Klik. Otwarte. Klik. Zamknięte. Klik. I znów otwarte, tym razem na dobre.

Kiedy kilkanaście dni wcześniej rozpoczynała faktyczną naukę telekinezy, Yumi nie sądziła, że tak szybko uda się jej spełnić jedno z największych marzeń, coś, o czym marzyła od wielu, wielu lat, wręcz od chwili, w której Hiroki nauczył się rozpoznawać litery. Otwieranie zamków.

Choć początek mógł zdać się łatwy - w końcu udawało się jej przenosić kilogramowe słowniki- trening precyzji i siły nie należał do najprostszych. Szybko to sobie uświadomiła, gdy spróbowała świadomie przesunąć jakikolwiek przedmiot. W pierwszej kolejności musiała oddać się ćwiczeniom na koncentrację oraz medytacji, by móc zachować równowagę, co nie było łatwe przy tylu bodźcach zewnętrznych. Na szczęście pancerne słuchawki, prezent od przyjaciół na urodziny, pozwoliły jej na odizolowanie się od świata i skupienie, dzięki czemu wkrótce zaczęła z większą swobodą ćwiczenia. Zaczęła od umiejętności, która, jak sądziła, była dla niej najprzydatniejsza w tamtym momencie.

Osiągnąwszy równowagę, nauka zaczęła iść jej o wiele sprawniej. Podejrzewała, że jeśli będzie się rozwijać w podobnym tempie przez całe wakacje - nie zamierzała przetrenować się, a zrozumiała to, gdy w dzień po bardzo długim treningu prawie nie mogła się podnieść przez ogromne zakwasy, choć przecież była wysportowaną osobą i (teoretycznie) nie używała mięśni do podnoszenia ciężarów tamtego dnia- we wrześniu będzie w stanie podnieść przy pomocy telekinezy przynajmniej Ulricha i Odda jednocześnie i manipulować przy nieco bardziej skomplikowanych mechanizmach nawet z odległości kilku metrów.

Gdy wchodziła do swojego pokoju, spostrzegła nadchodzącego Hirokiego, który właśnie wrócił ze szkoły. Obserwowała, jak wyciąga z kieszeni spodni klucz i wkłada go w drzwi, jednak natychmiast go wyciągnął z zamka. Zaczął mruczeć pod nosem, głównie o tym, że nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się zapomnieć o zamknięciu drzwi do pokoju. Zdecydowała się na przerwanie tych przemyśleń.

-Coś nie tak, Hiroki?- zapytała, w pełni świadoma tego, że w ten sposób może się zdradzić.

-Nie, nic takie- CHWILA MOMENT, tylko ty byłaś w domu!

-I co w związku z tym?

Chłopiec popatrzył na nią z uwagą i nieukrywaną irytacją.

-Grzebałaś w moim pokoju- raczej stwierdził niż spytał.

-Nawet nie dotknęłam twoich drzwi!- uśmiechnęła się szeroko, na co chłopiec przewrócił oczyma.

-A jednak są otwarte.

-Może zapomniałeś ich zamknąć?

-Nie, nie zapomniałem.

Przekomarzali się tak jeszcze przez kilka chwil, dopóki Hiroki nie prychnął głośno i oznajmił:

-Masz moje słowo, że nie będę przeglądał twoich rzeczy. A ty... ty wiesz, czego masz nie robić.

-Jasna sprawa, szefuńciu.

Przynajmniej ta kwestia została raz na zawsze rozwiązana.


Głuche echo rozniosło się po chronionym przez drzewa cyprysowe podwórzu. Różowowłosa dziewczyna zbliżyła się do materaca, na którym leżał drobny blondyn, i pomogła mu wstać.

-Jesteś pewien, że nie za mocno?

-Nie, spokojnie! W końcu obydwoje mamy ćwiczyć swoje moce, prawda? Jak mam zwiększyć swoje możliwości, jeśli i ty nie dasz z siebie wszystkiego?

-W sumie racja... Ale zróbmy chwilę przerwy, zmęczyłam się.

-Ja też. Co powiesz na semifreddo truskawkowe? Luka przyniósł z cukierni!

