Onieginowi rozwidniło się w pale,
gdy ujrzał ócz parę utkwionych w powale.
Leński leżał tak na wznak, bez noc
mrucząc i wietrząc
swój rychły zgon.
Eugeniusz przedłożył ponad wszelkich frasunek
w gardło trunek;
zalał się przy istocie rzeczy.
Chlipnął z boskiej Flaszy,
a co się tyczy
jego zdobyczy.
(tak zresztą młodość pierwsza
zbiegła mu
na takim postępowaniu
przymilał się i ganił,
przeto czyimś kosztem się bawił)
Ten marniał w oczach z każdą chwilą
tam go skręcało, tam go mdliło
Oniegin o dziwo podjudzony
tkliwością,
musnął mu liczko, przygryzł uszko,
sposobiąc się do zwilżenia warg
jeszcze raz
podważył jego kark,
jednocześnie wetknął język
jak daleko się dało.
Nic się nie zdało
Leńskiemu pigment zmieniać
jak kameleon
i udawać wciąż zmieszanie,
bowiem o n na tym nie poprzestanie.
Jęknął wraz jakby dławić go chciał,
lecz to nie to
on się dławił sam.
Nie wyrabiał zgoła
ze zwalczaniem namiętności
jedna myśl przewodnia,
gorączkował się nią, nieboga,
mianowicie jak tu
się nie porzygać.
Dobrze, dobrze już to na nic
tragicznie skończy się ten witz.
Da miłowanemu cóż zapragnie
odwzajemni jego żądanie.
Droczył się z nim ździebko jeszcze
Pchnął mu ów ozór na powrót
za głęboko, acz gładko
i wtenże moment zdjęty
jak przez silny emetyk
uleciała nieśmiertelna dusza poety.
Skończył nań z całą efektywnością,
aż go poskładało u jego stóp
uderzył czołem dlań z wyższością
i padł.
''To za trącanie szpicrutą mnie, głupcze''
polegli, co za tym idzie posnęli
tak o słodko
pokryci treścią żołądkową.
