*** Notka od autorki ***
Hejo! W opisie nie wszystko się zmieści, więc najważniejsze sprawy napiszę tutaj. To opowiadanie to raczej one-shot, z lekką perspektywą na kontynuację - w stylu serii miniaturek. Jest to zdecydowanie opowiadanie erotyczne, fantazja o tematyce kink/BDSM ze znikomą ilością fabuły. Zasadniczo to po prostu tekstowe porno. Obok kanonu to to nawet nie stało. Jeśli komuś "psują nastrój" takie rzeczy jak świadoma zgoda, omawianie dozwolonych w łóżku praktyk, zabezpieczanie się, aftercare i siusianie po seksie to raczej niczego tu dla siebie nie znajdzie. Będę wdzięczna za wytknięcie mi literówek, powtórzeń, jakiś mało szczęśliwych sformułowań.
Pamiętajcie, BDSM praktykujemy tylko z zasadą "safe, sane, consensual". Peace and love kochani.
Hermiona lubiła swoje małe rytuały. Wstawanie codziennie o tej samej godzinie, wcześnie rano. Poranną gimnastykę. Gorącą, aromatyczną herbatę pitą przed śniadaniem z jednego z dwóch ulubionych kubków. Parzoną bez użycia magii. Wiedziała, że przygotowana zaklęciem smakowałaby identycznie, ale wtedy nie byłoby rytuału. Wyciągania kubka z szafki, otwierania pachnącej puszki, odmierzania łyżeczki liści, sprawdzania temperatury wody, pilnowania czasu parzenia.
Oczywiście nie porzuciła magii. Cóż za pomysł… magia tkwiła w niej głęboko, jak cierń. Czasem bolała, bolały wspomnienia cierpienia i śmierci których była świadkiem w czasie wojny. Których była sprawcą w czasie wojny. Których czasem udawało się uniknąć, ale nigdy za darmo.
Wiedziała o tym, że wielu czarodziejów po tych traumatycznych wydarzeniach odsunęło się od magii. Zwykle ci, którzy wychowali się w mugolskim świecie. Było łatwo odrzucić to, co nie zawsze się miało, a co przywoływało tak bolesne wspomnienia. Łatwiej jest nie pamiętać.
Hermiona uważała ich za tchórzy.
Mimo to nie używała magii tak często jak inni. Ale może to po prostu stare, dziecięce przyzwyczajenia ponownie zagościły w jej domu gdy już nie musiała dzielić swojej przestrzeni z innymi czarownicami. Mieszkała sama i podobało jej się to. Nikt nie śmiał się z jej obsesyjnego sprzątania ani sposobu układania rzeczy w szafkach. Podobało jej się, jak uporządkowała swoje życie. W tygodniu pracowała w Ministerstwie Magii, w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Chodziła na lunche z Harrym i Ronem, którzy również pracowali w Ministerstwie, jako aurorzy. To przypominało trochę szkołę, ale nie całkiem. Kochała to, że mimo upływu lat i prawie trzydziestki na karku nadal się przyjaźnią. W tygodniu była zanurzona w świecie magii, ale w weekendy…
Weekendy należały do niej, tylko do niej. Nie spotykała się wtedy z nikim z magicznego świata. Odwiedzała rodziców jadąc do nich metrem. Chodziła po zakupy do mugolskich sklepów i bawić się ze znajomymi do mugolskich barów. Odświeżyła znajomości sprzed Hogwartu, których nigdy tak naprawdę nie zarzuciła. Pisała listy do swoich przyjaciół z poprzedniej szkoły. Wiedzieli, że jest w szkole z internatem, bardzo daleko. Po przymusowej przerwie, po wygranej Bitwie o Hogwart znów zaczęła pisać. Gdy przeprowadziła się na stałe do Londynu utrzymywała równowagę między dwoma światami.
To Stella, najlepsza przyjaciółka Hermiony z dzieciństwa, pokazała jej Tindera. Hermiona miała, oczywiście, problem z używaniem smartfonów w miejscach iskrzących od magii, takich jak Ministerstwo czy magiczne części Londynu. Ale dom celowo kupiła z dala od Dziurawego Kotła i Pokątnej. Bez problemu działał u niej laptop, wifi nie przerywało, telefon nie tracił zasięgu. Oznaczało to konieczność pamiętania o niezbyt częstym czarowaniu w domu, ale nie przeszkadzało jej to.
Tinder okazał się zbawiennym sposobem na nudę i samotność. W świecie czarodziejów była rozpoznawalna przez wszystkich. Tu - mogła pozwolić sobie na anonimowe spotkania i niezobowiązujący seks bez konieczności uciekania się do zaklęć maskujących czy eliksiru wielosokowego. Nie lubiła ukrywania tego, jak wygląda. Nie wtedy, gdy szła z kimś do łóżka. A chodziła często. Próbowała stałych związków tylko po to, by stwierdzić, że to nie dla niej. Nie znosiła, gdy ktoś naruszał rutynę i rytm jej życia. Kochała je takim, jakie jest.
Usiadła w fotelu z kubkiem herbaty w dłoni i sprawdziła, kto do niej pisał. Odsiewanie dziwnych osób było częścią gry i wbrew sobie Hermiona musiała przyznać, że często ją bawiło. Pośmiała się z kilku nachalnie wysłanych zdjęć penisów. Kilka „hej piękna :*" również zignorowała. Lubiła, gdy ktoś ją zaintrygował. Czasem wyglądem, czasem elokwentnym opisem, czasem ciekawie zaczętą konwersacją. Kilka dni temu umówiła się z wysoką szatynką tylko dlatego, że miała na zdjęciu identyczną koszulę jak ona. To było dobre spotkanie. Albo wtedy, gdy wylądowała u pewnego Włocha, który niemal zupełnie nie mówił po angielsku. Ona nie znała włoskiego, porozumiewali się używając tłumacza Google, co było tak rozbrajająco zabawne, że wystarczyło.
