Od tłumaczki: To opowiadanie jest tłumaczeniem „Creo En Ti" autorstwa VaneHikari. Wszelkie prawa do historii należą do niej, poza prawami do świata HP, które należą oczywiście do J. K. Rowling. Ja tu tylko tłumaczę ;)
Fred nie pojmował, dlaczego nikt z rodziny nie wydawał się go rozumieć.
Oczywiście nikt z wyjątkiem George'a. Chłopak był jego bratem bliźniakiem i wspierali się wzajem we wszystkim. Wiedział, że może zawsze na niego liczyć, żałował jednak, że nie dotyczyło to reszty jego rodziny.
Od samego początku różnili się od reszty swojego rodzeństwa i nie było niczym niezwykłym, że kłócili się z rodzicami, a zwłaszcza z matką. Oboje kochali ją całym sercem, ale ona zdawała się ich nie rozumieć. Nigdy nie byli dobrymi uczniami. Nie mieli też w planach podążać typową ścieżką, jaką było zdobycie stałej pracy w biurze. Tak naprawdę, sama myśl o pracy w Ministerstwie Magii, jak jego ojciec, przyprawiała go o mdłości. (Bez obrazy dla tych, którzy to robili, ale co za horror…)
W wieku szesnastu lat Fred i George wiedzieli, że ich ścieżka była inna. Oboje mieli na celu rozwinięcie innego rodzaju magii: śmiechu! Ich zaklęcia, ich słowa i ich umysły; mogli połączyć to wszystko ze sobą, żeby stworzyć sklep z dowcipami, jakiego nikt nigdy wcześniej nie widział. Rozśmieszać innych swoimi wynalazkami i wypełniać ich codzienność zachwytem. W końcu życie jest za krótkie na bycie zgorzkniałym.
Szkoda, że ten pomysł nie wszyscy doceniali, a zwłaszcza matka, która uważała ich za nieudaczników i miała nadzieję, że zmienią swoje plany. Wystarczyło tylko spojrzeć na to, co wydarzyło się dziś rano. Byli na wakacjach Norze, w tym roku rozpoczną swój szósty rok i niestety ich matce udało się dostać kilka magicznych dowcipów oraz listy z zamówieniami, które były w ich pokoju. Kobieta szybko wszczęła awanturę, gdy zorientowała się, o co chodzi:
- Moglibyście pracować w ministerstwie, robić coś ze swoim życiem dla dobra społeczeństwa! – wykrzyknęła pani Weasley.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, mamo – odpowiedział Fred z goryczą.
- Dlaczego nie? Co w tym złego? Spójrzcie tylko na Percy'ego!
- Nie porównuj nas z nim!
- Prawdopodobnie umarlibyśmy wcześniej ze znudzenia – odpowiedział z uśmiechem George.
- Więc co uważacie?! Nie możecie marnować swojego życia w ten sposób!
Oczywiście kłótnia nie skończyła się niczym dobrym. Pani Weasley skonfiskowała większość ich rzeczy (przynajmniej tych, które mogła znaleźć) i dałam im dwa tygodnie szlabanu. Z wyjątkiem Mistrzostw Świata w Quidditchu, mieli zakaz wychodzenia z domu prawie do końca wakacji. Nie mogli również zaprosić do siebie Lee Jordana ani innych przyjaciół.
Dlaczego nikt nie mógł się cieszyć z ich szczęścia? Swoje powołanie odkryli w wieku szesnastu lat. Niektórym nigdy się to nie udało!
Cóż, już nieważne. Teraz, mając karę, mieli więcej czasu na uzupełnienie wszystkiego, co stracili, chociaż musieli być bardziej dyskretni. Nie mieli wyboru, jeśli nie chcieli rozczarować swoich klientów.
Fred był obecnie bardzo zajęty transportowaniem różnych rzeczy w pudełku. Świtało i wszyscy spali, dlatego była to najlepsza okazja, aby przemieścić towar. Pomysł Magicznych Dowcipów Weasleyów był coraz bliższy urzeczywistnienia. Wielu uczniów kupowało ich produkty i nie mogli tego zaprzepaścić. Przynajmniej tak mu się wydało. Nie spodziewał się jednak, że na jego drodze stanie dziewczyna z nieposkromioną burzą włosów.
