Rozdział drugi także już gotowy. Znów czysto kosmetyczne poprawki a więc zmieniony szyk kilku zdań i wyłapane kilka zapomnianych literówek.

I oczywiście dla mnie - przypomniana treść :)

/\/\/\/\

ŚWIATŁO DWÓCH ŚWIATÓW

/\/\/\/\

Rozdział 2

Tak bardzo cię przepraszam

Spójrz na mnie - o to chciałabym cię poprosić.

Porozmawiaj ze mną raz na jakiś czas.

Znajdź lek na te łzy, bo naprawdę

chciałabym odetchnąć. Choć raz w życiu.

Tahereh Mafi – Dotyk Julii

xxx

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza, noc - Thranduil

Gwiazdy błyszczące na bezchmurnym niebie, zapowiadały nadejście kolejnego upalnego dnia. Do świtu pozostało jeszcze kilka godzin, jednak coraz cieplejsze powietrze już teraz sprawiało, że wnętrze Pałacu było duszne i nieprzyjemne. Już jakiś czas temu uciekł z własnych komnat w poszukiwaniu odrobiny oddechu. Stał teraz na jednym z tarasów, niedbale wspierając się o barierkę. Otaczająca go cisza i spokój sprawiły, że jego myśli po raz kolejny zaczęły wędrować w odległą przeszłość. Przymknął powieki z grymasem bólu na twarzy, gdy zalały go wspomnienia tak żywe, jakby to wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj.

Tamten dzień był tak samo upalny jak ten który właśnie nadchodził.

vvv

Powietrze było gorące, ale w pędzie uderzający go wiatr, dawał przyjemne ochłodzenie. Nie zważając na to, że zabłąkane kosmyki wpadają mu w oczy, galopował przed siebie, ze śmiechem uciekając wciąż dalej i dalej. Elenion był tuż za nim. Słyszał go. Nie miało znaczenia, jak bardzo jeszcze przyspieszy, wiedział, że ten dotrzyma mu tempa. Jak zawsze.

- Zwolnij mellon-nim! - słysząc za sobą wołanie, zerknął przez ramię i szepcząc uspokajające słowa do konia, przeszedł z galopu w kłus. Czekając na przyjaciela, przyjrzał się mijanym drzewom i uśmiechnął, orientując, że przy tym tempie wkrótce dotrą na polanę. Biegnąc myślami do przytroczonej przy pasie sakiewki, po raz kolejny poczuł dreszcz ekscytacji. Naprawdę chciał zobaczyć wzrok Eleniona gdy wręczy mu to co znajduje się w jej wnętrzu.

- Czyżbyś nie nadążał? - zapytał, spoglądając na przyjaciela, gdy ich konie wreszcie się zrównały. Elenion jedynie odgarnął ciemne pasma, które wysunęły się z wiązania i roześmiany zawołał:

- Po prostu chociaż raz chcę być pierwszy! Sam wspominałeś, że każda metoda jest dobra! - po tych słowach przemknął koło niego, szybko pozostawiając go w tyle.

- Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo, Elenion! - krzyknął za nim, również się śmiejąc, a następie ponowie przyspieszył.

vvv

Dystans między nimi zwiększył się i wkrótce Elenion znikł mu pomiędzy drzewami. Pochylił się aby jechać szybciej i skręcił, dobrze wiedząc dokąd ten zmierza. W końcu dostrzegł prześwit wśród drzew. Wypadając na znaną polanę, rozejrzał się, poszukując go wzrokiem. Eleniona nigdzie nie było.

- Wygrałeś mellon-nim! - zawołał. Odpowiedziała mu cisza. - Elenion?! - zawołał ponownie, rozglądając się.

- W porządku! Przestań się chować! Wygrałeś! - krzyknął jeszcze raz, jednak ten się nie pojawił. W dalszym ciągu był na polanie sam.

- Elenion?! - obrócił się, rozglądając na wszystkie strony. - Gdzie jesteś?! - ponownie się obrócił, ale wciąż nie był w stanie go zlokalizować. Zsiadł z konia i przykucnął, szukając na ziemi jakiegokolwiek śladu bytności przyjaciela. Nie znalazł.

- To niemożliwe żeby sam powrócił do pałacu... Nie zrobiłby czegoś takiego. Nie on. Zresztą niemal przez cały czas byłem tuż za nim... - czując, lodowaty chłód powoli ściskający go za serce, wstał i zawołał po raz kolejny:

- Elenion! - Także i tym razem nie otrzymał odpowiedzi, nim jednak miał szansę znów się odezwać, do jego uszu dotarł odległy tętent końskich kopyt. Ktoś zmierzał w jego stronę. Zamarł w miejscu, uważnie wsłuchując się w otaczające dźwięki. Czekał. Czekał coraz bardziej upewniając się w tym, że to nie Elenion nadjeżdża.

