Rozdział 1 - Krajobraz po wojnie
Nad zamkiem zaczęły pojawiać się pierwsze promienie wschodzącego słońca, wyglądające zza grzbietów otaczających budowlę gór. Blask światła odbijał się w pobliskim jeziorze, z którego przez ułamek sekundy wyłoniła się wielka kałamarnica. Nad Hogwartem ciągle można było dostrzec kłęby dymu unoszące się nad wieżami i murami, a gdzieniegdzie tlił się jeszcze ogień. Zamek wyglądał jak po bombardowaniu. Mało kto uwierzyłby w to, że jeszcze wczoraj o tej porze nie było śladu żadnych zniszczeń. Jednak poprzedniej nocy Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie stanęła przed olbrzymim zagrożeniem ze strony Czarnego Pana i jego zwolenników.
Dokładnie wczorajszej nocy Lord Voldemort stanął na czele swych śmierciożerców, a także wielu potworów, aby pokonać obrony zamku i zabić Harry'ego Pottera, niszcząc w ten sposób ostatnią nadzieję tych, którzy ciągle stawiali mu opór. Chłopca, który już nie raz wychodził żywo ze starć z nim samym, potomkiem samego Salazara Slytherina, największego czarnoksiężnika, jakiego widział świat czarodziejów. Tak się jednak nie stało. Ostatecznie Harry Potter pokonał Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać, kończąc w ten sposób tyranię, strach i cierpienie, które w ostatnich latach szerzyły się w świecie czarodziejów. Wielu zwolenników Voldemorta, również przypłaciło tę walkę życiem. Niestety ofiar nie brakowało też wśród starszych uczniów, a także członków Zakonu Feniksa oraz innych osób, które stanęły w obronie zamku.
Po krótkiej radości z powodu odniesionego zwycięstwa oraz po zebraniu ciał zmarłych i rannych osób, większość z osób broniących Hogwartu, pozostała w zamku, gdzie odpoczywała przez resztę nocy w dormitoriach. Pierwsze promienie słońca wpadały już jednak przez okno wieży Gryffindoru, gdzie kilka dziewcząt spało w swoich łóżkach z baldachimami. Po każdej z nich widać było ślady bitwy sprzed kilku godzin.
Hermiona Granger przebudziła się i spojrzała ze zmęczeniem w stronę okna. Nie mogła powiedzieć, że specjalnie odpoczęła przez tę resztę nocy. Emocje po tym, co się wydarzyło, nie mogły jej opuścić, ciągle wracała myślami do chwil, które jeszcze przed chwilą miały miejsce, do osób, które nie ujrzą już dziś światła dziennego. Rozejrzała się po dormitorium, stwierdzając, że reszta dziewcząt jeszcze śpi. Wstała po cichu, a ponieważ w nocy nawet nie ściągała ubrania, zeszła na dół do pokoju wspólnego. Schodząc po schodach, zauważyła, że ktoś wpatruje się w okno, oglądając wschód słońca.
– Cześć, Harry – przywitała się ze swoim przyjacielem, po którym od razu poznała, że również niezbyt wypoczął tej nocy.
– Witaj, Hermiono – odpowiedział, zerkając na nią tylko przez chwilę.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko się skończyło… – zaczęła, pochodząc do niego. Nie musiała pytać, znała go od wielu lat, wiedziała, że podobnie jak ona, odczuwa w tym momencie wiele rzeczy. – Będzie potrzeba bardzo dużo czasu, nim zamek będzie wyglądał jak dawniej.
Patrząc przez okno, można było dostrzec ogrom zniszczeń. Na dziedzińcu Hermiona dostrzegła woźnego Argusa Filcha, który wraz ze swoją kotką Panią Norris, już oceniał ilość prac, jakie trzeba będzie poświęcić na przywrócenie zamku do jego dawnej świetności.
– Ron jeszcze śpi? – spytała. Harry odwrócił się do niej i popatrzył jej w oczy.
– Chyba chciał, żeby tak to wyglądało, ale moim zdaniem nie zmrużył nawet oka tej nocy i wcale mu się nie dziwię – odpowiedział zgodnie z prawdą. Za dużo się działo tej nocy z jednej strony euforia po zwycięstwie, a z drugiej Ron stracił swojego brata, jak i wiele bliskich im osób. On sam niewiele rozmawiał z Ginny. W tych krótkich chwilach, kiedy byli razem, próbował okazać jej wsparcie, ale wyczuwał, że dziewczyna chciała być obecnie sama, a on chciał to uszanować. – Myślę, że oboje, Ron i Ginny, jak i wszyscy Weasleyowie potrzebują trochę czasu – dodał Harry. – Sądzę z resztą, że my wszyscy na razie nie umiemy sobie poradzić ze stratą tak wielu osób.
– Pewnie masz rację. Zbyt wiele się wydarzyło – zgodziła się Hermiona. Z dormitoriów zaczęły dochodzić pierwsze odgłosy, budzących się osób. Nie minęło nawet kilka minut, kiedy pokój wspólny zaczął się zapełniać ludźmi. Po pewnym czasie pojawił się również Ron i po chwili dostrzegł ich siedzących na sofie przed kominkiem. Podszedł do nich, a Hermiona wstała i przytuliła się do niego.
– Czekaliśmy na ciebie, wszystko w porządku? – zapytała, patrząc na niego z troską.
– Tak, myślę, że tak, muszę to sobie wszystko poukładać, to, że Freda… – jego oczy delikatnie się zaszkliły, ale po chwili wziął się w garść. – Już z nami nie ma…
Nim Harry czy Hermiona zdążyli cokolwiek odpowiedzieć, portret Grubej Damy uchylił się, a do pokoju wspólnego weszła profesor McGonagall. Ona również wyglądała, jakby niewiele spała tej nocy. Rozejrzała się po pokoju, spoglądając na grupki uczniów, byłych absolwentów, a także dorosłych osób, które nocowały dzisiaj wyjątkowo w wieży Gryffindoru, po wydarzeniach poprzedniej nocy.
