Tytuł: Rzecz
Oryginalny tytuł: Thing
Autor: yuujispinkhair
Zgoda na tłumaczenie: Czekam
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Link: /works/43003434
Uwagi: Ta historia oparta jest na 203 rozdziale mangi, ale to Kenjaku spotyka Yujiego, Megumiego itp. i mówi im to co powiedział Choso. Sukuna obserwuje tę scenę.
Rzecz
— Dopóki ta rzecz będzie współistnieć z Sukuną, cykl klątw nigdy się nie skończy. Nie będziesz w stanie tego zatrzymać.
Kenjaku wyglądał na zadowolonego z siebie, gdy ujawniał swój plan małej grupie czarowników stojących przed nim.
Palce Sukuny zacisnęły się wokół czaszek, które pełniły funkcje podłokietników na jego tronie, z którego obserwował scenę poprzez parę oczu na kościach policzkowych swojego naczynia.
Jak na razie całkiem zabawne było dla niego obserwowanie, jak bachor i jego przyjaciele walczą i bronią się, by wpaść na tego, kto był odpowiedzialny za cały ten chaos. Kenjaku, który z radością poinformował ich, że wszystko szło zgodnie z jego planem.
Król Klątw uśmiechnął się do siebie z rozbawieniem, opierając się na tronie, ciesząc się tym małym przedstawieniem.
Do teraz.
Nie wiedział, dlaczego nagle poczuł, jak zalewa go fala złości, ale jego oczy zmrużyły się, gdy wpatrywał się w Kenjaku. Na jego uśmiechnięty wyraz twarzy, taki zarozumiały, tak dumny z siebie. Kenjaku uważał się za doskonałego władcę marionetek pociągającego za wszystkie sznurki w tej małej grze.
Ale nie to przyciągnęło uwagę Sukuny. Uświadomił sobie, że to było coś innego.
"Ta rzecz" - powiedział Kenjaku, mówiąc o bachorze.
Jak on śmiał!
Głośny trzask rozbrzmiał echem w rozległej przestrzeni Złowrogiej Świątyni, gdy czaszki pod dłońmi Sukuny zostały zmiażdżone między jego długimi palcami i rozpadły się na drobny pył.
Gorąca wściekłość wzbierała się w Sukunie. Brak szacunku! Jak ten robak śmiał tak nazwać naczynie Sukuny! Jego idealne naczynie! Stworzony specjalnie dla niego. Stworzony, by być jego jedynym. Nadaje się na naczynie króla. Naczynie dla Boga!
Jak Kenjaku śmiał nazywać rzeczą to, co należało do Sukuny!
Sukuny nie obchodziło, że sam nazywał chłopca jedynie bachorem lub że uwielbiał mu dokuczać i patrzeć, jak cierpi. To było coś innego. W końcu Yuji należał do Sukuny. Mógł robić, co mu się podoba z tym, co do niego należało.
Ale nie pozwalał na to nikomu innemu. Nie pozwoli nikomu tak lekceważyć chłopca. Bo czy nie oznaczało to również pośredniej obrazy wobec samego Sukuny? Jeśli jego naczynie było tylko rzeczą, czym był Sukuna w oczach Kenjaku?
Zanim zorientował się z całą świadomością, co robi, Sukuna już pociągnął za niewidzialny sznurek łączący go z bachorem. Chwilę później Yuji wpadł do jego domeny, lądując z głośnym hukiem i bolesnym krzykiem u podnóża tronu Sukuny.
Spojrzenie złotych oczu skierowało się na Sukunę. Bachor wpatrywał się w niego złowrogo.
— Hej! Po co to było? Czego teraz chcesz?
Sukuna prychnął, zanim pojawił się bezpośrednio za chłopcem, wyciągając dużą dłoń, by mocno owinąć ją wokół gardła Yujiego, skutecznie odcinając jego wściekły bełkot.
— Ciii, bachorze, uspokój się, zanim sprawisz mi ból głowy.
Sukuna mógł wyczuć, jak spięty był chłopiec, gdy Król Klątw przyciskał swoje ciało do pleców Yujiego, z ręką wciąż mocno zaciśniętą na szyi bachora.
Nigdy nie byli tak blisko. Przynajmniej nigdy w ten sposób. Nie, kiedy nie byli w samym środku walki.
Sukuna czuł pod dłonią puls bachora. Och, jakie to było wspaniałe. Zwykle wielką radość sprawiał mu strach lub złość chłopca. Przez chwilę miał ochotę się temu poddać, sprawić, by chłopiec poczuł jeszcze większy niepokój. Wyśmiać go, rozzłościć, zajść mu za skórę, jak nikt inny.
Stłumił jednak tę potrzebę. Teraz nie był na to odpowiedni moment. Dziś Sukuna miał inne plany.
Pochylił się, aż jego wargi musnęły ucho chłopca, uśmiechając się, gdy lekki dotyk sprawił, że Yuji podskoczył.
Głos Króla Klątw był głęboki, gładki, uwodzicielski w swojej pieszczocie.
— Nie podoba mi się, jak o tobie mówi. Jak nazwał cię rzeczą. Jeśli ktoś może tak robić, to tylko ja.
— Odpieprz się! Odejdź ode mnie! Obaj jesteście podli!
— Nie rozumiesz, smarkaczu. Zabiję go.
Czuł, jak chłopiec przełykał ślinę. Jego jabłko Adama uderzyło w dłoń Sukuny. Klątwa zacisnęła swój uścisk i dodała cicho:
— Zabiję go dla ciebie, Yuji.
Bachor wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia. To był pierwszy raz, kiedy Sukuna powiedział jego imię na głos. Nie mógł powstrzymać się od myśli, że czuło się tak dobrze na jego języku.
