Hmm, miałam wstrzymać się z rozdziałem, jednak ostateczni uznałam, że skoro już jest napisany, to równie dobrze może zawisnąć na stronie. To już trzeci rozdział w czasie ostatnich dwóch tygodni. Po zastoju jaki spowodowała sesja egzaminacyjna opowiadanie w końcu ruszyło do przodu. Mam nadzieję, że pod rozdziałem pojawią się komentarze, bo na razie coś nie za wiele ich.
][ ][ ][
grimuś - nie obgryzaj paznokci, te biedactwa nic ci nie zrobiły. Tak masz już swojego Avisa w Hogwarcie. Przydział przed nami. Co do relacji Severus - Avis, bądź spokojna, zamierzam przedstawić ją ze szczegółami, choć na to jeszcze troszkę musisz poczekać.
WomenInBlue - cieszę się, że tekst ci się podoba. Mogę zagwarantować że doczekasz się rozmowy między Severusem i Avisem. Jeszcze troszkę cierpliwości.
Naznaczona - masz ochotę na odrobinę pikanterii? Cóż z każdym kolejnym rozdziałem będzie jej więcej, w końcu Avis wciąż przypomina sobie kolejne elementy ze swojego dawnego życia.
Nie przedłużam i zapraszam do czytania.
][ ][ ][
Rozdział 28
Tam zawsze było twoje miejsce
][ ][ ][
Poranek przywitał go ciężkimi chmurami które zasnuły dotąd błękitne niebo. Nim zdążył się ubrać i dopakować do kufra ostatnie drobiazgi, na ziemię spadły pierwsze krople. Wkrótce też mżawka zmieniła się w prawdziwą ulewę.
Nie ma to jak dotrzeć do szkoły mokrym niczym szczur. - pomyślał z przekąsem i jednym machnięciem różdżki wylewitował kufer w powietrze. Schwycił transporter z kotkiem i pilnując aby kufer podążał za nim, opuścił sypialnię. W progu zatrzymał się na parę sekund, po raz ostatni spoglądając na pokój. Nie wiedział kiedy, ani czy w ogóle jeszcze będzie mu dane zobaczyć to miejsce. Dziwnie czuł się z tą świadomością. Chociaż nigdy wcześniej nie przyszłoby mu to nawet na myśl, teraz musiał przyznać, że nie najgorzej mieszkało mu się w domu przeklętego Czarnego Pana.
Tu przynajmniej miałem szansę być sobą... w Hogwarcie cały czas będę musiał udawać kogoś kim nie jestem. Poza tym, tutaj nikt nie czyhał na moje życie... - parsknął gdy uświadomił sobie, że to będzie jego pierwszy rok nauki kiedy to nie Voldemort będzie dla niego zagrożeniem. Tak, te dwa miesiące zmieniły całe jego życie.
Nieodwracalnie.
][ ][ ][
Śniadanie czekało już na niego w jadalni. Nie był głodny, ostatecznie jednak wmusił w siebie pół kawałka chleba pamiętając, że przyjęcie eliksirów na pusty żołądek nie jest najlepszym pomysłem. - Rozstrój żołądka o poranku jest mi zupełnie nie potrzebny. - pomyślał, upijając kolejny łyk herbaty. Kończył już posiłek, gdy drzwi do jadalni otworzyły się i w progu pojawił się Kenji.
- Dzień dobry. - słysząc powitanie, odwzajemnił je skinieniem głowy i gestem zaprosił Kenjego żeby do niego dołączył. Ten usiadł po przeciwnej stronie stołu. Rozsmarował dżem na toście i zadał mu kolejne pytanie:
- Nie mogłeś spać? Jest jeszcze dosyć wcześnie. - tym razem Harry nawet nie silił się na odpowiedź, była ona najzupełniej zbędna. - To przecież i tak oczywiste. - odstawił pustą filiżankę na stół i łapiąc jeden z plastrów szynki, zaczął dokarmiać Mista.
- Gdyby coś się działo, napisz do mnie. Zresztą, jakby nic się nie działo, też napisz. Zbzikuję spędzając tu kolejne miesiące sam na sam z cholernym Czarnym Panem. - słysząc to uśmiechnął się i ponownie przytaknął na zgodę. Mimo początkowej niechęci, teraz był wdzięczny za to, że ma go przy swoim boku. - Straciłem Rona i Hermionę, ale zyskałem nowego przyjaciela.
