Rozdział 2 - Skrupuły

Merlin obejrzał się lustrze. Musiał przyznać, że w stroju wybranym przez Gwen i Morganę wyglądał o niebo lepiej niż w pamiętnym, czerwonym stroju błazna.

- Myślę, że wyglądasz naprawdę dobrze Merlinie, ale ja i Gwen też chciałybyśmy się przejrzeć – Morgana uśmiechnęła się do niego przebiegle, a Merlin poczuł, że palą go policzki. Gwen stłumiła śmiech, jednak ujrzawszy suknię, którą podała jej Morgana, pokręciła głową.

- Nie mogę… Nie mogę jej włożyć, ona jest… zbyt dobra dla mnie. Zbyt piękna…

Morgana nie przyjęła jednak odmowy i Gwen musiała ja przymierzyć.

- Wyglądasz prawie tak dobrze jak Merlin! – zaśmiała się, puszczając do niej oko. – Prawda Merlinie?

Młody czarodziej obrzucił Gwen szybkim spojrzeniem. W fioletowej sukni Morgany wyglądała naprawdę dobrze, niemal tak dobrze jak jej właścicielka… Spostrzegłszy na sobie spojrzenie Gwen szybko spuścił głowę i wymruczał, że Morgana ma absolutną rację. Widząc zakłopotanie Merlina, Gwen przejęła sprawy w swoje ręce.

- A ty Morgano, co zamierzasz na siebie włożyć?

- Jeszcze nie zdecydowałam. Waham się pomiędzy tą… – tu wskazała na wiszącą na krześle ciemnozieloną suknię ze srebrnymi zdobieniami - a tą – tu wskazała inną, delikatną, kremową suknię.

- Przymierz je, a my pomożemy ci wybrać. Musisz olśnić naszego księcia. – Gwen uśmiechnęła się do niej szeroko.

- Arthura? Skąd podejrzenie, że to dla niego tak się stroję? – zapytała niewinnie.

- To najprzystojniejszy mężczyzna w całym zamku, a może i Camelocie – oznajmiła Gwen, po czym dorzuciła, zerkając przy tym na Merlina – No, prawie najprzystojniejszy.

Merlin jednak niczego nie zauważył. Z zakłopotaniem wypatrywał dogodnej chwili, aby ulotnić się z damskiego towarzystwa.

*********************************************************************************

- Tak wcześnie wracasz z polowania? – Gaius podniósł zaskoczony wzrok znad grubej księgi.

- Nie było żadnego polowania. Wieczorem jest uczta i Arthur musiał się przygotować. – burknął Merlin opadając na krzesło.

- Pewnie przez cały dzień narzekał?

- Ależ skąd. Nie usłyszałem od niego ani słowa skargi.

Zdziwiony Gaius spojrzał na niego ponownie.

- Nawet go nie widziałem. – wyjaśnił – Spędziłem pół dnia na wybieraniu ubrań z Morganą i Gwen.

Gaiusowi z trudem udało się ukryć śmiech.

- Kiedy tu wszedłeś miałeś taką minę jakby miał nastąpić koniec świata.

- Bardzo śmieszne, naprawdę. – odparł czarodziej sarkastycznie. – Poza tym – dorzucił z nadzieją – może jeszcze będzie jakiś mały koniec świata? Nie sądzę, żebym musiał iść wtedy na ucztę, prawda?

Gaius nie raczył odpowiedzieć.

*******************************************************************************

- Potrzebujesz księgi czarów. Wiem gdzie możesz znaleźć jedną.

- Gdzie?

- U nadwornego medyka, Gaiusa.

- U niego, czy może jego podopiecznego – Merlina? – zapytała Morgana, oczekując na reakcję smoka. Ten zesztywniał ze złości.

- A więc wiesz kim jest Merlin – wyszeptał bardziej do siebie niż do niej.

- O Merlinie wiem niemal tyle co o sobie. Niewiele. Moja wiedza ogranicza się do snów oraz przypuszczeń. – odpowiedziała. – Ale ty chyba za nim nie przepadasz… prawda?

Smok zamilkł na chwilę.

- Nie doceniłem cię… - wycedził w końcu.

- Klasyczny błąd. – powiedziała, krecąc ciemnymi lokami - Wciąż mówisz mi czego potrzebuję, czego mnie nauczysz, jak wielka jest moja moc, ale unikasz odpowiedzi na konkretne pytania. Nie myśl sobie, że jestem taka głupia. Będę dążyła do poznania prawdy.

- Nie zadajesz odpowiednich pytań, Morgano La Fay. Poza tym upór w dążeniu do prawdy, w podejmowanych decyzjach, może okazać się zgubny… Podobnie jak upór twego młodego przyjaciela. Wydaje wam się, że wiecie wszystko najlepiej, trwacie przy swoich decyzjach, przy ludzkim uczuciach…

- Więc czarownik nie może mieć uczuć?

Smok spojrzał na nią rozbawiony.

- Każdy ma uczucia Morgano, nawet ja… Mimo że od dwudziestu lat jestem zamknięty w tej grocie. Wiesz jakie uczucie mnie przepełnia? Nienawiść.

Coś w jego głosie i postawie sprawiło, że dziewczyna poczuła nagły chłód i ogarnął ją strach. Przez kilka sekund, miała wrażenie, że to stare, doświadczone stworzenie jest z gruntu złe, że pragnie śmierci wszystkich w tym królestwie, Uthera, Merlina, jej samej…. Ale chwila grozy minęła i jedynym dowodem na to, że coś było nie tak, było szybsze bicie jej serca.

Smok kontynuował.

