Czwarty rozdział przed wami. Jest troszkę zmian w wyjaśnieniach dotyczących pewnych eliksirów. Zapraszam i czekam na komentarze. Przypominam że jak ktoś nie może skomentować tutaj, proszę o komentarz pod tekstem Shadow of the Dark Lord.

/ \/ \/ \/ \

ŚWIATŁO DWÓCH ŚWIATÓW

/ \/ \/ \/ \

Rozdział 4

Kolejne sekrety

Niektóre sekrety odsłaniają się

tylko przed tymi, którzy

są ich warci.

Maggie Stiefvater, Król Kruków

xxx

/ \/ \/ \/ \

Rhovanion - Mroczna Puszcza, Pałac, Noc - Thranduil

Nerwowo krążył po korytarzach, wciąż pokonując tą samą drogę. Minuty przemijały jedna po drugiej. Dzień zamienił się w noc ale sen był ostatnią rzeczą o której teraz myślał. Czuł lęk głęboko ściskający go gdzieś wewnątrz. Bał się. Sama myśl, że może stracić kolejną osobę, sprawiała, że jego ciało ogarniał przerażający chłód.

Starał się nie dopuszczać tego rodzaju uczuć do siebie, jednak ponownie mu się to nie udało. Nigdy jawnie nie okazał Legolasowi miłości, ale i tak troska o niego wdarła się do jego serca. Wiedział, że jego syn nie da się łatwo pokonać. Ufał jego umiejętnościom. Jego zdolności były bez zastrzeżeń i z łatwością był w stanie poradzić sobie z niejednym przeciwnikiem. Wiedział to, ale i tak nie potrafił wyzbyć się obaw.

Legolas zawsze wracał na czas.

Dlaczego tym razem się spóźniasz? Co takiego wydarzyło się na Północnej Granicy, że twój patrol wciąż się nie zameldował? Czy trafiliście na coś niespodziewanego? Czy ty... - zatrzymując się przy jednym z ogromnych okien, zacisnął bezradnie pięści. Najgorsza była niewiedza.

Patrol który wysłałem za nimi nie dotrze na miejsce, wcześniej niż jutro o zmierzchu... potem czeka ich jeszcze droga powrotna... Elenion dlaczego cię tu nie ma? Z twoim talentem już dawno wiedzielibyśmy co się tam dzieje. Gdybyś tu był, wszystko byłoby prostsze... - po raz ostatni spojrzał w gwiaździste niebo i na nowo podjął wędrówkę. Jego zwykle bezszelestne kroki, teraz echem odbijały się od kamiennych ścian.

Elenion... pomóż mi.

/ \/ \/ \/ \

Hogwart - samo południe - Harry

Nim wyszedł z łazienki, do obiadu miał już tylko kilka minut, schwycił więc pozostawioną na łóżku kopertę i schował ją w kieszeń spodni. Spieszył się, a i tak do Wielkiej Sali dotarł jako ostatni. Przywitany przez dyrektora, odpowiedział mu jedynie skinieniem głowy i zajął swoje miejsce przy głównym stole. Wciąż miał do niego żal i przespana noc niczego nie zmieniała.

- Harry, chciałbym żebyś odwiedził mnie dzisiaj w gabinecie, sądzę, że jest kilka spraw o których musimy porozmawiać.

- Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym rozmawiać, dyrektorze Dumbleodre. - odpowiedział, nie zaszczycając go spojrzeniem. Sięgnął po ziemniaki, uznając rozmowę za skończoną, niestety Dumbledore nie chciał dać za wygraną.

- Harry, wiem że nie łatwo jest wybaczyć głupotę starcowi i nie zamierzam prosić cię teraz o wybaczenie. Chcę jednak byśmy spotkali się w cztery oczy. Sądzę, że to co mam ci do powiedzenia, zechcesz usłyszeć. Być może wychodzę z tym późno, ale przyrzekam ci Harry, na moją własną magię, że już nigdy więcej nic przed tobą nie ukryję. - te słowa zmusiły go do przerwania czynności i spojrzenia na Albusa. Dostrzegł, że dyrektor zaciska palce na własnej różdżce, która teraz delikatnie lśniła białym światłem. Znał potęgę magicznej przysięgi i nigdy nie sądził, że Dumbledore zdecyduje się na coś takiego. Jak szybko zrozumiał, nie on jeden.

- Albusie, jesteś pewien... - Minerwa zaczęła, jednak Harry nie zamierzał czekać. Wciąż nie spuszczając wzroku z dyrektora, odezwał się.

- Przyjmuję twoją przysięgę. - powietrze zadrgało i blask w okół różdżki Dumbledore'a przygasł. Przysięga została zawarta. Albus uśmiechnął się do niego, a w jego dotąd poważnym spojrzeniu, zamigotały iskierki.

- Przyjdź do mnie po kolacji, Harry.

- Przyjdę.

/ \/ \/ \/ \

Reszta posiłku minęła w spokoju. Sprout pogrążyła się w rozmowie z Severusem. Dyskutowali na temat ziół potrzebnych do kolejnej partii eliksirów leczniczych. Tymczasem McGonagall dała się wciągnąć Albusowi w rozmowę na temat planu zajęć na nadchodzący rok szkolny. Harry zostawiony sam sobie, wyciągnął z kieszeni zapomnianą kopertę. Po raz kolejny spojrzał na dużą literę G wytłoczoną na pieczęci, zastanawiając się, kto może znakować listy w ten sposób. W końcu stwierdził, że i tak się dowie i złapał za krawędź, by ją przełamać.