Ruszyli do wielkiego domu w poszukiwaniu słodkości pozostawionych przez przyszłego szwagra najmłodszego z Della Robbiów. Określenie 'wielki' zdawało się jednak w tym wypadku zbyt łagodne, gdyż budynek, do którego zmierzali, był zaledwie częścią olbrzymiej posiadłości, należącej do rodziny od pokoleń i sukcesywnie rozbudowywanej. Kuchnia znajdowała się w starej, zabytkowej części, odpowiednio zmodernizowanej, lecz wciąż zachowującej swój wyjątkowy charakter.

-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Pauline wychodzi za cukiernika...- westchnął, wciskając do ust kolejną łyżkę deseru.

-Ja też! To miłe z jego strony, że tak nas rozpieszcza... tylko wciąż nie potrafię tego zrozumieć.

-Nie pamiętasz ostatnich świąt? Sam powiedział, że zawsze chciał mieć młodsze rodzeństwo, któremu mógłby przynosić cukierki z pracy, a my, młodsi od niego o dziesięć lat, idealnie się do tego nadajemy. Przy tym, co przechodzimy z XANĄ, uważam, że w pełni zasługujemy na takie traktowanie, przynajmniej z jego strony...

-Coś w tym jest.

Zamyślili się, wspominając pierwszy raz, gdy Aelita pojawiła się w rezydencji pod Florencją jako oficjalny członek rodziny. Było to zaraz po pokonaniu XANY, kiedy, chcąc nie chcąc, przyjaciele musieli wreszcie wyjawić Della Robbiom, kim jest dziewczyna i dlaczego dyrektor Delmas wysyłał im listy pochwalne na jej temat. Po dość długiej, nieco krępującej rozmowie pełnej pytań i spojrzeń z wyrzutem rodzice Odda zdecydowali, że przejrzą drzewo genealogiczne. Ich rodzina należała do licznych i, gdy zastanowili się trochę, istniała możliwość, że kłamstwo Wojowników Lyoko wciąż będzie chronione, tym razem za wiedzą obydwu stron, a nawet, jeśli niczego by nie znaleźli, zawsze można było dopisać coś w dokumenty.

Tym, co najbardziej zdziwiło paczkę przyjaciół był fakt, że Aelita rzeczywiście była kuzynką Odda. Okazało się, że ich prababcie były siostrami, a gdy zapytano babcię ze strony ojca, czy znała Antheę Hopper, odpowiedziała, że tak, tylko że odkąd poszła (dawno temu, nawet nie pamiętała już, w którym to roku nastąpiło) na studia informatyczne i trafiła do jednostki badawczej - Wojownicy wiedzieli, że w rzeczywistości była to baza wojskowa kryjąca projekt Kartagina - nie było od niej żadnych wieści, raz tylko potajemnie wysłała kartkę świąteczną, załączając zdjęcie męża i córki. Pokrewieństwo potwierdzał również talent Aelity do sztuk artystycznych, zwłaszcza do muzyki, choć miksowanie muzyki uznano za rzecz nietypową, jednak czego można było się spodziewać po córce Anthei... poza tym przyjęto ją do rodziny bez większych przeszkód.

Truskawkowe semifreddo skończyło się szybciej, niż by tego pragnęli, jednak oznaczało to również konieczność powrotu do treningu, jeśli chcieli zdążyć przed powrotem sióstr z zakupów. Posprzątali więc ze stołu i wybiegli na podwórze, by na nowo ćwiczyć atak i obronę z użyciem ich zdolności z Lyoko. W konfrontacji z kuzynką Odd mógł skupić się tylko na drugim aspekcie, co nie zmieniało faktu, że rozwijał się wielokierunkowo, tak jak cała grupa.

-Wiem już, jakie sukienki będą mieć Elisabeth i Louise.

-Jesteś pewien?

-A chcesz się założyć?


Ocknął się na kanapie z zimnym okładem na karku i wenflonem w ramieniu.

-I co z nim, panie doktorze?

