WomenInBlue - Nie martw się jeśli nie znasz świata Tolkiena zbyt dobrze, prawdę mówiąc planuję skupić się na relacji i życiu Harry'ego i Thranduila a nie podążać za fabułą. Zresztą umieszczam historię pomiędzy Hobbitem a Władcą Pierścieni więc poza utrzymaniem głównych realiów i charakterystyki postaci, puszczę też troszkę wodze fantazji. Planuję zachować takie miejsca jak Imladris czy Mroczą Puszczę ale tak naprawdę w tekstach nie ma zbyt dużo o codziennym życiu elfów - więc raczej oprę się na własnych wyobrażeniach odnośnie życia w starodawnym zamku. Szczerze, jak tak dobrze popatrzeć, to w świecie HP też wiele tego rodzaju opisów jest niedoprecyzowanych i dużo trzeba sobie samodzielnie dopowiedzieć.

PRZYPOMINAM ŻE JEŚLI KTOŚ NIE MOŻE SKOMENTOWAĆ TEKSTU TUTAJ, PROSZĘ O KOMENTARZ POD TEKSTEM SHADOW OF THE DARK LORD

/\/\/\/\

ŚWIATŁO DWÓCH ŚWIATÓW

/\/\/\/\

Rozdział 7

Pozostaje tylko zgadywać

Każdy człowiek jest swoistą zagadką.

Problem w tym, że jesteśmy zagadką

nie tylko dla innych, ale także dla siebie.

Mark Fisher

xxx

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza - Okolice Północnej Granicy - Eloira

Teraz poruszali się dużo wolniej. Raben podążał przodem, uważnie rozglądając się po okolicy. Co jakiś czas przystawał, aby upewnić się, że nie zgubił kierunku. Jak na razie wciąż poruszali się po szlaku. To bardzo ułatwiało im zadanie. Gdyby trzeba było zagłębić się w gęstszy las, musieliby pozostawić tutaj konie. Tym samym, przemieszczaliby się znacznie wolniej.

Nie możemy sobie na to pozwolić. Każda sekunda jest cenna... zbyt cenna by można ją było zmarnować.

Zdając się na Rabena, zacisnęła palce w pięści tak mocno, że paznokcie przebiły delikatną skórę. Niemal nie zwróciła na to uwagi. Na samą myśl o tym, że podążają za zapachem elfiej krwi, robiło jej się słabo. Odległość dzieląca ich od obozowiska zmniejszała się z każdą sekundą i czuła strach ściskający ją za serce.

Proszę, na wszystkie duchy, proszę, niech to nie będzie książę... - sama myśl, że jest ranny lub co gorsza, nie żyje, przyprawiała ją o mdłości. Legolas był dla niej nie tylko podwładnym. Stała przy królu od wielu, wielu lat i dawno temu zaczęła traktować księcia bardziej jak młodszego brata, niż syna władcy, czy podwładnego.

Musisz żyć. Na pewno żyjesz. Przetrwasz wszystko. Nie akceptowała innej myśli. Nie zniosłaby świadomości, że nie zobaczy go już więcej. Nie była w stanie wyobrazić sobie jak taką wiadomość miałaby przekazać królowi.

Obym nigdy nie musiała tego robić.

Nigdy.

/\/\/\/\

Pokonali niemal staję nim Raben w końcu zatrzymał się i zsiadając z konia, dał znak, aby uczynili to samo. Zsunęła się z wierzchowca i podążając za przybocznym, cichymi, kojącymi słowami nakazała, aby jej koń został na miejscu, po czym zboczyła z głównego traktu.

Zagłębili się w las. Szła, ostrożnie stawiając stopy pomiędzy zwalonymi pniami.

- Jesteśmy już blisko. Od źródła zapachu dzieli nas kilka, może kilkanaście metrów. - przytakując mu na znak, że zrozumiała, wstrzymała go ruchem ręki i szeptem wydała rozkazy.

- Trzymajcie broń w pogotowiu. Nie wiemy, co zastaniemy na miejscu. Pilnujcie się. Nie chcę by ktoś niepotrzebnie został ranny. - milczące skinienia głowy dały jej pewność, że wszyscy zrozumieli. Jak zawsze.