Hermiona przyjechała na wakacje, podobnie jak Harry, żeby cieszyć się Mistrzostwami Świata w Quidditchu i spędzić z nimi kilka dni. Co było wspaniałe! Fred doceniał to, że w domu widzi różne twarze, choć w tym momencie żałował, że nie udało mu się uniknąć wpadnięcia na nią z powodu ciemności. Nim się zorientowali, oboje zderzyli się ze sobą, a pudełko z wynalazkami spadło z hukiem na ziemię.
- Och, nie – mruknął Fred, patrząc na rozsypane rzeczy, a potem spojrzał z powrotem na dziewczynę: – Przepraszam, wszystko w porządku?
Hermiona tylko przytaknęła, z żalem patrząc na przedmioty rozsypane na podłodze.
- Tak, wszystko w porządku. Nie martw się – odpowiedziała, przykucając i zbierając część rzeczy. – Pozwól, że pomogę ci to wszystko pozbierać.
Fred, bez słowa, też się schylił i wspólnie chowali rozsypane przedmioty. Nie trzeba dodawać, że ten moment był nieco niezręczny. Żadne z nich nie chciało się odezwać, więc panująca cisza była ogłuszająca, zwłaszcza o tej porze. Było już dość późno i oboje byli ciekawi, co takiego robiła druga osoba, że nie śpi o tej porze. W życiu nawet przez głowę, by im nie przeszło, że wpadną na siebie w środku nocy. Takie było zrządzenie losu.
Dopiero po paru chwilach Hermiona odważyła się dokładniej przyjrzeć jednemu z przedmiotów, który wglądał jak jakaś różdżka zmieniająca kolor.
- To… To jest coś z Magicznych Dowci…
- Ciii!
Zanim udało się jej skończyć zdanie, Fred rzucił się na nią i zakrył jej usta dłonią, mając nadzieję, że nikt jej nie usłyszał.
Hermiona natychmiast odciągnęła dłoń, marszcząc brwi. Nie było potrzeby być tak opryskliwym!
- Hej!
- Wybacz – przeprosił Fred, składając dłonie jak do modlitwy. – Ale proszę, czy mogłabyś nic nie mówić? Wiesz już, co się stanie, jeśli mama się dowie, na pewno dostałaby a…
- Fred – zaczęła Hermiona, bez większego skutku.
- Wystarczy spojrzeć na to, co się dziś wydarzyło. Spędziła cały dzień, narzekając na nasze SUMy!
- Fred…
- Jeśli dowie się, że dalej realizujemy tego typu zamówienia…
- Fred! – krzyknęła Hermiona.
Chłopak w końcu zdecydował się przymknąć. Hermiona przyglądała mu się przez chwilę i westchnęła. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego rudzielec był taki zmieszany.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, widziałam, co się stało dziś rano – odpowiedziała Hermiona, wzruszając ramionami, dla niej również ta sytuacja była niekomfortowa. – Tylko… Byłam ciekawa. Ginny opowiadała o waszych wynalazkach, ale nigdy żadnego nie widziałam. Sami to wszystko zrobiliście?
Chłopak przytaknął, nie wiedząc co powiedzieć. Starał się również zbytnio nie myśleć o tym, że wiedziała, że rozmawia z Fredem, a nie z George'em. W tym czasie Hermiona przyglądała się wszystkim rzeczom bardzo uważnie.
Tyle rzeczy… Oni je wszystkie stworzyli?
Zebrali i schowali przedmioty do pudełka. Wśród nich były też takie, które wyglądały tak ciekawie, że z pewnością wymagały zaawansowanych zaklęć i dużej dozy kreatywności. Musiała przyznać, że bliźniacy byli geniuszami na swój sposób, pani Weasley powinna dać im większy kredyt zaufania.
To było godne podziwu ile czasu i wysiłku włożyli w to i pomyśleć, że ona nie mogłaby nawet… Hermiona potrząsnęła głową, próbując odgonić takie myśli.
