Spędzała w lesie już piątą noc i ani śladu po wilkołakach. Błądziła między drzewami czując całkowity bezsens swojej misji. Przeklinała swojego przełożonego, jak mógł dać jej tak głupią misję, powinna łapać Śmierciożerców! Rozbijać gangi parające się czarną magią, a nie łazić po lesie i szukać wilkołaka, któremu się ubzdurało, że zostanie na zawsze pod postacią wyrośniętego psiaka, będzie genialnym pomysłem i na pewno zapanuje nad swoimi mocami.

Kretyn – pomyślała Andromeda i skręciła w stronę domniemanego wodopoju wilkołaków.

Jej długa czarna szata powiewała na wietrze. Całe szczęście noc była wyjątkowo przyjemna, nie musiała więc używać zaklęcia rozgrzewającego. Kiedy doszła nad wodopój, schyliła się, aby zbadać znajdujące się tam ślady. Świeże. Czyli, nasza psinka musiała tutaj nie dawno być. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie.

Zacznijmy zabawę – szepnęła do siebie i ruszyła na łowy.

Sam, nie mamy całej nocy. Po za tym, mój brzuch już dawno strawił tego burgera z obiadu i robię się głodny – marudził Dean.

Nic ci na to nie poradzę, że wilkołak przeszedł taką odległość, ale coś czuję, że jesteśmy już blisko.

Oby - burknął starszy mężczyzna.

Winchesterowie krążyli po lesie dobre dwie godziny. Bobby dał im cynk, że w okolicy grasuje wilkołak, który w dziwny sposób długo utrzymuje swoją formę. Bracia nie zastanawiali się długo, a końcu to było coś z czym jeszcze nie mieli do czynienia. Przedzierali się przez niezwykle gęsty las, kiedy dotarli nad mały staw.

Stój – szepnął Dean i złapał brata za kurtkę. - Popatrz, ktoś tam kuca – wskazał palcem na czarną postać kucającą nad brzegiem wody.

Za małe na wilkołaka – odparł Sam.

Ale, może doprowadzi nas do niego.

Kiedy postać ruszyła przez las, bracia zdecydowali się ją śledzić.

Andromeda uśmiechnęła się do siebie. Już dawno zauważyła dwóch młodych mężczyzn śledzących ją przez las.

Gdyby byli czarodziejami, już dawno rzucili by jakieś zaklęcie, poza tym kiepsko się skradają – pomyślała. An przystanęła na chwilę, jej uśmiech się pogłębił – Zabawmy się – po czym rzuciła na siebie czar klonujący, teraz mężczyźni będą widzieli trzy czarne postacie przemierzające las.

Sam, z głodu chyba zaczyna mi się troić w oczach – Dean przystanął na chwilę.

Nie tylko tobie Dean, ja też to widzę.. - mężczyźni zatrzymali się widząc trzy identyczne postaci przemierzające las, które wcześniej były jedną małą czarną istotą. Teraz zdecydowanie coś było nie tak i to nie chodziło tylko o wilkołaka. Bracia mieli do czynienia z czymś potężniejszym, o wiele potężniejszym niż do tej pory myśleli.

Andromeda zgubiła mężczyzn dobre dziesięć minut temu. Teraz spokojnie mogła skupić się na misji. Ślady stawały się coraz wyraźniejsze. Jeżeli uda się jej dzisiaj zaaplikować wilkołakowi wywar tojadowy i przetransportować do Ministerstwa, jeszcze jutro obudzi się w swoim łóżku. Skręciła za wielkim dębem, zza drzew przebijało się delikatne światło. Dostrzegła między drzewami małą, zniszczoną chatkę. Wciągnęła mocniej powietrze: zapach mięsa. Musi być blisko – pomyślała i ruszyła w stronę chatki. Ledwo wyszła na polankę, gdy zaatakowały ją trzy wielkie wilkołaki.