Nigdy nie musiała się powtarzać.

- Ruszajmy. - szepnęła i spoglądając na Rabena dodała: - Prowadź. - Raben przytaknął i znikł bezszelestnie pomiędzy drzewami.

Podążyli za nim.

/\/\/\/\

Poruszali się powoli, uważając, aby pod stopą żadnego z nich nie trzasła sucha gałązka. Zapach krwi unoszący się w powietrzu stał się tak intensywny, że teraz każde z nich było w stanie go wyczuć.

Musimy być bardzo blisko. - ledwie ta myśl przemknęła przez jej głowę, zobaczyła go. Nogi się pod nią ugięły i z pewnością by upadła, gdyby Alyan podążający tuż za nią, w porę nie przytrzymał jej w pionie.

- Legolas... - Siedział oparty o drzewo, jego ręce spoczywające bezwładnie i głowa przechylona na bok, sprawiły, że wstrzymała oddech.

- Błagam, nie... nie możesz... - wyswobodziła się z podtrzymujących ją rąk i podbiegła do niego.

- Legolas? - wyszeptała, kucając przy nim. - Legolas, słyszysz mnie?

Nie zareagował.

- Proszę cię, nie rób mi tego. Nie możesz mi tego zrobić. - przyłożyła dłoń do jego twarzy i odetchnęła, orientując się, że wciąż oddycha.

- Alyan? - spytała, spoglądając w oczy elfa który przyklęknął po przeciwnej stronie Legolasa i właśnie sprawdzał mu puls.

- Puls się urywa. Jest niestabilny. Połóżmy go. Krwawi, musimy go opatrzyć. W tym stanie, nie możemy go zabrać. - jego spokojne słowa pozwoliły jej się opanować.

- Raben, przy koniu została moja sakwa. Przynieś mi ją. - Alyan poprosił cicho, po czym dał znak, by pomogła mu przytrzymać nieprzytomnego elfa. Ostrożnie rozsupłała wiązania i przy pomocy Alyana, zdjęła z niego wierzchnią tunikę. Gdy odsłonili jego ranę na plecach, musiała odwrócić wzrok. Wielokrotnie miała do czynienia z rannymi. W wojsku było to na porządku dziennym, jednak... taką ranę widziała po raz pierwszy.

- Połóżmy go na brzuchu. - Ułożyli go ostrożnie na trawie, tak aby Alyan miał lepszy dostęp do rany.

- Mam sakwę. - Raben wrócił i kładąc tuż koło nich przyniesioną torbę, także się schylił.

- Ta rana... - zaczął, ale Alyan mu przerwał, potwierdzając obawy które sama także miała.

- Tak. Ostrze było zatrute.

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza - Okolice Północnej Granicy - Alyan

Przez jakiś czas pracował w milczeniu. Działał w pośpiechu i nie obchodził się zbyt delikatnie ze swoim pacjentem, ten jednak ani razu się nie poruszył. Nie podobało mu się to. Z obawą zerkając na kredowo białą twarz nieprzytomnego elfa, skończył zawijać bandaż wokół jego torsu i ułożył go z powrotem na trawie. Otarł pot z twarzy i rozejrzał się.

- Czy któreś z was ma przy sobie zapasową koszulę? To co miał na sobie, nie nadaje się do niczego. - zapytał po chwili, ruchem głowy wskazując na przesiąkniętą krwią tunikę.

- Zaczekaj. Ja mam. - Sellion znikł między drzewami.

- W jakim jest stanie? - słysząc to pytanie, odwrócił się do dowódcy. Chociaż zdawała się opanowana, wiedział, że to jedynie pozory. Spoglądając jej w oczy, wyszeptał:

- Źle. Musi jak najszybciej dostać się do pałacu. Nie możemy zwlekać. Tu nie mogę zrobić nic więcej i obawiam się, że on...

- Nawet tak nie mów. Legolas jest silny.

- Nie przeczę temu, jednak ta rana mi się nie podoba. - westchnął, zastanawiając się jak ubrać swoje obawy w słowa. - Widziałaś poczerniałą skórę w okół zranienia, prawda? - zapytał, a gdy potwierdziła, dodał:

- Nie jestem w tych kwestiach ekspertem, ale nie wygląda mi to na zwykłą truciznę.