- Osoba która dosiada konia, jest od niego znacznie cięższa.

vvv

Z lewej strony dobiegł go szelest rozsuwanych liści i wkrótce nieznany jeździec pojawił się na polanie. Przybyły mężczyzna także był elfem, co do tego nie było wątpliwości, jednak koraliki wplecione w jego włosy świadczyły o tym, że nie jest on mieszkańcem Mrocznej Puszczy.

- Ktoś ty? - zapytał, nie przejmując się tym, że w jego głosie pobrzmiewa doskonale słyszalna groźba.

- Wybacz mellon-nim, powinienem od razu się przedstawić. Nazywam się Tasar. Opiekun Elenion przysyła mnie do ciebie z wiadomością.

- Elenion?

- Tak mellon-nim. Opiekun Elenion został wezwany do wypadku. Sytuacja była nagląca i nie mógł zaczekać na ciebie panie. Liczyła się każda sekunda i musiał jechać natychmiast. Prosił jednak abym zaczekał w pobliżu i przekazał ci panie, że wróci jutro przed zmrokiem. Obawiał się, że będziesz niepotrzebnie się zamartwiał, dlatego zlecił mi dostarczenie tej wiadomości.

Czemu akurat tobie?

- To w moim oddziale doszło do wypadku, mellon-nim. Przeszło od dwóch miesięcy zmierzamy na Północ. Jesteśmy niewielką, zaledwie kilku osobową drużyną i nie mamy w swoich szeregach Uzdrwiciela. Po tym jak jeden z naszych poważnie zranił się w nogę, szukaliśmy ratunku. Gdy dotarliśmy w te rejony, z moim towarzyszem było coraz gorzej. Nikt nie był już w stanie mu pomóc... Na szczęście dowiedzieliśmy się o Opiekunie Elenionie który potrafi zdziałać cuda. Gdy usłyszałem, że znajdę go tutaj, wyruszyłem błagać Mistrza Eleniona o ratunek.

- W porządku. Pojadę z tobą. Prowadź.

- Przepraszam, ale nie powinieneś jechać ze mną mellon-nim. Mistrz Elenion zabronił mi zabierać cię z sobą.

- Dlaczego miałby mi tego zabronić? - zapytał, nie przejmując się tym, że ponownie podnosi na niego głos.

- Mistrz Elenion wspominał, że w południe przybędą ambasadorzy i jako dziedzic musisz być wtedy panie w pałacu. - Słysząc to przymknął na kilka sekund oczy, aby się opanować. Chociaż wcale mu się to nie podobało, wiedział, że Elenion po raz kolejny miał rację.

Tego spotkania naprawdę nie mogę opuścić. Jeśli mnie na nim nie będzie, być może wkrótce będziemy mieli wojnę w naszych granicach...

- W porządku. W takim razie przekaż mu, żeby zajrzał do mnie zaraz jak tylko wróci. Pora nie ma znaczenia.

- Oczywiście, przekażę mu twoje słowa. Żegnaj mellon-nim.

vvv

Zacisnął palce na poręczy, spuszczając głowę. To wciąż tak bardzo bolało. Nigdy sobie tego nie wybaczył. Nie potrafił wybaczyć sobie, że tak łatwo zaufał słowom nieznajomego elfa. Zaufał i pozwolił mu odjechać, zamiast zatrzymać go do czasu powrotu Eleniona...

Dlaczego tak łatwo dałem się oszukać? O czym myślałem? Czemu nie wydusiłem z niego, dokąd dokładnie Elenion pojechał? Kto go zabrał? Dlaczego pojechałem na to przeklęte spotkanie ambasadorów, nie mając pewności, że on na pewno jest bezpieczny... Jak mogłem zostawić go bez pomocy?

- Dlaczego tak późno zorientowałem się, że coś jest ie tak? - uderzył pięścią w poręcz, ignorując krople krwi które pojawiły się na zbielałych palcach. - Może gdybym zmusił tego przeklętego elfa do zawiezienia mnie na miejsce ich obozu, to Elenion wciąż by tu ze mną był... - urwał. Poczuł, że po policzkach spływają mu łzy, nie próbował ich jednak ocierać.

- Przepraszam Elenion. Tak bardzo cię przepraszam. - jego ramiona zadrżały od niepowstrzymywanego dłużej szlochu. Wdzięczny był za to, że jest tak wcześnie. Nie chciał żeby ktokolwiek go teraz widział. Nie mógł sobie na to pozwolić.