Zaczęła przeglądać profile. Andrew, 33 lata, szuka spacerów przy zachodzącym słońcu. Nuda. Monica, 49, szalona imprezowiczka. Nie miała nastroju na imprezy. Alex, 39, lubi sport, zwłaszcza koszykówkę. No, z tą osoba na pewno się nie dogada. Brian, 25, na zdjęciu bez koszulki, perfekcyjnie wyrzeźbione ciało. Hm, był pewnikiem, ale nic go do niej nie ciągnęło. W lewo, w lewo, w lewo…
Sevyn, 47 lat. Jedno zdjęcie, na którym mężczyzna stoi tyłem do fotografa, w czarnych spodniach, boso i bez koszuli. Czarne, długie włosy opadają na ramiona. W tle jest jakiś las iglasty. Powinno to wyglądać kiczowato mrocznie, ale takie nie było. To było bardzo dobre zdjęcie. Kobieta zerknęła na opis i parsknęła śmiechem. „Kto nazywa się Sevyn?". Najwyraźniej lubił być tajemniczy i miał poczucie humoru. A, co tam. W prawo.
Match! Uśmiechnęła się. Czuła się mile połechtana, że jej profil przypadł mu do gustu. Oczywiście nie podawała prawdziwego imienia - było jednak rozpoznawalne. Zamiast tego jej profil mówił: Jean, 28. Miała na nim kilka zdjęć, również bez twarzy. Na jednym skulona w fotelu i ubrana we flanelowa koszulę ściskała w ręku kubek. Na drugim siedziała w pubie, z piwem w ręku, odwrócona twarzą do okna. Grube, kręcone włosy zasłaniały twarz. Na trzecim stała w polu lawendy, tyłem do fotografa, w samych spodenkach, odsłaniając plecy i rozkładając ręce, patrząc w niebo. Lubiła to zdjęcie. Zrobiła je ze Stellą i Markiem, jej mężem, przy okazji wycieczki do Chorwacji. Było prowokujące, choć niewiele odsłaniało. Była też informacja, że interesują ją kinkowe znajomości - to było fair, mówić to od razu. Otworzyła czat z mężczyzną i napisała pierwsza.
- Nie nazywasz się Sevyn?
Odpowiedź nadeszła szybko.
- A znasz kogoś, kto się tak nazywa?
- Nie. Choć zdziwiłbyś się, ile osób z dziwnymi imionami znam.
- Moglibyśmy się założyć, kto zna więcej.
- Czemu ci się spodobałam?
- Twoje ostatnie zdjęcie wygląda jak negatyw mojego.
Zerknęła na oba jeszcze raz i musiała przyznać, że coś w tym było. U niej było promienne słońce, u niego - pochmurny cień. Jego spodnie były czarne, jej - jasne. Jego skóra była blada, jej opalona. Jego włosy ciemne i proste, jej jasne i kręcone.
- Faktycznie! Tylko włosy mamy podobnej długości.
- Cieszy mnie to.
- Czemu?
- Odsłaniają twoje plecy.
Uśmiechnęła się. Szybko przeszedł do flirtu. Lubiła zdecydowanych ludzi.
- Mam rozumieć, że podobają ci się moje plecy?
- Teraz wypadałoby, żebyś ty powiedziała mi komplement.
- O nie! Nie usłyszałam jeszcze komplementu. Stwierdziłeś tylko, że moje włosy odsłaniają plecy. To fakt, nie komplement.
- Dobrze więc, komplement brzmi następująco: woje wcięcie w talii sprawia, że mam bardzo nieprzyzwoite myśli.
Lekkie uderzenie gorąca. Podobało jej się to.
- Mogę spytać, co to za nieprzyzwoite myśli?
- Oczywiście, ale teraz twoja kolej na komplement.
- Z radością! Masz cudownie umięśnione plecy. Fantastycznie wyglądałyby na nich ślady paznokci.
- Po takiej opinii mogę wyrazić swoje myśli… pomyślałem, że twoja talia wyglądałaby jeszcze lepiej w innej pozycji.
- To dobrze, że lubię tę pozycję. Mogę przy okazji dobrze wyglądać.
- Planujesz niedługo dobrze wyglądać w tej pozycji?
- To zależy od ciebie… Ale mam dziś wolny wieczór.
- Bywasz w Mayflower?
- Bywam. Lubię stare puby.
- Zrobię rezerwację na 18. Co dla ciebie zamówić?
- Dżentelmen… dama powiedziałaby „to samo co dla siebie" ale nie wiem, czy masz dobry gust.
- Guiness?
- Czuję, że się dobrze rozumiemy.
The Mayflower był starym pubem nad Tamizą, o dziwo nieobleganym przez turystów. A już na pewno nie poza sezonem. Był październik i choć o dziwo tego wieczoru nie padało, Hermiona ubrała pełne buty. Włożyła też sukienkę przed kolano, z głębokim dekoltem. Pod nią pasująca do siebie bielizna. To jeśli spotkanie pójdzie dobrze, oczywiście. Zarzuciła na ramiona kurtkę. Idąc napisała do Sevyna:
- Za 5 minut będę.
- Siedzę w rogu, w loży po lewej od kominka.
Weszła do środka, uśmiechając się do barmana. Poszukała wzrokiem loży przy kominku. Rzeczywiście siedział w niej czarnowłosy mężczyzna, tyłem do wejścia. Przed nim stały dwa kufle z piwem. To musi być Sevyn. Podeszła i dotknęła go w ramię.
- Hej, długo czek…
Hermiona urwała i natychmiast zabrała rękę, gdy zobaczyła twarz Sevyna. Rozdziawiła oczy szeroko i lekko uchyliła usta w wyrazie zdziwienia. On również wpatrywał się w nią z głupią miną. Po kilku sekundach Hermiona nie wytrzymała i zaczęła chichotać, siadając po drugiej stronie stołu.
