Oryginalny tytuł: Parseltongue-Tied
Autor: DementorDelta
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie ma
Tytuł: Związani wężomową
Ostrzeżenia: Można uznać, że w tym tekście występuje lekka zoofilia
Link: . ?sid=653
Uwagi: W tym tekście występuje pewnego rodzaju zoofilia oraz wspomniane pożądanie małoletniego (bez żadnego stosunku cielesnego). Pamiętajcie, że to fikcja i nie popieramy w realnym życiu żadnego z tych działań.
Związani wężomową
— Cześć! Co tutaj robissz?
Harry Potter wbił motykę w co dopiero spulchnioną ziemię i spojrzał w dół na duży kamień. Wąska, czarna głowa wysunęła się spod niego na dźwięk jego słów w wężomowie.
— Możessz mówić? — Czarny wąż wysyczał wyraźnie zaskoczony, wpełzając z powrotem na płaską skałę. Wcześniej, za pomocą jednego szybkiego machnięcia ogona, schował się pod nią, gdy Harry go zaskoczył.
— Eee, tak. — Harry oparł się o motykę, gdy hebanowe ciało węża zwinęło się w całości na skale. Ciemne, okrągłe oczy zwierzęcia spojrzały na niego. Czarodziej przykucnął tak, żeby być jak najbliżej poziomu gruntu. Jego kolana, widoczne dzięki postrzępionym, starym szortom, które miał na sobie, były brudne i zdarte. Położył jeden, szorstki od pracy, palec na głowie węża, pocierając ją. — Jesteś bardzo ładny – powiedział w miękkim języku węży. Elegancki, trójkątny łeb kołysał się z zachwytu pod jego dotykiem. — Jak massz na imię?
Wąż przechylił głowę. Jedno z jego paciorkowatych oczu wpatrywało się w Harry'ego.
— Imię? — zapytał.
— Jak ssię nazywassz? — wyjaśnił, myśląc, że może wybrał złe słowo. Wężomowa opiera się głównie na syczących spółgłoskach, które mogły się pokryć lub brzmieć podobnie.
— Wąż. — Gad odpowiedział z rozbawieniem, co spowodowało, że Harry również się uśmiechnął.
— Jesstem Harry — przedstawił się, głaszcząc ostatni raz głowę zwierzęcia nim stanął, by rozciągnąć mięśnie.
Jasne, letnie słońce świeciło mocno przez co panował upał. Wezwał czerpak, z trzymanego nieopodal wiadra wypełnionego zimną wodą, i wziął jeden długi łyk.
— Witaj, Harry. — Usłyszał powitanie dobiegające od skały. — Również jessteś bardzo ładny.
Harry zaśmiał się i chwycił motykę, pieląc ziemię tuż przy dużej, szarej skale.
— Dziękuję — powiedział, starając się unikać miejsca przy skale, w którym wcześniej znajdował się wąż. Prawdopodobnie był tam ukryty otwór do jego gniazda. — Sskończone – powiedział, opierając się o motykę i przyglądając się efektowi swojej pracy. — To powinno zapewnić ci trochę ssłońca po tej stronie, a po drugiej zapewnić sschronienie. – Nie wspomniał o gnieździe. Węże bardzo pilnie strzegły swoich legowisk.
Wąż ześlizgnął się z kamienia i okrążył go, kołysząc głową na boki. Harry obserwował go z podziwem. Miał około czterech metrów długości, - dość sporo jak na ogrodowego węża - ale był piękny i pełen wdzięku.
— Bardzo dobrze. — Zapadł ostateczny werdykt, gdy wąż zwinął się z powrotem na skale, z głową ułożoną na swoim zwiniętym ciele, w celu dalszego wygrzewania się w słońcu.
Harry wzruszył ramionami i wrócił do pracy. Musiał spulchnić jeszcze więcej ziemi, jeśli chciał zasadzić wszystkie rośliny, które na dzisiaj zaplanował. Zrobiwszy sobie kolejną przerwę na napicie się wody, usiadł tuż przy wiadrze. Wąż leżał na skale, a jego ciało lśniło w promieniach zachodzącego słońca. Po napiciu się wylał resztę zawartości czerpaka na głowę, którą potrząsnął. Nie przejmował się swoimi ubraniami - spoconym T-shirtem bez rękawów i szortami.
— Hej! — zabrzmiał zirytowany syk. Harry spojrzał na węża. Jedno z czarnych, paciorkowatych oczu było skupione na nim. Połyskujące krople wody zdobiły, elegancki czarny łeb gada.
— Przeprasszam! — przeprosił pośpiesznie. — Jesst gorąco.
— Powinieneś odpoczywać podczass upałów — poradził wąż. — Zwinąć ssię i sspać na ssłońcu. — Zwoje zwiniętego węża poruszyły się, a ogon zsunął się podczas tego ruchu.
— Nie możemy przez całe dnie rozgrzewać sswoich ciał na ssłońcu — powiedział z udawanym żalem. Lubił pracować na zewnątrz. Podobało mu się lekkie zbrązowienie jego ciała, które zdobył przez ostatnie dwa tygodnie, gdy spulchniał ziemię dookoła Hogwartu.
— Ludzie — powiedział sennie wąż, kładąc z powrotem głowę na swoim zwiniętym ciele.
Kiedy Harry po kilku godzinach wrócił, wąż w niewielkim stopniu zmienił położenie swojego czarnego ciała, pomimo tego że promienie słońca nie spadały już bezpośrednio na skałę. Młodzieniec napił się wody z wiadra. Wciąż była zimna, dzięki czarowi rzuconemu na nią rano. Harry podniósł blaszane pudełko ukryte pod wiadrem i usiadł w cieniu pobliskiego drzewa, by zjeść swoją drugą kanapkę.
W czasie, gdy otwierał pudełko zauważył jak hebanowa głowa uniosła się, obracając w jego stronę. Wąż rozwinął się z wdziękiem i zsunął się ze skały, zmierzając w jego stronę. Harry oparł się o sękaty pień drzewa, gdy długie, czarne ciało węża falistym ruchem przemierzało świeżo spulchnioną ziemię i kępy chwastów. Docierając do cienia wąż uniósł głowę, szukając go. Głowa gada przesunęła się wzdłuż jednego z ciężkich, brązowych butów, które nosił podczas pracy, muskając je delikatnie językiem.
— Świeży obornik w glebie — powiedział wąż, pełznąc do niego. — Oczyść się niego zanim zjessz.
Harry spojrzał zaskoczony na zwierzę.
— Dziękuję – powiedział, wyciągając różdżkę z kieszeni. — Sano – rzucił szybko zaklęcie, pozbywając się brudu z rąk. Wąż skinął z aprobatą i zaczął się odwracać. — Um — wydusił z siebie pośpiesznie Harry. — Chcessz trochę? — Wąż odwrócił się w jego stronę. Ustawił głowę tak, by spojrzeć na chłopaka, a później w dół na kawałek kanapki. — To jesst... um... – sprawdził podnosząc gruby kawałek chleba — ...kurczak.
Tak jak lubił swoją pracę i samotność, którą mu zapewniała, tak samo brakowało mu czasami niedawno zakończonych dni, gdy był jeszcze uczniem i nieustających rozmów z innymi.
— Brzmi świetnie — odpowiedział wąż, zwijając się tuż obok niego.
Harry urwał kawałek mięsa i położył go na trawie. Przez chwilę jedli w milczeniu. Gdy zaoferował zwierzęciu kolejny kawałek ten odmówił grzecznie i ułożył sennie głowę na swoim zwiniętym ciele. Harry zaczął głaskać głowę węża, uśmiechając się, słysząc zadowolony syk dobiegający od stworzenia. Jego długie nogi, zbrązowiałe od zbyt długiej pracy na zewnątrz, leżały wyciągnięte na trawie. Mała głowa węża znajdowała się tuż przy jego udzie.
Skończywszy kanapkę złożył papier śniadaniowy i umieścił go z powrotem w pudełku. Czuł niechęć na myśl o poruszeniu się i przeszkodzeniu wężowi, którego towarzystwo okazało się dziwnie pocieszające. Czerpał przyjemność ze śledzenia wzrokiem małych wzorów na hebanowej skórze węża. Podobało mu się również to jak łuski na ogonie gada - poruszającego się nawet we śnie - delikatnie błyszczały.
Powinienem wstać - pomyślał sennie. Muszę skończyć sadzenie kapusty.
Zamiast tego słuchał brzęczenia owadów na drzewach i odległych dźwięków dobiegających z Zakazanego Lasu. Zamykając oczy, powoli dryfował w sen.
Harry obudził się czując ciepły nacisk na udzie. Jego ruch wywołany zaskoczeniem, spowodowało drgnięcie małej głowy węża, która spoczywała na szczycie jego wyciągniętej nogi.
— Hej — powiedział chrapliwym od snu głosem. — Poczułeś się dość sswobodnie.
— Harry, jessteś bardzo ciepły — odpowiedział sennie wąż, rozciągając swoje ciało w swobodnym, falistym ruchu. Czarodziej zauważył, że kopiuje ruch zwierzęcia, które poruszył się na jego nodze, gdy splótł dłonie za głową wyciągając je wzdłuż pnia drzewa.
— Musszę wracać do pracy — powiedział swobodnie przestawiając się na wężomowę mimo, że był dość ospały po nie zaplanowanej drzemce. Klepnął sugestywnie swoją nogę, ale wąż tylko patrzył bez mrugnięcia swoimi czarnymi oczami na jego twarz.
— Nie możessz używać magii czarodziejów? — zapytał, poruszając swoim rozwidlonym językiem.
— Cóż, przy niektórych rzeczach mógłbym, ale isstnieje wiele, które musszą być zrobione ręcznie. — Uśmiechnął się grymasem. — Dlatego zostałem zatrudniony na lato. — Wiedział, że „lato" w wężomowie zostanie powiedziane jako „czas przebudzenia".
— A po lecie? — zapytał wąż, odwijając powoli swoje ciało z nogi Harry'ego, jednakże wciąż go obserwując.
Harry uśmiechnął się słabo.
— Będę grać w quidditcha. Przynajmniej przez ssezon. Później pojadę zobaczyć kawałek świata.
Wąż uniósł swoją trójkątną, czarną głowę, by przyjrzeć się lepiej twarzy Harry'ego.
— Quidditch to ssport z miotłami? — Harry kiwnął głową. — Dlaczego tylko na ssezon?
Harry zastanowił się nad tym.
— Chyba po to, by zobaczyć, czy mi się to podoba — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Nie wiem, czy jest to coś, co chcę robić w życiu, ale da mi to trochę czassu, by zasstanowić się nad tym.
— Nie massz niczego, co chcessz robić dłużej niż przez jeden ssezon?
Młodzieniec zmarszczył brwi patrząc uważnie na węża. Jego wzrok mimowolnie skierował się na stojący w oddali zamek Hogwartu.
— Tak ssądziłem... — odpowiedział —... ale chyba już tak nie jest.
Wyciągnął nogi na trawie, a później w jednym płynnym ruchem wstał. Wąż odpełznął nie patrząc za siebie.
Harry nie widział węża, gdy przyszedł tuż przed zachodem słońca, by zebrać swoje rzeczy. Zazwyczaj nie pracował tak długo, ale wciąż czuł się trochę winny z powodu swojej popołudniowej drzemki. Wygnał zaklęciem większość wody, a resztę wylał na świeżo spulchnioną ziemię. Umieścił później swój lunch w cynowym wiadrze, które unosiło się swobodnie za nim, gdy sam trzymał motykę. Ruszył w stronę chaty Hagrida, którą zajął na lato, gdy półolbrzym miał swoje słusznie zasłużone wakacje. Harry, który nie miał żadnych sprecyzowanych planów na lato, sam zgłosił się na ochotnika pracować w Hogwarcie do czasu eliminacji quidditcha, które miały rozpocząć się jesienią.
Dopiero następnego dnia, gdy usiadł zamiarem zjedzenia swojego pierwszego posiłku w postaci kanapki, zobaczył ponownie węża. Ujrzał trójkątny łeb wyłaniający się spod skały i poruszający się ostrożnie język, którym zwierzę badało znajdujące się dookoła powietrze. Dopiero wtedy wąż okręcił swoje ciało dookoła skały i skierował swój łeb w jego stronę. Zatrzymując się bezpośrednio przed nim, poruszyło elegancko głową na powitanie.
— Czy mogę prossić o wodę? — zapytał, zaskakując Harry'ego.
— Jasssne — powiedział, sięgając po różdżkę, by przywołać czerpak.
— Mogę to zrobić ssam — powiedział wąż, udowadniając swoje słowa poprzez owinięcie swojego ciała wokół stołka, tak że jego głowa mogła dotrzeć do zawartości wiadra. Nie zajęło mu długo zaspokojenie pragnienia, gdy to zrobił wrócił do zaciemnionego miejsca obok Harry'ego. — Dziękuję.
— Nie ma za co — powiedział Harry. — Mam dziś dużo jedzenia. — Wąż skinął w potwierdzeniu. — Chcessz trochę? — zapytał, świadomy, że wąż przekrzywia głowę badając oferowaną kanapkę. — Dziś mam pieczeń wołową.
Wąż lekko zawahał się przed odpowiedzią.
— Nie, dziękuję.
— Już się najadłem — powiedział szybko Harry. — I mam jesszcze jedną na kolejną przerwę.
— Należy zjeść całą, młodzieńcze — powiedział wąż, chociaż „młodzieniec" mógł zostać przetłumaczony jako „syn" lub „młodzieniec nie godowy do rozmnażania". — Jessteś zbyt chudt.
Harry uśmiechnął się.
— Mussisz być w czassie gniazdowania. Mówissz jak matka.
Zasadniczo węże nie były zdolne do okazywania emocji, ale ten czarny gad wydawał się rozbawiony jego słowami.
— Nie mam partnerki, która złożyłby jaja —powiedział, potwierdzającprzypuszczanie Harry'ego, że jest osobnikiem płci męskiej.
— Z mojej strony, to nie był zbyt taktowny sspossób uzysskania odpowiedzi — przyznał Harry. Istniał sposób na określenie płci węża, ale Harry tak naprawdę nigdy nie interesował się tymi gadami, przynajmniej nie bardziej niż stosowaniem ich języka.
— Ludzie bardziej niż węże sstarają się być uprzejmi — odpowiedział wąż. — Przynajmniej więksszość — dodał.
— Poznałeś więcej ludzi? — zapytał Harry, kładąc mały kawałek pieczonej wołowiny na trawie przy swoim kolanie. Być może wąż żył tutaj kilka lat i poznał Hagrida.
Zaoferowane mięso zostało przyjęte.
— Niewielu — przyznał wąż. — Nikogo kto mówił w moim języku.
Harry wzruszył ramionami.
— Nie ma wielu takich jak ja — powiedział ze smutkiem.
Wąż powoli skinął głową.
— Zaczynam powoli to rozumieć.
Zanim Harry zdążył zapytać go, co miał przez to na myśli, wąż odwrócił się jednym płynnym machnięciem ogona i wpełzł w trawę. W niewytłumaczalny sposób przypominało mu to profesora Snape'a z jego falującymi szatami i nieprzeniknionym zachowaniem. Uśmiechnął się lekko na to porównanie, zastanawiając się, kto byłby tym bardziej obrażony Snape czy wąż.
