Dean długo nie mógł zasnąć. Nie pomogła mu w tym nawet duża ilość spożytej whisky. Rozmowa z Boobiem nie wniosła nic nowego. Mężczyzna przyznał, że owszem słyszał coś o czarodziejach, że używają bardziej zaawansowanej magii niż wiedźmy, ale że dawno zeszli do podziemia i odcięli się od wszystkich ludzkich spraw. Nawet, jeżeli tak było to Dean nie mógł pojąć, że istnieje jeszcze coś co go zaskakuje i czymś takim jest magia. Po drugie, był wściekły, że jakaś tam aurorka, rozstawiała go po kątach. Poprzysiągł sobie, że gdy następnym razem ją spotka ustawi ją do pionu i pokaże, kto ma tutaj ostatnie słowo. A po trzecie nie uśmiechało mu się to, że jego brat tak spokojnie przystanął na słowa dziewczyny.
Kiedy zasnął było już po czwartej. Sammy drzemał od dobrych dwóch godzin, a on zanim alkohol ściął go na dobre, jeszcze długo wiercił się na łóżku. Obudziły go promienie słoneczne i ogromne pragnienie. Przezornie ustawił sobie zeszłej nocy butelkę wody przy łóżku. Instynktownie po nią sięgną, gdy począł opór. Jego ręka nie chciała się ruszyć, mimo tego, że miał świadomość, że może. Spróbował drugą, to samo. Nogi też. Otworzył szeroko oczy i podniósł głowę. To co zobaczył, sprawiło, że zapomniał o pragnieniu.
An wstała dość wcześnie. Poszła pobiegać, zjadła śniadanie, ogarnęła się. Na zegarku dochodziła siódma. Zeszłej nocy dziewczyna postanowiła, że będzie postępowała zgodnie z kodeksem Aurora. Podejmie się współpracy z łowcami, ale na jej zasadach, bowiem to ona za nich odpowiada. Ma moc, ma różdżkę, więc ma sposobność, żeby chronić ich przed ich własną głupotą. W szczególności drażnił ją niższy mężczyzna, podejrzewała, że będą z nim kłopoty dlatego postanowiła już od samego początku pokazać, kto tutaj rozdaje kraty. Ubrała strój aurora – czarne obcisłe spodnie, wzmacniane smoczymi łuskami, czarna koszula z długim rękawem odporna na wszelkiego rodzaju toksyczne eliksiry, na to dwurzędowa zapinana na srebrne guziki czarna dopasowana bluza, na koniec ukochana peleryna, nóż i różdżka. Rozejrzała się po obozowisku, zabezpieczyła wszystko odpowiednimi zaklęciami, zarzuciła kaptur na głowę i aportowała się wprost do chatki chłopaków.
Od samego początku starała się być cicho, kiedy spostrzegła, że mężczyźni śpią w najlepsze. Uśmiechnęła się do siebie, to była idealna okazja, że pokazać kto tu rządzi. Postanowiła transmutować drewniane rozpadające się krzesło w wygodny fotel. Kiedy już wygodnie się usadowiła, przy użyciu różdżki unieruchomiła łowców na ich łóżkach, natomiast dla dodatkowego ich zirytowania, stworzyła barierę, że gdy nawet zejdą z łóżka nie będą mogli do niej podejść. W momencie, gdy skończyła wszystko, przywołała kubek gorącej kawy, zdecydowała poświecić mężczyzną światłem w oczy, aby zbudzić ich ze snu. Pierw skierowała różdżkę na starszego z mężczyzn, pomyślała, że gdy ten zorientuje się co się dzieje krzykiem obudzi brata. Nie pomyliła się, gdy mężczyzna tylko zorientował się kto jest sprawcą jego unieruchomienia wrzasną.
- Do jasnej cholery! Sam!
Jego krzyk obudził młodszego łowcę. An dziękowała Merlinowi, że rzuciła Muffiato na chatkę. Uśmiechnęła się ironicznie do niższego mężczyzny, który wciąż z zadartą głową mordował ją wzrokiem.
- No dzień dobry – powiedziała dziewczyna unosząc kubek kawy w powitalnym geście – mam nadzieję, że dobrze się wam spało
- Co tu się dzieje? – zapytał Sam
- Pomyślałam, że w taki sposób będzie się nam lepiej rozmawiało. Wiecie, jak mówię, wy słuchacie, nikt nikogo nie przydusza do drzewa – An uśmiechnęła się w stronę bordowego ze złości Deana.
- I postanowiłaś, że to będzie zabawna zemsta? Wprost idealna? – warknął szatyn – a może, wcale nie jesteś tym za kogo się podajesz i chcesz nas wykorzystać?
