Osiłek odchrząknął cicho i rozłożył ręce, robiąc śmiały i twardy krok w stronę Wyzwoleńców.

Jednak to nie on pierwszy skomentował poczynania niedoświadczonych wieśniaków.

– Spójrzcie tylko. Styl Zgrywusa ma poważną konkurencję! – parsknął śmiechem Chojrak. – Tylko zamiast skakać, te małpy potykają się o własne nogi! Hahaha!

Zgrywus i Kucharz zachichotali razem z nim. Pozostała siódemka jednak nie była rozbawiona sytuacją. Laluś czuł coraz większy wstyd z powodu Smerfetki, a Farmer kierował swoje intensywne spojrzenie to na Sasetkę, to na Nata, w głębi zawiedziony zachowaniem młodszej siostry i kuzyna. Górnik również nie wyglądał na zachwyconego obecnością swoich młodszych kuzynów na dziedzińcu.

– Tak. Dziękuję, Chojraku, za tę jakże ważną uwagę – mruknął przez zaciśnięte zęby Osiłek, odwracając głowę w stronę swojego śmiejącego się brata. – Wy! – Wrócił wzrokiem na Smerfetkę i jej towarzyszy. – Co wy wyprawiacie?

Smerfetka żachnęła się, zakładając ręce i odchodząc od maszyny do ćwiczenia bloków. Nie miała zamiaru się wycofać teraz, kiedy udało jej się wprowadzić swoich przyjaciół na dziedziniec. Nie pozwolono im ćwiczyć w domu, więc nie mieli wyjścia, musieli tu przyjść. Poza tym nic tak jej nie denerwowało, jak wojownicy unoszący się nad wieśniakami.

– Ćwiczymy sztuki walki tak jak wy. Nie widać?

– No nie bardzo – odparł równie wrednym tonem Chojrak. – I jeszcze Złośnik jest z wami. Co za wstyd! Skaza na honorze rodziny!

– Chojrak, stul się – warknął Osiłek. – Wam się tylko wydaje, że ćwiczycie sztuki walki, Smerfetko. Potrzeba lat intensywnego treningu od wschodu do zachodu słońca, aby wdrukować odpowiednie ruchy w ciało. A lata to o wiele dłużej niż czas, który przeznaczony jest małym chłopcom na poznanie podstaw. Żadne z was nie jest wielkim wojownikiem, tobie i Sasetce nawet nie jest to przeznaczone.

– Mam w nosie to całe wasze Przeznaczenie, za którym próbujecie ukryć waszą arogancję i fałszywe poczucie wyższości nad nami! Przeznaczenie nie ocaliło was te dwadzieścia lat temu!

Dziesiątka wzdrygnęła się zauważalnie na wspomnienie wydarzenia sprzed dwóch dekad. To był jeden z najsłabszych punktów Dziesięciu Błękitnych Wojowników, ale także wielu mieszkańców Doliny Spokoju. Poruszanie tego tematu było, krótko mówiąc, bardzo delikatną sprawą dla Smerfów ze Wsi Błękitnego Kunsztu.

– Ktoś, komu nie jest przeznaczone bycie wielkim wojownikiem, a para się sztukami walki myśląc, że nim zostanie, hańbi siebie, swoją rodzinę, sztukę, a także wielkich wojowników, Mistrzów i tradycję kraju – mruknął czarnowłosy wojownik grobowym głosem.

– Masz słuszność, Marudo. – Osiłek wycofał się nieco. – Jesteś ponoć pojętną dziewczyną, Smerfetko. Wracajcie do domu. Nigdy nie będziecie tacy jak my.

– Do tego potrzebna jest klasa!

– I styl!

– A przede wszystkim Przeznaczenie!

Smerfiki i Ciamajda zwiesili uszy, dając się przekonać słowom Dziesiątki. Cudak wciąż siedział na piasku i machał bez sensu rączkami, chichotając od czasu do czasu. W ogóle nie słuchał wywodu wojowników, nie zwracał na nich najmniejszej uwagi.

Blondynka stała twardo na czele swoich towarzyszy.

– My, Drużyna Wyzwoleńców, mamy takie samo prawo ćwiczyć na dziedzińcu treningowym, jak wy! Przyznajcie to! Laluś! – pisnęła, zwracając się do brata. – Choć raz mógłbyś stanąć po mojej stronie!

