Życzę wszystkim zdrowia i spokoju na nadchodzące Święta Bożego Narodzenia. Przed wami rozdział szósty który był publikowany ale bardzo dawno temu. Tak jak poprzednie został przeczytany i poprawiony. Być może rozdział siódmy też się pojawi ale nie obiecuję - powiem tak po Świętach będzie on na pewno, w same Święta - być może... Przypominam też, że jak ktoś komentował starą wersję rozdziału i nie może wrzucić komentarza ponownie, proszę o komentarz pod tekstem Shadow of the Dark Lord
/ \/ \/ \/ \
ŚWIATŁO DWÓCH ŚWIATÓW
/ \/ \/ \/ \
Rozdział 6
One nie istnieją
Nie tylko miłość trzyma ludzi razem.
Także sekrety i cena, którą się płaci,
żeby ich nie wyjawić.
Stephen King
/ \/ \/ \/ \
Rhovanion - Mroczna Puszcza - Północna Granica - Legolas
Ciemne niebo zasnuły ciężkie chmury pogrążając okolicę w mroku. Przystanął, spoglądając w górę. Blask księżyca, dotąd wskazujący mu drogę, znikł całkowicie. Opierając się o najbliższe drzewo, rozejrzał się, poszukując miejsca na przeczekanie do świtu. Wędrówka bez blasku gwiazd była niemożliwa. Wiedział, że musi się spieszyć, jednak miał niewielkie szanse na odnalezienie szlaku w całkowitej ciemności.
Jeśli się zgubię, to tylko nadłożę drogi. Już teraz ledwie idę i nie jestem pewien, czy moje ciało zniosłoby dodatkowy wysiłek.
- Nie będę tego sprawdzał. - zaciskając zęby, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku wciągnął się po gałęziach na jedno z najbliższych drzew. Nie miał wystarczająco sił do ewentualnej obrony, nie było więc najlepszym rozwiązaniem odpoczywanie na nieosłoniętej ziemi. Tak, z pewnością nie miał ochoty na zostanie czyjąś kolacją.
Nie dam rady rozpalić ognia, a bez niego jestem kompletnie bezbronny. Usadowił się na rozłożystej gałęzi, upewniając, że nie spadnie, nawet jeśli zdarzyłoby mu się zasnąć. Siedząc otoczony niczym niezmąconą ciszą, starał się obliczyć jak wiele drogi dzieliło go od obranego celu. Szedł już pół dnia i część nocy.
- Gdybym był w pełni sił dzieliłyby mnie od domu dwa dni konnej jazdy lub pięć dni marszu... Tym razem, choć tak długo szedłem, wciąż nie opuściłem jeszcze obwodu granicznego. - westchnął. Z moim obecnym tempem, pewnie dobrze będzie jak zdołam dotrzeć na miejsce, w przeciągu kolejnych dziesięciu dni.
- O ile nie padnę wcześniej. - szepnął sam do siebie, poprawiając się na gałęzi. Jęknął gdy od zbyt gwałtownego ruchu, plecy po raz kolejny zapłonęły, odbierając mu na kilka sekund oddech. Muszę dotrwać. Nie po to przechodziłem to piekielne szkolenie, abym teraz tak po prostu się poddał...
Wytrzymam. Nie zawiodę cię ojcze. Przyrzekłem ci to i nie złamię danego słowa. Nie zawiodę ciebie ani naszych ludzi. Nie pozwolę na to, aby zginął choć jeszcze jeden elf.
Wytrzymam. Muszę...
Minęło kilka kolejnych minut i jego wymęczony organizm w końcu się poddał. Przyciśnięty do chropowatego pnia, pogrążył się w niespokojnym śnie.
/ \/ \/ \/ \
Obudził go deszcz. Kuląc się pod lodowatymi strugami wody, bezskutecznie starał się powstrzymać drżenie własnego ciała. Rozpalony gorączką organizm nie był przygotowany na tak gwałtowną zmianę temperatury. Elfy zwykle nie odczuwały zimna, lecz on coraz bardziej się trząsł. Niestety miał pełną świadomość tego, co to oznacza.
Jest ze mną gorzej niż myślałem... Ostrze musiało być zatrute. - pomyślał i ignorując ból, zaczął delikatnie zsuwać się z drzewa. Świtało.
- Czas ruszać dalej. - szepnął, uderzając o ziemię nieco mocniej niż powinien. Zignorował ból w kolanach i zbierając się z rozmokniętej ziemi, powlókł się na południe.
Muszę iść. Póki jeszcze mogę.
/ \/ \/ \/ \
Rhovanion - Mroczna Puszcza - Eloira
Jechali bez wytchnienia. Od chwili gdy opuścili Pałac, zatrzymali się tylko raz gdy stało się jasne że konie nie pojadą dalej bez odpoczynku. Jechali w milczeniu. Nikt nie kwapił się do rozmowy. Nikt nie żartował. Każdy pogrążony był we własnych myślach. Spoglądając kątem oka na swój niewielki oddział, wiedziała że ich obawy kierują się w tę samą stronę, co jej własne.