- No i co jest takie zabawne? - warknął.
- Przepraszam, profesorze Snape - wykrztusiła. - Ale to jest przekomiczna pomyłka. Już się uspokajam.
Sięgnęła po kufel i upiła łyk. Wzięła głęboki oddech. Ze wszystkich mężczyzn na ziemi - on? Randka w ciemno ze swoim byłym nauczycielem zdecydowanie podpadała pod kategorię „krępujące". Nie do końca wiedziała, jak się zachować. Była rozbawiona, ale od robienia sobie żartów skutecznie powstrzymywała ją świadomość, kto przed nią siedzi. W szkole nigdy nie odważyłaby się żartować z Mistrza Eliksirów. Jej umysł starał się połączyć wspomnienia o nieco przerażającym, surowym profesorze, podwójnym agencie i Sevynie, który flirtował z nią w mugolskiej aplikacji randkowej. Sevyn. Sev. Severus.
- Ach, oczywiście zwrócę panu za to piwo - zaczęła szukać drobnych w torebce.
Nie zareagował. Widok Hermiony Granger obudził w nim wspomnienie kogoś, kim już nie był od dawna. I kim nigdy nie chciał już być. Odruchowo potarł swoje przedramię, na którym miał mroczny znak. Kiedy widział ją ostatnio? Wtedy, we Wrzeszczącej Chacie. Gdy myślał, że umiera, a ocknął się. Nie wiedział, jak to się stało. Na jad tego przeklętego węża nie było antidotum - próbował opracować recepturę latami, ale nigdy mu się nie udało. Hermiona Granger… wiedział, że dokończyła Hogwart, choć on już tam nie uczył. Nie mógłby… zresztą, to było konieczne, póki służył Czarnemu Panu i Dumbledorowi. Nie darzył zamku żadnym szczególnym uczuciem, a pracy nauczyciela szczerze nie znosił.
- Swoją drogą, powinien pan rozważyć zmianę tego imienia na Tinderze - głos Hermiony przerwał jego rozważania. - Sevyn to jednak niepopularne imię, podobne do Severusa, ktoś mógłby się zorientować.
- Skoro pani się nie zorientowała, to raczej nie mam się czego obawiać - mruknął.
- Profesorze, czy to był komplement?
- Niezamierzony. Tak jak i poprzednie komplementy, zdecydowanie niestosowny - skrzywił się.
- Komplementowanie czyjejś spostrzegawczości jest troszkę bardziej stosowne niż czyjejś talii.
- Tylko dlatego, że ludzie zazwyczaj nie wystawiają swojej talii na widok publiczny.
- Nie musi być pan wobec siebie taki krytyczny - uśmiechnęła się rozbawiona.
- Panno Granger, co pani właściwie wyprawia?
- Ja? Konwersuję. Nie lubię pić w ciszy. To trąci alkoholizmem. Wolę zachowywać pozory.
- Jeśli już musimy rozmawiać, to sugeruję temat możliwe daleki od naszego kompromitującego spotkania.
Kompromitujące spotkanie. Oboje mierzyli się wzrokiem, nie wypowiadając na głos tego, co nie musiało być wypowiedziane. Oboje chcieli umówić się dziś na seks. To nie jest coś, czego chcesz dowiedzieć się o swoim nauczycielu. Albo o swojej uczennicy. Nawet jeśli byłej.
Hermiona patrzyła na jego lekko rozpiętą koszulę i próbowała połączyć w głowie te dwie postaci: mistrza eliksirów - szpiega i atrakcyjnego mężczyzny, który przed nią siedział. Nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób. Nie, żeby nie wzdychała nigdy do członków ciała pedagogicznego - podniecała ją inteligencja, nierówność sił, władza. Ale jakoś nigdy nie pomyślała o Snapie. Może była zbyt zajęta przeżyciem jego lekcji. Teraz zerkając na niego, ubranego w mugolskie ubrania nie była już zdenerwowana. Nie martwiła się, czy jej esej będzie wystarczająco dobry, a eliksir wyjdzie czy nie. Bez tego strachu postać profesora Snape'a była… intrygująca. Był stanowczy. Zdecydowany. Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie ciągnie ją w stronę tej pokręconej i mrocznej fantazji.
Snape patrzył na jej odsłonięte ramiona i dekolt i mimowolnie przywoływał obraz który miał w pamięci, jej półnagie zdjęcie. Nigdy nie miał takich myśli o swoich uczennicach. Nie, żeby nigdy nie miał ogólnych fantazji nauczyciel-uczeń, ale nigdy nie pozwolił sobie pomyśleć o konkretnej osobie. Nie, ta raczej popularna fantazja podniecała jako idea, pomysł którego się nie chce tak naprawdę realizować. Bo przecież tak naprawdę nie czuł pociągu do uczennic, które były dziećmi. Za to do idei uczennicy… która siedziała przed nim, zdecydowanie dorosła, zdecydowanie nie dziewczyna… trącał w nim struny, które nie były trącane od bardzo dawna.
Napięcie stało się mocno wyczuwalne. To bardzo złe, pomyślał wciąż mając przed oczami jej talię. To bardzo, bardzo złe, pomyślała wpatrując się w mocno zarysowane kości policzkowe i rozpięty guzik koszuli. Żadne z nich nie miało ochoty kończyć tego spotkania.
- Transgresja - powiedział.
- Słucham? - zmarszczyła czoło.
- Transgresja. Jedna z ludzkich motywacji. Pęd do przekraczania różnych norm - społecznych, moralnych. Dlatego tak na siebie działamy.
- Skąd pan wie, jak pan na mnie działa?
- Panno Granger, jest pani dobra w oklumencji, ale nie dość dobra.
Zarumieniła się lekko. Umawiając się z mugolami przywykła do tego, że jej myśli są całkowicie jej własnością. Zresztą, od niemal dekady w jej życiu nie było żadnego niebezpieczeństwa. Straciła pewne odruchy których, wyglądało na to, Snape się nie pozbył.
