VIII

– Hej, Harry!

Gryfon, słysząc znajomy mu głos odwrócił się niechętnie, by spojrzeć na szkolnego kolegę.

– Hej, Cedric… – Harry zmusił się do przyjaznego uśmiechu. – Jak tam zabawa? Dałeś z Cho całkiem niezły popis na parkiecie.

– Dzięki, ty też! Nie wiedziałem że jesteś takim tancerzem – odparł, szczerząc zęby wesoło.

– Trochę ćwiczyłem – wzruszył ramionami.

Kompletnie nie widział sensu prowadzenia tej bezsensownej rozmowy. Nie był z Cedrikiem blisko, a ten, z pewnością, też nie mógł narzekać na braki w towarzystwie. Puchon, jakby czytając w myślach Gryfona, postanowił przejść do sedna.

– Chciałem… to znaczy, słyszałem… to prawda, że planowałeś zaprosić Cho na bal? – wycedził w końcu, a Harry poczuł jak po jego plecach przechodzi zimny dreszcz.

– Skąd o tym wiesz…?

– Po prostu usłyszałem jak ktoś o tym mówi i… – wzruszył ramionami. – Ja… mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?

– Nie. To jej decyzja. Ja i tak odpuściłem, gdy dowiedziałem się, że jesteście parą.

– Nie jesteśmy – odparł ze szczerym zdumieniem. – No… ale mam w planach dziś to zmienić.

Harry skrzywił się nieznacznie. Ta rozmowa zaczynała go coraz bardziej irytować.

– Cedric, chcesz czegoś konkretnego? Bo widzisz, spieszy mi się, chciałem znaleźć Hermionę i…

– Tak – przerwał mu, poważniejąc. – Chcę ci się odwdzięczyć.

– Odwdzięczyć? A niby za co?

– Pierwsze zadanie. Nie wiem czy bez ciebie dałbym sobie radę.

– No okej – mruknął, wzruszając ramionami. Skoro Diggory chciał mu się odwdzięczyć, to Harry najbardziej byłby zadowolony, gdyby ten po protu mógł zejść mu z oczu.

– Rozwiązałeś już zagadkę złotego jaja? – kontynuował, niezrażony wyraźną niechęcią Pottera.

– Nie miałem okazji jeszcze do tego przysiąść – skłamał gładko.

– No to… polecam ci wziąć kąpiel w łazience prefektów. Na piątym piętrze i weź ze sobą jajo – powiedział, szczerząc wesoło zęby. – Hasło, to sosnowa świeżość – dodał i wyglądając na wyraźnie z siebie dumnego, odwrócił się na pięcie i popędził w stronę Cho.

Zielonooki uniósł brwi, zastanawiając się, czy naprawdę muszą otaczać go sami kretyni, pokręcił głową i ruszył w stronę Sali Wejściowej, kompletnie ignorując słowa Diggory'ego.

Nie musiał długo szukać. Hermiona, wraz z Luną siedziały na stopniach prowadzących do Wielkich Schodów. Na szczęście żadna z nich nie wyglądała na zapłakaną, lub szczególnie roztrzęsioną, więc bez obawy podszedł do koleżanek.

– Wszystko w porządku? – spytał, kucając przed dziewczynami

– W porządku, Harry. Przepraszam za tą scenę – Hermiona uśmiechnęła się do niego, nieco zawstydzona.

– Przestań, należało mu się… – westchnął Potter, delikatnie ujmując dłoń dziewczyny. – Nie warto przejmować się tym kretynem.

– Wiem, ale…

– Żadnych „ale". Hermiono, nie zawracaj sobie głowy Ronem, przecież to o Krumie powinnaś dzisiaj myśleć. Leć i zatańcz z nim! Nie odbieraj mu tego zaszczytu.

Widząc delikatny uśmiech, malujący się na twarzy dziewczyny, Harry wyprostował się dumnie i podał obu koleżankom dłonie, pomagając im wstać.

– Z bólem, ale muszę przyznać, że Draco ma na ciebie zadziwiająco dobry wpływ – zaśmiała się Hermiona.

Potter tylko pokręcił głową z uśmiechem i zaprowadził obie dziewczyny z powrotem do Wielkiej Sali. Od razu dołączył do nich Krum, który podziękował Harry'emu za dotrzymanie jego partnerce towarzystwa i zaprosił ją na parkiet.

– Dzięki, naprawdę opanowałaś sytuację – Gryfon zwrócił się do swojej partnerki, gdy upewnił się już, że Hermiona, w ramionach Kruma, znów wygląda na szczęśliwą.

