Rozdział 4 - Podróż do Australii
Wydawać by się mogło, że ze względu na planowany wyjazd do Australii, najbardziej zdenerwowanymi tym faktem osobami, powinny być Ron i Hermiona. Jak się jednak dość szybko okazało, było to bardzo mylne stwierdzenie. Molly Weasley z każdym dniem zamartwiała się coraz bardziej, nie mogła sobie wyobrazić, jak ta dwójka poradzi sobie w całkowicie nieznanym kraju, jakim sposobem odnajdą rodziców Hermiony, a już najbardziej przerażała ją metoda podróży, którą wybrała dziewczyna. Samolot? Cóż to za przeklęta maszyna? Jakby nie było innych, normalnych środków, którymi można było się tam dostać, tak dobrze znanym czarodziejom. Jak się szybko jednak okazało, nikt nie podzielał jej obaw, a przede wszystkim jej mąż był niesamowicie podniecony na myśl o tym, że jego najmłodszy syn wraz ze swoją dziewczyną polecą tym niesłychanym podniebnym pojazdem. Molly Weasley nie miała wątpliwości, że gdyby nie praca i inne obowiązki, to Artur Weasley najchętniej wybrałby się z nimi w tę podróż.
Ron i Hermiona mieli wykupione bilety do Sydney na jutro. Mieli wylecieć z Londynu o dość wczesnej porze. Oboje pakowali ostatnie rzeczy potrzebne im do podróży, a co chwila mogli liczyć na wsparcie pani Weasley.
– Hermiono, naprawdę nie ma innego sposobu, aby dostać się do Australii? – spytał Ron niepewnym tonem. Gdy Hermiona spojrzała na jego minę, była pewna, że jego mama odniosła częściowy sukces, przekonując do swego zdania syna.
– Ron… – zerknęła na niego z politowaniem. – Już ci to tłumaczyłam. Jak sobie to wyobrażasz? Być może ministerstwo, gdybyśmy poprosili Kingsleya o pomoc, mogłoby nam zorganizować jakiś świstoklik, ale sam wiesz, ile mają teraz pracy. – Zerknęła na Rona, a kiedy popatrzyła, że zaczął otwierać usta, dodała. – Teleportacja też odpada. Nie byłam w Australii, więc nie jestem w stanie teleportować się tam, gdzie byśmy chcieli. Mogłoby się to źle skończyć.
– Dobrze, już dobrze, Hermiono, tak tylko zapytałem – odpowiedział Ron zrezygnowanym tonem, wracając do sprawdzania swojego plecaka.
Późnym wieczorem, kiedy byli pewni, że są na pewno przygotowani do podróży i po dość hucznej kolacji, udali się do swoich łóżek, aby wyspać się przed jutrzejszą podróżą. Hermiona długo nie mogła zasnąć, Ginny, z którą dzieliła pokój spała już od dobrych dwóch godzin, lecz jej myśli krążyły wokół rodziców. Czy uda jej się ich odnaleźć? Nie brała innej możliwości pod uwagę, ale musiała sama przed sobą przyznać, że nie miała bladego pojęcia, gdzie ich szukać. Znała tylko kraj, do którego się udali. A kiedy ich znajdzie i cofnie zaklęcie, czy rodzice jej kiedykolwiek wybaczą? Działała dla ich dobra, bała się, że coś by się im mogło stać w innym wypadku, ale wiedziała, że nie było to do końca w porządku. W końcu zataiła cały swój plan przed nimi, a teraz gdziekolwiek by nie żyli, nie mieli pojęcia, kim byli naprawdę, jak również nie wiedzieli o jej istnieniu. Tak, Hermiona wcale nie zdziwiłaby się, gdyby rodzice mieli do niej uraz. Nie mogła powstrzymać łez napływających jej do oczu. Już niedługo przekona się, jak skończy się ta cała historia. Cieszyła się, że nie będzie tam sama, że Ron pojedzie razem z nią.
Podróż samolotem upływała im bardzo szybko, lotnisko w Sydney było coraz bliżej. Hermiona spojrzała jeszcze raz na zegarek, według planu zostało im około kilkunastu minut lotu. Ona sama wyglądała na zrelaksowaną, nie była to jej pierwsza podróż takim środkiem transportu, ponieważ latała często na wakacje z rodzicami. Dużo bardziej w trakcie podróży poddenerwowany był Ron, choć niejednokrotnie sam wyrażał swój zachwyt, jak pomysłowi potrafią być mugole. Dzięki obecności Hermiony podróż znosił dużo łatwiej, niż gdyby musiał ją odbywać samemu. Od jakiegoś czasu zaczął nawet coraz częściej patrzeć przez szybę, co na początku było w ogóle nie do pomyślenia.
– No i co? Podróż samolotem chyba nie jest wcale taka zła? – zapytała z przekąsem Hermiona, widząc, że jej chłopak czuje się coraz pewniej.
– Myślałem, że będzie gorzej – przyznał Ron z uśmiechem na twarzy.
– Całkiem pomysłowi są ci mugole, chociaż nie umywa się to do mioteł, teleportacji czy nawet świstoklików.
– Ron, cicho! Dookoła nas wszędzie są mugole – przerwała mu Hermiona, rozglądając się dyskretnie po innych pasażerach samolotu.