– Wybacz, siostrzyczko. – Szatyn wzruszył ramionami. – Nie znajdziesz we mnie wsparcia i dobrze o tym wiesz.

– Panowie! – krzyknął Zgrywus. – Pokażmy tym amatorom, czym jest prawdziwy styl!

Dziesiątka rozbiegła się po dziedzińcu, zostawiając pośrodku placu tylko jednego Smerfa – Marzyciela. Rudy wojownik, ubrany w jasnoniebieską tunikę z białym pasem i białe spodnie, ukłonił się z jakby nieobecnym wyrazem twarzy, po czym przybrał pozycję na ugiętych nogach, z prawym ramieniem wyciągniętym przed siebie, a lewym wysuniętym do tyłu.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer dziesięć: Mistrz Marzyciel, styl płynnego węża! – krzyknął z nutką melancholii w głosie, po czym wykonał serię skomplikowanych ruchów ramionami, lewą nogą oraz ogonem, zachowując perfekcyjną równowagę, stojąc tylko na prawej nodze. Jego machające kończyny były niczym fale, gładkie i płynne, ale szybkie, a im dłużej się w nie wpatrywano, tym większy hipnotyczny wpływ miały.

Marzyciel odskoczył od centrum dziedzińca, przepłoszony skokiem Lalusia, który próbował zaatakować go szybkim kopnięciem. Brat Smerfetki zajął miejsce rudego Mistrza w centrum dziedzińca, prostując się sztywno. Jego do połowy rozpięta jasnoróżowa tunika z krótkim rękawem, białym pasem i białe spodnie również ani drgnęły.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer dziewięć: Mistrz Laluś, styl ostrej modliszki! – Szatyn stanął w dużym rozkroku i, obracając jedynie górną połowę ciała, wykonał kilka szybkich uderzeń na wprost płasko ułożonymi dłońmi, z czubkami palców skierowanymi w niewidzialnego przeciwnika.

Podczas jego pokazu Smerfetka przewróciła oczami nieskończoną ilość razy. Nieraz widziała styl ostrej modliszki i skłamałaby mówiąc, że wyczyny brata robiły na niej jakieś wielkie wrażenie. To znaczy, jej brat był wspaniałym wojownikiem, ale wiadomo, relacja między rodzeństwem to zawsze dziwna mieszanka miłości i nienawiści.

Do Lalusia doskoczył jego najlepszy przyjaciel, Zgrywus, i oba Smerfy wymieniły kilka ciosów, Laluś swoje ostre uderzenia dłońmi i stopami, a Zgrywus chaotyczne kopnięcia, uderzenia i bloki każdą swoją kończyną. Ostre odcienie ciepłych barw jego stroju kontrastowały z pastelowymi kolorami stroju Lalusia. Zgrywus miał na sobie żółtą kamizelkę z czerwonym pasem oraz czerwone spodnie.

Rudzielec przeskakiwał co chwila przeciwnika, zmuszając go do szybkich obrotów, aż w końcu zdecydował się podciąć mu nogi ogonem. Laluś uskoczył, wykonując przerzut w tył, zgiął łokcie, odbił się dłońmi od ziemi i wylądował z dala od środka dziedzińca.

Zgrywus pozostał w pozycji nisko, przy ziemi, z jedną nogą wyciągniętą do boku. Jego broda niemalże dotykała gruntu, jego tułów wisiał nisko na ugiętych ramionach, z dłońmi pod barkami.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer osiem: Mistrz Zgrywus, styl skaczącej małpy! – wrzasnął ostro wojownik, po czym szybko przeniósł wyprostowaną sztywno nogę za siebie, stawiając ją w linii prostej z tułowiem.

Ta sama noga nagle wystrzeliła w powietrze, a z nią reszta ciała Zgrywusa, od bioder po barki. Smerf odbił się dłońmi od ziemi i wyskoczył do przodu. Kiedy stanął, rozpoczął skomplikowaną serię skoków, salt, obrotów, między którymi wplątywał ciosy pięściami i mocne kopnięcia w boki. Rudzielec śmiał się przy tym cicho, czując się jak w swoim żywiole.

Zatracony w swoich małpich figlach, w ostatniej chwili uskoczył przed ciśniętym w niego krótkim, ale ostrym obiektem. Szeroki sztylet utknął w ziemi, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się kolano Zgrywusa. Rudzielec odskoczył w stronę Lalusia, posyłając obrażone spojrzenie na drugi koniec dziedzińca.

