Przed wami obiecany rozdział trzydziesty pierwszy, a w nim zakończenie szlabanu oraz kolejna odsłona przeszłości. Jeśli ktoś nie zauważył, przypominam że ROZDZIAŁ 30 TAKŻE POJAWIŁ SIĘ DZISIAJ i wypadałoby zacząć czytanie właśnie od niego ;).

Zapraszam. Ach i uprzedzam w rozdziale pojawiają się sceny NIE DLA DZIECI, Żeby nie było że nie mówiłam ;)

][ ][ ][ ][

Rozdział 31

Nienawiść to najgorszy wróg

][ ][ ][ ][

Zawsze będę słuchał poleceń.

Zawsze będę słuchał poleceń.

Zawsze będę słuchał poleceń.

Nie był pewny ile razy napisał już to znienawidzone zdanie. Pisał długo. Pisał jak zrozumiał niemal natychmiast, nie żadnym atramentem, ale własną krwią. Rana na wierzchu dłoni przestała zamykać się po napisaniu piątego zdania. Bolało to piekielnie, jednak nie to napawało go strachem.

Nie tylko ta rana bolała. Tak, wszystkie ledwie wygojone w czasie wakacji cięcia również otworzyły się. Najgorzej było z prawą ręką, która przy każdym przyłożeniu pióra do pergaminu rozpalała się od nadgarstka niemal po łokieć. Mimo wszystko nie odważył się na nią zerknąć, nie przy Umbridge. Czuł jednak, że krew przykleja mu materiał ubrań do skóry. Tak, w tym momencie wdzięczny był za to, że hogwardzkie mundurki są czarne.

Zawsze będę słuchał poleceń.

Tymczasem za oknami zapadła ciemność. Przez cały ten czas Harry nie zapytał kiedy będzie mógł przestać pisać. Nie zapytał, nie spojrzał też ani razu na Umbridge, choć kilkukrotnie był w stanie wyczuć na sobie jej świdrujące spojrzenie. Wiedział, że obserwuje go, niczym jastrząb wyszukując oznak słabości. Nie zamierzał jej przed nią okazać.

Nigdy.

Zawsze będę słuchał poleceń. - naskrobał po raz kolejny starając się ignorować pojawiające się przed oczami mroczki. Był zmęczony i wbrew sobie zaczynał drżeć z zimna. Ciało paliło sprawiając, że nie wiedział już nawet gdzie cięcie się zaczyna, a gdzie kończy. Bolało go dosłownie wszystko.

Zawsze... będę słuchał poleceń. - pisał coraz mniej wyraźnie. Nadgarstek nie chciał go słuchać, ale zaciskając zęby po raz kolejny i kolejny przykładał pióro do pergaminu. Zaczynał podejrzewać, że być może planuje ona przetrzymać go tutaj przez całą noc. W końcu jednak, po nieznośnie długim czasie z odrętwienia wyrwało go szurnięcie krzesła przy biurku.

- Proszę podejść panie Vane.

Wstając zachwiał się, nie wiedział jednak czy to skutek zbyt długiego siedzenia, czy też powody tego są zupełnie inne. Schwycił pergamin i na zdradliwie miękkich nogach zbliżył się do biurka. Odłożył zapisany pergamin na blat i odwrócił się by odejść, powstrzymały go jednak jej kolejne słowa.

- Ręka, panie Vane.

Z oporem ponownie spojrzał na nią, wyciągając w jej stronę krwawiące zranienie. Umbridge schwyciła jego lewą dłoń tak mocno, że przygryzł sobie wargę, a przed oczami pojawiły mu się mroczki. Tymczasem Umbridge swoimi grubymi paluchami na których nosiła kilka tandetnych pierścionków, obróciła jego rękę tak by światło padło na wyryty w niej napis.

- Myślę, że wsiąkło wystarczająco. Mam nadzieję, że będzie to dla pana odpowiednią nauczką na przyszłość, panie Vane. Może pan wracać do siebie.

Dwa razy nie trzeba było mu tego powtarzać, jak tylko uwolniła jego dłoń ze swojego uścisku, obrócił się na pięcie i pospieszne opuścił pomieszczenie. Drogę do własnych kwater pokonał niemal biegiem, zanim jednak wpadł do środka, zablokował niektóre z nałożonych na nią zaklęć. Ostatnią rzeczą na którą miał teraz ochotę to obecność Pomfrey która z pewnością zostałaby zaalarmowana, gdyby czary wykryły, że krwawi.