– Masz rację, przepraszam Hermiono. – Ron wrócił myślami do bardziej pilnych spraw, które pojawią się po wylądowaniu na miejscu. – Hermiono, co zrobimy, kiedy już będziemy w Sydney?
– Tak jak ci mówiłam, znajdziemy najbliższy hotel i się tam zameldujemy, zostawimy bagaże, wzięłam sporo moich oszczędności, miałam odłożone trochę mugolskich pieniędzy. Musimy jeszcze je wymienić gdzieś w kantorze na dolary australijskie.
– A co to?
– Waluta obowiązująca w Australii, funtami z Anglii za wiele byśmy nie zdziałali – zauważył słusznie Hermiona.
– Rozumiem – zgodził się Ron, który próbował sobie to wszystko w głowie uporządkować. – A później?
– Potem zacznie się ta najtrudniejsza część planu, będziemy musieli jakoś zacząć szukać moich rodziców. Myślałam o tym długo, zaczniemy od wizyty na policji oraz w miejscowych placówkach państwowych. – Ron wyglądał, jakby nie miał większego pojęcia o czym mowa.
– Mogłabyś to powiedzieć jakoś bardziej zrozumiałym dla mnie językiem – uniósł brwi. – Kim jest ta palincja?
– Policja, Ron! Policja. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, to coś w jakimś sensie na wzór aurorów, natomiast instytucje państwowe to coś na kształt naszego ministerstwa magii.
– To znaczy, że ci pa…
– Policjanci!
– Policjanci, zajmują się łapaniem przestępców? – pytał Ron, myśląc o aurorach.
– Też, ale nie tylko, zajmują się również innymi rzeczami, próbują pilnować obowiązującego prawa i porządku, łapią złodziei, zajmują się poszukiwaniem zaginionych osób itp. – wyrzuciła z siebie Hermiona, chcąc, by jej chłopak miał, chociaż jakiekolwiek pojęcie jak wygląda świat z perspektywy mugoli.
– Więc nam pomogą? – dopytywał się z nadzieją w głosie Ron.
– Mam taką nadzieję – przyznała Hermiona, ale jej mina zdradzała, że nie jest tego taka pewna.
– Hermiono? – Ron szybko się na tym poznał.
– Och… Im też nie wolno zdradzać miejsca zamieszkania pierwszym z brzegu osobom. Muszę ich jakoś przekonać, że jestem ich córką, czy kimś z rodziny, żeby w ogóle chcieli mi pomóc, a moi rodzice aktualnie nic nie wiedzą o żadnej córce – dodała Hermiona ze smutkiem wyrysowanym na twarzy. Zauważyła, że Ron zaczął coraz bardziej zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji.
– Znajdziemy ich, Hermiono, nie w ten, to inny sposób. Na pewno nam się uda – próbował pocieszyć ją Ron, łapiąc ją za rękę.
– Wiem, musimy… – zdołała tylko wykrztusić z siebie Hermiona, odwzajemniając uścisk. Chwilę później rozległ się głos stewardessy informujący o tym, że za parę minut samolot będzie zbliżał się do lądowania.
– Mam się czego bać? – zapytał Ron z uśmiechem.
– Nie, za chwilę będziemy na miejscu, będziesz to miał za sobą – odpowiedziała Hermiona.
Po wylądowaniu na miejscu jak najszybciej udali się do kantoru, aby wymienić pieniądze, a następnie do hotelu, który już wcześniej wypatrzyła Hermiona. Nie był co prawda najwyższej klasy, ale nie było również powodu do narzekań, dziewczyna nie chciała wydawać większości oszczędnośc na zakwaterowanie, ponieważ nie wiedzieli dokładnie, ile czasu przyjdzie im spędzić w Australii, a pieniądze na pewno przydadzą się również na inne rzeczy. Ron stał za Hermioną, czekając, aż dziewczyna zakwateruje ich u recepcjonistki. Sam rzucał okiem na wystrój hotelu, nie mógł powiedzieć złego słowa, nie powinno być im tu gorzej niż w Norze czy Hogwarcie.
– Pokój dwuosobowy z jednym, dwoma łóżkami? – pytała recepcjonistka, zerkając na Hermionę.
– Eee… – dziewczyna spojrzała niepewnie na Rona, po czym nie widząc po nim żadnej podpowiedzi, odparła. – Z dwoma łóżkami – dodała, rumieniąc się lekko.
– Na ile dni?
– Na razie na trzy, ewentualnie istnieje możliwość przedłużenia pobytu? – pytała Hermiona, sama nie wiedząc, ile czasu przyjdzie im tu spędzić.
– Oczywiście, jeśli tylko nie będzie rezerwacji. Dobrze, w takim razie przejdźmy do płatności – odpowiedziała recepcjonistka. Hermiona zrealizowała płatność, po czym otrzymała klucze do ich pokoju znajdującego się na trzecim piętrze.
– Dobrze, załatwione, chodźmy na górę, rozgościmy się, rozpakujemy, a potem zastanowimy się co dalej – oznajmiła Hermiona, odwracając się do Rona. Po chwili doszła do wniosku, że winna jest mu wyjaśnienie, więc dodała, próbując jednak na niego nie patrzeć w tym momencie. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że wybrałam pokój z dwoma łóżkami?
