stoliku, odpowiedział:
- Musimy zachować w tajemnicy fakt, że wiesz kim naprawdę jesteś, to uchroni cię przed wieloma podejrzeniami ze strony dyrektora. Dlatego Harry Potter ucieknie. W ten sposób skierujemy uwagę Dumbledore'a na poszukiwania a nie na nowego ucznia któy przybędzie do szkoły. Patrząc na to w jakich warunkach cię znalazłem, nie potrzeba tu wielu kłamstw. Miałeś dość bycia traktowanym jak niewolnik i zdecydowałeś się na ucieczkę. Czując się zdradzonym przez Dumbledore'a który nie zaufał ci, gdy mówiłeś o tym jaki jest twój wuj, nie chcesz wracać do Hogwartu.
- To rzeczywiście byłoby bardzo pomocne. - nie mógł nie zgodzić się z tokiem rozumowania Czarnego Pana. - Tylko, jak chcesz upewnić Dumbledore'a w tym, że przebywam poza Hogwartem? Uwierzy w to, jeśli nikt nie będzie mógł potwierdzić, że mnie widział? Przecież nie będą już wyglądał jak Harry, poza tym nie będę miał jak opuścić zamku żeby odciągnąć jego uwagę...
- Nie będzie potrzeby, abyś go opuszczał. Przynajmniej nie w tej sprawie. Wystarczy trochę twoich włosów. Jeden z moich ludzi zatroszczy się o resztę.
- Wielosokowy. - bardziej stwierdził niż spytał, ale Voldemort i tak kiwnął na potwierdzenie głową. Tymczasem Harry wziął uspokajający oddech i powiedział cichym głosem:
- W porządku. Zgodzę się na to. Przyjmę tożsamość tego chłopaka, to chyba naprawdę jest teraz dla mnie najlepsze rozwiązanie.
- Tak Avis. W ten sposób będziesz najbezpieczniejszy.
- Kiedy... kiedy chcesz zdjąć ze mnie zaklęcie adopcyjne? - Chciał zapytać: "Kiedy przestanę być Harrym", ale te słowa nie przeszły mu przez gardło.
- Na razie nie będziemy go ściągać. Nałożymy po prostu na nie kolejne zaklęcie adopcyjne. Przeciw zaklęcie mogłoby kolidować z następnym czarem adopcyjnym. Kolejna adopcja nie jest częstą procedurą, jednak bywały takie przypadki. Zwykle pomiędzy zdjęciem jednej adopcji a nałożeniem kolejnej musi upłynąć co najmniej pół roku, aby zaklęcie zadziałało prawidłowo. Nie możemy tyle czekać. Przykrycie jednej adopcji drugą, zaoszczędzi nam czas.
- Kiedy chcesz to zrobić?
- Od razu. Nie ma sensu tego odwlekać. Napiszę do Ophiuchusa aby zjawił się jutro wieczorem. Z rana jestem zajęty, natomiast po południu udamy się po twoją różdżkę. Dostałem dziś rano sowę z informacją od Berena, że ma jutro czas. Zaproponował przesunięcie spotkania, co jest nam na rękę. Nie powinieneś chodzić bezbronny. - Tą wiadomość przyjął z nie ukrywaną ulgą.
Różdżka. - W ostatnim czasie, jej brakowało mu najbardziej. Przez minione lata nauki stała się ona nieodłączną częścią jego życia i czuł się tak, jakby stracił rękę. Nawet w chwilach gdy nie mógł jej używać, dużo znaczył sam fakt, że miał ją przy sobie. - Naprawdę chcę już ja odzyskać.
- Chodź Avis, dochodzi trzecia. Każdy z nas powinien złapać kilka godzin snu przed świtem. - Voldemort podniósł się i wyciągnął rękę w jego stronę, aby pomóc mu wstać. Harry zanim miał szansę zastanowić się nad tym głębiej, przyjął ofiarowaną dłoń.