- Co masz na myśli?

- Wydaje mi się, że rana księcia została zadana przez jedną z broni Morgulu. Wiesz czym są, prawda?

- Mroczne ostrza nasączone toksyczną magią. Chcesz powiedzieć, że Legolas został zraniony jednym z takich ostrzy?

- Tego się właśnie obawiam.

- Przeżyje?

- Nie znam na to odpowiedzi. Zaaplikowałem na ranę athelas. Powinien nieco spowolnić działanie trucizny, ale musimy jak najprędzej dowieść go do pałacu. Potrzebuje profesjonalnej pomocy, której ja nie jestem w stanie mu udzielić.

- Oczywiście. Zabierzesz go. - Przytaknął, nie zamierzając protestować. Legolas w tym stanie nie mógł podróżować bez Uzdrowiciela. - Sellion i Locien pojadą z tobą. Reszta rusza ze mną do obozowiska. Skoro książę jest w takim stanie, to co się stało z resztą? Dlaczego znalazł się sam w lesie, bez żadnej osłony? Musimy to sprawdzić.

- Myślisz, że reszta...

- Tego się właśnie obawiam. - urwał, gdy podszedł do nich Sellion.

- Proszę. - odebrał od niego czystą koszulę i spoglądając w górę, poprosił:

- Pomóżcie mi go podtrzymać.. - Przy ich pomocy ubrał wciąż nieprzytomnego Legolasa, a następnie wspólnie z nimi uniósł go i starając się nie urazić jego rany, zawrócił w kierunku czekających koni.

Każda minuta jest cenna.

/\/\/\/\

Hogwart - Gabinet dyrektora, wieczór - Harry

Obejmując palcami filiżankę z wciąż parującą herbatą, czekał. Kilka minut temu Dumbledore wszedł w ostatnie ze wspomnień, które pozostawili mu rodzice i wiedział, że za chwilę zjawi się ponownie w gabinecie.

Dyrektor już wcześniej chciał z nim omówić to co zobaczył w poprzednich wspomnieniach, jednak powstrzymał go, prosząc aby najpierw obejrzał wszystko. Ostatnie wspomnienie zawierało sporo wyjaśnień i bez jego znajomości, rozmowa na ten temat nie miała najmniejszego sensu.

Czekał, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w leżący na blacie list który napisali do niego rodzice. Jego w pierwszej kolejności dał Albusowi do przeczytania. Był on bardzo osobisty, ale bez niego, wspomnienia byłyby zbyt niejasne dla dyrektora.

Zdecydował się przekazać mu wszystko czego się dowiedział. Nie zamierzał ukrywać niczego. Nie, wcale nie wybaczył mu poprzednich lat, jednak miał pełną świadomość tego, że jest on jedyną osobą, która może mu w tej chwili pomóc. Ponadto wiedział, że przysięga jaką złożył mu Albus powstrzyma go przed karmieniem go kolejnymi kłamstwami.

Nawet ktoś taki jak on, nie zaryzykuje utraty własnej magii.

- Harry? - dopiero ciche słowa dyrektora uzmysłowiły mu, że ten już wrócił i znów siedzi naprzeciwko niego.

- Albusie, zanim zaczniemy, proszę powiedz, że nic na ten temat nie wiedziałeś. Nie ukrywałeś tego przede mną, prawda? - Spojrzał w oczy dyrektora, czekając na odpowiedź. Musiał ją usłyszeć. Po prostu musiał to wiedzieć.

- Jak mógłbym coś takiego ukrywać przed tobą, mój chłopcze. Nie wiedziałem o niczym, o czym mi dzisiaj powiedziałeś i prawdę mówiąc, bardzo tego żałuję. Żałuję, że Lily i James nie zaufali mi na tyle, aby podzielić się ze mną tą wiedzą. Gdybym o tym wiedział, to być może mielibyśmy dzisiaj więcej informacji.