Cholera a miał być jeden psiaczek – wyciągnęła różdżkę zza pasa i zaczęła się walka.

Dean poczekaj! - krzyknął Sam.

Nie, nie dość, że zgubiliśmy trop wilkołaka to jeszcze trafiliśmy na coś dziwnego, nawet nie wiemy czy to jest niebezpieczne!

Gdyby było, to by nas zaatakowało – powiedział młodszy z nich, próbując dogonić brata. Kiedy Dean był zły i głodny, lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Mężczyźni po chwili wyszli z lasu na małą polankę, na której stał rozpadający się domek.

Przynajmniej kryjówka jest niezłą – westchnął Sam, wchodząc za bratem do pomieszczenia. Dean tymczasem urzędował już w kuchni, rozpakowując przywiezione ze sobą kanapki.

Jestem głodny jak wilk – wymamrotał między kolejnymi kęsami.

Niezły żart... - upomniał go Sam. Mężczyźni usłyszeli głośny huk na zewnątrz oraz błyski kolorowych świateł. Dean rzucił swoją kanapkę, w biegu złapał broń i razem z bratem wybiegł z chatki. To co zobaczyli na polani przerosło ich oczekiwania. Dostrzegli czarną postać, którą śledzili w lesie oraz trzy wielkie wilkołaki. Jednak nie to było dla nich szokiem, a fakt, że postać walczyła za pomocą patyka i to nie takiego typowego, tylko z tego kilka wydobywało się światło. Mężczyźni otrząsnęli się, spojrzeli po sobie i kiwnęli porozumiewawczo głowami. Wiedzieli, że muszą podjąć walkę z wilkołakami, bez względu na to kim była czarna postać.

Andromeda kątem oka dostrzegła dwóch śledzących ją w lesie mężczyzn.

Cholera – zamknęła. Nie dość, że miała trzy wściekłą i wygłodniałe wilkołaki na głowie to jeszcze musiała zająć się mugolami. Jednak jakie było jej zdziwienie, gdy mężczyźni sprawnie podjęli walkę wręcz z bestiami, odciążając ją na tyle, że mogła spokojnie obezwładnić największego z nich. Walczyli zawzięcie i już miała spetryfikować przywódcę wilkołaków, gdy jeden z chłopaków nieumyślnie odrzucił jednego z wilczurów w jej stronę. Przywódca, widząc że Auror jest oszołomiony zawył przeraźliwie i uciekł, wraz z pozostałymi w głąb lasu. Andromeda próbowała wszcząć pościg, gdy niższy z mężczyzn przyparł ją do drzewa, uniemożliwiając ruch różdżką.

Puść mnie do cholery! Muszę za nimi biec! -krzyknęła. Dean popatrzył na nią zdziwiony.

Kobieta? - pomyślał i ściągnął z niej czarny kaptur odsłaniając rumianą od walki twarz. Ciemnobrązowe kosmyki momentalnie opadły na policzki, zasłaniając jej jasnozielone oczy. Chłopak wpatrywał się w nią zdumiony.

Długo będziesz się tak gapił. Przez ciebie i tego tam, znowu będę musiała na nie polować – dziewczyna prychnęła ze złości.

Kim jesteś? - warknął Dean wpatrując się w jej oczy.

Wróżką zębuszką – odparła dziewczyna. Była ciągle wściekła na mężczyzn, że zepsuli jej misję. - Więc jak mnie puścisz, to wrócę zbierania zębów.

Dean musiał przyznać miała tupet, jego uścisk się wzmocnił.

Jak zaraz mi nie powiesz, to mój brat odeśle cię do piekła

Andromeda zaśmiała się.

Serio? Czy ty myślisz, że jestem demonem? Puść mnie bo to się źle dla ciebie skończy.

Skąd mamy wiedzieć, czy jak cię nie uwolnimy to zaraz na nas nie użyjesz tego swojego patyka – wtrącił się Sam.