Po tym niemal codziennie widział węża, zwykle na płaskiej, szarej skale. Czasami gad przypełzł podczas jednej z jego przerw i zazwyczaj dawał się przekonać do zaakceptowania kawałka mięsa z posiłku. Zaskakująco dla Harry'ego wydawało się, że obaj cieszą się tymi chwilami. Wyglądało na to, że wąż lubił mówić, a sam, mimo korzystania z samotności jaką oferowała mu ta wakacyjna praca, był zadowolony z towarzystwa.
W sobotę, gdy zbierał narzędzia i wiadro, powiedział wężowi, że nie będzie pracować następnego dnia w ogrodzie. Mimo że w żaden sposób nie świętował niedzieli tak jak mugole, to zazwyczaj ten dzień podczas szkoły był nieco leniwy, a on miał zamiar kontynuować tę tradycję podczas swojego pierwszego lata bez krewnych.
— Mam zamiar naprawić kilka rzeczy w domu — wyjaśnił stworzeniu, które go uważnie słuchało. — Chcessz pójść ze mną? — Pochylił głowę, w czasie gdy wąż obserwował go bacznie, rozważając zaproszenie. — To dość głupie, czyż nie? Przepraszzam.
— Węże ssą zazwyczaj ssamotnikami,... — przyznał miękkim sykiem wąż — ...ssądziłem jednak, że ludzie ssą zwierzętami sspołecznymi. Z pewnością massz jakiś przyjaciół ze sszkoły.
— No, tak — zgodził się Harry, czując się nieco głupio, tłumacząc swoje życie towarzyskie zwierzęciu. — Po prosstu pomyślałem, że po tych wsszystkich dniach sspędzonych na tej skale, na wygrzewaniu się w ssłońcu, będziessz miał może ochotę zmienić sscenerię.
— Dobrze — powiedział wąż.
Popołudniu w niedzielę Harry zaczął czuć się głupio. Nie było żadnego śladu jego nowego przyjaciela. Sam stał na rozklekotanej drabinie Hagrida starając się utrzymać równowagę. Pot skapywał mu na oczy, a szkła okularów pokryły się parą. Miał na sobie zwykłe, krótkie szorty i solidne robocze buty, a ponieważ było gorąco, zrzucił z siebie koszulę, która teraz leżała na ganku.
Co on sobie myślał? Pytać węża, co gorsza węża, który nie posiadał imienia, aby go odwiedził? Czy był aż tak samotny? Mógł odwiedzić Hermionę i Rona w każdej chwili. Wiedział również, że jest mile widziany w Norze, a nawet z Zamku jeśli tylko chciałby go odwiedzić. To tylko przewrotność natury ludzkiej, że pragnął długiej samotności, po tym jak mieszkał w akademiku pełnym uczniów i przez ten długi okres czasu ciężko było mu znaleźć swoją samotnie.
Ależ był głupi, by dopuścić do tego, że zaczął lubić towarzystwo węża. Cieszył się mówiąc do stworzenia, które nie wiedziało, że jest sławny, przeżył klątwę zabijającą, czy też że uwolnił świat od Voldemorta.
Zaszpachlował inny kąt, czując jak pot spływa mu po karku, zbierając się między łopatkami. W tym samym momencie coś otarło się o jego kostkę.
— Kurwa! – powiedział głośno, gdy wąż wspiął się po nim oplatając jego nogę, później spocone plecy, aż sięgnął pachy. W tym czasie Harry zachwiał się na drabinie, chwytając belki stropowej, by nie spaść.
— Witaj, Harry — nadeszło syczące pozdrowienie, gdy gad wpełzł swoim długim i eleganckim ciałem na strop sufitu.
— Próbujesz mnie zabić? — Harry przełknął ślinę, patrząc ze złością na ospałego węża.
— Nie bądź głupi. Zawołałem cię, ale nie ssłyszałeś mnie. — Mały język pojawiał się i znikał, a kły wyszły na widok. — Nie mam tak wielkich płuc jak ty, by krzyczeć wysstarczająco głośno. — Język węża pojawił się ponownie muskając mostek Harry'ego.
— Przesstań! — krzyknął Harry śmiejąc się, mimo że jeszcze odczuwał gniew. Mały język zsunął dalej przez klatkę piersiową czarodzieja. — Hej, to łasskocze! — Chwycił między palcami głowę węża i odciągnął go do tyłu.
Zwierzę przyjęło to spokojnie. Wygięło się, by spojrzeń nad nagim ramieniem Harry'ego.
— Massz rację. Widok tutaj jesst o wiele lepsszy. Widzę Zamek.
Harry podążył za jego spojrzeniem na widoczny w oddali Hogwart. Odwrócił się i podniósł śrubokręt, który używał do podważenia luźnych dachówek. W czasie gdy wąż podziwiał krajobraz, Harry sprawdzał pozostałe dachówki.
— Czy kiedykolwiek za tym tęsskniłeś? — Usłyszał tuż przy swoim uchu. Wąż ześlizgnął się na dół i teraz znajdował się w pobliżu jego łokcia. — Za życiem w Zamku?
Harry zmarszczył brwi, ale nie przerwał swojej pracy.
— Czassami. Był moim pierwsszym prawdziwym domem jaki kiedykolwiek miałem. — Zerknął przez ramię, a później wyciągnął z ogromnym wysiłkiem upartą, poluzowaną dachówkę. — Ale wszysscy moi przyjaciele opuścili jego mury i zaczęli układać ssobie życie. Ja też powinienem.
— Nie brzmisz na zbytnio przekonanego — nadeszły kolejne syczące słowa.
Harry skupił się ponownie na zabezpieczaniu luźnych dachówek. Wyjął z kieszeni szortów długie gwoździe i umieścił je jednym szybkim wkręceniem.
— Każdy mussi dorossnąć.
— Czy twoi przyjaciele gniazdują? — zapytał rzeczowo wąż, przesuwając swoje ciało, by uniknąć śrubokrętu Harry'ego.
— Eee, nie w taki sspossób w jaki myślissz — powiedział, wyobrażając sobie natychmiast Hermionę siedzącą na jajkach. — Moich dwóch najlepsszych przyjaciół traktuje ssiebie naprawdę poważnie. Prawdopodobnie się ożenią. To jest to co ludzie robią przed gniazdowaniem — wyjaśnił.
— Brzmi sskomplikowanie — powiedział wąż, robiąc gest jakby wzruszał ramionami. Jak w ogóle mógł to zrobić nie posiadając ramion? — Węże mają kolegę, a potem gniazdują. To tylko reprodukcja.
Harry uśmiechnął się, słysząc to.
— Massz rację. Ludzie lubią komplikować rzeczy. A co z tobą? Gdzie jest pani Wąż?
Wąż uniósł głowę, tak że jego błyszczące oczy były niemal na poziomie oczu Harry'ego.
— Reprodukcja jest dla młodych. Moje dni godów minęły.
Harry nie mógł się oprzeć, by mu nie podokuczać.
— Może jeszcze nie spotkałeś odpowiedniego węża. — Sprawdził dachówkę w jej miejscu łączenia. Wąż z płynnym ruchem zsunął się w dół i owinął się wokół jego ramion. — Hej!
— Prościej jest w ten sspossób i nie musszę krzyczeć.
— Krzyczałeś?
Głos węża brzmiał w uszach Harry'ego miękko i łagodnie. Nie przerywał swojej pracy, czując zaskakująco pocieszający ciężar wokół szyi i barków.
— Harry... — zasyczał wąż. Jego usta były bardzo blisko ucha czarodzieja. Jego język łaskotał go nieznacznie. —... jessteś dość młody dla sswojego gatunku, czyż nie?
— Tak ssądzę — powiedział, opierając się chęci podrapania się w ucho.
— Gdzie jest twoja pani Wąż?
Wiedział, że wąż nie miał nic złego na myśli, ale gdzieś w dołku poczuł wściekłość.
— Jest inaczej z ludźmi — powiedział, starając się, by gniew nie ujawnił się w jego głosie. — To sskomplikowane. — Powinien wiedzieć, że to nie zaspokoi ciekawości węża.
— Czassami ludzie komplikują rzeczy. Natura ssprawia, że są one łatwiejssze.
— Nie wsszysstkie — powiedział Harry, po czym skupił się na końcu luźnej dachówki. Wąż czekał, aż ostatni gwóźdź zostanie wkręcony, by odezwać się ponownie.
— Ty tak twierdzissz.
Harry spojrzał przez ramię na elegancką, czarną głową.
— Niektóre rzeczy nie zmieniają się z wiekiem.
Używając samo chodzącej drabinki, okrążył niewielką chatkę wciąż zwisającym mu wężem na ramionach. Po zejściu na ziemię spojrzał na swoje dzieło z dołu. Hagrid nie będzie musiał już używać wiadra, gdy następnym razem będzie padało. Przystając, by chwycić wcześniej porzuconą koszulę, Harry wytarł swoją spoconą twarz i pachy, przez co wąż zasyczał z protestem.
— Przeprassszam — powiedział.
— Lubię sssposssób w jaki pachną ludzie — stwierdził wąż tonem, który Harry zaczął rozpoznawać jako senny. Szczerze mówiąc, węże nie robią nic innego oprócz snu?
— Mam zamiar zjeść lunch — poinformował Harry. — Chcesssz do mnie dołączyć? — Ogon, spoczywający na jego łokciu, drgnął w uznaniu. — To tylko jajka i tosty, ale na obiad będzie gulasssz — wyjaśnił, wyjmując różdżkę i stukając nią w drobinę, która złożyła się i zaczęła iść w stronę szopy.
— Jajka? — rozległ się teraz mocno rozbudzony syk. Czerwony język wysunął się, jakby już ich smakował.
Gdy znaleźli się w środku, wąż zsunął się po jego plecach, wywołując dreszcz u Harry'ego. Podczas gdy on ogarniał się i wyjmował jedzenie, wąż badał maleńką chatkę. Kiedy jajka, schowane w drucianym koszu Hagrida, zostały wyjęte, wąż porzucił swoje poszukiwania i wsunął się na blat, obok staroświeckiej żelaznej kuchenki. Harry'emu zajęło trochę czasu przyzwyczajenie się do gotowania na starej kuchence, ale udało mu się zrobić kilka łatwych rzeczy. Wiedział, że był mile widziany w Zamku na posiłkach, ale nigdy nie wykorzystał zaproszenia.
Mały, czerwony, rozwidlony języczek zamigotał w powietrzu kilka razy w kierunku garnka z gulaszem.
— Ładnie pachnie.
Jego głowa poruszała się w przód i w tył. Harry uśmiechnął się i zdjął pokrywkę. Pachnące aromaty wypełniły maleńką chatkę, gdy rozwidlony język poruszył się z zachwytem. Chwytając drewnianą łyżkę, Harry nabrał trochę jedzenia i wyłożył go na szmatkę, a następnie oblizał łyżkę. Przez chwilę człowiek i wąż kontemplowali próbkę gulaszu. Wtedy Harry zmarszczył brwi.
— Podaj mi sssól — powiedział bez namysłu. — Um, przeprassszam — poprawił się szybko, ale zwinny ogon już owinął się wokół ciężkiej, brązowej solniczki. Wąż podpełzł razem z nią w kierunku pieca.
— Nie martw się tym — powiedział pragmatycznie wąż, gdy Harry posolił gulasz i zakrył go pokrywką.
Po przygotowaniu tostów, rozbij jajka na żelazną patelnię. Odłożył skorupki przy wężu, ku zainteresowaniu swojego gościa. Harry obserwował, jak spiczasta głowa poruszała się tam i z powrotem nad nimi.
— Śmiało — powiedział, machając łopatką w kierunku gada.
— Dziękuję — rozległ się cichy syk, a język już błogo lizał popękane skorupki. Koncentrując się na równomiernym usmażeniu tostów, Harry przegapił pierwsze stuknięcie o blat. Potem spojrzał w stronę węża i zaczął się śmiać.
— Wyglądasssz śmiesznie! — powiedział, ściągając skorupki jajka, wciąż lepiące się od białka, z głowy węża. Nawet gdy zdjął skorupkę, maleńki języczek poruszał się po śliskim płynie. Język poruszał się bezskutecznie w powietrzu, zanim wąż spojrzał na Harry'ego z rezygnacją.
Harry zaniósł swój lunch na solidny, drewniany stół. Jego gość wspiął się po jego nodze, więc nakarmił go kawałkami usmażonego jajka, które wąż zjadł delikatnie, sycząc cicho z zadowoleniem.
— Lepsssze są na sssurowo — westchnął, ale Harry zauważył, że zjadł wszystko do ostatniego okruszka. Kiedy skończył swój posiłek, wąż zwinął się w kłębek, kładąc głowę na swoich zwojach.
— Czy mogę cię o coś zapytać? — powiedział wąż, kiedy Harry pił resztkę swojego soku.
Harry usiadł prościej na swoim drewnianym krześle. Zaczarował jedno dostępne, aby pasowało do jego znacznie mniejszej sylwetki.
— Pewnie.
— Dlaczego mówienie o reprodukcji sssprawia, że jesteś niessszczęśliwy? — Harry drgnął, wpatrując się w intensywnie w stos czarnych zwojów. Nie czekając na odpowiedź, gad kontynuował: — Czy to dlatego, że twoi przyjaciele planują kopulację?
— Nie! — powiedział szybko Harry, po czym wziął głęboki oddech, zanim ponownie spojrzał w górę. — Ciessszę się z ich powodu. Zawsze byłem.
— Ale nie jesteś zadowolony z własssnej sssytuacji — powiedział wąż.
— To jessst… — zaczął.
— Ssskomplikowane. Wiem, już to mówiłeś. — Coś w tym nieruchomym spojrzeniu węża, przypominało Harry'emu szkołę, gdy nie odrobił pracy domowej. — Jesteś ładnym, młodym mężczyzną — ciągnął wąż. — Powinieneś mieć już gromadkę jajek.
Wężomowa – pomyślał Harry – była nieprecyzyjnym językiem, gdy miał do czynienia z ludzkimi koncepcjami. Odsunął się od stołu i nalał sobie zimnego soku dyniowego. W kamiennej chacie było o wiele chłodniej niż na zewnątrz, ale wciąż było gorąco.
— To po prostu nie działa w ten sssposób u ludzi — powiedział Harry, spoglądając z powrotem na stół. Wąż, pomimo swoich pytań, wyglądał na sennego i nie skorego do ruchu. — Czy węże…? — Zastanawiał się, jak ostrożnie sformułować swoje pytanie. — Czy są jakieś węże, które nie łączą się z innymi paniami wężami?
Trójkątna głowa przechyliła się w zamyśleniu.
— Oczywiście. Ssspóźnialscy są zjadani.
Harry mrugnął zdziwiony, po czym znów się roześmiał.
— To właśnie ja. Ssspóźnialski. — Postawił kubek na blacie. — Mam robotę do wykonania. Możesz zostać na obiedzie.
Resztę popołudnia spędził na porządkowaniu szopy Hagrida, w której panował prawdziwy chaos. Rozmyślał o dziwnych pytaniach, które zadał mu wąż. Uśmiechnął się, uświadamiając sobie, że debatuje w myślach, jak wytłumaczyć gadowi bycie gejem. Jak zwykle praca dawała mu poczucie spokoju. Była to jedna z zalet pracy, której podjął, chociaż oznaczało to, że był trochę zbyt blisko mieszkańców Zamku, aby mógł zachować absolutny spokój ducha.
