Sesja egzaminacyjna wreszcie dobiegła końca, w pracy mam urlop i nareszcie mogę się skupić na przyjemniejszych kwestiach. Cóż nie przedłużam i po prostu zapraszam do zapoznania się z kolejnym rozdziałem.
WRÓCIŁAM... do życia ;)
][ ][ ][
Rozdział 26
Zawsze była częścią ciebie
][ ][ ][
Błękitne niebo gdzieniegdzie przecinały smugi białych obłoków. Delikatny, ciepły wiatr poruszał źdźbłami traw. Leżał na ziemi, wpatrując się w jasne niebo. Od czasu wizyty na Nokturnie minęły już trzy dni. Czas ten przyniósł kolejne zmiany w jego życiu, jednak wciąż było wiele pytań na które jeszcze nie poznał odpowiedzi. Pomimo zapewnień które ostatnio otrzymał, Voldemort dalej zwlekał z wyjaśnieniem mu istoty jego własnej magii.
Beren ostrzegał, że muszę opanować moją magię i nie mam na to zbyt wiele czasu, jednak Czarny Pan wciąż milczy... dlaczego? Na co czeka? - wyciągnął rękę w górę, zastanawiając się jak długo jeszcze przyjdzie mu zastanawiać się nad tym pytaniem. Naprawdę nienawidził niewiedzy.
Podniósł się i otrzepując ubranie z trawy, spojrzał w stronę posiadłości. Westchnął dostrzegając, że Kenji wciąż siedzi tuż przy drzwiach, oparty o mur. Od czasu wydarzeń na Ulicy Pokątnej, nie odstępował go ani na krok. Zdawał sobie sprawę, że to dla jego własnego bezpieczeństwa, jednak ten ciągły nadzór naprawdę zaczynał go męczyć.
- Jak tak dalej pójdzie, to nawet do łazienki nie będę mógł wejść sam.. - szepnął, zmierzając w stronę dworu. - Owszem w ciągu ostatnich trzech dni wspomnienia zaatakowały go kilkukrotnie, ale i tak wolałby zostać pozostawiony sam sobie. Chociaż na chwilę. - Kenji już nawet śpi w tym samym pokoju co ja... To naprawdę lekka przesada.
Przeszedł przez drzwi, a Kenji niczym cień podążył za nim. Starając się zignorować jego obecność, skierował swoje kroki do biblioteki gdzie zostawił wczoraj pióro i pergaminy. Zaczął ćwiczyć pisanie lewą ręką i wbrew początkowym obawom nie szło mu to najgorzej, jednak wciąż musiał jeszcze poćwiczyć.
][ ][ ][
Siadając przy stoliku ustawionym tuż przy oknie, położył na blacie swoją nową różdżkę, z którą już się nie rozstawał i zabrał się do pracy. Żeby nie pisać bez celu, ściągnął sobie z półki kilka książek o Obronie Przed Czarną Magią i teraz wypisywał z nich co ciekawsze zaklęcia. Pracował w milczeniu, ledwie rejestrując, że nie jest w pomieszczeniu sam. Przerwał dopiero gdy kilka godzin później nadgarstek zaczął odmawiać mu posłuszeństwa. Odsunął krzesło i wstał pozostawiając pergaminy do wyschnięcia.
- Skończyłeś? - odwrócił się na pięcie w stronę jednego z foteli. Jego spojrzenie spotkało się z krwisto czerwonymi tęczówkami Voldemorta. Dał się tak pochłonąć pracy, że nawet nie zauważył w którym momencie Kenji wyszedł, a jego nadzorcą został sam Czarny Pan.
- Tak. Skończyłem. - odpowiedział po chwili ciszy i zbierając się w sobie, dodał: - Chciałeś coś ode mnie?
- Myślałem, że moglibyśmy zjeść wspólnie obiad. Poza tym wciąż jest kilka kwestii na które chciałbyś poznać odpowiedź, czyż nie?
- Wyjaśnisz mi, o co chodzi z moją magią? - zapytał nieco zaskoczony, że ten tak nagle poruszył tą kwestię. - Przez tyle czasu milczał... co się zmieniło?
- Wyjaśnię. Po obiedzie. Najpierw zjemy.
- Dobrze. - zgadzając się, podążył za Czarnym Panem w stronę jadalni.
][ ][ ][
Blisko godzinę później zajął kanapę w niedużym saloniku. Kierując wzrok na siedzącego po przeciwnej stronie Voldemorta, sięgnął po szklankę z parująca herbatą i powiedział.
- W porządku, słucham. - Voldemort początkowo jedynie się uśmiechnął, w końcu jednak spoważniał i zaczął mówić.
- Jak wspominałem ci już w czasie jednej z naszych pierwszych rozmów, twoja magia jest specyficzna. Przyznaję, że jesteś jedynym czarodziejem z taką magią jakiego spotkałem w ciągu całego swojego życia. To przez nią pierwszy raz zwróciłem na ciebie uwagę.