Rzucony sztylet należał do Kucharza. Brunet w żółtej tunice z białym pasem i białych spodniach wbiegł na środek dziedzińca i przyjął pozycję gotową do obrony. W obu dłoniach trzymał trójzębne sztylety z wydłużonym środkowym zębem.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer siedem: Mistrz Kucharz, styl zawziętego sępa! – powiedział z lekkim warknięciem. Szybko wykonał kilka precyzyjnych uderzeń oraz bloków z pomocą sztyletów, jednocześnie obracając swoje ciało w różnych kierunkach. Stal połyskiwała w porannym słońcu.

Po jego krótkiej prezentacji podbiegł do niego kolejny wojownik, ubrany niemalże na czarno. Nawet jego włosy pasowały do stwierdzenia, że był on prawie czarnym Smerfem. Z poważną miną rzucił Kucharzowi wyzwanie swoją pozą, jednak Kucharz wycofał się, skłonił lekko i odbiegł od centrum placu.

Nowy zawodnik ustawił się przodem do drużyny Smerfetki, z dłońmi ustawionymi przed sobą, dość wysoko, na poziomie oczu i ust. Palce miał odgięte w charakterystyczne dla drapieżników pazury.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer sześć: Mistrz Maruda, styl zadziornej hieny! – burknął znudzonym tonem.

Uderzenia jego rąk były sztywne i szybkie, podobne do stylu Lalusia, jednak szeroki rozstaw palców i uderzenia kierowane z nadgarstków odróżniały style hieny od stylu płasko położonych dłoni modliszki. Maruda nie wykonywał zbyt wielu obrotów czy skoków, za to dużo się schylał i wykonywał szerokie kroki do boków.

Żaden wojownik nie przeszkodził Marudzie w jego krótkiej prezentacji stylu zadziornej hieny. Brunet sam zakończył swój występ, skinął lekko głową i usunął się powoli z centrum dziedzińca.

– W samą porę dla mnie, Marudo! – wydarł się Chojrak, wskakując na środek placu. Wykonał kilka szybkich bokserskich ciosów. – Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer pięć: Mistrz Chojrak, styl bijącego goryla!

W swoim stylu Chojrak polegał przede wszystkim na swoich ramionach, nóg używał do uników i ewentualnych bloków dla niskich ataków. Jego popisowy numer, pięści furii, był ruchem tak szybkim, że nawet wprawne oko miałoby problem z zarejestrowaniem prędkich ciosów.

Szatyn miał na sobie białą tunikę bez rękawów, całkowicie rozpiętą, z czarnym pasem i czarne spodnie. Od czasu do czasu szeroka tunika zsuwała mu się lekko z ramion.

– A ja nadal uważam, że twoje uderzenia są zbyt wolne! – krzyknął nagle Farmer, doskakując do Chojraka ze swoją włócznią.

– Tak? To może w końcu odłożysz ten swój głupi kij! – odparł Chojrak, ponownie usiłując przebić się przez blok drugiego szatyna.

Para wymieniła kilka uderzeń, a kiedy Farmer znalazł lukę w obronie Chojraka, podciął mu nogi włócznią i powalił na ziemię. Jego przeciwnik przeturlał się po ziemi, po czym odskoczył w stronę Lalusia i Zgrywusa.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer cztery: Mistrz Farmer, styl precyzyjnej wrony!

Wojownik, podobnie jak Kucharz, zaprezentował kilka wyrafinowanych ruchów z pomocą broni białej. Styl Farmera słynął z wykorzystania w walce wielu różnych podłużnych przedmiotów. Ciemnozielona tunika z brązowym pasem i spodniami pasowały do jego imienia.

Nie czekając na zaproszenie, kolejny wojownik sam wprosił się na środek dziedzińca, atakując swojego kuzyna nieco z zaskoczenia. Ten również używał broni, której nazwę akurat Smerfetka znała – tonfa. Dzięki elementowi zaskoczenia, wojownik szybko obezwładnił Farmera, który zmuszony był to upuszczenia swojej włóczni. Jedna z pałek została przystawiona do jego gardła.