– W sumie większość zrobiłeś ty – odparła wzruszając ramionami.

– A może… może masz ochotę zatańczyć? – zaproponował niepewnie. Szczerze nie miał nastroju do pląsów, ale nie chciał, żeby Luna źle się w jego towarzystwie bawiła.

– Nie… nie bardzo – odparła szczerze. – Już i tak wystarczająco się na mnie gapią.

– Gapią się, bo wyglądasz zjawiskowo!

– I jestem parą Harry'ego Pottera – przypomniała mu ze śmiechem.

– To może się napijemy?

– Chętnie – przytaknęła i dała się poprowadzić w stronę grupki przyjaciół Harry'ego, którzy tłoczyli się przy jednym z okrągłych stołów.

– Luna, Harry, mamy ognistą – szepnął konspiracyjnie Zabini, gdy tylko do nich podeszli i wcisnął im w dłonie kryształowe szklaneczki, w których znajdowała się bursztynowa ciecz. Harry powąchał podejrzliwie napój, którego zapach do złudzenia przypominał mu sok z jabłek. Uniósł pytająco wzrok i zaraz z odpowiedzią pospieszyła mu Ellie, partnerka Blaise'a.

– Znalazłam czar, który zmienia zapach i smak alkoholi – pochwaliła się, wyraźnie z siebie dumna. – Nauczyciele już krążą, konfiskując butelki – skinieniem głowy wskazała Profesor Vector która, z flaszką jakiegoś przezroczystego płynu, karciła słownie grupkę Puchonów.

– Na zdrowie – Pansy zwróciła na siebie uwagę grupy.

– Za nas – zawtórował jej Draco, unosząc wraz z przyjaciółmi szklaneczki.

– Za nas – powtórzyli wszyscy, upijając spory łyk whiskey, która rzeczywiście, w smaku przypominała zwykły sok.

Ellie nie udało się zniwelować uczucia gorąca które, wraz z płynem, rozlewało się po gardle, ale żadne z nich nie planowało tego komentować. Dziewczyna i tak wykonała kawał świetnej roboty.

Po kilku następnych toastach, czując się o wiele pewniej, każde z nich wręcz ciągnęło na parkiet. Jakiekolwiek wcześniej były ich opory, zostały skutecznie wyciszone alkoholem. Harry nie znał czarodziejskich zespołów, ale postanowił sobie później wypytać o nie przyjaciół. Muzyka wpadała w ucho i ułatwiała partnerowanie w tańcu z Luną i każdym innym, kto akurat miał na to ochotę. Bawił się zdecydowanie lepiej niż mógłby przypuszczać, a niekończące się toasty przy ich stoliku, bardzo w tym pomagały.

Dalsza cześć balu, która w późniejszym czasie, stała się już tylko jednym rozmazanym i niekonkretnym wspomnieniem stawała się, wraz z upływem czasu i whiskey, coraz bardziej dzika. Zatańczył wolny taniec z Draco, a potem niemal spytał o to Kruma. Kolejna kolejka toastów jednak wytrąciła go z tej myśli. Nie koniecznie pamiętał też, o której zespół nazywający się Wyjące Wiedźmy…? Płaczące Czarownice…? Jęczące… Oni, o której oni opuścili bal. Bardzo wtedy żałował, bo chciał im podziękować za świetną zabawę.

Nie do końca był też świadom tego, jak dostał się do łóżka, choć był święcie przekonany, że odprowadził Lunę pod same wejście do salonu Rawenclaw'u, zaś bolesne i najbardziej utrwalone wspomnienia miał z łazienki, gdzie spędził długie godziny, odmrażając sobie kolana na lodowatych kafelkach i na przemian pozbywał się zawartości żołądka i przysypiając na sedesie, och i jęcząc do Dracona jakieś przeprosiny.

#

Rano obudził go ziąb i niesamowity ból głowy. Uchylił niechętnie powieki, obawiając się ostrych promieni słonecznych, wpadających przez okna wieży Gryffindoru. Ku jego zaskoczeniu, żadne ostre światło nie wpadało do pomieszczenia, zaś on nawet nie znajdował się w wieży Gryffindoru.

Nie rozumiał dlaczego. Dlaczego spędził noc w dormitorium w lochach i… do licha, dlaczego było mu aż tak zimno?