- Spodziewałem się tego. - nie było to dla niego żadnym zaskoczeniem. Urywki wspomnień które miał z początków ich znajomości, potwierdzały to. Zresztą nie sądził, żeby Voldemort zainteresował się kimkolwiek bez wyraźnego powodu.
- Magię którą posiadasz rozpatrywać można pod wieloma względami, najprościej jednak podsumowuje to fakt, że twoja magia żyje.
- Żyje? - powtórzył, nie mając pojęcia co ten przez to rozumie. - Jak magia może żyć?
- Magia czarodzieja zazwyczaj skrywa się w jego rdzeniu magicznym, skąd dzięki różdżce ten może wydobyć ją i uformować w zaklęcie. Jednakże twój przypadek jest inny. Oczywiście tak jak każdy czarodziej posiadasz magię w swoim rdzeniu, ale nie tylko. Jesteś pierwszą osobą u której zaobserwowałem zjawisko wędrowania magii. Przenika ona cały twój organizm, co niesie ze sobą kilka interesujących konsekwencji.
- Czy chcę wiedzieć jakie konsekwencje masz na myśli? - zapytał, chociaż podejrzewał, że to co usłyszy po raz kolejny wywróci całe jego życie na lewą stronę.
- Twoja magia jest znacznie wrażliwsza na energię otoczenia co pozwala ci nie tylko widzieć, ale i manipulować energią w okół ciebie. - słuchając tego po raz kolejny nie bardzo potrafił nadążyć za tokiem myślenia Czarnego Pana. - Widzieć energię? Jaką niby energię? Nie widzę żadnej energii! Może po prostu kiedyś umyślnie wprowadziłem Voldemorta w błąd?
- Nie wydaje mi się, żebym w jakikolwiek sposób widział energię.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Avis. W obecnym momencie twoja moc jest w jakiś sposób zblokowana. Podejrzewam że maczał w tym palce ten Stary Idiota. Jednakże z tego co Beren ostatnio zauważył, możemy wywnioskować, że twoja magia na nowo się budzi. Musimy się na to przygotować.
- W jaki sposób mam się przygotować? Jak w ogóle mogę się przygotować, skoro nawet nie wiem na co miałbym się przygotować? - Z każdą minutą rozumiał z tego wszystkiego coraz mniej i ani trochę mu się to nie podobało.
- Gdy magia do ciebie wróci, to wszystko stanie się dla ciebie jaśniejsze. Na razie musisz skupić się na kontroli magii. Wiem, że nie pamiętasz w jaki sposób kontrolowałeś własną magię. Tym bardziej więc musisz nauczyć się przynajmniej podstaw kontroli, aby twoja własna magia nie skrzywdziła cię gdy się wreszcie przebudzi.
- Co masz na myśli mówiąc, że moja własna magia mogłaby mnie skrzywdzić? - po chwili milczenia, zapytał cicho.
- Jak powiedziałem, twoja magia pozwalała ci widzieć i manipulować energią otoczenia. Musisz zrozumieć, że energia otacza każdy element w okół nas. Jest w przedmiotach i w rzucanych przez nas zaklęciach. Przenika ziemię, rośliny, ludzi i zwierzęta. Otacza wszystko. Twoja magia pozwalała ci nie tylko dostrzec linie tej energii, ale również łączyć je i rozdzielać. Potrafiłeś zmienić zastosowanie lecącego zaklęcia, a także złączyć dwa czary w jeden. Byłeś w stanie manipulować energią w istotach żywych. Mogłeś złączyć na nowo energię w martwej istocie przywracając ją do życia, a także odwrócić tego rodzaju proces w istocie żywej. Mogłeś umożliwić komuś opanowanie nowego czaru ale i na zawsze pozbawić go zdolności rzucenia zaklęcia lub w ogóle władania magią.
- Przestań! - krzyknął, podrywając się z kanapy. Pokręcił gwałtownie głową aby zaprzeczyć temu co właśnie usłyszał. - To nie prawda! Nie mógłbym odebrać nikomu tej całej energii o której mówisz i zabić go! I jak mógłbym umyślnie pozbawić kogoś magii?! Nie zrobiłbym tego! To niemożliwe... - głos mu się załamał. Zakręciło mu się w głowie. Czuł bolesny uścisk w klatce piersiowej. Zaczynało brakować mu tchu.
Nagle Voldemort znalazł się tuż obok i nim miał szansę choć drgnąć, przyciągnął go do siebie, mocno obejmując. Nie zaprotestował. Skrywając twarz w jego szacie, pozwolił na to, aby jedna z dłoni Czarnego Pana raz po razie uspokajająco przesuwała mu się po plecach.
- Szsz, mój mały. Szszsz. Już ci mówiłem, że nigdy nie pozbawiłeś nikogo życia. Nie byłbyś w stanie tego zrobić, szszsz.