Oba Smerfy odsunęły się od siebie i skłoniły, po czym Farmer zabrał włócznię i odbiegł w stronę Osiłka. Jego przeciwnik spojrzał spode łba na Drużynę Wyzwoleńców.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer trzy: Mistrz Górnik, styl uderzającej orki! – mruknął dość agresywnie, po czym pokazał kolejne kilka ruchów ćwiczeniowych z użyciem tonfa. Ubrany w ciemnoniebieską tunikę, czarny pas i spodnie wojownik nie zwracał uwagi na to, czy ktoś go obserwował, czy nie.

Na tym etapie Smerfetka miała dość. W tej chwili Dziesiątka przechwalała się i pyszniła przed jej przyjaciółmi. Co chcieli udowodnić? Że byli od nich lepsi? Nic dziwnego, że byli lepsi, od ostatnich stu lat trenowali pod okiem najlepszych Mistrzów! Tymczasem ona, jako dziewczyna, zmuszona była siedzieć w domu, uczyć się do jakiegoś zawodu i pomagać matce. A już niedługo ojciec rozkaże jej szukać sobie męża i skończy się jej swawolne życie!

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer dwa: Mistrz Słabeusz, styl powalającego tura!

Nie zwróciła zbytniej uwagi na ruch na placu i nie zauważyła, kiedy Górnik zamienił się nagle w Słabeusza, dopóki nie usłyszała głosu jednego z braci Złośnika.

Słabeusz, ubrany w miętową kamizelkę, czarny pas i czerwone spodnie, ukształtował styl walki, który opierał się na naciskaniu na przeciwnika całym swoim ciałem. Dlatego też wszystkim jego uderzeniom ramion i nóg towarzyszyły charakterystyczne skręty tułowia, dążące do wsadzenia w każdy cios siły pochodzącej z ciężkości reszty jego ciała. Dość skuteczny styl, choć brakowało mu miejscami prędkości.

Kiedy do wojownika dołączył najstarszy z jego braci, Smerfetka usiadła sobie na jednej z maszyn do trenowania i kątem oka spojrzała na Ciamajdę i dzieciaki. Ich wielkie zdumione oczy nie opuszczały centrum dziedzińca ani na chwilę. Blondynka westchnęła ciężko. Wiedziała, że oprócz niej nikomu tak bardzo nie zależy na tym, aby wywalczyć pewne zmiany w społeczeństwie.

– Dziesięciu Błękitnych Wojowników! Numer jeden: Mistrz Osiłek, styl kopiącego kangura! – Lider Dziesiątki w czerwonej kamizelce z czarnym pasem i czarnych spodniach rozpoczął swoją pokazówkę z nadzieją, że to skutecznie wykurzy dziewczynę i jej cyrk.

Tam, gdzie jego młodsi bracia polegali na ciężarze ciała oraz pięściach, tam Osiłek skupiał się przede wszystkim na nogach. Nie, żeby jego ramiona czy tors nie były wystarczająco silne. Przecież szatyn był uważany za najsilniejszego fizycznie wojownika spośród Dziesięciu Błękitnych Wojowników.

Wkrótce, cała Dziesiątka zebrała się na środku placu, wlepiając spojrzenia o różnych znaczeniach w intruzów. Dopiero wtedy jeden z nich dostrzegł najmniejszą postać, wciąż siedzącą na ziemi.

– Czy to nie jest czasami młodszy brat pałacowego posłańca i studenta na doradcę? – jęknął Słabeusz, wskazując palcem na malca.

– O nie, masz rację! – stęknął Zgrywus. – I co teraz?

– Nic – burknął Osiłek. – Siostra Lalusia wyniesie się stąd i zabierze całe swoje towarzystwo.

Blondynka warknęła, wstając energicznie. Otrzepała swoją białą tunikę, położyła ręce na biodrach i prychnęła z niezadowoleniem. Posłała swojemu bratu nienawistne spojrzenie, po czym podeszła do Ciamajdy i lekko popchnęła go w stronę wyjścia bez słowa. Smerfiki i Cudak również się podnieśli i przeciągnęli.

Satysfakcja malowała się na twarzach większości z wojowników, lecz wtedy z jednej z przybudówek pałacowych, łączących pałac z dziedzińcem treningowym na tyłach, wyszła postać, której żaden z Dziesiątki nie chciał w tej chwili widzieć.