Co wydarzyło się na Północnej Granicy? Dlaczego nikt nie powrócił? Dlaczego wciąż nikogo nie spotkaliśmy? - nie była pewna jak wiele razy w ciągu ostatnich godzin zadawała sobie te same pytania. Pytania na które bała się otrzymać odpowiedź. Tak, miała pełną świadomość tego, że cokolwiek się stało, nie było to nic błahego. Oddział dowodzony przez Księcia Legolasa był jednym z najlepszych jakie miała pod swoim dowództwem. Tak, pomimo swojego młodego wieku, Książę już wielokrotnie udowodnił, że nie objął zajmowanej przez siebie pozycji w oddziale, ze względu na koneksje.
Poprzez swój zmysł analizy oraz zdolności walki przysporzył sobie szacunek wśród własnych podwładnych. Doceniała jego umiejętności i nie miała żadnych wątpliwości co do jego kompetencji. Wiedziała również, że osoby które dobrał do własnego oddziału także znają się na rzeczy. Tak. Miała pewność, że potrafią o siebie zadbać i to właśnie z tego powodu, tak bardzo się bała.
Co takiego się tam wydarzyło, że żaden z nich wciąż nie powrócił? Czy oni... - pokręciła głową, nie zamierzając tej opcji brać pod uwagę. Mocniej schwyciła grzywę i nadała większe tempo, ignorując spadające z nieba pierwsze krople deszczu.
Znajdziemy was. Znajdziemy was wszystkich. Żywych.
/ \/ \/ \/ \
Hogwart, Gabinet dyrektora - Harry
Dziwnie się czuł w opustoszałym gabinecie. W czasie przygotowań do walki z Voldemortem otrzymał pozwolenie na wejście tu w każdym momencie. Mimo wszystko jedynie kilkukrotnie zdarzyło mu się skorzystać z tej możliwości. Zawsze wydawało mu się to nie na miejscu. Teraz też, spoglądając na siedzącego na żerdzi Fawkesa, wyszeptał usprawiedliwiając się:
- Nie mogę czekać na jego powrót. Naprawdę, nie mogę. - wyciągnął z kieszeni flakoniki i mocno przyciskając je do piersi, ruszył w stronę stojącej po lewej szafki, w której jak pamiętał, powinna znajdować się myślodsiewnia.
Stała na swoim miejscu. Przyjmując ten fakt z ulgą, wyciągnął ją i ostrożnie ustawił na biurku. Następnie przyjrzał się fiolkom, zastanawiając, od której powinien zacząć. - Wszystkie wyglądają identycznie... - Po chwili namysłu uznał, że po prostu uporządkuje wspomnienia po obejrzeniu. Miał już przelać zawartość pierwszej z fiolek, wtem jednak dostrzegł maleńką trójkę na denku. Zaintrygowany sprawdził pozostałe.
- Jednak je ponumerowali. - z ulgą przyjmując fakt, że przynajmniej jeden problem ma z głowy, wlał pierwsze ze wspomnień do wnętrza misy i nie zwlekając dłużej, zanurzył się w nim.
vvv
Znalazł się w niedużym saloniku. Rozejrzał się, orientując, że pomieszczenie aż krzyczy od tego, że dom należy do gryfonów. Podłogę pokrywał czerwony dywan, a kanapa i fotele ustawione przed kominkiem miały jedynie o ton ciemniejszą od niego barwę. Dla kontrastu z meblami, porozkładano na nich złote poduszki.
Przy kominku stał James, wpatrując się w trzaskający ogień. Harry zbliżył się do niego, po raz kolejny z bólem myśląc o tym, że wbrew temu w co od lat wierzył, nie jest on jego ojcem. Wyciągnął rękę w jego stronę, chcąc go dotknąć. Zamknął oczy aby odpędzić łzy, gdy jego dłoń przeszyła powietrze.
- Harry już śpi. Padł niemal natychmiast.
- Nic dziwnego, miał dziś wiele wrażeń. - Ta krótka wymiana zdań sprawiła, że otarł twarz rękawem i powrócił do obserwacji wspomnienia.
Jego mama stała w progu pokoju, z uśmiechem spoglądając w stronę ojca. Tak, chociaż wiedział, że nie łączą ich więzy krwi, to w jego sercu wciąż pozostawali dla niego rodzicami. Czuł, że tego nic nie zmieni.
- Jesteś głodna?
- Tak. Zostało nam trochę... - rozmowa urwała się w pół zdania gdy z korytarza rozległo się pukanie. Głuchy odgłos uderzeń informował, że ktoś stoi przed domem. - James! - w głosie Lily zabrzmiał strach. Jego rodzice zdążyli wymienić spojrzenia, zaraz po tym, drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem.