Odruchowo sięgnął po kołdrę, żeby się nią przykryć, jednak pod jego palcami wyraźnie poczuł czyjąś delikatną skórę. Odwrócił powoli głowę, starając się nie potęgować bólu i ujrzał pogrążoną we śnie twarz Malfoya. Rzeczą, którą dotknął okazało się być ramię chłopaka, kurczowo ściskające skrawek pościeli.

Harry poświęcił ze dwie sekundy na kontemplację tego widoku, jednak czując dreszcz przechodzący mu po całym ciele, uznał że nie odda całej kołdry blondynowi. Delikatnie wyswobodził krawędź z uścisku Ślizgona i wsunął się pod pierzynę. Nie chciał budzić przyjaciela, co z pewnością by zrobił, gdyby przyciągnął do siebie choć odrobinę więcej materiału którym chłopak okutał się w czasie snu. Dlatego chcąc, nie chcąc, przybliżył się do niego, czerpiąc ciepło z jego ciała. Przymknął oczy, czując jak powoli się rozgrzewa i gdy tylko się rozluźnił a ból głowy trochę stępiał, poczuł jak ramię przyjaciela oplata jego tors, a pięść delikatnie zaciska się na jego koszuli. Draco wyraźnie się do niego przysunął, przytulając policzek w jego kark i mamrocząc coś przez sen.

Gryfon, mimo woli, musiał przyznać, że było to… urocze. Na brodę merlina, poddałby się torturom, ale nie zmieniłby zdania.

Ujął dość niepewnie dłoń chłopaka, gładząc ją delikatnie kciukiem i pozwalając sobie znów odpłynąć do krainy snów.

#

Obudziło go nieco gwałtowniejsze poruszenie w pościeli, uchylił więc delikatnie powieki, zaraz przecierając je palcami i ziewając szeroko. Skrzywił się, czując tępy ból głowy.

– Jak się spało? – spytał, wymusiwszy na usta uśmiech.

Blondwłosy chłopak patrzył przez chwilę na przyjaciela nierozumnym spojrzeniem, jakby chcąc zrozumieć, co u licha Gryfon robi w jego łóżku. Jego powieki nieco się rozchyliły, gdy wróciła mu część wspomnień z wczorajszego wieczora.

– Bywało lepiej – mruknął w końcu blondyn i rozejrzał się po dormitorium. Wszyscy chłopcy spali, więc istniała jeszcze szansa, że nie dowiedzą się, że Harry spędził noc w jego towarzystwie.

Ten temat nie znudziłby im się przez kolejne miesiące…

Draco zrzucił z nich kołdrę, chcąc szybko wyprosić gościa z sypialni, jednak jego ciało zaoponowało przed tak gwałtownymi ruchami. Skrzywił się delikatnie, czując ostry ból w okolicach skroni i z większą ostrożnością, powoli zsunął stopy na zimną posadzkę. W pierwszej chwili chciał się pochylić, by wyciągnąć z pod łóżka kufer, jednak zdając sobie sprawę z tego, jak głupi jest to pomysł usiadł na podłodze, przyciągając do siebie walizę, z której, po chwili poszukiwań, wyciągnął dwie identyczne fiolki.

Podał jedną Harry'emu, samemu odkorkowując naczynie i od razu wypijając mętną zawartość.

– Co to? – spytał brunet, wyglądając tak, jakby na sam widok cieczy zbierało mu się na wymioty.

– Eliksir na kaca – mruknął z błogością blondyn, czując jak opuszczają go uciążliwe skutki wczorajszej libacji.

Gryfon słysząc to, momentalnie odkorkował flakonik i wlał sobie jego zawartość do gardła.

– A teraz wynoś się Potter, potrzebuję kąpieli. – Chłopak skrzywił się, powąchawszy własną koszulę.

– Tak! Obaj jej potrzebujemy! – odparł ochoczo Gryfon, uderzając triumfalnie pięścią w otwartą dłoń.

Malfoy uniósł jedną brew, spoglądając na przyjaciela z politowaniem i niezrozumieniem.

– Co powiesz na kąpiel w łazience prefektów? – spytał Gryfon, szczerząc zęby w uśmiechu.

– Bardzo chętnie, ale dla twojej wiadomości, łazienka jest zabezpieczona hasłem, a przez to niedostępna dla zwykłych uczniów – mruknął, wywracając oczami.

– Wiem – odparł beztrosko. – Znam je.

– Znasz hasło… do łazienki prefektów – głos Dracona zaczął niebezpiecznie przybierać niemiłą dla ucha barwę – i dopiero teraz mi o tym mówisz? – szepnął ze złością.