- Ale powiedziałeś, że ja... - zaczął przytłumionym głosem, wciąż nie czyniąc żadnego ruchu aby wyswobodzić się z uścisku. - Powiedziałeś, że potrafiłem odebrać energię żywej osobie.
- Nie Avis, wspomniałem jedynie, że twoja magia ci to umożliwiała. Nie mówiłem, że kiedykolwiek zabiłeś w ten sposób człowieka. Nigdy nikogo nie zabiłeś. Zawsze byłeś na to zbyt delikatny. - Harry który zdołał się nieco opanować, zorientował się w końcu, że wciąż stoi wtulony w przeklętego Voldemorta, odsunął się więc, ponownie opadając na kanapę.
- Nie chcę tej magii. - zadrżał na samą myśl co mógłby przez przypadek zrobić. - Nie chcę jej.
- Niestety na to żaden z nas nie ma wpływu. Ta magia jest i zawsze była częścią ciebie. Zresztą wbrew temu co mówisz, daje ci ona wspaniałe możliwości z których nie wolno ci rezygnować.
- Chcesz powiedzieć, że ty nie zamierzasz rezygnować z mojej magii, prawda? - odgarnął wpadające w oczy kosmyki włosów i spojrzał z przekąsem na Voldemorta. - Po to mnie tu sprowadziłeś, czyż nie? Dla mojej magii.
- Mylisz się Avis. Nie chodzi o twoją magię. Już nie. To prawda, że przy naszym pierwszym spotkaniu, przed wielu laty, chodziło mi o nią, ale to było dawno temu. Od tego czasu sprawy diametralnie się zmieniły.
- Skoro się zmieniły, to zablokuj ją. Spraw żeby się nie obudziła! Przecież Dumbledore spowodował, że przez tyle lat o niej nie wiedziałem, znaczy to, że można ją ukryć!
- Nie Avis, nie ukryję jej. Nawet gdybym potrafił, nie zrobię tego. Ponowne stłumienie jej mogłoby okazać się dla ciebie zbyt niebezpieczne. Podejrzewam, że Dumbledore'owi udało się to tylko dlatego, że wiek twojego ciała został cofnięty. Zapewne twoja magia została zachwiana tym procesem i to pozwoliło mu stłumić część twoich zdolności. Mógłbyś nie przeżyć ponownego stłumienia. Zresztą jak już powiedziałem, nie pozwolę ci dobrowolnie zrezygnować z możliwości jakie ci ona daje. - Voldemort umilkł, jednak nim Harry miał szansę zadać kolejne pytanie, Czarny Pan odezwał się ponownie.
- Mówiąc o możliwościach, między innymi miałem na myśli twoje własne badania. Jeszcze w czasie lat szkolnych osiągnąłeś bardzo wiele i szkoda byłoby zmarnować lata twej pracy. Oczywiście teraz o nich nie pamiętasz, ale z czasem wszystko do ciebie wróci, Avis. Po prostu musisz dać sobie czas.
- Prowadziłem badania? - zamarł przypominając sobie jedno z niedawno oglądanych wspomnień. - Czego te badania dotyczyły?
- Zaklęć. Kule Świetlne są twoim dziełem.
- Kule Świetlne? - powtórzył nie bardzo rozumiejąc i zamarł, pojmując, o czym ten mówi. - Masz na myśli kule które oświetlają niektóre pokoje? Chcesz powiedzieć, że to ja je zrobiłem?
- Tak Avis. To twój wynalazek. Nawiasem mówiąc, jeszcze w szkole sporo na nich zarobiłeś. O ile mnie pamięć nie myli, płacono ci tysiąc galeonów za jedną.
- Tysiąc galeonów za naukę zaklęcia? Czy to nie lekka przesada? - nie był pewien czy Voldemort zwyczajnie sobie teraz z niego nie żartuje.
- Nie za zaklęcie Avis. Za kulę. Te kule świecą dzięki splocie trzech zaklęć. Nie są to trudne zaklęcia i zna je większość czarodziei, jednakże złączyć je, jesteś w stanie tylko ty.
Tym razem zabrakło mu argumentów. Ponownie sięgnął po filiżankę z wciąż gorącą dzięki magii herbatą. Przykładając usta do porcelany starał się przeanalizować to co do tej pory usłyszał. Dalej przerażało go to, co Voldemort opowiedział mu o jego własnej magii, ale... zarazem zaciekawił go. Zawsze interesowało go działanie zaklęć i jak się okazało, najwidoczniej było już tak wcześniej. Sama myśl o tym, że stworzył te kule sprawiała, że miał ochotę rozebrać je na części pierwsze i sprawdzić jak dokładnie funkcjonują. - westchnął, czując że tym razem Voldemort zwyciężył.
