Cześć,
bardzo długo nic nie pisałam, a szczególnie ff. Przerzuciłam się na czytanie po angielsku i kiedy w końcu odzyskałam wenę, postanowiłam napisać historię AU o Bellatriks i Hermionie. Polskich ff tej pary oraz tego motywu jest za mało na mój gust. Mam nadzieję, że oprócz podniesienia ich ilości, wniosę też tutaj jakąś faktyczną wartość. Enjoy.
###
Łzy spływały jej po twarzy. Woda z odkręconego kranu lała się szerokim strumieniem. Szum zagłuszał pojedyncze krople uderzające w zlew, jednak ona miała wrażenie, że je słyszy. Ding, ding, ding. Cichy szloch wyrwał się z jej ust, które natychmiast zakryła. Jak żałosnym stworzeniem musiała być, by upokarzać się po raz kolejny dzisiejszego dnia? Nie wystarczało, by kolejny facet zrobił z niej idiotkę i zmiażdżył serce wystawione na dłoni…?
Dźwięk otwieranych drzwi łazienki zakłócił jej monolog wewnętrzny. Mimo jej wielkiego pragnienia, by czas stanął w miejscu, świat się nie zatrzymał. Nie było czasu na łzy, a z pewnością nie tutaj – w łazience restauracji Cruciatus. Lokalu, w którym przed chwilą nakryła swojego chłopaka na zdradzie. Sama myśl wywołała u niej mdłości i obrazy jeszcze raz przemknęły jej przed oczami. Ron w swoim jedynym garniturze i długowłosa blondynka przyłapani w romantycznym kadrze. Delikatne światło świec oświetlało kieliszki pełne rubinowego wina oraz ich, złączonych w powolnym, pełnym pożądania pocałunku. Nie chciała zgadywać. Nie chciała domniemywać. Niestety sytuacja nie pozostawiła żadnej szansy na pomyłkę.
Powoli wypuściła powietrze z płuc. Nie mogła teraz o tym myśleć, nie tu, ponieważ jeszcze chwila i straci ostatnią dozę kontroli, którą z uporem maniaka trzymała. Lekkie stukanie obcasów wyrwało ją z zamyślenia. Nie było sensu udawać, że jej tu nie ma, to prawda, jednak nie miała siły na interakcję z kimkolwiek. Na pytania, na pełne litości spojrzenia… lecz z drugiej strony nie była też gotowa na to, by w ogóle stąd wyjść i to dodatkowo ją dobijało.
Z trudem podniosła głowę i otworzyła zapuchnięte oczy. W lustrze napotkała spojrzenie - nie znalazła w nim litości, a nawet oceny. Bystre oczy mierzyły ją wzrokiem uważnie, intensywnie, jakby czegoś szukały. Czego? Na to pytanie nie umiała odpowiedzieć. Kobieta, nie przerywając kontaktu wzrokowego, podeszła bliżej. Była od niej starsza, przynajmniej kilka lat. Jej blada cera kontrastowała z długimi czarnymi lokami. Umiejętnie wystylizowane nadal sprawiały wrażenie bujnych i ciężkich. Ciemne oczy błyszczały w ciepłym świetle lamp, a pełne usta zginały się w grymasie, którego nie umiała rozgryźć. Hermiona nie umiała oderwać wzorku od tej twarzy. Czuła, jakby pomieszczenie zmniejszyło się do małej przestrzeni, która pozostała między nimi. Na moment dała się pochłonąć tej intensywnej obecności, temu ciepłu i poczuciu bezpieczeństwa, które ją ogarnęło.
- Powiedziano mi, że zostawiła to pani przy stoliku – kobieta przemówiła cichym, lecz głębokim głosem.