- Co mam teraz zrobić, Albusie? Z tego wszystkiego wynika, że za kilka tygodni przestanę być Harrym Potterem. Przestanę nawet wyglądać jak człowiek! Jak mam ukryć to, że jestem elfem? Sama myśl o tym brzmi absurdalnie... Nie chcę po raz kolejny stać się okazem do oglądania. Wzbudzam już w okół siebie wystarczająco wiele zamieszania... - urwał odwracając wzrok, aby ukryć łzy które niespodziewanie zakręciły mu się pod powiekami.

- Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Na pewno oznajmienie publicznie, że jesteś elfem, nie jest najrozsądniejszym wyjściem. Jak sam wiesz, dzisiaj historie o elfach zostały już włożone między bajki. Lepiej zachować ten fakt w tajemnicy.

- Tylko jak mam to ukryć? Nie znam żadnych zaklęć mogących zatuszować szpiczaste uszy. Jak mam znaleźć rozwiązanie w tak krótkim czasie? Powinienem dowiedzieć się o tym rok temu, tymczasem prawdę poznałem dopiero dzisiaj. Zmiany już się zaczęły i wszystko wskazuje a to, że spiczaste uszy nie będą jedyną różnicą w moim wyglądzie. Nawet jeśli ukryję to, że jestem elfem, ludzie i tak będą zadawać pytania...

- Prawdę mówiąc Harry, im dłużej nad tym myślę, tym bardziej skłaniam się ku temu, że te zmiany wcale nie muszą okazać się złe. Wydaje mi się, że może być wręcz przeciwnie, mogą okazać się dla ciebie błogosławieństwem Merlina.

- Błogosławieństwem? W jaki sposób?

- W twojej obecnej sytuacji, nie możesz opuścić zamku nie narażając się na niebezpieczeństwo. Obaj dobrze ot tym wiemy, że gdy przekroczysz jego mury zaatakują cię śmierciożercy pozbawieni swego przywódcy, lub reporterzy szukający kolejnej sensacji.

- Albusie, czy ty chcesz powiedzieć, że... - nie dokończył, ale prawdę mówiąc, nie musiał tego robić. Rozumiał już, w jakim kierunku podążają myśli dyrektora. Ten jedynie to potwierdził.

- Tak Harry. Sądzę, że powinieneś rozważyć przyjęcie innej tożsamości, skoro sam los ci to umożliwia. Jeśli zyskasz anonimowość, ani śmierciożercy, ani dziennikarze nie będą więcej cię niepokoić.

- Ale to... Co z moim życiem? Co z moimi przyjaciółmi? Przecież każdy wie kim oni są... Jeśli spotkam się z nimi, ludzie zorientują się kim jestem. Nie będzie miało znaczenia, że wyglądam inaczej.

- Na to również znajdzie się rozwiązanie. W najgorszym wypadku będziecie musieli na razie ograniczyć swoje spotkania do mojego gabinetu.

- A co z ministerstwem? Przeszedłem test i miałem zacząć z nimi współpracę. Mam od tak to teraz porzucić?

- Nie Harry. Nie musisz niczego porzucać. Dział Prac Badawczych nie wymaga twojej codziennej obecności w ministerstwie. Jeśli sobie tego zażyczysz, będziesz mógł ograniczyć się do kontaktu listownego z nimi.

- A jeżeli jednak będę musiał się tam zjawić? Co wtedy? Jak mam to wszystko ukryć?

- Zawsze możemy zastosować zaklęcia maskujące. Poza tym możemy również Lucjusza poinformować o sytuacji. On może zostać twoim kontaktem z ministerstwem. - Przytaknął, nie mając już więcej argumentów. Zastanawiał się nad możliwością którą właśnie podsuwał mu Albus, ale prawdę mówiąc, na chwilę obecną nie wiedział, co ma o tym myśleć.

- Ja, muszę się nad tym zastanowić.

- Oczywiście Harry. Nie jest to decyzja którą można podjąć w kilka minut. Daj sobie czas. Do końca wakacji i powrotu uczniów do szkoły, nikt nie zorientuje się w zmianach jakie zachodzą w twoim wyglądzie. - ponownie przytaknął i poruszył kolejną sprawę, która nie dawała mu spokoju,

- Czy jest jakaś szansa na odkrycie, kim byli moi biologiczni rodzice?

