XVII

Zły humor Draco nie ustąpił do wieczora. Potter zaś, przez ten cały czas, przeprosił go już jakieś kilkadziesiąt razy. W tym momencie w ciszy obserwował jak blondyn wybierał strój na wieczorną imprezę w salonie Gryfonów. Z wdziękiem zaczął zdejmować z siebie szaty. Widok pół nagiego ciała przyjaciela nie zrobiłby na nim większego wrażenia gdyby nie wielki krwiak, który zajmował sporą część boku i brzucha Ślizgona. Ten widok na powrót pobudził męczące Gryfona poczucie winy.

Potter miał dość mglistą wiedzę na temat magomedycznych specyfików i zaklęć leczących, które mogłyby być w zasięgu pani Pomfrey, więc stało się dla niego jasne, do jak paskudnego stanu doprowadził Malfoya.

Kompletnie o tym nie myśląc, poderwał się z łóżka i trawiony potężną chęcią dotknięcia rany blondyna, wyciągnął do niego rękę.

– Nie wiedziałem, że… – szepnął, delikatnie dotykając miejsca, w którym odznaczały się żebra blondyna.

– Czego tym razem nie wiedział Złoty Chłopiec…? – warknął chłopak, nie cofając się jednak przed dotykiem.

– Draco, cholera… przepraszam – mruknął, otrząsając się z tego dziwnego transu i od razu zwracając swój wzrok na oczy przyjaciela.

– Wiem, mówiłeś to już dzisiaj – wywrócił oczami, odsuwając się od chłopaka na krok i kontynuując zmienianie garderoby.

– Bardzo cię boli…?

– A chcesz poczuć jak? – warknął blondyn, zaciskając jedną dłoń w pięść.

– Jeśli choć trochę by ci ulżyło – odparł poważnie Gryfon, na chwilę strącając Ślizgona z pantałyku.

Draco mógł z pełnym przekonaniem stwierdzić, że znał Złotego Chłopca, Zakałę Ludzkości i Gwiazdę Czarodziejskiego Świata niemal na wskroś, jednak… każda taka sytuacja utwierdzała go w przekonaniu, że coś musiało być nie tak. Miał wrażenie, że chłopak czasem zachowywał się, jakby miał dwie osobowości. Jedną, głupiego Gryfona o złotym sercu i drugą wyrafinowaną, inteligentną, pełną charyzmy. Niepokoiło go to. Jakkolwiek powinien się cieszyć z tego, że jego przyjaciel przejawiał przebłyski intelektu, to mimo wszystko czuł, że coś nie do końca było w porządku, że te zmiany są zbyt… losowe.

– Potter, jesteś kompletnym kretynem… – westchnął w końcu, chcąc jakoś rozładować skołatane nerwy. – Może zacznij używać mózgu i analizować swoje świetne plany przed ich realizacją. Nie będziesz musiał wtedy podstawiać mi policzka do bicia – powiedział spokojnie, wręcz beznamiętnie.

Harry spuścił pokornie głowę, kiwając nią na znak zrozumienia. Blondyn jednak nie miał zamiaru zbyt szybko mu wybaczać. Według niego, brunet zasłużył sobie na o wiele więcej.

Po dłuższej chwili, którą spędzili w milczeniu, Ślizgon był już gotowy do wyjścia. Rozpoczęli więc wędrówkę w kierunku wieży Gryffindoru. Salon znajdował się na siódmym piętrze zamku, więc naturalnie, dotarcie do wyznaczonego miejsca kosztowało ich trochę czasu i wysiłku. Draco, chcąc jeszcze trochę pozadręczać poczucie winy przyjaciela, już w połowie drogi zaczął narzekać na ból, który doskwierał mu przy pokonywaniu każdego następnego kroku. Dotarłszy więc do korytarza, w którym wisiał obraz Grubej Damy był w zauważalnie markotnym nastroju.

Chciał zmusić Pottera, do poniesienia go na plecach, jednak już po kilku kolejnych krokach brunet zatrzymał się przed pokaźnych rozmiarów obrazem Grubej Damy. Płótnem, na tyle dużym, by zmieścił się za nim dorosły człowiek, przedstawiającym pulchną, bladolicą kobietę w różowej, jedwabnej sukni.