Nie zrezygnuję z tej mocy. Nie potrafię już tego zrobić. Nie potrafię... Niech cię cholera, Voldemort!
][ ][ ][
Przez kilka kolejnych minut siedzieli w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach. W końcu jednak Czarny Pan ponownie przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę:
- Powracając do twojej budzącej się magii, obawiam się, że nałożone przez tego starca blokady opadną nagle. Magia która przez tak wiele lat była skrywana uderzy w ciebie ze swoją pełną mocą. Jeśli w porę nie poweźmiemy odpowiednich środków ostrożności, najpewniej zrobi ci krzywdę.
- O jakich środkach mówisz?
- Sądzę, że warto pomyśleć o kilku kryształach skupiających energię. Pomogą ci one we właściwym jej ukierunkowaniu. Rozejrzę się za takimi które najlepiej spełnią to zadanie. Jednakże najważniejsze abyś powrócił do treningów qigong.
- Qigong? Co to takiego?
- W ciele ludzkim przepływa energia życiowa. To właśnie dzięki niej jesteś w stanie dostrzegać energię w swoim otoczeniu. Musisz nauczyć się ją kontrolować. Przed laty trenowałeś sztukę qigong. Powinieneś do tego wrócić. Qigong to technika ćwiczeń mająca swoje początki jeszcze za czasów starożytnych Chin. Opiera się na daoyin - mentalnym prowadzeniu ruchów ciała, tunie - skupionej na kontroli oddechu, oraz yunqi - kierowaniu przy pomocy umysłu przepływem qi w ciele. Dzięki lepszej kontroli własnej energii życiowej będziesz również w stanie lepiej kontrolować otaczającą cię energię. Zapobiegniesz także negatywnym skutkom jakie mogłaby mieć na twój organizm.
- Jak mam się nauczyć tego całego qigong? Nie brzmi to jak coś prostego.
- Mam twoje książki dotyczące tej sztuki. Poza tym sądzę, że Kenji może ci w tym pomóc.
- Kenji?
- Tak. Porozmawiaj z nim. Jest wprawnym wojownikiem. Nie trenuje qigong, jednak japońskie sztuki walki opierają się na podobnych zasadach. Na pewno będzie w stanie udzielić ci kilku cennych wskazówek. Może nawet pomoże ci w treningach? Wtedy w końcu jego obecność w tym dworze na coś się przyda. - słysząc to Harry przytaknął, starając się zignorować sarkazm który bez trudu dawało się wychwycić w głosie Voldemorta.
- Czy to już wszystko? - zapytał po chwili mając jak na razie dość rewelacji. - Mogę już iść? - musiał pobyć sam. - Może wtedy zdołam przetrawić to co dziś usłyszałem... - nie czekając na odpowiedź, wstał i ruszył w stronę drzwi.
- Oczywiście. Nie zatrzymuję cię. Jednakże jutro ponownie udaję się na Pokątną. Możesz mi towarzyszyć jeśli chcesz. Ophiuchus przesłał twój list ze szkoły. Powinieneś zaopatrzyć się w książki, czyż nie? - miał już rękę na klamce, jednak te słowa sprawiły, że ponownie się odwrócił, spoglądając w twarz Czarnego Pana.
- List z Hogwartu? Do mnie? - nie wiadomo skąd w ręku Voldemorta pojawiła się gruba, żółtawa koperta.
- A do kogo innego miałby być? Ja nie wybieram się do szkoły. - Voldemort wylewitował kopertę w jego stronę. Złapał list w locie i wyszedł. Nie obejrzał się już ponownie, jednak na odchodnym, zawołał.
- Pójdę jutro na Pokątną. - nie widział uśmiechu rozlewającego się na twarzy Czarnego Pana.
][ ][ ][
- Nie, nie tak. Musisz się bardziej rozluźnić.
- Jeszcze raz.
- Nie zapominaj o oddechu.
Tak wyglądał jego wieczór. Po ponad godzinie w końcu poddał się i zmęczony opadł na dywan, wdzięczny za to, że ten jest tak puszysty. Kenji usiadł tuż obok niego, plecami opierając się o łóżko.
- Jak na pierwszy raz poszło ci całkiem nieźle.
- Po tym jak mnie strofowałeś, nie jestem tego taki pewien.
- Było dobrze. Powtórzymy to juro wieczorem. - słysząc jego zapewnienie przymknął zmęczony oczy, nie będąc pewien czy zbierze do jutra siły na powtórkę. Ćwiczenia nie były trudne, jednak jego ciało szybko się poddało. Podejrzewał że to skutek ciągłego niedosypiania. Poza tym z tego co zdążył przeczytać w jednej z książek jakie po powrocie do sypialni znalazł na łóżku, technika qigong miała go odprężyć. Niestety wcale nie czuł się odprężony. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie że boli go każdy nerw w ciele.