Gdy miał już pewność, że nikt niepowołany nie dowie się o tym co właśnie miało miejsce, wszedł do środka, upewniając się, że przejście dobrze się za nim zamknęło. Rozjarzając światło, które wkrótce zalało pokój przyjemnym blaskiem, oparł się o ścianę, czując, że nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa. Wiedział, że musi się rozebrać i opatrzyć zranienia, ale nie był pewien czy starczy mu na to sił.

Cytrynko.

Wezwany skrzat z cichym pyknięciem pojawił się niemal natychmiast. Nie zdołał powstrzymać uśmiechu gdy skrzatka zamiast się skłonić jak wypadałoby, omiotła go groźnym spojrzeniem i pogroziła mu palcem.

- Być bardzo późno! Gdzie pan się włóczyć tyle godzin?! Pan jutro mieć lekcje. Pan musieć spać! Pan powinien dbać o siebie! Pan nie może się przemęczać! Dlaczego Pan znów robi wszystko nie tak jak trzeba?!

Pomóż mi się rozebrać i przygotuj kąpiel. Będę potrzebował też bandaży i mojej maści. - wydał w myśli polecenia, a tyrada skrzatki natychmiast się urwała.

- Pan być ranny? Dlaczego? Czy ktoś Pana zaatakować?

Cytrynko! Po prostu mi pomóż. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później.

Skrzatka nie odezwała się już więcej. Podprowadziła go do łóżka i posadziła na nim, następnie rozpięła jego szatę i ostrożnie pomogła mu się z niej wyswobodzić. Gdy czarny materiał opadł na ziemię, dostrzegł jej przerażone spojrzenie prześlizgujące się po jego ciele. Widząc jej reakcję, sam po raz pierwszy także odważył się na siebie spojrzeć.

Niegdyś biała koszula poznaczona była teraz czerwonymi plamami które pojawiły się w miejscu ponownie otwartych rozcięć. Tymczasem prawa ręka która tak bardzo bolała go w czasie pisania, okazała się jednolicie krwistoczerwona.

- Czy ktoś pana zaatakował? Czy to ten niedobry starzec? - Cytrynka widząc jego rany nie wytrzymała, zrezygnowany pokręcił więc głową, widząc, że jednak nie obejdzie się bez odpowiedzi.

Nie, to nie on. Miałem szlaban.

- Proszę wybaczyć, ale po szlabanie nie byłby Pan w takim stanie. Szlaban jest za złe zachowanie. Na nim nikt nikogo nie torturuje! - zanim zdołał zmusić się do odpowiedzi, przymknął na chwilę oczy gdyż oderwanie przyklejonego do ran materiału sprawiło, że zemdliło go a świat zaczął wirować mu przed oczami.

To był szlaban Cytrynko. Pisałem piórem... krwawym piórem. - po kilku minutach zdobył się wreszcie na odpowiedź, gdy ból ponownie zelżał przywracając mu spójność myśli.

- Krwawym piórem? Panu nie wolno go używać! Nie wolno! - stanowczość w głosie skrzatki sprawiła, że zmusił się do otworzenia oczu i spojrzenia na nią.

Nie wolno mi?

- Nie wolno. Pan kiedyś używał go zbyt długo. Jeśli ktoś korzystać z niego zbyt długo to potem każde użycie otwierać stare rany. Panu nie wolno go używać! To niebezpieczne! - to mówiąc Cytrynka wskazała na jego prawą dłoń. Podążył za jej wzrokiem i zamarł zaskoczony unosząc rękę do światła.

Co to jest? Skóra od nadgarstka niemal do łokcia pokryta była równym, drobnym pismem. Słowa były zamazane krwią i nie było sposobu na odczytanie całych zdań, zdołał jednak rozpoznać kilka run. Tak, po dwóch lekcjach przynajmniej wiedział już jak wyglądają, znał też ich podstawowe znaczenie. Niestety nie sądził by był w stanie zrozumieć kombinację znaków które zdobiły jego rękę.

Skąd się wzięły? Ktoś mi to zrobił, czy...

Czy ja sam to sobie zrobiłem? - tym razem skierował pytanie do Cytrynki. Ta z wyraźną niechęcią potwierdziła.

- Tak, w czasie Pana badań to się stać. Na samym początku, na szczęście Mroczny Pan później znaleźć na to lekarstwo. - przytaknął, podejrzewając, że przez Mrocznego Pana ma ona na myśli Voldemorta.

Wiesz może, co tu jest napisane?

- Nie, to wiedzieć tylko Pan. - westchnął. Mogłem się tego spodziewać...

Skrzatka znikła zostawiając go na kilka minut z własnymi myślami. Ponownie spojrzał na rękę nie będąc pewnym czy tak naprawdę chce wiedzieć skutkiem jakich eksperymentów są te runy.

