Tak, tak, miałam melodię do pisania i ten rozdział poszedł praktycznie ciągiem razem z poprzednim. Niestety ferie się skończyły, zaczęła się praca i chodzenie na uczelnię... Tym samym, czasu na pisanie więc znów będzie mniej. Na szczęście do kolejnej sesji egzaminacyjnej jeszcze kilka ładnych miesięcy więc jest szansa na kolejne części.

Grimuś - na Kenjego będzie trzeba jeszcze troszkę poczekać, za to zbliża się konfrontacja Aviś – Seviś, i to całkiem niedługo, ale o tym jeszcze szaaa. Voldemort w odwiedzinach u Avisia? O tym jeszcze nie myślałam, jak zwykle podsyłasz mojej wyobraźni dziwne pomysły które ona z chęcią realizuje...

Dangemag - to prawda, mi Ravenclaw też pasował do Avisa, odkąd ta "postać" pojawiła się w mojej wyobraźni, widziałam go jako krukona. Co do kwestii pisania w bloku... zastanawiałam się nad magicznym rozwiązaniem, ale w sumie skojarzył mi się Moody który nie miał jakiegoś super wynalazku, a zwykłą drewnianą nogę, Harry, Dumbledore, którzy w kanonie chodzili w zwykłych okularach, a nie jakiś nie wiadomo jakich wynalazkach... dlatego ostatecznie zdecydowałam się na najprostsze rozwiązanie.

agata1 - też myślę, że Ravenclaw daje wiele nowych możliwości, a zarazem trochę spokoju dla Harry'ego.

Zapraszam do czytania i komentowania.

][ ][ ][

Rozdział 29

Nie ma to jak szkolna rutyna

][ ][ ][

Słońce dopiero wyłoniło się zza horyzontu i miał jeszcze trochę czasu do śniadania, jednak nie spał już od ponad godziny. Zdążył się wykąpać i ubrać w szkolny mundurek, a teraz siedział pisząc list do Voldemorta. Po namyśle wspólnie uznali, że to będzie najbezpieczniejszy sposób komunikacji. Przynajmniej na razie. List zamierzał wysłać przez skrzatkę. Skrzacia magia była praktycznie niewykrywalna w miejscach tak ich pełnym, jak to. Sam zapewne nigdy nie wpadłby na takie rozwiązanie, ale Czarny Pan uświadomił mu, że jako pan skrzata, może wezwać go nawet na dużą odległość. Zaskoczyło go to. Nigdy wcześniej nie słyszał o tym, ale podejrzewał, że nie jest to coś o czym mówi się głośno. Jednakże okazało się, że przy relacji pan - sługa nie miały znaczenia ani odległości, ani nałożone na dane miejsce bariery.

Zresztą pewnie i tak nikomu nie przyjdzie nawet na myśl, że posiadam własnego skrzata. Przecież oficjalnie wciąż jestem nieletni... To także ma swoje zalety. - przebiegło mu przez myśl, gdy dopisywał ostatnie zdanie. W końcu odłożył zakupiony niedawno długopis, przeciągnął się, przeglądając wiadomość:

vvv

Szkoda, że nie poinformowałeś mnie o tym w jakim domu byłem, Voldemort. Gdybym wiedział, to być może nie dałbym się tak zaskoczyć na ceremonii przydziału... Coś czuję, że nie było to zwykłe przeoczenie, nie mylę się, prawda? W sumie teraz to już mało istotne, powiedz mi tylko czemu do cholery wmanewrowałeś mnie w lekcje Starożytnych Run?!

Bawisz się mną?

Rozmawialiśmy na temat przedmiotów! Dobrze wiedziałeś, że w życiu się nie uczyłem run. Wiesz, że będę musiał chodzić na lekcje z trzecim rokiem? Miałem nie zwracać na siebie uwagi! Niech Cię cholera!

Tak poza tym, nie mieszkam razem zresztą krukonów. Otrzymałem prywatne kwatery. Podobno uznali,że tak będzie bezpieczniej przy moim stanie zdrowia. Teraz mieszkam tuż przy Skrzydle Szpitalnym, na wypadek gdyby coś się działo. Wiele rzeczy mi to ułatwia, ale zastanawiam się jakie czary zostały nałożone na te pokoje. Nie wierzę, że nie ma tu zaklęć monitorujących. W przeciwnym razie jak niby zorientują się, że coś jest nie tak?