Może z czasem będzie lepiej? - miał taką nadzieję. - Może jak wreszcie opanuję podstawowe ruchy i Kenji nie będzie poprawiał mnie co pół minuty, będzie to nieco łatwiejsze... Oby, w przeciwnym razie wykończy mnie to szybciej niż moja własna magia.
- Weź gorącą kąpiel. Przyda ci się. Nie wiem czemu jesteś taki zmęczony, ale jak dla mnie wyglądasz na wykończonego. - zmrużył oczy odwracając lekko głowę, aby spojrzeć na starszego chłopaka.
- Jeszcze pytasz? To przez te twoje ciągłe strofowanie mnie! - Kenji uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi.
- Marsz do wanny. Poczekam tu żeby sprawdzić czy się nie utopisz. - słysząc to Harry westchnął, ale posłusznie podniósł się i ruszył w stronę łazienki. Kenji miał rację, kąpiel mogła okazać się zbawienna.
][ ][ ][
Ponad pół godziny później naciągnął na siebie piżamę i sięgając po ręcznik, żeby wytrzeć włosy, zbliżył się do lustra. Ponownie przyglądając się własnemu odbiciu, wciąż z trudem przychodziło mu zaakceptowanie tego, że przedstawia ono jego samego.
Nie wyglądał już jak Harry Potter. W żadnym razie.
Teraz ze szklanej tafli patrzyły na niego blade, błękitne oczy otoczone przydługimi niemal białymi włosami. Grzywka opadająca na kredową twarz, ukrywała wciąż dobrze widoczną bliznę w kształcie błyskawicy która zdobiła jego czoło. Tak. Blisko trzy dni temu Ophiuchus zjawił się i uczynił go swoim synem, ale blizna wciąż sprawiała, że był rozpoznawalny. Voldemort wspomniał, że do pierwszego września jakoś temu zaradzi, na razie jednak pozostało mu ukrywanie jej pod grzywką.
Odłożył ręcznik na bok, ponownie przyglądając się reszcie zmian jakie zaszły w jego wyglądzie. Gdy Ophiuchus adoptował go uczynił go podobnym nie tylko do siebie ale i swojego chorego syna, dlatego jego skóra była teraz tak jasna, niemal szarawa. Poza tym, jego chude po głodówce u wujostwa ciało, o ile to możliwe, stało się jeszcze szczuplejsze. Niestety nie stał się wyższy na co miał nadzieję, ale jak wyjaśnił mu Voldemort, zaklęcie adopcyjne nie wpływa na wzrost.
- Szkoda - szepnął, przeczesując palcami proste kosmyki które teraz opadały mu na kark. Uśmiechnął się mimowolnie. Jedno co w nowym wyglądzie mu się podobało, to ich długość. Dotychczas musiał męczyć się ze sterczącymi we wszystkich kierunkach kłakami i to było miłą odmianą.
Po raz ostatni spojrzał na własne odbicie i opuścił łazienkę, mimowolnie poprawiając rękawy przydługiej piżamy. Niestety blizny które pozostały mu jako pamiątka po dwóch tygodniach w piwnicy, także wciąż były na swoim miejscu.
][ ][ ][
Opadł na łóżko, tymczasem Kenji znikł w łazience. Mając nieco czasu dla siebie, ponownie sięgnął po otrzymany z Hogwartu list i otwierając go na pierwszej stronie odczytał:
vvv
HOGWART
SZKOŁA MAGII i CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
""""""""
Szanowny Panie Vane,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Z uwagi na pana sytuację i nie zaliczenie dotychczas SUM'ów zostanie Pan uczniem piątego roku. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Pociąg odjeżdża o godzinie 11:00 z peronu 9 i 3/4 - King Cross. W kopercie znajdzie Pan bilet.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa Mcgonagall
Zastępca dyrektora
vvv
- Vane. Antares Vane. Wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić. Nawet gdy sam wypowiadał te słowa, miał wrażenie że nie mówi o sobie. Niestety gdy mówił Avis Arawn, jego uczucia były bardzo podobne. - westchnął odkładając list na stolik. Układając się na poduszkach, obrócił się w stronę okna.
Czy kiedykolwiek zdołam się do tego przyzwyczaić? Jak długo jeszcze będę reagował gdy ktoś zawoła za mną "Harry"?
- Mam nadzieję że nie zdemaskuję się w tak głupi sposób. - Jeśli to zrobię, podam się Dumbledore'owi na talerzu. - Mocniej naciągnął na siebie kołdrę i nim Kenji zdążył opuścić łazienkę, pogrążył się w niespokojnym śnie.
vvv
Siąpiący z nieba deszcz, już dawno przemoczył jego szaty. Zaklęcia ogrzewające przy takiej pogodzie nie na wiele się zdawały i czuł, że zaczyna szczękać zębami. Szedł przed siebie, mocno zaciskając palce na różdżce.
Był wściekły.