- Otrzymałeś list z Gringotta, Harry? - niespodziewane pytanie McGonagall, zatrzymało go w połowie ruchu.

- To pieczęć Gringotta?

- Tak. Wszystkie oficjalne pisma oznaczają tą literą.

Bank Gringott?

- Dlaczego napisali do mnie z Gringotta?

- Zdaje mi się, że dotyczy to tego, o czym chciałem dzisiaj z tobą porozmawiać Harry. - Gdy do rozmowy wtrącił się Dumbledore, spojrzał na niego. Dyrektor uśmiechnął się do niego smutno i dodał:

- Otwórz.

Nie zwlekając, przełamał pieczęć i wyjął z koperty gruby pergamin. Gdy go rozkładał, poczuł, że w dotyku jest zupełnie inny od tego którego sam używał w Hogwarcie. Ten pergamin był delikatnie chropowaty w dotyku. W środku złotym atramentem zapisano zaledwie kilka zdań, ale ich treść, obróciła jego świat o sto osiemdziesiąt stopni:

vvv

Szanowny Panie Potter

Pragnę przypomnieć, że trzydziestego pierwszego lipca mija termin w którym ma Pan prawo ubiegać się o przynależny tytuł Lorda Pottera. Po upływie tego czasu, będzie Pan mógł ponownie wnieść o przejęcie tytułu dopiero po ukończeniu dwudziestego szóstego roku życia. Oczekuję na Pańską odpowiedź, bądź osobiste spotkanie jeszcze w tym miesiącu.

Dyrektor Ragnarok

vvv

- Lord Potter? - szepnął, nie wierzą do końca w to co czyta. Mam prawo do tytułu Lorda? Owszem, słyszał, że najstarsze magiczne rodziny przynależą do Izby Lordów i zarządzają Wizengamotem, ale nikt nigdy nie powiedział mu, że jego ojciec też do niej należał.

- Tak Harry. Masz prawo do tytułu Lorda Pottera. Twój ojciec nigdy nie interesował się polityką i nie odebrał tytułu. Twój dziadek Charlus Potter był ostatnim z lordów wśród Potterów.

- Dlaczego mój ojciec go nie odebrał?

- W tamtym czasie były ważniejsze kwestie niż tytuły. Twoja rodzina znalazła się na celowniku Voldemorta i musieliście się ukryć. Sprawa Lordostwa była wtedy ostatnią kwestią o której myślał twój ojciec.

- A ja? Czemu mi nikt nie powiedział, że mam prawo do tytułu? - po jego pytaniu, Albus odchrząknął i szepnął.

- Tym razem możesz w pełni winić za to mnie Harry. W natłoku ostatnich spraw i walki z Voldemortem, po prostu zapomniałem o tym. Planowałem powiedzieć ci o tym w twoje siedemnaste urodziny, ale starczy umysł czasem nie jest tak sprawny jakbym tego chciał. - nie odpowiedział na to. Wcale nie był pewny, czy to rzeczywiście był wynik zapomnienia, ale nie chciał się już z nim kłócić.

- Muszę stawić się w banku przed końcem miesiąca w przeciwnym razie będę musiał czekać do dwudziestych szóstych urodzin na ponowną szansę, na odebranie tytułu.

- Oczywiście Harry, zorganizuję to.

- Kiedy? - zapytał w odpowiedzi na zapewnienie Albusa. Wiedział, że nie może tego odwlekać, nie zamierzał więc dać się zbyć byle zapewnieniem.

- Musisz dać mi trochę czasu Harry. Postaram się zorganizować to jak najszybciej, ale nie mogę cię puścić samego. To wciąż zbyt niebezpieczne.

- Wybacz Albusie, ale chcę tam pójść jeszcze w tym tygodniu. Jeśli nie znajdziesz nikogo kto mógłby zabrać mnie tam, to wybiorę się sam. - miał nadzieję, że jego głos jest stanowczy. Ani trochę nie spodobała mu się odpowiedź dyrektora. Dobrze wiedział, że określenie jak duże miałoby być to jego trochę, jest bardzo względne.

- Harry, nie możesz opuścić zamku bez eskorty! Reporterzy są upierdliwi ale tak naprawdę stanowią najmniejszy problem! Zapominasz, że wciąż pozostający na wolności śmierciożercy to zupełnie inna sprawa! - podniesiony głos McGonagall, zmusił go do odłożenia widelca po który ponownie sięgnął i spojrzenia na nią.

- Wiem o tym, Minerwo. Nie zapominam o tym, że wciąż na mnie polują, wy jednak zapominacie że nie mam już jedenastu lat. Jestem dorosły i jeśli podejmę ryzyko, zrobię to na własną odpowiedzialność.

- Jesteś dorosły, ale nie możesz działać lekkomyślnie Harry!

- Minerwo, to co zrobię z własnym życiem to wyłącznie moja decyzja.

- Ale... - McGonagall wciąż nie chciała dać za wygraną, wtedy jednak do rozmowy wtrącił się dotąd milczący Snape.

- Będę jutro na Ulicy Pokątnej. Muszę uzupełnić składniki do eliksirów. Jeśli chcesz, możesz zabrać się ze mną.

- Chętnie pro... Severusie.

