Itachi zdjął dłoń z zimnego czoła Kabuto, po czym wyjaśnił młodszemu bratu, czym jest genjutsu Izanami, do którego wrzucił właśnie ninję pół-węża… Lub też pół-smoka, jak sam się niedawno nazwał.
W konsekwencji tego Itachi stracił widzenie w lewym oku. Wpatrywał się więc w Sasuke jedynie prawym.
- Czyli… zostanie w takim stanie… na wieczność?
Itachi uśmiechnął się blado.
- To zależy tylko od niego. Jeśli uda mu się w tamtym wymiarze zaakceptować siebie takiego, jakim jest, odnaleźć swoje prawdziwe ja… uwolni się.
Sasuke prychnął.
- Lepiej by było, gdyby tam został na zawsze - zawyrokował.
- Powiedziałem ci już, że jeśli się wydostanie, to jako inny człowiek - przypomniał mu chłodno.
Jego młodszy brat przewrócił na to oczami, po czym wzdrygnął się, skrzywił i skrzyżował ręce na piersiach. Musiało być mu zimno.
Sam nie odczuwał już ani zimna, ani ciepła. Fizyczne doznania tego typu były dla niego przeszłością.
Nie czuł nic. Był martwy. Sztucznie przywrócony na ten padół łez za sprawą zakazanego jutsu. Kabuto musiał nauczyć się go od swojego byłego mistrza, Orochimaru. Nosiło nazwę Edo Tensei.
- Sasuke - podjął Itachi, wbijając wzrok w młodszego brata. - Mogę to zatrzymać. Teraz, zaraz. Mogę i zrobię to. W tej chwili, w tym momencie, giną niewinni ludzie.
Przęłknąłby ślinę, przygotowując się psychicznie na to, co ma się w konsekwencji dla niego znów wydarzyć, ale… chyba nie miał już czegoś takiego jak ślina. Czuł się jak wydmuszka, albo pusta, drewniana kukła, w najlepszym razie wypełniona słomą lub pierzem. Chciał odejść.
Raz na zawsze odejść. Tym bardziej, źe ktoś na niego czekał.
W głębi serca był jednak Kabuto na swój pokręcony, egoistyczny sposób, wdzięczny. W końcu mógł raz jeszcze zobaczyć Sasuke. Zdusił tę myśl w zarodku, zanim przyjęła formę słów w jego głowie.
Giną ludzie - powtórzył sobie za to, z całą mocą. - Ludzie Konohy.
Ktoś mógłby zarzucić mu fałszywe przejmowanie się sprawą. Sam zabił tylu niewinnych. Albo raczej, jak sam zwykł o tym myśleć, potencjalnie winnych. Zabił ich, nim zdążyli zgrzeszyć, albo choć o tym pomyśleć, w przypadku zapewne wielu. Zabił, bez zmrużenia oka.
Okrucieństwa wojny - to były jego pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. Miał zaledwie kilka lat, był tak mały… Wszędzie krew, ranni ninja, krzyki, jęki rozpaczy i to samo niedowierzanie w oczach każdego umierającego: to już? Tak wcześnie? Więc to koniec?...
Sasuke wyglądał na niepocieszonego, ale nic na to nie odrzekł. Przygryzał dolną wargę i marszczył brwi.
- Tak trzeba. Nie zapominaj, że już jestem martwy.
Sasuke zacisnął zęby i opuścił głowę. Wciąż nic nie mówił. Wiedział, że to bez sensu. Że niczym go nie przekona. Itachi na pewno nie chciał być zombie. Pragnął wreszcie godnie odejść.
Starszy Uchiha odwrócił się do pogrążonego w genjutsu, skamieniałego Kabuto. Stał nieruchomo, z zamknięty powiekami, nieświadomy tego świata.
- Pokaż, jak odwrócić Edo Tensei - rozkazał. Głos nawet mu nie zadrżał, choć zaraz miał przenieść się na zawsze w zaświaty.
Kabuto posłusznie i niczym robot uniósł dłonie, po czym zaczął wykonywać znaki. Jednocześnie wypowiadał krótkie słowa. Nazwy zwierząt.