Dość wcześnie odkrył, będąc młodym mężczyzną, swoje preferencje. Potem odkrył, że sama świadomość, że woli mężczyzn, nie było odpowiedzią na niezadowolenie, które drapało jego wnętrzności. Prześladowała go świadomość, że pragnął jednego mężczyzny, który nigdy go nie będzie chciał.
Kiedy wrócił do maleńkiej chatki, wąż spał na środku łóżka pod ścianą. Podniósł sennie głowę, poprawił swoją pozycję i wrócił do snu. To nie jest podobne do posiadania psa – pomyślał ze smutkiem Harry, zdejmując brudne szorty i podkoszulek, żeby przed obiadem wziąć szybką kąpiel gąbką, ale miło było mieć w domu żywe stworzenie.
Zanim skończył gotować gulasz, wąż opuścił łóżko i ponownie wspiął się na stół po nodze Harry'ego. Młodzieniec dał mu kawałek kurczaka i po obiedzie usiadł na małej kanapie z książką. Wąż zajął miejsce obok niego.
— Umiesssz czytać w języku węża?
— Tak myślę — odpowiedział Harry, chociaż musiał się na tym skoncentrować.
Czytał przez chwilę, a wąż spoczywał na swoich zwojach obok niego, podczas gdy z roztargnieniem pocierał kciukiem czubek jego głowy. Wydawało się, więc to naturalne, że kiedy poczuł się senny, zaprosił węża, aby został. Ten bez słowa skinął głową i skierował się w stronę kamiennego paleniska.
— Dobranoc, Harry — usłyszał od strony kominka.
— Dobranoc, Wężu.
Być może obudziło go pohukiwanie sowy na zewnątrz lub jakieś inne stworzenie poruszające się po Zakazanym Lesie. A może to była erekcja między jego udami. Harry jęknął cicho. O czym śnił, że doprowadziło go do takiego stanu? Powoli jego ręka wsunęła się pod cienką kołdrę okrywającą go. Wtedy przypomniał sobie o swoim gościu. Jego erekcja sprawiała, że naprawdę chciał myśleć o wężu jak o innym, normalnym stworzeniu w domu – tylko dlatego, że mógł z nim rozmawiać, nie oznaczało, że miał go traktować jak inną osobę. Potem usłyszał cichy odgłos ślizgania się. Sięgnął po okulary leżące obok łóżka.
— Śniłeś — dobiegł go rozbawiony komentarz spod łóżka.
Wtedy Harry poczuł charakterystyczny ciężar w nogach łóżkach, gdy wąż prześlizgnął się po jego nodze. Nagle był absurdalnie wdzięczny za kołdrę, choć była cienka.
— Przeprassszam za obudzenie cię — powiedział przepraszająco, starając się ignorować zmysłowe ruchy przesuwające się wzdłuż nogi.
— Jęczałeś — powiedział wąż. Mała głowa trąciła prześcieradło wokół jego bioder. — Ale nie musssiał to być zły sssen.
Zanim Harry zdążył się zorientować, co się dzieje, grube ciało węża wślizgnęło się pod prześcieradło.
— Co robisssz? — zapytał, chcąc usiąść, ale nie miał zamiaru w pośpiechu przygnieść węża. Samo uczucie ciała prześlizgującego się po jego skórze nie pomagało mu związku z jego erekcją.
Wąż nie odpowiedział na jego pytanie, zamiast tego wślizgnął się na jego klatkę piersiową pod kołdrą. Zwinięty ogon opadł w dolinę między udami Harry'ego.
— Nie zamierzasssz się tym zająć? — zapytał gad, muskając ogonem stojącego członka.
— Eeee… — zaczął Harry, jednocześnie przerażony i podniecony. — Nie chcę być niegrzeczny ani nic takiego… — spróbował ponownie.
Długi ogon uniósł się, jeszcze bardziej napinając kołdrę, sprawiając, że przez jeden szalony moment, wydawało się, że Harry był najlepiej obdarzonym młodym mężczyzną w historii.
— Zapomniałem, jak ssskromni są ludzie w tych sssprawach — powiedział wąż, gdy prześcieradło zsunęło się, zostawiając Harry'ego w prostych bokserkach, które stanowiło jego zwykły strój do spania. Odkąd wyprowadził się z dormitorium chłopców, zrezygnował z piżamy, a przynajmniej, gdy panowało lato.
Choć było to dziwne, Harry wciąż był podniecony.
— Czy pomogłoby, gdybym pokazał ci, co robią węże, kiedy to się dzieje?
Harry zamrugał zdziwiony i teraz, kiedy mógł widzieć, gdzie był wąż, podciągnął się wyżej, opierając się o wezgłowie.
— Węże mogą się podniecić? — zapytał zaintrygowany, próbując myśleć o tym jako o badaniu naukowym. Badaniu naukowym związanym z erekcją.
Spojrzenie paciorkowatych oczu, błyszczących w przyćmionym świetle, spoczęło na nim.
— O tak — powiedział, przesuwając się tak, że jedna trzecia jego dolnego, długiego, żylastego ciała przyległa do uda Harry'ego. Powoli zaczął falować, trzepocząc ogonem przy każdym ruchu. Spiczasta głowa kołysała się rytmicznie, język wysuwał się i chował, smakując powietrze.
Potem głowa opadła, tracąc erekcje młodzieńca okrytą bokserkami. Harry, już nie zawstydzony, sięgnął ręką między nogi i wyciągnął swojego członka na wierzch. Merlinie, to było dobre. I szczerze mówiąc, chociaż nie chciał analizować tego zbyt dokładnie, wąż poruszający się na nim był niczym inny penis ocierający się o niego. Zamknął oczy, gdy gładził się. Następnie otworzył oczy, gdy poczuł łaskotanie na główce swojej erekcji. Mały czerwony języczek lizał przezroczysty płyn, który wyciekał z jego szczeliny.
Harry jęknął, ale nie przestał się głaskać. Coś przesunęło się między jego nogami i Harry musiał zdecydować, czy ponownie otworzyć oczy, czy nie. Ciekawość zwyciężyła i zobaczył, że czubek ogona gada krążył wokół jego jąder i poniżej, głaszcząc go. Kiedy twardy czubek trącił jego ciasną dziurkę, Harry jęknął i gwałtownie doszedł, brudząc swój brzuch.
Przez chwilę wszystko ucichło, z wyjątkiem odległych odgłosów nocnego lasu i przyspieszonej pracy płuc Harry'ego. Następnie głowa węża opadła na brzuch Harry'ego, zlizując pokrywające go plamy nasienia. Harry patrzył prawie bez tchu, aż ostatnia kropla zniknęła.
— Mmm — powiedział w końcu, zwijając swoje ciasto na świeżo umytym brzuchu Harry'ego. Młodzieniec patrzył, jak się układa, zdając sobie sprawę, że wąż ponownie zasypia.
— Ach, dzięki — wyszeptał, niepewny, co jeszcze powiedzieć.
— Dobranoc, Harry.
— Dobranoc, Wężu.
Kiedy Harry obudził się następnego ranka był sam. Tyle o niezręcznych porankach po – pomyślał, nie będąc pewnym, co sądzić o całym incydencie. Kiedy ustawił wiadro z wodą w swoim zwykłym miejscu, na płaskiej szarej skale, nigdzie nie było w pobliżu czarnego ciała. Pomyślał, żeby się pochylić i zawołać do gniazda znajdującego się poniżej skały, ale nie był pewien, co powiedzieć.
„Dzięki, że pomogłeś mi dojść", nie brzmiało całkiem uprzejmie. Ani „Myślę, że nie powinniśmy się już widywać, odkąd podnieciłeś mnie jako wąż". Dlatego tylko wzruszył ramionami i wziął się do pracy. Przyniósł dzisiaj swoją miotłę, planując przyciąć niektóre drzewa w sadzie. Był tym zajęty przez kilka godzin, kiedy usłyszał głos. Ludzki głos.
— Potter?
Harry prawie spadł z drzewa. To był profesor Snape. Wystawił głowę z gęstego listowia i spojrzał w dół. Blada twarz, obramowana gęstymi, czarnymi włosami, znajdowała się tuż pod najniższymi gałęziami, spoglądając w górę z ponurą miną.
— Chwileczkę — syknął, po czym zdał sobie sprawę, że nie mówił w ludzkiej mowie od ponad tygodnia i musiał chwilę pomyśleć, żeby się przestawić. Powtórzył oświadczenie, a profesor tym razem zrozumiał i cofnął się.
Harry zeskoczył na najbliższą gałąź, po czym opuścił się na ziemię. Snape przyglądał mu się w milczeniu i Harry wiedział, że prawdopodobnie wyglądał okropnie. To była brudna robota i było gorąco. Po obu stronach bezrękawnika czuł pot. Snape, choć nie będący w szatach w te upalne letnie popołudnie, wyglądał nienagannie jak zawsze. Czarne spodnie i czarna koszulka z krótkim rękawem zdobiły szczupłą sylwetkę. Harry przełknął ślinę, starając się nie gapić.
— Eeee, cześć — powiedział nieswojo.
— Przyniosłem nasiona pięciornika — powiedział bez wstępów Snape, wyciągając z kieszeni małą płócienną torebkę.
— Dobrze — powiedział Harry, nie do końca pewien znaczenia nasion.
— Muszą zostać zasadzone podczas nowiu — kontynuował profesor, po czym pochylił głowę. Harry próbował wyglądać, jakby rozumiał. — To jutro wieczorem.
— Dobrze — powtórzył Harry i niezręcznie wziął płócienny woreczek.
— Wszystko w porządku, Potter? Brzmisz jeszcze mniej spójnie niż zwykle — powiedział Snape.
— Przepraszam. Nie mówię tutaj za dużo. — Spojrzał na torebkę w swojej dłoni. — Mam je zasadzić? — Podniósł torbę wielkości dłoni, a potem uniósł wzrok w samą porę, by ujrzeć miażdżące spojrzenie skierowane na niego.
— Mógłbyś częściej wychodzić, panie Potter. Wygląda na to, że izolacja przytępiła twój rozum i język. Być może powinieneś kupić zwierzaka do towarzystwa, jeśli nie masz ochoty przychodzić do Zamku. — Harry próbował ukryć swoją reakcję, gdy starszy mężczyzna mówił dalej: — Tak, zasadzisz je. Jutro podczas nowiu. Hagrid robił to co roku, więc nie może to być zbyt trudne. — Snape skrzywił się, po czym wyciągnął różdżkę. — Nie musisz być nagi, żeby to zrobić. A teraz odsuń się, aportuję się.
Harry usiadł ciężko na trawie pod liściastą gruszą.
— Po prostu świetnie — powiedział z przygnębieniem. Co takiego było w tym mężczyźnie, co sprawiało, że jego komórki mózgowe przestawały działać?
— Jest brzydkim bydlakiem — rozległ się cichy syk obok niego i Harry odwrócił się, by zobaczyć węża pełzającego obok niego.
— Nie, nie jessst! — powiedział defensywnie Harry. Przeczesał palcami włosy, bardziej w nerwach niż w nadziei, że je oswoi. — Jessstem tym taki zmęczony… — zaczął, gdy wąż uniósł łeb, by na niego spojrzeć. — Posssłuchaj, może nie wygląda jak mugolssski model, ale jego wygląd nie ma dla mnie znaczenia. Jest, no cóż, nie miły, ale zawsssze się mną opiekował, a nawet uratował mi życie. Nie będę tolerował obrażania go.
— Nie był dla ciebie zbyt miły — zauważył wąż.
— Przynajmniej był ssszczery co do tego, co do mnie czuje — powiedział Harry, wyrywając kępkę cudem ocalałej trawy. — Ja… on… — Zawahał się, patrząc na miejsce, w którym zniknął czarodziej. — To sssskomplikowane.
— Podoba ci się — powiedział wąż, patrząc jednym okiem na Harry'ego. — Chcesssz mieć z nim gniazdo.
— Zamknij się, Wężu — powiedział ponuro Harry, gdy długi czarny swój wężowego ciała osiadł obok niego. Trójkątna głowa szturchnęła jego dłoń i Harry z roztargnieniem pogłaskał ją, wywołując zadowolony syk. — Przeprassszam, że byłem dla ciebie niegrzeczny — powiedział w końcu. — Trochę dziwnie się czuję z powodu ossstatniej nocy.
Żylaste ciało odsunęło się od jego dłoni.
— Czemu? — Długie ciało zafalowało raz. — To była tylko ulga w pragnieniach ssseksualnych.
Harry westchnął.
— Ponieważ lubię myśleć, że nie jestem wyssstarczająco sssamotny ani zdesperowany, by uprawiać ssseks ze zwierzęciem.
Usłyszał coś w rodzaju westchnienia wydobywającego się z maleńkich ust z kłami. Głowa węża wsunęła się z powrotem pod palce Harry'ego dając do zrozumienia, że chce być znowu głaskany.
— Nie kopulowaliśmy — zauważył wąż, gdy kciuk Harry'ego gładził chłodne łuski. — Nie wiem, jak moglibyśmy to zrobić, biorąc pod uwagę nasssze rozmiary.
Harry'emu opadła szczęka.
— Jesteś bardzo dziwnym wężem.
Z jego kolan dobiegł cichy syczący śmiech.
— Dziwnie sssłyszeć to od ciebie.
Nagle Harry zepchnął węża ze swoich kolan i wrócił do pracy.
Nie patrzył na rozwścieczonego gada, ale zirytowane myśli nie pozwalały mu skupić się na niczym innym niż na jednej rzeczy, o której nie chciał myśleć – o Snape'ie. Cholera. Życie było o wiele prostsze, kiedy nienawidził tego mężczyzny. Zanim zdał sobie sprawę, że był gejem. Zadnim zdał sobie sprawę, że pożądał Snape'a. Harry zorientował się, że uśmiechnął się na opis gniazdowania węża. Wyobraził sobie jedno z ogromnych łóżek z baldachimem w Hogwarcie, może w kolorze ślizgońskiej zieleni. Razem ze Snape zwinięci w…
Zdusił fantazję w zarodku, zanim spadł z drzewa, które przecinał. Kiedy powlókł się z powrotem ścieżką do maleńkiej, kamiennej chatki, zauważył czarnego węża śpiącego na stopniach. Odkładając puste wiadro z wodą, pochylił się i pchnął drzwi.
— W takim razie wejdź — powiedział szorstko. — Obawiam się, że mam tylko resssztki z ossstatniego posssiłku — kontynuował, zastanawiając się, dlaczego za to przeprasza.
— Wssszystko w porządku, Harry — powiedział wąż, czując się jak w domu, wślizgując się na ladę. — Nie przychodzę ty ze względu na twoje gotowanie. — Harry rzucił wężowi dziwne spojrzenie, niepewny, czy się z nim drażni. Maleńki rozwidlony język migotał w powietrzu, gdy zaczął podgrzewać gulasz. Wydawało się, że wąż zdał sobie sprawę z jego obserwacji i zwrócił się w jego kierunku. — Jesteś całkiem dobrym towarzyssstwem jak na człowieka.
Harry uśmiechnął i chwycił koniec swojej brudnej koszulki.