Wiesz może jak mogę to sprawdzić? Wolałbym wiedzieć co jest rzucone na pokój w którym przebywam. Nie chciałbym nagle zorientować się, że ktoś wie zbyt wiele o tym, co się w nim dzieje.

AA

vvv

Ostatecznie zdecydował się podpisać list swoimi prawdziwymi inicjałami. Prawdę mówiąc małe były szanse na to, że ktoś zdoła przechwycić ten list, ale i tak wolał się zabezpieczyć. W najgorszym wypadku, gdyby ta kartka trafiła w niepowołane ręce,to będzie mało prawdopodobne, że ktoś powiąże ten list, akurat ze mną. - z tą myślą, złożył kartkę.

Cytrynka.- pomyślał, a Skrzatka pojawiła się niemal natychmiast.

- Pan wzywać? - Harry spojrzał na nią podejrzliwie. Coś mu tu nie pasowało. Gdy rozmawiał z Voldemortem o takim sposobie komunikacji, dowiedział się, że może wezwać skrzatkę, jednak musi pamiętać, że minie kilka minut nim ona się zjawi. Tak, w tym przypadku, odległość w jakiej od niego była, pozostawała nie bez znaczenia.

Dlaczego nie zostałaś w posiadłości? - zapytał w myślach, dodając dwa do dwóch, a oczy uważnie obserwującej go skrzatki, zrobiły się jeszcze większe.

- Skąd Pan Avis wie? - słysząc to Harry, westchnął.

Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem Aviem. Nie dopóki jestem tutaj. Na terenie Hogwartu możesz zwracać się do mnie tylko Antares. Nie zapominaj. Nigdy o tym nie zapominaj. Może mnie to kosztować życie. - ponownie pomyślało tym co chciał jej przekazać. Porozumiewanie się w ten sposób było dla niego nieco dziwne, ale przynajmniej było skuteczne. Tak, skrzacia magia dawała wiele możliwości.

- Cytrynka nie zapomni Panie Antares!. Cytrynka nie zapomni! - słysząc piskliwą odpowiedz, Harry dodał cicho:

Co do twojego przybycia... Wiem, że przybyłaś ze mną do zamku, ponieważ pojawiłaś się od razu po moim wezwaniu. Gdybyś pozostała tam gdzie ci kazałem, minęło by przynajmniej kilka minut pomiędzy wezwaniem, a twoim przybyciem. - skrzatka po jego słowach spuściła głowę. Harry westchnął ponownie zrezygnowany.

Nawet mój własny skrzat ignoruje moje polecenia... Niech będzie, możesz zostać ze mną w szkole. Zresztą podejrzewam, że mój ponowny zakaz i tak na nic się nie zda, prawda? - skrzatka nie odpowiedziała, zamiast tego zaczęła miętosić w swojej łapce skraj czarnej sukienki, którą miała na sobie.

Nie chcę żeby któryś z profesorów dowiedział się o twojej obecności, a już zwłaszcza Albus Dumbledore. Jeśli ktoś odkryje, że tu jesteś, będę miał kłopoty.

- Nie dowiedzieć się. Nikt się nie dowiedzieć!

Dobrze. - Harry wyciągnął w jej stronę list. - Wiesz komu masz to zanieść, prawda?

- Tak Panie Antares!

Idź więc.

][ ][ ][

Do jadalni dotarł jako jeden z pierwszych. Przy stole krukonów siedziało dwoje starszych uczniów, wyglądających mu na siódmo-rocznych. Dostrzegł też trójkę ślizgonów i jednego puchona. Gryffonów nie było żadnych. Nie zaskoczyło go to. Dobrze pamiętał, że żaden z nich, nie był rannym ptaszkiem.

Usiadł w pewnym oddaleniu od reszty i rozejrzał się po stole, zastanawiają co zjeść. Właściwie to zastanawiał się, co z dostępnych tu rzeczy nadaje się dla niego do zjedzenia. Tak, dieta którą w czasie wakacji zalecił mu Kastor, wyeliminowała wiele rzeczy z jego repertuaru. Jedną z nich były soki, w tym sok z dyni. Westchnął zastanawiając się czego ma w taki razie się napić. Na śniadaniu zawsze jest sok z dyni... na kolacji też. Wczoraj była uczta, więc miałem jakiś wybór, a teraz co? Kastor by mnie pewnie zabił jakby odkrył, że nie przestrzegam jego diety. - jęknął. Cóż, będę musiał spróbować porozmawiać ze skrzatami. - z tą myślą nalał sobie sok do pucharu i sięgnął po tosta.