Nie dość, że spotkanie przeciągnęło się bardziej niż to przewidywał i był spóźniony ponad godzinę, to jeszcze wadliwy świstoklik wyniósł go daleko od miejsca docelowego. Jakby tego było mu mało, znalazł się na kilku kilometrowym obszarze antyaportacyjnym. Pozostał mu blisko kilometr do przejścia i był pewien, że ktoś za to zapłaci.
- Słono zapłaci. Cholera! - zaklął zmuszony do ominięcia kolejnego zwalonego pnia. Znajdował się spory kawałek od ściany lasu a i tak co rusz natykał się na zwalone pnie i wystające konary. Teren nie zachęcał do spacerów i był pewien, że osoba przez którą znalazł się w takim położeniu wkrótce odczuje tego konsekwencje.
- Z pewnością zmuszę go do... - jego myśli urwały się gdy niespodziewanie tuż przy jego uchu świsnął czerwony promień zaklęcia. - Co jest? - różdżka dotąd ukryta w rękawie, momentalnie znalazła się w jego dłoni. Rozejrzał się. Okolica w dalszym ciągu zdawała się pusta.
Pułapka? - Ponownie się rozejrzał i przyspieszył kroku. Nie pozostało mu nic innego. - Nie sądzę, żeby było to przypadkowe zaklęcie... - nie pomylił się. Nim pokonał sto metrów kolejne czar uderzył prosto w niego. Tym razem skutecznie.
Upadł. Różdżka potoczyła się po trawie.
- Żegnaj. - usłyszał tuż przy uchu cichy szept, nie był jednak w stanie obrócić głowy, aby spojrzeć kim jest jego oprawca. - Nikt cię tu nie odnajdzie. - dobiegły go jeszcze ciche słowa, zaraz po tym oddalające się kroki stały się jedynym dźwiękiem przebijającym się przez nieprzerwanie siąpiący deszcz.
Został sam.
Cholera! - zaklął ponownie, starając się zmusić własne ciało do ruchu. Bezskutecznie. Zaklęcie nie puszczało. - Nie mogę tu zginąć... Nie mogę. - starając się uspokoić, skupił się na własnym wnętrzu. Wiedział co musi zrobić. Taki wysiłek mógł go zabić, ale nie miał wyboru. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, nie będzie miał żadnych szans.
Nie będę bezczynnie czekał.
Skupił się i opuścił zasłony.
vvv
Woda spływająca po jego nagim ciele, mieszała się z krwią i pozostałościami eliksirów. Stojąc pod zimnym strumieniem, przytrzymywał się ściany, by nie upaść. Obraz raz za razem rozmywał mu się przed oczami. Mdliło go.
Czuł, że tym razem posunął się za daleko. Eksperyment wymknął się spod kontroli i nie zdołał wycofać się nim było za późno...
Zachwiał się.
Zakręcił kurek i na chwiejących nogach opuścił prysznic. Gdy sięgał po ręcznik, jego ręka natrafiła na próżnię. Wszystko spowiła czerń i stracił równowagę.
Nim upadł, poczuł silnie oplatające go dłonie. Potem nie było już nic.
vvv
Otworzył oczy mrużąc je w ostrych promieniach słońca. Stało wysoko na niebie. - Musi być już dosyć późno.. - Zastanawiając się która właściwie jest godzina, wygrzebał się spod kołdry i usiadł na łóżku.
- Wyspałeś się? Dawno minęło południe.
- Tak. Trzeba było mnie obudzić. - odparł, odwracając się w stronę Voldemorta który najwidoczniej ponownie pilnował go zamiast Kenjego.
- Wydawało się, że potrzebujesz snu. Twój organizm ostatnio musi wiele znosić. Poza tym zaklęcie adopcyjne również odcisnęło na nim swoje piętno. Minie przynajmniej tydzień nim wszystko się ustabilizuje.
- Tak, ale myślałem, że wybiorę się dziś na Pokątną.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. Byłem już dzisiaj na spotkaniu, także całe popołudnie mamy dla siebie. Ubierz się i zejdź na dół. Na stoliku zostawiłem ci krem. Przykryje twoją bliznę póki nie znajdziemy lepszego rozwiązania. Szykuj się. Ogarniemy twoje szkolne zakupy, a na wieczór mam dla ciebie niespodziankę.
- Czy powinienem wiedzieć jaką?
- Oj Avis, Avis. Jeśli ci powiem, co to będzie za niespodzianka?
][ ][ ][
Nie był głodny, ale zmusił się do zjedzenia choć jednego tosta i wypicia kubka herbaty. Po posiłku wciągnął na siebie jeden z zakupionych jeszcze na Talantis zestawów ubrań i krytycznie przyjrzał się własnemu odbiciu. Rzeczy które jeszcze nie dawno były na niego dobre, teraz na nim wisiały.