Gdy nastał świt ponownie stał się niewzruszonym władcą Mrocznej Puszczy.

/\/\/\/\

Szkocja, Hogwart, poranek - Harry

Usiadł na łóżku, ostrożnie rozmasowując obolałe ciało. Poruszył karkiem i skrzywił się słysząc przeskakujące kręgi. Zazwyczaj po wypiciu Eliksiru Słodkich Snów czuł się wypoczęty i odprężony, jednak ostatnio jego pobudki wyglądały zupełnie inaczej. Zastanawiał się czy nie ma to jakiegoś związku z częstością zażywania tego eliksiru. Jakby nie patrzeć przyjmuję go już niemal od dwóch miesięcy. Wiedział, że powinien poinformować o tym Pomfrey i zasięgnąć jej rady, ale nie miał odwagi. Obawiał się, że jeśli jej o tym powie, każe mu ona odstawić Eliksir Słodkich Snów na dobre. Nie był na to gotowy.

Nie jestem pewien czy byłbym w stanie znieść kolejne noce bez możliwości pozwolenia sobie, przynajmniej czasem, na sen bez snów. Nie pamiętam już nawet kiedy nie śniło mi się nic, bez zażycia go... Każda noc to kolejny i kolejny koszmar. Śnię o bitwie, albo o tamtym... - zadrżał, odsuwając od siebie myśl o drugim koszmarze który go ostatnimi czasy nawiedzał. Nie chciał o nim myśleć. Zdecydowanym ruchem odrzucił kołdrę i zsunął się z łóżka. Kierując się do łazienki schwycił z szafy pierwszy z brzegu zestaw ubrań i poszedł się umyć.

Poranna toaleta nigdy nie zajmowała mu wiele czasu, nim więc minęło dziesięć minut, wciągał już na siebie koszulkę, która dziś była ciemno zielona. Ubrany, spojrzał w lustro i przeczesał palcami jak zwykle niesforne włosy. Ostatecznie rezygnując z jakichkolwiek prób okiełzania ich, wzruszył ramionami i opuścił łazienkę. Wyszedł z zajmowanych przez siebie kwater i skierował się prosto do głównego wyjścia. Mógł pójść na wcześniejsze śniadanie, ale na razie zupełnie nie chciało mu się jeść.

- Jestem chyba na to zbyt zmęczony. - Pchnął drzwi i wyszedł na zalane słońcem błonia. - Może po odrobinie wysiłku to przeklęte zmęczenie mi przejdzie, a mięśnie przestaną tak dokuczać? - uznając, że warto spróbować, ruszył truchtem w stronę jeziora. Zaczął ćwiczyć jeszcze przed końcem roku szkolnego. Początkowo robił to z nudów, ale teraz nie sądził, żeby mógł z tego zrezygnować. Biegał przynajmniej trzy razy w tygodniu. Polubił te chwile. Bieganie pozwalało poczuć wolność i przynajmniej na pewien czas zapomnieć o wszystkim. Tak, gdy biegł liczyło się tylko to żeby stawiał nogi jedna przed drugą.

/\/\/\/\

Pół godziny później, gdy powoli kończył drugie okrążenie w okół jeziora, musiał przystanąć czując, że temperatura coraz mocniej idzie w górę. Spojrzał w niebo na którym nie było ani jednej chmurki i westchnął zrezygnowany. Z zapowiedzi wiedział, że tak dla odmiany, temperatura ma tego dnia przekroczyć trzydzieści stopni.

- Czy naprawdę nie mogłoby być chociaż troszeczkę chłodniej? - pomyślał i zaraz parsknął przypominając sobie jak dopiero co narzekał na to, że jest za zimno.

I tak źle i tak niedobrze... - westchnął, czując, że powoli robi się zbyt duszno, na przebywanie na otwartym terenie. Niedługo będzie trzeba się schować do środka. Pewnie też przy takiej pogodzie nie da się wyjść z zamku przed wieczorem. Nie uśmiechało mu się siedzenie w murach, ale nienawidził upałów. Nigdy ich nie lubił. W czasie takich dni było dla niego stanowczo za duszno. Nie miał też najmniejszej ochoty na dorobienie się udaru słonecznego. Owszem, może i po tym co zrobił mu Voldemort, ciepło było zbawienne dla jego obolałych stawów, ale duchota przekreślała wszelkie zalety tak wysokiej temperatury.

Zostając tutaj najpewniej dorobiłbym się poparzeń albo udaru... Pomfrey z pewnością by mnie zabiła za „taką lekkomyślność" a potem zamknęłaby mnie w Skrzydle Szpitalnym przynajmniej na koleje siedem dni. Po co podawać jej kolejne argumenty? Przecież i bez tego ona i tak najchętniej kazałaby mi się przeprowadzić do Skrzydła Szpitalnego! Tak, najbardziej zadowolona byłaby właśnie wtedy.