Nim pozostali uczniowie zaczęli się schodzić, zdążył skończyć posiłek. Gdy Michael przysiadł się i sięgnął po chleb, wyciągnął z kieszeni plan, aby mu się przyjrzeć. Wczoraj był tak rozeźlony przez numer który odwinął mu Czarny Pan, że nie bardzo skupił się na tym, co kiedy ma. Zerknął na dzisiejszy dzień i z trudem powstrzymał jęk. Rano miał transmutację i obronę, a po obiedzie czekały go dwie godziny eliksirów. Za jakie grzechy? Czym zawiniłem, że czeka mnie przyjemne popołudnie ze Snape'm już pierwszego dnia? Nawet jeśli nie jestem już dłużej Harrym nie sądzę, żeby coś się miało na przeklętych eliksirach zmienić.

- Pierwsza jest Transmutacja, prawda? - Michael zwrócił się do niego, wyrywając go z zamyślenia. Harry przytaknął mu na potwierdzenie.

- Transmutacja jest w porządku. McGonagall jest dość surowa i dużo wymaga, ale wie o czym mówi. Jeśli słuchasz uważnie, jesteś w stanie wiele się nauczyć, a czasem można nawet uniknąć pracy domowej. - zgodził się z tym, dobrze wiedząc o czym Michael mówi. Tymczasem do rozmowy wtrącił się właśnie dosiadający do nich Terry.

- Tak, McGonagall nie jest taka zła, ale zastanawia mnie późniejsza obrona przed czarną magią. Jakoś nie mam przekonania do umiejętności tego Różowego Pączka. - Harry parsknął we własny sok. Siedzący obok niego Michael jawnie się roześmiał. Terry wyszczerzył się i sięgnął po zimne tosty.

Różowy Pączek. To trzeba zapamiętać. Wciąż uśmiechnięty Harry sięgnął po blok i naskrobał na wolnym kawałku: Nie wyobrażam jej sobie w pojedynku. Czasem pozory mogą mylić, ale obawiam się, że w tym przypadku... - nie dokończył, nim zdążył, czytający mu przez ramię Michael, zrobił to za niego:

- Tak, w tym przypadku ciężko powiedzieć, o ukrytych zdolnościach. Zwłaszcza, że przysłało ją Ministerstwo. - żaden z nich nie powiedział już nic więcej.

Zrobiło się późno. Zebrali się i opuścili Wielką Salę. Zaraz miała zacząć się transmutacja. Harry idący z nimi musiał wciąż sobie powtarzać, żeby trzymać się lekko z tyłu. W końcu nie znał przecież Hogwartu. Może nawet powinienem się w nim kilka razy zgubić? - z tą myślą, wszedł do dobrze sobie znanej sali zajmowanej przez profesor McGonagall.

][ ][ ][

W środku znaleźli się jako jedni z pierwszych, dlatego dopiero po kilku minutach, Harry zorientował się, że zajęcia będą mieli razem z Gryffonami. Zaskoczyło go to. Dobrze pamiętał, że do tej pory puchoni mieli wszystkie lekcje z krukonami, a gryfoni ze ślizgonami. Co się zmieniło? - zamyślił się, nie było mu jednak dane długo się nad tym zastanawiać. Gdy tylko McGonagall pojawiła się w sali, rozpoczęła lekcję.

- Przed wami najcięższy rok nauki. Od tego jak zdacie Sumy zależy jakie będziecie mogli podjąć przedmioty w przyszłym roku. Pamiętajcie, że po sumach czekają was owutemy które zaważą na waszej przyszłej karierze zawodowej. Pomyślcie o tym już teraz. Jeśli pragniecie wykonywać wymarzony przez was zawód, nadeszła pora aby zabrać się do pracy. Nie zdacie żadnego suma, bez poważnego przyłożenia się do nauki, bez mnóstwa ćwiczeń i bez rzetelnej wiedzy. Nie widzę jednak powodu by ktokolwiek z tej klasy nie zaliczył suma z transmutacji, jeśli przyłoży się do pracy. Wciąż jest czas, aby nadrobić zaległości. - Harry odwrócił się lekko. gdy siedzący niedaleko Neville prychnął cicho, z niepowierzeniem.