To Grindelwald.. - choć jeszcze go nie zobaczył, był tego pewien.
- Przygotuj się. - usłyszał i w chwilę później w rękach obojga pojawiły się różdżki. Dostrzegając to, zaczął zastanawiać się czy doszło między nimi a Grindelwaldem do walki. Zaledwie kilka sekund później otrzymał odpowiedź na to, gdy różdżki wyrwały się im z palców i poszybowały przez salon. Zaraz po tym, wysoki mężczyzna stanął w progu pokoju.
Tak jak Lily i James, on również skupił całą swoją uwagę na mężczyźnie. Nigdy nie miał okazji zobaczyć jakiejkolwiek podobizny Grindelwalda, ale zawiniątko które spoczywało w jego rękach, upewniło go w tym, kim on jest.
- Spokojnie. Nie przyszedłem was zabić.
- Jak się tu dostałeś? Dom jest chroniony.
- Nie ma dla mnie barier których nie mógłbym przejść.
- Kim jesteś i czego chcesz? - Rejestrując w pamięci fakt, że rodzice także nie rozpoznali Grindelwalda, zbliżył się do mężczyzny, chcąc mu się lepiej przyjrzeć. Tymczasem ten wskazał ruchem głowy trzymane przez siebie zawiniątko i wyszeptał:
- Nie tak głośno. Obudzicie go. - jego rodzice spojrzeli na tobołek w ręku mężczyzny, po czym wymienili spojrzenia między sobą.
- Czego chcesz? - James powtórzył pytanie, tym razem jednak nie podniósł głosu.
- Usiądźmy. Mamy wiele do omówienia.
vvv
Wyrwany ze wspomnienia, dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że znów jest w gabinecie dyrektora. Opadł na fotel, biorąc głęboki oddech. Chociaż scena którą zobaczył nie trwała więcej niż kilka minut, potwierdziła informacje zawarte w liście który otrzymał.
- On naprawdę mnie do nich przyniósł. - wyszeptał sam do siebie, ignorując fakt, że nie wszystkie portrety śpią. Zaraz po tym wstał, przelał zawartość misy z powrotem do fiolki, po czym umieścił w niej kolejne wspomnienie. Mentalnie przygotowując się na to co może usłyszeć w rozmowie pomiędzy nimi, ponownie wszedł do myślodsiewni.
vvv
Znów znalazł się w saloniku, tym razem jednak Grindelwald zajmował jeden z foteli, a Lily i James przysiedli na kanapie. Zawiniątko leżało teraz na stole, pomiędzy dorosłymi. Spod ciemno zielonego koca wystawała jedynie kępka czarnych włosków. Dziecko najwidoczniej spało. Położył mnie na stole jak towar który wystawia się na sprzedaż? Z pewnością nie byłem dla niego wiele wart... Gdy przyglądał się tej scenie, ciężko mu było zaakceptować fakt, że w tym zawiniątku znajduje się on sam.
- Dobrze. Zgadzam się. Zaopiekuję się nim tak jakby był moim własnym synem. - niespodziewana odpowiedź ze strony Lily sprawiła, że zdezorientowany cofnął ruchem ręki wspomnienie. Czyżbym coś przegapił? Nie, to przecież niemożliwe... Wspomnienie ponownie rozgrywające się od pierwszych sekund, potwierdziło to.
- Brakuje rozmowy pomiędzy nimi... Może pomylili się w numeracji i to nie drugie, a trzecie w kolejności wspomnienie? - uznając, że tak może być, powrócił na razie do obserwacji rozgrywającej się sceny.
- Skoro nie ma nikogo, niech zostanie z nami. Nie pozwolę by ktokolwiek skrzywdził to dziecko. Bez względu na to kim jest i skąd pochodzi, zasługuje na prawdziwy dom.
Kim jestem, skąd pochodzę? To naprawdę musi być trzecie, a nie drugie wspomnienie...
- Wasze słowa przynoszą mi wielką ulgę. Niewiele byłoby osób gotowych zaopiekować się nim Jeszcze mniej takich którzy daliby radę sprostać temu. Liczyłem na to, że się zgodzicie. Jak wspominałem, jesteście potężni magicznie i dacie sobie radę z jego niespotykaną mocą. To dlatego wybrałem właśnie waszą dwójkę...
Niespotykana moc? Jaka niespotykana moc? Nie mam żadnej niespotykanej mocy... O czym on u licha mówi?
- Czy mogę? - gdy jego mama wskazała na śpiące dziecko ręką, powrócił do śledzenia wspomnienia. Grindelwald skinął na potwierdzenie głową i Lily ostrożnie wzięła zawiniątko w swoje ramiona. Rozwinęła nieco kocyk przyglądając się maleństwu i wyszeptała:
- Jest po prostu śliczny. Tylko musimy jakoś ukryć jego... odmienność. Nie chcę by w przyszłości miał z tego powodu problemy. Zasługuje na to aby być traktowany tak samo jak reszta dzieci.