- Nie jestem tylko pewien, czy ja zniósłbym przebywanie pod jej opiekuńczymi skrzydłami dwadzieścia cztery godziny na dobę. - nie, wolał tego nie sprawdzać. Mimo wszystko jednak, wbrew rozsądkowi, nie chciał jeszcze kryć się w murach zamku. Momentalnie podejmując decyzję, ruszył w stronę ściany drzew. Nie, nie zamierzał zagłębiać się w Zakazany Las. Życie było mu jeszcze miłe i ostatnią rzeczą jaką by zrobił, byłoby dobrowolne wpakowanie się w kolejną pozornie niewinną pułapkę.

Jedno przemiłe spotkanie i pogawędka z towarzyskimi centaurami, kolejna wspaniała uczta w domku malutkiego pajączka ze mną w roli dania głównego... spacer w świetle księżyca i martwe ciało jednorożca, cholerny szurnięty psychopata depczący po piętach... - zadrżał na ostatnie wspomnienie.

-Tak, chyba nie potrzebuję więcej. Tych przygód wystarczy mi na jakiś czas. Tak średnio, do końca życia. Nigdy więcej nie wejdę dobrowolnie do tego lasu. Nie na własnych nogach. - Podjął to postanowienie tuż po bitwie i nie zamierzał go złamać, za żadną cenę.

Wsunął się za pierwszą linię drzew i przysiadł pod jednym z nich, opierając się plecami o chropowatą korę. Przymknął oczy, pozwalając sobie na kilka minut odpoczynku. Chciał móc wyłączyć się choć na chwilę, ale jego myśli powróciły do tego, co przyniesie przyszłość. Po raz kolejny też, nie znalazł żadnych odpowiedzi, na pojawiające się pytania.

Wakacje spędzę tutaj, to już postanowione, jednak co powinienem zrobić gdy dobiegną końca? Co właściwie chcę zrobić? Dokąd mam się udać pod koniec sierpnia? Nawet jeśli uda mi się dostać do tego działu w Ministerstwie o którym wspominał wczoraj dyrektor, muszę przecież gdzieś mieszkać... Może i posiadam odziedziczony po Syriuszu, dom przy Grimmauld Place 12 i z niego miałbym blisko do Ministerstwa, ale nie jestem pewien czy zdołam przekroczyć jego próg. Nigdy nie czułem się zbyt dobrze w tamtym domu. Zawsze wydawał mi się mroczny i przytłaczający... Gdy jeszcze Syriusz w nim był, starałem się nie zwracać na to uwagi, ale teraz nie mam ochoty tam wracać i chyba nie zrobię tego, jeśli będę miał jakikolwiek wybór.

- W sumie, w ogóle nie uśmiecha mi się mieszkanie w samym Londynie. Może uda się załatwić to tak, żebym nie musiał codziennie zjawiać się w Ministerstwie? Skoro chcę prowadzić badania, to chyba będę mógł sobie na to pozwolić? - westchnął,spoglądając na błękitne niebo przeświecające przez korony drzew.

- Nie podoba mi się perspektywa życia wśród takiego tłumu ludzi. Chyba nie zniosę tego, zwłaszcza teraz, gdy każdy wytyka mnie palcami. Reporterzy wciąż szukają tylko okazji na przeprowadzenie ze mną kolejnego wywiadu i zrobienie mi następnych zdjęć. Wbrew temu co napisałem do Rona, obawiam się, że to jeszcze długo się nie skończy. - jęknął.

- Czy nie mogę po prostu stać się kimś innym? - ponownie zamknął oczy zastanawiając się jak wiele upłynie miesięcy nim wreszcie zazna choć trochę spokoju. Owszem, obecnie nie było tak źle, ale wiedział, że wraz z powrotem uczniów na nowy rok szkolny, wszystko się zmieni. Będą zachowywać się tak samo jak ich rodzice. Dokładnie tak damo... Tak, to dlatego nie bardzo chciał zostać dłużej w Hogwarcie, chociaż wiedział, że dyrektor wolałby go zatrzymać, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Poza tym, mimo wszystko marzył o tym, aby wreszcie mieć swój własny kąt.

Chciałbym znaleźć miejsce gdzie będę mógł w spokoju prowadzić badania i zapraszać przyjaciół gdy najdzie mnie na to ochota. Chcę mieszkać gdzieś gdzie nikt mnie nie zna i nie szepcze gdy tylko znajdę się w zasięgu jego wzroku... Gdzieś gdzie będę mógł wyjść na ulicę bez obawy, że ktoś spróbuje mnie zaatakować lub co gorsza, wyściskać z radości.