- Tak panie Longbottom. Pan także, brakuje panu tylko wiary w siebie. No więc dzisiaj zaczniemy przerabiać zaklęcia powodujące znikanie. Są łatwiejsze od zaklęć powodujących pojawianie się, które poznacie dopiero na poziomie owutemów, ale i tak należą do najtrudniejszych czarów, jakich wam przyjdzie dokonać podczas suma. - Przez kolejne piętnaście minut McGonagall tłumaczyła właściwą inkantację zaklęcia oraz ruch różdżki. Po tym czasie rozdała wszystkim ślimaki i kazała zabrać się do pracy. Harry również pochylił się nad swoją ławką, nim jednak miał szansę zrobić cokolwiek, usłyszał:

- Panie Vane, zapraszam do mnie. - Gdy podchodził do burka, czuł na sobie, śledzące go spojrzenia. Starając się je zignorować, stanął przed McGonagall, ciekaw, po co go wezwała. Nie było szans, żeby zdążył coś przeskrobać.

- Panie Vane nie co dzień dołącza do nas uczeń nie będący pierwszorocznym. Poinformowano mnie, że choć ma pan szesnaście lat, ze względu na stan zdrowia, nieco później zaczął pan naukę. Podobno ma pan opanowany materiał do czwartego roku. Czy to prawda? - przytaknął przypominając sobie co ustalili z Voldemortem, zaś McGonagall mówiła dalej. - W takim razie chciałabym przeprowadzić mały test. - Test? - Harry przełknął nerwowo ślinę. Nie chciał być testowany, na pewno nie na oczach całej klasy.

- Spokojnie panie Vane, proszę nie robić takiej przerażonej miny. To nie żaden egzamin .Po prostu muszę sprawdzić jak pan sobie radzi z rzucaniem zaklęć. Używanie magii niewerbalne nie jest łatwe, rzucenie czaru bez słów wymaga olbrzymiego skupienia. Więc dobrze, czy jest pan gotowy? - gdy przytaknął ponownie, nieco zrezygnowany, usłyszał.

- W takim razie może zaczniemy od czegoś łatwego, proszę mi na początek zmienić zapałkę w igłę. - Harry bez trudu rozpoznał to zaklęcie. Był to czar którego uczyli się na pierwszej lekcji transmutacji. - westchnął po raz kolejny. - To będzie długi dzień.

][ ][ ][

Kiedy wreszcie dane mu było opuścić salę transmutacji, był tak zmęczony, że miał ochotę zakopać się już tylko pod kołdrę i pójść spać. Niestety dzień dopiero się zaczynał. McGonagall przetrzymała go przy biurku niemal przez całą lekcję. Niby go nie egzaminowała i właściwie podawała każdą inkantację którą miał powtórzyć, ale i tak przerobili większość zaklęć z ostatnich czterech lat nauki. Miał tylko nadzieję, że pozostali profesorowie nie będą mieli podobnych pomysłów.

- Żyjesz? - zapytał Terry, zbliżający się właśnie do niego. Gdy na niego spojrzał w odpowiedzi, ten roześmiał się. - Ja też bym nie żył. Wybacz, ale cieszę się,że nie byłem na twoim miejscu. - słysząc to, Harry po prostu się uśmiechnął.

- Chodźcie, zaraz zaczyna się obrona. - Anthony będący już w połowie korytarza popędził ich. Dogonili go i całą czwórką ruszyli na kolejne zajęcia.

][ ][ ][

Przekraczając próg sali do obrony, zatrzymał się przy wejściu, dopiero po kilku sekundach zdobywając się na wsunięcie do środka. Jak szybko zauważył, nie on jeden miał taką reakcję. Sala od obrony w niczym nie przypominała sali którą znał z czterech ostatnich lat nauki w Hogwarcie. Jego zdaniem ostatnią rzeczą której można by było nauczać w tej klasie, była obrona.

Podłogę sali pokrywał różowy dywan, jedynie o odcień ciemniejszy od firanek zdobiących teraz wysokie okna. Stare ławki zostały teraz zastąpione pojedynczymi stolikami, zmuszających ich do tego aby każdy usiadł indywidualnie. Sala również wydawała się znacznie mniejsza niż to Harry zapamiętał. Miejsce wykorzystywane zwykle do demonstracji zaklęć i pojedynków, zniknęło całkowicie.

- Co to ma być? - Harry aż odwrócił się, słysząc komentarz Malfoy'a. - Czyli obronę mamy ze ślizgonami? - pomyślał i upewnił się, widząc kolejnych uczniów Slytherinu wsuwających się do sali. Jak tylko ostatni uczniowie zajęli swoje miejsca, do sali weszła Umbridge, ubrana w kolejny różowy sweterek i równie różową spódnicę za kolano.