- Oczywiście. Zadbam o to.
Odmienność? - to jedno słowo sprawiło, że serce podeszło mu do gardła. Mając w pamięci treść listu i słowa, że jego krew ocaliła mu życie, obszedł sofę, tak aby sam mógł się sam sobie przyjrzeć. Stając tuż za miejscem które zajmowała jego matka, pochylił się, aby obejrzeć znajdujące się w jej ramionach dziecko.
- Nie... niemożliwe. - cofnął się i upadł potykając o własne nogi. - Jak? Dlaczego? - w jego myślach panował chaos. Ledwie do niego dotarło, że kolejne wspomnienie rozwiało się i znów wylądował w gabinecie dyrektora Hogwartu.
vvv
Zacisnął powieki i ukrył twarz w dłoniach, kręcąc bezradnie głową. To niemożliwe... One przecież nie istnieją! Ja nie mogę być... nie mogę... jak... skąd... - Niestety, bez względu na to, jak bardzo starał się temu zaprzeczyć, obraz który ujrzał we wspomnieniu, na zawsze wyrył się w jego świadomości.
Odchylił głowę do tyłu, skupiając się na własnym oddechu. Przez kilka kolejnych minut udało mu się nie myśleć o niczym konkretnym. W końcu wyprostował się, spoglądając na wciąż stojącą na biurku myślodsiewnię.
- Jeżeli nie zobaczę tego jeszcze raz, nie będę w stanie w to uwierzyć. - Momentalnie podejmując decyzję, pochylił się i ponownie zanurzył w tym samym wspomnieniu.
vvv
Po raz trzeci tego dnia znalazł się w tym samym saloniku, w domu w Dolinie Godryka. Tym razem nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do tego co się dzieje.
- Dobrze. Zgadzam się. Zaopiekuję się nim tak jakby był moim własnym synem.
- Skoro nie ma nikogo, niech zostanie z nami. Nie pozwolę by ktokolwiek skrzywdził to dziecko. Bez względu na to kim jest i skąd pochodzi, zasługuje na prawdziwy dom. - Delikatnym ruchem ręki zatrzymał wspomnienie, a następnie powoli przewinął je do przodu.
- Jest po prostu śliczny. Tylko musimy jakoś ukryć jego... odmienność. Nie chcę by w przyszłości miał z tego powodu problemy. Zasługuje na to by być traktowany tak samo jak reszta dzieci.
Ponownie zatrzymał wspomnienie. Starając się zapanować nad własnymi nerwami, wolnym krokiem obszedł pomieszczenie i znów stanął tuż za Lily. Kierując wzrok na zawiniątko w jej rękach był dużo spokojniejszy niż za pierwszym razem.
Teraz przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać.
Spoglądając na dziecko szybko zorientował się, że nie wszystko w jego wyglądzie jest takie jak zdawało mu się przy pierwszym spojrzeniu. Przede wszystkim, włosy które wydawały mu się takie same jak ma obecnie, wcale nie były czarne. Dużo bardziej do ich koloru pasowało określenie grafitowe. Co do rysów twarzy u tak małego dziecka, niewiele był w stanie powiedzieć.
- Układ kości policzkowych, czoło, nos... mogą nie odbiegać od tego jak wyglądam obecnie, lub być zupełnie inne. Nie mam szans na stwierdzenie tego teraz...
- Przekonam się za cztery tygodnie. - szepnął sam do siebie, dalej analizując wygląd dziecka, choć niewiele więcej dało się stwierdzić. Dziecko ani razu nie rozchyliło powiek, kolor tęczówek pozostał więc tajemnicą. Tak, w oczy rzucała się już tylko jedna rzecz. Rzecz przez którą za pierwszym razem tak długo nie był w stanie dojść do siebie.
Maleńkie uszka dziecka były lekko szpiczaste na końcach.
vvv
Spoglądając przez okno, myślami tak naprawdę był daleko od tej wieży i gabinetu dyrektora. Wspomnienie na powrót znalazło się w fiolce, ale wciąż nie dawało mu o sobie zapomnieć. Mimowolnie przesunął palcami po własnym uchu, które obecnie było najzupełniej normalne.
Dlaczego tam wyglądały jak u elfa? Przecież takie elfy istnieją jedynie w mugolskich bajkach dla dzieci! Jedyne znane elfy to skrzaty domowe. Nawet w magicznym świecie nie ma innych elfów!
- Czemu więc ja... - urwał. Może to była tylko jakaś deformacja? Przecież to niemożliwe żebym ja... - znów urwał. Naprawdę nie wiedział co ma o tym myśleć. Oderwał wzrok od okna i rozejrzał się po wciąż pustym gabinecie.