– Przepraszam, że tak wcześnie, zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie wszyscy na pewno zeszli z dormitoriów, ale chciałam was zaprosić do Wielkiej Sali na śniadanie. Skrzaty domowe obiecały, że postarają się coś przygotować, a my wcześnie rano razem z resztą nauczycieli uporządkowaliśmy Wielką Salę na tyle, że jakoś powinniśmy się tam w miarę pomieścić. Proszę, abyście przekazali tą wiadomość innym osobom, których tu jeszcze nie ma – poprosiła profesor McGonagall, po czym wyszła z wieży Gryffindoru.
– Nawet dzisiaj skrzaty nie mają odpoczynku i już się zabrały do pracy – uśmiechnął się Ron, zerkając na Hermionę, ciekaw jej reakcji i chcąc zmienić temat. Na razie nie chciał rozmawiać o Fredzie, Lupinie, Tonks i innych poległych wczoraj osobach. Jeszcze przyjdzie na to czas. Zresztą Ginny na pewno będzie potrzebować wsparcia, była najmłodsza z ich rodzeństwa. Także rodzice, George równie szczególnie, gdyż miał ze swoim bratem bliźniakiem najlepszy kontakt. Musi być dla nich silny.
– Na pewno one same, jak i nauczyciele chcą, by wszystko jak najszybciej wróciło do normy, by wszyscy mogli się jeszcze raz spotkać… – zaczęła Hermiona, ale dokończył za nią Harry.
– I podziękować przynajmniej w ten sposób za pomoc tym wszystkim osobom w obronie zamku.
Kiedy byli gotowi zeszli w trójkę do Wielkiej Sali, na korytarzach niewiele się zmieniło od poprzedniej nocy. Gdy weszli jednak do Wielkiej Sali, zdążyli zauważyć, że cztery stoły stały tak jak dawniej, a ciała rannych i zmarłych zostały przeniesione. O zniszczeniach przypominały tylko rozbite okna, resztki cegieł znajdujące się pod ścianami, a także leżące gdzieniegdzie rubiny i szmaragdy z klepsydr przedstawiających aktualną zdobycz punktową poszczególnych domów. Harry, Ron i Hermiona nie byli pierwszymi osobami, które pojawiły się w sali, schodziło się coraz więcej osób, przy stole nauczycielskim siedzieli już wszyscy profesorowie. Nie minęło więcej niż piętnaście minut, kiedy profesor McGonagall wstała i zajęła miejsce na środku, gdzie tak wiele razy przemawiał do nich z tego miejsca profesor Dumbledore.
– Myślę, że to już wszyscy – zaczęła profesor McGonagall, rozglądając się po sali. – Dziękuję, że przybyliście. Wiem, że pewnie większość z was myśli już o powrocie do domów, ale chcielibyśmy chociaż w ten sposób podziękować wam wszystkim za pomoc, dzięki waszej odważnej postawie, niezachwianej wierze w zwycięstwo udało nam się pokonać Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać i przywrócić pokój w naszym magicznym świecie. Czeka nas dużo pracy – kontynuowała profesor Mcgonagall – ale postaramy się, aby szkoła jak najszybciej wróciła do swojej świetności. Mimo podobnie dużych problemów w Ministerstwie Magii postaraliśmy się, aby każdy, kto będzie zainteresowany mógł wrócić specjalnie przygotowanym dzisiaj pociągiem, który odjedzie za cztery godziny z Hogsmeade. Do tego czasu Hogwart stoi dla każdego z was otworem. A tymczasem zapraszam na śniadanie, które skrzaty w pocie czoła przygotowały dla nas wszystkich. Proszę tylko o jeszcze chwilę uwagi. – McGonagall rozejrzała się po sali, a potem zerknęła na stół nauczycielski, podniosła puchar, wzniosła go i jednocześnie reszta nauczycieli wstała od stołu. – Proszę o powstanie, uczcijmy tych, którzy nie doczekali tego dnia, a dzięki których postawie możemy być świadkami nowych, lepszych czasów.
Wszyscy w Wielkiej Sali wstali, unieśli swoje puchary i wypili za zdrowie poległych tej nocy ludzi, którzy unieśli swe różdżki w obronie zamku. Następnie nauczyciele wrócili do swoich miejsc, a na stołach pojawiły się przeróżne potrawy. Skrzaty jak zwykle stanęły na wysokości zadania. Gdy tak się zajadali przeróżnymi potrawami, do trójki przyjaciół podszedł pan Weasley.
– Witajcie – uśmiechnął się do nich. – Jak się wszyscy trzymacie?
– Dziękujemy panie Weasley – odpowiedziała Hermiona, po czym spojrzała szczególnie na Rona i dodała – Musimy się jakoś oswoić z tą nową rzeczywistością…
– Panie Weasley – wtrącił się Harry, przerywając Hermionie. – A pan, pani Weasley, George, Bill, Charlie, Ginny?
– Jakoś dajemy radę – odpowiedział spokojnym tonem pan Weasley. – Molly na pewno będzie potrzebować trochę czasu, żeby się z tym pogodzić. Wiedzieliśmy jednak, na co się piszemy przybywając tutaj – dodał po chwili. – Ron… – zaczął niepewnie. – Cieszę się synu, że dobrze się trzymasz – powiedział pan Weasley i podszedł do Rona, ściskając go mocno. Oboje byli poruszeni, ale starali się ukrywać emocje w sobie. Kiedy się od siebie odsunęli, Ron wyglądał na lekko zakłopotanego, po czym wstał i przeprosił ich, mówiąc, że musi na chwilę wyjść do toalety. Harry i Hermiona spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
– Harry, Hermiono, chciałbym was o coś prosić – zwrócił się do nich pan Weasley. – Bądźcie przy nich, przy Ronie, Ginny, może próbują sprawiać wrażenie takich, co to wolą sobie sami z tą stratą poradzić, ale na pewno przyda im się zwłaszcza wasze wsparcie, dobrze?
– Oczywiście, panie Weasley – odpowiedział mu bez chwili wahania Harry. – Może pan na nas polegać.
– Dziękuję wam obojgu – poklepał Hermionę po ramieniu, po czym odszedł i siadł koło swojej żony i córki.
– Chyba za bardzo zostawiliśmy ich samych sobie, co? – zapytała niepewnie Hermiona. – No wiesz, ja Rona, a ty Ginny?