][ ][ ][
Peron był tak samo głośny i zatłoczony jak to pamiętał. Gdy dotarli na miejsce z Voldemortem ponownie wyglądającym jak Ophiuchus, wciąż miał jeszcze pół godziny do odjazdu. Od chwili gdy przeszli przez barierkę, Czarny Pan uważnie rozglądał się w okół. Widząc to, Harry zastanawiał się, czego on właściwie szuka. Odpowiedź dostał kilka minut później, gdy ten zbliżył się i obejmując go na pożegnanie, szepnął:
- Uważaj. Ophiuchus także ma kilku wrogów. Gdyby coś się działo, pamiętaj o świstokliku. Poza tym, nie zapominaj, że w zamku przebywa jeden z moich ludzi. Możesz obecnie nie przepadać za swoim mistrzem eliksirów, jednak on wciąż jest lojalny. Jest lojalny nie wobec mnie, a ciebie Avis, pamiętaj. - po tych słowach Czarny Pan odsunął się i dodał nieco głośniej.
- Sprawuj się jak należy. Nie chcę dowiedzieć się, że swoim zachowaniem przyniosłeś wsyd naszej rodzinie. - zaraz po tym, Voldemort odwrócił się i odszedł pozostawiając go samego. Harry jeszcze przez chwilę patrzył jak oddala się, a gdy całkowicie znikł w tłumie, wylewitował kufer w powietrze i ruszył na poszukiwania wolnego przedziału.
][ ][ ][
Przemierzając kolejne wagony, zastanawiał się gdzie właściwie powinien usiąść. Zazwyczaj nie miał z tym żadnych problemów bowiem jeszcze zawczasu Ron z Hermioną zajmowali ich ulubiony przedział. Tym razem jednak było inaczej. Był sam i ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę było zajęcie tego samego przedziału co jego byli przyjaciele.
Wolałbym już siedzieć z Malfoy'em niż znaleźć się tak blisko tej cholernej dwójki. Tak, po Malfoyu przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać. - z tą myślą ominął kolejny z zajmowanych zwykle przez gryfonów wagonów i ruszył dalej. Zdążył przejść przez ponad połowę pociągu, nim wreszcie znalazł całkowicie wolny przedział. Zdawał sobie sprawę, że są to rejony zajmowane zazwyczaj przez ślizgonów, ale wątpił aby którykolwiek z nich zechciał się do niego dołączyć. Zresztą to dlatego wybrał przedział w tej części pociągu. Chciał być sam. Miał jeszcze sporo rzeczy do przemyślenia i potrzebował dodatkowych kilku godzin tylko dla siebie.
][ ][ ][
- Mamo, nie traktuj mnie jak dziecko! Zaczynam piąty rok, a ty wciąż zachowujesz się jakbym miał pięć lat!
- Oj nie przesadzaj Ronaldzie. Dobrze wiesz, że powtarzam wam to wszystko co roku, a wy i tak zachowujecie się jakby te wiadomości wpadały jednym a wypadały wam drugim uchem! - przysłuchując się wymianie zdań między Ronem, a panią Weasley zastanawiał się czemu zawsze musi mieć takie parszywe szczęście. - Pociąg jest tak długi, a oni musieli zatrzymać się akurat pod moim oknem? - westchnął i sięgnął po książkę którą zostawił sobie na zewnątrz, aby zabić upływający czas. Niestety kolejne dosłyszane słowa, nie pozwoliły mu skupić się na tekście.
- Pamiętajcie też dać od razu znać, jakby Harry odezwał się do któregoś z was, dobrze? Albus wspominał, że zorganizował Harry'emu indywidualne szkolenie, ale i tak wolałabym bezpośrednio od niego otrzymać jakąś informację. To taki dobry chłopiec.
- Wiem mamo. Napiszę jeśli tylko Harry się do mnie odezwie. Nie martw się. - to była dla niego nowość. - Czyli teraz jestem na szkoleniu? To twoja wymówka Dumbledore? Jeszcze nie wyjawiłeś nikomu, że wymknąłem ci się z rąk?
- Ron, Ginny, bardzo was proszę, uważajcie na siebie. Skoro Sami-Wiecie-Kto powrócił to nigdzie już nie jest bezpiecznie. Pamiętajcie, gdyby coś się działo, znajdzie któregoś z profesorów i słuchajcie się. Fred, George, wy także nie róbcie nic głupiego. To nie czas na żarty.
- Mamo, nie martw się. Powtarzasz to nam od dwóch tygodni!