Do Ulricha powoli zaczęły docierać słowa z rozmowy ojca z lekarzem, którzy stali nad nim... Jakim cudem tam się znalazł? Ah, racja. Wspomnienia zaczęły wracać do niego wraz z siłami. Trenował bieganie na dużych prędkościach, pamiętał, że pędził przez las niczym wiatr, ścigał się z jakimś ptakiem drapieżnym, aż wreszcie zatrzymał się przed domem. Tam film się urywał, ale wiedział, że udało mu się zapukać do drzwi...

Spróbował się skupić na tym, co lekarz rodzinny usiłował przekazać.

-...czy syn nie ma przypadkiem cukrzycy?

-Co?- obydwaj Sternowie, ojciec i syn, odezwali się w tym samym czasie.

Spojrzeli na siebie krótko, zaskoczeni tym.

-Radziłbym wykonać badania pod tym kątem. Oczywiście zdarza się także, że po bardzo dużym wysiłku fizycznym - a widzę, że syn jest wysportowany - poziom cukru gwałtownie spada, ale nie aż tak. Wypiszę zaraz skierowanie, w sumie, jeśli państwo chcą, to na więcej badań nawet, bo z dokumentacji widzę, że ostatni raz gruntowne badania to miałeś- zwrócił się bezpośrednio do Ulricha -prawie dwa lata temu. Myślę, że przyda ci się komplet badań, nie będziesz musiał tego robić przed zawodami w czasie roku szkolnego.

Jeszcze długo po wyjściu lekarza chłopak zastanawiał się nad całą sytuacją. Efekty uboczne efektami ubocznymi, jednak ta prędkość... i lekka zmiana w zachowaniu ojca, który przyznał, że pora wykorzystać niemiecką służbę zdrowia, skoro i tak często z niej nie korzystają. Prawdą było, że już od jakiegoś czasu kłócił się z ojcem mniej, ale był zaskoczony znamionami troski, które widział w jego oczach. Mężczyzna skrupulatnie zanotował wszystkie zalecenia lekarza, a potem do końca dnia, z charakterystycznym dla siebie milczeniem, pomagał mu w rozmaitych czynnościach. Przypominało mu to trochę czasy, gdy był mały.

Miał nadzieję, że nie będzie to chwilowe.


Patrzcie, co mam! ~TheSmokyMan

*zdjęcie inhalatora*

Co ty, astmatyk jesteś? ~Anonimowy Orangutan

Nie! Po prostu odkryłem efekty uboczne Dymu. ~TheSmokyMan

Jakie one są? I tak będziesz musiał o wszystkim napisać, ale w skrócie podziel się z nami ~Einstein

Cóż, od zbyt długiego przemieszczania się nim zaczynam mieć problemy z oddychaniem i strasznie kaszlę, zupełnie jakbym zaciągnął się słabym papierosem... NIE, NIE PALĘ! Kiedyś spróbowałem i nie należało to do przyjemnych rzeczy. Ale wracając - przez najbliższe kilka dni odpuszczę sobie i dam czas oskrzelom na powrót do pełni sprawności. Zajmę się w tym czasie czymś innym, pokażę Wam, jak trochę to potwierdzę...

Słowo honoru, że nie palisz na boku? ~KamiennaGóra

Słowo! Weź, to obrzydliwe jest, i ten smród... ~TheSmokyMan

O, to ja też się pochwalę - patrzcie, co mam! ~MaskaKabuki

*zdjęcie glukometru*

Też skutek uboczny? ~DJFlaming

Poniekąd. Nie mam cukrzycy, ale bieganie zużywa tyle energii, że glukogeoneza nie nadąża z przetwarzaniem wszystkiego na glukozę. Inna rzecz że po prostu zużywam całą glukozę i inne składniki i dosłownie padam przez gwałtowne obniżenie poziomu cukru we krwi, lekarz stwierdził, że warto to monitorować, żeby ewentualna hipoglikemia nie zaszkodziła mi ~MaskaKabuki

Nie wiedziałem, że znasz tak skomplikowane terminy! ~Anonimowy Orangutan

Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Odd... Właśnie, wiesz, że wyświetlasz się jako "Anonimowy Orangutan"? ~MaskaKabuki

Znowu się nie wyświetlam z moim legitnym nickiem?! Eh... ~Anonimowy Orangutan


-Jeremy...