– Myślę, że masz rację, chcieliśmy im pomóc, myśleliśmy, że tak będzie łatwiej, ale chyba to nie był najlepszy pomysł.
Po kilku minutach Ron wrócił do nich, ale starał się nie komentować tego, co się wydarzyło. Hermiona złapała go pod stołem za rękę, a on odwzajemnił uścisk. Śniadanie dobiegało końca, kiedy zauważyli, że profesor McGonagall wstała i zmierzała w ich kierunku. Popatrzyli po sobie niepewnie, nie wiedząc, czego się mogą spodziewać.
– Mam prośbę do waszej trójki – powiedziała do nich, dość cicho, by nie zwracać niepotrzebnie uwagi innych osób. – Za pół godziny w gabinecie dyrektora mamy mieć zebranie nauczycieli wraz z kilkoma członkami Zakonu Feniksa, ponieważ wasza trójka brała główny udział w ostatnich wydarzeniach, bardzo bym była wdzięczna, gdybyście również pojawili się na tym spotkaniu, to bardzo ważne, myślę, że wiele osób dalej ma wiele pytań, na które tylko wy znacie odpowiedzi. Będziemy też podejmować decyzje odnośnie dalszego funkcjonowania szkoły, bardzo ceniłabym sobie wasze zdanie na ten temat. Mogę na was liczyć?
– Oczywiście, pani profesor – odpowiedziała Hermiona, patrząc na Rona i Harry'ego. – Na pewno będziemy.
– Dziękuję wam bardzo. Gargulec nie został jeszcze naprawiony, więc na razie nie obowiązuje żadne hasło – dodała, po czym wróciła do stołu nauczycielskiego. Odprowadzili ją wzrokiem, a następnie popatrzyli po sobie.
– I co wy na to? – zapytał Ron.
– No wiesz, szkoła jest w takim stanie, że nic dziwnego, że muszą teraz podjąć różne działania i naradzić się co dalej – stwierdziła Hermiona, dla której najwyraźniej ta wiadomość nie zrobiła aż tak wielkiego wrażenia, choć wyglądała na bardzo zamyśloną.
– Ale dlaczego akurat my? – Nie dawał za wygraną Ron.
– Hmm… pomyślmy? – zaczęła z przekąsem Hermiona. – Naprawdę dziwi cię to, że chcą się naradzić wspólnie z Harrym? Po tym wszystkim? – Spojrzała na niego z ubolewaniem.
– No tak, ale z Harrym, a my?
– No pewnie, bo w końcu was tam w ogóle nie było i rzeczywiście wasza obecność wydaje się całkowitą sensacją – odpowiedział Harry, który nie mógł się powstrzymać. – Lepiej zjedzmy to śniadanie szybko i chodźmy zobaczyć, co mają nam do powiedzenia. Choć niestety po części się domyślam… – Hermiona spojrzała na niego ze zrozumieniem, a Ron ze zdziwieniem. Popatrzył na nich oboje, dziwiąc się, co też mu umknęło.
– Co macie na myśli?
– Wiesz, Ron, na razie tylko my troje wiemy dokładnie, co się wydarzyło, ze wszystkimi szczegółami. Nie uważasz, że będą chcieli się wszystkiego dowiedzieć, a temat rozmów o przyszłości szkoły wydaję się odpowiednim pretekstem do tego, by sprowadzić potem rozmowę na inne tory.
– Macie rację – zgodził się z nim po chwili zastanowienia Ron. – Ale i tak powinniśmy chyba tam pójść?
– Oczywiście, najchętniej zapomniałbym o tym wszystkim, ale wiecznie tych rozmów nie uda mi się unikać – stwierdził Harry, wzdychając ciężko. – Poza tym, może rzeczywiście nie tylko o to chodzi i naprawdę chcą nas się też poradzić w kwestii Hogwartu. Chodźcie, zobaczymy – dodał Harry, widząc, że nauczyciele zaczęli się podnosić ze swoich miejsc.
– A śniadanie? – zapytał Ron.
– Och, Ron, proszę cię – fuknęła Hermiona, patrząc na niego z politowaniem. – To chyba może zaczekać, prawda?
– No dobrze, już idę – Ron spojrzał ostatni raz tęsknym okiem, na dyniowe paszteciki znajdujące się przed nim na stole, po czym wstał i udał się za Harrym i Hermioną w kierunku drzwi Wielkiej Sali.
Kiedy stanęli przed kamiennym gargulcem, stwierdzili, że w tym wypadku nic się od wczorajszej nocy nie zmieniło, kiedy go mijali w tym miejscu. Gargulec dalej leżał na ziemi, świadcząc o niedawnych wydarzeniach. Minęli go i skierowali się na schody, zapukali do drzwi i weszli do środka, nie było jeszcze nikogo. Rozejrzeli się po gabinecie, poprzedniej nocy byli już tutaj, kiedy Harry rozmawiał z portretem Dumbledore'a, teraz dyrektor spał na fotelu w swoich ramach. Wokół pełno było magicznych przedmiotów, które przez tyle lat gromadzili kolejni dyrektorzy Hogwartu. Harry wspominał to, co nie tak dawno zobaczył w stojącej obok myślodsiewni. Wiedział, że za chwilę, będzie musiał do niektórych z tych wspomnień wrócić, że same słowa wypowiedziane do Voldemorta, na chwilę przed jego śmiercią, że Snape nigdy nie był po jego stronie, innym osobom nie wystarczą. Jego myśli przerwał odgłos otwieranych drzwi, do pokoju weszli: profesor McGonagall, profesor Flitwick, profesor Sprout, profesor Slughorn oraz Hagrid. Hagrid podszedł do nich i poklepał Harry'ego po ramieniu. Profesor McGonagall zajęła miejsce za biurkiem, w końcu w czasach Dumbledore'a była jego zastępcą, więc do czasu wybrania nowego dyrektora po Snapie, mogła go zastępować.
– Dziękuję wam wszystkim za przybycie – zaczęła profesor McGonagall, ona również wyglądała na dość zmęczoną ostatnimi wydarzeniami. – Za chwilę dołączą do nas na pewno Molly i Artur, Kingsley niestety musiał udać się do Ministerstwa, gdyż tam również jest teraz wiele spraw do załatwienia. Ma wszystko nadzorować do czasu wyboru nowego Ministra Magii.