- No już dobrze, dobrze, zmykajcie. Pociąg zaraz odjeżdża. - Uniósł się lekko aby wyjrzeć przez okno, akurat w porę aby dostrzec jeszcze, że Ron macha pani Weasley na pożegnanie, nim ten znikł mu z oczu. - Ponownie opadł na siedzenie i sięgnął po pozostawioną książkę. Tymczasem rozległ się gwizd i zaraz po tym pociąg z mozołem ruszył.
][ ][ ][
Liczył na spokój, nie było mu jednak dane zbyt długo cieszyć się samotnością. Zaledwie kilka minut po tym jak pociąg opuścił stację, dźwięk rozuswanych drzwi zmusił go do ponownego oderwania się od książki. Po raz kolejny przeklinając własne szczęście, musiał skoncentrować całą samokontrolę jaką posiadał aby nie dać po sobie niczego poznać. W progu przedziału pojawił się nikt inny tylko sam Draco Malfoy. Co jednak Harry'ego najbardziej zaskoczyło, nie miał on przy sobie swoich goryli.
- Wolne? - pytanie było tak niespodziewane, że skinął głową na potwierdzenie zanim zastanowił się co tak naprawdę robi. Malfoy wszedł i opadł na siedzenie naprzeciwko niego. Uwadze Harry'ego nie umknęło, że nie ma on przy sobie swojego kufra.
- Nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek widział cię w szkole. Twoich włosów raczej nie da się przegapić w tłumie. Jesteś tu nowy? - pytania zadane bez zwyczajowego sarkazmu który nieustannie towarzyszył ich rozmową w przeszłości, sprawiło że zdobył się jedynie na ponowne przytaknięcie.
- Jestem Draco Malfoy, Slytherin, piąty rok. - z tymi słowami Malfoy wyciągnął do niego rękę na powitanie. To jeszcze bardziej nie pasowało mu do znanego zachowania Malfoy'a. - Wita się choć nawet nie wie czy przypadkiem nie jestem mugolakiem? Czyżbym aż tak zaciekawił go jako nowy uczeń który nie jest pierwszorocznym? - podejrzewając, że może mieć rację, po chwili wahania uścisnął jego dłoń. - I tak nie mam nic do stracenia. Po co robić sobie z niego wroga na samym wstępie?
- A ty, masz jakoś na imię? Odpowiesz mi wreszcie? - kolejne pytania zmusiły go do odłożenia książki i sięgnięcia po blok który również miał przy sobie. Otworzył go na pierwszej stronie i zakupionym na targu długopisem, naskrobał krótką informację aby ukrócić kilka kolejnych pytań:
Odpowiem. Nazywam się Antares Vane, też dołączę do piątego roku, choć jeszcze nie wiem w jakim domu będę. Nie mówię. - odwrócił blok tak aby Malfoy mógł przeczytać to co napisał.
- Ty nie... Przepraszam, nie spodziewałem się. Czy mogę spytać jak to się stało? Nie mówisz od urodzenia czy też...?
Jako dziecko zostałem zaatakowany. Nie chcę o tym opowiadać. - Tak dobrze wiedział, że im mniej będzie opowiadał o swoim "życiu" tym mniejsza szansa, że przypadkiem coś pomiesza w którejś z opowieści.
- W porządku nie będę pytał. Jesteś Vane, tak? Z tych Vaneów? Słyszałem, że twoja rodzina wyjechała za granicę.
Tak. Dopiero tego lata wróciłem z ojcem do kraju. Ojciec uznał, że zostaniemy przynajmniej na ten rok. To dlatego podejmuję naukę w Hogwarcie.
- Jak chcesz mogę cię wprowadzić. Pierwsze dni w Hogwarcie mogą być trudne, zwłaszcza, że nie będziesz pierwszorocznym.
Dziękuję. Pomoc na pewno się przyda. - Choć sam nie do końca wierzył w to co się dzieje, właśnie prowadził całkiem normalną rozmowę z Malfoy'em. - Gdyby ktoś zasugerował mi to w czerwcu, wyśmiałbym go.
- Jak myślisz, do którego domu trafisz? - po tych słowach, rozmowa zeszła na lżejsze tematy i wkrótce pochłonęła ich obu całkowicie. Ograniczenie wynikające z tego, że musiał zapisywać swoje odpowiedzi, przeszkadzało znacznie mniej niż się tego obawiał.