- A więc dzień dobry! - powiedziała na powitanie. Kila osób odpowiedziało „dzień dobry", a Umbidge zacmokała z niesmakiem.

- Ojojoj... Coś wam nie wyszło, prawda? Więc bardzo proszę powtórzyć: „Dzień dobry, pani profesor Umbridge". Jeszcze raz. Dzień dobry!

- Dzień dobry, pani profesor Umbridge - zaśpiewała chórem klasa.

- No widzicie, wcale nie było to takie trudne, prawda? A teraz proszę schować różdżki i wyjął pióra. Wiele osób wymieniło ze sobą spojrzenia. Harry też zerknął na siedzącego niedaleko Michaela. - Schować różdżki na obronie przed czarną magią? - to zupełnie nie pasowało do tego, czego powinni uczyć się na tym przedmiocie.

- W takim razie możemy zaczynać, prawda?- Profesor Umbridge sięgnęła po swoją torebkę i wyjęła z niej wyjątkowo krótką różdżkę, a następnie stuknęła nią w tablicę, na której pojawiły się słowa: Obrona przed czarną magią. Powrót do podstawowych zasad. - ponownie odwróciła się w ich stronę:

- Wasze dotychczasowe lekcje nie były wzorem systematyczności, prawda? Wciąż zmieniano wam nauczycieli. Chyba co roku mieliście nowego, prawda? W dodatku wielu z nich nie stosowało się do programu zaleconego przez ministerstwo. Ta sytuacja przyczyniła się do tego, że poziom waszej wiedzy daleki jest od tego jakiego należałoby oczekiwać po uczniach w roku zaliczeń Standardowych Umiejętności Magicznych... Nie martwcie się jednak, te błędy zostaną w tym roku naprawione. Zadbam o to. Wierzę, że każde z was posiada Teorię Magii Obronnej Wilberta Slinkharda? - stłumiony pomruk od strony klasy potwierdził to, jednak Umbridge zacmokała:

- Ojojoj... chyba musimy spróbować jeszcze raz. Kiedy zadaję wam jakieś pytanie, oczekuję od was odpowiedzi: "Tak pani profesor Umbridge" albo "Nie, pani profesor Umbridge", zrozumiano? Czyli jeszcze raz, czy każde z was ma swój podręcznik?

- Tak pani profesor Umbridge. - w tym momencie Harry był wdzięczny za to, że nie może mówić. Umbridge traktowała ich jak pięciolatków. Sięgając do torby po podręcznik, Harry rozejrzał się. Tak jak podejrzewał, nie tylko jemu ta lekcja już się nie podobała.

- Proszę otworzyć książki na stronie piątej i przeczytać rozdział pierwszy zatytułowany: Uwagi dla początkujących. N koniec lekcji oczekuję, od każdego z was streszczenia rozdziału, przynajmniej na rolkę pergaminu. Proszę również zapamiętać, że tak będą wyglądały również nasze przyszłe lekcje, mam więc nadzieję, że nie będę musiała się powtarzać. - Uwadze Harry'ego nie uszło to, że Umbridge nie wspomniała nic o praktycznym ćwiczeniu zaklęć. Jak się okazało, nie tylko on to zauważył. Nim zdążył otworzyć podręcznik, w sali rozległ się głos Malfoy'a.

- Co z ćwiczeniami?

- Z ćwiczeniami? Nie rozumiem pytania, panie..?

- Draco Malfoy. Pytałem kiedy będziemy ćwiczyć zaklęcia.

- Ćwiczyć zaklęcia? Na moich lekcjach nie będziecie korzystać z różdżek. Nie widzę takiej potrzeby. Zapoznanie się z teorią w zupełności wystarczy.

- Czyli nie będziemy ćwiczyć? To jak mamy przygotować się do sumów? - tym razem odezwał się jeden z krukonów. Harry nie kojarzył jednak jego imienia.

- Jestem pewna, że jeśli dobrze przyłożycie się do teorii, nie będziecie mieć problemów z rzuceniem zaklęć w ściśle kontrolowanych warunkach egzaminacyjnych. Proszę się o to nie martwić.

- Ale...