- Już naprawiam błąd - mruknęła, zamykając szczelnie swój umysł. - Czy sypianie z mieszkańcami niemagicznego Londynu to dla czarodzieja też transgresja?
- W pewnym sensie - upił łyk piwa. - Zależy, jak się do tego podchodzi. Porządny czystokrwisty czarodziej na pewno tak to postrzega.
- A nieporządny i nie-czystokrwisty?
- Pyta mnie pani, jak ja to widzę? Czy próbuje mnie pani obrazić?
- Za nic nie ośmieliłabym się pana obrażać, profesorze.
- Nie - odpowiedział szczerze, po chwili wahania. - Nie, dla mnie to nie to.
Nie drążyła. To chyba jeszcze nie ten moment. Dziwne, że nadal tu siedzą. Mogliby odejść. A jednak ona wciąż patrzy na niego ciekawie, analizując jego twarz jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. Coś w jego twarzy się zmieniło. Nie przybyło na niej zmarszczek, może wyczerpał już na nie limit. Nie schudł ani nie przytył, ale w jego twarzy było coś zupełnie innego. Oczy, doszła do wniosku. Oczy były inne. Oczy Snape'a jakie pamiętała były czarne i puste. Teraz ta czerń była błyszcząca, iskrząca niemal. Żywa, nie martwa.
On również wpatruje się w nią i próbuje odgadnąć, co się zmieniło przez te kilka lat. Przecież nie chodzi o jej dojrzalszą twarz i figurę, krótsze włosy czy głębszy dekolt w sukience. Pewność siebie, to może być to. Granger jaką pamiętał ze szkoły to taka niepewna, szukająca potwierdzenia, akceptacji dziewczyna. Kobietę, która miał przed sobą ewidentnie to nie obchodziło. Widział to w jej postawie, słyszał w jej głosie, czuł w spojrzeniu… i w jej myślach, których nie ukrywała na początku spotkania. Czuł jej zaskoczenie, ale i ciekawość. Ale i tak widział przed sobą swoją dawną uczennicę, chociaż częściowo. To dziwne, że on, który zrobił w życiu tyle złego nadal miał w sobie jakiś zwichrowany kompas moralny który podpowiadał mu, że jego myśli są niestosowne. Że ona zauważy głód w jego oczach, a tak nie można, tak się nie powinno...
- Zamówimy coś jeszcze? - kolejny raz przerwała jego wewnętrzny monolog.
Spojrzał na stół. Rzeczywiście, kufle były już puste. Co wyjaśniałoby dlaczego jego samokontrola malała. Decyzja do podjęcia. Mogą się wycofać. Udawać, że to wszystko nie miało miejsca. I tak nikt jej nie uwierzy, że Severus Snape jest na Tinderze. A on i tak nie miałby komu opowiadać, że Hermiona Granger na nim jest. To byłoby takie proste… ale dlaczego tak bardzo chciał zostać? Dlaczego tak bardzo chciał nadal patrzeć na jej pełne usta, gdy coś mówiła? I jej dłonie, gdy wodziła nimi po stole?
Czekała na jego odpowiedź. Wycofałaby się, gdyby teraz tego zażądał. I właśnie to, właśnie ta świadomość, że od niego to zależy popchnęła go do działania. Ty niepoprawny, pokręcony człowieku. To było atrakcyjne. Świadomość, nawet jeśli lekko iluzoryczna, że wszystko zależy od ciebie. Że ty masz władzę.
- Napiłbym się wina, panno Granger, a pani?
Przyjęła jego propozycję. Wino rozluźniało, uderzało do głowy i rozwiązywało język. Przez chwilę konwersowali o ulubionych winach, znajdując tyle samo podobieństw, co różnic w swoich gustach. Potem temat przeniósł się na owoce morza, które oboje lubili. Ponieważ pasowały do wina, zamówili je i kolektywnie ocenili, że są świeże i zadowalająco dobre, choć każde z nich jadło kiedyś lepsze. Hermiona po po raz pierwszy usłyszała jego śmiech - głęboki, urywany i lekko szorstki śmiech.
- Mogę zadać panu pytanie? - złożyła podbródek na dłoniach.
- Właśnie to pani zrobiła.
- No to drugie, i trzecie. Zastanawiam się, z kim właściwie spędzam ten wieczór. Z profesorem Snape'm, z Severusem, czy może z Sevyn'em?
- Elokwentne - zadrwił z niej. - To jedna i ta sama osoba.
- Nie - pokręciła głową. - To z pewnością różne osoby. Każdy z nas ma w sobie różne osoby. Sevyn na pewno nie zachowywały się na randce tak, jak profesor Snape.
- Chyba zdaje sobie pani sprawę, że to nie może być randka.
- Oczywiście, że tak - żachnęła się. - Spekuluje tylko.
Świadomie go prowokowała, patrząc przeciągle w oczy, dotykając ust, przesuwając dłońmi po krawędzi kieliszka? Skłamałby gdyby powiedział, że nie flirtował z nią dziś umyślnie. Spojrzenia z góry, ochrypnięty głos, pochylanie się, przekrzywianie głowy, mrużenie oczu… z tego wszystkiego można zrobił teatr jednego aktora, sztukę. Sztukę, która wyraźnie działała na odbiorcę. Zamiast oklasków przyjmował rumieńce, uniesienie brwi, półuśmiechy, przygryzanie warg. Wiedział, że ona również gra w tej sztuce. Nie do końca tylko pojmował, według czyjego scenariusza to wszystko się toczy.
- Proszę mi powiedzieć, panno Granger - przeciągnął samogłoski w jej nazwisku. - Czemu pani nie wyszła od razu, gdy zorientowała się o swojej pomyłce?
- Nie sądzę, żeby to była tylko moja pomyłka, profesorze - obruszyła się, ale jej oczy się śmiały.