][ ][ ][
Nim się zorientował, godziny przeciekły mu przez palce. Przez całą podróż książki nie otworzył ani razu. Teraz pociąg zaczął zwalniać, a on ubrany w Hogwardzką szatę szykował się do opuszczenia przedziału. Spoglądając kontem oka na Draco który chwilę wcześniej przytaszczył swój kufer, a teraz robił dokładnie to samo co on, westchnął. Przez kilka ostatnich godzin dowiedział się o nim więcej niż przez poprzednie cztery lata nauki. Dziwnie się z tym czuł. Nie, wciąż nie zapomniał ich utarczek i tego jak wiele razy Draco zrobił im na złość. Nie zapomniał jak przez niego omal nie zabili hardodzioba, jak straszył go udając dementorów. Nie zapomniał niczego, ale jednocześnie czuł, że może dać mu szansę. Nie wiedział, czy będzie kiedykolwiek w stanie nazwać tego chłopaka przyjacielem, ale nie zamierzał wzbraniać się przed kolejnymi rozmowami z nim.
Już nie. Skoro okazało się, że dla własnych przyjaciół znaczę tak niewiele, to być może także w ocenie Malfoy'a się pomyliłem... Cóż, czas pokaże.
- Chodźmy. Powozy już pewnie czekają. - zgadzając się z Malfoy'em, podążył za nim w stronę jednego z wyjść. Chwilę później znaleźli się na zatłoczonym peronie. Rozejrzał się. Wszystko było takie jak pamiętał. No prawie wszystko. Czegoś mu brakowało, ale nie był w stanie uchwycić czego. W końcu, pociągnięty za rękę, pozwolił zaprowadzić się do jednego z powozów. Prawdę mówiąc nie był pewny czy nie powinien płynąć łódką razem z pierwszorocznymi, ale wolał uniknąć tej wątpliwej przyjemności. Było zimno a deszcz wciąż siąpił z nieba.
Najwyżej zwalę wszystko na Malfoy'a. W końcu nie muszę nic wiedzieć o tych przeklętych łodziach. - z tą myślą wsiadł do jednego z powozów, wdzięczny że nikt nie zdążył go przed tym powstrzymać. Nim ruszyli zrozumiał co mu nie pasowało. Na peronie nie dostrzegł Hagrida Pierwszorocznych zbierała profesor Sprout.
][ ][ ][
Im bliżej byli zamku, tym więcej obaw czuł. Wiele oddałby aby mieć już nadchodzącą ucztę za sobą. Wiedział, że znów znajdzie się na językach całej szkoły i nie napawało go to radością. Niestety miał bolesną świadomość tego, że jako nowy uczeń który nie jest jednym z pierwszorocznych, wywoła wielką sensację.
Zapewne będę zasypywany pytaniami przez kilka kolejnych dni. - już go bolała głowa na samą perspektywę takiego obrotu sprawy. Naprawdę chciałby tego uniknąć, ale podejrzewał, że będzie to niemożliwe. - Nie tym razem. - westchnął wiedząc, że zależeć też będzie to od tego, do jakiego domu właściwie trafi.
Jeśli znów wyląduję w Gryffindorze, to spokoju nie będę miał przynajmniej przez miesiąc. - Tak, wcale nie miał ochoty trafić do niego ponownie. - Tam niechybnie trafię do tego samego pokoju co Ron, a wolałbym tego uniknąć. - wciąż czuł niechęć do byłego przyjaciela, poza tym obawiał się mieszkania z nim jeszcze z jednego powodu. - On jest jedną z osób której najłatwiej będzie mnie zdemaskować. - Dlatego właśnie liczył na to, że uda mu się jakość uniknąć ponownego przydziału do gryfonów. - Tiara poprzednio chciała umieścić mnie w Slytherinie może więc... - urwał myśl. Wcale nie czuł się ślizgonem jednak podejrzewał, że byłaby to dla niego lepsza opcja niż trafienie do wieży pełnej dobrze go znających gryfonów.
- Jesteśmy. - ledwie słowa Draco dotarły do jego świadomości, powóz zatrzymał się z lekkim szarpnięciem.
Tak. Wróciłem.
][ ][ ][
Nie był pewien czy ma razem z Malfoy'em od razu skierować się do Wielkiej Sali, czy też raczej powinien poszukać któregoś z profesorów. Na szczęście jego dylemat rozwiązał się sam, bowiem w chwili gdy przekroczył próg drzwi wejściowych, usłyszał.