– Wiedziałem! Znowu się obijacie! – zakrzyknął nieprzyjemnym dla ucha głosem, zwracając na siebie uwagę. Był to Smerf w ich wieku, brunet w okularach. Pod pachą niósł kilka zwiniętych pergaminów. – Wielki Mistrz nie będzie zadowolony, kiedy zobaczy, że nie traktujecie treningu poważnie... – Chłopak umilkł, wytężając wzrok i poprawiając okulary. Jego oczy zatrzymały się na Ciamajdzie. – A co ty tu robisz, drogi kuzynie? – zapytał, jednak zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, brunet zauważył misternie schowaną postać za swoim kuzynem. – Cudak?! Przyprowadziliście tu mojego brata?!

– Ja-ja-ja zaraz ci wszystko wyjaśnię, Ważniaku... – jąkał się Ciamajda.

– Ty! – Okularnik wskazał palcem Smerfetkę. – Znowu usiłujesz ściągnąć mojego braciszka i nieokrzesanego kuzyna na złą drogę? Nie pozwolę ci na to!

– Ważniaku!

Ważniak podskoczył i odwrócił się w stronę wyjścia z przybudówki. Na szczycie schodów stał jeden z obecny Wielki Mistrz Kryształowego Pałacu. Wnioskując po jego ściągniętych złowrogo brwiach i wykrzywionych ustach, stary Smerf był niezadowolony.

Dziesiątka natychmiast się wyprostowała i ustawiła pośrodku dziedzińca w trzech rzędach, z trzema braćmi Złośnika na czele. Wszyscy przyłożyli prawą rękę, zaciśniętą w pięść, do lewej dłoni i skłonili się w pas.

– Wielki Mistrzu Papo Smerfie – mruknęli jednym głosem.

Smerfetka zamarła, zapatrzona w sylwetkę Mistrza. Pierwszy raz w życiu zobaczyła go w całej swojej okazałości, mimo iż miała już kilka okazji, aby go spotkać. Był on jednak niezbyt dostępnym dla zwykłych wieśniaków Smerfem, a w szczególności dla przedstawicielek płci pięknej. Nawet na paradach z okazji świąt trzeba było zadać sobie wiele trudu, aby móc przyjrzeć się mu z bliska. Teraz miała go na wyciągnięcie ręki, niecałe sześćdziesiąt stóp przed sobą.

Niczym w legendach, Wielki Mistrz roztaczał wokół siebie aurę niepodważalnego autorytetu. Z dłońmi splecionymi za plecami przyjrzał się każdemu ze swoich podopiecznych wojowników, po czym przeniósł wzrok na nieproszonych gości i uniósł brwi, wyraźnie zaciekawiony. Szybko jednak jego twarz przybrała na nowo rozgniewany wyraz.

– Dlaczego nie trenujecie? – zapytał spokojnie, lecz z nutką poirytowania w głosie.

– Wielki Mistrzu – zaczął nagle pokornie Osiłek. – Mieliśmy nieproszonych gości i...

– To żadna wymówka! – ryknął wściekle Papa Smerf. – Wielcy wojownicy nie mogą sobie pozwolić na nieplanowane przerwy, wakacje i życie osobiste! Każda nieplanowana przerwa to ogromny krok do tyłu! Jako wybrańcy macie zobowiązania względem waszych ludzi, musicie być gotowi na każdą ewentualność. Musicie być zawsze w szczytowej formie, aby skutecznie bronić waszych rodzin i przyjaciół przed potencjalnym zagrożeniem! Jeżeli to do was nie dotrze, wkrótce może czekać nas zagłada!

Wielki Mistrz obrócił się na pięcie i opuścił dziedziniec, utykając na jedną nogę, kręcąc smętnie głową i mrucząc coś do siebie. Pozostali zgromadzeni na placu zaczęli wymieniać spojrzenia, drapać się po głowach i wzruszać ramionami.

Smerfetka zmarszczyła brwi i wyminęła Ciamajdę, po czym rzuciła się pędem do drzwi, którymi wcześniej wprowadziła Wyzwoleńców na dziedziniec.

– Smerfetko? – mruknął rudzielec.

– Smerfetko! Zaczekaj! – zawołał za nią Laluś.

Boczne wejście na dziedziniec treningowy zamknęło się za Smerfką.

Dziewczyna biegła wzdłuż marmurowych ścian, szukając kolejnego wejścia na teren pałacu. Miała tylko nadzieję, że Złośnik miał rację i w praktyce żadne z wejść nie było obstawione strażą. Jej ciekawska i buntownicza natura nie pozwalała jej puścić mimo uszu niepokojących słów Wielkiego Mistrza Papy Smerfa.