Co ja takiego mogłem robić, że było mi do tego potrzebne Pióro Sanguis? - nie znalazł na to odpowiedzi. Nie był nawet pewien, czy chce jej szukać. Jeszcze przez chwilę siedział bez ruchu, nagle jednak wrócił do słów które dopiero co przyszły mu do głowy. Pióro Sanguis... Skąd właściwie wiem jak się ono nazywa? Umbridge nic na ten temat nie wspominała, Cytrynka także nie... Czyżby to był kolejny przebłysk moich wspomnień? - jęknął, ukrywając twarz w dłoniach.

Dlaczego niemal wszystko co pamiętam musi dotyczyć krwi, bólu, albo... - zadrżał na wspomnienie ust stykających się z jego własnymi wargami. Czy moje życie naprawdę nigdy nie było normalne? - z rozmyślań wyrwały go ciche słowa.

- Kąpiel być gotowa. Proszę iść do łazienki. Ja wlać w wodę eliksir, on pomóc na zranienia, zagoić je. - przytaknął powoli się podnosząc.

Dziękuję Cytrynko. - dodał zamykając za sobą drzwi od łazienki. Skrzatka mu nie odpowiedziała, ale kątem oka dostrzegł, że jest zajęta przygotowywaniem bandaży.

][ ][ ][ ][

W łazience spędził niemal godzinę, gdy jednak w końcu wynurzył się z wody, czuł się znacznie lepiej. Przyglądając się zranieniom, z ulgą zauważył, że tak jak wspomniała Cytrynka, przestały już krwawić. Prawdę mówiąc były teraz jedynie lekko zaczerwienionymi liniami.

Przynajmniej nie zakrwawię jutro kolejnego mundurka... - pomyślał, powracając spojrzeniem do prawej ręki. Ta niestety nie wyglądała tak dobrze jak reszta jego ciała. Napisy wciąż były otwarte i zaognione, jedynym pocieszeniem był fakt, że nie sączyła się z nich już krew.

Wciągnął na siebie piżamę, uważając by jeszcze bardziej nie urazić ręki i powrócił do sypialni. Gdy tylko przekroczył jej próg, Cytrynka zmusiła go do położenia się na łóżku i zajęła się poranioną ręką.

- Gdy Pan pójdzie spać, Cytrynka poinformuje Mrocznego Pana o tym co się stało. - to mówiąc związała bandaż i ostrożnie przysłoniła go górą od piżamy.

Nie. - zaprotestował niespodziewanie, gdy dotarły do niego słowa skrzatki. Zaczynał już przysypiać i dopiero po chwili pojął co ona planuje zrobić. Nie mów mu. Nie ma takiej potrzeby.

- Mroczny Pan musi wiedzieć. Musi wiedzieć, że ktoś Pana skrzywdzić. Nie wolno nikogo karać krwawym piórem. Nie wolno, to przestępstwo.

Nie mów mu, proszę. Sam go o tym poinformuję w sobotę, gdy się spotkamy. - wcale nie był pewien, czy zamierza informować o tym Czarnego Pana, musiał jednak jakoś odwieść skrzatkę od jej zamiarów.

- Dobrze, ale w sobotę Pan musi powiedzieć.

Powiem.

- Jak Pan nie powie, Cytrynka zrobić to sama. - to mówiąc wcisnęła mu w rękę list i zniknęła z cichym pop. - jęknął pozostawiony sam sobie. Dlaczego u licha wziąłem sobie skrzatkę która dyryguje mną jak matka? - westchnął wiedząc, że Cytrynka nie rzuca słów na wiatr. Albo sam powie, albo ona zrobi to za niego.

Odsuwając na razie te myśli na bok usiadł na łóżku i rozwinął pergamin. Wiedział czego dotyczy ten list. Nie zawiódł się.

vvv

Mój mały,

Rozmawiał dziś ze mną ten Stary Idiota i poinformował mnie o twoim niefortunnym omdleniu. Zaproponował również aby twój "opiekun" którego dla ciebie wynająłem, znalazł się u twojego boku w Hogwarcie. Jak stwierdził to uchroni cię przed kolejnymi wypadkami.

Jak mniemam był to twój pomysł, brawo mój mały Varjo. Będę spokojniejszy wiedząc, że Kenji jest blisko ciebie. Kenji jest obecnie zajęty jednak już od poniedziałku będzie stale ci towarzyszył. Ten Stary Idiota nie wie że sam dobrowolnie wpuszcza kolejnego węża na swój teren.