- Panie Vane, proszę do nas dołączyć. - podążając za Mcgonagall wsunął się do bocznej sali pełnej przemoczonych pierwszoroczniaków. Była to ta sama sala w której znalazł się, gdy trafił do Hogwartu po raz pierwszy. Tym razem jednak było inaczej. Zanim Mcgonagall zwróciła się do uczniów ze swoją tradycyjną przemową, usłyszał:
- Panie Vane, nazywam się Minerwa Mcgonagall, jestem wicedyrektorką Hogwartu. Za chwilę zostanie pan tak jak pozostali uczniowie przydzielony do jednego z domów. Jednakże po uczcie nie uda się pan wraz z prefektem do domu, lecz zgłosi się do mnie. Jest kilka spraw które musimy omówić. - przytaknął, na znak, że rozumie. Mcgonagall gestem wskazała mu by dołączył do reszty i rozpoczęła przemowę bardzo zbliżoną do tej którą kiedyś sam usłyszał:
- Witajcie w zamku Hogwart. Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie, wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym. W Hogwarcie funkcjonują cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to. do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za chwilę. Wykorzystajcie te kilka minut na zadbanie o to byście wyglądali jak najlepiej. - po tych słowach Mcgonagall wyszła zostawiając ich samych. Jak tylko wyszła, pomieszczenie wypełnił szum spanikowanych głosów.
- Jak wygląda ten cały przydział?
- Siostra opowiadała mi że musimy przejść test poziomu mocy. Podobno zbyt słabi zostają odesłani do domu.
- Ja słyszałam, że będziemy się między sobą pojedynkować.
- Ale ja nie znam jeszcze żadnych zaklęć! Jak mam walczyć?
- Mnie moja różdżka nawet nie chce dobrze słuchać!
Harry przysłuchujący się tym rozmową stanął nieco z boku. Owszem mógł uciszyć ich obawy i wyjawić jak naprawdę wygląda ceremonia, ale powstrzymał się. Wspominając własną panikę w czasie pierwszej wizyty w szkole, uznał, że nic im nie będzie.
W końcu to nieodzowna część tego dnia.
][ ][ ][
Mcgonagall tak jak zapowiedziała, zjawiła się po kilku minutach.
- Proszę stanąć w rzędzie i iść za mną. Panie Vane, proszę dołączyć do mnie. - zaskoczony nieco tym Harry, zbliżył się do profesor transmutacji i stanął koło niej. - Ruszamy. - Gdy przekraczał próg Wielkiej Sali czuł jak kolejne spojrzenia uczniów kierują się na niego. Starając się to ignorować, pozwolił wraz z resztą pierwszorocznych zaprowadzić się przed stół profesorski i ustawić przodem do uczniów. Nim się odwrócił na kilka sekund jego wzrok spotkał się z błękitnymi tęczówkami dyrektora, ten zaraz jednak zainteresował się pozostałymi uczniami. Tymczasem Mcgonagall ustawiła przed nimi stołek i ułożyła na nim Tiarę Przydziału. Odrywając wzrok od starego kapelusza, Harry ponownie rozejrzał się po sali, zastanawiając przy którym ze stołów przyjdzie mu dzisiaj usiąść. Dłuższą chwilę zatrzymał wzrok na stole gryfonów z którego śledziło go najwięcej spojrzeń i przełknął nerwowo ślinę. Naprawdę miał nadzieję, że nie znajdzie się ponownie w tym domu w którym spędził ostatnie cztery lata.
Dopiero gdy na środek sali wystąpiła Mcgonagall z długim zwojem pergaminu, zorientował się, że przez własne zamyślenie, przegapił tegoroczną piosenkę tiary przydziału. Tak, Ceremonia Przydziału właśnie się zaczynała.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku. Vane Antares. - ostatnim czego by się spodziewał to to, że jego imię zostanie wyczytane jako pierwsze. Z pewnością nie było to w zgodzie z kolejnością alfabetyczną. Gdy siadał na stołku uznał, że zostało to zrobione celowo. - Może to dlatego, że nie idę na pierwszy rok? Albo dlatego, że bali się, że im przypadkiem zemdleje na środku Wielkiej Sali - uznając, że druga opcja jest bardziej prawdopodobna, pozwolił aby tiara przysłoniła mu oczy.
Pan Vane tak? Czy aby na pewno? - cichy głosik tiary sprawił, że spiął się przypominając sobie, jak wiele ona jest w stanie zobaczyć. - Nie zdradź mnie - to była jego pierwsza myśl, gdy zorientował się, że właśnie został przejrzany.
Spokojnie, to czego się dowiem jest tylko moje. Twoje tajemnice są u mnie bezpieczne, panie Potter,a może powinnam powiedzieć Arawn? Tak, to też widzę. Dziwię się jednak, że nie dostrzegłam tego w czasie naszej rozmowy przed czterema laty. Być może zaklęcia rzucone na mnie powoli zaczynają szwankować... No ale patrząc na to kim jesteś, oczywiste już jest dla mnie to, gdzie powinnam cię przydzielić...