- Znów wyglądam jak w worku.. Czy naprawdę aż tak schudłem przez to zaklęcie? - westchnął dodając w głowie do listy zakupów, zaopatrzenie się w kilka nowych zestawów ubrań.
Dopasowanych ubrań. - z tą myślą opuścił sypialnie, pospiesznie kierując się na dół. Wiedział, że zmitrężył wystarczająco dużo czasu i Voldemort zapewne już na niego czeka. Nie pomylił się.
Nie pomylił, choć w pierwszej chwili poczuł się nico zmieszany dostrzegając postać stojącą u dołu schodów. Prawdę mówiąc gdyby nie wiedział, że to niemożliwe, przyznałby, że to nie Voldemort na niego czeka. Czarny Pan wyglądał dokładnie tak jak Ophiuchus którego spotkał kilka dni temu.
- Gotowy?
- Tak. Czy teleportujemy się na Pokątną? - zapytał schodząc niżej.
- Nie, użyjemy świstoklika. - słysząc to, odetchnął, czując mimowolną ulgę. Naprawdę nie przepadał za teleportacją. - To chyba najgorszy z magicznych środków transportu. Zdecydowanie.
Wciąż pogrążony we własnych myślach, wyszedł za Czarnym Panem na zewnątrz. Gdy zatrzymali się na otwartej przestrzeni, dopiero po chwili zauważył, że różdżka Voldemorta jest wycelowana prosto w jego pierś. Spiął się, Nim jednak miał szansę choćby drgnąć, usłyszał zaklęcie.
- Silencio. - jak tylko rozpoznał czar, zrozumiał po co Czarny Pan go rzucił, ale i tak spojrzał mu w oczy z wyrzutem. Wolałby zostać najpierw uprzedzony. Zresztą i bez tego by się nie odezwał. - Przecież nie jestem głupi!
- Nie możemy pozwolić sobie na to, żebyś przypadkiem się odezwać. Nie, gdy wyglądasz tak a nie inaczej. Spaliłoby to całą przykrywkę. - wiedział o tym, ale i tak odwrócił się, nie zamierzając dłużej na niego patrzeć. Czarny Pan znów zadecydował za niego i ani trochę mu się to nie podobało.
Zapłacisz mi za to.
][ ][ ][
Pokątna o tej porze wciąż była zatłoczona. Gdy przeciskali się przez tłum czarownic i czarodziejów, posłusznie podążał za Czarnym Panem, zachował jednak między sobą i nim pewną odległość. Wciąż był na niego zły i nie zamierzał łatwo mu wybaczyć.
Musi zapamiętać, że też mam prawo do własnego zdania. - pomyślał kierując się w stronę piętrzącego się w oddali Gringotta. Był pewien, że pierwsze kroki skierują do niego, w pewnej chwili jednak Voldemort skręcił w stronę sklepu Madame Malkin. Widząc to Harry zgrzytnął ze złości zębami i pamiętając, że nie ma w sakiewce zbyt wielu monet, zatrzymał Czarnego Pana, ciągnąć go kulturalnie za rękaw szaty. Gdy ten skupił na nim swoją uwagę, wskazał ręką na bank, aby dać znać o co mu chodzi.
- Spokojnie Antares. Dziś ja płacę za zakupy. - słysząc to, zaprzeczył ruchem głowy, nie zamierzając się na to zgodzić, niestety jego protest został zignorowany. - Chodź, czas nam ucieka.- nim miał szansę zrobić coś jeszcze, został złapany za rękę i wprowadzony do wnętrza sklepu.
Niech cię cholera, Voldemort! - to była jego ostatnia myśl nim został zmuszony do skupienia się na zbliżającej postaci Madame Malkin.
- Czym mogę służyć?
- Mój syn rozpoczyna w tym roku naukę w Hogwarcie. Potrzebujemy komplet szat, a także kilka zestawów codziennych. Na teraz, oraz na chłodniejsze dni które wkrótce nadejdą.
- Oczywiście. Zapraszam młodzieńcze. - Gdy wskazała mu jeden ze stojących pośrodku stołków, posłał ostatnie wkurzone spojrzenie w stronę Czarnego Pana i ruszył w głąb pomieszczenia.
][ ][ ][
Półtorej godziny później miał już nie tylko kompletną garderobę, ale i szkolne podręczniki, nowy kociołek, składniki eliksirów, oraz zestaw piór i pergaminów. Wszystkie niezbędne rzeczy na nowy rok szkolny znalazły się w swoim posiadaniu. Sądził, że opuszczą teraz ulicę Pokątną, ale Voldemort zaprowadził go w jeszcze jedno miejsce. Gdy zatrzymali się przed sklepem z magicznymi stworzeniami, spojrzał pytającym wzrokiem na Czarnego Pana.