- Szczur. Wół. Małpa. Tygrys. Smok. Dzik.
Itachi posłużył się Sharinganem, żeby zarejestrować gesty i słowa, nie chcąc ryzykować pomyłki i tracić czasu.
Nagle przypomniał sobie, że w skostniałej dłoni wciąż trzyma okrągłe okulary Kabuto. Dziwiło go, że posiadłszy nadludzką formę i zdolności, wciąż ich potrzebował. Zerknął na nie.
Może coś dla niego znaczyły.
Ujął okulary w obie dłonie i delikatnie nałożył je Kabuto na nos, po czym westchnął ciężko.
- Kabuto. Mam nadzieję, że zdołasz wyrwać się z tej matni - wyszeptał, po czym prędko powtórzył znaki. - Uwolnij! - dodał na końcu.
Itachi nie był pewny, czy mu się przywidziało, czy niebo nad nimi naprawdę na moment rozbłysło. Tak czy siak, Itachi to poczuł. Zadziałało! Odwrócił Edo Tensei!
Spojrzał na Sasuke. Jego młodszy brat wyglądał na wstrząśniętego. Nie mówił nic. Czekał. W jego dużych, ciemnych oczach, zaczęły zbierać się łzy. Serce Itachiego ścisnęło się na ten widok.
Nigdy nie chciał, żeby cierpiał. A już na pewno nie przez niego. Chcąc go chronić, taki właśnie zgotował mu los: niekończące się cierpienie. Czasem siebie za to naprawdę nienawidził.
Gdyby Itachi miał w sobie bijące, żywe serce, chyba w tym momencie po raz kolejny pękłoby mu ono z żalu. W tej formie, w tym stanie nie mógł nawet zapłakać. Cały ból, który odczuwał, ogarniał tylko jego świadomość.
Gdy tylko obezwładnił Kabuto, pokazał młodszemu bratu, jak doszło do tego, że wyciął w pień cały klan. Prawie cały…
Właściwie nie tyle jak, co dlaczego.
Sasuke. Jego ukochany młodszy brat, który jeszcze niedawno chciał go zabić. Itachi do tego doprowadził. Pozwolił się unicestwić. Dziś ten sam Sasuke ronił nad nim łzy. Itachi znów był jedną nogą w grobie.
- Sasuke - odezwał się, czując jak mrok zaczyna spowijać jego świadomość. Zmusił się do przyjaznego uśmiechu. - Cokolwiek zrobisz, cokolwiek postanowisz, pamiętaj jedno: zawsze będę cię kochał. Nic tego nie zmieni. Nic i nikt. Będę na ciebie czekał. Ale proszę… nie zjawiaj się zbyt wcześnie. I… nie musisz mi wybaczać.
Wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Na twarzy Sasuke odmalowało się zaskoczenie.
- Itachi, za tobą! - wrzasnął. Nim jednak Itachi zdążył się obrócić, poczuł czyjś dotyk na swoim ramieniu. Po chwili dziwne ciepło rozlało się po całym jego ciele, promieniując od barków. Zniknęło uczucie rozkojarzenia i ociężałość, które pojawiły się po odwróceniu Edo Tensei. Nagle wszystko w jego odbiorze rzeczywistości się zmieniło. Czuł chłód nocy. Wróciło mu widzenie w lewym oku. Jego ciało ożyło; serce biło jak szalone.
Itachi spojrzał w dół na swoje dłonie. Były… normalne. Już nie trupioblade i popękane. Po prostu… normalne. Takie jak dawniej.
Zachłysnął się lodowatym powietrzem i zakasłał.
Niemożliwe!
Itachi obrócił się gwałtownie i napotkał spojrzenie Kabuto, który zdawał się być podobnie zaszokowany tą sytuacją. Jego wzrok różnił się diametralnie od tego, jaki miał jeszcze jakieś pół godziny temu.
Młodszy Uchiha wyrósł tuż obok brata, gotowy do ataku.
- Spokojnie - odezwał się Kabuto matowym głosem, wciąż wpatrując się oniemiały w Itachiego. - Sasuke-kun, spokojnie.
Itachi powstrzymał młodszego brata jednym gestem dłoni.