-Co się stało?

Chłopak uniósł głowę znad obszernej publikacji na temat fizyki kwantowej.

-Mama i Tyron chcą się ze mną spotkać, będą tu jutro.

-Co?- zapytał nieprzytomnie, mrużąc oczy.

-To, co słyszałeś. Zobaczę się z mamą, zobaczę się z nią w rzeczywistości, ale będzie też Tyron... Skąd oni znają twój adres?!...

W czasie gdy nastolatka przyciskała dłonie do skroni, próbując się uspokoić, zza drzwi wychyliła się głowa Patricka, również będącego w odwiedzinach u rodziców Jeremy'ego. Zaalarmowany podniesionymi głosami z sąsiedniego pokoju przyszedł, by poznać tego przyczynę - ujrzany widok zaskoczył go, ale nie tak mocno, jak można by się spodziewać. W powietrzu czuć było statyczność, włosy zjeżyły mu się na karku, a oczy zwróciły się na chwilę ku stojącej na szafce nocnej lampie, która mrugała szybko, choć, jak zdążył się przyjrzeć, nie powinna być włączona. Na szczęście jego ulubiony brat stryjeczny uprzedził go, że w czasie pobytu kogokolwiek z jego paczki przyjaciół mogą dziać się nietypowe rzeczy. Nie pytał, po prostu zaakceptował ten fakt.

-Przeszkadzam?

-Nie, wejdź.

-Masz spotkać się ze swoją mamą, tak?- zapytał, gdy zamknął już drzwi. -Ile się z nią nie widziałaś?

-Dziesięć lat? Może więcej? Nie pamiętam, byłam mała, kiedy zostałyśmy rozdzielone...- podrapała się w tył głowy, jakby nie do końca wiedziała, co powinna odpowiedzieć.

-Cóż, widzę, że jesteś przejęta tą sytuacją...

Zastanowił się chwilę, co mógłby zrobić, by pomóc. Widział, że obydwoje byli mocno zdenerwowani, zaczęli mu również wyjaśniać niektóre kwestie, takie jak ta, że nie Aelita nie podała matce swojego adresu pobytu i jej ojczym - zdecydowanie stwierdzili, że nikt inny nie był w stanie tego zrobić, według nich mężczyzna był zdolny naprawdę do wszystkiego - wyśledził ich położenie dzięki danym komórkowym (VPN skutecznie chroniło adresy komputerów, nie sądzili, że ktoś spróbuje ich namierzyć przez telefon), oraz że przy ich pierwszym oficjalnym spotkaniu padły realne groźby. Pokręcił głową z niedowierzaniem na ich słowa, ale zaraz wpadł na pomysł.

-Co powiecie na lody? Jest gorąco, wszystkim nam przyda się chwila ochłody a i wy ochłoniecie od tego… wszystkiego. Ja stawiam!

#*#

Siedemnaście godzin później Aelita i Jeremy siedzieli na ławce na wejściu do parku, widocznej z daleka. Na pozór wyglądali jak zwyczajna, korzystająca z wakacji młoda para, która zatrzymała się na chwilę, by odpocząć od słońca, jednak w praktyce było zupełnie inaczej. Dziewczyna nie mogła usiedzieć w miejscu, żałowała, że nie wzięła ze sobą niczego, czym mogłaby zająć ręce, choćby i świeżo zaczętej robótki na szydełku, której uczyła jej mama Jeremy'ego - tego jednego nie chciała jednak zaczynać od nowa, wolała pracować od początku do końca w jej towarzystwie by mieć pewność, że wszystkiego się nauczy - albo nawet albumu przedstawiającego najnowsze prace sióstr Odda i ciotki...