- Dosyć pytań. Proszę zabrać się do pracy! - po tym ostrzeżeniu, na sali ponownie zapadła cisza. Harry słyszał szelest przewracanych kartek, ale sam nie otworzył książki. Nie będziemy ćwiczyć zaklęć? Żadnych? To najnowszy pomysł ministerstwa? Chcą sprawić żeby dzieci w ogóle nie potrafiły się bronić? A co z pierwszym rokiem? Czy oni nie będą się nawet uczyli podstaw? Przecież jedenastolatek często nawet nie wie jak poprawnie utrzymać różdżkę! - pokręcił głową. To naprawdę było absurdalne. Zgodziłeś się na coś takiego Dumbledore? I ty śmiesz nazywać siebie dyrektorem? - westchnął, widząc, że inni zajęci są czytaniem, sam w końcu także otworzył podręcznik. W czasie wakacji przejrzał część książek, jednak do obrony nie zdążył zajrzeć. Zresztą z nią nigdy nie miał problemów i w tamtym czasie uznał, że lepiej wyjdzie zaczynając od innych przedmiotów. Teraz przewrócił kartkę otwierając na wskazanym rozdziale i zagłębił się w tekst:

vvv

Uwagi dla początkujących

Obrona przed czarną magią ma na celu przybliżenie wam możliwych sposobów obrony przed ciemnymi mocami. Uczyć się będziecie tego jakie mroczne stworzenia możemy spotkać w świecie. Poznacie także czary obronne które w wyjątkowych, niebezpiecznych sytuacjach mogą wam uratować życie.

Jednakże zanim przejdziemy do tego rodzaju zaklęć musimy powrócić do samego początku. Magia czarodzieja wywodzi się z jego wnętrza i dzięki różdżce umożliwia mu rzucanie zaklęć. Sposób trzymania różdżki jest bardzo istotny. Od niego zależy powodzenie rzucenia wszelkich zaklęć, tych najprostszych i tych skomplikowanych. Skupmy się więc teraz na tym w jaki sposób należy prawidłowo trzymać i przechowywać różdżkę.

W pierwszej kolejności musicie wiedzieć która z waszych rąk ma moc. Różdżkę powinna dzierżyć ta ręka przez którą przepływa skumulowana w waszym rdzeniu moc. Jeśli nigdy dotąd tego nie testowaliście, warto zrobić to teraz. Schwyćcie różdżkę najpierw jedną, a następnie drugą dłonią i skupcie się na cieple emanującym z waszej różdżki. Ręka w której je poczujecie jest waszą wiodącą. Aby jednak móc to sprawdzić, musicie trzymać różdżkę w prawidłowy sposób. Aby to zrobić należy przede wszystkim...

vvv

W tym momencie się poddał. Zamiast czytać dalej przewrócił kilka kolejnych stron tego rozdziału, a potem kolejnych. Napisane były w podobnym stylu.

Jak coś takiego w ogóle zaakceptowano jako podręcznik? Podręcznik dla piątego roku? Przecież tu są rzeczy których uczyliśmy się mając jedenaście lat! Czy ministerstwo chce żebyśmy oblali sumy z obrony? Zatrzasnął podręcznik, nie przejmując się hukiem jaki przy tym zrobił. Nie zamierzał tego czytać. Nie planował się wychylać, jednak ta książka to było dla niego nieco zbyt wiele. Jego zachowanie zostało zauważone niemal natychmiast. Umbridge podniosła się zza swojego biurka i zaraz znalazła się przy nim.

- Dlaczego pan nie pracuje, pranie..? -westchnął słysząc pytanie, ale ostatecznie sięgnął po wolny kawałek pergaminu i napisał:

Nazywam się Antares Vane., a ta książka nadaje się dla pierwszorocznych. - mało obchodziło go to, że najpewniej zarobi za takie słowa szlaban. Skoro nikt inny nic nie robił, on to zrobi. Podjął decyzję, jednak to co usłyszał w odpowiedzi, zupełnie zbiło go z tropu.

- Zadałam ci pytanie i oczekuję natychmiastowej odpowiedzi. Chyba nie sądził, że będę czytała twoje bazgroły?

- Pani profesor, on nie... - do rozmowy wtrącił się Michael, jednak Umbridge zaraz go uciszyła.

- Nie z panem teraz rozmawiam. Proszę wrócić do pracy. - gdy Michael zamilkł, Umbridge ponownie zwróciła się do Harry'ego:

- Pytam po raz ostatni. - Harry wciąż oszołomiony, nie silił się już dłużej na żadne odpowiedzi. Nie widział w nich sensu.

- W porządku. Szlaban ze mną. Jutro wieczorem, o ósmej. A teraz proszę wrócić do pracy, albo z jednego dnia zrobi się tydzień.