- Kabuto - odezwał się Sasuke zachrypniętym głosem. - Co to ma znaczyć?
- Ja… sam nie jestem pewien… Wiem tylko tyle, że nie chcę już nic z tych rzeczy, których pragnąłem zanim twój brat złapał mnie w swoje genjutsu - oświadczył ze wzrokiem niezmiennie wbitym w Itachiego.
Starszy Uchiha miał wrażenie, że zaraz odejdzie od zmysłów, a był w takim stanie niezwykle rzadko. Miał zniknąć! Tymczasem wyglądało na to że, jakimś cudem, wręcz odzyskał swoje życie.
- Udało ci się stamtąd wyrwać - odezwał się Itachi. Gdyby nie problem z Edo Tensei, byłby z niego wręcz dumny. Teraz jednak ogarniały go terror i konsternacja. Miał ochotę powalić Kabuto na ziemię i wrzaskami żądać wyjaśnień. Nie chodziło przecież tylko o niego. To nie tak, że pragnął śmierci, a jakimś sposobem ona mu odpuściła. Przerażało go to, że być może inni groźni ninja też całkiem ożyli, zamiast zniknąć. Że coś poszło nie tak. Że świat naprawdę dąży do zagłady. - Gratuluję. A teraz mów, co stało się z Edo Tensei. Co ja tu wciąż robię, jakim cudem ożyłem? Co z innymi, których przywołałeś?
- Wrócili w zaświaty. Niemal wszyscy. - Kabuto potarł dłońmi skronie. - Cóż, oprócz ciebie i Madary.
Itachi nie mógł powstrzymać gniewnego warknięcia, które wyrwało się z jego gardła.
Opanuj się - rozkazał sobie w duchu.
- Chwila - mruknął, po czym przymknął oczy i spróbował się skupić. Nie był sensorycznym typem ninja, ale mimo wszystko potrafił wyczuć zmianę w ilości czakry w przestrzeni. Powietrze już nie wibrowało groźnie i dziwnie w wielu miejscach. Czuł za to wyraźnie potężną moc w jednym punkcie. Kabuto nie kłamał. To musiała być czakra Madary. Ale wszyscy inni z pewnością zniknęli.
Kabuto wzruszył ramionami. Itachi pomyślał, że srebrnowłosy stara się sprawiać wrażenie obojętnego, ale było to dalekie od prawdy. Były w tym geście całe pokłady żalu, smutku i przytłoczenia. Itachi nie był tym zaskoczony. W końcu dotarło do niego całe zło, którego się dopuścił, a którego wcześniej nawet pewnie nie rozumiał.
- Sam widzisz - powiedział.
- A ja? Dlaczego mnie przywróciłeś do życia i w jaki sposób
- Niezupełnie ja. Edo Tensei ma sporo… ,,warunków odwrotnych". Myślę, że oba jutsu, Edo i Izanami, doszły do… porozumienia. Chyba udało się przywrócić cię do życia, celem zakończenia tej wojny. Możesz się do tego znacząco przyczynić.
- Czyli… Jestem tu jeszcze tylko do końca wojny?
- Nie wiem - odparł cicho Kabuto ze smutkiem w oczach. Itachi zmarszczył brwi. Czuł, że brakuje mu jakiejś wiedzy i nie chodziło tylko o możliwe współdziałanie obu jutsu.
- Sasuke, daj mi sekundę. Chcę coś sprawdzić.
- Dobra, ale chyba się wcześniej bardzo spieszyłeś - zauważył nadąsanym tonem. Itachi nie mógł powstrzymać ciepłego uśmiechu. Ledwo wrócił do życia, a on już jest na niego obrażony. Kwintesencja instytucji młodszego brata.
- To dość ważne - wyjaśnił Itachi łagodnie, po czym przeniósł wzrok na Kabuto. Nie pytając o pozwolenie, ani niczego nie wyjaśniając, spojrzał mu prosto w oczy Sharinganem. Kabuto zesztywniał, a jego źrenice się rozszerzyły.
Itachi musiał dowiedzieć się, co wydarzyło się w genjutsu. Im szybciej, tym lepiej.