][ ][ ][
Podążając za Voldemortem, przystanął w połowie drogi. Chociaż zmęczenie zaczęło już dawać mu się we znaki, nie był jeszcze na tyle otumaniony by nie pamiętać, że spał w sypialni Voldemorta. Co jak co ale nie miał ochoty spędzić z nim nocy w jednym łóżku.
- Wspominałeś, że skrzaty miały przygotować moją sypialnię... Gdzie ona jest?
- Jutro pokażę ci twój pokój. Jest już bardzo późno. Chodź. - nim zdążył zaprotestować, Voldemort ponownie schwycił go za rękę i pociągnął za sobą. Kilka minut później znalazł się w sypialni Czarnego Pana.
- Nie będę tu spał. - znów zaprotestował, ale i tym razem jego protesty zostały zignorowane.
- Przecież nic ci nie zrobię, Avis. Połóż się. Po takim czasie powinieneś mieć do mnie więcej zaufania. - połączenie słów "zaufanie" i "Voldemort" wciąż mu nie pasowało, ale po chwili wahania, wsunął się do łóżka. Zdawał sobie sprawę, że Czarny Pan i tak nie da mu łatwo postawić na swoim, a tej nocy nie miał ochoty się kłócić.
- Jak on ma na imię? Ten chłopak? - zadał pytanie, orientując się, że Voldemort ani razu nie wymienił jego imienia.
- Antares.
- Antares? Dziwne imię. - szepnął i ziewnął, nie mogąc się powstrzymać. - Nie jestem pewien, czy zdołam się do niego przyzwyczaić. - ponownie ziewnął i ułożył się na poduszkach. Naciągnął kołdrę na siebie, nakrywając się wraz z głową.
- Przyzwyczaisz się, Avis. Zresztą, to tylko na jakiś czas. - to były ostatnie słowa jakie do niego dotarły. Nim Voldemort położył się koło niego, spał. Nic nie poczuł, gdy ten przyciągnął go bliżej siebie i otoczył ramieniem. Nie usłyszał też cicho wyszeptanych do ucha słów:
- Jeszcze trochę Avis. Jeszcze trochę i nie będziesz musiał się już nigdy więcej ukrywać.
vvv
Zgadzam się.
Przekażę Ci JĄ. Ja i tak nie jestem w stanie zrobić z niej żadnego użytku. Ty chyba jesteś obecnie jedyną osobą, której to się może przydać.
Czekaj. Sam wyznaczę termin spotkania.
Po raz kolejny odczytał notkę, wciąż nie wiedząc w jaki sposób Marvolo zdołał go do tego namówić. Sama myśl o tym, że ta księga trafi w jego ręce, sprawiała, że czuł dreszcz podniecenia, przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Stracił już nadzieję na to, że kiedykolwiek stanie się ona jego własnością, tymczasem ten dzień był coraz bliżej..
- Dzięki niej wiele rzeczy w końcu nabierze sensu i być może zdołam znów spać spokojnie. - zadrżał, odsuwając od siebie ponure myśli. - Spokojny sen... to wszystko, czego w tym momencie pragnę.
Nie chcę nic więcej.
Chyba nie żądam zbyt wiele, prawda?
][ ][ ][
Gdy się obudził, był w sypialni sam. Przeciągnął się, zerkając za okno. Orientując, że słońce stoi już wysoko na niebie, wygrzebał się z pościeli. Przypominając sobie obietnicę Czarnego Pana, uśmiechnął się. Sama myśl o tym, że otrzyma tego dnia własną różdżkę sprawiała, że cały świat wydawał mu się piękny.
Siadając na łóżku, zauważył tacę ze śniadaniem na szafce nocnej. Tuż obok filiżanki z parującą herbatą, leżał zwinięty pergamin. Sięgnął po niego i odczytał krótką wiadomość.
vvv
Avis,
Mam nadzieję, że się wyspałeś. Nie było sensu budzić cię z samego rana. Potrzebujesz snu i po zarwanej nocy, przydało ci się dłuższe leniuchowanie.