Hermiona spojrzała w dół. Kobieta trzymała jej torebkę. Ubrana w białą dopasowaną koszulę i ciemne spodnie, szpilki… oraz plakietkę z logiem Cruciatus. Hermiona przymknęła na chwilę oczy i poczuła jak całe ciepło znowu ją opuszcza. Pracownica restauracji, z pewnością będąca świadkiem jej dramatu życiowego, przyszła zwrócić jej rzeczy. Torebkę, którą zostawiła, by chlusnąć winem w twarz byłego chłopaka i tym samym przekreślić szansę na ponownie postawienie nogi w tym miejscu. Jednak najbardziej zmroził ją fakt, że tak bardzo potrzebowała teraz ciepła drugiego człowieka. Była nawet w stanie wyobrazić sobie dziwne, dające komfort połączenie z osobą, która zwyczajnie wykonywała swoje obowiązki. Żałosne, Hermiono, żałosne.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się niemrawo, przyjmując swoją własność. – Proszę też przekazać właścicielowi moje najszczersze przeprosiny. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca i jest mi po prostu wstyd. Oczywiście pokryję wszelkie koszty, włączając w to stosowne napiwki – zaoferowała w ostatniej próbie wyjścia z restauracji z twarzą. Pomyśleć, że tak bardzo marzyła, żeby się tu znaleźć, a teraz nie pragnęła niczego więcej, jak po prostu zniknąć.
Tak naprawdę jej wizyta w Cruciatusie była przypadkowa. Słyszała o tym miejscu – o eleganckim, lecz ciepłym klimacie i pysznej kuchni. O harmonii i spokoju tego miejsca. Proponowała Ronowi już nie raz, żeby wybrali się tam w któryś piątkowy weekend, jednak zawsze spotykała się z odmową, wymówką. To nie mój styl, Miona lub Po co wydawać tyle pieniędzy na jedzenie?. Nowa fala mdłości uderzyła w nią, gdy uświadomiła sobie, że Ron dowiedział o tej restauracji od niej. Gdyby nie marudziła mu o tym miejscu, nigdy sam by o nim nie usłyszał. Wiedział, jak bardzo chciała tu przyjść, jak bardzo jej na tym zależało… A i tak postanowił zabrać tu inną.
- Nonsens – odezwał się ten sam lekko zachrypnięty głos. – Koszty zostały przedstawione panu Weasleyowi. Cruciatus ma bardzo surową politykę w temacie zdrad – słowo ostro przecięło przestrzeń i Hermiona wzdrygnęła się w reakcji.
- Nie wiedziałam, że restauracje mają jakąkolwiek politykę dotyczącą tego tematu – wymamrotała.
- Kwestia właścicielki – odpowiedziała i krzywym uśmiechem, który po chwili zniknął i powróciła maska profesjonalizmu. – Cruciatus jest znany z dyskrecji, jednak nie oznacza to braku oceny. Klienci są naszymi gośćmi, którzy mają poczuć się lepiej niż we własnym domu. Nie sądzę, by uciekło pani uwadze, jak surową selekcję gości przeprowadzamy.
Oczywiście, że nie uciekło. Lista oczekujących na rezerwację była równie długa jak lista przywar Rona, ponieważ zazwyczaj komplet rezerwacji stanowili stali klienci. W ciągu dnia na całą restaurację były może dwa stoliki otwarte na ludzi „z ulicy", a i tak czasami odmawiano im wejścia, gdy kryteria restauracji nie zostały przez gościa spełnione. Ona pojawiła się tutaj na zaproszenie profesorki z jej uczelni, z którą sfinalizowała ostatnio projekt. Świętowanie w Cruciatusie było jedynym równie wartościowym doświadczeniem. Jak dawno Ron musiał zarezerwować stolik, by móc się dzisiaj tutaj znaleźć?
- Oczywiście. Ja… To nie powinno się zdarzyć, jeszcze raz przepraszam. – Hermiona poczuła kwaśny smak w ustach i wiedziała, że jeszcze jedna myśl dotycząca jej byłego chłopaka i zawartość jej żołądka zobaczy światło dzienne.