/ \/ \/ \/ \

Następnego ranka wstał skoro świt. Snape kazał mu czekać przy wejściu tuż po śniadaniu. Wiedział, że do wyjścia ma jeszcze dużo czasu, ale nie mógł spać. Perspektywa wizyty w banku wzbudzała w nim zbyt wiele emocji, aby mógł usiedzieć w miejscu.

W jaki sposób przebiega przejęcie takiego tytułu? Czy wystarczy że podpiszę jakieś dokumenty? A może muszę zrobić coś jeszcze? Wiedział, że Dumbledore najpewniej udzieliłby mu odpowiedzi na te pytania, ale jakoś nie miał ochoty iść pytać go o cokolwiek. Po sytuacji w czasie obiadu zrezygnował wczoraj z wizyty w jego gabinecie. Choć wiedział, że przysięga nie pozwoli Albusowi więcej go okłamać, dalej nie czuł się gotowy na podjęcie rozmowy z nim.

Wciąż zamyślony skorzystał z toalety i podszedł do umywalki aby umyć zęby. Spojrzał w lustro, zamrugał i spojrzał jeszcze raz. Wszystkie myśli dotyczące wizyty w banku, momentalnie uleciały z jego głowy. Dotknął tafli, aby sprawdzić czy to na pewno on, a odbicie poruszyło się wraz z nim. Sięgnął ręką do własnych włosów, przesuwając je między palcami. To, że wczoraj gładko się układały zamiast sterczeć na wszystkie strony, zdawało mu się teraz błahym problemem.

Jak mogły tak urosnąć w czasie jednej nocy? - wciąż się nad tym zastanawiając sięgnął po grzebień i rozczesał skołtunione kosmyki. Te po uczesaniu, opadły mu na twarz, całkowicie przysłaniając oczy. Założył je za uszy, upewniając się w tym, że są jakieś pięć centymetrów dłuższe niż były gdy kładł się spać.

To że nie sterczały to jedno, mógłbym tłumaczyć to tym, że zaczęły się układać, ale jakim sposobem tyle urosły? Ostatni raz kiedy włosy mi tak szybko urosły był wtedy gdy ciotka ostrzygła mnie zostawiając mi tylko grzywkę która miała przykrywać bliznę. Myślę, że była to wtedy zasługa mojej przypadkowej magii, to jednak nie tłumaczy co u licha stało się tym razem?

- Może ktoś naprawdę potraktował mnie dla żartu jakimś dziwnym zaklęciem? - westchnął i wciąż nie znajdując żadnej odpowiedzi uznał, że będzie musiał wybrać się po powrocie z Pokątnej, do Madame Pomfrey. Dzisiaj rano miała wrócić, więc niech ona to sprawdzi. Zresztą i tak pewnie będzie chciała mnie przebadać, żeby upewnić się, czy ze mną wszystko w porządku. Odrywając się od rozmyślań, umył się szybko. W kilka minut później opuszczał już łazienkę, całkowicie ubrany. Przed wyjściem z kwater sięgnął jeszcze po pozostawioną na krześle bluzę i naciągając ją na siebie, wyszedł.

Poranek spędził w bibliotece. Liczył, że być może tam trafi na jakąś książkę o lordach, ale nie dotarł do niczego, czego by już nie wiedział. Chyba rzeczywiście będę musiał porozmawiać o tym z Albusem... Niezbyt zadowolony z takiego wniosku, odłożył przejrzane książki na miejsce i podążył na śniadanie.

/ \/ \/ \/ \

Choć wstał bardzo wcześnie, to wizyta w bibliotece spowodowała, że na miejsce dotarł kilka minut spóźniony. To naprawdę zaczyna stawać się tradycją... - pomyślał z przekąsem, zatrzymując się przed wejściem do Wielkiej Sali. Wziął głęboki oddech, mentalnie przygotowując się na nieuchronne pytania, po czym pchnął drzwi, wchodząc do jadalni. Tak jak się spodziewał, profesorowie byli już na miejscu i jak na zawołanie, wszystkie spojrzenia spoczęły na nim.

- Ładna fryzura Harry, czyżbyś pragnął nieco zmienić swój image? Przyznaję, że wyglądasz w niej znacznie poważniej. - słowa które usłyszał od Sprout zamiast powitania, jedynie potwierdziły jego obawy.

- Nawet jeśli taka zmiana jest korzystna, nie powinien pan, panie Potter stosować obecnie żadnych eliksirów modyfikujących wygląd. Stan pańskiego zdrowia wciąż pozostawia wiele do życzenia, a tego rodzaju eliksiry nadwyrężają odporność organizmu. - Podniósł ręce w geście poddania, aby przerwać monolog spoglądającej na niego z naganą Madame Pomfrey. Kiedy wreszcie dała mu dojść do głosu, wyjaśnił:

- Madame Pomfrey, nie brałem żadnych eliksirów, nie stosowałem też zaklęć. Dobrze wiem, że nie wolno zażywać mi tego rodzaju specyfików. Szczerze, to nie mam pojęcia dlaczego moje włosy w ciągu jednej nocy tak bardzo urosły. Liczyłem na to, że może w czasie kolejnego badania, pani uda się ustalić jaka jest tego przyczyna.

- Trudno mi w to uwierzyć, panie Potter. Takie zmiany nie pojawiają się same z siebie. To nie jest jedynie kwestia dłuższych włosów. Musiał pan coś zażyć, świadomie lub nie.