– Hasło – widząc Harry'ego, namalowana kobieta zwróciła się w jego stronę, z zadowolonym uśmiechem.

– Jedwabne nici – odpowiedział wyraźnie, jednak ku jego zaskoczeniu, obraz ani drgnął. Harry uniósł wzrok ku twarzy Grubej Damy, która wyglądała teraz na bardzo zmieszaną i trochę złą.

– Nie mogę wpuścić do salonu ucznia z innego domu! – powiedziała surowo, zanim Harry zdążył choć zadać pytanie.

– Znamy hasło, a Draco jest moim gościem. Nie powinno być problemu – odparł Harry, zaplatając ręce na piersi.

Gruba Dama spojrzała na niego z niepewną miną, wyraźnie wahając się przed podjęciem decyzji.

– Jedwabne nici – powtórzył Harry, z naciskiem.

– Ah… niech wam będzie – mruknęła w końcu, machnąwszy ręką i odsłoniła, znajdującą się za jej obrazem, dziurę w portrecie.

Draco przyglądał się tej scenie z boku. Przejście do ich salonu znajdowało się w ścianie i nie było chronione przez nic, co mogłoby mieć tak problematyczną osobowość. Nie generowało więc żadnych problemów, o ile uczeń chcący przejść do salonu Slytherinu posługiwał się nienaganną dykcją i wypowiadał hasło wystarczająco wyraźnie i dokładnie.

Ta sytuacja utwierdziła Malfoya w przekonaniu, że Salazar Slytherin musiał być, w przeciwieństwie do innych założycieli, bardzo inteligentnym i przewidującym czarodziejem.

Gdy przejście zostało odblokowane blondyn bez słowa podążył za Potterem, przekraczając próg salonu Gryffindoru. Gdy tylko pojawili się w zasięgu wzroku Gryfonów, zostali niemal ogłuszeni krzykami blisko kilkudziesięciu osób, skandujących nazwisko Złotego Chłopca. Zostali zasypani wielokolorowym, mieniącym się konfetti, które w kontakcie z jakimkolwiek ciałem stałym rozświetlało pomieszczenie delikatnym, migoczącym światłem. Ktoś złapał ich za ręce, zaciągając w głąb pomieszczenia i zaraz poczęstował ich kremowym piwem.

– Już myśleliśmy…

– Że się nie doczekamy! – przez ogólny gwar przebiły się głosy dwóch wysokich, rudowłosych chłopaków, którzy właśnie przeciskali się w ich stronę, dzierżąc w każdej ręce po, wypełnionej jakąś cieczą, szklaneczce.

– Odstawcie ten napój dla dzieci…

– Dzisiaj należy się wam coś porządniejszego – powiedzieli, wręczając im naczynka wypełnione, jak się zaraz okazało, ognistą whiskey.

Draco bez słowa skorzystał z propozycji i pociągnął duży łyk. Zapewne chcąc, w ten sposób, rozluźnić nerwy. Przebywanie w towarzystwie tak wielu gryfonów z pewnością było stresujące… i męczące.

– I to się nazywa postawa! – ucieszył się George, zaraz wtórując chłopakowi.

Blondyn przymknął powieki, wznosząc źrenice ku górze. Upił jeszcze jeden porządny łyk alkoholu i postanowił, że nie podda się tak łatwo.

Czując w sobie siłę tego postanowienia, otworzył oczy i rozejrzał z ciekawością po salonie.

Na pierwszy rzut oka musiał stwierdzić, że wygląd salonu Gryffidoru był inny, niż zakładał. W jego mniemaniu… gorszy. Meble wyglądały na mocno zużyte i nadgryzione zębem czasu, dominujące w dekoracjach czerwień i złoto były mocno wyblakłe, starte i zakurzone. Nogi stołów i foteli były obkopane i z pewnością straciły swój dawny kształt. Draco poczuł coś na kształt żalu i irytacji, że miejsce, które musiało przecież lata temu wyglądać niezwykle szykownie i bogato, teraz wyglądało tak niechlujnie.