Nie umieszczaj mnie ponownie w Gryffindorze, proszę... - zaczął, a tiara zaraz mu przerwała. - W Gryffindorze? Nie mój drogi, ty nigdy nie byłeś gryfonem. Powinnam cię przeprosić za umieszczenie cię tam na tyle lat. Nie drugi raz nie popełnię tego samego błędu, umieszczę cię tam gdzie zawsze było twoje miejsce...
Czyli jednak będę ślizgonem - westchnął godząc się z tym. W tej samej chwili szef na tiarze rozchylił się i rozległ się okrzyk:
- RAVENCLAW!
][ ][ ][
Zsuwając tiarę z głowy, wstał i niemal automatycznie skierował się w stronę wiwatującego stołu krukonów. Siadając pomiędzy starszymi uczniami którzy zrobili mu miejsce, wciąż był oszołomiony. Ledwie zauważył, że Mcgonagall podjęła dalej przydzielanie uczniów. - Ravenclaw? Ze wszystkich domów akurat Ravenclaw? Przecież ja nie nadaję się na krukona! - westchnął, powracając do usłyszanych słów tiary: Nie, drugi raz nie popełnię tego samego błędu, umieszczę cię tam gdzie zawsze było twoje miejsce... - w miarę jak się uspokajał ich sens w pełni do niego docierał. - Tu zawsze było moje miejsce? Zaraz, zaraz, czy to znaczy, że jako Avis byłem krukonem?! - westchnął ponownie akceptując, że wszystko właśnie na to wskazuje. - Niech cię Voldemort! Szkoda, że nawet nie zająknąłeś się o tym. - niespodziewane puknięcie w ramię, przywróciło go do rzeczywistości. Zamrugał odwracając się do siedzącego po swojej lewej stronie chłopaka.
- Hej, w porządku? Chyba odpłynąłeś. - gdy dał znać, że nic mu nie jest, chłopak odezwał się ponownie. - Nazywasz się Antares, tak? Ja jestem Michael Corner. Pytałem na którym roku jesteś. Nie co dzień mamy tu przeniesionych uczniów. - zasypany lawiną pytań, wyciągnął blok i naskrobał odpowiedź.
Nazywam się Antares Vane. Dołączyłem do piątego roku. - przesunął blok tak, aby siedzący obok chłopak mógł odczytać informację. Sam zaś zaczął zastanawiać się skąd tego chłopaka zna. Owszem, wiedział, że przez ostatnie lata musiał widzieć go już wielokrotnie, ale to imię coś mu mówiło, nie potrafił jednak chwilowo nigdzie go umiejscowić.
- Czyli jesteśmy na tym samym roku. Ten chłopak na przeciwko to Terry Boot, a obok niego siedzi Anthony Goldstein. Oni również są na piątym roku. W jakiej szkole się wcześniej uczyłeś? - to mówiąc Michael ponownie podsunął mu blok. Harry nieco zaskoczony tym, że żaden nie pyta dlaczego pisze, a nie odpowiada normalnie, sięgnął po długopis aby im odpowiedzieć.
Nie chodziłem do żadnej szkoły. Uczyłem się w domu. Od dziecka jestem chory i wcześniej nie mogłem pozwolić sobie na pójście do normalnej szkoły. - Przywołując w pamięci jeden z ustalonych z Voldemortem faktów, dodał: Niedawno wróciłem do kraju. Z moim zdrowiem jest trochę lepiej, ubłagałem więc ojca żeby puścił mnie w tym roku do Hogwartu.
- Rozumiem. Fajnie, że do nas dołączyłeś. Jak chcesz możemy wszystko ci pokazać. Hogwart jest ogromnym zamkiem i bardzo łatwo się w nim zagubić. - Po raz kolejny tego dnia słysząc bardzo podobne słowa, odwrócił się w stronę stołu ślizgonów aby odszukać wzrokiem Draco, który jeszcze niedawno złożył mu tą samą propozycję. Owszem, teraz wylądowali w zupełnie innych domach, ale nie zamierzał na to patrzeć. Zbyt wiele razy widział już skutki tego rodzaju uprzedzeń, aby miał na nie ponownie pozwolić. Gdy chwilę później jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem ślizgona, ten uśmiechnął się do niego. Odpowiedział mu tym samym.