- Chciałbym żeby Albus już tu był. Być może on byłby w stanie cokolwiek mi na ten temat powiedzieć... - Przez kilka kolejnych minut kręcił się bez celu po pomieszczeniu, przyglądając porozstawianym w nim sprzętom, w końcu jednak powrócił do biurka. Biorąc do ręki kolejną fiolkę, uznał, że skoro i tak musi na niego czekać, równie dobrze może obejrzeć resztę.
vvv
Zanurzając się we wspomnieniu, był pewny, że zobaczy jak upodabniają go do Potterów, lub usłyszy początek rozmowy pomiędzy rodzicami a Grindelwaldem, jednak żadne z jego podejrzeń się nie potwierdziło. Tym razem wylądował w mniejszym pokoiku, który od razu rozpoznał jako pokój dziecinny. Lily właśnie pochyliła się i ostrożnie umieściła trzymane dotąd zawiniątko w łóżeczku. Dostrzegając, że sięga po kołdrę na której migotały złote gwiazdki, zbliżył się by zajrzeć do łóżeczka.
Nie był pewien czego oczekiwał, jednak jego oczom ukazała się dwójka śpiących chłopców. Jeden brązowowłosy, który jak zrozumiał musiał być prawdziwym Harrym i drugi, o włosach czarnych jak noc. Jak zauważył, Grindelwaldmusiał już zmienić jego wygląd bo włosy sterczały na wszystkie strony, a uszy zdawały się najzupełniej normalne.
- Śpijcie moje słoneczka. - z trudem powstrzymał cisnące się do oczu łzy, gdy Lily cicho zaczęła nucić kołysankę. Zamknął na kilka sekund oczy, poddając się uspokajającej melodii.
- Śpią?
- Tak. Śpią obaj. - niespodziewana wymiana zdań, zmusiła go do ponownego skupienia się na rozrywającej się scenie. W drzwiach pokoju dziecinnego pojawił się James.
- Wiesz już jak chcesz go nazwać?
- Myślałam o imieniu Christian. Chris.
- Chris. Jestem pewien, że mu się spodoba. - James uśmiechnął się i podszedł bliżej by pogłaskać śpiące dzieci po główkach.
- Lily, nie mówmy na razie nikomu o tym. Jest niebezpiecznie, Lepiej żeby nikt postronny nie wiedział, że mamy pod opieką jeszcze jedno dziecko. Ściągnęłoby to na nas tylko niepotrzebną uwagę.
- Myślisz, że Voldemort także i jego mogły...
- On by nie wybierał Lils.
- Wiem James, wiem.
- Skąd jednak znalazł się on w rękach tamtego człowieka? Czy myślisz, że on naprawdę znalazł go? Tak po prostu znalazł dziecko w lesie?
- To mało prawdopodobne. Sądzę, że mógł je porwać. Pozostaje jednak pytanie dlaczego to zrobił i gdzie są prawdziwi rodzice Chrisa.
- Widziałeś jego uszy, prawda? Mnie samej zdaje się to zbyt dziwne, ale czy myślisz, że on jest... że może być...
- Sprawdzimy to Lils. Sprawdzimy.
vvv
Ponownie opróżniając misę, myślami był wciąż we wspomnieniu. Zadali dokładnie te same pytania co ja. Czy im udało się znaleźć jakieś odpowiedzi? - spojrzał na pozostałe fiolki. Były jeszcze dwie. Czy w nich znajdę to czego szukam?
Przelał kolejne wspomnienie i nie zwlekając zanurzył się w nim.
vvv
Tym razem nie wylądował ani w saloniku ani w pokoju dziecinnym. Rozglądając się, zaczął wątpić w to, czy to miejsce istnieje gdziekolwiek w Dolinie Godryka.
Co to za miejsce?
Pomieszczenie w którym się znalazł skrywał półmrok. Jedynym oświetleniem było blade światło księżyca wpadające przez wąski otwór tuż przy suficie. Nie był pewien czy to sala, czy bardziej grota. Woda spływająca po ścianach z cichym pluskiem kapała do tworzącej się na kamiennej posadzce kałuży.
- Co to za miejsce? - postąpił parę kroków do przodu, rozglądając się po opustoszałym pomieszczeniu. Co miałem tu zobaczyć? - obrócił się do okoła.
- Czy ktoś ma się tu pojawić? Tylko kto i po co?
- Yhgg... - podskoczył, gdy niespodziewany jęk z lewej strony przeciął panującą w okół ciszę. Ktoś tu jest? Ponownie rozejrzał się, pomieszczenie było jednak zbyt ciemne aby dostrzec w nim cokolwiek.
- Eghhh - kolejny jęk pozwolił mu zlokalizować miejsce skąd dźwięki dochodzą. Zmrużył oczy i zadrżał, czując, że serce podchodzi mu do gardła, gdy w końcu zrozumiał, co widzi.
Na ziemi, przy jednej ze ścian ktoś siedział. Nie był w stanie dostrzec kto to jest ale zdołał zauważyć, że ta osoba została przykuta za ręce do ściany. Jej chude ciało okrywały jedynie strzępki długiej koszuli.