– Co? Och… – Ron teraz domyślił się, o co dziewczynie chodzi. – Nie, oczywiście, że nie, no co ty, Hermiono?
– Cieszę się, nie wiem jak ty, ale według mnie, to by było jeszcze za wcześnie – powiedziała, teraz już czerwona na twarzy, mając nadzieję, że to zakończy temat. Szczerze mówiąc, do tej pory nie dzielili nawet ze sobą jednego pokoju, aczkolwiek podczas poszukiwania horkruksów była w jednym namiocie z nim i Harrym, jednak wtedy były inne okoliczności i jej to nie przeszkadzało. Teraz myśl, że mieli mieć pokój razem dla siebie, wprawiała ją w pewne zakłopotanie, być może ze względu na to, że ich związek niedawno oficjalnie się dopiero zaczął.
– Które to piętro? – spytał Ron, powodując, że Hermiona wróciła myślami do teraźniejszości.
– Trzecie.
– Które? Tyle chodzenia? – Ron wyglądał, jakby czekała go podróż pod dużą górę.
– Och, nie musimy wchodzić, są inne sposoby, zobaczysz – dodała Hermiona, z pełnym zadowolenia uśmiechem, wiedząc, że za chwilę jej chłopak zobaczy kolejne rzeczy, dzięki którym mugole ułatwiają sobie życie.
Na górę pojechali windą, Hermiona nie mogła ukryć po raz kolejny satysfakcji, kiedy Ron zachwycał się kolejnym wynalazkiem mugoli. Nie potrafiła powstrzymać się przed zwróceniem mu na to uwagi, lecz chłopak zbył to machnięciem ręki, ciesząc się tym, co widział i zwracając uwagę na to, że rzeczywiście niektóre rzeczy można by przenieść do społeczności czarodziejów. Pokój był dość mały i skromny, ale przytulny z ich własną łazienką. Poza nią i dwoma łóżkami znajdował się tam również maleńki stolik, telewizor, dwa krzesła i mała szafka.
– Będzie nam to musiało na razie wystarczyć – stwierdziła niepewnie Hermiona, patrząc na reakcję Rona. Kiedy jednak ten nie wyrażał sprzeciwu, położyła torebkę na łóżku i poszła otworzyć okno, by przewietrzyć pokój.
– Nie będzie nam tak źle.
– Masz rację, Hermiono – przyznał Ron, również odkładając ich torby i siadając na łóżku. – To, co teraz?
– Musimy się odświeżyć po podróży – oświadczyła bez wahania Hermiona. – Ja rezerwuję łazienkę, a ty zajmij się rozpakowaniem bagażu, jeśli będziesz tak miły – mrugnęła do niego okiem i uśmiechnęła się, i nie czekając
na odpowiedź, skierowała się do łazienki. – Potem pomyślimy co dalej – dodała, zamykając za sobą drzwi.
– Oczywiście, już się biorę za torby – westchnął Ron, kiedy drzwi się zamknęły, nie próbując się nawet kłócić, w końcu pojechał z Hermioną, by ją wspierać, a nie przysparzać jej kolejnych kłopotów i nerwów.
Swoje pierwsze kroki skierowali do najbliższego posterunku policji. Hermiona pocieszała się w myśli, że nowym miejscem pobytu rodziców jest Australia, ponieważ przynajmniej język nie był dla nich problemem. Bez trudu mogli się porozumiewać z mieszkańcami kraju. Po drodze podziwiali miejscowe atrakcje, Hermiona obiecała Ronowi, że kiedy załatwią najpilniejsze sprawy, to na pewno znajdą trochę czasu na zwiedzanie najciekawszych miejsc. Gdy doszli do posterunku policji, chłopak chciał jej towarzyszyć, ale Hermiona znając jego skłonność do łatwego denerwowania się oraz to, że rozmowa z policją na pewno nie będzie należała do łatwych, wolała nie ryzykować. W końcu Ron nie na co dzień miał do czynienia z mugolami i mógł przez przypadek powiedzieć parę słów za dużo. Po długim przekonywaniu go, by pozostał przed wejściem i zaczekał na nią, weszła sama do środka, szykując się na niełatwą rozmowę. Nie chciała się uciekać do zastosowania czarów, gdyby jej się nie udało, chciała to zostawić jako swoją ostatnią deskę ratunku. Wiedziała więc, że będzie musiała dobrze odegrać swoją rolę i być bardzo przekonująca. Posterunek, na który się udała, był dość pokaźnych rozmiarów, gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że pomieszczenie było odnawiane nie dawniej niż jakieś pięć lat temu. W środku krzątało się już w korytarzu kilku policjantów oraz paru interesantów. Zanim jednak dobrze się rozejrzała, dostrzegła ją już młoda policjantka o blond włosach, która najwyraźniej pełniła tutaj role informatorki i osoby pierwszego kontaktu z interesantami.
– Dzień dobry, pani. W czym możemy pomóc. – Hermiona obejrzała się, a kiedy upewniła się, że pytanie było skierowane do niej, podeszła do jej stolika.