– Skąd mamy pewność, że ministerstwo nie jest już infiltrowane przez zwolenników Sami–Wiecie–Kogo? – zapytał profesor Flitwick.
– Jest to wątpliwe – kontynuowała McGonagall. – Większość zwolenników Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać udało nam się schwytać, niektórych zabić, na pewno wielu działało pod wpływem zaklęcia Imperius, wątpliwe by w tej chwili ktoś bezpośrednio miał wpływ jeszcze na ministerstwo.
– To znaczy, że nie udało nam się złapać wszystkich? – zapytał z pełnym ożywieniem Harry. Usłyszeli pukanie do drzwi i za chwilę do środka weszli rodzice Rona.
– Przepraszamy wszystkich za spóźnienie – powiedział pan Weasley.
– Dopiero przybyliśmy, Arturze – odpowiedziała profesor McGonagall. – Wracając do twojego pytania, Potter. Niestety, co prawda nie wiemy jeszcze konkretnie, ile osób zdążyło uciec i się gdzieś ukryć, grupa raczej nie jest zbyt duża, ale wiemy już na pewno, że pewne osoby zniknęły z miejsca walki, nim ich schwytaliśmy.
– Być może nie ma się czym przejmować – stwierdził Horacy Slughorn. – Teraz kiedy nie ma już Sami–Wiecie–Kogo, mogą być niegroźni, nie ma już nikogo, kto by mógł nimi pokierować.
– Jest to bardzo prawdopodobne, Horacy – włączył się do rozmowy pan Weasley. – Niemniej powinniśmy ich odnaleźć, są to osoby potencjalnie niebezpieczne i nie możemy w stu procentach mieć pewności, że nikomu już nie zagrożą, choć zgodzę się z tobą, że szanse są na to małe. Mimo to nawet wykluczając tę możliwość i tak powinni odpowiedzieć za swoje czyny.
– Kogo nam brakuje? – spytał bez skrupułów Harry. Widać było, że nie był zadowolony z tego powodu, że niektórzy ze zwolenników Czarnego Pana uniknęli odpowiedzialności.
– Wśród ciał i wśród pojmanych nie znaleźliśmy między innymi braci Lestrange oraz Antoniego Dołohowa, Artur nie dopatrzył się również Traversa, lecz należy założyć, że tych osób jest na pewno więcej. Wielu ze zwolenników było jakby to rzec… dość świeżych, niedawno przyłączonych do śmierciożerców, niestety wielu z nich z nazwiska nie znamy, możemy tylko z pewnością stwierdzić nieobecność tych, o których wiemy już od dawna – odpowiedziała McGonagall.
– Musimy ich jak najszybciej odnaleźć – próbował namówić ich do działania Harry.
– Ale, Harry, jak chcesz ich odnaleźć? – włączyła się do rozmowy Hermiona.
– Wiem, Harry, że chciałbyś działać natychmiast – włączył się do tej wymiany zdań pan Weasley. – ale w tym momencie niewiele możemy zrobić. Wiele pracy przed nami, ministerstwo nie funkcjonuje, to teraz priorytet,
by przywrócić tam w miarę normalny tryb pracy, by wszystko zaczęło wracać do normy i to jak najszybciej. Dopiero wtedy będziemy mogli wziąć się za to lepiej. Wyślemy do pracy aurorów i miejmy nadzieję, że z czasem uda nam się ich odnaleźć.
Harry wyglądał na niepocieszonego, ale tak naprawdę wiedział, że mają rację. W tym momencie znalezienie choćby jednego z nich wydawało się nierealne. Szanse na to, że szybko się ujawnią, po tym, co się stało, były niewielkie. Większość zapewne zapadnie się pod ziemię już na stałe.
– Musimy omówić inne kwestie – przerwała chwilę ciszy Minerwa McGonagall. – O ile wiele osób, które poległy, zostanie pochowane przez swoje rodziny, to jednak kilka z nich trzeba będzie pochować samemu z pomocą ministerstwa. Jak zapewne wielu z was się domyśla, istnieje jedna kwestia bardzo istotna…
– Co z ciałem Voldemorta? – wtrącił Harry. Wiele osób mimowolnie syknęło, jakby człowiek ten dalej mógł stanowić zagrożenie. Harry przemilczał to, wiedział, że cały czarodziejski świat potrzebuje trochę czasu, by przyzwyczaić się do tego, że imię to nie powinno już powodować strachu.
– Tak – kontynuowała McGonagall. – Musimy coś zdecydować, co z jego ciałem?
– Gdzie znajduje się teraz? – dopytywał Harry.
– Przeniosłem je jeszcze wczoraj do komórki na miotły, tej obok Wielkiej Sali – włączył się do rozmowy Hagrid.
– Rzuciliśmy zaklęcia zabezpieczające, by nikt niepowołany się tam nie dostał – dokończył profesor Flitwick, swoim piskliwym głosem.
– Niemniej, powinniśmy to traktować jako rozwiązanie doraźne – kontynuowała McGonagall. – Ale co dalej? Nie możemy go pochować w pierwszym lepszym miejscu, to zbyt niebezpieczne. Osobiście byłabym za tym, żeby spoczęło w jakimś tajnym pomieszczeniu w ministerstwie, ale jak nauczyło nas życie ostatnio, ministerstwo też nie jest całkiem bezpiecznym miejscem – tu skierowała oczy głównie na Harry'ego, Rona i Hermionę.
– Tylko gdzie indziej moglibyśmy je ukryć? – zadał pytanie pan Weasley i popatrzył po wszystkich, licząc, że ktoś wpadnie na pomysł, który będzie komukolwiek ciężko zakwestionować.
– Myślę, że w takim wypadku to oczywiste – zaczął Harry. On sam czuł się niepewnie i niezbyt podobał mu się ten pomysł, ale nie było innego wyjścia. – Musimy je ukryć tutaj, w Hogwarcie. – Harry popatrzył na nich, jakby rzucał im wyzwanie.
– Harry, chyba żartujesz?! – nie mogła uwierzyć Hermiona, która teraz patrzyła mu głęboko w oczy, zszokowana. – Po tym, co zrobił, miałby spocząć w tym zamku?