- Każdy powinien mieć jakiegoś pupila Antares. To taki mały prezent ode mnie. - Nieco oszołomiony pozwolił wprowadzić się do środka. Ostatnią rzeczą na którą by wpadł było to, że Voldemort zechce kupić mu zwierzaka.
Nie dam ci się przekupić! Nie ma mowy... za nic. - westchnął, nawet w jego myślach nie brzmiało to tak wiarygodnie jakby tego chciał.
Sklep był dokładnie taki jak pamiętał. Na półkach stały terraria z wężami, jaszczurkami i żółwiami. Na kontuarze pełno było klatek z różnego rodzaju ptakami. Różne kolory łusek, piór i sierści sprawiały że to miejsce było jedynym w swoim rodzaju.
Przechodząc pomiędzy porozstawianymi klatkami, zastanawiał się jakie zwierzę by chciał. Oczywiście wiedział, że na razie nie ma szans na odzyskanie Hedwigi ale wciąż myślał o niej jako o swojej. Liczył, że pewnego dnia znów znajdzie się przy jego boku. Chciał w to wierzyć dlatego już na wstępie zrezygnował z kupna sowy. Po prostu nie mógł tego zrobić. Zamiast tego więc kucnął, skupiając się na klatkach z kotami.
Obejrzał wszystkie dwukrotnie ale i wśród nich nie zauważył żadnego który poruszyłby go na tyle, żeby chciał zabrać go ze sobą. Już się podnosił by przyjrzeć pozostałym zwierzątkom w sklepie gdy ruch w ostatniej klatce przykuł jego uwagę. Zbliżył się do niej. Wcześniej wydawało mu się, że jest pusta. Pochylił się i zamarł nie bardzo wierząc w to co widzi. W klatce siedział kotek, właściwie gdyby patrzył z daleka wziąłby go co najwyżej za myszkę. Był pewien że kotek zmieściłby mu się w dłoni.
Śliczny. - pomyślał, uśmiechając się mimowolnie. W tym momencie zbliżył się do niego Voldemort i również przykucnął.
- Bije od niego magia. To nie jest zwykłe stworzenie. Chcesz go? - gdy przytaknął, Voldemort zwrócił się do sprzedawcy.
- Weźmiemy tego.
- Tego maluszka? Cudownie. Niestety już od dawna szuka domu. Ma już prawie pół roku. Nikt go nie chciał wziąć, ze względu na tą jego wadę.
- Wadę?
- Nie rośnie. Nikt nie wie dlaczego. Mam nadzieję, że to nie będzie problemem?
- Nie. Bierzemy go.
][ ][ ][
Nim minęło piętnaście minut z powrotem znaleźli się w posiadłości. Przytulając do siebie maleńkie stworzenie odwrócił się do Voldemorta czekając aż zdejmie z niego czar. Gdy ciche Finite Incantatem zdjęło z niego ograniczenie, odwrócił się i nie oglądając za siebie, odszedł.
- Ostatni raz zdecydowałeś za mnie. Jeszcze raz rzucisz na mnie jakiekolwiek zaklęcie bez uprzedzenia, ro wrócę do rąbniętego Dumbledore'a i stanę się twoim najgorszym wrogiem! - krzyknął jeszcze wchodząc do środka. - Za każdym razem gdy cię zobaczę będę doprawiał twoim szatom gwiazdki! - Chciał być zły na Voldemorta ale nie potrafił. Już nie. Cała jego złość dawno wyparowała.
Gdy zamykały się za nim drzwi, wciąż towarzyszyło mu echo śmiechu Czarnego Pana.
][ ][ ][
- qigong - jak już wyjaśniłam w tekście jest to zestaw ćwiczeń zdrowotnych praktykowanych już od czasów starożytnych Chin. Qigong składa się z dwóch słów: Qi, czyli życiowa energia, oraz Gong, czyli perfekcyjne opanowanie czegoś. Oznacza to mniej więcej "perfekcyjne opanowanie sztuki kontroli energii życiowej". Technika składa się z odpowiedniej postawy, skupienia umysłu oraz odpowiedniego oddechu. Daoyin, tuna i yungi - były to elementy trenowane osobno które z czasem złożyły się na znaną dziś sztukę qigong. Zmodyfikowałam to odrobinkę na potrzeby opowiadania.
- Antares Vane - jak wspominałam już Antares to nazwa z gwiazdozbioru skorpiona, natomiast Vane - to oryginalne nazwisko zaczerpnięte z listy szlachty brytyjskiej. Gdyby je tak dosłownie przetłumaczyć - oznacza ono wiatrowskaz.
Dla ciekawskich - zdjęcie które zainspirowało mnie do stworzenia nowego wyglądu harrusia można zobaczyć na moim chomiku w pliku z opowiadaniem.
Silencio – zaklęcie uciszające, zaczerpnięte z kanonu HP. Przeciw zaklęciem jest zwykłe Finite Incantatem.
][ ][ ][
Koniec rozdziału 26