- Oczywiście! Wykorzystam was pod każdym względem, a w szczególności seksualnie – powiedziała wściekle An nie spuszczając wzroku z Deana – po za tym, gdybym miała na takie rzeczy ochotę, to uwierz na pewno nie z Tobą za dużo warczysz i gadasz – zwróciła się w stronę Sama – przepraszam, że ciebie też skrępowałam, nie wiedziałam, czy ten gaduła jakoś cię nie nastawił agresywnie przeciwko mnie.
- Nikt tutaj nie chce nikomu zrobić krzywdy – powiedział Sam – zaskoczyłaś nas wczoraj. Nie słyszeliśmy nigdy o aurorach, a demony mają ostatnio w zanadrzu dużo nowych sztuczek.. – An przypatrywała mu się uważnie. Widać było, że chłopak jest dużo bardziej opanowany niż jego brat, że to pewnie on odwala całą intelektualną robotę. Po chwili namysłu dziewczyna jednym ruchem ręki oswobodziła Sama z więzów. Mężczyzna, kiedy tylko rozprostował wszystkie kończyny nieznacznie skinął w jej stronę głową.
- Hej! A ja! – krzyknął Dean wciąż skrępowany.
- Co do ciebie nie mam pewności, czy nic nie wymyślisz, żeby znowu mnie zaatakować – powiedziała An upijając łyk kawy i nawet nie patrząc na mężczyznę.
- Będę go pilnował – powiedział Sam, An jeszcze raz spojrzała na niego badawczo i tym razem to ona skinęła głową. Jednym machnięciem różdżki uwolniła niższego mężczyznę. Ten, gdy tylko mógł poruszyć ręką chwycił stojącą obok butelkę, aby ugasić pragnienie.
- Ooooo czyżby kacyck.. – zażartowała An – poczekaj – pstryknęła palcami, a przed mężczyzną pojawiła się mała fiolka z niebieskim płynem – napij się tego.
- Pewnie, żebyś mnie otruła! – warknął Dean nie odrywając wzroku od aurorki.
- To męcz się cały dzień – wzruszyła ramionami i ponownie upiła łyk kawy. Sam przyglądał się jej badawczo. Dziewczyna miała potężną moc i lepiej było jej nie drażnić, mimo wszystko wyczuwał, że może jej zaufać, że ona jedynie droczy się z Deanem i nie zrobiłaby im krzywdy.
- Możesz nam powiedzieć, dlaczego się tu pojawiłaś? – zapytał Sam, był bardzo ciekawy tego kim tajemnicza dziewczyna jest, kim są aurorzy i o jakiej potężnej magii mówił Bobby.
- Po pierwsze nazywam się Andromeda White, jestem aurorem specjalizującym się w neutralizowaniu istot niebezpiecznych, pracuję dla Ministerstwa Magii. Nie mogę wam zdradzać wszystkiego, obowiązują mnie zasady mojego Departamentu. Będę jednak się starała odpowiedzieć na wasze pytania i mam nadzieję, że zachowacie tajemnice. Potrzebuję jednak wiedzieć, czy nie zamierzacie już się wydurniać i zmuszać mnie do walki z wami?
- Nie – odparł Sam, na co Dean jedynie prychnął.
- Dobrze – powiedziała An, patrząc na Sama – mamy sporo kwestii do omówienia, jeżeli chodzi o współpracę Aurora i Łowcy, będziecie musieli mi zdać raport z tego skąd wiecie o tych wilkołakach, co do tej pory odkryliście, ale to może przy stole, kawie i śniadaniu.
Mężczyźni popatrzyli podejrzliwie na tę drobną dziewczynę. Jeszcze przed chwilą, więziła ich w ich własnych łóżkach, a teraz proponuje śniadanie. Obserwowali, jak dziewczyna przy użyciu różdżki naprawia stół, zmienia pozostałe krzesła w wygodne fotele, a następnie za pomocą ruchu nadgarstka sprawia, że na blacie pojawiają się świeże bułki, jajecznica i kubki z gorącą kawą. Dean otworzył usta ze zdziwienia.
- Ja chyba śnie i śni mi się jakiś durny sen – wydukał, gdy dziewczyna gestem zaprosiła ich do stołu.
- Siadajcie, im szybciej mi powiedzie co wiecie tym szybciej zaczniemy szukać tych psiaków – An ponownie rozsiadła się w fotelu z kubkiem gorącej kawy – na początek powiedzcie, mi co z was za łowcy i skąd wiecie o tej sprawie?
Dean nie odezwał się przez cały czas, gdy Sam opowiadał dziewczynie o ich wiedzy na temat wilkołaków, Bobbym i ich sposobach zabijania stworów. Zajadał się przepyszną jajecznicą i przyglądał dziewczynie, która widać w skupieniu słuchała jego brata. Dean zastanawiał się ile lat może mieć aurorka. Nie dawał jej więcej niż dwadzieścia pięć. Jej drobna budowa ciała, niesforne brązowe włosy, błysk w oku i zadziorność go intrygowały a zarazem irytowały. Andromeda miała w sobie coś z wojownika, w jej ruchach, słowach i spojrzeniu widać było, że wie co robić. Na jej szyi i rękach widział drobne blizny, nie mógł rozpoznać czy były one po nożu, kuli czy może tych jej różdżkach. Ciągle, nie mogło to do niego dotrzeć, że gdzieś tam kryje się jeszcze jeden świat, potężny i być może groźny dla jego świata. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, jak dziewczyna bawi się swoją różdżką, nie przestając słuchać Sama.