- Na pewno nic nie wziąłem, przynajmniej nie świadomie. Nic nie zażywałem, nie brałem od nikogo żadnych eliksirów. Włosy naprawdę urosły mi same z siebie. - powiedział, mając co do tego pewność, po czym nieco niepewny zadał pytanie, gdy sens tego co powiedziała Pomfrey, w pełni do niego dotarł:

- Jak to włosy nie są jedyną zmianą?

- Przeglądałeś się w lustrze Harry? - tym razem to Dumbledore zapytał. Odwracając się w jego stronę, przytaknął i dodał:

- Tak. Przeglądałem się. Nie wydaje mi się, żeby zmieniło się coś jeszcze.

- Jesteś blady, Harry.

- Blady?

- Twoja skóra jest jaśniejsza niż wczoraj. Wygląda to zupełnie tak, jakby w ciągu nocy zeszła ci opalenizna.

- Nie zauważyłem tego.

- Harry czy ty naprawdę nie użyłeś żadnego eliksiru?

- Przysięgam. - przyłożył rękę do serca na potwierdzenie tych słów. - Jedyny eliksir który sam przyjąłem w ostatnim czasie to Eliksir Słodkich Snów. Naprawdę nie wiem. skąd te zmiany. Może ktoś rzucił na mnie jakieś zaklęcie?

- Żadne zaklęcie nie jest w stanie wywołać permanentnych zmian w wyglądzie czarodzieja, do tego potrzebne są eliksiry, panie Potter. Jeśli to rzeczywiście zaklęcie, to najdalej w ciągu trzech godzin pański wygląd wróci do normy. Jeśli jednak nie jest to spowodowane zaklęciem, oznacza to, że jednak przyjął pan jakiś eliksir, Potter. W takim przypadku zmiany będzie można cofnąć jedynie przyjmując antidotum na otrzymany eliksir. - wyjaśnienia Pomfrey nieco rozjaśniły sytuację ale i tak nie wyjaśniły jaka jest przyczyna jego obecnego wyglądu.

- Nie wydaje mi się, aby dalsze rozwodzenie się teraz nad tym, miało jakikolwiek sens.. Zjedz coś. Gdy wrócicie z Pokątnej, pójdziesz z Poppy i wtedy się wszystkiego dowiemy. - Zgadzając się z Dumbledore'm, zabrał się za jedzenie.

/ \/ \/ \/ \

- Przyjdę po ciebie za godzinę. Nie opuszczaj terenu banku. Pod okiem goblinów nikt nie odważy się ciebie zaatakować.

- Skąd ta pewność?

- To teren goblinów, a zadarcie z takimi istotami może nieść ze sobą wysoką cenę. Nikt choć z odrobiną inteligencji, nie ściągnie na siebie dobrowolnie ich gniewu. - Snape nie dodał nic więcej. Patrząc jak oddala się szybkim krokiem, jeszcze przez chwilę stał bez ruchu, po czym posłusznie skrył się za wielkimi drzwiami.

Sala pełna goblinów pochylonych nad wielkimi księgami, nic się nie zmieniła od jego ostatniej wizyty w tym miejscu. Wciąż było dosyć wrześnie więc klientów było niewielu. Zresztą, jak zauważył, zdawali się jedynie prześlizgiwać po nim wzrokiem. Nikt nie widział w nim Harry'ego Pottera. Czy zmiana długości włosów robi aż tak wielką różnicę? Wciąż się nad tym zastanawiając, zbliżył się do pierwszego wolnego goblina. Ten, choć z pewnością słyszał jego kroki, nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem.

- Dzień dobry, chciałbym zobaczyć się z dyrektorem Ragnarokiem. - to jedno zdanie wystarczyło by goblin przerwał to co robił i uniósł głowę znad księgi. Goblin zmierzył go krytycznym wzrokiem od stóp do głowy i wracając do przerwanej pracy, rzucił gburliwym tonem.

- Dyrektor nie przyjmuje interesantów. Jeśli ma pan pilną sprawę, proszę napisać list. - biorąc uspokajający oddech by nie dać się mu wyprowadzić z równowagi, położył rękę na czytanej przez niego księdze i dodał.

- Otrzymałem wczoraj pismo od dyrektora Ragnaroka. Prosił abym zjawił się w tym miesiącu. Mam przejąć moje prawa do tytułu Lorda. - nie musiał dodawać nic więcej. Goblin momentalnie porzucił swoją pracę, a jego głos wyraźnie drżał, gdy pytał:

- Tytuł Lorda?

- Tak.

- Pańskie nazwisko? - nie chcąc być przypadkiem usłyszany przez postronnych, Harry pochylił się nad kontuarem, nim mu odpowiedział.

- Potter. Harry James Potter.

- Proszę za mną.

/ \/ \/ \/ \

Opuścili pełną marmurów salę i weszli w wąski, spowity w mroku, korytarz. Rozglądając się po ciemnych kamiennych ścianach, zaczął się zastanawiać, czy nie są to pozostałości po jakichś jaskiniach. Szli dość długo, korytarze oświetlone jedynie przez pochodnie zdawały mu się ciągnąć w nieskończoność. Wracając sam, z pewnością zgubiłbym się po drodze. Cóż, wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się to celowym działaniem. Gobliny są przewrażliwione na punkcie bezpieczeństwa.

Wreszcie, po kilku kolejnych minutach, prowadzący go goblin przystanął. Harry ponownie rozejrzał się, ale nie dostrzegł żadnych drzwi. Tymczasem goblin dotknął ręką ściany. Kamień rozbłysł i jego oczom ukazały się proste, drewniane drzwi.