– Od wczoraj – skinął głową, nie przejmując się wybuchem przyjaciela. – Podał mi je Cedrik.

– Diggory? Niby w jakim celu…?

– Podpowiedział mi, jak odczytać zagadkę złotego jaja.

– Zagadkę. W łazience – blondyn spojrzał na przyjaciela, jak na idiotę. – A nie wpadło może, do twojej pustej makówki, że po prostu robi sobie z ciebie żarty?

– Nawet jeśli, to warto spróbować – wyszczerzył się.

– No dobra. Za dwadzieścia minut na piątym piętrze.

Potter, nie tracąc ani sekundy więcej, szybkim krokiem opuścił pokój wspólny Slytherinu. Niemal biegiem pokonał odległość dzielącą go od wieży Gryffindoru, gdzie starając się zrobić jak najmniej hałasu, przemknął koło jakichś niedobitków, śpiących w Pokoju Wspólnym. Szybko zebrał przybory toaletowe, świeże ubrania i złote jajo, które ostrożnie zawinął w szkolną szatę.

Wymknął się z wieży i pewnym krokiem ruszył w stronę zakazanej dla większości, Łazienki Prefektów.

Malfoy czekał już na niego. Stał z założonymi, na piersi, rękami, a minę miał dość nieprzyjemną. Wyraźnie było widać, że nie wierzy w powodzenie planu Pottera. Harry jednak, niezrażony humorkami przyjaciela, podszedł do czwartych drzwi, koło pomnika Borysa Szalonego i bardzo wyraźnie powiedział:

– Sosnowa świeżość.

Usłyszeli ciche kliknięcie ustępującego zamka, a ciężkie drzwi uchyliły się samoistnie, ukazując wnętrze łazienki. Była przestronna, marmurowa, bogato zdobiona, z wielkim basenem na samym jej środku, otoczonym mnóstwem kranów.

Chapeau bas – mruknął Draco, rozglądając się z podziwem po pomieszczeniu.

Ulegając dziecięcej ciekawości zaraz ukucnął koło basenu, odkręcając na próbę kilka kurków. Z każdego kranu zaczęła lecieć woda zabarwiona innym płynem do kąpieli.

Harry, widząc to, odłożył na podłogę swoje rzeczy i nie chcąc zostawiać całej frajdy Ślizgonowi, sam zaczął testować różne krany.

Mimo sporawych rozmiarów, basen napełnił się dość szybko. Powierzchnia wody pokryta została taką ilością różnokolorowej piany, że nie do końca było pewne jaki jej poziom rzeczywiście znajdował się w basenie, a całe pomieszczenie wypełniły bańki, dodając scenerii nieco bajkowy charakter.

Jako pierwszy zaczął pozbywać się ubrań Draco, jakby kompletnie zapomniawszy o obecności Pottera, który niepewnie spuścił wzrok na podłogę, zdając sobie sprawę z tego, że rzeczywiście, namówił Malfoya na… wspólną kąpiel… nago.

Jakkolwiek by na to nie spojrzał, było to dziwne. Z jednej strony nie powinien czuć się zażenowany widokiem nagiego ciała przyjaciela, ale z drugiej strony, nie powinni przecież brać razem kąpieli…

Oczywiście, nie raz zdażyło się, że szedł pod prysznic z chłopakami z drużyny, albo z dormitorium, ale prysznice były jednak oddzielone i… jakoś nie myślał wtedy o tym, że on i grupka facetów paradują po łazience rozebrani do naga i że w sumie jest to dziwne.

Jego nerwowe myśli przerwał plusk rozlewanej wody.

– Będziesz tak stał jak troll? – zakpił Dracon, opierając się ramionami o brzeg basenu i patrząc na Pottera pełnym politowania wzrokiem.

– Chętnie… – mruknął pod nosem, na tyle cicho, by przyjaciel nie był w stanie tego usłyszeć, po czym niepewnie i dość ślamazarnie zaczął pozbywać się swoich ubrań. To, że czuł wzrok Ślizgona na swoim ciele wcale mu nie pomagało. Wolał się jednak nie odzywać i nie dawać przyjacielowi powodu do drwin.

W końcu i Potter został kompletnie nagi, złapał szybko złote jajo, którym usilnie starał się zasłonić i nie pozwalając Draconowi, ani minuty dłużej, go lustrować, położył na brzegu basenu zdobycz Pierwszego Zadania i wsunął się do przyjemnie ciepłej wody.