Nie ma mnie w posiadłości, jednak wrócę koło drugiej i udamy się wtedy po twoją różdżkę. Bądź na tą godzinę gotowy. Do tego czasu możesz swobodnie poruszać się po posiadłości, miej jednak Kenjego przy sobie. Nie spadnij ze schodów i nie skręć sobie karku przed moim powrotem. To mało praktyczne.
M
vvv
Odłożył liścik na bok i sięgając po kanapkę, sprawdził która godzina. Zegar wskazał kilka minut po jedenastej. - Przynajmniej nie przespałem całego dnia. - pomyślał, decydując się wykorzystać czas który mu został na obejrzenie posiadłości i znalezienie swojego pokoju. Tak, kwestia pokoju była priorytetem. Nie zamierzał spędzić kolejnej nocy w łóżku Voldemorta.
Podjął decyzję i nim minęło dwadzieścia minut, opuszczał już sypialnię. Rozglądając się po korytarzu, zastanawiał się od czego zacząć. Pamiętał, że powinien wezwać Kenjego, ale prawdę mówiąc wolał pozwiedzać sam.
Najwyżej będę unikał schodów. - uznając, że to dobre rozwiązanie, ruszył na swoją małą prywatną inspekcję.
][ ][ ][
Odnalezienie przeznaczonej dla siebie sypialni nie zajęło mu wiele czasu. Prawdę mówiąc, okazało się, że znajduje się ona na lewo, tuż obok sypialni Voldemorta. Tak, wystarczyło mu jedno spojrzenie na pokój, aby zyskać pewność, że to na pewno jego sypialnia.
Pomieszczenie tak samo jak sypialnia w której był w drugiej posiadłości Czarnego Pana, urządzona była w granacie i bieli. Chociaż jak miałby porównać obie ze sobą, tutaj podobało mu się o wiele bardziej.
Pokój był okrągły. Wykonaną z ciemnego drewna podłogę pokrywał po środku gruby, ciemno granatowy dywan. Centralną część pomieszczenia zajmowało duże łoże z rzeźbionymi, drewnianymi kolumnami. Z lewej strony od wejścia były trzy olbrzymie okna sięgające ziemi. Gdy podszedł bliżej upewnił się, że za nimi znajduje się przestronny taras. Po przeciwnej stronie została ustawiona olbrzymia szafa na ubrania i dwie pary drzwi. Gdy otworzył pierwsze z nich zorientował się, że prowadzą do przestronnej, wyłożonej ciemnymi kaflami, łazienki. Jednak to drugie pomieszczenie okazało się dla niego większym zaskoczeniem. Kiedy przeszedł przez drzwi po lewej stronie, znalazł się w niewielkim pokoju dziennym.
To pomieszczenie urządzone było w podobnych barwach co sypialnia. Ściany zdobiła ta sam granatowo - srebrna tapeta, a podłogę przykrywał równie puszysty co w sypialni, dywan. Tutaj jednak był on śnieżnobiały. Przed widnymi oknami, znajdował się szeroki parapet wyłożony miękkimi poduszkami. Miejsce zachęcało aby przysiąść tam z książką w ręku. Poza tym, w pokoju stał regał pełen książek, oraz wygodna ciemno brązowa sofa i dwa fotele ustawione przodem do kominka. Przed sofą postawiono niski szklany stolik, bardzo podobny do tego przy którym siedział dzisiejszej nocy.
Mam dla siebie dwa pokoje? - uśmiechnął się pewien, że akurat to nie będzie mu w tym domu przeszkadzało. - Ani trochę.
][ ][ ][
Pozostałą część poranka, którą miał jeszcze do dyspozycji, spędził na zwiedzaniu reszty posiadłości. Jak szybko się przekonał, Voldemort mówił prawdę, twierdząc, że od dawna nikogo tu nie było. Większość pokoi pokrywała gruba warstwa kurzu która osiadła na prześcieradłach przykrywających meble. Ilość pająków którą widział w pomieszczeniach do których zaglądał, przywołała mu wspomnienia o Ronie, zaraz jednak zepchnął je na dno świadomości. Nie chciał teraz myśleć o przyjacielu, który najprawdopodobniej już nigdy więcej jego przyjacielem nie będzie. Nie był jeszcze na to gotowy.