- Nie wiem Harry. Ja sam nigdy nie spotkałem żadnego elfa, choć dotarły do mnie przesłanki, że kiedyś takie istoty żyły, być może gdzieś żyją nadal. Nie mam pojęcia w jaki sposób znalazłeś się w rękach Gindelwalda. Sama myśl o tym, że to on sprowadził cię do Potterów jest niepokojąca. Jak wiesz Gellert Gindelwald podobnie jak Voldemort był mrocznym czarodziejem. Nie mordował na tak wielką skalę jak Czarny Pan z którym ty musiałeś się zmierzyć, ale w pewnym okresie spowodował wiele krzywd.

- Słyszałem o tym i chciałbym dowiedzieć się, dlaczego zrobił ze mnie Pottera. Nie wierzę w to, że uczynił to z dobroci serca.

- Niestety, ja także nie jestem w stanie w to uwierzyć. Przychylam się do wniosków które wyciągnęli Lily i James. Zapewne Gindelwald do czegoś cię potrzebował i uczynienie z ciebie Pottera było środkiem do celu który chciał osiągnąć. Wydaje mi się, że twoi rodzice pokrzyżowali mu plany, czyniąc z ciebie Harry'ego. Być może uznał, że to ty zginąłeś, a nie prawdziwy Harry.

- Czy zdołam kiedykolwiek dojść do tego, po co mu byłem?

- Nie wiem. Może nigdy się tego nie dowiemy, Harry. Gindelwald nie żyje i cokolwiek chciał dzięki tobie osiągnąć, nie ma już znaczenia.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale chciałbym poznać prawdę. Chciałbym dowiedzieć się skąd mnie wziął. Nie sądzę, żebym trafił pod jego opiekę w legalny sposób.

- Elfy raczej nie oddałyby człowiekowi dziecka na wychowanie. To, że znalazł cię w lesie, także do mnie nie przemawia, Harry. Szanse, że Gindelwald był twoim wybawcą, są nikłe. - Dumbledore nie powiedział nic więcej. Nie musiał.

- Przepraszam, ale chcę teraz zostać sam.

- Oczywiście Harry. Nie będę cię zatrzymywał. - wstał. Był już przy drzwiach gdy dyrektor zatrzymał go.

- Harry... - odwrócił się w jego stronę i usłyszał: - Poszukam informacji na temat elfów. Być może uda mi się znaleźć coś co nieco rozjaśni ci to, kim się stajesz.

- Dziękuję Albusie.

- Nie ma za co, Harry.

/\/\/\/\

Po opuszczeniu gabinetu dyrektora, wbrew temu co mówił, nie skierował się do swoich kwater. Wiedział, że tej nocy i tak nie będzie spał, nie było więc sensu aby kładł się do łóżka. Musiał pomyśleć, dlatego zamiast w dół, ruszył do góry, wprost na wieżę astronomiczną.

Kilkanaście minut później siedział już, oparty o mur, ze wzrokiem utkwionym w bezchmurne niebo, mieniące się od gwiazd. Owijając się peleryną, podciągnął kolana do góry i oparł na nich brodę.

Myślał.

Rozmowa z Albusem nie przyniosła mu żadnych dodatkowych informacji, ale zarazem była mu bardzo potrzebna. Dała mu potwierdzenie podejrzeń które sam miał. Potwierdziła, że we właściwy sposób zinterpretował to, czego się dowiedział. Poza tym, dyrektor podsunął mu rozwiązanie o jakim sam w życiu by nie pomyślał.

Zmiana tożsamości... - Sama perspektywa takiego rozwiązania przerażała go, a zarazem wzbudzała w nim jakieś niezidentyfikowane emocje. Porzucenie dotychczasowego życia zdawało mu się czymś nie do zaakceptowania, ale... właśnie pozostawało to maleńkie „ale".

Tak jak powiedział Albus, zmiana wyglądu i nazwiska może stać się dla mnie szansą. Będę wtedy wolny. Wiem o tym, tylko... czy jestem na to gotowy? Czy potrafię to zrobić? Czy potrafię zachowywać się tak, aby nikt mnie nie zdemaskował?