- Naprawdę? – zapytała z czystej ciekawości. – Jak to osiągnęliście? Niektóre z nich wyglądają tak skomplikowanie…
- To nic takiego – powiedział Fred, wzruszając ramionami. – To praca zespołowa. Spójrz na to.
Mówiąc to, rudzielec podniósł małą, owalną, błyszczącą kulę, która wydawała się zmieniać kolory, jak w specjalnym rodzaju kalejdoskopu.
- Co robi? – zapytała Hermiona, podchodząc.
- To ma działać jak gra – wyjaśnił Fred, pokazując jak kula, zmienia kolor z tęczowego na niebieski po dotknięciu. – Ludzie podają ją sobie nawzajem, a ona zmienia kolor za każdym razem, gdy trafi w inne ręce. Kiedy kamień zrobi się czerwony, to wybucha i oblewa trzymającego czerwoną farbą – ta osoba przegrywa.
Hermiona słuchała uważnie wyjaśnienia. Dynamika gry wydała jej się bardzo znajoma. Dopiero po paru chwilach zrozumiała, co jej przypomina. Najciekawsze jednak było to, jak bardzo Fred był podekscytowany, gdy opowiadał o swoim dziele.
- Ah, to przecież jak w Kolorach*.
- Kolorach?
Dziewczyna pokręciła głową, nie był to odpowiedni moment na rozmowy o mugolskich zabawach.
- Nic. Taka mugolska gra – odpowiedziała Hermiona, skupiając się na innym przedmiocie z nadzieją na zmianę tematu. – A to, co to jest?
Hermiona ostrożnie podniosła przedmiot, który przypominał małą szkatułkę z detalami malarskimi w kształcie księżyca i gwiazd u góry. Z pewnością przyciągała wzrok, a wzór na niej był niezwykły. Nie mogła oderwać od niej wzroku.
- Och, nowość, nad którą jeszcze pracujemy – powiedział Fred, biorąc powoli przedmiot. – Dziewczynom się podoba, wiedziałaś?
Hermiona musiała się powstrzymać, by nie przewrócić oczami.
- Więc zakładasz, że mi się podoba.
- No tak – potwierdził Fred z uśmiechem. – Hermiono, czy jesteś gotowa by zadziwić swe oczy?
- Ha, ha – odpowiedziała również z uśmiechem, choć sarkastycznie.
Fred prostym ruchem otworzył szkatułkę, a Hermiona nie mogła się powstrzymać od westchnięcia pełnego zaskoczenia. Po otwarciu z przedmiotu zaczęła wydobywać się piękna melodia. Była spokojna i słodka; jak kołysanka. Jednak najbardziej urzekającą rzeczą było jej wnętrze. W środku mogła zobaczyć mały obraz nocnego nieba: z księżycem, gwiazdami, chmurami i innymi ciałami niebieskimi. Była naprawdę piękna. Hermiona straciła poczucie czasu, obserwując to widowisko. Była jak…
- To jest jak pozytywka, ale z gwiazdami…
Fred przytaknął z entuzjazmem. Wypełniło go poczucie dumy, że udało mu się zaskoczyć Hermionę swoim wynalazkiem. Dziewczyna była znana z tego, że miała wysokie standardy i była doskonała w zaklęciach. Dobrze było wiedzieć, że również ją można zachwycić czymś takim. W pewnym sensie dawało mu to nadzieję. Dzięki temu uwierzył, że bez względu na to, jaka jest dana osoba, zawsze znajdzie się miejsce na uśmiech dzięki takim rzeczom jak ta.
- A to nie wszystko – powiedział Fred, podnosząc rękę do góry. – Melodia jest piosenką, którą sami skomponowaliśmy. Kiedy zanucisz lub zaczniesz śpiewać, gwiazdy powiększą się i będą świecić coraz mocniej… Zademonstrowałbym ci, ale nie chcę cię torturować swoim głosem.
Hermiona przewróciła oczami, choć na jej twarzy można było dostrzec lekki uśmiech.
- Dziękuję za ostrzeżenie.
- Aleee, mogę ci ją dać – powiedział Fred, zamykając szkatułkę i umieszczając ją w ręce Hermiony.