– Dzień dobry – odpowiedziała, uśmiechając się niepewnie. – Potrzebuję pomocy.
– Słucham panią? – zachęciła ją młoda policjantka, sprawiając wrażenie sympatycznej osoby.
– Chodzi o dość nietypową sprawę… – zaczęła Hermiona, nie wiedząc za bardzo jak kontynuować. A przecież myślała o tej rozmowie przez parę ostatnich godzin. – Chodzi o moich rodziców, poszukuję ich, wiem, że są tutaj w kraju.
– A więc chodzi o poszukiwanie zaginionych osób? – Hermiona niepewnie skinęła głową. – Dobrze. – Policjantka zerknęła na komputer, a potem zamyślona spojrzała w korytarz prowadzący w głąb posterunku. – Myślę,
że młodszy aspirant John Smith jest teraz wolny, mógłby zająć się tą sprawą. Pokój nr sześć, tutaj na parterze. Proszę iść tym korytarzem i trzecie drzwi po prawej stronie.
– Dziękuję pani – Hermiona podziękowała i udała się we wskazanym kierunku, wiedząc, że najtrudniejsza rozmowa dopiero przed nią. Z każdym krokiem czuła jakby niewidzialna pętla zaciskała jej się na gardle. Udała się jednak we wskazane miejsce i spojrzała na numer szósty znajdujący się na drzwiach, nim zapukała i weszła do środka. – Dzień dobry – przywitała się.
– Dzień dobry, niech pani usiądzie – policjant wskazał jej krzesło przed swoim biurkiem. – Młodszy aspirant John Smith, w czym mogę pani pomóc?
– Hmm… To dość nietypowa sprawa, sama nie wiem, od czego zacząć… – zaczęła niepewnie Hermiona, spoglądając na niego nieśmiało.
– Proszę śmiało mówić – próbował ją zachęcić wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z uśmiechem na twarzy.
– Chodzi o moich rodziców. Ja… chciałabym ich odnaleźć. Wiem, że są tutaj w Australii, od jakiegoś roku, nazywają się Wendell i Monika Wilkinsowie. Ja wychowywałam się w rodzinie zastępczej, z tego, co wiem, zostawili mnie, kiedy byłam mała. – Hermiona razem z Ronem ustalili, że najlepiej będzie przyjąć wersję, że dziewczyna szuka swoich biologicznych rodziców, których jeszcze nigdy nie miała okazji poznać, stwierdzili, że to zwiększy ich szanse na pomoc ze strony policji. – Niedawno dowiedziałam się prawdy od moich przybranych rodziców, nie mogłam w to uwierzyć. – Hermiona wyrzucała z siebie tą zmyśloną historię, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. John Smith słuchał jej uważnie, lecz na razie jej nie przerywał. – Zaczęłam ich szukać w kraju, moi przybrani rodzice znali ich imiona i nazwiska. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że przeprowadzili się niedawno do Australii, tutaj niestety mój ślad się urwał. Chciałabym bardzo ich odszukać, chciałabym ich spotkać ten pierwszy raz w życiu, porozmawiać z nimi, bardzo mi na tym zależy. Pomyślałam, że może państwo mogliby mi jakoś pomóc. – Hermiona spojrzała policjantowi prosto w oczy, jej spojrzenie było pełne błagania o pomoc, miała nadzieję, że to pomoże.
– Rozumiem i współczuję pani, domyślam się, że ta cała sytuacja wiele panią kosztuje – odpowiedział po chwili John Smith, mając nadzieję, że z tonu jego głosu można wyczytać współczucie. – Mogę prosić o dowód? – zapytał, po czym Hermiona wręczyła mu dokument. – Hermiona Granger? Nosi pani nazwisko po przybranych rodzicach?
– Tak, wzięli mnie pod opiekę, gdy byłam jeszcze niemowlęciem i dali mi swoje nazwisko. Naprawdę, proszę mi uwierzyć, niech pan mnie zrozumie, nie mam pojęcia, gdzie ich szukać – Hermiona zaczęła szlochać, co wzbudziło żal w sercu pana Smitha.
– Chciałbym pani pomóc, jednak nie jest to takie proste. Widzę, że pani intencje są szczere, jednak nie możemy na co dzień podawać danych o miejscu zamieszkania obcym osobom. – Hermiona chciała się wtrącić, ale mężczyzna przerwał jej podniesieniem ręki. – Niech pani mi da dokończyć. Tak jak mówię, w normalnych okolicznościach, nie możemy przystać na taką prośbę, jeśli nie chodzi o rodzinę, jeśli osoba rzeczywiście nie zaginęła. Tutaj mamy jednak do czynienia z niecodzienną sytuacją, niemniej mogę tylko wierzyć pani na słowo. Proszę zrozumieć i mnie.
– Rozumiem, że to nietypowa prośba, jednak nie mam już pomysłów co robić… – westchnęła zrezygnowana Hermiona, jakby całkiem się poddała.
– Zapiszę pani dane, może spróbuję porozmawiać z przełożonymi, ale niczego nie obiecuję. Jak mogę się z panią skontaktować?
– Obecnie zatrzymuję się w hotelu Paradise, tutaj niedaleko, pokój trzysta siedem – odpowiedziała Hermiona.
