Od autora
Szaryt21: Nikt nie zauważył otwierających się drzwi, bo obserwowali torturowaną Daphne. W oryginalnym 6 tomie Harry też wkradł się w pelerynie do przedziału Ślizgonów, a skoro mieścił się pod nią razem z Ronem i Hermioną, to uznałem, że wskoczyć w niej na półkę bagażową też mu się uda. Ślizgoni zauważyli zaklęcia, ale Harry zrobił to szybko, więc nie zdążyli zareagować. Jeśli chodzi o rzucenie się na Bulstrode, to zrobiłem to celowo, żeby nie poszło za łatwo. Uznajmy, że Harry'ego poniosła adrenalina :D
A teraz już przed Wami kolejny rozdział!
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Rozdział pierwszy
Ucieczka
Harry wygramolił się z pod nieruchomej Millicent i z wysiłkiem wstał. Oszołomiony rozejrzał się, szukając swojego wybawiciela, ale na podłodze przedziału leżeli tylko pozbawieni przytomności Ślizgoni. Nagle w powietrzu pojawiła się ręka, która z zadziwiającą siłą wciągnęła go pod pelerynę-niewidkę.
- Zmywajmy się stąd – syknęła Daphne Greengrass, której dłoń kurczowo zaciskała się na nadgarstku zielonookiego chłopaka.
Pośpiesznie wyszli na korytarz i w milczeniu ruszyli na drugi koniec pociągu. Chcieli oddalić się od zagrożenia. Co prawda unieszkodliwili przeciwników, ale przecież w każdej chwili mogli się oni obudzić i wyruszyć na ich poszukiwanie, żeby wywrzeć zemstę.
- Chodźmy do mojego przedziału - zaproponował Harry.
- Nie będę siedziała razem z bandą Gryfiaków - parsknęła Daphne.
- Właśnie siedzisz z jednym z nich pod jednym płaszczem - zauważył Wybraniec.
- Gdybyś nie był takim ignorantem i oszołomił Bulstrode, zamiast rzucać się na nią jak jakiś zidiociały mugol, to nie musiałabym cię ratować.
- Wolałabyś, żeby przygwoździła cię swoją masą?
- Zawsze dawałam sobie radę i tym razem też bym sobie poradziła!
- Taa, właśnie widziałem, jak świetnie ci szło. Mogłabyś okazać odrobinę wdzięczności za ratunek.
- Nie potrzebuję pomocy, a zwłaszcza od Złotego Chłopca Dumbledore'a!
Stali nieopodal przedziału, w którym Harry pozostawił swoich przyjaciół i kłócili się, każde z nich przekonane, że ma rację. Na całe szczęście Daphne zachowała trzeźwość umysłu i rzuciła na obszar wokół nich zaklęcie ciszy, bo zapewne przyciągnęliby uwagę większości uczniów.
- Dobra, nie ma co się kłócić – chłopak z blizną w kształcie błyskawicy postanowił odpuścić.
Daphne przez dłuższą chwilę piorunowała go wzrokiem. Co prawda Potter ocalił jej skórę, ale to nie znaczyło, że nagle zaczęła go lubić. Było wręcz odwrotnie. Nie znosiła tego zapatrzonego w siebie bufona. Wkurzało ją, że on może grać w quidditcha, a ona, chociaż radziła sobie doskonale jako ścigająca, nie miała nigdy okazji się sprawdzić w prawdziwym meczu, bo w jej domu do drużyny brano zwykle tylko chłopaków. Nie znosiła jego sławy i tego, że Dumbledore zawsze pozwalał mu na więcej i dawał mu punkty za jakieś bzdury, przez co Gryffindor zdobywał puchar domów, nawet wtedy, gdy był na straconej pozycji. Ten stary pierdziel mógł sobie gadać swoje, a ona i tak wiedziała lepiej. Potter na pewno miał pomoc w tych swoich wszystkich przygodach. Ślizgonka nie wierzyła w to, że Złoty Chłopiec wraz ze swoimi głupimi przyjaciółmi mogli to wszystko osiągnąć bez pomocy nauczycieli. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy w to, że uczeń początkowych klas dostał się do Komnaty Tajemnic i pokonał legendarnego potwora Slytherina w pojedynkę, a tym bardziej w to, że zdołał sam przeciwstawić się żądnemu władzy Quirellowi i ocalić Kamień Filozoficzny. Snape miał rację w tym, że wyżywał się na Gryfonach i odejmował im punkty. W końcu musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie, prawda? Jeszcze jedna rzecz bardzo irytowała Ślizgonkę. Była pewna, że Gryfon ma sielankę w domu i spędza fantastyczne wakacje, podczas gdy ona, Daphne Greengrass, była poniżana przez swojego ojca. Matka dziewczyny uciekła z domu, gdy ta miała pięć lat. Od tego czasu ojciec wpajał jej wartości Czarnego Pana, a ponieważ Daphne miała swoje zdanie na ten temat, to często była bita i poniewierano nią na każdym kroku.