Miejsce które mógłbym nazwać swoim domem.

- Czy wymagam zbyt wiele? - podniósł się i przeciągnął, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę zamku. Żołądek mówił mu, że pora na śniadanie.

/\/\/\/\

Po pospiesznym odświeżeniu się i przebraniu w czyste rzeczy, pojawił się w Wielkiej Sali. Spędził na dworze więcej czasu niż sądził i było już koło dziewiątej, dlatego nie zaskoczyło go to, że jadalnia ziała pustkami. Podejrzewał, że wszyscy zdążyli już zjeść. Na szczęście, jak się z ulgą przekonał, śniadanie wciąż na niego czekało.

Gdybym musiał iść po coś do kuchni, skrzaty zapewne nie wypuściłby mnie stamtąd przez najbliższą godzinę. - uśmiechnął się na wspomnienie ich nadgorliwości i zajął to samo miejsce co w czasie ostatnich dni. Sięgnął po wciąż ciepłego tosta i rozsmarował na nim konfiturę. Pamiętał, że ma jeszcze eliksiry do zażycia, ale nie miał zamiaru brać ich na czczo. Zrobił to tylko raz i nie planował powtarzać tego błędu. Nigdy więcej.

Miał właśnie zatopić zęby w chrupiącym pieczywie, gdy go jego uszu dobiegł odgłos zbliżających się kroków. Skrzypnęły drzwi i ktoś jeszcze wszedł do Wielkiej Sali. Uniósł wzrok, zastanawiając się który z profesorów również spóźnił się na śniadanie i zamarł. Zbliżający się do niego mężczyzna, nie był profesorem. Co więcej, był to ostatni człowiek którego spodziewałby się tutaj ujrzeć.

Lucjusz Malfoy.

Spiął się spoglądając w nieprzeniknione, stalowo szare tęczówki. Owszem, zdawał sobie sprawę, że Malfoy dawno temu porzucił Voldemorta. Był jednym z tych śmierciożerców, którzy jeszcze przed końcem wojny opowiedzieli się po jasnej stronie. Wiedział, że odegrał znaczącą rolę w Ostatniej Bitwie, jednak... wciąż nie potrafił mu zaufać. Nie po tym, przez co Ginny musiała przez niego przejść na swoim pierwszym roku. Nie po tym jak przez jego lekkomyślność, mając zaledwie dwanaście lat, musiał zmierzyć się z cholernym bazyliszkiem.

- Smacznego, panie Potter.

- Dziękuję, panie Malfoy. - Harry odpowiedział mu, ale stracił już cały apetyt jeszcze zanim właściwie zaczął jeść. - Nie spodziewałem się zobaczyć pana w Hogwarcie. Zwłaszcza, w czasie letnich wakacji. Czy przyszedł pan do Albusa w sprawie ostatnich przygotowań do zbliżających się Owutemów?

- To prawda, że przygotowania zajmują wiele mojego czasu i wymagają sporego zaangażowania. Jeśli wszytko ma odbyć się zgodnie z przepisami, nie mogę pozwolić aby tą sprawą zajmowali się laicy.

- Oczywiście. To mogłaby być tragedia. - Harry miał nadzieję, że jego głos brzmi tak neutralnie, jak bardzo tego chciał.

- Jednak dzisiaj sprowadzają mnie do zamku inne sprawy, panie Potter. Będąc dokładnym, jestem tutaj wyłącznie ze względu na ciebie, Harry Potterze.

- Na mnie? - takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Dlaczego u licha Malfoy miałby zjawić się w Hogwarcie z mojego powodu? Po co? - Czyżby pan również, panie Malfoy marzył o przeprowadzeniu ze mną wywiadu? Chce pan uzyskać kilka wspólnych zdjęć? A może ma pan ochotę wsadzić mi różdżkę między żebra?

- Jak zwykle jesteś zabawny, Potter. Nie, nie jestem tutaj ze względu na wywiad z tobą. Chociaż przyznaję, że sprzedaż takiego materiału do Proroka Codziennego mogłaby okazać się całkiem intratnym interesem.

- Co w takim razie skłoniło pana do podróży aż do Hogwartu, tylko po to żeby się ze mną spotkać tego ranka? Nie sądzę, bym był aż tak wspaniałym okazem egzotycznym, by zobaczenie mnie było warte pana fatygi, panie Malfoy.

- Z pewnością nie jest, otrzymałem jednak informację, że myśli pan o dołączeniu do jednego z działów ministerialnych. Dokładniej mówiąc chce pan, panie Potter zostać pracownikiem Działu Prac Badawczych.