- Moja nie mogła być. Ja się nie mylę.
- Jakżeby inaczej - parsknęła.
- Uważa mnie pani za zarozumiałego? - przekrzywił głowę.
- Pana słowa, nie moje.
- Chyba unika pani odpowiedzi na moje pytanie…
- Może nie uważałam, że to pomyłka? - spojrzała mu w oczy śmiało.
Serce zabiło jej szybciej. To była dużo bardziej odważna sugestia niż wszystko, co się do tej pory zdarzyło. Kolejny punkt zwrotny wieczoru. Zaprzeczy? Potwierdzi? Może zamierza zbyć ją kolejną ironią lub małą złośliwością?
- To zgadzałoby się z tym, że ja się nie mylę - powiedział cicho, nie spuszczając wzroku.
- A czemu sądzi pan, że to nie była pomyłka?
- Sądziłem, że idę spotkać się z kimś, z kim spędzę… interesujący wieczór. Jest interesujący.
- Nie skończył się.
- Ja również jeszcze nie skończyłem.
- A zamierza pan skończyć?
- Jeszcze nie teraz - odchylił się z półuśmiechem na ustach. - A co pani miała w planach?
Oblizała usta, które niespodziewanie zrobiły się suche. Nie uszło to jego uwadze.
- Co ja miałam w planach, profesorze?
Skinął głową, cały czas się w nią wpatrując. Onieśmielał, próbował onieśmielać, ale to tylko powodowało, że chciała odpowiedzieć.
- Wyobrażałam sobie… spotkanie z kimś kto mnie zaintryguje. Zaintrygował mnie pan.
- A jak to wyobrażone spotkanie miało przebiegać dalej?
Podpuszczał ją, chciał, żeby wypowiedziała na głos to, po co tutaj przyszła.
- Na pewno nie spodziewałam się, że będę musiała stawiać bariery w swoim umyśle - parsknęła.
Uniósł brew.
- Nie musi pani.
- To by było dla pana za łatwe, profesorze - potrząsnęła głową. - Założę się, że za bardzo pan z tego korzysta na takich… spotkaniach.
- Myśli pani, że tylko dlatego…
- Nie tylko dlatego - przerwała mu szybko. Przeciągnęła wzrokiem po jego oczach, kościach policzkowych, krzywiźnie jego szczęki, po jego szyi i zarysie obojczyka widocznym pod koszulą. - Nie tylko dlatego.
Jego uśmiech wystarczył za odpowiedź.
- Ale i tak uważam, że musiałby się pan bardziej… postarać, bez legilimencji - przygryzła lekko wargę.
- Być może nie mam nic przeciwko wyzwaniom, panno Granger?
Przesunęła palcem po dolnej wardze.
- Skąd będę wiedzieć, że jej pan nie używa?
- Postawiła pani przecież bariery w swoim umyśle.
- Jeśli będę w stanie być skupiona i utrzymać je cały czas, to znaczyłoby, że nie idzie panu dobrze, profesorze…
- Za tak jawną bezczelność mam ochotę coś pani zrobić, panno Granger - zmrużył oczy.
- Umieram z ciekawości, co.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Coraz bardziej bezczelna… a więc zakład?
- O co dokładnie?
- Jeśli jest tak jak pani mówi i zbytnio polegam na legilimencji, to nie będzie pani mieć problemów ze… skupieniem i utrzymaniem barier. Ale jeśli się pani nie uda…
- Wtedy pan wygra.
- Nie wydaje się pani przerażona rychłą perspektywą przegranej.
- Nie zamierzam przegrać, profesorze.
- To dobrze. Zbyt łatwa wygrana nie byłaby dla mnie…. satysfakcjonująca.
- Coś mi mówi, że nie ma pan nic przeciwko, gdy ktoś się panu sprzeciwia.
Jaka ta rozmowa okazywała się stymulująca… słowne przepychanki kusiły, rysowały obrazy tego co może się stać. Ona jawnie prowokowała, nie ukrywała już swoich intencji.
- Panno Granger… z radością porozmawiam o rzeczach, o których nie mam nic przeciwko.
- W moim mieszkaniu chyba lepiej nam będzie… rozmawiać.
Skinął głową na znak zgody. Uśmiechnęła się i szybko wyciągnęła dłoń do przodu, chwytając go za nadgarstek. Zanim zdążył się zorientować deportowali się z cichym pyknięciem.
Aportowała się wprost do swojego mieszkania. Bawiło ją zaskoczenie w oczach Snape'a. Zgadywała, że niewiele jest w stanie zaskoczyć takiego człowieka jak on. Stali pośrodku jej salonu. Zorientowała się, że nadal trzyma go za nadgarstek. Chciała go puścić, ale przytrzymał jej dłoń.
- To, panno Granger - powiedział niskim głosem. - Na pewno nie ujdzie pani na sucho.
- Zobaczymy - uśmiechnęła się, czując jak jego palce zaciskają się na jej dłoni.
- Ale najpierw… - odsunął się od niej nieco.
Wziął głęboki wdech, starając się uspokoić oddech i oczyścić myśli. Nie. Wstecz. Musieli ustalić, na co mogą sobie pozwolić. Wydawało się, jakby odgadła jego myśli, bo potrząsnęła głową i zamrugała, wybijając się nieco z nastroju, w którym była przed chwilą.
- Zazwyczaj przed tym, jak dotknę mojej partnerki ustalamy najpierw, czego chcemy - spojrzał na swoje palce zaciśnięte na jej ręce i puścił ją.
- Mamy podobne zwyczaje. Chyba… poszłam o krok za daleko.
- Ja też. Nic się nie stało. Więc… proszę o odpowiedź na tyle trzeźwą, jak to możliwe… co pani lubi, panno Granger?
Usiadła na kanapie i zaprosiła go gestem, by do niej dołączył.
- Jestem trzeźwa… w miarę. Lubię być dominowana, ale raczej nie będę się słuchać - w jej oczach zatańczyły iskierki.