Przecież w Dolinie Spokoju panował, a to niespodzianka, spokój. Kraina nie miała wrogów, nie była zwaśniona z sąsiadami. Właściwie to mieli samych sojuszników w państwie. Skąd więc miało nadejść zagrożenie? Mistrz wydawał się mówić poważnie. Czyżby dowiedział się czegoś od żony byłego Wielkiego Mistrza?

Żona Wielkiego Mistrza Dziadka Smerfa była medium i potrafiła przewidywać zarys niedalekiej przyszłości oraz potencjalne następstwa niektórych wydarzeń. Czyżby Wielki Mistrz Papa Smerf usiłował zataić jakąś okropną tajemnicę przed swoimi wychowankami?

Blondynka obiegła pół pałacu, zanim znalazła jedno z kolejnych bocznych wejść, tym razem wejście prowadziło prosto do przybudówki mieszkalnej. Smerfetka uchyliła drzwi i zajrzała ostrożnie do środka. W wąskim korytarzyku nikogo nie było, nie słyszała też, aby ktoś kręcił się w pobliżu, tak więc weszła do środka. Nigdy wcześniej nie zakradła się do wewnątrz pałacowych budynków.

Część mieszkalna nie robiła na niej większego wrażenia, toteż szybkim krokiem udała się tam, gdzie miała nadzieję dowiedzieć się czegoś ciekawego. Wewnątrz Kryształowego Pałacu było chłodno, pusto i cicho. Dziewczyna skręcała w korytarze na oślep, aż natrafiła na skrawek czerwonej tuniki, znikającej za rozsuwanymi drzwiami. Kiedy drzwi się zamknęły, Smerfetka podbiegła do nich i zerknęła do środka przez szparę.

Bingo! Znalazła Papę Smerfa!

Wielki Mistrz klęczał na macie, niemalże tyłem do drzwi. W pokoju unosił się zapach mocnej zielonej herbaty zmieszanej z dymem po spalonym olibanum. Stary Smerf zdawał się medytować, ale ciężkie i głośne westchnienia przekonały Smerfetkę, że Mistrz pochłonięty był zbyt wieloma myślami, aby mógł się wyciszyć.

Wtedy w przyciemnionym pokoju dostrzegła coś dziwnego. Wielki Mistrz trzymał w dłoniach skrawek ciemnego materiału. W półmroku nie była w stanie powiedzieć, jakiego konkretnie był koloru. Na środku znajdowało się jasne kółko w ciemnej obwódce, a w kółku symbol płomienia, najprawdopodobniej niebieskiego.

Smerfka wykrzywiła usta. O ile dobrze pamiętała nauki Lalusia odnośnie symboliki, niebieski płomień to jeden z symboli technik zakazanych. Nazywały się zakazanymi bez powodu, a przez wieki skutecznie wytępiono techniki zakazane z Przeznaczenia, ponieważ były bardzo niebezpieczne i niszczycielskie.

Dlatego niemożliwym było ich użycie, jedynie Wielki Mistrz Dziadek Smerf znał ich kilka, ale stosował je tylko w ostateczności i nigdy w pełnej mocy. To oznaczało, że oficjalnie żaden pałacowy wojownik nie znał technik zakazanych. A więc skrawek materiału nie należał ani do Papy Smerfa, ani do Dziadka, ani do Dziesiątki.

Chyba że miał dwadzieścia lat!

Smerfetka nagle zachłysnęła się powietrzem i szybko zakryła usta dłonią, kiedy to do niej dotarło. A co, jeśli skrawek należał do tego, przed którym Przeznaczenie nie ochroniło Dziesiątki te dwadzieścia lat wstecz?


Więzi rodzinne ukazane w tym rozdziale:

– Osiłek, Chojrak, Słabeusz i Złośnik (rodzeństwo od najstarszego do najmłodszego)

– Farmer, Sasetka, Górnik i Nat (ci pierwsi dwoje to rodzeństwo, Farmer jest starszy; Nat to ich kuzyn w wieku pomiędzy nimi; Górnik to kuzyn całej trójki w wieku Farmera)

– Ważniak, Cudak i Ciamajda (ci pierwsi dwaj to rodzeństwo, Ważniak jest starszy; Ciamajda to ich kuzyn w wieku pomiędzy nimi)