- Skąd..? - zaczął, nie wiedząc co powiedzieć. Sam dopiero wczoraj dowiedział się o istnieniu tego działu i ostatnim czego by oczekiwał to wizyta kogokolwiek w tej sprawie. - Kto panu o tym powiedział?

- Albus Dumbledore. Któż by inny? Wieczorem otrzymałem od niego sowę w pańskiej sprawie, panie Potter. Oczywiście jestem świadom tego, że obecnie opuszczenie przez pana terenu Hogwartu, z oczywistych powodów jest niemożliwe. Nie mógłbyś przyjść na rozmowę do Ministerstwa Magii, dlatego ja przyszedłem do ciebie. panie Potter.

- Nie zwlekał pan, panie Malfoy. Nie wiem czy jednak nie pospieszył się pan zbytnio, zwłaszcza, że wciąż nie podchodziłem jeszcze do Owutemów.

- Znakomicie orientuję się na jakim etapie edukacji jesteś. Nie ma potrzeby abyś mi o tym przypominał, zwłaszcza, że mój syn, Draco jest w tej samej sytuacji co ty. Zdaję sobie również sprawę, że nie jesteś obeznany z działalnością ministerialnych wydziałów, ale prawdą jest, że Dział Prac Badawczych jest jedynym działem nie wymagającym owutemów. Tam wystarczy abyś zaliczył sumy na przyzwoitym poziomie.

- Nie wiedziałem.

- Jak wspomniałem, spodziewałem się tego, panie Potter. Niestety Hogwart nie uczy wielu rzeczy które są niezbędne dla młodego czarodzieja. Dzieje się tak gdyż na przestrzeni lat zbyt wiele działów zostało pominiętych w uważanej za niezbędną edukacji. Wracając jednak do meritum sprawy, w chwili obecnej posiadasz wszystkie wymagane kwalifikacje aby startować do tego działu. Nic nie stoi na przeszkodzie byś zaczął współpracę z Ministerstwem. Jeszcze w tym tygodniu możesz zostać pracownikiem Działu Prac Badawczych, jeśli oczywiście zdasz test wstępny, jaki przechodzi każdy z jego nowych pracowników.

- Jaki test? - zapytał niepewnie Harry, po tym jak zdołał otrząsnąć się z szoku po usłyszeniu pierwszych rewelacji.

- Spokojnie Potter, nie rób takiej przerażonej miny. Chodzi jedynie o to abyś przybliżył nieco temat którym się zajmujesz. W tym dziale zatrudniamy jedynie prawdziwych badaczy i wynalazców. Albus wspominał, że odnalazłeś już kilka zapomnianych zaklęć, nie masz się więc czego obawiać. Myślę, że omówienie i zaprezentowanie ich będzie dla ciebie odpowiednim testem kwalifikacyjnych.

- Kto go przeprowadzi? - spytał, chociaż właściwie znał już odpowiedź.

Nie pomylił się.

- Ja. Chyba nie myślałeś że przyszedłem tylko po to by cię o tym wszystkim poinformować?

- Nie oczekiwałem niczego innego.

/\/\/\/\

Dziesięć minut później, wciąż nieco niepewny, szedł szkolnymi korytarzami, kierując się do sali Obrony Przed Czarną Magią. Malfoy podążał tuż za nim i prawdę mówiąc Harry był wdzięczny za to. Cała ta sytuacja wciąż była dla niego nieco nierealna i potrzebował kilku minut na pozbieranie myśli. To wszystko działo się trochę za szybko i wciąż nie był pewien, czy Malfoy po prostu nie robi sobie z niego głupich żartów. Gdyby w czasie Ostatniej Bitwy nie poznał go na tyle, by mieć teraz gwarancję, że nie jest on tego typu osobą, nie poszedłby z nim. Za nic.

Gdy dotarli pod drzwi sali, otworzył ją i wszedł. Będąc już w środku, rozejrzał się po dobrze znanej klasie. Dziwnie się czuł zaglądając tu ze świadomością, że już nigdy więcej nie zasiądzie w jednej ze stojących tu ławek. Będę za tym tęsknił - pomyślał, przesuwając palcami po najbliższym blacie. Westchnął cicho, zaraz jednak otrząsnął się, przypominając sobie, że nie jest w pomieszczeniu sam. Wyszedł na środek sali, przygotowany specjalnie do pojedynków. Odwrócił się w stronę Malfoya, który teraz przysiadł na biurku, nic nie robią sobie ze swoich eleganckich szat.

