To był stanowczo zbyt długi dzień. Zebrania ciągnęły się w nieskończoność, a czarodzieje biorący w nich udział przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Sytuacja polityczna po wojnie nadal nie okrzepła mimo upływu pięciu lat. Pięć długich lat odbudowywania społeczności czarodziejskiej i odnosiła wrażenie, że nie zrobili żadnego kroku naprzód w naprawianiu swojego świata. Nadal istnieli czarodzieje, którzy pomimo upadku Lorda Voldemorta nie mogli pogodzić się z tym, że to ich świat musi pozostać w ukryciu, że czarodzieje urodzeni w mugolskich rodzinach będą mieli takie same prawa jak oni. Najwidoczniej nie ma znaczenia czy jesteś czarodziejem, czy mugolem i tu i tu ludzie nadal nie potrafią uczyć się na błędach.

Miała serdecznie dosyć tego jak ona i jej podobni są traktowani przez tych czarodziei. W najlepszym wypadku była ignorowana. Nie miało znaczenia, że była bohaterką wojenną i jak wielką rolę odegrała w upadku Voldemorta. Nie miało znaczenia również to, że ukończyła Hogwart z najwyższą notyfikacją. Nie miło znaczenia to, że codziennie od 4 lat zarzynała się w Ministerstwie, przychodząc do biura jako pierwsza i wychodząc długo po tym jak jej dział opuszczał ostatni pracownik. Nie była czystej krwi. Ba! Nie była nawet półkrwi! Ile lat musi jeszcze upłynąć by wszyscy zrozumieli, że to nie ma żadnego znaczenia! Złościła się na samą myśl. Idąc skąpanymi w deszczu ulicami Londynu była zatopiona we własnych myślach. Przepełniała ją beznadzieja i niesprawiedliwość. Dawno nie była tak przygnębiona. Momentami zbierało się jej na płacz. Przeważnie potrafiła sobie radzić z emocjami. Miała w sobie wystarczająco wiele determinacji by nie przejmować się głupimi komentarzami. Dziś jednak czara goryczy się przelała. Przygnębiała ją myśl o tym, że być może nigdy nie uda się uciszyć głosów sprzeciwu tych wszystkich, którzy uważają takich jak ona za gorszy rodzaj człowieka. Oznaczałoby to, że każda ofiara pierwszej i drugiej wojny nie miała żadnego znaczenia, że ich śmierć była całkowicie bezsensowna! Sprawa o którą walczyło tak wielu nadal pozostała problemem i jeżeli nic się z tym nie zrobi, kwestią czasu jest aż wybuchnie nowy konflikt z nowym przywódcą na czele. Nie chciała nawet myśleć o tym. Nadal mimo upływu czasu miewała koszmary z Bellatrix, a na jej nadgarstku nadal widniała blizna z napisem „szlama". Proponowano jej usunięcie jej za pomocą magii, ale nie zdecydowała się na to. Sama nie wie dlaczego.

Londyn był dziś skąpany w deszczu. Wrzesień tego roku był wyjątkowo parszywy. Chłodny wiatr potęgował dojmujące uczycie chłodu, a deszcz zdawał się być szpilkami kłującymi każdy skrawek nieosłoniętego ciała. Schowała się za parasolem i przyspieszyła kroku chcąc znaleźć się już w swoim mieszkaniu. Jedyne czego dziś potrzebowała to zaszyć się z kubkiem gorącej herbaty pod kocem.

Ruch na londyńskich chodnikach był spory biorąc pod uwagę dzisiejszą pogodę. Momentami musiała się wręcz przedzierać przez tłum ludzi, lecz robiła to jakby bezwiednie zatopiona we własnych myślach. Przechodząc przez przejście dla pieszych została przywrócona do rzeczywistości. Przechodzący z naprzeciwka mężczyzna potrącił ją przypadkiem swoim ramieniem. Zanim się jednak odwróciła utonął w tłumie spieszących się przechodniów. Stała przez chwilę w miejscu bo wydawało się jej, że… Klakson samochodu sprowadził ją na ziemie. Od dawna dla pieszych paliło się czerwone, a ona stała na środku ruchliwej jezdni. Przeprosiła machnięciem dłoni i zbiegła z przejścia. Przystanęła jednak znowu próbując wypatrzeć osobę, która wpadła na nią na przejściu. Jej racjonalny umysł wypierał to co przed chwilą zobaczyła. To było zwyczajnie niemożliwe. Skarciła się w duchu, że stoi tu na deszczu i moknie wypatrując powidoku kogoś kto od 5 lat nie żyje.