Z drugiej strony Potter nie miał obowiązku jej pomagać, a mimo wszystko zaryzykował, żeby upewnić się, że nic się jej nie stanie. Musiała przyznać sama przed sobą, że bardzo jej tym zaimponował, a poza tym nie mogła zaprzeczyć temu, że chłopak jest bardzo przystojny. Tak naprawdę niemal wszystkie dziewczyny z jej klasy po cichu podkochiwały się w Wybrańcu, nawet Pansy, która na korytarzach Hogwartu głośno się z niego naśmiewała, masturbowała się wieczorami w dormitorium dziewcząt. Daphne raz podsłuchała, jak dziewczyna leżąc w łóżku jęczała jego imię. Zniesmaczona poprosiła Parkinson, żeby ta rzucała zaklęcia ciszy jeśli musi już to robić. Miała nadzieję, że nigdy w życiu czegoś podobnego nie usłyszy, bo naprawdę nie interesowały jej ukrywane przed wszystkimi fantazje koleżanek z roku. Choć nie lubiła Pottera, to Daphne doskonale wiedziała, że chłopak ma na tyle honoru, że nawet nie pomyśli o tym, żeby kiedykolwiek zbliżyć się do Pansy. Sama w duchu marzyła o tym, żeby bliżej zapoznać się z jego mięśniami, no i nie miałaby nic przeciwko temu, żeby móc dłużej popatrzyć mu w oczy. Uwielbiała je! Ich cudowna zieleń hipnotyzowała ją i dziewczyna musiała wykorzystywać swoją całą samokontrolę, żeby nie myśleć o Potterze w ten sposób. Oczywiście on nigdy nie dowie się, że Daphne się w nim podkochuje, bo niezależnie od tego, że Gryfon bardzo się jej podobał, nie wyobrażała sobie, że mogłaby kiedykolwiek być z kimś, kto w życiu polega na sławie. Mimo wszystko Potter zasłużył sobie na jej szacunek, więc postanowiła chociaż być dla niego milsza.
- Masz rację – powiedziała i podała mu rękę – i dziękuję za to, że mi pomogłeś. Nie spodziewałam się, że jakiegoś Gryfona na to stać, a zwłaszcza ciebie, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób większość z nas cię traktowała odkąd pojawiłeś się w Hogwarcie.
Harry uśmiechnął się do niej.
- Nie mogłem pozwolić, żeby zrobili ci krzywdę. O zobacz! Tam jest wolny przedział. Skoro nie chcesz siedzieć z Ronem i Hermioną, to potowarzyszę ci do Londynu, o ile nie masz nic przeciwko, pójdę tylko po swoje rzeczy.
Harry wrócił po Hedwigę i kufer. Okłamał przyjaciół, że idzie zaopiekować się młodszymi uczniami, którzy mieli problemy z grupką Ślizgonów. Hermiona chciała mu pomóc, ale zapewnił ją, że sobie poradzi i że spotkają się na peronie.
Nie wiedział dlaczego ich okłamuje, ale czół, że to nie jest odpowiedni moment na to, żeby wyznać im prawdę na temat tego, co wydarzyło się w jednym z przedziałów pociągu Expres Hogwart. Wrócił do Daphne, zasunął zasłony i wyciszył przedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wpatrując się w przesuwające się widoki. Mijali pola i pastwiska, którymi młody mężczyzna tak się zachwycał, kiedy po raz pierwszy jechał do Hogwartu.
- Pewnie twoja rodzinka nie może się już doczekać swojego bohatera, co? – Daphne zagadnęła jako pierwsza.
- Taa, zapomniałem o tym, że wy Ślizgoni żyjecie w przekonaniu, że w domu mam sielankę.
- No pewnie, w końcu jesteś Chłopcem, który przeżył – zauważyła dziewczyna.
- Jeśli już musisz wiedzieć, to nie na widzę letnich wakacji i zamierzam zwiać, gdy tylko dojedziemy na Kings Cross.
- Czemu – Daphne zmarszczyła brwi.
- Wolałbym o tym nie mówić – uciął Harry.
- No dobra, nie musimy o tym rozmawiać, ale mam do ciebie prośbę. Zabierzesz mnie ze sobą?
Gryfon spojrzał na nią wstrząśnięty.