- Czy mógłbym poprosić o zasłonięcie okien. Do pierwszego z zaklęć potrzebuję żeby było tu ciemniej. - poprosił, spoglądając w oczy starszego czarodzieja. Malfoy nie odpowiedział mu, ale w jego ręku pojawiła się różdżka. Wystarczyło jedno jego machnięcie i sala pogrążyła się w mroku.

- Zaczynaj Potter. - usłyszał. Ignorując sarkazm pobrzmiewający w głosie Malfoya, zaczął objaśnienia:

- Rozpocząłem poszukiwania czarów które już dawno wyszły z powszechnego użytku i zostały zapomniane. Na razie jestem ograniczony do zasobów Hogwardzkiej biblioteki, ale udało mi się znaleźć trzy tego rodzaju zaklęcia. Pierwsze z nich podobne jest do znanego nam dzisiaj zaklęcia Lumos, jednak jego działanie ma nieco większy zasięg. - po tych słowach odetchnął i wyciągając przed siebie różdżkę, płynnym ruchem rzucił wspominany czar.

- Lux. - koniec jego różdżki rozżarzył się pomarańczowym światłem nieco ciemniejszym niż Lumos. Stopniowo jednak zaczął jaśnieć, jednocześnie rozlewając się po pomieszczeniu. Nim minęła minuta to już nie różdżka się świeciła lecz ściany migotały delikatnym blaskiem, rozjaśniając całą klasę. Opuścił rękę i odwrócił się w stronę Malfoya. Dostrzegając słabo ukrywane zaskoczenie na jego twarzy, uśmiechnął się i dokończył wyjaśnienia:

- W przeciwieństwie do Lumos, zaklęcia Lux nie trzeba podtrzymywać. Działa do momentu rzucenia przeciw zaklęcia i jak widać jest w stanie oświetlić większe obszary. Nie testowałem tego, ale sądzę, że kilka zaklęć rzuconych jednocześnie byłoby w stanie oświetlić cały zamek. Zaklęcie Lux, podobnie jak Lumos można zlikwidować prostym Nox. Poza tym w czasie jego działania swobodnie można rzucać różdżką inne zaklęcia.

- W porządku, to wystarczy. Przejdź do następnego czaru. - Słysząc polecenie, przytaknął na znak zgody.

- Caeli - tym razem zamiast wyjaśniać, zdecydował się najpierw rzucić czar. Z satysfakcją obserwował reakcję mężczyzny, gdy opuścił różdżkę, a ławka którą przed momentem uniósł w górę, nie spadła.

- Ten czar, podobnie jak Lux nie wymaga by go podtrzymywać. Tym rożni się od stosowanego powszechnie Wingardium Leviosa. Po uniesieniu przedmiotu, można go opuścić dopiero rzucając przeciw zaklęcie. - Portum - ponownie wskazał różdżką na ławkę i ta gładko zsunęła się na ziemię. To właśnie trzecie z zaklęć o którym wspominałem. Nie jest to jedynie przeciw zaklęcie na czar Caeli. Za jego pomocą można także opóźnić upadek spadającego przedmiotu, a nawet osoby, chociaż tego aspektu nie miałem ochoty potwierdzać.

Malfoy początkowo nie odpowiedział mu. Harry podejrzewał, że musi pozbierać myśli. Nie bał się, że nie zda jego testu. Już po reakcji którą widział na pierwszy ze znalezionych czarów, wiedział, że zakwalifikował się.

- Przyznaję, że nie spodziewałem się tego Potter. Oczywiście, zaliczyłeś test. To co osiągnąłeś warte jest uwagi. Ty nie tylko odnalazłeś dawno zapomniane zaklęcia, ale byłeś również w stanie je opanować. Powiedz mi, czy w materiałach z których dowiedziałeś się o nich, było podane, jaki ruch różdżką powinieneś wykonać?

Ruch różdżką? - prawdę mówiąc nie zastanawiał się nad tym dotąd, gdy teraz jednak o tym pomyślał, zrozumiał, co Malfoy stara się mu przekazać. Nie wydawało mu się jednak to niczym niezwykłym.

- Nie. Wymieniono tam nazwę i opisano jego skutki. Nie było nic na temat ruchu różdżki. Zrobiłem to metodą prób i błędów. Próbowałem raz za razem, aż doszedłem do tego jaki ruch różdżką wykonać. Zresztą, nie jest to wcale takie trudne. Każdy byłby w stanie to zrobić.

- Mylisz się. Bardzo trudno jest rzucić zaklęcie bez znajomości właściwego ruchu różdżki. Czasem przypadkowo może się to udać, zazwyczaj jednak czarodziej nie jest później w stanie powtórzyć tego osiągnięcia. Prawdę mówiąc o wiele łatwiej stworzyć nowe zaklęcie niż odtworzyć takie które dawno temu zostało zapomniane. Zazwyczaj prace nad wykonaniem tego rodzaju zaklęcia w sposób poprawny, trwają wiele miesięcy. Ty Potter zaprezentowałeś mi już trzy. Jak długo nad nimi pracowałeś, zanim zdołałeś ich użyć?