Więzień. - zbliżył się, chcąc przyjrzeć mu się, ale twarz uwięzionego wciąż skrywał mrok. Wspomnienie było zbyt zamazane, aby zdołał dostrzec szczegóły. Uwięziony po raz kolejny poruszył się, w bezskutecznej próbie zmienienia niewygodnej pozycji i znów jęknął.
Zaraz po tym wszystko rozwiało się.
vvv
- Dlaczego rodzice zostawili mi tego rodzaju wspomnienie? - zadrżał, czując ogarniający go chłód. Kto był tam uwięziony? Co ten mężczyzna ma wspólnego ze mną? Czemu chcieli mi go pokazać? Czy trafili na niego w czasie swoich poszukiwań?
Może... może ten mężczyzna jakoś jest związany ze mną? Czy to możliwe, że to był mój prawdziwy rodzic?
- Czy w ostatnim flakoniku jest na to odpowiedź? - zastanawiając się nad tym, obracał w palcach buteleczkę z piątką wyrytą na spodzie. A może jest tu to brakujące wspomnienie rozmowy między Grindelwaldem a rodzicami? - zadając samemu sobie to pytanie, umieścił zawartość wewnątrz myślodsiewni i nie zwlekając, zanurzył się w niej.
vvv
Tym razem znów znalazł się w domu swojego dzieciństwa. W kominku jednak nie płonął ogień, a przez okno wpadały promienie słońca. Na kanapie siedzieli Lily i James. Oboje wpatrywali się w coś przed sobą i przez ułamek sekundy Harry odniósł wrażenie że patrzą prosto na niego.
- Harry, mam nadzieję, że oglądasz wszystkie wspomnienia w kolejności w jakiej ponumerowaliśmy je dla ciebie. To powinno być ostatnim. - słysząc te słowa, omal nie usiadł z wrażenia. Tak bezpośredni zwrot sprawił, że w jego oczach po raz kolejny tego dnia zakręciły się łzy. Musiał przypomnieć sobie, że to tylko wspomnienie, zanim był w stanie oglądać je dalej.
- Zapewne teraz w twoje głowie pojawia się wiele pytań. Nie na każde z nich znamy odpowiedź, ale mamy nadzieję, że to co chcemy ci przekazać, pozwoli ci rozjaśnić przynajmniej część targających tobą rozterek. - Lily skończyła mówić i odezwał się James.
- Pierwsze ze wspomnień jest dość oczywiste, przejdźmy więc do następnego. Sądzę, że obejrzałeś je dokładnie, być może więcej niż raz. Wiesz już, że trafiłeś do nas za sprawą Grindelwalda, a także, że twój wygląd nieco różnił się od tego jak powinno wyglądać przeciętne ludzkie dziecko. - James przerwał na moment. Harry miał wrażenie, że zastanawia się jak ubrać myśli w słowa. W końcu usłyszał:
- Zwróciłeś uwagę na kształt swoich uszu? Z pewnością tak. Skojarzyły ci się one z elfami, Harry? To było nasze pierwsze skojarzenie, chociaż zarazem było ono dla nas całkowicie nierealne. Każdy czarodziej wie, że takie elfy istnieją tylko w książkach dla dzieci. Grindelwald twierdził, że znalazł cię przypadkiem i nic nie wie na temat ciebie ani twojego pochodzenia. Mówił, że pozostaje nam tylko zgadywać. - James ponownie przerwał, tym razem jednak Lily dokończyła za niego.
- Elfów nie ma. Takie przekonanie krąży w naszym świecie już od setek lat. Mimo wszystko gdy do nas trafiłeś, wyglądałeś jak jeden z nich. Chociaż brzmiało to absurdalnie Harry, wyglądałeś jak najprawdziwszy elf. Dlatego zaczęliśmy szukać. Nie było to łatwe zadanie, zwłaszcza, że nie chcieliśmy nikogo informować o tym, dlaczego poszukujemy tych informacji. - Lily przerwała na moment, zaraz jednak podjęła temat dalej:
- Tego czego udało się nam dowiedzieć, nie było wiele, ale zdołaliśmy dotrzeć do najważniejszej wówczas informacji dla nas. Znaleźliśmy potwierdzenie, że elfy nie są fikcją. Istnieją dowody na to, że widziano je przynajmniej kilkukrotnie, chociaż ostatni z przypadków miał miejsce trzysta lat temu. Z pewnych przesłanek można wywnioskować, że ostatnie z nich dawno umarły, ty sam jednak jesteś świadectwem tego, że to nieprawda. Tak, moje małe Zielone Oczko, jesteś elfem. Nie ma co do tego już żadnych wątpliwości. - zatrzymał wspomnienie, zastanawiając się nad tym co do tej pory usłyszał.