Mam nadzieję, że Twoje pierwsze dni w szkole obywają się bez zakłóceń. Jak wspominałem spotkamy się w sobotę. Zjawię się po ciebie z samego rana, jeszcze przed śniadaniem.

Bądź gotowy.

M

vvv

Uśmiechnął się składając pergamin. Nigdy by się do tego nie przyznał głośno, ale cieszył go nadchodzący weekend. Starał się sobie wmówić, że to jedynie z powodu informacji które ma mu przekazać Czarny Pan, ale nie potrafił nawet sam siebie oszukać. Gdy zasypiał światło księżyca padło na jego dłoń a czerwony napis zalśnił w mroku.

Zawsze będę słuchał poleceń.

][ ][ ][ ][

Miał nadzieję, że ostatni dzień który pozostał do weekendu minie mu bez większych problemów, niestety jednak przeliczył się. Piątkowy poranek przywitał go podwójną obronę przed czarną magią. Gdy wychodził tuż po niej na obiad, był nie tylko zniesmaczony ale i wściekły.

Szlaban.

Tak, znów otrzymał od Umbridge szlaban, tym razem za " Nie uważanie na lekcji", choć przez cały czas posłusznie czytał książkę i wypisywał z niej kolejne bzdury tak jak to im zaleciła. Tak, dobrze wiedział, że jest to kolejny szlaban który otrzymał właściwie bez powodu i to denerwowało go najbardziej.

Nienawidził jej i coraz bardziej odnosił wrażenie, że jego nienawiść jest odwzajemniona. Tak Umbridge cały czas się uśmiechała do wszystkich, była miła i mówiła słodkim głosikiem, ale czuł, że go nienawidzi. Nie wiedział dlaczego, ale miał pewność, że z jakiegoś powodu jest dla niej wrogiem numer jeden.

][ ][ ][ ][

Rzucił torbę na stolik i opadł na siedzenie tuż obok Malfoy'a, myślami tak naprawdę będąc daleko od mrocznej sali eliksirów. Czy ona znów planuje zmusić mnie do użycia Pióra Sanguis? Będzie to robiła na każdym szlabanie? Właściwie jak wiele tych przeklętych szlabanów ma być? Czy planuje karać mnie co lekcję? Jeszcze trochę i zacznę dostawać szlabany za oddychanie!

- Wszystko w porządku? - ciche pytanie Draco zmusiło go do otrząśnięcia się i spojrzenia na jasnowłosego kolegę. Przytaknął starając się uśmiechnąć i nie myśleć o tym, że do godziny ósmej z każdą upływającą minutą pozostawało coraz mniej czasu.

- Jesteś blady. Jeśli się źle czujesz, mogę zrobić eliksir sam. - pokręcił głową i pospiesznie napisał na kartce.

Nic mi nie jest, po prostu jestem zmęczony. Chyba się nie wyspałem, a jeszcze ten szlaban dzisiaj...

- Rozumiem, ale chyba szlaban u niej nie jest taki straszny? Co taka ropucha jak ona może wymyślić?

Przepisywanie. - nie powiedział nic więcej. Nie chciał o tym mówić.

Reszta lekcji przebiegła im w milczeniu. Obaj byli całkowicie pochłonięci przygotowywaniem eliksiru.

][ ][ ][ ][

Ósma. Zatrzymując się przed drzwiami czuł, że chyba znienawidzi tą godzinę. Zapukał i tak jak poprzednio, tuż po usłyszeniu: "proszę", wszedł.

- Wiesz co masz robić. - dobiegło go gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Spojrzał najpierw na Umbridge, a potem na stolik przy którym siedział dwa dni temu. Pergamin i pióro już na niego czekały.

- Zaczynaj. Szkoda wieczoru.

Przez całą drogę na miejsce, czuł na plecach świdrujący go wzrok. Opadł na siedzenie i zrezygnowany sięgnął po pióro. Nim zaczął pisać, usłyszał jeszcze.

- To samo zdanie co ostatnio: "Zawsze będę słuchał poleceń". Powiem ci kiedy będziesz mógł skończyć.

Zawsze będę słuchał poleceń. - naskrobał pierwsze zdanie i zacisnął pięść z trudem łapiąc oddech. Napis na jego dłoni pękł, spływając krwią. Uczucie było znacznie gorsze niż to z wzorajszego szlabanu. Pospiesznie spojrzał na Umbridge, ale ta zdawała się pochłonięta sprawdzaniem wypracowań.

Zawsze będę słuchał poleceń. - napisał po raz kolejny i zadrżał, czując, że napisy runiczne również pękają. Zawsze będę słuchał poleceń... zawsze będę słuchał poleceń...