Słysząc to, wciąż oszołomiony tym co usłyszał Harry, ponownie musiał się zastanowić. Nie przykładał zbyt wiele uwagi do tej kwestii i chyba nie był dziś w stanie dokładnie tego sprecyzować, ostatecznie ograniczył się więc do przybliżonego czasu.

- Nie pamiętam, ale wydaje mi się, że żadnego z zaklęć nie ćwiczyłem dłużej niż dzień.

- Tak właśnie myślałem. - słysząc to, tym razem nie wiedział już co ma odpowiedzieć. Malfoy także nie dodał nic więcej.

/\/\/\/\

Szedł powoli. Tym razem podążał kilka kroków za starszym czarodziejem. Wciąż był zaabsorbowany tym co niedawno usłyszał. Rozmowa z Malfoyem zmusiła go do ponownego zastanowienia się nad własnymi badaniami. Prawdę mówiąc do tej pory nie widział nic nadzwyczajnego w tym, że rzucił te zaklęcia... teraz jednak nie wiedział co powinien o tym sądzić. Czy to naprawdę aż tak dziwne? Może Malfoy przesadza? Przecież wystarczy trochę pomachać różdżką! Może powinienem zapytać o to Albusa? Z pewnością będzie on miał bardziej wiarygodne informacje niż... Iiiiii

- Agh - jęknął zasłaniając rękoma uszy.

- Potter? Co się dzieje? Potter? - Malfoy odwrócił się i zatrzymał. Widział, że coś do niego mówi, ale nie był w stanie rozróżnić słów. Wszystko zagłuszał ten potworny pisk.

Iiiiii - Zacisnął zęby by nie krzyknąć. Ból zmusił go do osunięcia się przy ścianie. Opierając się o nią plecami, skulił się, ukrywając twarz w dłoniach. Czuł, że drży, nie miał jednak sił na to, by chociaż próbować nad tym zapanować. Nie wiedział ile siedział w tej pozycji. Chciał po prostu żeby to się skończyło. Nagle poczuł, że ktoś kładzie mu dłoń na karku.

- Nie ruszaj się. - tym razem pomimo pisku który wciąż wszystko wypełniał, był w stanie zrozumieć słowa.

- Skup się na oddechu. - Malfoy powoli przesuwał dłoń po jego karku, w górę i w dół. Raz za razem. Jego ręka była dziwnie ciepła, wręcz gorąca. Skupiony na tym odczuciu, dopiero po kilku sekundach zorientował się, że pisk ustał.

- Lepiej? - słysząc kolejne pytanie, potwierdził i odsunął się nieco, powoli opanowując przyspieszony oddech. Gdy w końcu był w stanie wydobyć z siebie głos, szepnął:

- Tak. Przeszło. - po czym odwrócił głowę tak, żeby spojrzeć w szare tęczówki Lucjusza Malfoya i dodał:

- Jak pan to zrobił?

/\/\/\/\

Elenion - tak dla przypomnienia, jest to imię z języka elfickiego i w tłumaczeniu oznacza gwiazdę.

Małe wyjaśnienia co do poruszania się konia: Stęp - najwolniejszy chód konia, kłus - szybszy od stępu, galop - szybszy od kłusa, cwał - najszybszy chód konia.

Mellon - słówko z języka sindarinu ( elfickiego ) oznacza "przyjaciel". Mellon-nim – przyjacielu.

Tasar - imię ze słownika elfickiego, w tłumaczeniu wierzba.

Eliksir Słodkiego Snu – przypominam, że wbrew swojej nazwie pozwala on na sen bez żadnych snów.

Lux - jak zostało wyjaśnione już, to zaklęcie mojego pomysłu - słowo pochodzi z języka łacińskiego i oznacza "światło"

Nox - wspominane w cyklu HP zaklęcie gaszące światło.

Caeli - również czar mojego autorstwa. Słowo pochodzenia łacińskiego - powietrze.

Portum - kolejny czar mojej własnej wyobraźni, tym razem oznaczający lądowanie - słowo pochodzenia łacińskiego.

Wingardium Leviosa - czar znany wszystkim z cyklu książek HP - pozwala utrzymać przedmiot w powietrzu - przynajmniej do chwili gdy wskazujesz na niego różdżką. To dzięki niemu Ron z Harrym pozbyli się trolla na pierwszym roku nauki w Hogwarcie.

/\/\/\/\

Koniec Rozdziału 2