Nie był to styl, który odpowiadał blondynowi, jednak potrafił on docenić, szeroko pojętą, wartość antyków.

– I jak? – Harry zauważył oceniający wzrok swojego przyjaciela.

– Mogłoby być lepiej – odparł krótko, wzruszywszy ramionami i ostentacyjnie ucinając na tym rozmowę, skierował swoje kroki w stronę jednego z, nielicznych teraz, wolnych foteli.

Zaraz po tym, jak na nim spoczął, przed oczami ukazał mu się starszy Gryfon.

– Miałem zamiar tu usiąść – warknął, bombardując blondyna wściekłym spojrzeniem.

– I co w związku z tym? – Ślizgon uniósł jedną brew, ostentacyjnie popijając łyk alkoholu.

– To, że nie jesteś u siebie i wy…śliźniesz się z tego miejsca – odparł chłopak, wyraźnie dumny ze swojej gry słownej. – Uwierz mi, będzie lepiej, jeśli zrobisz to dobrowolnie.

Draco zlustrował swojego rozmówcę od stóp do głów. Ciemnoskóry chłopak, ogolony na łyso, szata dość mocno opinała się na rozbudowanych mięśniach. Widać było, że nadrabia swoje umiejętności magiczne lub ich brak, brutalną siłą.

Blondyn uniósł wzrok na twarz Gryfona i w milczeniu wywrócił lekceważąco oczami. Wiedział, że w walce wręcz nie miałby szans, ale nie zamierzał nawet pozwolić na to, żeby sytuacja rozwinęła się do takiego poziomu. Ostatecznie, targany poczuciem winy, albo nawet lojalnością, Potter mógłby stanąć w jego obronie. Widząc, że agresor nie przyjął z pokorą jego odpowiedzi i zamierza się na niego z łapskami, jednym ruchem ręki dobył swojej różdżki i przyłożył ją do gardła ciemnoskórego.

Harry, od pewnego czasu, kątem oka obserwujący tę scenę, momentalnie przerwał rozmowę z bliźniakami i pospieszył w stronę uczniów.

– Mierz swoje czyny na zamiary – wysyczał przez zęby blondyn, wbijając w szyję, wyższego od siebie, chłopaka, różdżkę.

– Draco! – żachnął się Harry, doskakując do chłopców.

– Potter – odparł beznamiętnie blondyn, nie odrywając nawet wzroku od swojego ciemiężyciela.

– Co wy wyprawiacie?

– Reaguję na, kierowane w moją stronę, groźby – wzruszył ramionami.

Coraz więcej uczniów zaczęło przyglądać się tej scenie, szepcząc między sobą konspiracyjnie. Draco wywnioskował z ich słów, że jego niedoszły napastnik jest już znany z podobnych sytuacji.

– Naprawdę nie możecie choć jeden dzień wytrzymać bez zwad i kłótni? – z wyczuwalną pretensją w głosie, odezwała się osoba, która do tej pory cicho siedziała z tyłu pomieszczenia, na schodach prowadzących do dormitoriów. – Mieliśmy się dziś cieszyć ze zwycięstwa Harry'ego. Pozabijać możecie się jutro – dodała, wstając ze swojego miejsca.

Spojrzała z dezaprobatą na dwójkę uczniów i zaraz widząc, jak blondyn wzrusza ramionami i chowa różdżkę, a starszy od niej Gryfon cofa się na bezpieczną odległość, uniosła kremowe piwo, które trzymała w dłoni, uśmiechnęła się ciepło do Pottera i wzniosła toast.

– Za Harry'ego!

Większość uczniów, zgodnie poszła w jej ślady, wykrzyknąwszy nazwisko ich bohatera, unosząc trunki do ust.

Harry uśmiechnął się do dziewczyny z wdzięcznością i upił łyk swojego alkoholu na jej cześć.

– Jesteś najlepsza, Hermiono – powiedział, przeciskając się w jej stronę.

– Bardzo skuteczna – dodał Dracon, który w ślad za Potterem, przemknął do dziewczyny, za jego plecami.

– Nie ma za co – odparła, udając skromną.

– Jak się czujesz? Nie mieliśmy nawet okazji dzisiaj porozmawiać – zagaił Harry.