- Co?
Hermiona spojrzała na przedmiot w swojej ręce, czy dał jej to w prezencie? Niepewność była wypisana na jej twarzy, więc Fred nie zwlekał z odpowiedzią:
- Jest twoja – potwierdził Fred. – Wiem, że Harry i mój brat dali ci się w znaki w ubiegłym roku nie odzywając się do ciebie. Także… To może służyć jako rekompensata za jego głupotę.
Chłopak zrobił pauzę, a potem dodał z uśmiechem:
- Co więcej, podoba ci się, prawda?
Hermiona odwróciła wzrok, ignorując ciepło, które czuła na swojej twarzy. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś poświęca jej tyle uwagi. Może to było głupie, ale ten gest był… Piękny. Była już tak bardzo przyzwyczajona do braku takich gestów od swych przyjaciół, że tak prosty czyn, jak ten spowodował, że poczuła się szczęśliwa. No dobra, bycie szczęśliwym po otrzymaniu podarunku było czymś zupełnie normalnym. Przez chwilę, dziewczyna znów wpatrywała się w pozytywkę. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że bliźniacy byli w stanie stworzyć coś takiego. Iluzja, która reagowała na głos użytkownika niezależnie od brzmienia? Nigdy wcześniej nie słyszała o czymś takim. Nie mogła zaprzeczyć, że szkatułka była bardzo śliczna. Zastanawiała się, kto narysował detale w dekoracji. W pewnym sensie czuła się jak mała dziewczynka, patrząc na nią, wciąż nie mogąc uwierzyć, że naprawdę może ją zatrzymać.
- Dziękuję Fred.
- Nie ma za co – odpowiedział, wzruszając ramionami. – W odróżnieniu od mojego brata, ja nie jestem idiotą.
- Tak, da się to zauważyć – powiedziała z lekkim uśmiechem.
W tym momencie Hermiona zdała sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazła. Zakładała, że zrobi sobie nocną przechadzkę, ponieważ chce pobyć sama. Potrzebowała czasu, żeby zrobić kilka ważnych dla niej rzeczy i co więcej, chciała oczyścić umysł, a wciąż była tutaj, rozmawiając z Fredem jak gdyby nigdy nic… Prawda była taka, że było już dość późno i nie mogła powstrzymać się od lekkiej ciekawości.
- A… Mogę wiedzieć, co robiłeś tutaj w środku nocy z tymi wszystkimi rzeczami?
Jej pytanie wydawało się zaskoczyć Freda, który po raz pierwszy tej nocy zaczął mieć trudności z odpowiedzią.
- Ammm, no bo…, wiesz…
Nagle do ich uszu dotarł odgłos kroków. Oboje spojrzeli na siebie z przerażeniem.
- Jest tam ktoś? – zapytał znajomy głos.
Ten głos… To był pan Weasley! Schylenie się i schowanie pod stół, który stał obok, nie zajęło im nawet sekundy. Pan Weasley stał parę kroków od nich i nie wyglądał na rozbudzonego. Użył różdżki, aby oświetlić nieco okolicę. Fred i Hermiona spojrzeli po sobie w ciszy, najmniejszy hałas mógłby ich zdradzić… Chociaż Hermiona nie robiła nic złego, to w przypadku Freda była to zupełnie inna historia.
Minęło kilka sekund, a potem minut, nim pan Weasley odetchnął i poszedł sobie, wcześniej napełniając szklankę mlekiem, kierując się po schodach do swojego pokoju. Dopiero po paru minutach odważyli się wyjść z ukrycia i odetchnęli z ulgą.
Było bardzo blisko…
Wtedy też Fred nie mógł przestać wpatrywać się w powód, przez który on i Hermiona musieli przez kilka minut się ukrywać: szkatułkę z Magicznych Dowcipów, którą trzymał w rękach. Pomyśleć, że musiał zrobić to wszystko: ukryć się, wyjść z Nory, użyć obcych sów i tak dalej, a do tego zrobić to tak, aby rodzice go nie nakryli i ukarali za pracę przy swoim pomyśle, tak ważnym dla niego. Nieświadomie jego spojrzenie lekko pociemniało i Hermiona szybko to zauważyła.