- Proszę wejść panie Potter. Dyrektor Ragnarok już na pana czeka. - nie zastanawiając się skąd ten wie już, że przyszedł, nacisnął klamkę i pchnął ciężkie drzwi. Prostokątny gabinet w którym się znalazł, stanowił całkowite przeciwieństwo nie tylko korytarzy ale i paradnej sali wejściowej. Prosty, cały w drewnie, zdał mu się znacznie przytulniejszy niż pozostałe części banku. Za dużym biurkiem siedział goblin w eleganckim, szarym garniturze.

- Zapraszam panie Potter, proszę spocząć. - siadając na wskazanym krześle, Harry rzekł zamiast powitania:

- Dziękuję za list. Gdyby nie on pewnie jeszcze nieprędko dowiedziałbym się o tytule.

- Chce pan powiedzieć, panie Potter, że nie został pan poinformowany o własnych prawach? - w głosie dyrektora banku dosłyszał zaskoczenie.

- Teraz to i tak już nieistotne. Jeśli to nie problem, przejdźmy do rzeczy. O dziesiątej przyjdzie ktoś by mnie stąd odebrać. Niestety wciąż nieco niebezpieczne jest dla mnie poruszanie się w pojedynkę.

- Oczywiście. Rozumiem, że godzi się pan na przejęcie tytułu?

- Tak.

- W takim razie wystarczy, że podpisze pan kilka dokumentów, panie Potter. Najpierw jednak muszę prosić o kroplę pańskiej krwi.

- Mojej krwi?

- Musimy potwierdzić pańską tożsamość. To zwykła formalność. Wystarczy, że przyłoży pan palec do tego pergaminu. - z tymi słowami Ragnarok przesunął w jego stronę gładki pergamin o dziwnym, zielonkawym kolorze. Jak tylko przyłożył do niego opuszek palca, poczuł delikatne ukłucie.

Goblin zabrał pergamin, a Harry zafascynowany patrzył jak na pustym papierze pojawiają się słowa. Próbował odczytać je do góry nogami, ale szybko zorientował się, że nie zna języka w jakim zostały zapisane. Dyrektor jednak zdawał się je rozumieć, bowiem zwinął pergamin i ponownie patrząc mu w oczy, rzekł:

- W porządku. Zgodnie z prawem magii, jest pan dziedzicem tytułu Lorda Pottera. Czy akceptuje pan związane z nim prawa i obowiązki?

- Tak.

- Dobrze. - po tych słowach, na blacie pojawiły się dwie czarne teczki. - Teraz czeka już na pana tylko kilka dokumentów.

/ \/ \/ \/ \

Dwadzieścia minut później wydostał się z gabinetu. Na jego prawej dłoni błyszczał złoty sygnet z dużą literą P, za którą w tle krzyżowały się różdżka z lilią. Trzymał również pod pachą sporą skrzynkę którą na odchodnym wręczył mu dyrektor Ragnarok. Podobno miano mi przekazać ją po moich siedemnastych urodzinach, ale przez to, że nie pojawiłem się od tego dnia w banku, otrzymałem ją dopiero teraz.

Snape'a jeszcze nie było, dlatego stanął w kącie w holu, Oparł się o ścianę, tak by mieć wejście na widoku i przesuwając palce po rzeźbionym wieku, pozwolił myślom swobodnie płynąć. Czy naprawdę zostawili mi ją moi rodzice? Ale skoro tak, dlaczego miałem dostać ją dopiero gdy stanę się pełnoletni? Co znajduje się w środku? Najchętniej otworzyłby ją tutaj i po prostu sprawdził zawartość, ale wiedział, że to nie najlepszy pomysł.

- Jeszcze ściągnąłbym na siebie zainteresowanie kogoś nieodpowiedniego. - szepnął, ponownie spoglądając na skrzynkę. Nagle padł na niego cień. Poderwał głowę i odetchnął z ulgą, orientując się, że to tylko Snape. Nawet nie zauważyłem kiedy wszedł.

- Gotowy?

- Tak.

- W porządku. Wracamy. Nie ma sensu zostawać tu dłużej niż to konieczne. - przytaknął pozwalając wyprowadzić się na zewnątrz. Jak tylko zalały ich ostre promienie słońca, Snape złapał go za ramię.

Wszystko zawirowało.

/ \/ \/ \/ \

Po powrocie do zamku, zostawił skrzynkę na łóżku i obiecując sobie że zajrzy do niej zaraz po obiedzie, skierował się na pierwsze piętro, gdzie mieściło się Skrzydło Szpitalne. Podejrzewał, że Madame Pomfrey już tam na niego czeka. Po drodze zajrzał jeszcze do najbliższej łazienki, aby sprawdzić, czy rzeczywiście, tak jak usłyszał przy śniadaniu, jest bledszy. Prawdę mówiąc po przejrzeniu się w lustrze, stwierdził, że w dalszym ciągu nie dostrzega w swoim odbiciu jakiejś specjalnej różnicy.

Skoro jednak stwierdziła to Sprout, Pomfrey i Dumbledore, to coś w tym musi być...

- Skąd te zmiany się wzięły? Może rzeczywiście ktoś podrzucił mi jakiś eliksir? - szepnął i zaraz pokręcił głową uznając, że to już chyba objawy paranoi.