– Cóż… nadal jestem zaskoczona tym, że to właśnie mnie Krumowi przyszło ratować – odparła szczerze. – Mogę zrozumieć zakładniczkę przydzieloną Fleur, bo ponoć była to jej siostra, Cho… z tego co słyszałam łączą ją romantyczne relacje z Cedrikiem – powiedziała, ignorując niezadowolony pomruk Harry'ego – nawet ciebie, Draco… chociaż, wraz z Ronem myśleliśmy, że to on dostanie tę zaszczytną rolę… – powiedziała, wywracając oczami. – Ale dlaczego Krumowi wybrano akurat mnie…? Jasne, zaprosił mnie na bal, ale nie z powodu naszej relacji, której de facto wcale nie ma, a tego, że byłam jedną z niewielu dziewcząt, które po prostu mu się nie narzucały…

– Może on ma nadzieję na coś więcej – zasugerował Harry.

– Wydaje się dość bezpośrednim człowiekiem – pociągnął temat Malfoy. – Myślę, że warto byłoby z nim o tym porozmawiać.

– Może macie rację… – westchnęła nadal wyraźnie nieprzekonana, i upiła łyk piwa kremowego.

– Hermiono, przyniosę ci coś mocniejszego… – zaproponował Harry i nie czekając nawet na aprobatę albo ewentualne protesty koleżanki pośpieszył w stronę stołów, na których ustawione były trunki.

– Weasley naprawdę siedzi w dormitorium sam i wypłakuje tam łzy? – Draco zwrócił się w stronę dziewczyny, przysiadając się do dziewczyny, na schodach.

– Nie powiedziałabym że wypłakuje łzy, ale…

– Z tego co widzę, wszyscy Gryfoni z naszego roku są tutaj, więc…

– No dobrze – przerwała mu. – Nie wypłakuje łez, ale… na pewno ma do ciebie i Harry'ego pretensje.

– Bezpodstawnie – wzruszył ramionami blondyn, przyglądając się, jak jego przyjaciel wraca z butelką ognistej i pustą szklanką.

– Spróbuj go zrozumieć, przyjaźnił się z Harry'm tyle lat, a potem pojawiłeś się ty… osoba, którą uważał za największego wroga i, hm…

– Zająłem jego miejsce? – podpowiedział jej chłopak, wyciągając w stronę rozlewającego trunek Pottera, swoje naczynie.

– Tak – przyznała, odkładając butelkę po piwie i zapijając słodki smak, ognistą.

– Ron jest sam sobie winien – mruknął Harry, siadając stopień niżej i opierając się plecami o kamienną ścianę.

– Och, żebyście mnie źle nie zrozumieli. Ja nie winię nikogo… – przerwała sobie, by upić kolejny łyk alkoholu – chociaż personalnie mam żal i pretensje o wiele rzeczy, które zrobiłeś, Malfoy.

– I vice versa – wzruszył lekceważąco ramionami.

– Zrozumiałam jednak, że czy mi się to podoba czy nie, stałeś się częścią życia Harry'ego i jeśli nie chcę go stracić, muszę zignorować swoje przekonania i uprzedzenia… – dziewczyna pociągnęła następny, spory łyk napoju. Skrzywiła się, przełknąwszy go i wyciągnęła w stronę blondyna dłoń. – Nie toczmy niepotrzebnych wojen – zaproponowała, patrząc poważnie, prosto w szarobłękitne oczy.

Ślizgon w pierwszej chwili spojrzał na wyciągniętą w swoją stronę dłoń dziewczyny, kalkulując bilans strat i zysków. W ostateczności jednak uścisnął dłoń Granger.

– Niech to będzie początek naszej intelektualnej znajomości – powiedział, odwzajemniając jej spojrzenie. – Nie myśl sobie, że jestem ślepy. Pomijając moje uprzedzenia do twojego statusu krwi, jestem świadom tego, jak rozległą wiedzę posiadasz i że wciąż ją rozwijasz.