- Uczucia są bardzo skomplikowane Morgano. Jesteś młoda, masz wiele czasu aby jedne zgłębić… A innych się wyzbyć. Musisz wiedzieć kiedy możesz sobie na nie pozwolić. Są takie momenty w których dla większego dobra, musisz zagłuszyć ludzkie uczucia i użyć swojej mocy. Poświęcenia stanowią część magii. Bez nich nie wynaleziono by nawet zaklęcia służącego do rozpalania ognia! Rozumiesz o czym mówię?

Skinęła głową. Roześmiał się.

- Tylko tak ci się wydaje. Kiedy nadejdzie czas twojej próby, przekonamy się jak silna jesteś. A teraz zastanów się lepiej jak zdobyć księgę.

- Mam ją… ukraść? – przeraziła się wychowanica króla - Jak zwykły złodziej? A co jeśli ktoś mnie złapie, co jeśli…

Smok zaryczał z wściekłości.

- Czy do ciebie nic nie dotarło? Musisz odsunąć od siebie lęk i zdobyć to co jest ci potrzebne!

- Czy moje pragnienie jest wyższym dobrem?

- To nie jest twoje pragnienie. To twoje przeznaczenie. Pomyśl jak wielu ludziom będziesz mogła uratować życie, kiedy nauczysz się korzystać ze swojego daru. Ale do tego potrzebujesz księgi. Czy teraz to rozumiesz?

Bardzo powoli skinęła głową.

********************************************************************************

- Merlinie?

- Oh Gwen, co cię tutaj sprowadza? – Merlin poderwał się z krzesła.

- Arthur cię szukał. Wygląda na to, że jednak potrzebuje twojej pomocy przy ubraniu się na ucztę. Mówił też abyś wziął swój strój.

- Oczywiście. – Gwen zamierzała wyjść, przypomniała sobie jeszcze jedno pytanie z jakim przyszła do przyjaciela.

- Nie widziałeś Morgany? – zapytała zmartwiona.

- Nie. Dlaczego pytasz? – Zmartwiona Gwen przygryzła wargi.

- Nigdzie jej nie ma, a uczta zaczyna się za kilka godzin! Och, tak się martwię, ale nie chcę wszczynać fałszywego alarmu.

- Poczekaj z tym jeszcze trochę – poradził jej Merlin. – Chodź, pomogę ci jej szukać.

- A Arthur?

- Poradzi sobie beze mnie.

*********************************************************************************

Gaius wszedł do izby, ze zdziwieniem zauważając, że Merlin znów gdzieś zniknął. „Ach, ci młodzi" pomyślał, po czym rozejrzał się i upewniwszy się, że jest sam, zdjął z półki jedną z ksiąg.

Pogładził ją dłonią, wzdychając ciężko. Jak wiele czasu upłynęło od tamtych dni, kiedy wspólnie siedział nad tą księgą razem z… Nie, nie warto sobie tego przypominać. Usmiechnął się tkliwie. Tak, tak, musiał się przed sobą przyznać - zrobił się sentymentalny na stare lata!

Nagle dostrzegł czyjś cień obok stołu. Chwycił leżący obok księgi sztylet i odwracając się, zaatakował.

A potem otoczyła go ciemność.

*********************************************************************************

- Gdzie ty masz głowę? – zrzędził Arthur. – Nie dość, że się spóźniłeś to jeszcze zapomniałeś wziąć swojego stroju?

- Przykro mi – powiedział Merlin.

- Przykro? Co mi z tego, że jest ci przykro? – przestąpili próg izby – Czy ty… - Arthur zamilkł i stanął jak wryty, dostrzegłszy rozgardiasz panujący w środku. Merlin rozejrzał się zdenerwowany.

- Gajuszu? Gajuszu, jesteś tu?!

Nagle dostrzegli jakiś ruch w pobliżu ławy. Arthur odruchowo wyjął miecz z pochwy, zaś Merlin nie zważywszy na jego protesty ruszył w tamtym kierunku.

Po chwili odetchnął z ulgą.

- To Gaius. Nic mu nie jest, jest tylko oszołomiony. Dostał tylko czymś ciężkim w głowę. Mógłbyś podać mi trochę wina?

Arthur rozejrzał się. Dojrzawszy karafkę z winem, ruszył w jej stronę. Nagle zatrzymał się i podniósł coś z ziemi.

- Co ty tam robisz? – zdenerwował się Merlin – Pospiesz się!

Nie zwróciwszy uwagi na to, że właśnie został zganiony przez własnego sługę, Arthur podał mu wino i zaczął obracać w palcach mały przedmiot.

- Już w porządku Gajuszu… Dasz radę usiąść? – usłyszał głos Merlina.

- Ksiięga.. Zabrali… Zabrali księgę Merlinie – wychrypiał Gaius chwytając rozpaczliwie jego nadgarstek.

Arthur wreszcie oderwał uwagę od trzymanego w dłoni przedmiotu.

- Księgę? Jaką księgę? O czym on mówi?

- Bredzi – odparł jego sługa, czując jednocześnie, że zaczyna mu brakować powietrza. Jeśli Gaius nie bredzi… Jeśli ktoś ogłuszył go, aby zabrać księgę… Ale nie mógł sprawdzić, czy księga jest na miejscu z Arthurem stojącym obok i patrzącym mu nieustannie na ręce.

Poczuł, że najbezpieczniej byłoby zmienić temat.

- Co znalazłeś? – zapytał, mając nadzieję, że cokolwiek to jest, zbliży ich do poznania tożsamości włamywacza.

Arthur wyciągnął ku niemu rękę. Merlin dostrzegł na niej kawałek materiału. Był poplamiony krwią.