Nie był pewien, czy kiedykolwiek będzie.
Gdy nadeszła pora obiadu, zjadł go w salonie razem z Kenjim, który szukał go już od jakiegoś czasu. Po posiłku poszedł przygotować się do wyjścia. Nie nie zamierzał się jakoś specjalnie stroić z tego powodu, ale po zajrzeniu do wszystkich pokoi, musiał się przebrać. - Chyba tyle samo kurzu co na meblach, jest teraz na moich ubraniach.
Przebranie się nie zajęło mu wiele czasu. Musiał jednak wrócić po rzeczy do sypialni Voldemorta. Gdy więc był gotowy, zawołał Cytrynkę, prosząc aby pod jego nieobecność, przeniosła wszystkie jego rzeczy.
- Od dziś będę sypiał we własnej sypialni.
- Oczywiście, Panie Avis. - skrzatka skłoniła się przed nim lekko i znikła z cichym trzaskiem.
][ ][ ][
- Dokąd właściwie idziemy? - zapytał, zbliżając się do czekającego już w holu Voldemorta. - Gdzie mieści się ten sklep z różdżkami, do którego planujesz mnie zabrać?
- To nie jest sklep. Oficjalnie Beren już od kilkunastu lat nie ma prawa handlować różdżkami. Jego działalność została zamknięta przez ministerstwo, ze względu na rodzaj składników jakich używał do produkcji różdżek.
- Chcesz powiedzieć, że niektóre z nich były nielegalne?
- Nie część, Avis. Właściwie wszystkie stosowane przez niego składniki można by zaliczyć do działu czarnej magii. Chyba tylko drewno które stosuje, jest tak naprawdę niegroźne. Chociaż i to nie każde.
- Czy to na pewno dobry pomysł, kupować tego rodzaju różdżkę? - po tym co usłyszał, zaczynał wątpić, czy powinien godzić się na coś takiego. - Może jednak lepiej udać się do Olivandera?
- Znasz już na to odpowiedź. Olivander nie dopasowuje różdżek do indywidualnych predyspozycji czarodzieja. Nie pozwolę aby różdżka ograniczała twoje zdolności. Twoja magia jest zbyt specyficzna abyś mógł korzystać z nie dopasowanej w pełni różdżki. Teraz gdy zaczęła się budzić, dobór odpowiedniej różdżki dla ciebie, jest szczególnie istotny. - magia o której wciąż wspominał Voldemort, dalej była dla niego spowita rąbkiem tajemnicy, nie zamierzał się więc kłócić o to. - Nie ma sensu poruszać tego tematu... zwłaszcza, że nie wydaje mi się abym posiadał jakieś wyjątkowe zdolności. Szybciej uwierzę w to, że kiedyś po prostu oszukałem w tej sprawie cholernego Czarnego Pana.
- Możemy wreszcie ruszać? Jesteśmy już spóźnieni.
- Tak. - wyszedł za Voldemortem na zewnątrz. - Tylko wciąż nie powiedziałeś mi dokąd właściwie idziemy? Gdzie jest ten cały Beren i jak się do niego dostaniemy?
- Użyjemy świstoklika. Co do celu naszej podróży. Udajemy się do Londynu. Na ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
- Na Nokturn?
- Tak.
Nokturn... W sumie, czego innego się spodziewałem?
][ ][ ][
- Cytryna w herbacie - cytryna niweluje działanie wszelkich dodanych eliksirów. To mój pomysł. ;) Nawet Harry pomimo swojej "znakomitej" wiedzy o eliksirach, akurat to dobrze wie.
- śmieciojadów - to przekręcenie było w pełni zaplanowane.
- Antares - gwiazda z gwiazdozbioru skorpiona
- Ophiuchus - gwiazdozbiór wężownika
][ ][ ][
Koniec Rozdziału 24