][ ][ ][
Uczta Powitalna powoli dobiegała końca. Ostatnie desery znikły i zza stołu profesorskiego, podniósł się dyrektor. Odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę sennych już uczniów, a gdy wszystkie twarze obróciły się w jego kierunku, zaczął tradycyjną przemowę:
- Wierzę, że wasze brzuchy napełniły się już po brzegi tymi wszystkimi pysznościami, pozwólcie więc, że jak na początku każdego roku, wspomnę o kilku sprawach. Przede wszystkim pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do lasu na końcu błoni jest zakazany... zresztą powinno o tym wiedzieć również kilku starszych uczniów. - przy tych słowach wzrok dyrektora przesunął się po stole Gryffindoru. - Pan Filch, nasz woźny, prosił mnie żebym, jak powiedział, po raz czterysta sześćdziesiąty drugi przypomniał wam, że między lekcjami na korytarzach nie wolno wam używać czarów. To nie jedyne rzeczy których nie wolno robić na korytarzach, ich pełna lista wywieszona jest na drzwiach biura pana Filcha. Mamy też pewne zmiany w gronie nauczycielskim. Miło mi powitać ponownie profesor Grubbly-Plank, która będzie prowadziła lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami. Mam również zaszczyt przedstawić wam panią profesor Umbridge, która w tym roku będzie prowadziła obronę przed czarną magią. Poza tym, sprawdziany do drużyn quiditcha... - Dumbledore niespodziewanie przerwał gdy profesor Umbridge podniosła się dając znać, że chce coś powiedzieć.
Gdy tylko dyrektor usiał, przez salę przeszedł szmer. Harry dobrze znał jego powód. W ciągu całej jego nauki w Hogwarcie to był pierwszy raz gdy któryś z profesorów przerwał przemowę Dumbledore'a.
- Dziękuję dyrektorze za tak uprzejme słowa powitania. - piskliwy głos Umbridge sprawił, że na sali ponownie zapadła cisza. - Muszę wyznać, że to cudownie znaleźć się znowu w Hogwarcie. Ministerstwo Magii zawsze uważało, że edukacja młodych czarownic i czarodziejów ma wyjątkowe znaczenie. Rzadkie zdolności, z jakimi się urodziliście, mogą się zmarnować jeśli nie będą utrwalane i rozwijane w procesie nauczania. Bezcenne dziedzictwo wiedzy magicznej, nagromadzone przez naszych przodków, musi być pilnie strzeżone i wzbogacane przez tych których nazywamy szlachetnym mianem nauczycieli. - Przysłuchując się przemowie, Harry po raz kolejny rozejrzał się po sali. Nie dało się nie zauważyć, że wielu uczniów zupełnie straciło zainteresowanie tym co Umbridge ma im do powiedzenia. Tymczasem ta mówiła dalej i nic nie wskazywało na to, aby miała prędko skończyć:
- Każdy dyrektor Hogwartu wniósł coś nowego do tego ciężkiego obowiązku jakim jest zarządzanie tą historyczną uczelnią. Pamiętajmy, że brak postępu oznaczałby stagnację i rozpad. Jednakże nie zapominajmy, że niektóre tradycje nie znoszą żadnych przy nich manipulacji. Ministerstwo od wieków stoi na straży tradycji, spróbujmy więc posłuchać jego głosu rozsądku...- z każdą kolejną minutą Harry czuł, że ma coraz większy problem ze skupieniem się na jej słowach. Potrząsnął głową chcąc choć trochę odegnać ogarniające go otępienie.
- Wkroczmy razem w nową erę otwarci i gotowi na zmiany. Zmiany nie tylko w funkcjonowaniu tej szlachetnej placówki, ale i zmiany w nas samych. Doskonalmy to co powinno zostać udoskonalone i wypleniajmy praktyki które powinny zostać zakazane. Sprawmy aby ta szkoła świeciła tak jasnym blaskiem jak powinna. Dziękuję. - Umbidge umilkła i ponownie zajęła swoje miejsce.
Czy Knot próbuje przejąć władzę w szkole? - nie znał się na polityce, ale to była jego pierwsza myśl po usłyszeniu tego rodzaju przemowy. Jakby na potwierdzenie jego podejrzeń, usłyszał bardzo podobne słowa z ust siedzącego obok Michaela.
- Wygląda na to, że Knot stara się ukrócić władzę Dumbledore'a. Dotąd nigdy Ministerstwo nie mieszało się w sprawy szkoły, ciekawe co się zmieniło? - sam również się nad tym zastanawiając, wstał. Podejrzewał, że Mcgonagall też zaraz wyjdzie, zamierzał więc poczekać na nią przy drzwiach.