„Zawsze gotowa do ataku" pomyślał i przełknął jajecznicę.
An czuła, jak starszy mężczyzna świdruje ją wzrokiem, nie chciała dać mu satysfakcji, pokazać mu, że ją to peszy. Skupiła się na historii i relacji Sama. Miała w nosie to czy Dean planuje jak ją upokorzyć, jak przejąć władzę czy Merlin wie co. Interesowało ją to, że mugole mają tak dużą wiedzę na temat wilkołaków i ich sposobów unicestwiania.
- No muszę przyznać, że łowcy są wyczuleni na nawet najmniejsze anomalnie – powiedziała An – muszę wam jednak powiedzieć, że nie zawsze musicie zabijać wszystko co dziwne – tu sugestywnie spojrzała na Deana –są magiczne sposoby ujarzmiania tych istot, jak na przykład wywar tojadowy dla wilkołaków. Oczywiście, nie dam wam na niego przepisów, ponieważ do jego sporządzenia potrzebna jest magia, ale teraz jak wiem, że jesteście i wiecie, że my jesteśmy dam wam coś – sięgnęła do swojej kieszeni i wyciągnęła złotego galeona. Położyła go na stole i skierowała na niego różdżkę. Mężczyźni obserwowali jak w skupieniu wypowiada jakieś inkantacje. Gdy tylko skończyła, moneta zaświeciła się na złoto, poderwała od stołu i opadła – macie – powiedziała przesuwając galeona na środek stołu – jeżeli, kiedykolwiek będziecie mieli kłopot z jakimiś dziwnymi stworzeniami, demony mnie nie obchodzą, to wystarczy, że powiecie do tej monety moje imię. Ja będę miała drugą, gdy tylko mnie wezwiecie, poczuję wibrację i przybędę do was jak najszybciej- A teraz – wyczarowała wielką mapę lasu i rozłożyła ją na stole – do wczoraj uważałam, że jest tyko jeden wilkołak, nafaszerowany eliksirami wspomagającymi, aby zachować wilczą formę. Okazuje się jednak, że stworzył małą watahę. Obstawiam, że jezioro, przy którym jest dużo śladów, musi się znajdować obok ich legowiska. Tutaj – wyczarowała na mapie wielkie czerwone koło – musimy zacząć szukać –An uniosła rękę i po jednym machnięciu, na stole znalazły się dwie małe buteleczki z gęstą substancją – rozdzielimy się, nie będę was niańczyła w trakcie poszukiwań, macie zabrać ze sobą ten płyn i monetę. Jeżeli, podkreślam, jeżeli spotkacie, którego z nich macie mi dać znać za pomocą monety. A gdyby, któremuś z was coś się stało, nie wiem zadrapałby was tak, że się wykrwawiacie. Odgryzł wam rękę, macie wypić ten eliksir. On postawi każdego na nogi. Nie ważne, w jak złym stanie jest.
- Niańczyć, chyba prędzej my ciebie. Przecież te wilczury są trzy razy większe od Ciebie – odezwał się w końcu Dean.
- O, najadłeś się i wrócił Ci głos – żachnęła się dziewczyna – o mnie się nie martw, walczyłam z trollami, które są trzy razy większe od wilkołaków i patrz, jakoś żyję. Jeszcze jakieś pytania?
- O której wyruszamy? – zapytał Sam.
- O zachodzie słońca. Beze mnie nie ruszacie. Przyjdę po was – popatrzyła na nich wzrokiem, który nie przyjmuje odmowy – dobrze, do czasu – wstała z fotela, obróciła się w miejscu i zniknęła.
- Sam, przecież to jakaś małoletnia wiedźma! – marudził Dean – dlaczego my w ogóle z nią pracujemy. Wiesz jak nienawidzę wiedźm!
- Dean, widziałeś ją, to nie jest zwykła wiedźma to jakby łowca, tylko że z magicznymi zdolnościami.
- Pierdoły. Prawdziwy łowca by się nie bawił w jakieś czary mary.
- No tak, ale jak ona pochodzi, ze świat, gdzie te czary mary są codziennością. To my dla niej jesteśmy jakimiś dziwolągami.
Dean prychnął oburzony. Po czym spojrzał na Sama znacząco: - Czy ona ci wpadła w oko..? – zapytał z niedowierzaniem Dean.
- Nie masz lepszych rzeczy do wymyślania – warknął Sam –jest sprawa do zrobienia.