- Powtarzam, nikt pani nie obwinia – ostry ton ponownie zwrócił jej uwagę. – Wręcz przeciwnie. Czekam na pani kolejną wizytę.
Hermiona poderwała głowę i spojrzała na kobietę. Nie może być poważna. Otworzyła usta, by zaprotestować i nie pozwolić z siebie kpić. Za wiele dziś przeszła, by ta kobieta… ta kobieta rzucała bez zastanowienia pozbawione prawdy słowa pocieszenia. Jednak… wydawało się, że wcale nie żartowała. Wręcz przeciwnie, wyprostowała się ostrzegawczo, wyczuwając kierowane w jej stronę oskarżenie.
- Co powiedziałby właściciel na moją ponowną wizytę?- Hermiona zapytała kpiąco, oczekując spłoszonego spojrzenia, jednak srogo się zawiodła. Kobieta wyprostowała się jeszcze bardziej, a jej rysy, naturalnie wyrzeźbione, wyostrzyły się jeszcze bardziej.
- Właściciel-KA. Natomiast jeśli chodzi o to, co by pani usłyszała? „Dzień dobry, pani stolik jest już gotowy"! Oczywiście mogę tylko domniemywać, skoro wydaje się Pani znać restaurację lepiej ode mnie i oczekuje, że jednym z kryterium przyjmowania gości do naszego lokalu jest zły gust w mężczyznach – warknęła z wyraźną złością.
Ostre słowa dzwoniły jej w uszach. Ma rację. Przełknęła ślinę, gdy wielka fala bezradności spłynęła na nią w jednej chwili. Ta sytuacja była dla niej całkowicie niespodziewana. Nie miała ani grama podejrzeń, że Ron może ją zdradzać. Pozbawiło ją to poczucia bezpieczeństwa, godności oraz wiary w siebie. Pozostawiło odsłoniętą i podatną na zranienie, z głową pełną pytań i wahań. Obca osoba, do tego pracująca w ekskluzywnej, stereotypowo snobistycznej, restauracji, okazała jej więcej dobroci i zachowała się po prostu bardziej LUDZKO niż jej własny chłopak!
Chciała krzyczeć. Chciała uderzyć Rona w tę jego głupią piegowatą twarz, może nawet złamać mu nos, by miał po niej pamiątkę. Zamiast tego znowu popłynęły łzy, których nie było już tak łatwo zatrzymać. Zachwiała się na nogach i oparła o umywalkę. Zanim się zorientowała, szloch wyrwał się z jej gardła i tak TRUDNO było go w sobie zdusić! Jak bardzo samotnie i głupio czuła się w tym momencie. Oszukana i wykorzystana.
Drobna dłoń zacisnęła się na jej ramieniu. Ciepła, tak ciepła, w otaczającym ją chłodzie. Wydawało się, jakby tylko ona nie pozwalała jej zsunąć się w stronę całkowitej rozpaczy. Obce ręce oplotły ją w stanowczym uścisku, tak że duży ciężar ciała opierała na wspierającej ją kobiecie. Jej głowa wylądowała na ramieniu nieznajomej, a jej gęste włosy muskały ją po twarzy. W jej nozdrza uderzył głęboki zapach perfum, ciężki, lecz niezwykle przyjemny. Na jej głowie pojawiła się dłoń, która powolnym ruchem zaczęła ją głaskać.
- Szszsz, dziewczyno – zadrżała, gdy lekko zachrypnięty głos wypowiedział słowa tak blisko jej ucha, lecz jedynie załkała głośniej w reakcji, a kobieta przyciągnęła ją bliżej. – To nie twoja wina. Nic z tego nie jest twoją winą. To on postanowił cię zdradzić, nie daj sobie wmówić nic innego. Jesteś wystarczająca… - litania słów popłynęła z pełnych ust.