][ ][ ][

Wychodząc z sali obrony wciąż był wściekły. Nie, wcale nie chodziło o to, że zarobił szlaban, raczej o to za co go otrzymał. Jak ona mogła? Jak mogła do cholery dać mi szlaban za to, że nie mogę mówić! Czy ona naprawdę jest świrnięta? Przeklęty Różowy Pączek! - miał ochotę krzyczeć. Zabrał się za książkę, jednak była ona tak śmiertelnie nudna, że nie zdołał napisać streszczenia i Umbridge na szczęście nie przedłużyła mu szlabanu. Niestety wcale nie poprawiło mu to humoru. Ani to, ani perspektywa zbliżającej się lekcji eliksirów..

Jeszcze tylko tego brakuję, żebym dostał dwa szlabany pierwszego dnia... To już byłby rekord.

Gdy godzinę później wchodził do mrocznej sali w lochach, naprawdę marzył o tym aby ten dzień się już skończył. Zajmując jeden ze stolików pośrodku sali, tym razem usiadł z Terrym. Te zajęcia także mieli ze ślizgonami. Wyciągając podręcznik i przybory do pisania miał tylko nadzieję, że uda mu się przetrwać tą lekcję bez kolejnej katastrofy.

- Jakimś cudem dotarliście na piąty rok. - usłyszeli od Snape'a zamiast powitania, gdy ten niespodziewanie pojawił się w pomieszczeniu. - Ten rok dla wielu z was będzie ostatnim rokiem nauki tajemniczej sztuki ważenia eliksirów. Do klasy owutemowej nie przyjmę nikogo kto nie zda suma na wybitny. - słysząc to Harry był pewien, że będzie jednym z uczniów którzy pożegnają się z eliksirami. Prawdę mówiąc, nie przeszkadzało mu to. Nawet jeśli we wspomnieniach nazwał tego nietoperza Sevi, wcale nie czuł do niego mniejszej nienawiści.

Im mniej będę go musiał oglądać tym lepiej. - pomyślał, a kolejne słowa profesora zmusiły go do powrotu do rzeczywistości.

- W tym roku będziecie siedzieć w parach między domowych. Macie pięć minut na dobranie się samodzielnie. Jeśli nie zdążycie, ja dobiorę wam partnera. Acha ty Vane... - Harry podskoczył gdy Snape niespodziewanie zwrócił się wprost do niego. Ty usiądziesz z panem Malfoy'em. Nie będę ryzykował, że mi przypadkiem zemdlejesz wylewając na siebie jakiś eliksir. W razie gdybyś zechciał "odpłynąć w mojej sali, pan Malfoy będzie wiedział co robić. - Po tych słowach Harry zrezygnowany zebrał swoje rzeczy i ruszył do stolika Malfoy'a. W sumie jako Vane ze ślizgonów znał tylko jego i nie przeszkadzała mu wspólna praca, ale... ani trochę nie spodobało mu się to, że to Snape mu ją narzucił. W dodatku w taki sposób.

Potraktował mnie jak niepełnosprawnego!

- Cześć. - Malfoy uśmiechnął się do niego, Harry odpowiedział mu tym samym. Po czym naskrobał na kawałku pergaminu.

Nie jestem zbyt dobry z eliksirów. - Malfoy przeczytał jego wiadomość przez ramię i rzucił nonszalancko.

- Żaden problem, ja jestem dobry. Rób po prostu to, co mówię. - Słysząc to przytaknął, uznając że to najlepsza opcja. tymczasem Malfoy ściszył głos i dodał: - Powinieneś komuś zgłosić szlaban który dostałeś. Umbridge nie może wlepić ci go za to, że się nie odzywasz. - przytaknął, choć wiedział że nic z tym nie zrobi. Ostatnim na co miał ochotę to jeszcze większe zwrócenie na siebie uwagi i to w dodatku pierwszego dnia. Jak spróbuję podważyć jej szlaban, z pewnością będzie czekała mnie rozmowa z cholerym Dumbledore'em. Na to jeszcze nie jestem gotowy... ani trochę.

Wkrótce na tablicy pojawiła się instrukcja, a Snape zasiadł za swoim biurkiem.

- Zaczynajcie.

][ ][ ][

Wracając wieczorem do pokoju, sam dziwił się temu, ze lekcja eliksirów której się tak bardzo obawiał okazała się znacznie przyjemniejsza niż zajęcia z obrony które jeszcze do zeszłego roku, uwielbiał. Gdyby ktoś zasugerował mu coś takiego jeszcze wczoraj, raczej by w to nie uwierzył.