Prawie zaśmiała się w duchu. Lada moment miała spotkać się z własną matką, a myślała o wszystkim, tylko nie o niej. Tęskniła, tak bardzo tęskniła, a jednak w głowie miała świadomość, że być może tęskni tylko za jej wspomnieniem sprzed lat, gdy świat był prostszy, a dni spędzała beztrosko w małym domku w górach, o którego istnieniu wiedzieli budowniczy, jej rodzice i, choć tylko w wyobraźni, pan Puck. Kto wie, może nic ich nie połączy, może nie poczują żadnej więzi i to spotkanie będzie jednym z ledwie kilku, które się odbędą? W końcu gdy informacja o tym, że żyje, została potwierdzona, Anthea Hopper nie raczyła choćby porozmawiać z nią przez telefon, tylko wysłała jej nagranie. Nagranie! Nawet ojciec Ulricha nigdy nie posunął się do tak nieczystego zagrania, zawsze rozmawiał z nim twarzą w twarz.

Poczuła, jak Jeremy ujął jej dłoń w swoją i ścisnął delikatnie, oferując wsparcie. To była jedna z tych chwil, gdy nie potrzebowali słów, by wyrazić to, co myślą. Wstali z ławki i zwrócili się ku parkowej bramie, gdzie już ktoś stał. Nie potrafiła powstrzymać się przed biegiem.

#*#

Jeremy z radością patrzył, jak Aelita po latach wita się z matką. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że mimo widocznej w każdym ruchu ostrożności z całej siły próbuje powstrzymać się przed całkowitym odkryciem się, wyrzuceniem z siebie wszystkiego na oczach Tyrona. Właśnie, Tyron! Blondyn w pierwszej chwili nie potrafił powstrzymać dreszczy biegnących wzdłuż kręgosłupa.

Normalnie miał do dyspozycji książki, swój komputer czy jakąkolwiek inną klawiaturę, mógł liczyć na pomoc przyjaciół. Ale teraz? Był całkowicie bezbronny. Jego rolą nie była walka - choć i to się zdarzyło w jego długiej karierze wielokrotnie, nie był jednak na pierwszym planie - on miał wspierać swoich towarzyszy zza przysłowiowych kulis. On, reżyser, scenarzysta, charakteryzator i wiele innych funkcji w jednym, robił wszystko, by pierwszoplanowi aktorzy w walce z XANĄ (i nie tylko, jak dobrze od dawna wiedzieli) mogli odnieść sukces.

I właśnie dlatego, gdy siedzieli już w kawiarni i rozmawiali przy stole, degustując desery lodowe, Jeremy - biorąc czynny udział w rozmowie i nie przestając obserwować Tyrona, który przenosił swoje spojrzenie z niego na Aelitę i z powrotem - jedną ręką pisał rozpaczliwie wiadomości na czacie grupowym.

POMOCYPOMOCYPOMOCYYYYYY.

Co takiego, Einsteinie? ~Odd

Tyron siedzi naprzeciw mnie. I się patrzy. Ja pierniczę.

CO?! Nie gadaj! Jak? Czemu? Skąd on się wziął?! ~Yumi

Nie chcesz powiedzieć, że Cię, że Was znalazł!? ~Ulrich

Namierzył nas, bo go matka Aelity poprosiła. Podobno. Siedzimy w kawiarni.

To wszystko robi się coraz dziwniejsze... ~William

Żebyś, do cholery, wiedział.

Jakim cudem dajesz radę? ~Ulrich

Wyglądam, jakbym dawał radę?! *zdjęcie spod stolika, Jeremy jest prawie tak blady, jak jego koszula*'

Nie mam więcej pytań. ~Odd


Odd uniósł rękę do góry niczym chorągiewka.

-Trzy, dwa, jeden, start!

Niczym pociski wystrzelili do przodu. Zdawałoby się, że Ulrich pozostanie niedościgniony ze swą zawrotną prędkością, jednak używający Dymu William trzymał się go blisko, i to na tyle, że szatyn postanowił, wcale nie musiał, jak później wytknął mu współlokator, przyspieszyć. Oczywiście brunet nie pozostał mu dłużny i ruszył za nim w tym dziwnym biegu.