Yuji.
Ani rzecz, ani bachor, ani naczynie.
Yuji.
To było szczególne poczucie własności, nazywać go po imieniu. Odkrycie sprawiło, że Sukuna zaśmiał się cicho, otwierając usta przy uchu Yujiego, a jego kły delikatnie musnęły płatek ucha i szyję chłopca.
Sukuna wdychał jego zapach, uśmiechając się ironicznie na smak strachu, który wyczuwał, mieszający się z delikatnym zapachem kwiatów wiśni, który zawsze unosił się z ciała chłopca.
Kiedy znów się odezwał, jego usta znajdowały się naprzeciwko szyi Yujiego.
— Sprawię, że będzie się czołgał, błagał i pokażę mu, kto jest jedynie rzeczą. On nie jest nawet tym. Jest niczym. Wymażę go i wszystko, czym kiedykolwiek był. Zrobił, co do niego należało. Jedyną część, która się liczyła. Dał mi ciebie. Moje doskonałe naczynie. Jedyne, które było na tyle silne, aby wziąć w siebie moją duszę. Taki silny i piękny. I cały mój.
Jego głos stał się szeptem, delikatną pieszczotą na szyi chłopca, oddechem muskającym rozgrzaną skórę. Usta Sukuny delikatnie musnęły miejsce pulsu Yujiego, po czym złożył tam pocałunek.
Nie pamiętał, czy kiedykolwiek dotykał kogoś z taką czułością. Prawdopodobnie nie.
Kiedy Sukuna próbował przypomnieć sobie swoje dawne intymne spotkania, były to wspomnienia przemocy. Brutalny dotyk, dzikie ugryzienia i pocałunki pełne krwi. Posiniaczone ciała wykorzystywane dla własnej przyjemności i wolno im było się do niego zbliżać jedynie do czasu, aż nie zaspokoił swojego głodu. Niektórym pozwolił żyć. Innym nie.
Ale to było coś innego.
Chłopiec w jego ramionach nie był jedną z tych bezimiennych konkubin ani jedną z tych żałosnych ofiar, które składano w jego świątyni.
Nie, Yuji był jego naczyniem. Został stworzony dla Sukuny. Stworzony, aby gościć króla. Stworzony, aby zapewnić schronienie duszy Boga. Jak mógł być po prostu rzeczą? A może jedynie człowiekiem lub klątwą? Był kimś więcej. I w końcu oczy Sukuny otworzyły się na tę prawdę.
Sukuna pozwolił swoim ustom pozostać na miękkiej, ciepłej skórze chłopca. Jego wargi uformowały się w uśmiech.
— Jesteś Bogiem tak jak ja, bachorze. I pokażemy wszystkim, że to jest nasz świat. Zabiję go dla ciebie. I zabiję każdego, kto stanie ci na drodze lub ośmieli się okazać ci brak szacunku. Ty i ja będziemy rządzić tym światem.
Sukuna nie mógł powstrzymać się od chichotu, gdy chłopiec wił się w jego ramionach, próbując nieskutecznie wyrwać się z jego uścisku. Jak słodko.
I jak miło było czuć to ciepłe i silne ciało poruszające się przy jego. Poczuć tę gładką skórę pod dłońmi i ustami. Słyszeć ten śliczny głos, który go przeklinał i wyzywał. Jak słodko byłoby usłyszeć inne dźwięki wydobywające się z tych ślicznych ust. Słyszeć okrzyki przyjemności i jęki oddania.
I w tym momencie Sukuna zdał sobie sprawę, że być może wybrał złe podejście do tego wszystkiego, kiedy już na początku zdecydował się traktować swoje naczynie z okrucieństwem i kpiną.
Może powinien był zrobić to inaczej. Może powinien był pomóc bachorowi, kiedy wyciągnął do niego rękę ze łzami w oczach i desperacją w wielkich złotych oczach, błagając go, by uratował przyjaciela. Może Sukuna powinien był uleczyć tego drugiego chłopca. Może powinien był związać Yujiego ze sobą na więcej sposobów, niż tylko poprzez połączenie duszy. Może powinien był sprawić, że chłopak go pokochał.
Teraz było już na to za późno. Yuji nigdy go nie pokocha. Ale nie musi. Niezależnie od tego zawsze będzie należeć do Sukuny. Sykuna nawet nie musiał go zmuszać, żeby stał się jego. Yuji był już Sukuny i zawsze będzie. To był fakt. Podobnie jak to, że słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie.
Jakkolwiek na to spojrzeć, Yuji został stworzony dla niego. Stworzony, aby zaoferować drugie życie Sukunie. I w końcu Sukuna mógł zobaczyć, jak cenny był ten dar, który został mu przekazany.
Powinien był to zobaczyć wcześniej. Powinien był docenić Yujiego wcześniej, ale na szczęście wciąż mógł zmienić swoje postępowanie. Mógł zająć się tym, co jego. Mógł chronić Yujiego i dać mu wszystko, czego potrzebował. I może pewnego dnia, jeśli Sukuna będzie wystarczająco cierpliwy, Yuji przynajmniej nie będzie nim pogardzał.
Do tego czasu Sukuna będzie czerpać wielką przyjemność z namiętnych zmagań Yujiego. Król Klątw lubił małe wyzwania. Przynajmniej nie będzie się nudził, mając u boku wściekłego Księcia.
Tym razem, po tysiącu lat, Sukuna nie będzie samotny na swoim tronie.
O tak, teraz widział to wyraźnie. Jak będą razem rządzić tym światem. Silny i piękny oraz tacy przerażający. Nikt już nigdy nie odważy się tak nazwać jego Yujiego.
Koniec