- Nikt chyba nie miał ku temu możliwości. Przez cały czas jestem w zamku, kto miałby więc zrobić mi coś takiego? Chyba że zrobił to Lucjusz Malfoy w czasie swojej wizyty... tylko po co u licha ktoś taki jak on miałby to robić? - pogrążony w myślach, dopiero przy samych drzwiach od Skrzydła Szpitalnego zorientował się, że dotarł na miejsce.

- Jeśli to zaklęcie to wkrótce starci działanie, a jak nie... to i tak zaraz wszystkiego się dowiem. - wyszeptał i pchnąwszy drzwi, wszedł do pomieszczenia.

Sala Szpitalna była tak samo jasna i sterylna jak zawsze. Rozglądał się, idąc wzdłuż rzędu łóżek, jednak Madame Pomfrey nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Może jest czymś zajęta? Jakby w odpowiedzi na tę myśl, drzwi do jej osobistego gabinetu otworzyły się z cichym zgrzytem i szkolna pielęgniarka, weszła do pomieszczenia.

- Zdejmij bluzę i usiądź na łóżku. Zaczniemy od sprawdzenia skąd te zmiany się biorą. Skoro zarzekasz się, że nic nie przyjmowałeś, musimy poznać ich przyczynę. Potem sprawdzę twój ogólny stan zdrowia. - przywitany poleceniami, wzruszył ramionami i zrobił to co kazała. Co jak co, z nią nie zamierzał się kłócić. Dobrze wiedział, czym grozi zdenerwowanie Madame Pomfrey.

/ \/ \/ \/ \

Przez kolejne minuty czekał cierpliwie podczas gdy Madame Pomfrey machała nad nim różdżką, szepcząc kolejne zaklęcia. W końcu schowała ją i stanęła przed nim z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Twój organizm jest mniej więcej w takim samym stanie, jak w czasie poprzedniego badania. Nie widzę żadnych zmian. Myślę, że dopóki mamy takie wysokie temperatury, nic niepokojącego nie będzie się działo. - Harry skinął jej głową na znak, że rozumie, tymczasem Pomfrey dodała:

- Twój słuch podoba mi się znacznie mniej. Wciąż nie ma w nim wyraźnych uszkodzeń, ale widać postępujące zmiany. - tego również się spodziewał, zostawił więc na razie ten problem i zapytał o to, co go teraz najbardziej nurtowało.

- Co z moim wyglądem? Czy wie pani, dlaczego moje włosy tak urosły? To przez zaklęcie czy eliksir?

- Ani to ani to.

- Słucham? - Harry takiej odpowiedzi nie spodziewał się usłyszeć od szkolnej pielęgniarki. - Ani to ani to?

- Zmiany w twoim wyglądzie nie są skutkiem żadnego z przyjętych przez ciebie w ostatnim czasie eliksirów. Nie są również spowodowane żadnym rzuconym na ciebie zaklęciem.

- Skoro nie wywołał ich żaden eliksir, ani zaklęcie to co w takim razie jest ich przyczyną? Dlaczego mój wygląd tak bardzo się zmienił? Najpierw moje włosy przestały sterczeć na wszystkie strony, a teraz urosły zaledwie w jedną noc.

- Sama jestem tym zaskoczona, ale wszystko wskazuje na to, że twój wygląd powraca do normy, panie Potter.

- Normy? Nie rozumiem.

- Dla mnie samej brzmi to nieco nierealnie, Harry, ale zaklęcia się nie mylą. Przed laty twój wygląd musiał zostać w jakiś sposób zmodyfikowany. Odnalazłam ślady po starym rytuale. Nie wiem jaki dokładnie eliksir zostały w nim wykorzystany ale obecnie twoje ciało powoli dostosowuje się do tego, jak od początku powinno wyglądać. - słysząc to poczuł się tak, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody.

Powinienem inaczej wyglądać? Niby jak? O co tu w ogóle chodzi? Przecież wyglądam dokładnie tak jak trzeba! Kto w ogóle miałby zmieniać mój wygląd? Po co do cholery miałby to robić?!

- Może to jakaś pomyłka? Dlaczego ktoś miałby zmieniać mój wygląd? Poza tym, przy śniadaniu wspominałaś że eliksiry zmieniają wygląd permanentnie, chyba że weźmie się antidotum. Teraz twierdzisz że zmieniam się bo tracą działanie! A przecież mówiłaś że ostatnio nie przyjąłem żadnych eliksirów! - zorientował się że mówi do niej na ty, ale zupełnie się tym nie przejął.

- To prawda, istnieją jednak eliksiry które same w sobie zawierają antidotum. Są to tak zwane Eliksiry Czasowej Zmiany. Można dzięki nim trwale zmienić elementy wyglądu na określoną liczbę lat. Eliksir który wykryłam w twoim organizmie, powinien działać przez dziesięć lat, jednak jego działanie zostało wydłużone poprzez rytuał runiczny. Obecnie traci on działanie i dlatego cofają się zmiany które wprowadził eliksir.

- Jak wiele tych zmian będzie? I kiedy się wszystkie pojawią? - gdy o to pytał, jego głos nie był wiele głośniejszy od szeptu.

- Nie umiem powiedzieć. Zazwyczaj w takich przypadkach oczyszczenie organizmu nie zajmuje więcej niż cztery tygodnie. Myślę że przed końcem lipca wszystkiego się dowiemy.

- Miesiąc? Jak bardzo zmienię się w tym czasie?