Harry przyglądał się tej scenie w milczeniu. Nie wiedział jaką rolę w całej tej sytuacji odegrał alkohol, ale nie miał zamiaru narzekać. Jeśli chociaż przez kilka następnych dni nie będzie musiał przejmować się ewentualnymi waśniami między tą dwójką, to był w stanie przyjąć taką cenę.

Spokojna zabawa nie trwała wcale długo. Bliźniacy, chcąc rozbudzić towarzystwo, postanowili przetestować kilka swoich nowych wynalazków. Większość z nich była bardzo głośna, kolorowa i zabawna, kilka okazało się być niewypałem, w niektórych przypadkach trzeba było szybko interweniować, żeby ograniczyć liczbę ofiar do minimum, jednak ostatecznie rozrywka, którą zapewniali Weasley'owie, okazała się porwać każdego członka zabawy.

Ogólny gwar przyciągnął w końcu ostatniego gryfona, który ten wieczór spędzał samotnie w dormitorium. Ron, z dość niepewną miną, pojawił się na schodach, prowadzących do dormitorium chłopców. Ze swojego miejsca miał dobry widok na większość salonu, więc mógł swobodnie rozeznać się w sytuacji.

Impreza przybrała klasyczny bieg. Powstały małe grupki mieszczące się koło stołu zastawionego alkoholem i przekąskami, przed kominkiem, koło okien, które teraz były otwarte na oścież i wpuszczały do środka pomieszczenia miły chłód oraz na środku salonu, gdzie kilkoro uczniów właśnie siedziało w okręgu. Jedna osoba trzymała w ręku pustą butelkę i wyraźnie tłumaczyła coś reszcie. Ron rozpoznał w niej Hermionę, więc postanowił przyłączyć się do zabawy.

– … więc kiedy dzióbek butelki wskaże drugą osobę musi ona wybrać, czy osoba kręcąca ma zadać jej pytanie, czy wyzwanie – tłumaczyła powoli, starając się z całych sił, by jej słowa były jak najbardziej wyraźne. Kosztowało ją to wiele wysiłku, ale miny słuchaczy utwierdzały ją w przekonaniu, że te cierpienia nie idą do końca na marne.

– W co gracie? – zagaił Ron, podchodząc do grupki siedzącej w okręgu i skupiając na sobie wzrok większości uczestników, do tej pory śmiertelnie skupionych na słowach Hermiony. – Mogę się przyłączyć?

– Roniaczek! – wykrzyknął uradowany George, zajmujący miejsce koło Granger.

– Postanowiłeś, hik, jednak zaszczycić nas swoją obecnością! – zawtórował mu, siedzący zaraz koło niego Fred.

– Siadaj, siadaj – zachęcił go pierwszy z bliźniaków, robiąc mu miejsce miedzy sobą a dziewczyną. – To mugolska zabawa, nazywa się grą w butelkę. Zrozumiesz zasady w trakcie – dodał, klepiąc podłogę koło siebie.

Rudzielec, zachęcony postawą braci, okrążył uczniów i usiadł we wskazanym miejscu. Rozejrzał się z ciekawością po twarzach osób, z którymi zaraz będzie bawić się w tę nową grę i dopiero wtedy zobaczył, mniej więcej na przeciw siebie - jego.

Siedział koło Harry'ego, kompletnie ignorując obecność innych osób. Rozmawiał cicho z brunetem, tak, jakby mieli jakieś prywatne tajemnice. Weasley był pewien, że blondyn robił to specjalnie i że bezczelnie go prowokował, na pewno właśnie się z niego naśmiewał i obrażał jego rodzinę.

– Dzisiaj bez dram! – zawołał głośno George, zauważając w którym kierunku zwrócił wzrok jego młodszy brat. – Dzisiaj topory wojenne zakopujemy!

– Peace and love – zaśmiał się Fred, sięgając przez swojego bliźniaka i klepiąc Rona po plecach. – Dean, stoisz tak blisko stołu! Podaj coś mocnego Roniaczkowi! – zawołał, machając do młodszego kolegi.

– Musi się ewidentnie rozluźnić! – zawtórował mu pierwszy bliźniak.