Ścigali się wokół parku niedaleko domu najstarszego z ich trójki Williama, o niewiele po świcie, by zminimalizować szanse na odkrycie ich umiejętności przez osoby postronne. Ponieważ wszyscy zdołali się mniej lub bardziej chętnie przyzwyczaić do wczesnego wstawania, taka pobudka, a także (nie zawsze) wczesne kładzenie się spać naturalnie wpisały się w ich dobowy rytm. Starali się wykorzystać całość wolnego czasu, by opanować przed zakończeniem wakacji przynajmniej większość swoich umiejętności z Lyoko. Nie zapominali jednak o rozrywce - zaczęli powoli odnajdywać swoje granice, a żeby ich nie przekroczyć zupełnie, musieli w końcu odpoczywać. Korzystali więc z wakacji, ile tylko się dało.

Wreszcie czuły słuch Odda wychwycił zbliżanie się do mety kolegów. Zwrócił głowę w kierunku, z którego dochodził dźwięk, i zdążył zarejestrować przyjaciół nim minęli go, przekraczając linię mety kilka sekund po sobie. Zdołali zatrzymać się przed kolejnymi drzewami - William miał oczywiście większą łatwość, choć zatrzymując się zrobił fikołek do przodu, Ulrich zaś potrzebował paru metrów więcej, by bezpiecznie zahamować. Blondyn rzucił im wcześniej przygotowane bidony, które chwycili łapczywie w ręce.

-Ha! Wygrałem!- wydyszał Ulrich między kolejnymi łykami słodzonej miodem wody.

-Następnym razem to będę ja, zobaczysz!

-Dobra, dobra, nie kłóćcie się, jeszcze mnie uszy przez was rozbolą...


*zdjęcie oświetlonych ciepłym, wielobarwnym światłem chmur*

Jaki piękny widok! Gdzie zrobiłeś to zdjęcie? ~KamiennaGóra

W klubie przed wczorajszym koncertem Aelity, zasiedziałem się za kulisami... ~TheSmokyMan

Żartujesz chyba! ~Kotopies

Nie żartuje. Will, może powiesz coś więcej o swoich mocach? ~DJFlaming

I tak muszę to potem zapisać wszystko w pliku... Pamiętacie, jak Wam pisałem, że robię przerwę od przenoszenia się Dymem? ~TheSmokyMan

Tak i co w związku z tym? ~Kotopies

A to, że mogę w pewnym stopniu wytwarzać i kontrolować dym, chmury, mgłę, wszystko w tym stylu. Ale najbardziej lubię z tego wszystkiego te baranki, które tak leniwie wędrują po suficie, jak już się je wypuści do góry, takie niesamowite w dotyku... Jeśli nie chcecie wydawać fortuny na dekorację imprezy, zawsze możecie poprosić nas o oświetlenie i spółkę, na pewno oczarujecie gości! ~TheSmokyMan

Hipotetycznie rzecz biorąc, czy byłbyś w stanie, na przykład, zrobić na tyle gęstą mgłę, by dało się niepostrzeżenie gdzieś przemieścić? ~Einstein

Oczywiście! Jak dłużej poćwiczę, to może uda mi się zrobić tak, że będzie się zagęszczać przy przechodzeniu kolejnych osób. Oczywiście ja nie mam problemu z przemieszczaniem się w niej, już sprawdzałem, więc w razie takiej ewentualności musielibyście być blisko ~TheSmokyMan

Ej, nie chcę przerywać hipotetycznych rozważań, ale co muszę wziąć ze sobą do Ciebie, Odd? ~MaskaKabuki

Dołączam się do pytania ~Einstein

Zwykłe ubrania i coś wyjściowego na ślub. Rodzice pozwolili, byście spali ze mną w pokoju, w kupie raźniej! A dziewczyny będą spać razem. No, chyba, że macie jakieś inne pomysły... ~Kotopies

Nie, tyle wystarczy nam wiedzieć. Mam nadzieję tylko, że nie umrzemy zagazowani... ~MaskaKabuki

Mógłbyś nie przypominać? Przecież ten problem został już dawno zażegnany! ~Kotopies

Ulrich, nie dogryzaj mu, bo jeszcze odwoła Twój przyjazd do Florencji... ~DJFlaming

I Ty, Brutusie, przeciwko mnie? ~MaskaKabuki


Otworzyła pocztę w nadziei, że znajdzie w niej kolejne zadanie. Nie myliła się, bowiem odpowiedni filtr ustawiony przez sekretarkę centrum badawczego sprawił, że oczekiwany mail wyświetlił się na początku listy otrzymanych wiadomości.