- Nie wiem Harry. Choćbym chciała, to na to pytanie również nie mogę ci odpowiedzieć. Te zmiany mogą wiązać się z modyfikacją jedynie kilku elementów w twoim obecnym wyglądzie albo... - urwała spoglądając na niego poważnym wzrokiem.

- Albo?

- Mogą również oznaczać całkowitą przemianę. Może się nawet okazać, że nie jesteś tym kim myślisz. Być może nie płynie w tobie krew Potterów.

- Nie jestem Potterem? Jak niby miałbym nim nie być?

- Jak już wspominałam, mogą to być jedynie niewielkie zmiany jak dłuższe włosy, czy bledsza cera, ale może również okazać się, że twój wygląd całkowicie się zmieni. Nie wiem jakiego eliksiru na tobie użyto, jednak jego działanie przypomina mi trochę działanie eliksiru adopcyjnego.

- Czym jest eliksir adopcyjny?

- Eliksir adopcyjny pozwala nadać adoptowanemu dziecku, cechy wyglądu przybranych rodziców.

- Ja nie zostałem adoptowany.

- Nie twierdzę, że tak było Harry. Eliksir który ci podano nie był eliksirem adopcyjnym, co do tego mam pewność. Eliksir adopcyjny jest jedynym eliksirem zmiany mającym rzeczywiście działanie permanentne. To dlatego magiczne adopcje są tak rzadko wykonywane. Jednakże działanie specyfiku który podano tobie, jak już wspominałam, zostało sztucznie przedłużane poprzez rytuał. Mimo wszystko jednak jego działanie wydaje się podobne, dlatego uważam że zmiany w twoim wyglądzie mogą okazać się znaczne.

- Czyli na razie mogę tylko czekać?

- Obawiam się, że nie pozostaje ci nic innego. Sądzę jednak, że powinieneś pójść porozmawiać z Albusem. Być może on coś na ten temat wie i zdoła udzielić ci jakichś odpowiedzi.

- Nie jestem pewien, czy chcę je poznać.

/ \/ \/ \/ \

Droga do gabinetu dyrektora jeszcze nigdy nie wydawała mu się tak długa. Pokonując kolejne schody, czuł coraz większy ciężar w klatce. Bał się. Bał się tego co może usłyszeć. Bał się jednak także tego, że nie usłyszy nic.

Co jeśli dyrektor nic nie wie na ten temat? Gdzie mam wtedy szukać prawdy? Czy po tym jak dokonają się te wszystkie zmiany, uzyskam jakąkolwiek odpowiedź? Co jeśli naprawdę nie jestem Potterem? Co jeśli ktoś tylko chciał żebym wyglądał jak Potter? - westchnął.

- Tylko kto i po co miałby to robić? - jedyną odpowiedzią była cisza. Gdy w końcu dotarł przed posąg gargulca, wziął kolejny uspokajający oddech i powiedział:

- Karmelkowe Motylki – hasło do gabinetu jeszcze nigdy nie wydawało mu się tak absurdalne.

- Wejdź Harry. - otwierając ciężkie drzwi, cicho wsunął się do gabinetu dyrektora. Siadając na fotelu na przeciwko biurka, zastanawiał się, jak rozpocząć tą rozmowę. Nim jednak miał szansę odezwać się, dyrektor zrobił to pierwszy.

- Cieszę się, że cię tu widzę Harry. Wiem, że nie powinienem tego robić po czasie, ale chciałbym cię przeprosić. Miałeś rację, głupio postąpiłem ukrywając przed tobą prawdę o pracy Severusa. Powinienem był ci powiedzieć, że pracuje on nad eliksirem dla ciebie. Powinienem również pamiętać o przekazaniu ci we właściwym czasie prawdy o twoim dziedzictwie.

- W porządku, dyre... Albusie, już się nie gniewam. Chciałbym jednak prosić, żebyś nie robił tego więcej. Ja naprawdę nie jestem już dzieckiem. Mam prawo wiedzieć o sprawach które dotyczą mnie bezpośrednio.

- Wiem o tym Harry. Wiem to i obiecuję ci, że już nigdy więcej nic przed tobą nie zataję. Mam więc nadzieję, że będziesz w stanie ponownie mi zaufać.

- Spróbuję.

- Cieszy mnie to Harry. A wracając do teraźniejszości, co cię dzisiaj do mnie sprowadza?

- Mój wygląd.

- Rozumiem, że byłeś już u Poppy? Rozumiem, że udało jej się stwierdzić co jest tego przyczyną.

- Byłem. Powiedziała, że te zmiany są skutkiem eliksiru który podano mi wiele lat temu. Teraz jego działanie przemija i dlatego pojawiają się zmiany. Powiedziała, że być może, wcale nie jestem Potterem. Dlatego chcę cię zapytać, czy wiesz coś na ten temat, Albusie? Pamiętaj, że obiecałeś więcej mnie nie okłamywać.

- Nie zamierzam cię okłamywać Harry, jednak to co mówisz, dla mnie samego jest zaskakujące. Czyżbyś był pod działaniem eliksiru adopcyjnego? Lily ani James nigdy nic mi na ten temat nie mówili. - coś w głosie dyrektora, upewniło go w tym, że ten nie próbuje go oszukać.

On naprawdę nic nie wie na ten temat... - zacisnął pięści tak mocno, że paznokcie powbijały mu się w dłonie.