Cała ta scena przyciągnęła uwagę większości osób, które oczywiście świadome wiecznych wojen toczonych między Ronem i Draco, wstrzymały oddech. Niektórzy spodziewali się wręcz rozlewu krwi, ale nagła uwaga skupiona na rudzielcu skutecznie go speszyła. Zarumienił się aż po same uszy a widząc, że Malfoy wyjątkowo dziś nie jest do niego wrogo nastawiony, zwyczajnie go ignorując, postanowił przełknąć swoją dumę i otrzymawszy od Deana niemal pełną szklankę whiskey, upił z niej spory łyk i spojrzał na Hermionę.

– Możemy zacząć?

Wszyscy obecni niemal odetchnęli z ulgą i jak gdyby nigdy nic, powrócili do swoich poprzednich zajęć.

Gra z początku szła dość opornie. Mimo tego, że zasady były dość przejrzyste i łatwe do zapamiętania niektórym, bardziej opornym uczestnikom, trzeba je było co kolejkę ponownie tłumaczyć. Po jakimś czasie zaczęła jednak iść płynniej i bardziej odważnie. Z pytania, na pytanie i zadania, na zadanie gra stawała się coraz bardziej pikantna, a dudniący w głowie alkohol tylko to ułatwiał.

#

Ginny z zadowoloną miną wróciła do okręgu po wykonaniu zadania i zakręciła butelką z uwagą się jej przyglądając. W pełnym skupieniu, w myślach powtarzała imię jednej, konkretnej osoby. Jej modły zostały najwyraźniej wysłuchane, gdyż dzióbek naczynia zatrzymał się przed Harry'm.

– Pytanie czy zadanie? – spytała w ślad za swoimi poprzednikami.

– Pytanie – wybrał Harry, czując ekscytację na myśl o rozpoczęciu czynnego udziału w grze.

– W takim razie Harry, powiedz… czy jest ktoś, kto ci się podoba? – spytała, uśmiechając się, według niej, kokieteryjnie.

Butelka została przez nich zaklęta tak, by w przypadku wykrycia kłamstwa świecić się na czerwono. Dla Ginny to był idealny moment, by w końcu poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Harry zaś, usłyszawszy pytanie, w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Nie spodziewał się usłyszeć z ust dziewczyny pytania o coś tak osobistego. Nie było jednak sensu przeciągać, więc zgodnie z prawdą odparł:

– Tak, jest.

Oczy wszystkich graczy momentalnie zostały zwrócone w jego stronę.

– Haaarry! Odkryj rąbka tajemnicy! – zawołał od razu George.

– Kim jest ta szczęściara?! – zawtórował mu od razu Fred.

– Będziecie mieć okazję zadać pytania, gdy padnie wasza kolej – zainterweniowała od razu Hermiona, domyślając się, że temat Cho może być dla Harry'ego krępujący.

Chłopak uśmiechnął się w jej stronę z wdzięcznością i zakręcił butelką, która po chwili zatrzymała się przed Ronem.

– Pytanie czy zadanie? – wyrecytował formułkę, zastanawiając się, czy rudowłosy chłopak w ogóle będzie chciał wziąć udział w zabawie z nim.

– Zadanie – ten odparł jednak spokojnie, odważnie patrząc gryfonowi w oczy.

– Zadanie… – zastanowił się przez chwilę. Ilość alkoholu, którą w siebie wlał wcale nie pomagała mu w myśleniu a pierwsze pomysły, które wpadły mu do głowy były raczej paskudne i nikomu, prócz Draco by się nie spodobały. – Ron, wypij na raz cały alkohol, który został ci w szklance. W porównaniu do nas, jesteś zdecydowanie za mało pijany – zdecydował Harry, uśmiechając się szeroko. Był szczerze dumny ze swojego pomysłu. Ognista, jak wskazywała sama jej nazwa, potrafiła niemiłosiernie palić w gardło i nikt o zdrowych zmysłach nigdy nie piłby jej duszkiem. Harry przypuszczał, że właśnie zmuszał byłego przyjaciela do wielkich cierpień.

Rudowłosy jednak odważnie podjął się wyzwania. Podniósł naczynie w geście toastu, patrząc prosto w oczy bruneta i zaczął pić przy akompaniamencie dopingu graczy, którzy najwyraźniej czerpali z cierpień Rona tak dużą przyjemność, jak i sam pomysłodawca.