- Czy chcę to zrobić? - ostatnie pytanie wypowiedział na głos. Nie uzyskał odpowiedzi.

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza - Alyan

Mijane drzewa rozmywały się przed ich oczami, tworząc jednolitą zieloną masę. Galopował bez chwili wytchnienia. Nie przepadał za szybko jazdą i zwykle unikał jej, jeśli była taka możliwość, teraz jednak było inaczej... To on narzucał tempo, pozostawiając Selliona za sobą.

Wiedział, że musi się spieszyć.

Legolasa usadził przed sobą tak, że jego nieprzytomne ciało opierało się na nim. Nie był to najbardziej komfortowy sposób jazdy, ale w ten sposób mógł przynajmniej nadzorować go przez cały czas. Teraz też, po raz kolejny w przeciągu kilku ostatnich godzin, schwycił go za nadgarstek, aby sprawdzić puls. To co wyczuł, nie spodobało mu się.

- Wytrzymaj melon-nim. Musisz wytrzymać. - Nie pozwolę byś zmarł mi na rękach. Nie pozwolę. Jeśli umrzesz, nie będę w stanie stanąć przed królem i spojrzeć mu w twarz.

Musisz żyć.

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza - Północna Granica - Eloira

Dotarli do granicy. Od miejsca obozowiska dzieliło ich już tylko kilkadziesiąt metrów. Zwolniła. Reszta oddziału, poszła w jej ślady. Wyciągnęła miecz i ręką dała znak, aby pozostali uczynili to samo. Nie wiedzieli co zastaną na miejscu i musieli być gotowi na każdą ewentualność. Nie zamierzała pozwolić aby ktokolwiek z jej oddziału ucierpiał.

Nie pod moim dowództwem.

Wjechali między drzewa. Nie mogli już dłużej jechać obok siebie, wysunęła się więc na prowadzenie. Widziała, że Gondien daje znać iż zastąpi ją, ale zignorowała go. To jej oddział i nie zamierzała kryć się za czyimiś plecami.

Nigdy nie uchylała się od odpowiedzialności i dziś też nie będzie.

Drzewa przerzedziły się i jej oczom ukazała się polana. Zatrzymała się na moment, czując, że serce po raz kolejny tego dnia, podchodzi jej do gardła. Była pewna, że widok który ma przed sobą, na zawsze wyryje się jej w pamięci. Biorąc głęboki oddech, schowała miecz i zeskoczyła z konia. Prowadząc go, ruszyła do przodu. Uważnie rozglądając się po niewielkim terenie, całą swą uwagę skupiła na analizie pobojowiska które miała przed sobą.

Cała polana poznaczona była krwią. Połamane gałęzie, pozostawiona broń. Cztery świeżo usypane groby tuż przy linii drzew. Wszystko pochlapane, ciemno czerwoną krwią.

- Bitwa musiała być straszna.

- To nie była bitwa, to była rzeź. - przytaknęła i w pełni zgadzając się ze słowami podchodzącego Belega, odparła:

- Zbierzcie broń i poszukajcie śladów. Nie przeoczcie żadnej poszlaki. Musimy dowiedzieć się, przez kogo zostali zaatakowani. Chcę pełen raport. - odpowiedziały jej skinienia głowy.

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza - Alyan

Ściemniło się i musieli zwolnić. Droga słabo była widoczna w mroku, ale nie zamierzali rozkładać obozowiska na noc. Stan Legolasa był zbyt niepewny, aby mógł pozwolić sobie na odpoczynek. Coraz większą uwagę poświęcał swojemu pacjentowi niż drodze po której jadą. Wiedział, że jego koń nie zbłądzi. Ufał mu.

Niestety to była jedyna rzecz w którą obecnie ufał. Monitorując stan swojego pacjenta, coraz mniejszą wiarę pokładał we własne zdolności Uzdrowiciela. Zdrowie Legolasa pogarszało się z godziny na godzinę i powoli nie wiedział już, jak może mu jeszcze pomóc.

Ciało nieprzytomnego elfa trawiła gorączka. W czasie jazdy już dwukrotnie dostał drgawek, omal nie spadając mu z konia. Na szczęście rana się nie otworzyła i nie musieli się zatrzymywać. Niepotrzebne im teraz były jakiekolwiek opóźnienia. Zwłaszcza, gdy nie znał przyczyny stanu własnego pacjenta.