— Pozwól, że się ogarnę — powiedział ściągając bezrękawnik i szorty, będąc jedynie odrobinę zakłopotany. Ale szybkie zerknięcie na ladę upewniło go, że wąż był bardziej pochłonięty wąchaniem gulaszu niż nim. Harry umył się i włożył świeże ubranie. — Sssądzę, że został tutaj jakiś chleb — powiedział, zakładając czystą koszulkę, zanim zaczął grzebać w szafce. — Jesst. — Wyciągnął bochenek i masło, kładąc je na stole. Potem sprawdził gulasz, lekko dostosowując zaklęcie rozgrzewające, a następnie mieszając potrawę ciężką, drewnianą łyżką.
— Pachnie cudownie — powiedział wąż, poruszając lekko głową.
Harry uśmiechnął się.
— Czyż nie? — Zawsze miał zdrowy apetyt. Praca na świeżym powietrzu tego lata zmieniła jego żołądek w otchłań bez dna. — Całe to ssszkolenie z eliksirów na coś się przydało. — Zajrzał do garnka. — Jednak zostało niewiele. Będę musssiał zrobić coś innego.
— Czy naprawdę sssam gotujesssz? — zapytał zaciekawiony wąż.
— Oczywiście — powiedział rzeczowo Harry, zanurzając chochlę w wiadrze z wodą stojącym przy zlewie, dodając trochę do garnka. — Kiedy byłem dzieckiem trenowałem tą umiejętność u cioci i wujka. — Skrzywił się. — Kiedy wciąż mi ufali w kwestii jedzenia. — Dodał jeszcze trochę wody, zanim był zadowolony z efektu. — W każdym razie Hagrid, jest tutaj gajowym, zossstawił dość jedzenia dla armii, więc nie sssądzę, żeby któryś z nasss ssskończył głodny.
— Nigdy nie jesssz w Zamku?
— Um, tak — odpowiedział szybko Harry. Mała, czarna głowa podskakiwała, jakby wąż kiwał głową.
— Bo tam jessst twój człowiek?
Harry poczuł, że się rumieni.
— Posssłuchaj, będziemy o wiele lepiej się dogadywać, jeśli nie będziemy rozmawiać o moim życiu miłosssnym. — Biorąc pod uwagę, że ostatnią osobą, z którą uprawiał seks, nie był nawet człowiek.
— Może byłby zadowolony, gdybyś to zrobił — powiedział wąż, podczas gdy Harry nalewał gulasz do drewnianej miski, a potem nabrał trochę dla swojego gościa.
— Nigdy wcześniej nie był — powiedział Harry. — Nic we mnie nie lubi. — Przewrócił oczami. — Właśnie tego potrzebuję. Węża ssswatkę.
Wąż wziął ges potrawy, machając językiem z wyraźną przyjemnością.
— Wydaje się, że nie radzisssz sobie zbyt dobrze na własssną rękę.
Odłamując kawałek chleba, Harry zanurzył go w gulaszu.
— Jessst dobrze. — Machnął ręką w kierunku węża. — Tylko dlatego, że jessstem sssam, nie oznacza, że jessstem sssamotny. — Tak, teraz brzmiał jak dorosły.
Spojrzenie czarnych, paciorkowatych oczu przesunęło się po jego twarzy.
— Ssstąd ta ostatnia noc.
Harry oparł się ciężko o oparcie swojego krzesła.
— Mówiłem ci, że dziwnie się czuje związku z tą sssytuacją. — Namoczył w gulaszu kolejny kawałek chleba. — Nie zaprzeczam, że mam potrzeby. Wssszyscy je mają. Najwyraźniej nawet węże.
— Potrzeby to jedno — powiedział wąż, zlizując odrobinę płynu z palca Harry'ego. –— Parzenie się to inna sssprawa. Podoba ci się ten mężczyzna. Dlaczego mu tego nie powiesssz?
Harry zamarł.
— To nie jessst takie prossste — stwierdził. Zobaczył, że wąż chce zaprotestować, więc kontynuował: — Dzielimy sssiedem lat wssspólnej historii. Nie jessst w żadnym momencie dla mniej przychylna. Nie mogę po prostu do niego podejść i powiedzieć „Cześć, zossstałem tutaj tego lata, ponieważ sssądzę, że jesteś sssuper ssseksowny". Po pierwsze, nigdy by mi nie uwierzył, a po drugie, nawet jeśli tak było, nigdy nie okazał najmniejssszego zainteresssowania… — Ku jego przerażeniu głos mu się załamał. Wstał gwałtownie, chwycił miskę i opłukał ją w zlewie. — Czy możemy odpuścić ten temat? — zapytał, wracając do stołu. Poczuł, jak coś prześlizguje się po jego bosej stopie i w górę po nodze. Wąż usadowił się pocieszająco wokół jego ramion.
— Dobrze, Harry.
Tak jak wcześniej Harry czytał na głos przez chwilę, ciesząc się wyzwaniem zobaczenia angielskich słów i przetłumaczeniem ich na wężomowę. Tym razem wąż usadowił się wokół jego ramion, z głową skierowaną w stronę księgi, jakby podążał za tekstem. Ale ciężka praca w upale w końcu dopadła Harry'ego i kiedy spróbował stłumić ziewnięcie, trójkątna głowa skierowała się w jego stronę.
— Powinienem pozwolić ci się przessspać — powiedział — ponieważ nie masssz rozsssądku by ssspać na sssłońcu, gdy jest ciepło. — Mała głowa znajdowała się na poziomie jego wzroku, a czarne oczy lśniły miękko w delikatnym blasku latarni.
— Możesssz zostać, jeśli chcesssz — powiedział Harry, niepewny, jak sformułować zaproszenie. „Nie oczekuję, że pomożesz mi się masturbować" brzmiało trochę zbyt szorstko, a „Jeśli nadarzy się okazja, to możesz mi pomóc" brzmiało zbyt żałośnie.
Dlatego pozostawił zaproszenie w tej formie, dopóki wąż nie powiedział:
— Dziękuję.
Jedyną różnicą dzisiejszej nocy było to, że wąż czekał, aż wejdzie do łóżka, zanim wślizgnął się na brzuch Harry'ego, gdzie szybko zwinął się w kłębek i zasnął. Harry pocieszony obecnością innego stworzenia, natychmiast zrobił to samo.
I udało mu się przespać większość nocy. Słońce właśnie wzeszło, gdy otworzył sennie oczy. Coś go dotknęło. Natychmiast oprzytomniał, sięgając po okulary, które trzymał na szafce nocnej. Już na wpół siedział, kiedy zobaczył żylaste zwoje znikające w jego szortach. Nie wiedział, czy sam się podniecił, czy zrobił to z niewielką pomocą gada.
Harry ściągnął bieliznę odsłaniając węża. Ciemna głowa uniosła się, zanim wąż zsunął się niżej i owinął wokół erekcji Harry'ego. Ogon uderzył lekko w udo młodzieńca, każąc rozsunąć mu nogi. Harry, nie myśląc o zakłopotaniu, zastosował się do tego.
Zwinny ogon znów go pogłaskał, używając szybkich ruchów wężowego ciała. Powoli zwoje wokół jego penisa unosiły się i opadały, falując lekko, ściskając go dokładnie, aż Harry szarpnął biodrami, osiągając przyjemność, rozlewając się na siebie i węża.
Jak wcześniej mały, czerwony języczek zamigotał zlizując ślady przyjemności Harry'ego, zanim wąż zwrócił taką samą uwagę na swoje lśniące, czarne ciało.
— Robi się to naprawdę dziwnie — powiedział cicho Harry.
Twarde, muskularne ciało rozluźniło się wokół jego mięknącego penisa. Wąż oparł głowę na jego obojczyku.
— Nie kazałeś mi przessstać. — Gdyby węże mogły się uśmiechać, ten z pewnością by to teraz robił. Harry był tego pewien.
Westchnął.
— Czy to, że mi się to podobało, czyni mnie złym człowiekiem?
Wąż poruszył się, co było odpowiednikiem wzruszenia ramionami. Harry zorientował się, że się uśmiecha.
— Czy fakt, że lubię to robić, czyni mnie złym wężem? — odpowiedział.
Chwytając węża tuż za głową i odsuwając go, Harry usiadł i przerzucił nogi przez krawędź łóżka, wciąż nagi.
— Myślałem, że moje życie będzie normalne, kiedy Voldemort zniknie — powiedział, przeczesując palcami włosy.
Wąż ześlizgnął się na podłogę, spoglądając na Harry'ego.
— Dlaczego bycie normalnym jessst dla ciebie tak ważne? — Długie, czarne ciało wspięło się na blat. Wąż wygiął szyję nad wiadrem z wodą. Ponieważ wciąż patrzył na Harry'ego, nie widział, że wiadro było puste. Dodatkowy ciężar przechylił pojemnik i wąż nagle zniknął w chwiejącym się teraz wiadrze. — Kurwa! — Harry roześmiał się głośno, a potem znowu, gdy czarna głowa nieśmiało pojawiło się z powrotem na brzegu wiadra. — Jessstem ssspragniony — powiedział zrzędliwie, podczas gdy Harry próbował przestać się śmiać. Jego różdżka leżała na szafce nocnej, więc gdy wąż wydostał się z wiadra, wykonał proste zaklęcie, napełniając je po brzegi chłodną, czystą wodą. — Dziękuję — powiedział wąż, wyciągając się na całą długość, zanim ponownie spróbował się napić. Po kilku entuzjastycznych łykach głowa węża odwróciła się w stronę Harry'ego. — Jesssteś bardzo sssłony.
Harry, wciąż nagi, zarumienił się. Co gorsza , wyczuł początek kolejnej prymitywnej reakcji i zdecydował, że lepiej odejść, zanim sprawy staną się jeszcze dziwniejsze. Zostawił węża zwiniętego w kłębek na palenisku z zaspanym przypomnieniem o tym, że musi zasadzić nasiona pięciornika Snape'a.
— Do wieczora. — Wąż skinął głową, po czym położył ją wygodnie z powrotem na zwojach.
Harry ciężko pracował tego dnia, ponownie skupiając się na żmudnej pracy zamiast na rzeczach, o których wolał nie myśleć. W przeciwieństwie do wczoraj, Snape nie był na pierwszym miejscu na tej liście. Miejsce to zajmował seks z gadem.
Kiedy wrócił do chaty, był tak zmęczony, że pomyślał o zignorowaniu nasion pięciornika, ale myśl o wyrazie twarzy mistrza eliksirów spochmurniałej od złości wystarczyła, by zmienił zdanie. Nie widział węża na schodach prowadzących do chaty, przez co nie był zaskoczony, widząc znajomy kształt na swoim łóżku.
— Czuj się jak u sssiebie — powiedział beznamiętnie. Oba końce, głowa i ogon, uniosły się na powitanie. — Co powiesssz na jajka na obiad? — zapytał wesoło. Szybko przyzwyczaił się do dzielenia domu ze stworzeniem.
— Brzmi dobrze — rozległ się syczący głos, gdy wąż rozwinął swoje zwoje.
Harry zdecydował, że wyobrażał sobie zainteresowanie widoczne w czarnych oczach, kiedy zdejmował swoje brudne od pracy ubranie. Weź się w garść, Harry – pomyślał.
Zjedli, a potem czytali przez chwilę, aż zapadła zupełna ciemność. Harry z westchnieniem zamknął książkę.
— Lepiej zajmę się tymi nasssionami — powiedział, ziewając.
— Jesteś zmęczony, Harry — powiedział wąż z oparcia krzesła. — Zossstaw je do rana. Nigdy się nie dowie. — Głowa węża, podniosła się, gdy młodzieniec wstał.
— Będzie wiedział — powiedział Harry, przewracając oczami.
— Chcę wiedzieć, jak potoczy się ten rozdział — kontynuował wąż, brzmiąc na rozdrażnionego.
— To nie podlega dyskusssji — powiedział Harry, wkładając z powrotem swoje robocze buty.
— Czy mogę pójść z tobą?
Harry wzruszył ramionami.
— Pewnie.
Z autostopowiczem wygodnie rozłożonym na ramionach Harry wyruszył do otoczonego murem ziołowego ogrodu. Bez blasku księżyca było bardzo ciemno, ale Harry znał drogę.
— Harry — powiedział wąż, zbliżając głowę do jego ucha. — Czy mogę cię o coś zapytać?
Młody czarodziej roześmiał się miękko.
— Od kiedy jesteś nieśmiały?
Czy węże mogą się uśmiechać? Ten wydawał się odsłaniać kły, ile ktoś był rozbawiony. Na szczęście nie był jadowity.
— Zassstanawiałem się nad czymś, co powiedziałeś tamtej nocy, o tym, że twoi krewni nie ufają ci w kwessstii jedzenia. — W wężomowie „krewni" brzmiało trochę jak „współbracia z gniazda", ale Harry zrozumiał sedno tego.
— Och, to — powiedział Harry, prawie z ulgą. Nie był pewien, jakiego pytania obawiał się od węża, ale przynajmniej na to mógł odpowiedzieć. — To nic takiego. Nie są czarodziejami, więc nienawidzą wssszystkiego, co miało związek z magią. Próbowali wybić to ze mnie, ale oczywiście się to nie udało. — Pokonał małe wzniesienie, które prowadziło do kamiennego muru ogrodu. — W każdym razie ciotka Petunia kazała mi dla nich gotować. Głównie śniadania, ale mogę zrobić również obiad, jeśli musssze, ale po kilku latach zaczęli bacznie mnie obssserwować przy tym, gdy wracałem na lato. Jakbym miał zamiar zrobić im coś strasznego. — Zaśmiał się, otwierając żelazną bramę. Nie była zamknięta na kłódkę, ponieważ strzegła tylko ogrodu ziołowego. — Myślę, że po piątym roku, zossstawiłem na wierzchu mój podręcznik do eliksssirów otwarty na ssstronie o różnych truciznach. Po tym nigdy więcej nie musddiałem gotować.
— Dlaczego wtedy tam zossstałeś? — zapytał wąż, gdy Harry zamknął za nimi bramę.
— Musssiałem. Miejsssce było chronione. A przynajmniej wykonywanie prac domowych dla ciotki i wujka dało mi coś do roboty, ponieważ nie pozwolili mi odrabiać zadań zadanych przez szkołę. — Wyciągnął płócienny woreczek z kieszeni szortów. Przez chwilę, kiedy wszedł w jego posiadanie, pachniał w znajomy, kojący sposób, jak lochy. Jak Snape. Teraz nocne powietrze niosło ostry zapach rosnących ziół. — Wiesssz coś o pięciorniku? — zapytał w oczywisty sposób zmieniając temat.
Co zaskakujące, wąż wiedział dużo, ponieważ jak twierdził, spędził dużo czasu pełzając po ogrodzie. W mgnieniu oka zasadzili dwa rzędy. Kiedy skończyli, Harry przyglądał się ich pracy w świetle różdżki.
— W dawnych czasssach sssadzili go nago — powiedział wąż, wciąż spoczywając na ramionach Harry'ego.
— Założę się, że ssstąd warunek, aby to robić podczasss nowiu — domyślił się Harry, wyobrażając się Snape'a, jego bladą skórę… Syczący śmiech przerwał jego marzenia.
— Prawdopodobnie masssz rację — powiedział wąż.