Zawsze będę... słuchał poleceń... - ręka drżała mu gdy zapisywał to zdanie po raz kolejny i jeszcze i jeszcze raz. Stracił rachubę czasu. Ból był tak otępiający, że nie słyszał już co robi Umbridge. Ledwie widział na oczy. Czuł, że szata przykleja mu się do ciała, a z cięć zaczyna sączyć się krew.

Zawsze będę słuchał poleceń...

Nie był pewien dlaczego jeszcze siedzi w pionie i raz po razie przykłada pióro do pergaminu. Miał ochotę zwinąć się w kłębek, zamknąć oczy i nie myśleć o niczym. Ból był potworny. Przed oczami po raz kolejny stanęła mu wykrzywiona twarz wuja zaciskającego palce na skórzanym pasie...

- Wystarczy panie Vane. Proszę do mnie podejść. - dopiero po chwili dotarło do niego, że Umbridge pozwoliła mu przerwać. Z trudem podniósł się i zbierając w sobie całą siłę woli by nie upaść, podszedł do niej.

- Ręka. - zaciskając zęby z bólu, wysunął spływającą krwią dłoń w jej stronę. Ta spojrzała na nią i nie zaszczycając go już więcej żadnym spojrzeniem łaskawie machnęła na niego, pozwalając mu odejść.

- Proszę wracać do siebie, panie Vane.

][ ][ ][ ][

Nie wiedział jak udało mu się pokonać drogę od gabinetu do własnych kwater. Kręciło mu się w głowie i kilka razy upadłby gdyby w porę nie schwycił się ściany. Był tak obolały, zrezygnowany i zezłoszczony, że chciał żeby ktoś go teraz zobaczył. Chciał, żeby Umbridge wyleciała za to co mu zrobiła, niestety w czasie drogi powrotnej do pokoju, nie spotkał żywej duszy.

Otworzył drzwi i z trudem wsunął się do wnętrza. Gdy tylko wejście zamknęło się za nim, zmaterializowała się przed nim Cytrynka. Spojrzała na niego a jej wielkie oczy o ile to możliwe, stały się jeszcze większe.

- Panie Avis! - krzyknęła. Wiedział, że powinien ją skarcić za używanie w tym miejscu jego imienia ale nie zdołał.

Wszystko spowiła ciemność.

vvv

- Czyś ty doszczętnie oszalał! - uderzenie w dłoń wytrąciło mu pióro spomiędzy palców, rozmazując ostatnią z run. Sięgnął po nie ponownie, nim jednak miał szansę je schwycić, blade palce zacisnęły się na jego nadgarstku.

- Avis! - zignorował jego kolejny krzyk i wyszarpnął dłoń.

- To jedyny sposób. Wiesz o tym.

- Nawet jeśli, nie wolno ci tego robić za pomocą tego przeklętego pióra!

- Tarcze blokują przepływ.

- Tarcze chronią jedynie przed działaniem run, nie osłaniają cię przed wpływem tego cholernego pióra!

- Nic mi nie będzie.

- Nie próbuj zamydlić mi oczu, Avis. Nie tym razem.

- Ja...

- Nie, więcej tego pióra nie tkniesz. Spójrz na siebie. Wiesz co te rany oznaczają prawda? Wiesz jakie będą tego konsekwencje! - tym razem nie odpowiedział. Nie wiedział co ma powiedzieć.

- Znajdziemy inne rozwiązanie.

- Nie mamy czasu na to, żeby... - zaczął, ale ponownie nie dane mu było skończyć.

- Nie Avis, to nie podlega negocjacjom. - nim miał szansę zaprotestować, został poderwany w górę i znalazł się w silnych objęciach.

Pióro pozostało samotne wśród krwistoczerwonych okręgów.

][ ][ ][ ][

Punkt widzenia Voldemorta

Odgarniał z twarzy mokre od wody kosmyki i wsunął ręce w wieczorną szatę. Gdy opuszczał łazienkę na jego twarzy rozlał się pełen satysfakcji uśmiech. Zebranie które zakończyło się niecałą godzinę temu przebiegło po jego myśli, poza tym jutro rozpoczynał się weekend. Tak, choć minął zaledwie tydzień od dnia gdy Avis udał się do Hogwartu, już zaczynało brakować mu przekomarzań z nim.

Ostatnie wakacje uzmysłowiły mu jak bardzo tęsknił za jego obecnością przy swoim boku. Owszem obecnie Avis wciąż nie był tym samym mężczyzną który stał przy nim w czasie poprzedniej wojny, jednak i tak dobrze było mieć go z powrotem.