– Mógłbym zostać prefektem… – mruknął, z błogością przymykając oczy i rozkoszując się ciepłem, rozgrzewającym jego zmarznięte kości.

– Myślę, że nie masz na co liczyć – odparł Malfoy, podpływając do niego. – Szanse na to, że Harry Potter zostanie prefektem Gryffindoru są tak wysokie jak to, że ktoś nazwie Millicentę Bulstrode filigranową.

– Za to Draco Malfoy oczywiście będzie idealnym kandydatem na prefekta – burknął kąśliwie.

– Wątpisz w to? Na naszym roku nie ma odpowiedniejszej osoby. Chyba, że Drops postanowi być zabawny i mianuje na to stanowisko Crabba, albo Goyla, a najlepiej ich obu na raz.

– Szczerze, chciałbym to zobaczyć – odparł ze śmiechem Harry, sięgając po złote jajo. Ujął je wygodnie w mokrych dłoniach i sięgnął palcami do jego otwarcia.

– Chwila! Stop, ty kretynie! Zastanowiłeś się choć przez chwilę nad tym, co chcesz zrobić? – spytał blondyn, a widząc nietęgą minę przyjaciela westchnął ciężko, przymykając oczy. – Zakładając, że Diggory nie kłamał i otwarcie jaja w łazience prefektów jest kluczem do poznania zagadki… To co, według ciebie jest takiego niezwykłego w tym pomieszczeniu? To nie może być sama łazienka, bo przecież ani Delacour, ani Krum nie mogliby tutaj wejść. Skupmy się więc na basenie. Co go wypełnia? Zakładając, że prysznic nie pomógłby nam w rozwiązaniu zagadki, nie wystarczy samo polanie jaja wodą. Zgaduję, że musi się ono znaleźć pod powierzchnią. Pytanie jak głęboko, bo chociażby Czarne Jezioro, z którego mogą skorzystać Krum czy Fleur jest dość głębokie…

Harry wsłuchiwał się w słowa przyjaciela, które wydawały mu się dziecinnie proste i logiczne… wręcz głupie w swej prostocie. Przecież sam mógłby też na to wpaść…

– Na co czekasz? Zanurz je! – ponaglił go Malfoy widząc, że ten zastygł w miejscu.

Potter momentalnie więc zanurkował w wodzie, ujął jajo w obie dłonie i otworzył je.

Ku jego zaskoczeniu, zamiast okropnych krzyków i raniących uszy jęków usłyszał piękny kobiecy śpiew.

„Szukaj nas tam tylko, gdzie słyszysz nasz głos,
Nad wodą nie śpiewamy, taki nasz już los,
A kiedy będziesz szukał zaśpiewamy tak:
To my mamy to, czego tobie tak brak.
Aby to odzyskać, masz tylko godzinę,
Której nie przedłużysz choćby i o krztynę.
Po godzinie nadzieję przyjdzie ci porzucić,
A to, czego tak szukasz, nigdy już nie wróci."

Przesłuchał pieśń kilka razy, jednak czując jak zaczyna mu brakować tchu wynurzył się, łapczywie chwytając powietrze.

– Ciekawe… – wymruczał Malfoy, gdy upewnił się, że Harry nie będzie już go zagłuszał.

– Godzinę! – spanikował, patrząc na przyjaciela zdruzgotany. – Jak mam odnaleźć coś w tak krótkim czasie, skoro nawet nie wiem czego szukać? Czym niby miałoby być to, czego tak mi brak?

Istotnie, to dość problematyczne – skinął głową Draco. – Mnie jednak bardziej zastanawia początek zagadki. „Szukaj nas tylko tam, gdzie słyszysz nasz głos, nad wodą nie śpiewamy, taki już nasz los" – zacytował, podkreślając kluczowe słowa.

– Chwilę, więc…

– Tak, w ciągu godziny będziesz musiał znaleźć coś cennego, ukrytego, jak przypuszczam, w Czarnym Jeziorze.

– Przecież to awykonalne! Jak mam wytrzymać pod wodą godzinę?! Godzinę!

– Potter… jesteś czarodziejem. Na prawdę muszę ci to przypominać? – westchnął z politowaniem, blondyn. – Gdyby to było, jak twierdzisz „awykonalne", to żadne z uczestników nie mogłoby wziąć udziału w trzecim zadaniu.

– Może i tak, ale…

– Tak więc, kluczowe stało się teraz odnalezienie sposobu, który umożliwi ci wygranie tego zadania – zdecydował Ślizgon.