Zadanie zostało zakończone. Harry powlókł się z powrotem do kamiennej chaty i z uspokajającym ciężarem węża na brzuchu zasnął.
W ciągu następnych kilku dni wypracowali wygodny harmonogram. Czasami Harry był sam, kiedy się budził, czasami znajdował węża wciąż zwiniętego w kłębek obok niego. Miło było jednak mieć przy sobie gada każdego wieczory, choć niezwykła intymność się nie powtórzyła. Harry nie był pewien, czy czuć z tego powodu ulgę czy nie.
Pewnego wieczoru po kolacji zostawił drzemiącego węża, postanawiając nadrobić zaległości w czymś, co zaniedbał. Zazwyczaj wystarczyła mu kąpiel gąbką, zwłaszcza przy dobrym zaklęciu czyszczącym, które znał, i od czasu do czasu kąpiel w jeziorze, ale dziś chciał czegoś więcej.
Hagrid trzymał duża, drewnianą wannę w szopie. Harry wyciągnął ją za pomocą magii. Była zbyt duża, by zmieścić się w chacie, więc zostawił ją z tyłu szopy. Było to wystarczająco prywatne miejsce dla jego celów.
Z rożka zaczął napełniać wiadra wodą ze studni, lewitując każdy z nich, a następnie wrzucając ich zawartość do wanny, aż był zadowolony z poziomu wody. Teraz nadszedł czas na ostatnie zaklęcie.
— Therma — powiedział cicho, aż z wanny zaczęła unosić się delikatna para.
Pozwolił wodzie lekko ostygnąć, wchodząc do chaty po nierówną kostkę zmielonego mydła domowej roboty i ręcznik. Na zewnątrz zdjął ubranie i wsunął się do wanny.
Słyszał o mugolskich wannach z hydromasażem, ale uznał, że to było lepsze. Łagodne odgłosy nocy z otaczającego go lasu koiły go. Para szybko zaparowała mu okulary, więc ostrożnie położył je na swoich szortach porzuconych na ziemi i oparł się o drewnianą krawędź wanny, zamykając oczy.
Gdzieś pomiędzy snem a jawą Harry poczuł, jak coś łaskocze go w sutek. Odskoczył od boku wanny i natychmiast usłyszał plusk i bulgoczący syk. Jedną ręką macał ziemię obok wanny, chwytając różdżkę.
— Lumos — powiedział, całkiem pewien, że już znał tożsamość sprawcy.
Bardzo mokry, bardzo zrzędliwy wąż pełz po krawędzi w pobliżu jego palców. Po wyjściu z wody jego ciało pełzło wzdłuż szerokiej krawędzi, ogon wysyłał lekki rozpryski wody z powrotem do wanny.
— Tyle o uwiedzeniu — rozległ się zirytowany syk.
— Czy to właśnie zamierzałeś? — zapytał Harry, wciąż się uśmiechając. Odłożył różdżkę z powrotem na trawę.
— Nie pozwalałeś sssobie na wiele w nocy — odparł wąż. — Zaczynałem się martwić.
Harry zaśmiał się cicho. Noc była zbyt ciepła, a on był zbyt zrelaksowany, by myśleć o tym, jak dziwnie było rozmawiać o swoich masturbacyjnych nawykach z wężem.
— Nie chodzi tylko o ssseks — zauważył.
Płaska, czarna głowa spoczęła na grubej krawędzi wanny, blisko głowy Harry'ego.
— Tak jessst u węży. — Potem trójkątna głowa uniosła się, jakby się zastanawiała. — Chyba, że liczysz całą walkę o przetrwanie.
Harry przyłożył mokrą myjkę na swoją klatkę piersiową, ciesząc się ciepłem pomimo temperatury na zewnątrz.
— Chcesssz powiedzieć, że cię rozpiessszczam? — Wykręcił materiał z wody i opuścił go na przechyloną głowę, wywołując więcej przekleństw. Harry słuchał uważnie, wciąż uśmiechając się zarówno z wyzwisk, jak i prób usunięcia myjki. — Masssz całkiem niezłe sssłownictwo jak na węża — skomentował. — Ale myślę, że takie rzeczy z kozą są niemożliwe.
Spojrzenie czarnego, paciorkowatego oka utkwiło w nim.
— Założę się, że tydzień temu powiedziałbyś to sssamo o wężu.
Kiedy Harry obudził się następnego ranka, węża nigdzie nie było. Pomimo drażnienia się zeszłej nocy, jego towarzysz jak zwykle zwinął się razem z nim do łóżka. Z wiadrem w jednej ręce i z pojemnikiem z kanapkami w drugiej, Harry wyszedł w ciepły poranek.
I zobaczył profesora Snape'a idącego przez teren w jego stronę. Harry poczuł potrzebę ucieczki, ale mężczyzna już go widział, więc Harry pozostał na miejscu.
— Panie Potter — powiedział starszy mężczyzna na powitanie.
— Dzień dobry, profesorze — powiedział Harry. Jak Snape zdołał wyglądać tak dobrze i przytomnie tak wcześnie rano?
— Przyszedłem odebrać pięciornik — rozbrzmiał jedwabisty niczym miód głos, ale Harry zmarszczył brwi.
— Zasadziłem go dopiero w zeszłym tygodniu. Podczas nowiu, tak mi kazałeś. — Nie wiedział, jak mógł to schrzanić. Spojrzenie ciemnych oczu spoczęło na nim, a usta Snape'a skrzywiły się w niecierpliwości.
— Nasiona zostały zaczarowane — wyjaśnił Snape, jakby był pierwszoklasistą.
— Och — powiedział Harry, czując się bardzo podobnie do swojego jedenastoletniego wcielenia. — Racja. — Odstawił wiadro i pojemnik, spoglądając tęsknie w kierunku kamiennych stopni, mając nadzieję, że dostrzeże węża, ale nie było go tam. — W takim razie chodźmy.
Snape szedł koło niego i choć żadne z nich nie odezwało się, ale cisza nie była napięta. Harry nigdy nie był dobry w pogawędkach i Snape nie wydawał się tego oczekiwać. Teraz, gdy nie był już uczniem, nie musiał szukać wymówek ani wyjaśnień. Teraz było inaczej.
Dotarli do otoczonego murem ogrodu i Harry zaprowadził ich do miejsca, gdzie zasadził roślinę. W rzeczywistości wyrosła w bujnie w liściastych gronach. Snape wyciągnął różdżkę i za pomocą kilku ruchów sprawił, by rośliny zbliżyły się do siebie i zaczęły się zbierać. Harry patrzył na to z podziwem.
— To niezłe zaklęcie — powiedział zgodnie z prawdą. Potem przypomniał sobie, z kim rozmawiał i spojrzał w stronę mężczyzny, ale na szczupłej twarzy Snape'a widniał lekki uśmiech.
— Mojego autorstwa. — Spojrzenie Snape'a podążało za plonami, różdżka naśladowała ruch unoszących się roślin. — Nauczę cię go, jeśli chcesz.
Na słowa „nauczę" Harry ponownie poczuł dziwność tej sytuacji. Dlaczego ten mężczyzna zawsze sprawiał, że czuł się, jakby miał 11 lat?
— Byłoby świetnie, dziękuję — powiedział, po czym nie odezwał się więcej.
Snape nie przywołał nożyce do ręki i wyciągnął z kieszeni płócienną torbę, pochylając się, by zebrać kiście. Wąż miał rację – pomyślał Harry – minęło zbyt dużo czasu, odkąd pozwoliłem sobie wyszaleć się. Snape pochylony, przykucnięty z długimi, eleganckimi palcami zbierającymi rośliny – każda jego czynność siała spustoszenie z libidem młodszego mężczyzny.
Nie teraz – błagał swoje hormony, wiedząc, że później wrócą do niego z nawiązką. Obiecywał im wszystko, jeśli tylko zostawią go teraz w spokoju. Kiedy Harry znów mógł myśleć trzeźwo, zdał sobie sprawę, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniły. Jak pragnienie, które czuł wokół Snape'a.
Na szczęście starszy mężczyzna wyprostował się.
— Doskonała partia — powiedział Snape, chociaż Harry nie był pewien, czy był to komplement, czy obserwacja dotycząca zbioru. Potem spojrzenie ciemnych oczu utkwiło w nim. — Wybrałeś doskonałą lokalizację. — Snape przestał wpatrywał się w Harry'ego i przyjrzał się reszcie ogrodu. — Dobra gleba i doskonałe światło.
To brzmiało jak pochwała. Szkoda, że nie mogę jej zaakceptować – pomyślał cierpko Harry.
— Miałeś pewną pomoc. Ktoś udzielił mi rady — przyznał, myśląc o wężu wokół jego ramion tamtej nocy.
— Byłeś na tyle mądry, by ją przyjąć. — Snape podniósł torbę, po czym zatrzymał się, ponownie przyglądając się Harry'emu. Potem wziął głęboki oddech, jakby na coś się przygotowywał. — Dwa tygodnie przed rozpoczęciem semestru dyrektor organizuje… spotkanie, aby powitać cały personel. — Harry spoglądał na niego ze zdziwieniem, gdy Snape wymienił datę. — Oczywiście jesteś zaproszony.
Jakoś trudno było wymyślić cokolwiek do powiedzenia na to, właśnie dlatego stwierdził.
— Dziękuję, ale nie sądzę, że się pojawię.
Chwila ciszy, a następnie:
— Hagrid był zapraszany co roku i nigdy nie przestał się pojawiać.
Czy Snape zachęcał go do przyjścia?
— Jestem pewien, że dyrektor byłby zachwycony widząc cię, ponieważ nie byłeś w Zamku przez całe lato. Profesor McGonagall również wróci do tego czasu.
Tak było.
— Dzięki, ale… — zaczął, niepewny, jak wytłumaczyć, jak niewygodna byłaby dla niego taka sytuacja. Teraz był ledwo spójny w obecności Snape'a. Mógł sobie tylko wyobrazić, jak niezręcznie byłoby to przy innych.
Eleganckie usta zacisnęły, a w ciemnych oczach pojawiła się determinacja.
— Jeśli nie chcesz zrobić tego dla Dumbledore'a, możesz to zrobić dla siebie. Spędzasz tu zbyt dużo czasu sam. Towarzystwo dobrze ci zrobi.
Szczęka Harry'ego opadła ze zdziwienia.
— Przyganiał kocioł garnkowi — powiedział bez zastanowienia.
Coś błysnęło w tych czarnych oczach.
— Jestem starszy, znacznie starszy, i wybrałem swoją samotność z pewną świadomością, że moje towarzystwo nie zawsze jest… mile widziane. — Harry próbował pojąc tą niezwykłą spowiedź. Snape jednak nie czekał na odpowiedź, niezależnie czy miała być zgryźliwa czy nie. — W każdym razie dopasujemy się do siebie. Spełniłem swój obowiązek. Spotykamy się o osiemnastej w pokoju nauczycielskim, jeśli zmienisz zdanie.
Harry patrzył za oddalającymi się plecami mężczyzny długo po tym, jak zniknęły mu z oczu.
Nie widział węża, aż do przerwy na lunch, gdy odnalazł go zwiniętego na zalanej słońcem Szarek skale. Czarna głowa uniosła się na powitanie.
— Cieszę się, że jesteś w jednym kawałku. — Czarne ciało ześlizgnęło się ze skały i podążyło za Harry'm do jego zacienionego miejsca pod drzewem. — Widziałem, jak wychodziłeś z nim dzisssiejszego ranka — wyjaśnił wąż. — Nie byłem pewny, że nic ci się nie ssstanie.
Harry rozpakował kanapkę i poddał kawałek mięsa swojemu towarzyszowi. Choć nie był to temat, o którym naprawdę chciał rozmawiać, odpowiedział z namysłem.
— Och, nigdy by mnie nie ssskrzywdził. Ssspędził zbyt dużo czasssu na wyciąganiu mojego tyłka z kłopotów, żeby zrobić coś takiego. — W końcu odpowiedział wężowi całą rozmowę, w tym dość niezwykłe wyznanie.
Dokańczając kawałek mięsa, wąż skrupulatnie machnął językiem.
— Myślę, że powinieneś iść.
Harry uświadomił sobie, że lekko się uśmiechnął.
— To nieoczekiwane. — Wąż znowu machnął językiem, wyraźnie sycząc ponaglająco. — Ale nie.
— Chcesssz zobaczyć tego mężczyznę. Czy nie dlatego przebywałeś tu całe lato?
— Zawsssze mówię coś głupiego albo milczę. Nie powinienem był w ogóle tutaj zossstawać. Powinienem był odejść tak daleko, jak to możliwe.
— Idiotyzm — rozległ się surowy syk, a Harry spojrzał z zakłopotaniem w dół. — Jeśli podoba ci się ten człowiek, to powinieneś mu to powiedzieć. I powinieneś iść do Zamku.
Harry powoli wyrywał źdźbła trawy spod drzewa.
— Och, to byłaby wssspaniała rozmowa. — Wykonał pantomimę trzymania filiżanki herbaty. — Przeprassszam, profesorze Sssnape… po prostu się zastanawiam, czy przez ostatnie siedem lat nienawidziłeś każdej komórki mego ciała, czy to tylko była przykrywka tego, jak bardzo chciałeś mnie przelecieć? — U jego kolan wąż zasyczał ze śmiechu. Harry'emu poprawił się humor. Nie można było się nie uśmiechnąć, słysząc śmiech węża.
—To byłby początek — stwierdził wąż, poprzez syki, które podejrzanie przypominały czkawkę.
Tej nocy Harry nawet nie udawał, że nie był podniecony, gdy wąż wspiął się na jego nogę. Przez cały dzień, gdy pracował, odtwarzał w myślach tę krótką rozmowę ze swoim byłym nauczycielem.
Solidny wężowy ogon poruszył się między jego rozchylonymi nogami, prześlizgując się nad odbytem niemal kusząco. Harry głaszcząc się, jęknął. Poczuł ciężar na jądrach, gdy wąż owinął się wokół nich, wywierając delikatny nacisk, ugniatając je. Kiedy maleńki języczek przesunął się nad jego główkę, Harry uniósł biodra, niemalże wykrzykując pewne imię. Jak przy poprzednich razach, Harry poczuł, że był czyszczony małymi pociągnięciami języka.
Kiedy skończył, wąż zajął miejsce na piersi Harry'ego, który potarł czubek jego głowy.
— Myślałeś o nim? — zapytał.
— Tak — przyznał Harry, wiedząc, że nie było sensu kłamać.
— Dobranoc, Harry — rozległ się cichy głos.
— Dobranoc, Wężu. — Przez następne kilka minut Harry nie mógł zasnąć. — Wężu? — powiedział.
— Hmmm? — rozbrzmiał zaspany głos, a wąż uniósł głowę.
— O czym myślałeś?
— O tobie — nadeszła senna odpowiedź, gdy głowa gada z powrotem opadła na klatkę piersiową Harry'ego.
Przez miesiąc wypracowali pewien harmonogram, ostatniego dnia lipca, wróciwszy do chaty, Harry przygotował swoją zwykłą prostą kolację, jak to miał w zwyczaju, poczytał z wężem przez chwilę, zanim zaczął ziewać i wstał przeciągając się. Następnie podszedł do pieca i nastawił dzbanek herbaty. Długie, żylaste ciało jego przyjaciela wpełzło na blat, gdzie wąż patrzył z wesołością na kolorowy czajniczek, a potem na Harry'ego.