Uwierzcie mi mam lepsze rzeczy do roboty niż marnować siły na jakiś amatorów

Jesteśmy łowcami – wyraz twarzy Andromedy zmienił się na ułamek sekundy, co nie uszło uwadze Deana.

Dwudziestka siódma zasada misji, jeżeli spotkasz na swojej drodze łowce, współpracuj i nie pozwól, aby coś mu się stało.

Ty nie jesteś łowcą – skwitował Sam.

Nie. Ale robię to co wy, porządek z takimi stworami jak te dzisiaj. Jestem Aurorem. - powiedziała dumnie. - Dean popatrzył na nią jak na wariatkę. Gdyby byli jacyś tam aurorzy ojciec pewnie by im o nich powiedział.

Kłamiesz – rzucił starszy z braci. Niedługo po tym żałował swoich słów. Andromeda, przez tę całą gadaninę, zregenerowała swoje siły, dzięki czemu mogła sprawnie odepchnąć od siebie mężczyznę i uwolnić rękę w której trzymała różdżkę.

Jeszcze raz oskarżysz mnie o kłamstwo, a gwarantuje ci, że twoje piękne włoski wypadną w niewyjaśnionych okolicznościach i już nigdy nie odrosną. - wydyszała wściekle kierują różdżkę w stronę mężczyzn. - Nie obchodzi mnie co sobie myślicie, napatoczyliście się tutaj i teraz muszę z wami współpracować. A, a, a – powiedziała widząc, że niższy mężczyzna otwiera usta – chcesz być łysy? Macie tu nocować. Rzucę na to miejsce czar zabezpieczający. Wilkołaki będą omijały tę chatkę. Jutro rano się u was zjawię i żadnych sztuczek. Będziemy musieli porozmawiać. A ty – wskazała na Sama – wydajesz się spokojniejszy od tego tu narwańca, jak moje słowa nie dotarły, to ty mu przetłumacz. Nie zrobię wam krzywdy. A ten badyl to różdżka. Jak nie spotkaliście nigdy czarodzieja, to bardzo mi miło. A tymczasem spadajcie do środka, a ja zabezpieczę teren.

Sam widział, że jego brat nie odpuści. Instynkt podpowiadał mu jednak, że może zaufać dziewczynie chociaż na tę noc. Podszedł do brata i pociągnął go za ramie do środka. Czuł, że Dean jest cały spięty i gdy tylko zamkną się drzwi to wybuchnie. Gdy tylko weszli do środka, jego uszy zostały zbombardowane przez wrzask Deana.

Co?! Czarodzieje?! Kim ona w ogóle jest żeby tak mnie traktować i rozstawiać po kątach! Nie wierze jej, to jest pewnie jakiś nowy rodzaj demonów. Dzwoń do Bobbiego on coś na pewno wie.

Sam również nie był zadowolony tą wersją, jednak gdy wyjrzał przez okno zobaczył, że dziewczyna okrąża chatkę, a z jej różdżki wydobywa się niebieska poświata. Gdy tylko skończyła zniknęła z cichym trzaskiem.

Aportowała się do swojego namiotu w środku lasu. Kiedy znalazła się w środku, opadła na fotel przyzywając do siebie szklaneczkę whisky. Zawartość wypiła jednym haustem.

Co tam się wydarzyło... - warknęła zła na siebie. Nie podobało się jej to, że ktoś miesza się do jej sprawy i w dodatku łowcy. Słyszała o nich, jednak nie myślała, że rzeczywiście są tak bezmyślni, żeby udawać się na polowanie na o wiele większe, groźniejsze i silniejsze od siebie istoty. Gdyby nie oni, już dzisiaj mogłaby złożyć raport w Ministerstwie i wrócić do domu.

Cholera, głupie zasady - zaklęła wypijając kolejną szklankę. Chyba nie obejdzie się jutro bez wizyty w chatce tych kretynów.