- Dlaczego jeszcze się nie ocknąłeś? - szepnął w przestrzeń, choć wiedział, że nikt mu na to nie odpowie. - Czemu wciąż jesteś nieprzytomny? - To niepokoiło go najbardziej. Od czasu gdy go znaleźli minęło już ładnych kilka godzin, w tym czasie jednak Legolas ani razu nie odzyskał przytomności.

To nie było normalne.

- Żadne rany nie wywołują takiej śpiączki. Żadne, nawet te zadane przez mroczne ostrza... Dlaczego więc się nie budzisz?

Co ci się stało? - westchnął. - Jak najszybciej muszę dowieść go do Opiekuna Istuiona. Może on znajdzie odpowiedź.

Musi ją znaleźć.

/\/\/\/\

Rhovanion - Mroczna Puszcza – Pałac - Thranduil

Podpisał dokument i odłożył go na stertę pozostałych papierów. Ostatnim razem tak wiele czasu musiał na nie poświecić, gdy Legolas przychodził na świat. Teraz również, zupełnie tak jak tamtej nocy, nie potrafił się skupić. Sprawdzał raporty, ale tak naprawdę jego myśli krążyły w okół wydarzeń na Północnej Granicy.

Patrole wciąż nie powróciły. Nie było żadnego znaku życia ani od patrolu Legolasa, ani od tego który został wysłany ich śladem. Brak informacji był najgorszy.

- Któryś z patroli powinien już wrócić... Dlaczego wciąż ich nie ma? - zadając pytanie w pustą przestrzeń gabinetu, westchnął. Opierając się o biurko, przymknął oczy, starając się zapanować nad własnym zdenerwowaniem. Był władcą i nie mógł pozwolić na to, aby ponosiły go emocje. Wiedział, o tym, ale... tym razem było to bardzo trudne do osiągnięcia.

Co tam się stało? Legolas, czy ty... - nie nawet we własnych myślach, nie chciał tego mówić. Bał się, że wtedy jego obawy spełnią się. - Legolas musisz do mnie wrócić. Musisz znów... - pukanie do drzwi, przywróciło go do rzeczywistości.

- Wejść. - W drzwiach pojawił się młody elf. - O co chodzi?

- Patrol... Wróciła część patrolu z Północnej Granicy.

/\/\/\/\

Ostrza Morgulu - Według niektórych gier fabularnych rozgrywających się w świecie Śródziemia, ostrza Morgulu zostały wykute w ogniach Minas Morgul przez Czarnoksiężnika z Angmaru, który naznaczył je swą magią. - oparłam wątek ostrzy właśnie na tym. We Władcy Pierścieni takim ostrzem zostaje zraniony Frodo, jednak ja troszkę zmieniam działanie tego ostrza oraz to, kto je obecnie dzierży. Na potrzeby opowiadania będzie to kilka ostrzy przekutych w rożnego rodzaju broń. Wszystko wyjaśni się z czasem.

Athelas - zgodnie z książkami Tolkiena, jest to roślina dzięki której można spowolnić trujące działanie ostrza Morgulu.

Melon-nim – w tłumaczeniu - przyjacielu, słowa pochodzące z języka sidariańskiego ( języka elfów ze świata Tolkiena ).

Imiona elfów – Alyan – błogosławiony, Locien – smok, Sellion – dziecko, Gondien – skała, Beleg - silny, Istuion – uczony, Raben – jak już wspominałam, to z niemieckiego Rabe - kruk ;)

Opiekun oraz Uzdrowiciel - to określenia dla elfów zajmujących się leczeniem. W tym wypadku puściłam wodze własnej fantazji tworząc te dwa stanowiska. Ostatecznie Opiekun i Uzdrowiciel będą posiadali nieco inne zdolności uzdrawiania, ale wszystko wyjaśni się z czasem. Opiekun zazwyczaj jest Uzdrowicielem ale nie każdy Uzdrowiciel jest Opiekunem.

/\/\/\

Koniec Rozdziału 7