Hermiona słyszała je wszystkie, chociaż wolałaby nie. Nie chciała teraz o tym myśleć, nie chciała jeszcze stawiać czoła analizie całej sytuacji. Na razie po prostu to przyjmowała, ale wiedziała, że słowa jeszcze do niej wrócą i prawdopodobnie taki był cel nieznajomej. Nieznajomej. Uwieszała się na nieznajomej, co w jej głowie brzmiało tak źle, ale nie mogła zaprzeczyć, że było to tak naturalne w tym momencie.
- Jak… jak masz na imię? – Hermiona wydusiła.
Odsunęła się, by spojrzeć na ciemnowłosą kobietę. Stanęła ciężko na własnych nogach, nadal trzymając się jej ramion. Kobieta zsunęła swoje dłonie na tył jej pleców, lekko ją podtrzymując, jednak Hermiona miała wrażenie, że zrobiła to bezwiednie. Ich twarze znajdowały się nadal blisko siebie i mogła zobaczyć, że mina kobiety zmieniła się. Wydawała się… niepewna? Na pewno zawahała się, zanim powiedziała miękko:
- Bella. – Czy to było jej prawdziwe imię? Czemu miałaby się wahać przed jego wyjawieniem?
- Hermiona – powiedziała, kiwając głową.
W jakiś sposób poznanie swoich imion pomogło. Hermiona, mimo przeżywanych obecnie emocji, była stworzeniem głęboko analitycznym. Fakt, że mogła skupić się na poznawaniu nowych danych oraz sortowaniu ich, odciągał jej uwagę od burzy uczuć, które buzowały jej pod skórą. Kobieta patrzyła na nią badawczo podczas tej pół-niezręcznej wymiany, lecz ostatecznie powtórzyła jej gest, kiwając wolno głową. W podobnym tempie wypuściła ją z objęć, sprawdzając, czy utrzyma się na własnych nogach. Hermiona niechętnie jej na to pozwoliła, jednak jej mózg ciągle krzyczał, że nie powinna się tak obnażać przed nieznajomą… przed Bellą.
- Otrzyj łzy, dziewczyno. Wyprowadzę cię tylnym wyjściem.
Hermiona zrobiła tak jak jej kazano. Na jej twarzy nie zostało praktycznie nic z uprzednio nałożonego makijażu i każdy po jednym zerknięciu, wiedziałby, że płakała. Jednak ten rytuał oczyszczenia się, by stawić czoło światu zewnętrznemu, był kojąco znajomy, przyjazny. Osuszyła twarz ręcznikiem i spojrzała na Bellę, która kiwnęła głową. Jestem gotowa. Kobieta odwróciła się i ruszyła ku wyjściu z łazienki, a ona podążyła za nią, jednak przystanęła, przy trzymanych dla niej drzwiach.
Korytarz spowijała ciemność oraz cisza. Wcześniej dostała się do łazienki na autopilocie, nie zwracając uwagi na otoczenie, jednak teraz ta cisza dzwoniła jej w uszach. Czy to możliwe, żeby restauracja była już zamknięta? Jak długo byłam w stanie rozpaczy? Bella nie pofatygowała się, by zapalić światło, jedynie położyła dłoń na dole jej pleców, kierując ją w stronę wyjścia. Cisza między nimi nie była nieprzyjemna, przynajmniej dla niej… wręcz przeciwnie działała kojąco na jej zmęczony organizm. W końcu jednak kobieta otworzyła drzwi i wieczorne chłodne powietrze uderzyło ją w twarz.
Na zewnątrz było już ciemno, jednak nie umiała określić godziny. W momencie pożegnania z profesor McGonagall już się ściemniało, więc równie dobrze mogła być w łazience pół godziny lub dwie. Ostatecznie nie miało to znaczenia.
Za zakrętem znajdziesz furtkę wychodzącą na ulicę. Taksówka już na ciebie czeka.