– Mi się też to nie podoba, ale macie lepszy pomysł, gdzie będzie bezpieczniej? – kontynuował Harry.
– To trudna decyzja – przyznała McGonagall. Nie wpadła jednak na inny pomysł, więc chcąc nie chcąc, musiała przyznać Harry'emu rację. – Tę decyzję musimy jednak uzgodnić z ministerstwem, jednak na ten moment nie ma chyba lepszego rozwiązania.
– Ale gdzie je ukryjemy? – zadał pytanie Ron. – Komnata Tajemnic?
– Zbyt oczywiste – odrzucił ten pomysł natychmiastowo Harry.
– Ale może, to nie jest taki zły pomysł, raczej nikt nie miałby możliwości tam się dostać? – poparła pomysł Rona, Hermiona.
– Ron właśnie udowodnił wczoraj, że jednak jest to możliwe – przypomniał jej Harry. – Musimy wymyślić coś innego. – Spojrzał pytająco na nauczycieli. – Może tam, gdzie był ukryty kiedyś Kamień Filozoficzny?
– Sądzę, że w lochach moglibyśmy wygospodarować jakąś mało rzucającą się w oczy komnatę – zaproponowała profesor McGonagall. – Oczywiście zabezpieczylibyśmy ją jakimiś zaklęciami. Trzeba by również dopilnować, by jak najmniejsza grupa osób o tym wiedziała, nawet wśród ludzi z ministerstwa. Tylko niezbędne osoby. McGonagall czekała na propozycję innych, jednak one nie nadeszły. W końcu każda z osób przebywających w gabinecie poparła ten pomysł i zgodziła się, by ciało Voldemorta spoczęło w lochach zamku. – Nie martw się, Potter, dopilnujemy, by było odpowiednio zabezpieczone – dodała, patrząc w tym momencie tylko na Harry'ego.
– Dobrze, pani profesor. Wiem, że moglibyśmy z tym ciałem zrobić wszystko, ale nie będziemy się zniżać do poziomu Voldemorta i jego śmierciożerców. A pochowanie go w Little Hangleton razem z ojcem byłoby zbyt niebezpieczne.
– Cieszę się, że udało nam się ustalić tę kwestię – ucieszyła się profesor McGonagall. Spojrzała na portrety innych dyrektorów i zatrzymała się na dłużej na tym przedstawiającym Albusa Dumbledore'a. To przypomniało jej o innej dość istotnej kwestii. – Potter, musimy omówić jeszcze jedną sprawę, Severus Snape. – Spojrzała na niego wyczekująco, a kiedy nie odpowiadał dalej, dodała. – Wczoraj podczas pojedynku z Tym–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać wspomniałeś mu o tym, że mylił się co do Snape'a, że stał po naszej stronie. Mało jednak z tego rozumiem, nie mogę w to od wczoraj uwierzyć i myślę, że większość osób tutaj również, jak to możliwe? Przecież wszystko wskazywało na co innego, a śmierć Dumbledore'a?
Harry rozejrzał się po gabinecie, zatrzymując się na każdej twarzy z wyjątkiem Rona i Hermiony, którzy wiedzieli już o wszystkim. Nie był zdziwiony, że McGonagall poruszyła tę kwestię. Nie dało się tego wyjaśnić tym krótkim zapewnieniem, które wypowiedział wczoraj prosto w oczy Voldemortowi. Choć wczoraj, o tej porze nigdy by w to nie uwierzył, tak teraz doceniał i był pełen podziwu dla Snape'a, że tak świetnie spisał się w swojej roli wyznaczonej mu przez Dumbledore'a. Miał zamiar zrobić wszystko by oczyścić jego imię, nawet jeśli przez zdecydowaną większość jego życia, okazywali sobie wzajemną nienawiść.
– Snape nigdy nas nie zdradził – zaczął Harry. – Oglądałem jego wspomnienia, które przekazał mi tuż przed śmiercią. Zamordował go Voldemort, by posiąść moc Czarnej Różdżki. Snape zabił Dumbledore'a na jego własne polecenie, zaplanowali to prawie rok wcześniej – rozejrzał się po gabinecie, ponieważ dostrzegł i usłyszał silne poruszenie. Sam byłby na ich miejscu równie zszokowany. – Dumbledore wiedział, że zostało mu niewiele czasu, ta sczerniała… to była silna klątwa, która rozchodziła się po całym ciele. Nie było żadnego ratunku. Dumbledore nie chciał, by jego różdżka wpadła w ręce Voldemorta, stąd plan by Snape go zabił w odpowiedniej chwili i przejął jej moc. Miało to pokrzyżować plany Voldemorta. Nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem, choć jak widzieliście wczoraj, zmiany te bardziej uderzyły negatywnie w niego.
– Dlaczego nam jednak o tym wszystkim nie powiedział? – zapytała McGonagall.
– A kto by mu uwierzył, skoro Dumbledore zachował to w tajemnicy? – odpowiedział pytaniem na pytanie, Harry. – Miało to swój cel, Dumbledore chciał, aby Voldemort rzeczywiście bezgranicznie ufał Snape'owi, by Dumbledore miał swojego człowieka wśród jego śmierciożerców, kogoś, kto będzie znał wszystkie jego plany, by móc odpowiednio na nie reagować. Snape miał dostarczać dość ważne informacje Voldemortowi, by wzbudzić jego zaufanie, ale ukrywał te najbardziej istotne. Tylko ukrywając to przed wszystkimi, ten plan mógł się powieść, kiedy nikt poza Dumbledorem i Snapem o tym nie wiedział. Snape najlepiej jak potrafił, wykonywał ten plan, choć wiedział, że zostanie znienawidzony przez wszystkich, zrobił to jednak, bo kochał moją matkę, dlatego porzucił śmierciożerców na zawsze, czuł się winny, że to przez niego nie żyje i chciał odpokutować te winy, pomagając Dumbledorowi. Choć sam żywiłem do niego zawsze nienawiść, muszę uczciwie przyznać, że myliłem się co do niego.
W gabinecie zapadła długa cisza, widać było, że te słowa poruszyły wszystkich. Większość czuła się zakłopotana.