- Fred, nie powinieneś zwracać na to uwagi.
-Co? – odpowiedział z roztargnieniem.
- Twoi rodzice, a zwłaszcza mama – kontynuowała Hermiona, próbując lepiej to wyjaśnić. – Chcę powiedzieć, że ona nie wie, o czym mówi. Macie wielki talent i… Widać, że to kochacie.
Fred wzruszył ramionami. Doceniał słowa Hermiony i w głębi duszy wiedział, że to prawda. Przez większość czasu nie zwracał na to uwagi. Zajmował się pracą marzeń razem z bratem i tyle. Były jednak też takie dni… i to był jeden z nich.
- No nie wiem, powtarza, że stwarzamy więcej problemów niż rozwiązań. To jest chyba jedyne, co ostatnio mówi…
- Tak jest, ponieważ nie rozumie – odpowiedziała Hermiona, zakładając ręce. – Dorosłym trudno jest zrozumieć te rzeczy, są przyzwyczajeni, że wszystko jest takie, jak oni to widzą. Wiedzą tylko jak przestrzegać zasad…
Fred spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- A ty nie uwielbiasz zasad?
Hermiona przewróciła oczami. Oczywiście, była osobą odpowiedzialną, która wierzyła w zasady, ale nie była też ślepa. Potrafiła zrozumieć, kiedy coś było złe, a w tym przypadku wszystko oczywiście było nie tak.
- Nie, jeśli nie pozwalają ci być szczęśliwym! Otwarcie sklepu nikogo nie krzywdzi.
Fred stłumił westchnięcie.
- Moja mama inaczej na to patrzy…
Hermiona odpowiedziała wzruszeniem ramion.
- Wiem, że to ciężkie, ale postaw się na jej miejscu. W głębi duszy martwi się o ciebie, przypuszczam, że przez to tak wyolbrzymia.
Fred pokręcił głową. Spojrzał z jej punktu widzenia. Ale co wtedy? Musiałby zatrzymać te rzeczy, dopóki nie uda im się w końcu uciec? To nie było sprawiedliwe. Hermiona nie wiedziała, co czuł, dlatego mówiła to z taką lekkością. Ona nie rozumiała. Uważała, że rodzice powinni wspierać cię i zachęcać do stania się tym, kim powinno się stać, nie podcinać skrzydła, jakby to nie miało znaczenia.
- Mogę to zrozumieć Hermiono – odpowiedział z irytacją Fred. – Ale teraz ty postaw się na moim miejscu. Wiesz, jak to jest ciągle słuchać, że wszystko, co robisz, jest złe?
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Oczywiście, że wiem.
Fred zamilkł. Czy ona właśnie…?
Teraz Fred nie wiedział co powiedzieć, dlatego też, jedyne co zrobił, to spojrzał na nią. Hermiona wyglądała na zdenerwowaną, nawet sfrustrowaną; ale nie na niego, tylko na siebie samą. Wyglądało na to, że jego słowa przywołały złe wspomnienie…
- Wiem, jak to jest, gdy nikt w ciebie nie wierzy – odpowiedziała gorzko. – Gdy mówią, że to, co kochasz, nie jest tym, co powinieneś robić, że nie warto dla tego ryzykować…
Mówiąc to, Hermiona patrzyła na swoje dłonie. Nigdy nie przypuszczała, że będzie rozmawiać w ten sposób z Fredem Weasleyem, ale życie jest pełne tajemnic i nie zamierzała tego kwestionować. W tym momencie przypomniała sobie siebie samą i ostre słowa swojej rodziny.
Jesteś pewna?
To może być zbyt skomplikowane dla ciebie.
Może powinnaś to jeszcze lepiej przemyśleć, masz jeszcze czas.
A jeśli zawiedziesz? Skąd weźmiesz na chleb?
Nie poprzemy czegoś takiego.
Minęło tak wiele czasu, odkąd Hermiona usłyszała te głosy i frazy… Mimo to nie przestawały boleć. To, że jej własna rodzina w nią nie wierzyła, było czymś, z czym jeszcze nie do końca się pogodziła.