– Dobrze, tak jak mówię, porozmawiam z przełożonymi, ale nie będzie to łatwe, przepraszam panią, na pewno się skontaktuję, jak będę coś wiedział.
– Dziękuję panu i mam nadzieję, że jednak się panu uda, bardzo mi na tym zależy, do widzenia. – Hermiona wstała i udała się do drzwi, kiedy jednak pan Smith skierował wzrok na komputer, wycelowała w niego różdżką i rzuciła cicho zaklęcie Confundus. Miała nadzieję, że w ten sposób przynajmniej zmusi mężczyznę do wykorzystania wszelkich możliwości, jakie miał, by pozytywnie rozpatrzeć jej prośbę. Miała wyrzuty sumienia, ale musiała odnaleźć rodziców. Opuściła budynek i znalazła Rona czekającego na nią z niecierpliwością na najbliższej ławce. Podeszła i usiadła obok niego. Chłopak od razu rozpoznał, że rozmowa musiała się odbyć nie w pełni po myśli jego dziewczyny. Objął ją i dopiero zapytał o szczegóły. Hermiona opowiedziała mu o wszystkim, łącznie z przyznaniem się do rzucenia zaklęcia Confundus na policjanta. Ron wiedział, ile dla niej znaczy wykorzystywanie magii wśród nieświadomych niczego mugoli. Kiedy już Hermiona doszła do siebie i się trochę opanowała, postanowili wrócić do hotelu na obiad, mając nadzieję, że być może za parę godzin otrzymają jakieś informacje.
Po zjedzonym obiedzie Ron postanowił, że musi oderwać Hermionę, chociaż na chwilę od złych myśli. W związku z tym przypomniał jej o obietnicy, że wykorzystując pobyt, pokaże mu najciekawsze miejsca w Australii i spędzą trochę czasu na zwiedzaniu i wypoczynku. Sam chciał spędzić z nią chociaż przez chwilę miłe chwile, a uważał, że szczególnie jej się to bardzo przyda. Hermiona widząc dobre chęci Rona, ale również uważając, że to dobry pomysł, przystała na jego prośbę. Na zwiedzaniu najciekawszych okolic i zabytków spędzili całe popołudnie. Nawet Ron pochodzący z rodziny czarodziejów po kilku godzinach musiał przyznać, że mugole również potrafią sobie radzić na co dzień i budować piękne budowle. Największe wrażenie na nim wywarła słynna opera, a także Harbour Bridge. Nie mógł się nadziwić jak ludzie nieposiadający żadnych zdolności magicznych, byli w stanie bez pomocy magii wybudować tak wspaniałe budowle. Koniec ich wycieczki przypadł na odpoczynek na pobliskiej plaży. Ron początkowo nie okazywał zbyt wielkiego zainteresowania, kiedy usłyszał, że mogą się poopalać lub popływać, ale po jakimś czasie dostrzegł zalety takiego spędzania wolnego czasu, kiedy już się tam znaleźli. Hermiona wyraźnie ożywiła się podczas tych kilku godzin spędzonych razem, kiedy mogła uwolnić myśli od spraw związanych z rodzicami.
Po odpoczynku na plaży wrócili do hotelu, gdzie recepcjonistka zaczepiła Hermionę, gdy tylko ją zauważyła. Oboje razem z Ronem spojrzeli na nią zaskoczeni, kiedy ich zawołała do siebie.
– Dobrze, że panią widzę, miała pani gościa jakąś godzinę temu – oznajmiła, wyjmując zza lady jakąś kopertę. – Z policji – dodała. – Z tego, co pamiętam, nazywał się chyba John Smith. Nie było pani, więc zostawił pani wiadomość, mówił, że to coś ważnego – recepcjonistka wręczyła kopertę Hermionie.
– Dziękuję pani, cieszę się, liczyłam na dość szybkie wieści – oznajmiła uradowana dziewczyna, choć odczuwała lekki niepokój na myśl, co zastanie w liście. Ron i Hermiona udali się jak najszybciej do swojego pokoju, aby odczytać wiadomość.
– No już, otwieraj – zachęcił ją Ron, gdy tylko usiadła. Hermiona otworzyła kopertę i wyjęła dość krótki liścik. Dziewczyna szybko przebiegła wzrokiem po kartce i spojrzała na Rona z zadowoloną miną.
– Mam – powiedziała krótko, po czym wstała i uściskała Rona.
– Masz adres?
– Tak, mieszkają tuż za Sydney, na przedmieściach Appin, mam nawet numer domu. Znaleźliśmy ich, Ron – dodała niezwykle uradowana.
– Świetnie, tak się cieszę, Hermiono – odpowiedział szczerze Ron, również bardzo zadowolony, że ich wycieczka do Australii prawdopodobnie zakończy się sukcesem.
– Będę musiała podziękować osobiście temu policjantowi, zajrzę tam jutro.
– Masz rację, czyli jedziemy do tego… Appin, tak?
– Tak, ale jest już dość późno, pojedziemy jutro, rano jeszcze zajrzę na komisariat, a potem znajdziemy jakiś środek transportu i odwiedzimy moich rodziców. – Hermiona najchętniej pojechałaby od razu, ale nie znała drogi, a wiedziała, że o tej porze, a był już wieczór, będzie ciężko kogoś tak szybko znaleźć. Postanowiła, że zejdzie za chwilę na dół do recepcji, na pewno jej pomogą i ją gdzieś pokierują jak najszybciej dojechać do Appin.