– Masz rację, Potter, myliliśmy się co do niego, sądziliśmy, że nas zdradził, a on tymczasem wykazał się męstwem, którym nie powstydziłby się żaden z nas – stwierdziła McGonagall.
– Ministerstwo również powinno poznać prawdę – wtrącił się Pan Weasley. – Ludzie powinni wiedzieć, jaki naprawdę był Snape, nie zasłużył na to, by teraz go niesłusznie oczerniać.
– Tak zrobimy, Arturze – przytaknęła opiekunka Gryfonów. – Potter, sądzę, że musisz jednak być gotowy na przesłuchania w tej sprawie, tylko ty możesz opowiedzieć i zaświadczyć, że tak było.
– Jestem na to gotowy, pani profesor. – Harry popatrzył jednak na portret Dumbledore'a i zadał oczywiste pytanie, które przyszło mu do głowy. – Dlaczego nie ma tu portretu Snape'a? Sądziłem, że portret każdego dyrektora pojawia się tutaj po śmierci?
– To nie do końca jest tak, jak większości z was się wydaję – wtrącił się do rozmowy profesor Flitwick. – Każdy dyrektor podczas swojego urzędowania na stanowisku w pewien sposób tworzy ten obraz, kiedy jeszcze żyje. Przelewa w niego swoje wspomnienia, swoje myśli, charakter, uczucia, aby po jego śmierci portret mógł się tutaj pojawić i jak najlepiej odzwierciedlał konkretną osobę, nie tylko z wyglądu, ale i charakteru. By portret jak najlepiej mógł doradzać przyszłym dyrektorom Hogwartu. – Flitwick wskazał na ścianę, po czym kontynuował swoim piskliwym głosem. – Severus, biorąc pod uwagę okoliczności, zapewne nie miał czasu przez ten rok, kiedy był dyrektorem, aby zająć się swoim portretem, dlatego się tutaj nie pojawił, to jedyne wyjaśnienie.
– Czy jest jakaś możliwość, aby się tu jednak pojawił? – nie dawał za wygraną, Harry.
– Teoretycznie tak – kontynuował Filius Flitwick. – Taki portret mógłby spróbować stworzyć ktoś, kto umie to zrobić i go dobrze znał. Trzeba jednak pamiętać, że nigdy nie osiągnie się takiego efektu, jaki byłby, gdyby to sam zainteresowany stworzył portret.
– Czyli moglibyśmy stworzyć taki portret?
– Tak, moglibyśmy przelać w niego swoje wspomnienia o Severusie Snapie, by w miarę możliwości portret jak najbardziej go przypominał. Co o tym sądzisz Minerwo? – zapytał piskliwym głosem profesor Flitwick.
– Myślę, że pan Potter ma rację, portret Severusa powinien się tu w takich okolicznościach znaleźć. Zajmiemy się tym, Potter, obiecuję – zapewniła profesor McGonagall, patrząc wprost na Harry'ego. – Nie możemy jednak zapomnieć jeszcze o jednym, o jego pogrzebie. Musimy to jakoś zorganizować.
– Sądzę… – zaczął niepewnie Harry, wahając się. – … że Snape powinien spocząć tak samo, jak Dumbledore, tu w Hogwarcie. – Po raz kolejny podczas tego spotkania, Harry spojrzał po wszystkich, jakby rzucał im wyzwanie,
– To nie będzie proste, Potter – zauważyła McGonagall. – Już z pochówkiem Dumbledore'a tutaj były spore problemy, a nie umniejszając nic Severusowi, jego zasługi dla Hogwartu w stosunku do Dumbledore'a są nieporównywalne.
– Snape nie przepadał za swoim rodzinnym domem na Spinner's End w Cokeworth – zauważył Harry, który zdążył poznać historię życia Snape'a na tyle, by zdawać sobie z tego sprawę.
– Sądzę, że Harry ma rację, jeśli to możliwe, powinniśmy pochować go tutaj – poparła go nieśmiało Hermiona. – Ze względu na jego zasługi dla całej sprawy, w ten sposób również przyczynił się wymiernie do ocalenia szkoły i pokonania Voldemorta. Sądzę, że to wystarczający powód.
– Kiedy tylko sytuacja w ministerstwie się uporządkuje, spróbuję ten pomysł przeforsować – obiecała Minerwa McGonagall, dodała jednak z nutką żalu w głosie. – Nie obiecuję jednak niczego, wiele zależy od tego, kto w ministerstwie będzie podejmował wtedy taką decyzję. W końcu profesor Dumbledore jest jedynym byłym dyrektorem pochowanym w Hogwarcie. Zobaczę jednak, co da się zrobić.
– Dziękuję, pani profesor – odpowiedział z wdzięcznością, Harry. – Mam nadzieję, że się uda.
– Myślę jednak… – dodała tymczasowa dyrektor. – że musimy omówić jeszcze jeden bardzo poważny problem, na pewno każdy z was zdaje sobie z tego sprawę. – Tutaj spojrzała na każdą z obecnych osób z dość zmartwioną miną. – Chodzi mi oczywiście o Hogwart. Szkoła wiele przeszła dzisiejszej nocy, jeśli chcemy, by jak najszybciej została otwarta, a zwłaszcza na najbliższy rok szkolny, to czeka nas bardzo dużo pracy.
– Masz rację, Minerwo – wtrąciła milcząca do tej pory profesor Sprout. – Musimy przywrócić Hogwartowi dawny blask.
– To naprawdę wiele pracy, Minerwo, uważasz, że zdążymy sami? – spytał bez większej nadziei Horacy Slughorn, zerkając ukradkiem przez okno w gabinecie.
– Pani psor, pani wie, że może pani na mnie liczyć? – wtrącił się Hagrid, oferując swoją pomoc.
– Dziękuję, Hagridzie.
– Ja i Artur oczywiście pomożemy, na miarę swoich możliwości – zapewniła Molly Weasley, na co pan Weasley również przytaknął.
Harry spojrzał na Rona i Hermionę, popatrzył im w oczy, a oni prawie niezauważalnie kiwnęli głową, co wcale go nie zaskoczyło, wiedział, ile dla nich również znaczyła ta szkoła.
– My również pomożemy, pani profesor – powiedział Harry, wskazując na siebie, Rona i Hermionę.