- To nie jest eliksir adopcyjny. Madame Pomfrey stwierdziła, że jego działanie jest podobne i zmiany w moim wyglądzie mogą okazać się dość duże, jednak eliksir który mi podano, nie był eliksirem adopcyjny. Mi samemu wydaje się, że nie mogę nie być Potterem. Przecież odebrałem dziś tytuł Lorda Pottera. Jak mógłbym nim zostać gdybym był kimś innym?

- Tu akurat więzy krwi nie są potrzebne, Harry.

- Jak to?

- Tytuł Lorda jednej ze szlacheckich magicznych rodzin można otrzymać na dwa sposoby. Dziedziczy się poprzez krew, wtedy tytuł przechodzi z ojca na syna. Można jednak odziedziczyć go także przez magię. W takim przypadku dziedzicem może zostać dziecko adoptowane lub jakakolwiek inna osoba która zostanie wyznaczona na spadkobiercę przez głowę rodziny. W takim przypadku nawet jeśli nie byłbyś Potterem z krwi, wciąż mógłbyś odziedziczyć tytuł Lorda Pottera. - przytaknął i zadrżał, coś sobie nagle uświadamiając.

- Dziś w banku usłyszałem, że zgodnie z prawem magii dziedziczę tytuł. Czy to znaczy, że James Potter nie jest moim ojcem?

- Nie Harry, nie wyklucza to twojego pokrewieństwa z Potterami. Dziedziczenie zgodnie z prawem magii jest starym powiedzeniem wypowiadanym przy potwierdzaniu czyjejś tożsamości. Gdyby powiedział, że poprzez magię nadano ci prawo dziedziczenia, wtedy byłbyś nie związany krwią. Zwrot poprzez prawo magi może jednak dotyczyć obu przypadków.

- Czyli dopóki zmiany się nie zakończą, nic nie będę wiedział?

- Obawiam się, że tak przedstawia się sytuacja Harry. Czy Poppy wspomniała, jak wiele czasu zajmie pojawienie się tych zmian?

- Prawie miesiąc.

- W takim razie chciałbym aby od teraz Poppy codziennie sprawdzała twój organizm. Być może wraz z kolejnymi pojawiającymi się zmianami, zyskamy jakąś wskazówkę. Proszę cię byś informował ją o wszelkich różnicach jakie zauważysz.

- Dobrze. Pójdę już.

- Oczywiście Harry. Do zobaczenia na obiedzie.

/ \/ \/ \/ \

Nie mając najmniejszej ochoty na obiad, zaszył się w bibliotece. Planował poszukać czegoś na temat zmian w wyglądzie podobnych do tego co się z nim obecnie działo, nie było jednak zbyt wiele pozycji poruszających tą kwestię. A to co udało mu się znaleźć były tak ogólnikowe, że szybko zrezygnował z dalszego przetrząsania dostępnych zasobów.

Szkolna biblioteka nie jest chyba odpowiednim miejscem do szukania czegoś na ten temat, zwłaszcza, że do tych książek może zajrzeć każde dziecko... - uznając, że na razie pozostaje mu tylko czekanie na kolejne zmiany, zawrócił w stronę swojego pokoju. Gdy dotarł na miejsce, jego wzrok padł na pozostawioną na łóżku skrzynkę. Przez rewelacje które usłyszał s skrzydle szpitalnym, zupełnie o niej zapomniał.

Może w niej znajdę jakąś odpowiedź?

/ \/ \/ \/ \

Rhovanion - Mroczna Puszcza, Północna Granica - Legolas

Zmęczony osunął się przy drzewie i przymykając oczy, pozwolił sobie na kilka chwil wytchnienia. Lewą dłonią wciąż ściskał łuk, gotowy użyć go w każdym momencie. To co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby, było dla niego tak nierealne, że marzył tylko o tym aby zapomnieć.

Bolało go wszystko. Chciał zasnąć i nie myśleć o niczym, niestety sen był ostatnią rzeczą na którą mógłby sobie teraz pozwolić. Musiał wracać. Z całego oddziału tylko on przeżył. Tylko on mógł powiadomić o tym co się stało.

Ojciec musi się o tym dowiedzieć. Musi poznać prawdę, nim będzie za późno. Musi, albo mroczna puszcza już nigdy nie będzie taka sama. - pomyślał, zmuszając się do tego aby wstać. Gdy się podnosił, lepkie od krwi włosy, opadły mu na twarz przysłaniając widoczność. Odrzucił je do tyłu i przytrzymując się kolejnych drzew, podjął mozolną wędrówkę. Czekała go długa droga do domu. Miał nadzieję, że nie padnie, zanim nie dotrze na miejsce.

Nie mogę się poddać. Jeszcze nie teraz...

/ \/ \/ \/ \

Eliksir adopcyjny - hmm, jest to całkowicie mój wymysł. Na potrzeby tego opowiadania założyłam, że permanentne zmiany wyglądu można osiągnąć jedynie za pomocą odpowiednich eliksirów. Użycie różdżki pozwala zmienić wygląd jedynie na krótką chwilę.

Eliksir Czasowej Zmiany – to kolejny mój wynalazek ;)

Ragnarok lub ragnarek – w mitologii skandynawskiej los bogów. W wyobrażeniach mitologicznych ma on być wielką walką pomiędzy bogami a olbrzymami pod wodzą Lokiego, w wyniku której świat i Asgard, siedzibę bogów, strawi ogień, wszystkie gwiazdy zgasną, a Ziemię zaleje wielkie morze. U mnie imię dyrektora banku goblinów ;)

/ \/ \/ \/ \

Koniec Rozdziału 4