— Herbata?
Harry poruszył brwiami i wyciągnął filiżankę i spodek.
— Zamierzam położyć się trochę później ssspać. — Potarł czule głowę gada. — Nie musssisz mi towarzyssszyć, jeśli jesteś śpiący.
— Czemu nie chcesssz ssspać?
— Pokażę ci o północy — powiedział zdejmując dzbanek z ognia, dodając herbatę do niego. — Jeśli nie będziesssz ssspał — dodał nieco wyzywająco.
— Nie będę.
Usiedli z powrotem na skórzanym fotelu i przeczytali jeszcze dwa rozdziały. Harry zrobił się całkiem dobry w czytaniu w wężomowie. Kilka chwil przed północą wstał ponownie i sięgnął do chlebaka, wyciągając zawiniątko wielkości pięści. Musiał go odczarować przed otwarciem. W środku znajdowała się ledwie zgnieciona babeczka z wirami czekoladowego lukru. Pogrzebał w szufladzie i wyciągnął świeczkę, wkładając ją w środek. Około północy zapalił ją i postawił babeczkę na stole, podczas gdy wąż prześlizgnął się obok niego, najwyraźniej zaciekawiony.
O północy pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczkę.
— Wssszystkiego najlepssszego, Harry — powiedział cicho, po czym uśmiechnął się do węża. — Jesteś pierwssszą osssobą, cóż, żywą issstotą, z którą to świętuję.
— Jessstem zassszczycony — powiedział wąż, po czym spojrzał na babeczkę. — Nie zamierzasssz tego zjeść?
— Chciwy gad — zbeształ go Harry, ale chwycił babeczkę, którą kupił w Hogsmeade podczas ostatniego uczniowskiego weekendu. Odłamał kawałek i zaoferował wężowi.
— Mmm — powiedział, przesuwając językiem po kawałku, po czym skupił się na samym opakowaniu, które trzeszczało pod jego ciężarem.
Następnego dnia przyleciały sowy od Rona i Hermiony, oraz jedna od państwa Weasley, Hagrida i od dyrektora. Ta ostatnia przyniosła również notkę: „Mam nadzieję, że zobaczymy się 12-go."
— Idziesssz? — zapytał wąż.
Harry wpatrywał się w jaskrawo kolorową kartkę.
— Może wpadnę na chwilę — powiedział ostrożnie, czując się bardzo szczęśliwy z powodu spędzenia samemu swoich urodzin.
Mogła to być samotna chwila, chociaż oczywiście miał zaproszenia od wszystkich swoich przyjaciół, zachęcających go do odwiedzin. Poprowadził węża na swoje ramię i zajął krzesła przy palenisku. Poczuł szturchnięcie w ramię.
— Nie zjadłeś zbyt wiele na obiad.
Harry oparł się o oparcie krzesła.
— Mmm, chyba się lekko znudziłem posssiłkami zrobionymi własssnoręcznie. — Kończyły mu się jajka. Może powinien wybrać się na targ w Hogmseade, żeby uzupełnić zapasy Hagrida.
— W takim razie dobrze będzie zejść do zamku za kilka dni.
Harry przewrócił oczami, chociaż pod tym kątem wąż tego nie widział.
— Nie zaczynaj. Powiedziałem, że o tym pomyślę.
— Nad czym się tutaj zasstanawiać? — Ciało węża poruszyła się coś na kształt wzruszenia ramion.
Harry wstał i przeszukał małą półkę na książki wbudowaną w ścianę. Wisiała lekko pod kątem, a księgi były odpowiednio pochylone. Wyciągnął tę, której szukał. Książka kucharska, która składała się głównie z ogromnych arkuszy pergaminu spiętych sznurkiem.
— Może mógłbym ssspróbować czegoś nowego — powiedział, wyraźnie zmieniając temat. Spotkanie Snape'a było zdecydowanie czymś, o czym nie chciał myśleć.
Poczuł delikatne przesuwanie się łusek po ramieniu, a potem pod książką kucharską, aż muskularna głowa trąciła jego kolana.
— Hmm, brzmi nieźle — powiedział wąż wyraźnie podnieconym tonem.
— Cholera, jesssteś najbardziej napalonym wężem, jakiego kiedykolwiek ssspotkałem. — Wyciągnął nogi, dając gadowi więcej miejsca. Wyłącznie dla wygodny – powiedział sobie.
Za pomocą ogona, wąż zakotwiczył swoje małe ciało wokół nogi Harry'ego.
— Zauważyłem, że nie potrzebujesssz wiele, aby się podniecić.
Harry starał się ignorować swoją reakcję.
— Cóż, mam sssiedemnaście, och osssiemnaście lat. — Rozpraszały go powolne, rytmiczne ruchy na kolanach. Przynajmniej nie myślał o… — Cholera, przessstań.
Rozbrzmiały ciche, syczące dźwięki.
— Twoja ssstrata.
Wąż zwinął się na jego kolanach, a jego trójkątna głowa wystawała ponad krawędź książki kucharskiej.
— Kontynuując — powiedział stanowczo Harry — moglibyśmy ssspróbować czegoś innego. Mogę sssprawdzić, czy uda mi się uruchomić piekarnik. Upiec coś. — Westchnął. — Och, nie patrz tak na mnie. Ssstaram się tu być dorosssłym.
Spiczasta głowa pochyliła się, aby wąż mógł spojrzeć na niego wyraźnie zrzędliwie.
— W porządku. Co możesz dla mnie przyrządzić? Coś z jajkami?
Harry uśmiechnął się.
— Właściwie obiad nadal jessst dla mnie wyzwaniem.
Wąż zignorował go. Zakołysał łbem w rozmarzeniu.
— Jajka sssadzone są wssspaniałe.
Ponad ciężką księgą, Harry podrapał hebanową głowę gada.
— Jedzenie i ssseks. Czy o tym myślą wssszystkie węże?
Maleńka głowa wygięła się w stronę drapiącego go palca.
— Sssen jest również bardzo wysssoko na liście. — Spojrzenie jego paciorkowatych oczu utkwione było w Harry'm. — I nie pozwalasssz mi mówić o jedynej rzeczy, o której chcę rozmawiać.
Głaskanie węża było bardzo relaksujące.
— Co? — westchnął. — Och, to. Równie dobrze mogę ci powiedzieć, że prawdopodobnie nie pójdę.
Wąż wydał z siebie odpowiednik niezadowolonego prychnięcia.
— Dlaczego nie? — Zirytowany wyciągnął głowę spod głaszczącego go palca Harry'ego. — Myślałem, że przynajmniej powiesssz, że myślisz o tym, żeby mnie uciszyć.
Harry wzruszył ramionami i zamknął książkę kucharską, odkładając ją obok siedziska.
— Nie mogę tam pójść. Posssłuchaj, jeśli pójdę, powiem coś głupiego, a jego ossstatnie wrażenie o mnie będzie takie, że jessstem głupim dzieciakiem, którego zawsssze nienawidził. — Waż bacznie zwracał na niego uwagę. — Jeśli nie przyjdę, przynajmniej jego ossstatnim wrażeniem o mnie, będzie Potter, który nie ssschrzanił zasssadzenia pięciornika.
Przez dłuższą chwilę wąż przyglądał mu się spokojnie.
— To najgłupsssza rzecz, jaką kiedykolwiek sssłyszałem. — Odwinął swój ogon i zwinął się wyżej na nodze Harry'ego. — Dlaczego jesteś taki pewien, że powiesssz coś głupiego? Nie wyglądasssz na głupssszego niż więkssszość ludzi, których ssspotkałem.
— Dziękuję.
— Dobrze się ze mną dogadujesssz — dodał wąż.
— To co innego. Lubisz mnie.
To prawda – uznał Harry. Przynajmniej nie sądził, że wąż kręcił się w pobliżu ze względu tylko na jedzenie. Albo z powodu seksu.
Jeśli wąż mógł wyglądać na zadowolonego z siebie, to ten z pewnością to robił.
— W takim razie to łatwe. Kiedy będziesssz z nim rozmawiać, udawaj, że to ja. Nawet nasssze imiona brzmią podobnie*. Nawet w twoim języku.
Harry nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Patrzył, jak wąż zsuwał zsunął się z jego nogi i ponownie musnął jego kroczę.
— Czy możemy?
Chociaż nie powiedział „tak" rozłożył nogi.
— Zdecyduj się. Jesssteś głodny czy napalony? — Rozpiął szorty i wyjął swojego penisa. Mały język wysunął się.
— Jessst to prawie to sssamo, kiedy jesteś wężem — powiedział cicho, owijając się wokół jędrnego ciała. — Czy myślisz o nim, kiedy to robię?
— Tak — odpowiedział Harry, lekko dysząc. — Przessszkadza ci to? — Odchylił się na krześle, starając się nie ruszać za bardzo, aby nie zrzucić węża.
— Oczywiście, że nie. Powiedz mi, o czym myślisz. — Jeden zwój ciała owinął się wokół jego jąder.
— Mówisssz o fantazji? — Miał ich mnóstwo. Żadna z nich nie dotyczyła węża.
— Węże nie mają fantazji. Po prossstu powiedz mi, o czym myślisz.
Harry miał pełną erekcję i czuł, jak wąż falował na jego brzuchu. Podobał mu się dotyk mięśnia poruszającego się w kółko nad nim.
— Na cóż, myślę jego nagim ciele… Chudym i… O Merlinie, bladym. — Jak wąż poruszał się w kilku kierunkach jednocześnie? — Myślę o tym, jak wygląda jego penisss. — Zacisnął usta, żeby powstrzymać jęk, ale gdy spojrzał w dół, nie dał rady go dłużej tłumić. — Jak wyglądałby jego penisss, gdy wsunąłbym go w usta. Jak smakowałby. — Maleńki języczek pojawił się nad jego główką erekcji, smakują klarowną ciecz, która pojawiła się na czubku. — Zassstanawiam się, czy uklęknąłby dla mnie — ciągnął, mówiąc na głos o rzeczach, o których jedynie fantazjował. — Czy te usssta, na które gapiłem się tak długo, owinęłyby się… o tak, w ten sssposób… wokół mojego fiuta. — Wąż poruszał się szybciej. — Nie wytrzymam długo…
— Mów dalej — polecił wąż.
— Chcę, żeby mnie przeleciał — powiedział Harry, chociaż oddychał ciężko, ale przynajmniej obrazy w jego głowie były teraz bardzo wyraźne. — Chcę, żeby chciał mnie pieprzyć tak bardzo, że ledwo mógł się powssstrzymać. Żeby dosiadł mnie i wsunął się do środka. Chcę, żeby mówił do mnie sssprośnie, gdy będzie mnie pieprzył. Może jego oddech będzie pachnieć trochę jak moja sperma, gdy będzie mówił. — Jego palce zacisnęły się na poręczach krzesła, a biodra mimowolnie szarpnęły się w górę.
— Co mówi, Harry? — Czubek trójkątnej głowy trącił jego sutek, pocierając go w przód i w tył, w tym samym rytmie, co falujące zwoje.
— Tak ciasssny — wydyszał. — Tak gorąco. Mówi, że będzie mnie pieprzyć tak mocno, że nigdy nie będę potrzebował innego mężczyzny. Nigdy nie będę chciał żadnego kutasa poza jego. — Jego usta rozchyliły się. Był tak blisko. — Mówi: „Dojdź dla mnie, Harry".
— Dojdź dla mnie, Harry. — To było wszystko, czego potrzebował, aby osiągnąć orgazm. Łapał oddech, gdy spodziewane powolne liźnięcia czyściły go. — Pójdziesz do Zamku?
Harry wpatrywał się w swoje kolana.
— Pomyślę o tym.
Wąż przypominał mu o jego urodzinowej słabości prawie codziennie, aż do wieczora dwunastego sierpnia. Harry wstał tego dnia wcześniej i przygotował kąpiel, i kiedy stał na korytarzu na zewnątrz pokoju nauczycielskiego na drugim piętrze, tęsknił za uspokajającym ciężarem węża wokół ramion. Oczywiście nikt nie rzucił zaklęcia wyciszającego, ponieważ z pomieszczenia dobiegały dźwięki pełne wesołości.
Potem wszedł do środka i został natychmiast powitany, jakby nie było go przez lata, a nie kilka tygodni. Spojrzenie Harry'ego szybko objęło pokój. Nigdzie nie było widać Snape'a. Czy to była jedna z tych okazji, kiedy mistrz eliksirów czuł, że jego obecność nie była mile widziana? Starając się stłumić rozczarowanie, Harry powiedział sobie, że to nie miało znaczenia. Nie było tak, że miał mu coś do powiedzenia. Chciał tylko znowu zobaczyć tego mężczyznę.
Harry złożył wyrazy szacunku swojemu gospodarzowi, rozmawiając przyjaźnie z Dumbledorem, który zasypywał go pytaniami o jego lato i próbował nakłonić go do jedzenia.
— Jesteś o wiele za chudy, Harry — zbeształ go Dumbledore.
Pozwolił odwrócić swoją uwagę byłej Głowie swojego Domu, profesor McGonagall, która właśnie wróciła, jak go poinformowała, od swojej siostry mieszkającej w Australii. Słuchał uprzejmie opisu jej podróży, kiedy ukłucie świadomości sprawiło, że odwrócił spojrzenie. Profesor Snape, wyglądający tak elegancko jak zawsze, stał przy drzwiach i rozmawiał z profesor Sinistrą.
Spojrzenie McGonagall podążyła za Harrym i uśmiechnęła się do obiektu jego uwagi.
— Och, w końcu. W ogóle nie widziałam Severusa, odkąd wróciłam, i nie mogłam się doczekać, żeby zapytać go, jak idzie jego projekt.
Harry zmusił się, by odwrócić wzrok, wciąż świadomy, że starał się nie zwracać uwagi na swojego byłego profesora. Snape jeszcze go nie widział. Najwyraźniej go nie szukał.
— Jaki projekt?
Kobieta ściszyła konspiracyjnie głos.
— Profesor Snape zarejestruje się jako animag przed rozpoczęciem roku szkolnego, zakładając, że udoskonalił swoją przemianę.
Harry poczuł, że zaczął się trząść.
— Proszę mi wybaczyć, pani profesor — powiedział, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Przeszedł przez zatłoczony pokój. Coś musiało zaalarmować jego ofiarę, bo mężczyzna obrócił głowę. Mężczyzna zmrużył oczy, dostrzegając Harry'ego.
Harry stanął przed wyższym czarodziejem, zbyt wściekły i zbyt zraniony, by przejmować się tym, jak ta sytuacja musi wyglądać.
— Przypuszczam, że sądziłeś, że to zabawne — powiedział niskim, ale szorstkim głosem. — Udając węża, udając mojego przyjaciela i śmiejąc się przez cały czas, podczas gdy ja otwierałem przed tobą serce. — Coś bardzo złego chciało się uwolnić z jego wnętrzności, ale powstrzymał to. — Nie wiem, czy zrobiłeś to z powodu tej głupiej urazy do mojego ojca, czy po prostu dlatego, że mnie nienawidzisz, czy tak po prostu, ale gra się skończyła. — Jego głos podniósł się, ale tylko kilka ostatnich słów mogło być słyszalne dla każdego, nie tylko dla zaskoczonego mężczyzny przed nim. Obrócił się na pięcie.