- Tego się domyśliłem - uśmiechnął się krzywo. - O czym jeszcze powinienem wiedzieć?
- Nie lubię dużego bólu. Lekki jest ok. Uwielbiam wszystko co się wiąże z okazywaniem władzy, zmuszaniem do różnych rzeczy. Jeśli to oczywiście w granicach pana komfortu.
- Zdecydowanie w granicach.
- A co pan lubi robić?
- Wymuszać posłuszeństwo i zadawać ból… więc w tym przypadku ograniczę się w większości do posłuszeństwa. Penetracja?
- Tak, z prezerwatywą - pokiwała głową. - Tylko seks oralny nie.
- Rozumiem. Hasło bezpieczeństwa?
- Zielony, żółty i czerwony? Jak sygnalizacja świetlna?
- Dobrze, że wiem, jak działa mugolska sygnalizacja świetlna - uśmiechnął się pod nosem.
- Czarodziejom musiałam to zwykle tłumaczyć - roześmiała się. - To chyba wszystko? Gdyby coś się pojawiło, będziemy mówić na bieżąco?
- Zgoda.
- Zgoda - powtórzyła.
Uśmiechnął się szelmowsko. Pozwolił myślom płynąć swobodnie i powrócić do tego stanu, w jakim był przed kilkoma minutami. Jego umysł napełniły bardzo konkretne obrazy, co chce zrobić, co może zrobić, co ona chce, by jej zrobił. Ich mieszanka była upajająca i uderzała do głowy bardziej niż wino, którego wpływ odszedł już w zapomnienie.
- Więc, panno Granger… - pochylił się nad nią. - Wydawało mi się, że chciała się pani ze mną o coś założyć.
- Tak… profesorze Snape - przeszedł go dreszcz gdy usłyszał, jak wymawia jego nazwisko. - Myślę, założę się, że bez legilimencji nie jest pan na tyle dobry, żebym straciła koncentrację i opuściła mury wokół mojego umysłu.
- Zuchwałe stwierdzenie… Założę się, że to nie będzie dla mnie najmniejszy problem.
- Zakład stoi, profesorze.
Odnalazł jej dłoń, tą którą chwyciła go w Mayflower żeby się deportować. Pogłaskał delikatnie wnętrze jej nadgarstka opuszkiem palców.
- Wydaje mi się, panno Granger, że nie wybaczę pani tak łatwo pani zuchwałości.
- Nie wiem, o czym pan mówi - przygryzła wargę próbując ukryć złośliwy uśmieszek.
- Myślę, że dobrze pani wie - złapał ją za podbródek i przeciągnął kciukiem po dolnej wardze. - Myślę, że powinna mnie pani przeprosić.
Wysunęła język i dotknęła nim jego kciuka. Objęła go ustami i zaczęła ssać, patrząc mu prosto w oczy. Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, zaskoczyła go. Po chwili złośliwe iskierki zatańczyły w jej oczach i delikatnie go ugryzła.
- Nie wydaje mi się, żeby to były przeprosiny - wyszarpnął dłoń, uśmiechając się złowieszczo. Zachichotała.
Chwycił ją za ramiona i pociągnął do przodu, tak, że upadła brzuchem na jego kolana. Próbowała wstać, ale mocno przytrzymał jej plecy jedną ręką, drugą przeciągając dłońmi po nogach osłoniętych tylko pończochami.
- Czy to było grzeczne, panno Granger? - spytał, nie przerywając wędrówki swoich rąk.
- Nie, panie profesorze - potrząsnęła głową wesoło.
Gdy jego ręce przeniosły się na jej pośladki przeszedł ją przyjemny dreszcz. Wygięła się z cichym mruknięciem wciskając się bardziej w jego dłoń. Szybko zareagował, jego dłoń lekko uderzyła o jej pośladek. Zapiszczała - nie z bólu, a z zaskoczenia.
- Jaki kolor?
- Zielony - westchnęła.
- To też nie było grzeczne, panno Granger… myślę, że należy się pani więcej.
Pokręciła głową filuternie, zaprzeczając.
- Jak dobrze, że pani zdanie na ten temat zupełnie nie ma znaczenia.
Jego ręka opadła na jej drugi pośladek. I znów. I jeszcze raz. Jęknęła, czując narastające podniecenie. Nie uderzał mocniej niż za tym pierwszym razem. Nadal przytrzymywał jej plecy tak, że nie mogła się ruszyć.
- Podobało się, panno Granger?
Zarumieniona pokiwała głową.
- Więc to nie była odpowiednia kara. Kara nie może się pani podobać, panno Granger - pokręcił głową w udawanym oburzeniu. - Wstań.
Podniosła się do pionu i usiadła na piętach.
- Usiądź mi na kolanach.
Zmrużyła oczy i kładąc mu ręce na ramionach usiadła bokiem ze złączonymi nogami, doskonale wiedząc, że nie o to mu chodziło. Warknął i szarpnięciem zmusił ją do siedzenia okrakiem. Złapał ją za talię i przyciągnął do siebie tak, że niemal stykali się twarzami.
- To było proste polecenie, panno Granger. Nie rozumie pani prostych poleceń? - przycisnął swoje biodra do jej bioder. - Rozepnij mi koszulę.
Sięgnęła do pierwszego guzika, patrząc na klatkę piersiową mężczyzny, ale ten chwycił ją za podbródek.
- Nie. Patrz na mnie, gdy to robisz.
Drżącymi palcami zaczęła rozpinać koszulę, guzik po guziku, patrząc w te intensywne czarne oczy. Ocierała się jednocześnie o niego biodrami wiedząc, czując, jaki to wywołuje efekt. Gdy skończyła, nadal patrząc mu w oczy przejechała dłońmi po jego klatce piersiowej, lekko zatapiając paznokcie w jego skórze. Wyczuwała pod palcami nierówności, blizny, twarde mięśnie. Poddał się jej dotykowi z lekkim westchnieniem, które poczuła na swoich ustach. Pocałowała go delikatnie, badając miękkość jego ust. Odpowiedział chętnie, łapiąc jej dolną wargę zębami. Smakował lekko winem. Chwyciła go za włosy, napierając na niego bardziej. Zachichotał i chwycił ją za ręce.