Harry Potter. Harry przestał już istnieć i to nie tylko na papierze. Chłopiec który spędził z nim ostatnie półtora miesiąca nie przypominał już dziecka z którym spotkał się na cmentarzu pod koniec czerwca. Z każdym mijającym dniem było w nim coraz więcej z Avisa którego tak dobrze znał.

Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nawet po odzyskaniu wszystkich wspomnień chłopiec nie będzie taki jak dawniej. Lata spędzone pod skrzydłami tego Starego Idioty odcisnęły na nim nieodwracalne piętno. Zresztą nawet po odzyskaniu wspomnień fizycznie wciąż będzie dzieckiem, co również odbija się na charakterze i zachowaniu. Mimo wszystko nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Chciał go takiego jaki jest teraz. Chciał, bowiem Avis wciąż się uśmiechał. Na nowo tliła się w nim nadzieja, która w czasie poprzedniej wojny została w nim zabita.

Tak chciał aby Avis odczuwał radość i wiedział, że tym razem nikomu nie pozwoli zdusić jej w nim ponownie. Zabiję każdego kto tylko spróbuje...

][ ][ ][ ][

Ledwie zamknął za sobą drzwi łazienki, z rozmyślań wyrwał go cichy dźwięk aportacji. W pomieszczeniu pojawiła się skrzatka Avisa, Cytrynka.

Tak szybko napisał odpowiedź? - uśmiechnął się wyciągając rękę po list, uśmiech jednak zszedł mu z twarzy równie szybko jak się pojawił, gdy spoczęło na nim przerażone spojrzenie skrzatki.

- Co się stało? - jego głos przeciął powietrze niczym lód, jednak skrzatka nawet się nie skuliła. Jak zawsze. To nie wobec niego była lojalna.

- Pan Avis potrzebować pomocy. Krwawić.

Krwawi? - myśli przelatywały przez jego umysł z prędkością błyskawicy. Dlaczego do cholery krwawi?!

- Został zaatakowany? Zdemaskowano go? - skrzatka pokręciła pospiesznie głową.

- Miał szlaban. Kazano pisać mu krwawym piórem i... - skrzatka urwała, ale tak naprawdę nie musiała kończyć.

Pióro Sanguis. Wiedział jakie konsekwencje może mieć dla Avisa korzystanie z niego. Wiedział i czuł, że ogarnia go zimna furia. Kto karze dziecku korzystać z krwawego pióra?

- Gdzie on jest?

- U siebie w pokoju. Źle z nim. Poprzednio opatrzyłam go, ale dziś...

- Poprzednio? - zapytał, przerywając skrzatce w pół słowa. - Chcesz powiedzieć, że to nie był jednorazowy przypadek?

- Nie. Wczoraj Pan Avis również miał szlaban.

Zamknął na kilka sekund oczy czując, że zaraz wybuchnie. Avis używał pióra Sanguis przez dwa dni z rzędu.

Jest źle. Bardzo źle. - odwrócił się zaklęciem przywołując eliksir wielosokowy, po czym ponownie spoglądając na skrzatkę, rzucił:

- Idziemy.

][ ][ ][ ][

Punkt widzenia Harry'ego

Świadomość powracała do niego powoli. Gdy w końcu był w stanie otworzyć oczy, zaraz je zamknął oślepiony jasnymi promieniami słońca.

Słońce? - ponownie zmusił się do otwarcia oczu, upewniając w tym, że rzeczywiście słońce stoi wysoko na niebie. Kolejną informacją która przebiła się do jego wciąż otępiałego umysłu był fakt że nie jest w swoich kwaterach w Hogwarcie, nie jest również w Skrzydle Szpitalnym. Przesuwając spojrzeniem po okrągłym pomieszczeniu uśmiechnął się, rozpoznając dobrze znane sprzęty.

Jestem w domu... - nawet nie wiedział skąd ta myśl mu się wzięła, nie mógł jej jednak zaprzeczyć. Był w domu.

- Jak się czujesz? - ciche pytanie uzmysłowiło mu, że nie jest w pokoju sam.

- Dobrze. - odpowiedział zanim zastanowił się co robi i zaraz zaskoczony dotknął własnego gardła. - Podałeś mi antidotum?

- Tak. W ten sposób będzie nam wygodniej rozmawiać. Przed powrotem do Hogwartu ponownie przyjmiesz eliksir. Przytaknął na zgodę i przeniósł spojrzenie na prawą rękę, która teraz była szczelnie owinięta świeżym bandażem.