Elf... Czyli moje uszy naprawdę oznaczały to czego się obawiałem... Tylko jak to możliwe? Jeśli to prawda, jakim sposobem trafiłem pod wątpliwą opiekę Grindelwalda? Czyżby on rzeczywiście mnie skądś porwał Tylko skąd właściwie? Skoro nie słyszano o elfach od wieków, muszą się one ukrywać. Może upodobnili się do ludzi tak samo jak Grindelwald zrobił to ze mną? Tylko w takim razie jak on mnie znalazł? Skąd wiedział, że moi biologiczni rodzice nie byli ludźmi? Jak ich zdemaskował? - czując, że na razie nie znajdzie na te pytania odpowiedzi, odblokował wspomnienie, pozwalając mu płynąc dalej.
- Odkryliśmy, że krew elfów, w przeciwieństwie do ludzkiej krwi, zawiera dodatkowy składnik, alois. Wystarczył prosty test, aby upewnić się, że w twojej także on jest. To właśnie on w pełni potwierdził twoją naturę. Jednak nie martw się, nie jest to coś co można od tak wykryć. Jeśli tego nie szukasz, nie znajdziesz. - po tych słowach James położył dłoń na ręce jego matki i gdy ta umilkła, powiedział:
- Chcę ci jeszcze powiedzieć kilka słów na temat jednego ze wspomnień które otrzymałeś. Wspomnienia numer cztery. Synu, wysłuchaj uważnie tego, co mam ci na jego temat do powiedzenia. Wspomnienie to być może jest najistotniejsze ze wszystkich które miałeś szansę zobaczyć. Jest tak ważne Harry, ponieważ należy ono do ciebie.
Do mnie? - zadrżał przywołując w pamięci obraz ciemnej, wilgotnej sali i więźnia przykutego do ściany.
- Jak ono może być moje?
Harry musisz wiedzieć, że pamięć elfów sięga najwcześniejszych chwil ich życia. To odróżnia je od dzieci ludzi, które zazwyczaj nie pamiętają pierwszych trzech lat. Gdy to odkryłem, zdecydowałem razem z twoją matką, że przywołamy ostatnie z twoich wspomnień. Liczyliśmy na to, że uda nam się odkryć jak trafiłeś w ręce Gellerta Grindelwalda. Niestety, to do czego dotarliśmy, przyniosło jedynie więcej pytań. Nie udało nam się ustalić co to za miejsce, ani dlaczego się w nim znalazłeś. Nie wiemy również kto tam był ani co mu się stało. Szukając prawdy o sobie, będziesz musiał rozwikłać tą zagadkę sam, mój Harry.
Tak Harry, wierzę, że powinieneś spróbować rozwikłać zagadkę swojej tożsamości. W twoje pojawienie się u nas zaplątany jest Gellert Grindelwald. Jesteś elfem i sama twoja natura jest zaprzeczeniem wszystkiego co wiemy na temat takich istot... Nie możesz pozostawić tych pytań bez odpowiedzi, może być to dla Ciebie zbyt niebezpieczne... - Lily ścisnęła Jamesa za rękę i ponownie wtrąciła się w rozmowę:
- Tak moje małe Zielone Oczko. Odkrycie kim jesteś, wkrótce stanie się dla Ciebie bardzo istotne, jest bowiem jeszcze jedna sprawa o której nie wiesz. Grindelwald upodobnił cię do Potterów, a następnie zastosował rytuał który miał utrzymać jego działanie przez czterdzieści lat, jednak nasze modyfikacje, zmieniły to. Gdy zdecydowaliśmy się upodobnić Cię także do mnie, wpłynęliśmy na jego działania. Zapewniło Ci to w tamtym czasie bezpieczeństwo, jednak skróciło działanie eliksiru. W tej chwili masz siedemnaście lat, za rok, w okolicach twoich osiemnastych urodzin, zaklęcia zaczną opadać. Musisz być na to gotowy, to dlatego między innymi otrzymałeś to wszystko teraz. - mama umilkła i ponownie odezwał się jego ojciec.
- Wierzymy, że dotrzesz do prawdy. Uważaj na siebie synu. Mam nadzieję, że Grindelwald jest już martwy, jeśli jednak jest inaczej, pamiętaj, że to niebezpieczny człowiek. Nie ufaj mu i pamiętaj, że ktoś taki jak on, nie daje nic za darmo.
- Wraz z dokumentami, dostałeś również mój stary pamiętnik z lat dziecięcych. Na jego końcowych stronach umieściłam informacje o elfach, które udało się nam zebrać. Kocham cię moje małe Zielone Oczko. - mama uśmiechnęła się i pokój spowiła mgła. Zaraz po tym, poczuł znajome szarpnięcie.
vvv
Skulił się na fotelu przed biurkiem, podciągając kolana pod brodę. Oparł na nich głowę i przymknął oczy. W myślach po raz kolejny znalazł się w tym mrocznym, wilgotnym pomieszczeniu.