– Myślę, że każdy z nauczycieli, a może i kilku członków Zakonu Feniksa na pewno nam pomogą, być może później będziemy też mogli liczyć na pomoc ministerstwa – zauważyła profesor McGonagall.
– Zdążymy Minerwo – odpowiedział z pełnym przekonaniem, swoim piskliwym głosem, profesor Flitwick. – Zdołaliśmy powstrzymać Sami–Wiecie–Kogo, to tym bardziej poradzimy sobie z naprawami i porządkami w Hogwarcie.
– Dziękuję wam wszystkim – wyraziła swoją wdzięczność opiekunka Griffindoru. – To wiele dla mnie znaczy, że nie tylko nauczyciele, ale również byli uczniowie są gotowi do pomocy – dodała, ocierając łzę, która pojawiła się na chwilę w kąciku oczu. – Bardzo to doceniam. – Tutaj szczególne podziękowania skierowała do państwa Weasleyów oraz Harry'ego, Rona i Hermiony. Nim jednak profesor McGonagall kontynuowała, rozejrzała się po Sali i nieśmiało usiadła za biurkiem dyrektora.
– Dopóki nie wybierzemy nowego dyrektora, postaram się jak najlepiej nadzorować pracami. Myślę, że od osób niebędących nauczycielami nie możemy wymagać regularnych wizyt, będę wam wdzięczna za każdą możliwą pomoc, więc jeśli tylko będziecie mogli, to każdy dzień, który dacie radę nam poświęcić, będzie niezwykle ważny. W najbliższych dniach ustalimy bardziej szczegółowy plan działania. Ze swojej strony, uważam, że w pierwszej kolejności powinniśmy przywrócić do świetności Wielką Salę, potem zajmiemy się kolejnymi pracami. – Zaproponowała profesor McGonagall, po czym po chwili kontynuowała.
– Panie Potter, panie Weasley, panno Granger?
– Tak, pani profesor? – spytała Hermiona.
– Zakładając, że udałoby nam się do września przywrócić Hogwart do jego dawnej świetności, chciałabym ze swojej strony, aby uczniowie, którzy nie mogli ukończyć Hogwartu ze względu na wojnę z Tym–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać, mieli szansę wrócić do szkoły i ją ukończyć. Czy w takich okolicznościach bylibyście zainteresowani powrotem na ostatni rok? Byłabym bardzo uradowana – spojrzała na nich opiekunka Gryffindoru.
Harry, Ron i Hermiona popatrzyli po sobie. Na ich twarzach mieszały się różne uczucia. Ron wydawał się zaskoczony, ale równocześnie sprawiał wrażenie, jakby nie traktował tej propozycji poważnie. Harry, mimo
że uważał to miejsce za swój prawdziwy dom, nie potrafił się zdobyć na myśl, że po tym wszystkim mógłby tu wrócić i uczyć się dalej. Tylko na twarzy Hermiony można było dostrzec wewnętrzną walkę z samą sobą.
– Pani profesor… – zaczął Harry. – Dziękuję za propozycję. Hogwart był zawsze dla mnie prawdziwym domem, to byłby zaszczyt móc tu powrócić. Muszę jednak przyznać, że po tym wszystkim nie potrafiłbym się zdobyć na to, żeby wrócić tutaj tak szybko i podjąć naukę od początku. Zwłaszcza kiedy niektórzy ze zwolenników Voldemorta dalej są na wolności.
– Eee… ja również, pani profesor, nie planuję powrotu – dodał Ron.
– Ron! Nie możesz nie ukończyć szkoły! – zaprotestowała pani Weasley. – Ty również, Harry, powinniście wrócić do Hogwartu i ukończyć naukę, ze względu na wasze przyszłe kariery…
– Mamo, nie. Ja już podjąłem decyzję – przerwał jej Ron.
– Ron!...
– Molly, proszę cię, uspokój się, musimy uszanować ich decyzje, są dorośli – wtrącił się pan Weasley. – Po drugie to nie miejsce na takie sprzeczki, możemy o tym porozmawiać wszyscy później.
Profesor McGonagall odczekała chwilę, aż emocje wokół opadną, a kiedy wyglądało na to, że sprzeczka została zażegnana, spojrzała w kierunku Hermiony.
– A pani, panno Granger?
– Ja… – Hermiona spojrzała niepewnie na Rona, potem również na Harry'ego nim zdążyła odpowiedzieć. – Ja, bardzo bym chciała ukończyć naukę. Muszę to jeszcze przemyśleć – dodała, patrząc na Rona, który wyglądał na lekko zaskoczonego, ale milczał. – Chciałabym, jednak gdyby była taka możliwość wrócić, ukończyć szkołę i zdać OWUTEMY.
– Rozumiem, niech pani sobie to jeszcze spokojnie przemyśli, panno Granger, a kiedy będzie pani pewna swej decyzji, poinformuje mnie pani, zwłaszcza że i tak powinniśmy się w najbliższym czasie często tutaj widywać. Nie ukrywam, że byłabym bardzo szczęśliwa, panno Granger, gdyby chociaż pani tutaj wróciła.
– Dobrze, pani profesor, poinformuję panią na pewno, również byłabym zaszczycona, mogąc tu wrócić – odpowiedziała Hermiona.
– Oczywiście jest jeszcze jeden temat – zauważyła profesor McGonagall. Tutaj zwróciła się głównie do obecnych nauczycieli. – Będziemy potrzebować nowych nauczycieli na kilku stanowiskach, musimy ogłosić nabór na co najmniej dwa stanowiska: nauczyciela obrony przed czarną magią i mugoloznawstwa.
– Panie Potter – dodała po chwili. – Tak sobie pomyślałam. Skoro nie wraca pan do Hogwartu w roli ucznia, to może byłby pan zainteresowany powrotem w formie nauczyciela? – spojrzała na jego zszokowaną minę, – Będziemy mieć na tym stanowisku wakat, a wiemy wszyscy tutaj, że ciężko znaleźć lepszego kandydata na nauczyciela obrony przed czarną magią niż pana. Zresztą na piątym roku uczył pan potajemnie zaklęć i uroków z tej dziedziny innych uczniów, a wiem od profesora Dumbledore'a, że podobno bardzo skutecznie – dodała, zerkając na Rona i Hermionę, jakby oczekując po nich jakiejś reakcji, na co oni entuzjastycznie pokiwali głową.