][ ][ ][
Profesor zaprowadziła go do swojego gabinetu. Zamknął za sobą drzwi i posłusznie zajął wskazane miejsce przed biurkiem. Ciekaw był o czym właściwie chciała z nim rozmawiać, zwłaszcza, że teraz to nie ona była jego opiekunem domu.
- Panie Vane, pański ojciec poinformował nas o pana sytuacji dlatego wspólnie z dyrektorem zdecydowaliśmy się na podjęcie kilku środków zapobiegawczych. Pański stan zdrowia pozostawia wiele do życzenia, nie będzie więc pan mieszkał wraz z resztą uczniów w dormitoriach. Otrzyma pan prywatne kwatery znajdujące się tuż obok szkolnego Skrzydła Szpitalnego. Tak będzie dla pana najbezpieczniej. - słysząc to przytaknął na zgodę, Perspektywa otrzymania własnych kwater sprawiła, że musiał się bardzo wysilić aby powstrzymać cisnący się na usta uśmiech. - Własne pokoje rozwiązują wiele problemów.
- Ponadto w razie zmęczenia lub złego samopoczucia będzie miał pan prawo do opuszczenia lekcji. Oczywiście będzie pana obowiązywało nadrobienie materiału. - gdy ponownie się zgodził, Mcgonagall dodała. - Za chwilę zaprowadzę pana do pokoju, zanim jednak pójdziemy, mam jeszcze dla pana plan zajęć. Powinien pan otrzymać go jutro, podobnie jak reszta uczniów, jednak ze względu na modyfikacje jakich dokonałam, uznałam, że lepiej aby otrzymał go pan teraz. - Modyfikacje? - Nie bardzo wiedział o co chodzi. Chciał spojrzeć w pergamin który wyciągnęła w jego stronę, ale nim zdążył, Mcgonagall sama udzieliła mu odpowiedzi.
- Po konsultacji z pańskim ojcem ustaliłam, że poza podstawowymi przedmiotami, podejmie pan także Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami oraz Starożytne Runy. - Runy? Na samą myśl o tym, jego oczy rozszerzyły się w szoku - Jak mam pójść na runy skoro nigdy się ich nie uczyłem? Niech cię cholera Voldemort! Przecież dobrze wiedziałeś w jakich przedmiotach dotąd uczetniczyłem!
- Proszę nie robić takiej przerażonej miny, panie Vane. Pański ojciec zaznaczył, że nigdy wcześniej nie uczył się pan run, jednak nalegał aby to na ten przedmiot pan uczęszczał. Ustaliłam wszystko z profesor Babbling która prowadzi ten przedmiot i został pan wciągnięty do grupy trzeciorocznych. Wraz z nimi zacznie pan naukę od podstaw. Profesor Babbling udzieli panu również prywatnych korepetycji. Z czasem, w miarę postępów będzie miał pan szansę na dołączenie do starszego rocznika. - Nie oponował już więcej choć czuł, że będzie musiał przeprowadzić rozmowę z Voldemortem. Poważną rozmowę. - Cholera! Wmanewrowałeś mnie w to wszystko bez spytania o moje zdanie!
- W porządku. Skoro te kwestie mamy już ustalone, zapraszam panie Vane. Pokażę panu, gdzie będzie pan spał. - słysząc to wciąż oszołomiony nowymi informacjami, podniósł się i chwilę później, wraz z profesor, opuścił gabinet.
][ ][ ][
- Po dłuższym namyśle, słowa pisane przez Harry'ego zdecydowałam się zapisywać pogrubioną czcionką. Pochyłą są myśli i musiałam to jakoś rozdzielić. Sądzę, że to rozwiązanie będzie najlepsze.
- Przemowa Mcgonagall w rzeczywistości jest dosłownie taka jaką Harry kiedyś słyszał - została przeze mnie zaczerpnięta z kanonu, z pierwszej książki z serii hp - Harry Potter i Kamień Filozoficzny.
- Przemowa Dumbledore'a oraz przemowa Umbridge z drobnymi modyfikacjami zostały zaczerpnięte z piątego tomu serii hp - Harry Potter i Zakon Feniksa.
- Michael Corner - postać zaczerpnięta z kanonu, podobnie jak Terry Boot i Anthony Goldstein - cała trójka to piąto-roczni krukoni. Michael w czasie Balu Bożonarodzeniowego pojawił się razem z Ginny Weasley, stąd Harry go kojarzy. W oryginale cała trójka była członkami Gwardii Dumbledore, jednak w moim tekście mamy dopiero piąty rok więc taka gwardia nigdy nie powstała.
Tak, tak RAVENCLAW :)
][ ][ ][
Koniec Rozdziału 28