Nie miała pojęcia, skąd w jej torbie znalazła się wizytówka, i zapewne nigdy się nie dowie, jednak nie miało to większego znaczenia. Po początkowym fiasku - gdy okazało się, że "nie ma odpowiednich kompetencji" - nie poddała się, lecz ze wszystkich sił starała się udowodnić, że ma potencjał, że jest zdolna, zwłaszcza gdy usłyszała w pierwszej rozmowie, że Jeremy Belpois wie więcej od niej i że jest w jakiś sposób związany z instytutem.

Musiała przyznać, że imponował jej swoją inteligencją, ba, była nawet nim zauroczona... Jednak w żaden sposób nie potrafiła go zrozumieć. Jak on, chłopak o którym musiała powiedzieć, że jest geniuszem, osoba o tak wielkim potencjale, doceniana przez znanych naukowców, mogła zadawać się z tak "nietypowymi", by ich nie obrazić, ludźmi? W jej oczach jawili się wręcz jako szaleńcy, grupa, która w normalnych warunkach nie powinna była istnieć, bo zbyt wiele ich różniło. A jednak trwali w przyjaźni, z tego, co się dowiedziała, już wiele lat, a wokół ich grupy narosło wiele legend szkolnych i teorii spiskowych, włącznie z tą, iż byli podróżnikami w czasie, którzy rozpaczliwie naprawić błędy przeszłości - teorie teoriami, ona wolała mieć wszystko udowodnione.

Skupiła się z powrotem na wiadomości. Oczekiwany mail zawierał kolejne zadanie domowe, dzięki któremu miała zbliżyć się do upragnionych studiów już na tak wczesnym etapie. Przeczytała go naprędce, by zaznajomić się z tematem - praca związana była z zagadnieniem pętli czasoprzestrzennych i możliwości cofania się w czasie. Po zapoznaniu się z dodatkową bibliografią i przykładem (bardzo prostym programem, prototypem) miała opracować program przeciwstawny, bazując jedynie na kilku informacjach - było to zdecydowanie najtrudniejsze zadanie, jakie dotychczas otrzymała. Jednocześnie na jego wykonanie miała czas do końca wakacji, co było długim czasem, jeśli wzięło się pod uwagę nieliczne zasoby, do jakich miała dostęp.

Uśmiechnęła się.

Lubiła wyzwania.


-Tutaj, tutaj!

Pięcioosobowa grupa zwróciła się w stronę, z której dobiegał wesoły głos ich przyjaciela i jego (wkrótce) szwagra. Przekrzykując się, kto pierwszy dotrze do Odda, rzucili się do biegu i mimo obciążenia doskoczyli do niego i wyściskali, podobny los nie ominął także Luki, który ze śmiechem stwierdził, że im większe towarzystwo, tym lepiej, bo będzie mu miał kto pomagać przy tworzeniu wszystkich weselnych słodkości, w tym mającego powstać już następnego dnia tortu. Wsadzili bagaże do bagażnika, usadzili się w odpowiednio dużym samochodzie i ruszyli za miasto do rezydencji rodowej Della Robbiów.

Zgodnie z wcześniejszym planem Aelita, Ulrich, Yumi, William i Jeremy mieli spotkać się na lotnisku Charles de Gaulle, by stamtąd wspólnie wylecieć do Florencji. Ci, którzy najdłużej czekali na lotnisku, nie nudzili się, czytając książki, słuchając muzyki, zamieniając się odtwarzaczami i grając w karty z przypadkowo spotkanymi osobami - Jeremy nie był do końca przekonany, ale Yumi i Aelita stwierdziły, że w trzy osoby szybko im się znudzi. Gdy znaleźli się w komplecie i wsiedli do samolotu, wyciągnęli losy, kto z kim będzie siedział (bo oczywiście nie mogli się zdecydować mimo kupionych wcześniej biletów) i pokonali kilometry dzielące ich od ostatniego z paczki. Ostatni raz byli w komplecie na początku wakacji, i choć widzieli się często w dwie, trzy osoby, i przepisali lub przegadali godziny na komunikatorach, nie było nic lepszego nad obecność wszystkich Wojowników Lyoko w jednym miejscu.