- O nie, panno Granger, nie tak się bawimy.
Szybkim ruchem chwycił jej sukienkę, która podwinęła się niemal do jej pasa, i ściągnął ją przez jej głowę. Ponownie złapał ją za nadgarstki. Wolną ręką chwycił za różdżkę i wyczarował szeroką satynową wstążkę, którą związał jej ręce za plecami.
- Tak lepiej - popatrzył z uznaniem na jej wyprężone w jego stronę piersi.
Westchnęła, gdy obiema dłońmi zaczął głaskać jej ramiona, brzuch, uda. Patrzyła na niego błyszczącymi z podniecenia oczami.
- Ma pan takie cudowne dłonie - westchnęła. - Uwielbiam pana dotyk.
Uśmiechnął się pod nosem i musnął jej piersi ukryte pod stanikiem. Sapnęła z niecierpliwością i wyszarpnęła dłonie ze wstążki, szybko rozpinając stanik i zrzucając go.
- Zawsze jest pani taka nieposłuszna, panno Granger? - chwycił ją mocno za pierś.
- Zazwyczaj - odpowiedziała z bezczelnym uśmiechem.
Ścisnął jej sutek w palcach, na co zareagowała cichym piśnięciem. Jej oddech był szybki i płytki.
- Spróbujmy jeszcze raz. Będzie się pani zachowywać?
Pokazała mu język. Wstał gwałtownie, przyciskając ją siebie. Odruchowo owinęła swoje nogi wokół niego. Posadził ja na blacie i cofnął o krok. Wyglądała tak kusząco, w samych majtkach i pończochach, ze sterczącymi sutkami, rozchylonymi ustami, czerwonymi z podniecenia policzkami. Chciał jej, chciał ją mieć tu i teraz.
- Ani drgnij - warknął, widząc, że chce zeskoczyć ze stołu.
Nie posłuchała go, zeskoczyła. Ta cholerna kobieta. Złapał ją za ramiona, obrócił tyłem do siebie i popchnął na stół. Przytrzymał jej wykręcone ręce tak, że musiała przykleić się brzuchem i twarzą do blatu. Nogami ledwie dosięgała podłogi, wyprężała się na palcach.
- Nigdy nie słuchasz - jego głos pojawił się tuż przy jej szyi. Przygryzł jej ucho. - Nauczę cię słuchać.
Kolanem rozszerzył jej nogi. Przesunął palcami po jej pośladkach, potem po materiale jej majtek. Była taka mokra… z satysfakcją odsunął materiał na bok i wsunął w nią palec, potem dwa. Jęknęła, gdy zaczął nimi poruszać.
- Tego chciałaś, prawda? Po to przyszłaś?
Przesuwał palcami po jej wargach, odnalazł łechtaczkę. Jęki Hermiony stawały się bardziej regularne. Przestawała nad sobą panować. Silne ręce przytrzymujące ją w miejscu, kolano zmuszające do trzymania nóg rozszerzonych, dłoń doprowadzająca do szaleństwa… Oddychała ciężko próbując powstrzymać się od nabijania się na jego palce.
Wyjął palce, żeby rozpiąć spodnie. Był tak dotkliwie twardy. Przycisnął ją do blatu przedramieniem, by móc drugą ręką otworzyć prezerwatywę i ją nałożyć. Dotknął penisem jej wejścia.
- Czego pani chce, panno Granger? - drażnił się z nią.
- Gwiazdki z nieba - sapnęła ironicznie.
Chwycił ją za włosy i szarpnął, podrywając jej głowę do góry. Ugryzł ją w szyję i wyszeptał:
- A teraz… za te wszystkie komentarze… za nieposłuszeństwa…
Zaczął wchodzić w nią nieznośnie powoli. Wierciła się, kręciła próbując nabić się na niego szybciej, ale on przygwoździł ja w miejscu. Sapnęła z bezsilności, mogąc tylko biernie czekać na to, czego tak pragnęła. Miała ochotę krzyczeć ze złości i napięcia. Gdy w końcu, po czasie wydającym się jej wiecznością wreszcie ją wypełnił stęknęła z ulgą. Zaczął się poruszać, nadal boleśnie powoli, trzymając ją na granicy.
- Szybciej… proszę…
- Teraz jesteś miła? - sapnął, nie zmieniając tempa.
- Proszę, proszę… muszę… chcę... - zamrugała oczami, które nagle zrobiły się wilgotne.
- O tak, proś… błagaj…
- Błagam, panie profesorze, proszę brać mnie szybciej - jęknęła ze łzami w oczach.
- Skoro tak ładnie pani prosi, panno Granger…
Zaczął przyspieszać. Wchodził w nią mocno, do końca, coraz szybciej. Wyrwała jedną rękę z jego uścisku i sięgnęła między nogi, masując swoją łechtaczkę. Pozwolił jej na to, upajając się jej gwałtowną bezradnością, czystym pragnieniem i namiętnością. Po chwili doszła z głośnym szlochem, poczuł jak zaciskają się jej mięśnie. Nie zwolnił, sięgnął za to po obie jej ręce i przygwoździł je do blatu. Zadrżała, gdy sam sięgnął do jej łechtaczki.
- Myślała pani, że to koniec? Nie… teraz moja kolej…
Wiedział, jak wrażliwa musi teraz być, z satysfakcją patrzył i czuł jak wije się pod nim, wypełniona nim, kiedy on jej dotykał. Tego nie wytrzymała. Mógł niemal usłyszeć, jak runęły mury w jej umyśle i zalała go fala jej doznań, myśli, emocji… Jej odczucia, ich intensywność i dzikość zaskoczyła go, owładnęła nim, popchnęła na sam skraj. Wbijając paznokcie w jej ręce doszedł, tłumiąc swój własny jęk gryząc ją w kark.