Jechali miejscowym autobusem, Ron podziwiał okolice, zwłaszczate w Sydney, które rozpościerały się za szybą pojazdu, natomiast Hermiona myślami była już w tym momencie tylko przy rodzicach. Co im powie? Jak zareagują? Czy po przywróceniu pamięci, wybaczą jej? A co jeśli nie? Starała się nie dopuszczać takich myśli, ale nie mogła oszukiwać samej siebie, nie wiedziała, jak podejdą do tego rodzice. Będąc na ich miejscu, też by nie wiedziała, co by zrobiła. Miała jak najlepsze intencje, ale nie była z nimi szczera i uczciwa, a także wymazała im pamięć, nie pytając ich o zdanie. Wyjechali z Sydney i nim się obejrzeli, zniknęły wysokie budynki, a ich oczom ukazały się mniejsze obiekty. W końcu po kilkudziesięciu minutach dotarli na miejsce. Wysiedli w Appin na ulicy, która znajdowała się nieopodal miejsca zamieszkania jej rodziców.
W pobliżu można było dostrzec głównie wiele domów jednorodzinnych, dosyć podobnych do siebie. Nie brakowało też domów bliźniaczych. Hermiona przyznała w duchu, że miejscowość, gdzie osiedlili się jej rodzice w Australii, nie odbiegała zbytnio od ich rodzinnej w Anglii.
– To, gdzie dokładnie mamy szukać? – zapytał Ron, kiedy autobus odjechał.
– Dom numer siedemdziesiąt siedem, obok nas znajduje się trzydzieści sześć… Wydaję mi się, że powinniśmy iść w tamtym kierunku. – Hermiona wskazała ręką, a za chwilę dodała. – Tak, popatrz, trzydzieści osiem, idziemy w dobrym kierunku.
– Będzie dobrze, Hermiono – dodał Ron, patrząc na nią i widząc pojawiający się na jej twarzy stres.
– Wiem, Ron… po prostu… to taka dziwna sytuacja. Oni mnie nawet nie poznają, dopóki nie rzucę zaklęcia.
– Za niedługo będzie po wszystkim – dodał Ron. Po kilku minutach znaleźli się przed białym płotem, na którym widniał numer siedemdziesiąt siedem. Hermiona i Ron pchnęli furtkę i weszli na posesję. Dziewczyna pełna różnych emocji zapukała nieśmiało do drzwi. Nie czekali długo, po chwili drzwi otworzyła kobieta, matka Hermiony.
– Dzień dobry, słucham, o co chodzi? – zapytała na powitanie.
– Dzień dobry… czy pani Monika Wilkinsow? – zaczęła niepewnie Hermiona.
– Tak, zgadza się. Z kim mam przyjemność?
– Hermiona Granger, a to mój chłopak, Ronald Weasley – wskazała Hermiona na Rona. – Czy pani mąż jest w domu?
– Tak, Wendell, pozwól tutaj – krzyknęła w głąb domu. – Można wiedzieć jednak z jaką sprawą państwo przychodzą?
– To bardzo nietypowa sprawa… czy moglibyśmy wejść do środka? – spytała Hermiona. Nim jednak doczekała się odpowiedzi, przyszedł jej ojciec, Hermionie łzy wzruszenia na widok obojga rodziców, całych i zdrowych napłynęły do oczu. Chciała ich uściskać, ale wiedziała, że jeszcze na to za wcześnie.
– O co chodzi? Dzień dobry. – przywitał się Wendell Wilkinsow i popatrzył na przybyłych zdziwiony.
– Widzą państwo… może nie powinnam tego mówić tak wprost… – jąkała się Hermiona. – Ale jestem państwa córką… – spojrzała na nich niepewnie.
– Słucham?! – krzyknął jej ojciec zdziwiony. – Co pani wygaduje? My nie mamy córki, proszę stąd odejść, to jakaś pomyłka.
– Nie, naprawdę…
– Nigdy nie mieliśmy dzieci, nie wiemy, skąd pani ma takie informacje i jak nas tu pani znalazła, ale naprawdę nie możemy pomóc. Ktoś panią wprowadził w błąd – dodała Monika Wilkinsow, równie zaskoczona całą sytuacją co jej mąż. – Na pewno szuka pani nas? Może jakaś zbieżność nazwisk?
– Nie, jestem pewna…
– Bardzo państwa proszę – wtrącił się nagle Ron, chcąc pomóc Hermionie. – Proszę nam tylko dać wszystko wyjaśnić, zapewniam, że moja dziewczyna mówi prawdę. Możemy porozmawiać na spokojnie? Bardzo państwa proszę… – dodał po chwili, widząc niezdecydowanie na twarzy rodziców Hermiony. Ojciec Hermiony zastanawiał się przez moment, ale po chwili zaprosił ich jednak do środka, minę miał jednak niezbyt przekonującą. Raczej nie bardzo był przekonany do prawdziwości usłyszanej historii. Hermiona jednak wykorzystała moment, w którym weszli do środka i kiedy jej rodzice się odwrócili i szli z Ronem na przedzie, wyciągnęła różdżkę schowaną, pod bluzką i rzuciła na Wendella i Monikę Wilkinsowów zaklęcie przywracające im pamięć. Oboje momentalnie zatrzymali się w miejscu i wzdrygnęli oraz popatrzyli niepewnie dookoła siebie.