Dotarłszy na miejsce, wypakowali się najszybciej, jak umieli, po czym ruszyli na obiad. W końcu po nim mieli pójść nad jezioro, by odpocząć nad wodą. A to, że część z nich zamierzała chodzić po wodzie... to historia na inny dzień.

#*#

Czekający na dole schodów przyjaciele wzajemnie poprawiali swoje muchy - trochę żałowali, że poza kwiatami w butonierkach i właśnie muchami nie mieli zbyt wielu opcji do urozmaicenia strojów - gdy usłyszeli kroki na schodach. Yumi i Aelita skończyły przygotowywać się na ślub najstarszej córki Della Robbiów - i choć nie zajęło im to tak długo, oczekiwanie było wystarczające, by utrzymać pewne napięcie wśród męskiej części ich paczki. A było na co czekać - Yumi fantastycznie prezentowała się w czerwonej, długiej do ziemi sukni, przypominającej antyczne stroje arystokratek, zaś Aelita przyciągała uwagę w różowo-fioletowej sukience o zwiewnej, tiulowej spódnicy.

Przez chwilę wszyscy milczeli, lecz zaraz obydwie strony zaczęły wymieniać się komplementami. W pewnej chwili temat został nieco zmieniony przez Ulricha.

-Hej, William, nie sądzisz, że to nieładnie tak się gapić?

-Co?- wzruszył ramionami. -Nikt nie zabroni mi podziwiać pięknych kobiet, prawda?

-Oczywiście, że nie! Ale gdybyś był tak łaskaw i uszanował ich prywatność...

-Ja nie mam nic naprzeciwko!- Yumi szturchnęła z chichotem swojego chłopaka.

-Ja też nie!

By podkreślić swoje słowa, Aelita chwyciła dłoń Jeremy'ego i zrobiła pod nią piruet. Blondyn był na tyle zaskoczony, że potknął się i pociągnął ją za sobą na podłogę - na szczęście jednak nie był już tym samym nieporadnym chłopcem, co kiedyś, więc nie dość, że wylądowali bezpiecznie na dywanie, to jeszcze tak, by całe zajście (czyli różowowłosa dziewczyna przylegająca do piersi informatyka grupy) wyglądało na naturalne i zaplanowane od początku. Wszyscy, włącznie z "poszkodowanymi", roześmiali się.

-Kurczę, Jeremy, zaraz osiągniesz perfekcję w interakcjach z kobietami!- Odd nie potrafił powstrzymać się od komentarza.

-Wiesz, uczę się od najlepszych!

Po tej krótkiej pogawędce dołączyli do reszty rodziny, która w kilku samochodach udała się na ceremonię. Wszystko poszło zgodnie z planem - Pauline i Luka zostali ogłoszeni małżeństwem, deszcz w czasie mszy został uznany za szczęśliwą wróżbę, a Della Robbiowie oficjalnie powiększyli się o kolejnego, tym razem męskiego, członka rodziny.

Później w planach było już tylko wesele, trwające całą noc. Wojownicy Lyoko z dumą mogli pochwalić się swoim udziałem w jego przygotowywaniu, gdyż wszystkie niebędące tortem weselnym słodkości - było ich tyle, by wykarmić całą armię i mieć jeszcze dokładki - powstały z ich rąk. Dziś mieli korzystać z owoców swojej pracy, tańczyć i bawić się do białego rana. I to zrobili. Uczestniczyli we wszystkich zabawach, tańczyli na boso, gdy starsza część zaproszonych nie patrzyła, objadali się przysmakami kuchni włoskiej, zdarli gardła przy ulubionych piosenkach, które za zgodą pary młodej Aelita mogła zmiksować, improwizując bardziej niż kiedykolwiek.

Nikt nie mógł zaprzeczyć, że była to jedna z najlepszych nocy w ich dotychczasowym życiu.