Dziewczyna potrząsnęła głową, to nie chodziło o nią.
- I wiem, wiem, jak to jest żyć ze strachem… - mruczała, nie przestając patrzeć na dłonie. – A jeśli w zasadzie mają racje? A jeśli wszystko pójdzie źle? Patrząc logicznie, nie można wykluczyć tej opcji. Jest to ciągły strach, który chowasz w zakamarkach swojej głowy, ale… On nigdy nie przemija.
Fred wpatrywał się w nią z uwagą. Po raz pierwszy od dłuższego czasu był oszołomiony.
- Ja…
Hermiona odwróciła się, by na niego spojrzeć.
- Znaczy… Próbuję powiedzieć, że… Powinieneś wciąż w siebie wierzyć. W to, co robisz i w to, co jest dla ciebie ważne, niezależnie od tego, co się dzieje wokół ciebie. Tylko wierząc w siebie, jesteś w stanie stworzyć coś, co cię uszczęśliwi. Nie ją, ciebie.
Fred odwrócił się, by na nią spojrzeć. Możliwość porozmawiania o tym była… Interesująca. Poczuł jak ciężar na jego barkach się zmniejsza. W końcu ktoś, poza George'em, zdawał się rozumieć, co się dzieje w jego głowie, zarówno to, co dobre, jak i to, co złe. Nagle poczuł się nieco lepiej. Kto by przypuszczał, że ze wszystkich osób, to właśnie Hermiona Granger będzie go rozumieć. Teraz już nie mógł powstrzymać ciekawości, co jeszcze skrywała w sobie najlepsza przyjaciółka jego brata?
- Wydajesz się wiedzieć dużo na ten temat, prawda Hermiono? – zapytał z zainteresowaniem Fred.
Dziewczyna odwróciła wzrok.
- Dobra, przypuszczam, że wiem, jak się czujesz.
- Ach tak?
Hermiona przytaknęła, nie wiedząc, czy powinna odpowiadać. Nawet nie wiedziała, co tam robi. Wszystko zaczęło się od tego, że chciała pobyć sama, ale skończyła wprost przeciwnie: rozmawiając z Fredem, oglądając ich niezwykłe wynalazki i poruszając ten głęboki temat. Znów zaczęła obserwować swoje dłonie. Jak wiele razy już im się przyglądała? Straciła rachubę. Wydawało się, że to one są przyczyną całego ich przeznaczenia i tragedii. Ostatecznie mogła jedynie westchnąć i nim się zorientowała, odpowiedziała:
- Tak, ja też mam niemożliwe do spełnienia marzenie.
Fred spojrzał na nią z prawdziwym zaciekawieniem, a nawet zdziwieniem, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna odwróciła się od niego.
- Co? Czekaj, ni-
- Ale to teraz nieważne – powiedziała Hermiona, zmieniając temat, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Na jej twarzy malowało się zawstydzenie. – Dziękuję za wszystko Fred, do jutra.
I nie mówiąc nic więcej, zostawiła go samego.
Co tu się właśnie wydarzyło?
Od autorki:
Cześć!
Co słychać? Co o tym sądzicie? Jest to pierwszy rozdział mojej nowej historii, którą planuję jako dłuższą opowieść, choć nie tak długą, jak inne moje opowiadania.
Pomysł ten wziął się z koncepcji, że Fred znajdzie oparcie w najbardziej nieoczekiwanej osobie: Hermionie Granger. Pomimo swojego surowego i sztywnego wyglądu, Hermiona chce zrobić coś więcej ze swoim życiem niż praca w biurze. Chce tworzyć rzeczy i to jest coś, z czym może utożsamiać się Fred, choć w inny sposób. Tych dwoje bardzo się różni, ale to właśnie dzięki temu będą w stanie połączyć swoje siły i stworzyć zespół, a kto wie, co jeszcze…
Co chce zrobić Hermiona? Cóż, dowiesz się tego z kolejnych rozdziałów…
I na koniec, jak się wam podobał pierwszy rozdział? Pamiętajcie, że komentarze zawsze pomagają inspiracji.
Pozdrowienia!