– Co… co się stało? – zapytała matka Hermiony?
– Jane? Gdzie my jesteśmy? – dopytywał się jej ojciec równie mocno zaskoczony. Po chwili jednak odwrócił się i dostrzegł Hemionę. Na jego twarzy zagościł uśmiech. – Córeczko, co my tu robimy?
– Tato, mamo! – zdążyła tylko zawołać Hermiona, po czym zalała się łzami i podbiegła uścisnąć ich oboje.
– Hermiono, co się dzieje? – spytała Jane Granger, tuląc córkę, ale jednocześnie zastanawiając się, gdzie się znajdują.
– Może chodźmy, gdzieś usiąść, za chwilę Hermiona wszystko państwu wyjaśni – wtrącił się nagle Ron, obserwując tę wzruszającą scenę. – Ron Weasley – przedstawił się, wyciągając rękę do pana Grangera. – Jestem…
– Przyjacielem Hermiony ze szkoły – dokończył za niego Scott Granger – Hermiona wiele nam o panu mówiła tak jak o jeszcze jednym jej przyjacielu, Harrym Potterze.
– Och, no tak… – przytaknął lekko zmieszany Ron, dostrzegł jednak salon i zaprosił wszystkich, by w spokoju porozmawiali.
– Tak się cieszę, że was widzę oboje, całych i zdrowych – odparła ciągle wzruszona Hermiona, kiedy usiedli na kanapie.
– A w jakim stanie chciałaś nas widzieć, córeczko? – zapytał zdezorientowany jej ojciec. – I może powiesz nam w końcu, gdzie jesteśmy i dlaczego czujemy się z mamą, jakby ominęło nas kilka ostatnich dni.
– No więc… – zaczęła niepewnie Hermiona, spojrzała jednak na Rona, a on przytaknął głową i zachęcił ją, by powiedziała rodzicom o wszystkim. – Rzeczywiście ominęło was parę dni, nawet kilka miesięcy. Jesteśmy w Australii, a to wasz dom, gdzie mieszkaliście ostatnio…
– Gdzie jesteśmy?
– Co to wszystko znaczy, Hermiono? Nic z tego nie rozumiem. – Pan Granger miał bardzo niepewną minę, ewidentnie bał się, co może za chwilę usłyszeć.
– No więc ostatnio w naszym świecie czarodziejów działy się bardzo złe rzeczy, o większości z nich wam nie mówiłam, bo nie chciałam was martwić, ale chciałam was również w ten sposób chronić, może zacznę od początku… – Hermiona zaczęła im opowiadać o wszystkim, co ostatnio wydarzyło się w świecie czarodziejów, o powrocie Voldemorta, o terrorze jaki zaczął siać na świecie, o tym, jak on i jego zwolennicy uwielbiali polować i mordować mugoli. Niejednokrotnie Ron pomagał jej w trakcie opowieści. Wspomniała o roli Harry'ego w całym przedsięwzięciu mającym na celu pozbycie się Czarnego Pana. Przyznała, że ona i Ron chcieli pomóc mu w tej misji, ale aby to zrobić musiała jakoś zapewnić bezpieczeństwo im obojgu, dlatego zmodyfikowała im pamięć. W tym momencie pan Granger już jednak nie wytrzymał.
– Co zrobiłaś?!
– Tato, musiałam to zrobić, on by was zamordował, wiedząc, że jestem waszą córką, dlatego jesteście w Australii, zmodyfikowałam wam pamięć, byście nie pamiętali, że macie córkę i że osiedlenie się tutaj jest waszym marzeniem od dawna. – Kontynuowała opowieść Hermiona, jej tata chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ona mu przerwała. – Tato, proszę. Daj mi dokończyć, żebyście wszystko zrozumieli. Potem możecie się na mnie wściekać i dopytywać do woli, dobrze? – Kiedy przytaknęli głową, choć minę mieli bardzo nachmurzoną, opowiedziała dalszy ciąg historii. Po krótce zaznajomiła ich ze szczegółami ich wyprawy po horkruksy, bitwy o Hogwart i ostatecznego pokonania Voldemorta. Na koniec przyznała, że tuż po tym wszystkim chciała jak najszybciej przylecieć tu do Australii, żeby ich odnaleźć i przywrócić im pamięć. Kiedy skończyła, czekała na reakcję rodziców, wiedziała, że usłyszy za chwilę głos złości i rozczarowania.
– Hermiono, nie mogę w to uwierzyć, to się po prostu nie mieści w głowie, to wszystko rzeczywiście prawda? – pytanie to skierował ojciec Hermiony do Rona, choć tak naprawdę wiedział, co chłopak odpowie. Kiedy zobaczył, jak skinął głową, zasłonił twarz rękoma. – Jak mogłaś nam to zrobić?! Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś?! Bez naszej wiedzy usunęłaś nam pamięć, a co jakby coś się stało?! Nawet byśmy nie wiedzieli, że mieliśmy córkę, tak się nie robi!