- A mogę spytać, dlaczego nie chcesz wracać do domu?
- Nie! – warknęła Ślizgonka, ale zaraz się zreflektowała. – Wybacz, ja też nie chcę o tym mówić. Mogę ci tylko powiedzieć, że też moje wakacje nie należą do przyjemnych. To co, mogę się do ciebie doczepić? Myślę, że we dwójkę będzie nam łatwiej uciekać.
Harry zamyślił się na moment. Daphne nie była jego wymarzoną towarzyszką. Gdyby miał zamiar zabrać kogoś ze sobą, to pierwsze osoby, które by mu przyszły do głowy to rzecz jasna Ron i Hermiona. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że Ślizgonka wywarła na nim ogromne wrażenie. Podejrzewał, że większość z jego kolegów złamałoby się pod wpływem klątw Malfoya i innych Ślizgonów, ale nie ona. Dodatkowo coś w jej twardym spojrzeniu błękitnych oczu sprawiało, że Harry miał chęć poznać osobę, jaką jest Daphne Greengrass.
- No dobra, możesz iść ze mną – oznajmił dziewczynie, która patrzyła na niego bez wyrazu, ale słysząc jego zgodę, nieznacznie się uśmiechnęła.
- Masz jakiś plan czy lecimy na żywioł – spytała.
- Jasne, że mam. Najpierw udamy się do Banku Gringotta. Mam tam umówione spotkanie z jednym z goblinów, a później możemy wynająć pokój na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
- Oszalałeś?! – wrzasnęła Daphne, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Jak z takim mózgiem udało ci się uniknąć śmierci z rąk Czarnego Pana?
- O co ci chodzi? – zirytował się Harry.
- A o to, że tam roi się od śmierciożerców, Potter!
Chłopak zmieszał się. Daphne oczywiście miała rację. Jak mógł mu wpaść do głowy tak niedorzeczny pomysł? To przecież jasne, że ulica, na której znajdują się sklepy wypełnione czarnomagicznymi obiektami, przyciąga sługusów Voldemorta. Nie po raz pierwszy dzisiejszego dnia poczuł się bardzo głupio. Musiał wziąć się w garść, żeby Ślizgonka nie uznała, że ma do czynienia z jakimś półgłówkiem.
- Wybacz, to był kretyński pomysł, ale myślę, że mam lepszy. Możemy po prostu wynająć na kilka dni jakieś mugolskie mieszkanie.
- No wreszcie gadasz z sensem – uznała dziewczyna. – A jak zamierzasz się wymknąć z dworca? Przecież nie możemy wezwać Błędnego Rycerza, bo ten konduktor może wypaplać naszą lokalizację. Miotły też nie wchodzą w grę – moglibyśmy wpaść w kłopoty, gdyby zauważył nas jakiś mugol.
- To proste. Użyjemy pelerynki i udamy się do metra. Kiedyś jechałem tak z Hagridem. tylko nie mam pojęcia, co zrobić z kuframi i Hedwigą.
- Daphne wzniosła głowę cierpiętniczo ku niebu.
- Nikt cię nie nauczył zaklęcia zmniejszającego? – zapytała. – Myślałam, że Dumbledore wziął się za edukację zbawcy czarodziejskiego świata.
- Dobra, nie znam tego zaklęcia, ale nie musisz być taka ironiczna. Wyobraź sobie, że nasz dyrektor ma w nosie to, czy uda mi się pokonać Voldemorta! Nie nauczył mnie niczego przez ostatnie pięć lat i nie sądzę, żeby chciał mnie czegokolwiek nauczyć!
Ślizgonka wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. Harry'ego w ogóle nie zaskoczyła ta reakcja. W końcu prócz Remusa, nieżyjącego Syriusza i Jamesa, a także nieskazitelnego Dumbledorea wszyscy bali się tej śmiesznej ksywki.
- Dobra, sama to zrobię pod warunkiem, że nie będziesz wypowiadał tego okropnego imienia – oznajmiła blondynka, stuknęła różdżką po kolei w każdy kufer i puste klatki – sowy zostały uprzednio wypuszczone.
- Wow! - Harry schował zmniejszony bagaż do kieszeni. – Musisz mnie tego nauczyć.
- Jak sobie zasłużysz – Ślizgonka mrugnęła do niego i uśmiechnęła się słodko. – Dobra, chcę się przebrać w normalne ubrania, więc wypad, no chyba że chcesz mieć zmiażdżone klejnoty.
- Interesujący pomysł, ale jednak odmówię – skrzywił się zielonooki Gryfon i wyszedł z przedziału, owijając się szczelnie swoim magicznym płaszczem.