Oddychał głęboko, czuła jego oddech na szyi. Uspokajali się oboje, dogasali, stygli. Wyszedł z niej ostrożnie i puścił jej ręce. Obróciła się i przyciągnęła go do siebie, szukając dotyku. Chętnie na to pozwolił, sam też tego potrzebował. Uniósł ją i przeniósł na kanapę. Posadził sobie bokiem na kolanach. Wtuliła nos w jego szyję, wdychając zapach jego ciała.
- Wszystko dobrze? - wymamrotała.
- Tak. A ty?
- Mhm - uśmiechnęła się leniwie.
Wziął jej ręce w swoje dłonie i pogłaskał miejsca, w których jego paznokcie zostawiły ślady. Przez kilka minut siedzieli bez ruchu, słuchając swoich oddechów. Napięcie zniknęło, pozostawiając błogą aurę spokoju, ale i odsłaniając kilka pytań. Rzeczy, które chwilę temu były oczywiste już się takie nie wydawały. Żadne z nich nie chciało się poruszyć, przebić tej rozkosznej bańki, za którą czekała rzeczywistość, to kim byli, to co zrobili. W końcu Hermiona przeciągnęła się lekko.
- Przepraszam, ale strasznie mi niewygodnie.
Zachichotał, rozluźniając uścisk.
- Potrzebujesz czegoś? Boli cię coś teraz? - spytał z uwagą.
- Nie - pokręciła głową. - Ale dziękuję za troskę. Masz ochotę na herbatę?
- Och, przeszliśmy na ty? - drażnił się z nią. Roześmiała się.
- Chcesz tej herbaty czy nie?
- Chcę.
- To wstaw wodę. Muszę siku.
Podczas gdy ona była w łazience, on doprowadził się do porządku i wstawił wodę w mugolskim czajniku. Udało mu się też znaleźć kubki i czerwoną herbatę, którą bardzo lubił. Gdy Hermiona wyszła z łazienki nie miała już pończoch, za to była owinięta miękkim szlafrokiem. Zmarszczyła brwi, schowała jeden z kubków który znalazł i wyjęła inny.
- Mam swój ulubiony - wzruszyła ramionami.
- Następnym razem będę pamiętał - parsknął.
Zaparzyła herbatę tak, jak parzyła ją zawsze. Jakie to było miłe, siedzieć przy stole i pić z nim herbatę. Ale co teraz? Następnym razem… Czy będzie chciał zostać? Czy będzie myślał, że powinien? Czy chciała, żeby został?
- Nie uszło mojej uwadze, że wygrałem zakład - uniósł brew.
Zmarszczyła nos i roześmiała się.
- Nie spodziewałam się tego.
- Żałujesz, że przegrałaś?
- Ani trochę. W końcu o nic się nie założyliśmy.
- Ach, mój błąd. Przecież byłem pewien, że wygram. Mogłem założyć się o coś cennego.
- Severusie? - spytała po chwili wahania. Musiała wiedzieć, czy dobrze się rozumieją.
- Hm?
- Chcę żebyś wiedział, że… że nie szukam nikogo. Teraz. Ani raczej nigdy nie będę.
- I chwała Merlinowi. Gdybyś szukała, mogłabyś się jeszcze we mnie zakochać - prychnął.
Zalała ją fala ulgi.
- Ale nie wyganiam cię - dodała szybko. - Jest już późno, więc jeśli chcesz zostać to…
- Sam się wygonię. Ale zanim się wygonię, chcę coś wiedzieć. Chcesz, żeby to było jednorazowe, czy możemy kiedyś liczyć na powtórkę?
Przez chwilę bała się, ze proponuje jakąś formę zobowiązania, ale spojrzała na niego, zobaczyła jego złośliwy uśmieszek i zrozumiała. Nie proponuje zobowiązania, tylko zabawę. Była ciekawa, co jeszcze mają sobie do zaoferowania.
- Pewnie. Wiesz, jak ciężko znaleźć teraz dobrego kochanka? - odpowiedziała lekko.
- Nigdy nie próbowałem.
Zaśmiała się i oparła łokcie na blacie.
- Miałam rację. Jesteś intrygujący. A ty spędziłeś swój interesujący wieczór?
- Tak… i mam nadzieję, następne będą jeszcze bardziej interesujące.
Jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
- Nie mogę się doczekać.
*** Sekcja informacyjna! ***
- Severus i Hermiona są dorośli, więc o ile oboje wyrażą na coś zgodę mogą sobie robić, co im się żywnie podoba
- jeśli do seksu zamierzamy dokładać praktyki BDSM, to należy wcześniej ustalić, na co druga osoba się zgadza - nawet jeśli to "psuje nastrój"! W ten sposób upewniamy się, że oboje będziemy się dobrze bawili
- w praktykach BDSM zazwyczaj "nie" nie oznacza wcale "przestań", tylko jest częścią zabawy. Dlatego żeby wiedzieć, kiedy druga osoba naprawdę chce przerwać scenę ustala się hasło lub hasła bezpieczeństwa; często stosowany jest system kolorów - zielony jako "wszystko super", żółty jako "zbliżam się do swojej granicy" i czerwony jako "przerwijmy natychmiast"
- prezerwatywy zabezpieczają przed niechcianą ciążą oraz chorobami przenoszonymi drogą płciową - używajcie!
- po scenie z elementami BDSM ważny jest aftercare - zadbanie o to, czy wszystkie osoby czują się dobrze z tym co się wydarzyło, zadbanie o siebie fizycznie, psychicznie, emocjonalnie
- po seksie warto się wysikać - pomaga to zminimalizować ryzyko infekcji układu moczowego, zwłaszcza u osób z waginami