— Harry, czekaj! – Snape krzyknął za nim, ale Harry już odchodził. Nikt nie znał tych korytarzy lepiej niż on i szybko znalazł się poza zasięgiem pokoju nauczycielskiego.
Zdrada płonęła w nim jak żółć, wywołując piekące łzy za powiekami. Nie zatrzymał się, dopóki nie znalazł się przy posągu garbatej wiedźmy. Z prostym machnięciem różdżki znalazł się w pokoju, w którym nikt nie mógł go znaleźć.
Jak mógł być taki głupi? Jak mógł nie wiedzieć? Mimo całej ostrożności, jaką okazywał, wąż mógł być Voldemortem, który zmartwychwstał, a on był tak samotny i zdesperowany, że zaprosił żmiję prosto do swojego domu. I do łóżka. Policzki Harry'ego płonęły ze wstydu. Sypiał ze Snape'em od tygodni i nie wiedział o tym.
Uważaj, czego sobie życzysz – pomyślał Harry, czując narastający w nim niebezpieczny, histeryczny śmiech. Głupek, idiota, głupiec.
Co mógł z tym zrobić? Chciał wrócić do chaty Hagrida, spakować swoje rzeczy i na zawsze opuścić Hogwart. Z westchnieniem uświadomił sobie, że nie mógł po prostu odejść. Może nie będzie musiał stawiać czoła Snape'owi. Teraz, gdy gra się skończyła, nie sądził, że ten drań będzie miał odwagę stanąć przed nim.
Przeszedł korytarzem, a potem aportował się do wioski. Nie miał ochoty wracać do chaty, więc przez chwilę wędrował po spokojnej wiosce, a następnie ruszył ścieżką do domu. Dom. Jak głupi był, że w ogóle uważał Hogwart za swój dom. Po lecie wątpił, czy kiedykolwiek wróci. Ta myśl sprawiła, że serce mu zamarło, ale wiedział, że to prawda. Nie mógł stawić czoła… ponownie swojemu upokorzeniu.
Kiedy wrócił do domu, w chacie było ciemno. Nieczęsto wracał tak późno w letnie wieczory i nie był przyzwyczajony do zostawiania zapalonego światła. W środku oparł się ciężko o drzwi. Nie przelane łzy drażniły jego oczy. Nie wiedział co było gorsze – bycie upokorzonym, po raz kolejny – przez Snape'a, czy też strata przyjaciela. Odwracając się powoli w ciemności, sięgnął po różdżkę i zapalił jedną świecę.
Znajomy, czarny kształt leżał zwinięty na jego łóżku. Przez chwilę poczuł przypływ ulgi. Chciał opowiedzieć o swoim problemach przyjacielowi, ale to nie był przyjaciel.
— Wynoś się — powiedział z gniewem, który smakował popiołem w jego ustach.
Czarna głowa uniosła się w żałosnym geście.
— Chcę porozmawiać.
Harry chrząknął.
— Za późno. — Potarł grzbiet nosa w miejscu, gdzie było wgniecenie pozostawione przez okulary. — Zabawiłeś ssię wysstarczająco. — Podszedł i zapalił jeszcze kilka lamp. — Nie jesteś już moim professorem i nie musszę robić tego, co mi każessz. A teraz ssię wynoś.
Długi, czarny kształt rozciągnął się.
— Wiem, że nie jesstem już twoim nauczycielem. Miałem nadzieję, że jesstem twoim przyjacielem. — Głowa w kształcie trójkąta uniosła się wyżej, eksperymentalnie machając językiem, jakby testował prądy w pomieszczeniu. — Pomyślałem, że możemy porozmawiać o tym wsszysstkim.
Wstyd płonął w brzuchu Harry'ego.
— Merlinie! Rzeczy, które ci powiedziałem! — Potem poczuł się gorzej. — Rzeczy, które zrobiliśmy! — Odwrócił się do łóżka, nie mogąc znieść nawet spojrzenia paciorkowatych oczu węża. Usłyszał za sobą szelest.
— Raczej podobało mi się bycie twoim przyjacielem — rozległ się za nim bardzo ludzki głos. Harry odwrócił się powoli. Snape, ubrany dokładnie tak, jak był na przyjęciu, siedział na wąskim łóżeczku, z długimi nogami ponad krawędzią, trzymając się cienkiego materaca. — Hmm, też podobały mi się inne rzeczy.
— Założę się, że tak. Jedyną dobrą rzeczą jest to, że kiedy będziesz kpił ze mnie z tego powodu przed swoimi okropnymi ślizgonami, wyjdziesz również na dziwaka. — Harry nagle miał przebłysk szyderczej twarzy Malfoya, śmiejącego się kosztem Harry'ego.
— Harry. — Miękki głos sprawił, że zamknął oczy w obliczu nadchodzącego ataku. — Nie mam zamiaru nikomu o tym mówić. Nigdy nie zamierzałem cię skrzywdzić. — Blada ręka przeczesała niesforne włosy. — Nigdy nie chciałem niczego więcej niż sprawdzić, czy moja transmutacja może oszukać wężomowę. — Spojrzenie ciemnych oczu napotkało jego. — A potem broniłeś mnie przed wężem. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. — Przełknął ciężko ślinę. — Nadal nie wiem.
Harry skrzyżował ręce na piersi, mrużąc oczy.
— To była wdzięczność. Uratowałeś mi życie. Byłem wdzięczny. Przypuszczam, że doprowadziło to do… reszty, ale to wszystko. Nic więcej.
Bystre spojrzenie skupiło się na jego twarzy, ale rysy twarzy Harry'ego nic nie wyrażały. Całe życie musiał ćwiczyć.
— To wszystko?
Skinął stanowczo głową.
— Tak.
— A te… inne rzeczy? — zapytał Snape z nutą szyderstwa.
Harry opuścił ręce, zaciskając mocno powieki.
— Na Merlina! Nie mów mi, że nigdy tego nie robisz — powiedział, czując rumieniec na policzkach.
Snape zdecydowanie uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Nie z wężem.
To był wyraźny znak jego wzburzenia, iż przyjął to ze spokojem, że rozmawiał ze Snape'em o masturbacji.
— Drań — warknął Harry. Obaj przyglądali się sobie nieufnie. Potem Harry patrzył, jak Snape sięgnął do kieszeni i wyjął małą fiolkę, kładąc ją na łóżku obok siebie. Harry od razu wiedział, co to było.
— Nie muszę ci niczego udowadniać — powiedział, marszcząc brwi.
— Nie bądź idiotą — powiedział Snape, wstając z łóżka, nagle wypełniając maleńką chatkę swoją bardzo męską obecnością. Podniósł fiolkę i poddał ją nieufnemu Harry'emu. — To po to, aby udowodnić, że w tym, co zrobiłem, nie było złośliwości.
Harry odruchowo cofnął się o krok.
— Naprawdę byś to zrobił? — Snape bez słowa skinął głową i Harry spojrzał na fiolkę w swojej dłoni. — Jakie, hmmm, ograniczenia dotyczące tego, o co mogę zapytać?
Snape wzruszył szczupłymi ramionami.
— Jak mogę nałożyć na ciebie ograniczenia? Kiedy serum zacznie działać, jestem bezsilny.
Ostatnie stwierdzenie sprawiło, że Harry zadrżał. Odkorkował fiolkę i powąchał.
— Nieufny, bachorze? — zapytał Snape, ale na jego ustach pojawił się uśmieszek.
Harry nie zaszczycił go odpowiedzią. Wziął korek i skraplaczem wciągnął niewielką ilość. Jeśli mistrz eliksirów myślał, że blefuje, czekała go niespodzianka. Starszy mężczyzna podszedł do Harry'ego i pochyliwszy się lekko w jego stronę, wystawił język. Snape zamknął oczy, a kiedy otworzył je ponownie, wyraz jego twarzy był łagodniejszy.
Harry poprowadził go do drewnianej ławki, gdzie usadził Snape'a, podczas gdy sam zajął większe krzesło. Poczuł ukłucie zdenerwowania, ale prawie nie mógł się doczekać, tego co nadejdzie.
— Dlaczego udawałeś, że jesteś moim przyjacielem?
Czarne brwi uniosły się.
— Nie udawałem. Lubię cię.
Och.
— Dlaczego przyszedłeś do mnie jako wąż? — zapytał.
— Żeby zobaczyć, czy moja przemiana była wystarczająca, aby użyć wężomowy.
Veritaserum zmusiło osobę do mówienia prawdy, ale mogli odpowiedzieć tylko na to, o co ich poproszono.
— Czy to był jedyny powód?
— Tak.
Harry wiedział, że będzie musiał wziąć się w garść i po prostu zapytać.
— A… inne rzeczy?
Rozluźniony wyraz twarzy Snape'a został zakłócony przez zmarszczone brwi.
— Przepraszam?
Harry odniósł wrażenie, że Snape'owi się to podobało. Zacisnął zęby.
— Seks.
Ospały uśmieszek pojawił się na twarzy Snape'a.
— To nie jest pytanie.
Harry musiał to wiedzieć. Przygotowując się, zapytał:
— Dlaczego uprawiałeś ze mną seks?
Ten uśmieszek był teraz bardziej szczerym uśmiechem, wciąż jednak ospałym.
— Bo mnie pociągasz.
Serce Harry'ego zaczęło szybciej bić.
— Jesteś gejem?
Snape spojrzał w górę.
— Wydawałoby się, że fakt, ze owinąłem się wokół twojego penisa, byłby wystarczającą wskazówką nawet dla ciebie, Potter.
Harry musiał skupić się na rozmowie, a nie na obrazach pojawiających się w jego głowie.
— Jeśli wiedziałeś, jak się czułem…
— Nie wiedziałem — przerwał mu Snape. — Naprawdę nie wiedziałem. Nic o tym. Byłem świadomy, że przez ostatnie kilka lat mieliśmy pewnego rodzaju rozejm. Wiedziałem, że mi ufasz i że było to coś więcej niż szczątkowa wdzięczność. — Harry spróbował przyswoić te słowa, delikatne i szczere, wypowiedziane tym głosem, który zawsze sprawiał, że czuł motylki w brzuchu. — Teraz zamierzasz być dziecinny, czy położymy temu kres? — powiedział Snape, krzyżując nogi i odchylając się do tyłu na ławce.
Harry zaciekawiony zapytał:
— Jak?
Wyraz twarzy Snape'a nie był już miękki. Wyglądał w każdym calu tak groźnie, jak wtedy, gdy Harry ujrzał go po raz pierwszy. Ten człowiek nie potrzebował szat, żeby wyglądać imponująco.
— Możesz mi albo wybaczyć, żebym mógł odejść, albo…
— Czyli przyznajesz, że potrzebujesz wybaczenia! — krzyknął Harry, kiedy Snape spuścił wzrok na swoje kolana.
— Przyznaję, że za bardzo lubiłem spędzać czas z tobą jako twój przyjaciel, żeby zakończyć tę szaradę. Przyznałbym się… w końcu.
Harry wiedział, że musi uwierzyć starszemu mężczyźnie, wiedząc, że Snape zostawił sobie wyście z tym „w końcu". Usiadł wygodniej na wytartym krześle.
— W takim razie inną opcją jest nie wybaczenie ci?
— Inną opcją — powiedział Snape, bezbłędnie przechodząc w tryb wykładu — jest wybaczenie mi, a następnie podejście i pocałowanie mnie, ponieważ nie byłem w stanie tego zrobić właściwie, ponieważ…
Harry uciszył go w najbardziej odpowiedni sposób, pokonując niewielka odległość między nimi, wskakując na długie nogi, zakrywając jego usta własnymi. Wargi Snape'a były ciepłe i podatne, bez wahania zapraszając do zacisznego schronienia. Niemal w tym samym momencie, jęknęli. Harry wtulił się w niego, potrzebujący, szukający ciepła, jakim wydawał się promieniować Snape.
— Wybaczam — powiedział, owijając ramiona wokół szyi Snape'a, rozkoszując się miękkim dotykiem jego włosów, gdy muskały jego ramiona. Wziął głęboki oddech, rozkoszując się zapachem unoszącym się z hebanowych kosmyków. — Pachniesz jak… — zaczął, rozpraszając się całowaniem skóry za zasłoną włosów.
— Eliksiry i martwe rzeczy — szepnął mu do ucha pragmatyczny mistrz eliksirów, nie mogąc kłamać.
— Noc w czasie pełni — wydyszał Harry. Na jego plecach spoczywały ręce, pewnie i świadome, ciągnąc go mocno na kolana. Następnie dłonie chwyciły jego tyłek, przyciągając go tak blisko, jak to możliwe, dopasowując ciało Harry'ego do Snape'a. Harry sapnął, czując twardą długość erekcji Snape'a na swojej własnej. O co oczywiście chodziło. — Och, to jest… — odetchnął, a na jego szyi poruszały cię cudowne usta. — Zbyt dobre. — Usta zjechały w dół do kołnierza, a palce rozpięły koszulę. — Kiedy po raz pierwszy… uch. — Usta Snape'a znalazły jego sutek. — Zainteresowałeś się mną?
Mężczyzna poderwał swoją głowę do góry, wbijając spojrzenie ciemnych oczu w Harry'ego.
— W chwili, gdy cię ujrzałem — powiedział nieco szorstkim głosem. Potem zwrócił uwagę na swoją nagrodę, składając pocałunki na całej klatce piersiowej drugiego czarodzieja.
Harry'emu udało się odpowiedzieć.
— Zboczeniec! — powiedział, śmiejąc się.
Snape spojrzał w górę z poczuciem winy.
— Nie w ten sposób — zaczął, po czym ponownie się zastanowił. — W porządku, tak, ale wiedziałem, że nigdy do tego nie dojdzie, nie wtedy, ani później. — Jeden palec przesunął się po krawędzi szczęki Harry'ego. Ich twarze były bardzo blisko.
— Nigdy nie wiedziałem — przyznał Harry. — Również nigdy nie podejrzewałem. Dlaczego, nie wiem, nic nie powiedziałeś? — Jego ramiona wciąż spoczywały wokół szyi Snape'a.
— Sam powiedziałeś wężowi, jaka to byłaby piękna rozmowa. — Odchylił głowę do tyłu, odgarniając włosy z twarzy. — Panie Potter, teraz kiedy masz szesnaście lat, może rozłożyłbyś nogi dla swojego starego mistrza eliksirów? — Powinien tak uczynić. — Nie zrobiłbym tego.
Harry zakołysał swoimi biodrami naprzeciw miednicy swojego byłego nauczyciela.
— Czy kiedykolwiek masturbowałeś się myśląc o mnie?
Ekscytujący uśmiech pojawił się na tych idealnych ustach.
— O tak. Jako człowiek i wąż.
Spodnie Harry'ego stały się nagle nieznośnie ciasne.
— Chciałbym to zobaczyć — jęknął.
— Cóż, widziałeś to w przypadku węża — nadeszła jedwabista odpowiedź — i jest tak wiele rzeczy, które chciałbym ci pokazać.
I jakby czytając jego myśli, Snape przesunął ręce w dół ku rozporku Harry'ego, rozpinając guzik i osiągając cel, z którego Harry był bardzo zadowolony. Kiedy jego erekcja znalazła się w dłoni Snape'a, była to dla nich obu ulga.