Dziesięć minut później oboje byli już przebrani i ukryci pod peleryną-niewidką. Pociąg zaczął zwalniać, a z innych przedziałów wysypało się mnóstwo uczniów. Po chwili Harry z Daphne byli już na peronie i zmierzali w stronę przejścia prowadzącego do świata mugoli. Widzieli rodziców, którzy witali się ze swoimi pociechami. Pani Weasley przygarnęła w objęcia Rona i Hermionę, ale rozglądała się czujnie. Harry wiedział dlaczego. Szukała właśnie jego.
- Ron, gdzie jest Harry? – dobiegł do niego jej zmartwiony głos.
- Mówił, że chce zająć się jakimiś dzieciakami, ale miał się spotkać z nami na peronie – odpowiedziała za rudzielca Hermiona.
Ona również popatrywała po uczniach, usiłując wyłowić w tłumie swojego najlepszego przyjaciela. Nieopodal stali Dursleyowie. Vernon wyglądał na bardzo wściekłego. Irytowało go, że musi stać wśród tych dziwolągów, a jeszcze Potter miał czelność nie pojawiać się na czas. Do Weasleyów dołączyła Tonks, Szalonooki Moody i Lupin. Harry spanikował. Magiczne oko Moody'ego potrafiło przeniknąć przez pelerynę.
- Szlag -zaklął głośno. – Zgredek!
Trzasnęło i pojawił się przed nim mały skrzat. Daphne bez namysłu wciągnęła go pod płaszcz.
- Oh Harry potter, Sir, co Zgredek może zrobić dla wielmożnego Pana?
- Teleportuj nas na najbliższą stację, z której odjeżdża metro – szepnął wprost w mięsiste ucho Zgredka.
Skrzat nie zadawał więcej pytań, tylko chwycił Gryfona i Ślizgonkę za ręce.
- Potter! Nie chowaj się pod tą peleryną, to nie czas na amory! – wrzasnął Moody, który nie zauważywszy Zgredka, musiał źle zinterpretować to, co zobaczył wewnątrz płaszcza.
Harry chciał mu odpowiedzieć, że będzie robił to, na co ma ochotę, ale nie zdążył. Poczuł szarpnięcie i po chwili wraz z Daphne stali już na peronie, a z oddali było widać nadjeżdżające metro.
- Wracaj do Hogwartu, Zgredku i nikomu nie mów o tym, co tu się stało.
- Tak jest, Harry Potter Sir!
Rozległ się charakterystyczny trzask i skrzat domowy zniknął.
Tymczasem na Kings'Cross Moody wyjaśniał Weasleyom, Lupinowi i Tonks co zobaczył. Wstrząśnięci zakonnicy, Ron, Hermiona i Ginny nie mogli zrozumieć, dlaczego Harry tak postąpił. Członkowie Zakonu Feniksa musieli wytłumaczyć Dursleyom zaistniałą sytuację. Uznali, że najlepiej do tego się nada Artur Weasley, który dość dobrze radził sobie z mugolami. Mężczyzna odważnie podszedł do wuja Vernona i wyciągnął rękę.
- Dzień dobry – powitał radośnie całą trójkę, ale Vernon nie miał zamiaru uścisnąć mu dłoni. – Mieliśmy okazję poznać się jakiś czas temu, kiedy odbierałem Harry'ego na mistrzostwa.
Twarz pana Dursleya zrobiła się czerwona. Doskonale pamiętał tego człowieka. To on wraz z tymi przeklętymi rudzielcami zdemolowali mu salon.
- Czego pan chce – warknął nieprzyjemnie.
- Z przykrością muszę państwa powiadomić, że Harry uciekł.
Na twarzy Vernona pojawił się szeroki uśmiech.
- Nam tam wcale nie jest przykro – zawołał. – W końcu będziemy mieli normalne wakacje!
Z tymi słowami odwrócił się na pięcie i wraz z Petunią i Dudleyem udali się w kierunku samochodu, żeby wrócić do domu. Byli bardzo szczęśliwi, że wreszcie przeżyją normalne wakacje. Nie mogli wiedzieć, że Harry Potter, który aktualnie zmierzał do Gringotta, pojawi się na progu ich domu o wiele szybciej, niż mogli przypuszczać. Nikt nie mógł wiedzieć, że wizyta Harry'ego i Daphne w banku czarodziejów będzie początkiem ogromnych zmian, które na zawsze zmienią czarodziejski świat i wywrą ogromny wpływ na mugolski. Nie wiedział tego również sam Harry, który siedział obok Daphne w Metrze i zaśmiewał się z faktu, iż udało im się wymknąć, unikając wścibskich oczu członków Zakonu Feniksa.