Hermiona odwróciła się w stronę głosu. Bella stała na progu, zostając w ciemności restauracji. Jednak nie miało to znaczenia - czuła na sobie intensywne spojrzenie czarnych oczu tak dobrze, jak gdyby je widziała.
- Kiedy zdążyłaś wezwać taksówkę?
- Zanim zwróciłam twoją torebkę - odpowiedział głos.
- Och, do tej pory musiała już dawno odjechać… ale jestem wdzięczna za gest.
- Czeka. Nie martw się o rachunek, na mój koszt - dodała z nonszalancją, może lekką arogancją.
- Bella, nie mogłabym… - Hermiona pokręciła głową. Wystarczająco wykorzystała dobroć nowo poznanej kobiety. Zresztą naprawdę nie sądziła, by taksówka czekała na nią tyle czasu.
- Mogłabyś, tak samo jak możesz tu wrócić mimo swoich niedorzecznych obaw - przerwała ostro. - Idź do domu, zjedz tonę lodów, obejrzyj pięćdziesiąt komedii romantycznych, krzycz, płacz, nie dbam o to. Jednak nie pozwól, żeby ta sytuacja cię złamała. Pamiętaj, o tym co ci powiedziałam - Bella zrobiła krok w przód, tak, że przygaszone światło padło na połowę jej twarzy i Hermiona zobaczyła prawdziwy ogień w jej oczach. - Po wszystkim tutaj wróć.
- Czemu?
Bella zmierzyła ją długim spojrzeniem.
- Nie chcę, by Cruciatus kojarzył ci negatywnie, powiedzmy… że to mój samolubny powód dbania o dobro restauracji - odpowiedziała w końcu. Hermiona pokiwała powoli głową na tę dziwną prośbę. Nie wiedziała, czy w to wierzyć, jednak cała sytuacja wydawała się wystarczająco dziwna, by dodatkowo to analizować.
- Gdzie cię znajdę? - Nie wiedziała, ba, wręcz nie sądziła, że tu wróci, jednak mogła zrobić przynajmniej tyle za okazaną przez kobietę troskę. Pytanie wywołało pierwszy rozbawiony uśmiech na twarzy kobiety. Przez moment wydawała się wręcz figlarna.
- Prawdopodobnie przy barze. - Wzruszyła ramionami.
- Barmanka więc. Uzyskanie tej małej, wręcz nie znaczącej informacji, sprawiło Hermionie przyjemność. Bella stawała się coraz mniej tajemniczą postacią, jej osoba stawała się bardziej ludzka, realna, osobna od pierwszego wrażenia przypadkowej pracownicy zwracającej jej torebkę. Stawała się Bellą, barmanką, która pomogła jej w potrzebie. Hermiona pokiwała głową i popatrzyła z wahaniem na kobietę. Czas się pożegnać. Cała sytuacja wydawała się dziwnym snem, który jednak trudno było przerwać.
- Idź, dziewczyno, niech taksówkarz nie czeka w nieskończoność. Jeszcze się zobaczymy.
- Dziękuję jeszcze raz za wszystko - zaoferowała jej niezręczny uśmiech i ostatni raz spojrzała na kobietę, po czym z wahaniem ruszyła w stronę furtki.
Drzwi za jej plecami zamknęły się niemal natychmiast, co wywołało u niej westchnienie i opuszczenie ramion. Zostawiała za sobą pewną bezpieczną bańkę, którą utworzyła w łazience Cruciatusa, jak głupio by to nie brzmiało. Sen, którego nigdy nie chciała śnić, lecz z którego także nie chciała się budzić. Rzeczywistość była przestrzenią, której nie miała siły stawiać czoła. Jeszcze parę godzin temu wznosiła toast za dobrze wykonaną pracę, a teraz nie była pewna obrotu, jaki wykonało jej życie. Miała jednak nadzieję, że to tylko chwilowa sytuacja.
Taksówka cierpliwie na nią czekała.