Zamiast wypowiedzieć hasło, dotknął portretu, który zaraz usunął się, otwierając mu przejście. McGonagall wspomniała mu że to rozwiązanie zostało przygotowane specjalnie dla niego. Co więcej zaznaczyła, że portret reaguje na dotyk pięciu osób. Jego samego, McGonagall, Dumbledore'a, Flitwicka który jest teraz jego opiekunem domu oraz Madame Pomfrey na wypadek gdyby coś mu się stało. Wcale nie uważał za dobre to, że aż tylu ludzi może do niego wejść, niestety zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji nie ma nic do gadania.

Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, zmaterializowała się przed nim Cytrynka. Dostrzegając że ściska w ręce kopertę, wiedział już co mu przyniosła. Odpowiedź od Voldemorta. - przypominając sobie poranny list który mu wysłał, wziął od niej kopertę i poprosił by przyniosła mu kubek gorzkiej herbaty. Na kolacji również był skazany na sok z dyni i prawdę mówiąc zaczynało go już od niego mdlić. Przy pierwszej wolnej okazji muszę wybrać się do kuchni i porozmawiać ze skrzatami.

Gdy został sam, opadł na łóżko przyozdobione ciemno granatową narzutą i otworzył list. W środku była jedna kartka:

vvv

Masz rację, zdawałem sobie sprawę w jakim byłeś domu, jednak nawet ja nie miałem pewności, czy trafisz do niego ponownie. Jeśli chodzi o Twoje kolejne pytanie, to nie bez powodu umieściłem Cię na lekcjach run. Mylisz się jednak twierdząc, że dotąd się ich nie uczyłeś. Uczyłeś się i przyznaję, że nie widziałem nikogo kto byłby tak dobry w posługiwaniu się nimi, jak Ty. Wierzę, że wkrótce sam to odkryjesz.

Jeżeli chodzi o Twój pokój, możesz mieć rację. Poniżej umieszczam listę zaklęć dzięki którym będziesz w stanie go sprawdzić. Jest tam też kilka czarów ochronnych,które chciałbym żebyś również rzucił. Co do czarów jakie być może znajdziesz na pokoju, pamiętaj, że pewnych z nich lepiej nie zdejmować. Z pewnością zostałoby to zauważone. Nie zapominaj jednak, że czasem wystarczy rzucenie w odpowiednim momencie czaru wyciszającego.

Uważaj komu ufasz. Pamiętaj, że Ophiuchus też ma wrogów. Pilnuj się i daj znać jeśli będziesz miał jakiekolwiek podejrzenia względem kogoś z twojego otoczenia.

M

vvv

Spojrzał na dół listu, gdzie Voldemort wypisał wspomniane zaklęcia. Już wiedział jak spędzi dzisiejszy wieczór. Owszem powinien zająć się teraz nie zrobionym na obronie streszczeniem, jednak ani trochę nie miał na to ochoty. Zresztą jutro zobaczę Umbridge dopiero na szlabanie. - westchnął i z tą myślą, sięgnął po różdżkę.

Do roboty.

][ ][ ][

Godzinę później tak jak stał, padł wykończony na pościel. Odłożył różdżkę na stolik i zapatrzył się w okno za którym zapadał zmrok. Tak jak podejrzewał, na pokój rzucono zaklęcia. Na szczęście nie znalazł wśród nich żadnych czarów podsłuchujących. Było jedynie kilka zaklęć wykrywających to czy jest przytomny i czy przypadkiem nie krwawi. Nic czego nie można by się spodziewać w pokoju przeznaczonym dla chorej osoby.

Może jestem trochę przewrażliwiony? Może... - pomyślał, mimo wszystko jednak nie żałował rzucenia kilku dodatkowych zaklęć ochronnych.

- Stała czujność, jak powtarzał Moody.- uśmiechnął się. - Zabawne, że Crouch był znacznie lepszym Moodym niż ten prawdziwy. W sumie szkoda, że on dalej nas nie uczy. - przeciągnął się i wstał. Musiał się jeszcze przebrać.

][ ][ ][

- Część przemowy McGonagall w klasie, została zaczerpnięta z piątego tomu serii o HP – Zakon Feniksa. Podobnie przemowa Dolores Umbridge, uznałam, że jest on idealnym wprowadzeniem do jej zajęć i nie ma potrzeby jej zmieniać. Oczywiście została nieco dopasowana do realiów mojego ff.

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 29