- Kto kazał ci używać krwawego pióra?

- Nowa nauczycielka od obrony, Umbridge. Znasz ją?

- Nie. Słyszałem o niej. Zdaje się, że jest w dość bliskiej znajomości z Knotem. Ostatnimi czasy on zawsze bierze po uwagę jej zdanie, nie spotkałem jej jednak osobiście.

- A Ophiuchus?

- Dlaczego o niego pytasz? - uniósł wzrok aby ponownie spojrzeć w czerwone tęczówki.

- Nienawidzi mnie. Nie wiem dlaczego ale Umbridge nienawidzi mnie. Pierwszy szlaban otrzymałem za to że nie mogę mówić, drugi ponieważ podobno nie przykładam się do nauki choć przez całe zajęcia robiłem notatki z tego jej idiotycznego podręcznika dla przedszkolaków.

- Skoro daje ci szlabany bez powodu, to całkiem prawdopodobne że ma jakiś zatarg z Ophiuchusem, porozmawiam z nim na ten temat. Co do samej Umbridge, co byś chciał z nią zrobić?

- Słucham? - zapytał, nie rozumiejąc o czym Voldemort mówi. Jak to co bym chciał zrobić?

- Stosowanie krwawego pióra na uczniach jest przestępstwem. Pióra Sanguis służą jedynie do podpisywania najważniejszych umów i traktatów. Jeśli chcesz możemy ją pozwać, obawiam się jednak że wtedy znajdziesz się w centrum uwagi... - pokręcił głową słysząc to. Ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę było niepotrzebne przyciągnięcie zainteresowania dyrektora.

- Nie chcę. Podoba mi się to że jestem anonimowy.

- Tak podejrzewałem, dlatego mam jeszcze jedną propozycję. Jeśli chcesz mogę sprawić, że Umbridge opuści Hogwart.

- Chcesz ją... - nie dokończył, ale Voldemort zrobił to za niego.

- Jeśli tylko chcesz, nigdy więcej nie pojawi się w twoim życiu. - Po tych słowach zacisnął pięści na pościeli. Chciał tego, oj jak bardzo chciał tego żeby ona znikła... Chciał ale świadomość, że Voldemort miałby zabić kogoś na jego własne życzenie była... nie, nie zniósłby tego.

- Nie chcę żebyś zabijał ją dla mnie, ani robił jej jakąkolwiek krzywdę. Ja, dam sobie radę.

- Nie dasz Avis. Możesz nie przeżyć kolejnego użycia krwawego pióra, zdajesz sobie z tego sprawę? Twoja reakcja na zastosowanie tego artefaktu nie jest naturalna, reagujesz tak ponieważ...

- Rysowałem runy własną krwią... - przerwał mu, dokańczając za niego.

- Pamiętasz?

- Śniłem o tym. Dzisiaj. Nie wiem o co chodziło ale wiem, że rysowałem takim piórem i że ty mnie powstrzymałeś,

- To prawda.

- Co takiego robiłem? Dlaczego pisałem własną krwią?

- Szsz. - Voldemort niespodziewanie zbliżył się i usiadł przy nim. - Szsz, jeszcze nie teraz. To na razie nie jest ważne. To było dawno. To już przeszłość.

- Ale... - chciał jeszcze coś dodać, lecz Czarny Pan uciszył go, kładąc mu palec na ustach.

- Zostawmy to na razie. - Przytaknął widząc, że i tak nie wyciągnie teraz od niego nic więcej.

- Dobrze. Na razie.

- Co do Umbridge, jeśli nie chcesz abym ingerował, musisz przynajmniej zgodzić się na to żebym porozmawiał z nią. Jako Ophiuchus oczywiście.

- Ty i rozmowa? Jakoś nie bardzo w to wierzę.

- Może nie rozmowa, raczej mały szantaż.

- Ale nie zrobisz jej krzywdy?

- Obiecuję.

- W porządku. Niech więc tak będzie.

Na kilka chwil zapadła między nimi cisza, której żaden z nich nie próbował przerwać. Nie było to jednak niezręczne milczenie. Nie, wręcz przeciwnie, Harry po raz pierwszy od kilku dni czuł się spokojny i bezpieczny. W końcu jednak, gdy cisza zaczęła się przedłużać, usadowił się wygodniej na poduszkach i zapytał:

- Opowiesz mi o mojej rodzinie? - Voldemort wyrwany z zamyślenia, spojrzał mu w oczy i zaprzeczył.

- Później. Mamy cały weekend. Dziś powinieneś odpocząć.