– Scott… – złapała go za rękę jego żona. – Uspokój się.
– Jak mam się uspokoić, no jak?
– Tato, ja chciałam was chronić, wiedziałam, jak to się mogło skończyć, dlatego to zrobiłam. Wiem, jak to dla was brzmi, jak to wygląda, ale chciałam was tylko chronić, mnie też to wiele kosztowała, życie ze świadomością
co zrobiłam, że może was już więcej nie zobaczę… – Hermiona popłakała się ze wzruszenia i poniekąd złości.
– Wystarczyło nam o wszystkim powiedzieć, córko – odpowiedział z nutą żalu Scott Granger. – Takich rzeczy nie można ukrywać, to wygląda tak, jak byś nam nie ufała.
– A czy wtedy byście się zgodzili? Puścilibyście mnie z Harrym? Od tego zależały losy całego świata… Naprawdę nie mielibyście nic przeciwko?! – zapytała dość wyzywającym tonem, by wczuli się w jej sytuację. Nie chciała się z nimi kłócić, ale musiała im wszystko wyjaśnić.
– Wasza córka naprawdę chciała dla państwa jak najlepiej – powiedział Ron cichym głosem. – Miała na uwadze tylko państwa dobro. Na kilka chwil zapadła niezręczna cisza. Hermiona dalej patrzyła na nich wzrokiem, w którym radość z ich znalezienia walczyła z frustracją, że nie mogą jej zrozumieć. Ron starał się unikać ich wzroku i patrzył na rozwój sytuacji. Pani Granger patrzyła ze smutkiem na córkę, nie wiedząc co powiedzieć. Natomiast pan Granger walczył ze sobą, był zły na córkę, ale z drugiej strony rozumiał, w jakiej sytuacji się znalazła i że jej intencje były jak najlepsze. W końcu ciszę przerwała Hermiona.
– Ja naprawdę chciałam was tylko przed tym wszystkim ochronić – wyszeptała ze smutkiem.
– Oj, córeczko. – Jane Granger wstała, podeszła do niej i ją wyściskała. Po chwili pan Granger również pogłaskał córkę po głowie.
– Już dobrze, Hermiono, zostawmy to. Musisz nam jednak coś obiecać… – powiedział, a po chwili dodał. – To ostatni raz, kiedy tak ważne sprawy dla nas przed nami zatajasz, dobrze?
– Ja… – zaczęła Hermiona niepewnie, ale po chwili namysłu zgodziła się na propozycję ojca. – Tak, obiecuję, nigdy więcej was w takiej sytuacji nie postawię.
– Trzymam cię za słowo – odpowiedział Scott Granger, po czym on również wyściskał córkę. – To, co teraz zrobimy? – zapytał, patrząc na dom, w którym się znajdowali.
– Wrócimy do naszego domu, do Anglii – odparła Hermiona. – Załatwimy wszystkie formalności tutaj i razem polecimy z powrotem. A tak na marginesie… Jeśli chodzi o Rona, to jesteśmy ze sobą… – Dodała, rumieniąc się, co było niczym na widok Rona, który na te słowa wbił się głęboko w oparcie kanapy.
– Naprawdę, córeczko? Jak miło to słyszeć – uśmiechnęła się do nich jej matka.
– A więc być może będziesz naszym przyszłym zięciem – podszedł do Rona jej ojciec, żartując i klepiąc go po ramieniu. – Dziękujemy, że z nią tu przyjechałeś, by jej pomóc i za wszystko, co zrobiłeś dla naszej córki w trakcie tej waszej wojny, że jest cała i zdrowa.
– Ja… – wyjąkał zmieszany Ron. – Ja naprawdę… to Hermiona bardziej ratowała nas…
– Nie bądź taki skromny chłopcze, naprawdę jesteśmy ci bardzo wdzięczni – dodał już teraz poważnym tonem, ściskając mu rękę.
– Będziemy musieli jeszcze kiedyś podziękować temu Harry'emu – dodała Jane Granger. – Musisz nas córko i z nim poznać lepiej.
– Dobrze, mamo – zgodziła się Hermiona. – Naprawdę cieszę się, że wreszcie znów jesteśmy razem.
– My też córeczko, my też – przyznała wzruszona matka Hermiony.
Ron, Hermiona oraz jej rodzice zostali w Australii jeszcze parę dni. Scott i Jane Granger uporządkowali swoje sprawy oraz sprzedali ich tutejszy dom. Nie planowali tutaj wracać, chyba że kiedyś na wakacje. Załatwienie wszystkich formalności było tym bardziej skomplikowane, gdyż po przywróceniu im pamięci przez Hermionę, niespecjalnie pamiętali za wiele ze swojego roku spędzonego tutaj w Australii. Jednak z pomocą Rona i Hermiony oraz dość wyrozumiałych miejscowych urzędników udało się wszystko pozałatwiać. W dobrych humorach wrócili samolotem do Anglii, gdzie Hermiona postanowiła resztę wakacji spędzić z rodzicami, aby wynagrodzić im miesiące rozłąki, na co Ron przystał, szanując jej zdanie.