– Pani profesor, ja… jestem zaszczycony – odpowiedział zszokowany Harry. – Mam nadzieję, że jednak mnie pani zrozumie, doceniam propozycję, ale chciałbym na razie przynajmniej, zająć się wytropieniem do końca popleczników Voldermorta. Zwłaszcza dopóki jeszcze niektórzy z nich są na wolności. Sama pani wie, że od dawna pociągała mnie kariera aurora. Mimo że Voldemorta już nie ma, to przecież nie wszystkich śmierciożerców złapaliśmy. Dlatego, przynajmniej na razie, chciałbym iść w tym kierunku – dodał Harry, starając się być jak najbardziej uprzejmy, gdyż doceniał zaufanie, jakim obdarzyła go właśnie profesor McGonagall. – Dziękuję jednak za taką propozycję, mam nadzieję, że pani rozumie.
– Oczywiście, żałuję, panie Potter, ale rozumiem – odpowiedziała profesor McGonagall. – Na pewno kogoś znajdziemy. – Po chwili milczenia dodała. – Myślę, że na razie najpilniejsze sprawy ustaliliśmy, zajmiemy się naprawami w Hogwarcie, a sama obiecuję, panie Potter, że zajmę się sprawą profesora Snape'a, a także kwestią pochowania zwłok Sami–Wiecie–Kogo. Dziękuję wam wszystkim za przybycie, myślę, że czas wrócić do reszty w Wielkiej Sali – dodała, po czym każdy po kolei opuszczał gabinet, w którym jeszcze nie tak dawno urzędował Albus Dumbledore.
Harry, Ron i Hermiona skierowali się na dół do Wielkiej Sali, po drodze mijali inne osoby, które zdążały do poszczególnych pokojów wspólnych. Kiedy Ron i Hermiona już skierowali swe kroki w kierunku drzwi, za którymi znajdowały się cztery długie stoły, Harry nagle ich zatrzymał.
– Stójcie, czekajcie! – zawołał do nich Harry, łapiąc Hermionę za ramię. – Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym dokończyć.
– O czym mówisz? – spytała Hermiona. Harry wyciągnął z kieszeni różdżkę, nie swoją, ale Hermiona szybko połapała się, co miał na myśli. Po chwili również Ron ją rozpoznał.
– Czarna Różdżka – oznajmił Ron, patrząc na nią prawie ze czcią.
– Chcesz ją odłożyć na swoje miejsce, tak jak wspominałeś w gabinecie Dumbledore'a? – chciała upewnić się Hermiona.
– Tak, chcę ją odłożyć do jego grobu – potwierdził ich przypuszczenia Harry, po czym skierował się w stronę wyjścia z zamku. Ron i Hermiona podążyli za nim.
– Jesteś pewny? – zapytał Ron, wzdrygając się mimo woli. – Wiem, stary, że masz jak najlepsze intencje, ale… to jednak grób.
– Oj, Ron – skarciła go Hermiona, patrząc na niego. – Przecież to co innego. Harry nie chce go zbezcześcić ani nic z tych rzeczy. Chce po prostu odłożyć na miejsce rzecz, która powinna się tam znaleźć. Osobiście uważam, że to bardzo rozsądna decyzja.
– Ale jednak to Czarna Różdżka – nie dawał za wygraną Ron.
– Ron, ja już podjąłem decyzję, zresztą tak jak wam mówiłem, wolę swoją – wskazał na różdżkę z ostrokrzewu z piórem Fawkesa. – Chodźcie – dodał, przyspieszając kroku.
Harry, Ron i Hermiona przeszli wzdłuż jeziora, promienie słońca przebijały się przez wierzchołki drzew w Zakazanym Lesie. Po chwili znaleźli się przy białym grobowcu. Przed oczyma szybko przebiegły im wspomnienia ceremonii pogrzebowej, która miała miejsce rok temu.
– To okropne, jak można było się dopuścić takiej rzeczy? – skrzywiła się z niesmakiem Hermiona, patrząc na duże pęknięcie na samym środku grobowca. – Jak można było się tu włamać?
– W końcu to Voldemort – zauważył Harry, który był na ten widok przygotowany. – Cel uświęcał środki. A zresztą czy dla niego, chociaż w jakimkolwiek stopniu, było to nieprzyzwoite?
– Masz rację – zgodziła się Hermiona.
– Harry, pozwolisz, że zostaniemy tutaj? – zapytał Ron, który sam osobiście nie miał ochoty patrzeć na martwe ciało byłego dyrektora Hogwartu.
– Zaczekajcie, to zajmie tylko chwilę – zgodził się Harry, po czym podszedł powoli do postumentu i wyciągnął Czarną Różdżkę z kieszeni. Popatrzył na nią, a następnie na martwe ciało Albusa Dumbledore'a. Na chwilę jego myśli zatrzymały się na byłym dyrektorze, wspominając wiele chwil w jego towarzystwie. Jak również to ostatnie, które miało miejsce po jego rzekomej śmierci w Zakazanym Lesie, mające miejsce w tym niematerialnym świecie. Po chwili jednak pochylił się nad ciałem i w martwe, zimne dłonie wsunął powoli różdżkę, po czym nakrył ciało szczelnie płótnem, które było odchylone na bok. Podszedł do Rona i Hermiony i jeszcze raz spojrzał na grobowiec.
– Myślę, że dobrze byłoby go naprawić – zauważyła Hermiona, po czym wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na biały grobowiec. – Reparo – wyszeptała. Pęknięcie zniknęło i na nowo się scaliło. W tym momencie nikt by nie poznał, że kiedykolwiek ktoś się włamał do ostatniego miejsca spoczynku Albusa Dumbledore'a.
– Dzięki, Hermiono – powiedział Harry, po czym dodał. – Sądzę, że pora wrócić do zamku, do reszty.
– Masz rację, Harry – zgodziła się Hermiona, po czym Ron chwycił ją za rękę i wszyscy troje skierowali się z powrotem w stronę drzwi wejściowych.