Skoro to wspomnienie należy do mnie, znaczy to, że kiedyś musiałem tam być... Tylko co tam robiłem? Musiałem mieć zaledwie kilka miesięcy więc jak trafiłem do miejsca przypominającego cholerny loch?Dlaczego ktoś był ze mną przy tym więźniu? Przecież jako tak małe dziecko nie wszedłem tam sam!
Kim była ta osoba którą słyszałem w tym wspomnieniu? Dlaczego została tam uwięziona? Co takiego zrobiła, że ktoś zamknął ją w tak potwornych warunkach?
- Czy kiedykolwiek zdołam znaleźć na to odpowiedź?
- O jakiej odpowiedzi mówisz Harry? - poderwał głowę słysząc to niespodziewane pytanie. W drzwiach gabinetu stał Albus. Nie usłyszał, kiedy wszedł, ale przyjął jego obecność z ulgą.
- Musimy porozmawiać.
/ \/ \/\/\
Rhovanion - Mroczna Puszcza - Północna Granica - Legolas
Nastał poranek i w końcu przestało padać. Jeszcze przed południem zza chmur wyszło słońce, przyjemnym ciepłem susząc jego ubrania. Przez cały czas starał się iść naprzód. Niestety jego własny organizm stawał się dla niego coraz większą przeszkodą. Czas płynął, a on coraz częściej był zmuszony przystanąć, aby złapać oddech. Gdy dzień powoli zaczął się chylić ku końcowi, w końcu musiał się poddać.
Osunął się na ziemię. Z trudem udało mu się podnieść na tyle, aby oprzeć się plecami o pień drzewa. Przed oczami raz za razem robiło mu się ciemno. W końcu nie był w stanie już nic zobaczyć, choć czuł, że słońce jeszcze nie zaszło.
Drżał. Raz robiło mu się zimno, to znów uderzało w niego gorąco. Bolał go każdy mięsień. Rana na plecach ponownie się otworzyła i tunika przesiąkła krwią, przyklejając się do skóry.
Czując, że powoli zapada w niebyt, wiedział już, że mu się nie uda.
Przepraszam ojcze. - to była jego ostatnia przytomna myśl. Chwilę później jego umysł rozproszył się i wszystko spowiła nicość.
/ \/ \/\/\
Rhovanion - Mroczna Puszcza - Północna Granica - Eloira
Od granicy dzieliła ich już zaledwie godzina jazdy. Byli coraz bliżej. Trzymaj się Legolas. Zaraz będziemy na miejscu. - Rozejrzała się po swoim oddziale. Dostrzegając u nich to samo napięcie które targało także i nią, zawołała.
- Wkrótce będziemy na miejscu. Zachowajcie szczególną ostrożność. Wypatrujcie śladów. Mogli już opuścić obozowisko.
- Tak jest! - gdy tylko otrzymała odzew, odwróciła się, z powrotem skupiając na szlaku.
/ \/ \/ \/ \
- Stójcie!
- Niespodziewane wołanie jednego z przybocznych, zatrzymało ich w miejscu. Wstrzymując własnego konia, zawołała:
- Co się dzieje?
- Krew. W powietrzu unosi się zapach krwi.
- Zwierzę? - zapytała, chociaż tak naprawdę wiedziała, jaką otrzyma odpowiedź. Raben nie wstrzymywałby ich z tak błahego powodu.
- Nie. To elfia krew. Czuję to.
- Jak daleko stąd? - nie dociekała już, skąd on to wie. Dawno temu zrozumiała, że Raben posiada niespotykane zdolności jako tropiciel. To dlatego zabrała go ze sobą na tą akcję.
- Blisko. W odległości stai.
- Prowadź.
Nie musiała mówić nic więcej.
/ \/ \/\/\
Myślodsiewnia - magiczny artefakt w którym można umieszczać i przeglądać wspomnienia. Mogą to być własne wspomnienia lub cudze. Wspomnienia można przechowywać w specjalnych fiolkach, podobnych do tych przeznaczonych do eliksirów. - informacje zaczerpnięte z wiki hp, choć nieco zmodyfikowane na potrzeby tego opowiadania.
Alois - składnik krwi elfów, cóż to słówko to moja własna modyfikacja słowa aloes. Jak wiadomo aloes to roślina. Słowo zostało wybrane nie przypadkowo, ale będę to wyjaśniała z czasem.
staja ( staje ) - staropolska miara długości drogi, definiowana jako odległość przebyta przez konia pomiędzy dwoma odpoczynkami. Staja miała różną długość. W tłumaczeniu Tolkiena staja jest używana jako odpowiednik angielskiego league, które ma długość 3 mil (4,8 km)
Lils – to nie błąd, imię Lily zostało tam celowo napisane w ten sposób.
Raben - z niemieckiego od słowa Rabe - kruk
/ \/ \/\/\
Koniec rozdziału 6