- Nie jestem śpiący. Mogę słuchać. - Tak, wcale nie miał ochoty na sen. Nie nie chodziło o to, że nie chce mu się spać. Po prostu jak na jeden dzień miał dosyć oglądania kolejnych wspomnień.

- Nie Avis, nie teraz. - Nagle Voldemort przyszpilił go własnym ciężarem do poduszek składając na jego ustach mocny pocałunek. Zaskoczony tym przymknął oczy. Wiedział, że powinien go odepchnąć, jednak uczucia które go wypełniły, powstrzymały go przed tym. Gdy jednak ręka Czarnego Pana zabłąkała się pod jego koszulę i musnęła jeden z sutków, spiął się. Odwracając głowę, spróbował się odsunąć, ale Voldemort był zbyt ciężki.

- Puść mnie! - zażądał, ale jedyne co otrzymał w odpowiedzi to kolejny gorący pocałunek. - Puszczaj! - tym razem spróbował go kopnąć. Voldemort nie zważając na to zmusił go do położenia się i unieruchomił go własnym ciężarem.

- Szsz, spokojnie mój mały. Nie zrobię ci krzywdy, obiecałem ci. Nie zamierzam cię zgwałcić. - Po tych słowach pocałował go po raz trzeci po czym, szepnął cicho do ucha. - Rozluźnij się i czerp przyjemność. Wiem, że ci się to podoba. Czuję to. - zimne palce po raz kolejny trąciły jego sutek pomimo protestów umysłu, wywołując drżenie w ciele. W pamięci stanęły mu wspomnienia ze snów. Chciał się wyrwać, ale nie potrafił, zresztą wiedział, że z Voldemortem nie wygra. Był od niego silniejszy.

- Proszę... nie chcę seksu... ja...

- Szszs, wiem. - Język Voldemorta rozchylił jego wargi wsuwając się do środka i odbierając oddech. Ponownie przymknął oczy po prostu poddając się odczuciom. Smukłe palce podciągnęły jego koszulkę do góry. Voldemort oderwał się od jego ust tylko po to by złożyć delikatny pocałunek na jego pępku.

Zadrżał gdy język Voldemorta przesunął się po jego klatce i delikatnie obrysował jeden z sutków. Uderzyło w niego gorąco. Zęby ścisnęły sutek, po czym wilgotny język przesunął się w stronę drugiego sutka. Czuł, że zaczynają palić go policzki, a spodnie robią się dziwnie ciasne. Zęby ponownie zacisnęły się na skórze, wywołując w nim kolejny dreszcz. Voldemort przesunął się znów łącząc ich usta w pocałunku, po czym... wstał.

Chłód który owiał go przy tym ruchu, przywrócił mu jasność umysłu. Na wpół przytomnie spojrzał w czerwone oczy Voldemorta które zdały mu się ciemniejsze niż zwykle, po czym orientując się, w jakiej leży pozycji, pospiesznie naciągnął koszulkę i przykrył się kołdrą po samą szyję.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- Nie podobało ci się Avis? Powiedz mi, tylko nie próbuj kłamać, twoje ciało mówi samo za siebie.

- Nie wolno ci robić mi nic takiego bez mojej zgody!

- Twoje ciało się zgodziło Avis, zresztą nie zapominaj do kogo należysz. Jesteś moją własnością mój mały.

- Ale... - urwał nie wiedząc co ma powiedzieć.

- Spokojnie, do wszystkiego dojdziemy stopniowo mój mały. Jak już ci wspomniałem kilkukrotnie nie zamierzam cię zgwałcić. Ja zawsze dotrzymuję słowa. Przynajmniej względem ciebie. Odpocznij. Porozmawiamy wieczorem.

Nim miał szansę coś jeszcze powiedzieć, został sam. Gdy tylko kroki Voldemorta ucichły w oddali zerwał się i wściekły uderzył pięścią w poduszkę. Raz, drugi, trzeci. Nie wiedział czy bardziej jest zły na Voldemorta za to co z nim robił, czy na siebie za to że nie potrafił zaprotestować.

Że tak naprawdę nie chciał protestować.

][ ][ ][ ][

Niektóre fragmenty użyte w opisach szlabanu zostały zaczerpnięte przeze mnie z piątej części cyklu książek o Harrym Potterze. HP i Zakon Feniksa.

Przypominam, że skrzatka słyszy co mówi Avis, choć ten się nie odzywa, dlatego tekst jest pochyłą czcionką. Gdy Avis pisze, tekst jest pogrubiony.

Sanguis – jest to słówko zaczerpnięte z języka łacińskiego, oznacza krew.

][ ][ ][ ][

Koniec Rozdziału 31