— Nie masz pojęcia, jak się tym dręczyłem — wyszeptał Snape — pragnąc tego jako wąż.
Harry ledwo mógł złapać oddech.
— Łóżko? — zapytał, ale Snape mógł tylko skinąć głową, pomagając mu zrzucić resztę jego ubrań, gdy wstał. Nagi Harry pociągnął Snape'a do łóżka.
— Nie mogę uwierzyć, że mój pierwszy raz z tobą jako mężczyzna będzie w łóżku Hagrida — lamentował Snape, podnosząc koszulkę przez głowę. Harry uśmiechnął się, przesuwając dłonią po kremowym ciele.
— Nie ma mowy, żebym dotarł do lochów — powiedział Harry, rozpinając bezkompromisowe guziki nad erekcją Snape'a. — Poza tym wcześniej nie miałeś nic przeciwko. — Ściągnął czarne spodnie, aż Snape był tak samo nagi jak on. Odetchnął głęboko.
— Nie to miałem na myśli — powiedział starszy mężczyzna, przyciągając Harry'ego do namiętnego pocałunku, jakby chciał go naznaczyć w ten sposób. Harry zadrżał, wbijając się w jego usta, spragniony tego.
— Kiedy po raz pierwszy zacząłeś mnie pożądać? — zapytał, kiedy Snape odsunął się od niego, popychając go na łóżko. Harry sięgnął po szczupłą, elegancką sylwetkę, przyciągając do siebie.
— Hm… — mruknął Snape, po czym powolny, triumfalny uśmiech pojawił się na jego ustach. — Chyba nie chcę ci tego mówić. — Ułożył swoje długie nogi obok Harry'ego. Jedno kolano wygięło się nad udem Harry'ego. Erekcja po raz pierwszy napotkała erekcję, gdy Harry poruszył się naprzeciwko wspaniałej twardości. — Byłeś zbyt ostrożny z dawkowaniem. — Snape uśmiechnął się. — Mogłeś mieć godziny ponurych wyznań.
Harry wsunął dłonie w fale czarnych włosów.
— Zadowolę się godzinami seksu.
Ręka przesunęła się po jego klatce piersiowej, nad gładką płaszczyzną brzucha, ściskając obie erekcje.
— Godziny, co? — Dłoń powędrowała po jądrach Harry'ego, a potem pod nimi.
— Zadowolę się namiętnym seksem, pławieniem się w mgiełce po orgazmicznej i dużą ilością przytulania — poprawił się Harry, gdy palec zsunął się jeszcze niżej. Harry wygiął się, gdy znalazł się w pobliżu jego wnętrza. – Zdecydowanie jestem gotowy na mój gorący seks w tej chwili — powiedział. — O cholera! — Palec znieruchomiał w nim na wybuch młodszego czarodzieja, a wyraz twarzy Harry'ego stał się ponury. — Poważnie wątpię, czy Hagrid ma cokolwiek choćby w najmniejszym stopniu podobnego… — Zdesperowany przeglądał w myślach zawartość spiżarni, kiedy Snape zaśmiał się lekko.
— Są do tego zaklęcia, Harry — powiedział, pochylając się nad łóżkiem po różdżkę. — Takie, których nie uczymy uczniów. — Wymamrotał zaklęcie i z łatwością wsunął palec w Harry'ego.
— Och, to… to jest…
— Chciałem wpełznąć w ciebie jako wąż — powiedział Snape, głosem cudownie szorstkim z namiętności. Ruch palca był zgodny z jego słowami. — pieprzyć twój ciasny tyłek, aż stracisz głowę. — Wsunął drugi palec, rozciągając Harry'ego i wypełniając go.
— Dlaczego tego nie zrobiłeś? — zdołała zapytać, obserwują, jak głowa Snape'a opadła na tyle, by musnąć językiem czubek erekcji Harry'ego, zlizując widoczne krople preejakulatu.
— Nie chciałem cię zszokować — dobiegł słodki głos.
Harry uśmiechnął się rozmarzony.
— Masturbowałem się wspólnie z wężem. Co jeszcze mogło mnie zszokować? — Jego ręka znów przeniosła się na lśniące włosy.
— Jeśli to jakieś pocieszenie, nie chciałem… — Dłoń zamknęła się na jego erekcji, a Harry cieszył się uczuciem palców na wewnątrz i z zewnątrz, przyciągając głowę Snape'a do swojej, by podzielić się długim pocałunkiem.
— W porządku. — Udało mu się powiedzieć, gdy ich wargi wciąż się muskały.
Potem ciemna głowa uniosła się, gdy palce wysunęły się i wplotły w kręcone włosy między udami Harry'ego.
— W świetle tego, co zrobiłem — powiedział Snape, a Harry był zaskoczony, widząc delikatny róż pojawiający się na bladych policzkach. – Nie mam nic przeciwko, jeśli chcesz… gdybyś zechciał, żebym…
Coś jakby radość zalała pierś Harry'ego. Uniósł jedną rękę, by pogłaskać policzek Snape'a.
— Potrzebuję cię we mnie — powiedział Harry, przyciskając biodra do lędźwi starszego mężczyzny. — Marzyłem o tym od tak dawna. – Harry wiedział, że przed długi czas będzie cenił ten wyraz twarzy swojego kochanka, który teraz ujrzał.
Zamiast odpowiedzieć, Snape opuścił głowę i chwycił usta Harry'ego z wyjątkową delikatnością, która podnieciła Harry'ego tak samo jak wcześniejszy namiętny. Palce, które go pieściły, zniknęły, a Snape użył ostatnich śladów wyczarowanego lubrykantu na swoim nabrzmiałym penisie. Oddech Harry'ego przyśpieszył na ten widok. Przypomniał sobie fantazję, którą dzielił z wężem o Snape pragnącym go tak bardzo, że nie mógł się doczekać, by w niego wejść.
Unosząc się, starszy mężczyzna podniósł nogi Harry'ego, zaplatając je wokół swojej talii. Harry złapał jedną z grubszych poduszek i wsunął ją pod biodra. Tak przygotowani, poświęcili chwilę, aby wpatrywać się w siebie, przyswajając to wszystko. Wtedy erekcja Snape'a znalazła się przy jego wejściu, naciskając, aż Snape całkowicie znalazł się w nim. Ich usta odnalazły się nawzajem, biodra poruszały się wspólnie. Nie było w tym zbytniej finezji, ale żaden z mężczyzn zdawał się tego nie zauważać. Ciepła dłoń owinęła się wokół erekcji Harry'ego, głaszcząc ją. Harry chciał, żeby to trwało całą noc, ale poczuł, jak jego jądra zaciskając się, kiedy potrzeba wciągała ich obu w zmysłową spiralę.
Włosy Harry'ego zasłoniły mu oczy, gdy obaj upadli, ze splątanymi kończynami, oddychając szybko. Potem Snape podniósł się na łokciach i spojrzał na Harry'ego, wygładzając jego nieuporządkowane włosy.
— Jeden namiętny seks — powiedział Snape, jakby przeglądał składniki eliksiru. — Rozkoszowanie się przeżytym orgazmem czas zacząć — Zmarszczył brwi, po czym zsunął się w nim, zanim ze swoją wcześniejszą wężową koncentracją zacząć zlizywać rozlane nasienie z brzucha Harry'ego.
To była najbardziej erotyczna rzecz, jaką Harry kiedykolwiek widział. Poczuł pierwsze iskry podniecenia, które wzrosło mocniej dopiero, gdy Snape zauważył jego drgającego penisa. Spoglądając w górę, Snape przesunął się w dół, zwracając uwagę na rosnącą twardość.
— Powinieneś zachwycać się przeżytym orgazmem — skarcił, choć nie było w tym prawdziwej nagany, gdy ospale poruszał swoim językiem po erekcji.
— Mmm — wymruczał Harry. — Poprawmy plan. Jeden namiętny seks, jeden powolny lodzik, a potem od razu przytulanie się.
Powoli przesuwając językiem po główce, Snape przerwał swoje poczynania na tyle długo, by wymamrotać:
— Zbliża się jedno fellatio. — Po czym połknął w całości Harry'ego, aż do jego włosów łonowych.
Ciemne włosy były nie do odparcia. Tyle razy marzył o dotknięciu ich. Teraz, kiedy mógł sobie na to pozwolić, nie widział powodu, aby tego nie robić. Snape, z ustami wokół jego erekcji, wydał z siebie pomruk uznania, podczas gdy Harry patrzył z podziwem na blade ciało rozciągnięte między jego nogami. Gładkie i kremowe. Tak jak fantazjował po całym tym wpatrywaniu się w niego podczas eliksirów. Snape naprawdę miał seksowne ciało. Pod tym kątem Harry mógł zobaczyć niezbyt zaokrąglone krzywizny tyłka swojego kochanka.
Jedna ręka o długich palcach delikatnie chwyciła jego jądra, obracając je fachowo, dodając uczycie do silnego teraz podniecenia Harry'ego. Młodszy czarodziej obserwował, jak te usta krążąc nad jego główką penisa, przesuwając się w dół, a język sunął po jego długości. Ręka wokół jego jąder wsunęła się w krótką strzechę ciemnych włosów, gdy Snape powoli lizał jego jądra, biorąc je do ust.
Następnie ręka zsunęła się w dół jego uda. Najdłuższy palec z łatwością wsunął się z powrotem w niego. Własne palce Harry'ego zacisnęły się na ciemnych włosach, subtelnie nadając tempo, zmieniając je z „spokojnego"" na „intensywne". Zduszony krzyk wyrwał mu się z gardła, gdy spuścił się w te gorliwe, ssące usta. Kiedy zdołał ponownie otworzyć zmrużone oczy, wężopodobne spojrzenie obserwowało go spomiędzy jego ud.
— Myślę, że teraz potrzebuje przytulenia — powiedział. W jego głosie pobrzmiewała satysfakcja i szczęście.
Snape bez słowa wspiął się obok niego, przyciągając go do umięśnionej klatki piersiowej. Ręce nigdy nie opuszczały skóry Harry'ego. Potem z chrząknięciem szczupłe ciało dostosowało się obok niego, po czym Snape westchnął.
— Co? — Harry spojrzał na niego z zaciekawieniem.
— Gołe pośladki i kamienne ściany nie pasują do siebie — powiedział nieco zrzędliwie jego kochanek.
Harry roześmiał się, już sennie przewidując następny wieczór i wspominając niedawne przeżycia.
— Z tobą przytulającym się do mnie jest całkiem przytulnie.
Delikatne, ciemne brwi wygięły się w łuk.
— Sprawdźmy, czy następnym razem ci na to pozwolę.
— Następnym razem? — Ich spojrzenia spotkały się, a Snape uśmiechnął się do niego.
— W lochach. Nie spędzę reszty lata w łóżku Hagrida z kawałkami skał wbijającym się w moje wrażliwe obszary. Obszary, które przydadzą mi się w najbliższym czasie — dodał.
Harry owinął ramiona wokół Snape'a.
— Lochy brzmią cudownie. — Był zachwycony, gdy odkrył, że jego nowy kochanek bardzo poważnie traktuje jego żądanie przytulania się po. Ręce nigdy nie spoczywały bezczynnie na jego klatce piersiowej, a kciuk kreślił wzory wokół sutka. — A zatem… Severusie – powiedział Harry, senny i usatysfakcjonowany, ale wciąż zaciekawiony.
— Hmm? — Rozległ się ospały głos obok niego.
— Czy mogę zapytać cię o jeszcze jedną rzecz? Nawet jeśli Veritaserum przestało działać?
— Twój pierwszy mecz quidditcha.
Harry obejrzał się.
— Hę?
Ciemna głowa uniosła się i spojrzała na niego.
— Wtedy po raz pierwszy zacząłem na ciebie patrzeć w sensie cielesnym. W ten sposób zauważyłem, że ten drań Quirrel rzucił na ciebie klątwę, choć niewiele mnie to pocieszyło w moim całkowitym upokorzeniu.
Harry otworzył usta ze zdumieniem.
— Nie o to chciałeś zapytać?
Harry potrząsnął głową.
— Ale dzięki. — Snape spojrzał na niego podejrzliwie, po czym oparł głowę na łokciu, przesuwając drugą rękę do obojczyka Harry'ego, śledząc wystającą kość. Harry uznał ciszę za zgodę i zadał swoje pytanie: — Dlaczego tak bardzo chciałeś, żebym poszedł na przyjęcie dziś wieczorem? — Jako wąż Snape ciągle o tym wspominał w zeszłym tygodniu. Spojrzał na surowe rysy mężczyzny.
— Żebym mógł zwabić cię do lochów, żeby mieć z tobą swój nikczemny czas. — Przerwał, przygryzając dolną wargę. — A potem przyznać się.
Młodszy czarodziej wiedział, że nie potrzebował serum prawdy, żeby w to uwierzyć.
— Och rozumiem, najpierw nikczemny czas, a potem wyznanie?
Wędrująca ręka przesunęła się do jego twarzy, wijąc się wzdłuż jego dolnej wargi.
— Jestem ślizgonem. Pomyślałem, że nawet gdybym musiał się przyznać, nadal będę miał możliwość spędzenia z tobą czasu w łóżku.
Harry przesunął ustami po palcach przed sobą.
— Czyli mecz quidditcha?
— Mmm — powiedział Snape, trochę rozmarzony, wciąż skupiony na przytulaniu. Teraz tylko jeden palcem był na dolnej wardze Harry'ego, prawie bezmyślnie wsuwając i wysuwając czubek w jego usta.
Harry zacisnął lekko zęby wokół natrętnego palca, po czym owinął wokół niego usta, ssąc go do kostki. Źrenice Snape'a rozszerzyły się z uznaniem, gdy wsunął palec głębiej.
— Czy nadal będziesz mnie kochać, gdy będę starcem w wieku 25 lub 30 lat? — zapytał żartobliwie Harry, ale stwierdził, że czekał na odpowiedź.
Ciemne oczy błyszczały nad jego twarzą.
— Śmiem tak twierdzić — rozległ się ospały, przeciągły głos, który Harry uwielbiał.
Dłonie Harry'ego owinęły się wokół nagiej talii Snape'a.
— Wiesz, że cię kocham?
Usta opadły na jego w delikatnym muśnięciu warg.
— Ujawniłeś mi swoje serce, broniłeś mnie.
— Nie zapomnij o tym, że pieprzyłeś mnie, aż straciłem rozum — dodał Harry z lekkim sercem.
— Tak — zgodził się Snape.
Harry westchnął z wielkim zadowoleniem, czując, jak Severus przesuwał się obok niego na małym łóżku. To, co było obszerne dla Harry'ego i węża, było trochę ciasne dla dwóch dorosłych mężczyzn.
— Cholera! — powiedział nagle Snape.
Harry poczuł, jak coś poruszało się na jego skórze. Usłyszał szelest, a potem poczuł utratę ciepłego ciała obok siebie. Wąż wślizgnął się na jego klatkę piersiową i zwinął się z głową na górze zwojów.
Harry westchnął.
— Dobra – powiedział, głaszcząc czubek trójkątnej, czarnej głowy. — Ale chcę jutro wieczorem wyjątkowo długiego przytulania ssię.
— Dobranoc, Harry — syknął cicho wąż.
— Dobranoc, Ssnape.
*Chodzi tutaj, że wąż po angielski brzmi podobnie do Snape.
Koniec