Już w połowie Weasley wyglądał tak, jakby cierpiał katusze, zaś przy samym końcu był blady jak duch. Ginny i Hermiona nie wyglądały na tak uradowane jak reszta towarzystwa, wyraźnie martwiąc się o chłopaka. Przyglądały mu się uważnie, z pewnością szukając jakichś niepokojących objawów zatrucia alkoholowego.

Gdy szklaneczka została opróżniona, Ron chwiejnym ruchem położył ją na podłogę przed sobą, spuszczając głowę i wgapiając się w nią przez chwilę.

– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – spytała jego siostra z niepokojem, a cała grupka graczy ucichła, oczekując reakcji chłopaka.

Ku ich radości, Weasley w końcu wyciągnął do przodu swoją rękę i w zwycięskim geście pokazał całej reszcie kciuk uniesiony ku górze. Uczestnicy na ten widok zgodnie wykrzyknęli z radością, wiwatując na cześć dumnego teraz jak paw, lecz nadal mocno bladego Rona.

#

– Draco, za łatwo prześlizgujesz się przez wszystkie zadania – powiedział Harry, gdy butelka, którą zakręcił wskazała jego przyjaciela. W głębi duszy wszyscy uczestnicy zgadzali się z Harry'm, jednak żadne z nich nie miało na tyle odwagi, czy pewności siebie, żeby przekroczyć pewną granicę bezpiecznej uprzejmości w stosunku do Malfoya. Ograniczali się więc do bardzo prostych i nieszkodliwych poleceń.

– Skoro tak twierdzisz. – Chłopak wzruszył ramionami.

Zdawał sobie sprawę z tego, że jest łagodniej traktowany od reszty uczestników. Specjalnie za każdym razem, gdy butelka wskazywała jego osobę eliminował możliwość zadania sobie pytania, wolał nie ryzykować zdradzenia jakiegoś rodzinnego sekretu lub równie ważnej informacji. Żądania uczniów były jednak bardzo zdystansowane, kulturalne i wręcz… nudne. Widać było, że Gryfoni trzymają do niego dystans.

– Tak więc wybieraj, pytanie czy zadanie? – chłopak wyszczerzył się w jego stronę z zadowoloną miną, jakby już miał w głowie jakiś plan.

– Zadanie – odparł od razu. Nie bał się, że Potter zada mu jakieś niekorzystne pytanie, po prostu był ciekaw pomysłu, który wywoływał na twarzy gryfona tak szeroki uśmiech.

– W takim razie Draco… – uśmiech Gryfona, o ile to możliwe, poszerzył się jeszcze bardziej. – Pocałuj osobę, która według ciebie jest w tym gronie najbardziej pociągająca.

Blondyn, w pierwszej chwili miał nadzieję że się przesłyszał i że jego skretyniały przyjaciel wcale nie wypowiedział tych słów. W następnej, gdy był już pewny, że niestety, z jego słuchem wszystko jest w porządku walczył ze sobą, żeby nie potraktować Pottera cruciatusem. W ostatniej zaś chwili, zerknął dyskretnie na miny graczy, które były teraz… dość typowe.

Dziewczęta mimowolnie spąsowiały, nagle udając że wcale nie patrzą w jego stronę, chłopcy wyglądali na dość zaskoczonych i rozbawionych, Ron zaś ograniczył się do nieuprzejmego grymasu na twarzy.

– Żartujesz sobie, prawda? – mruknął, mając nadzieję, że chłopak jakoś wyratuje go z tej sytuacji.

– Nie możemy zmieniać poleceń, gra na to nie pozwala – odparł brunet radośnie, wzruszając ramionami.

Czyli kaplica. Draco szybko przeanalizował zadanie, które usłyszał od przyjaciela, po czym rozejrzał się pobieżnie po członkach gry. Niektórzy byli bardziej, niektórzy mniej atrakcyjni, ale żadnego z nich nie znał na tyle dobrze, żeby móc określić go mianem pociągającego. W swoim kryterium był dość wybredny. Osoba którą mógłby się zainteresować nie mogła być tylko ładna. Równie ważna była dla niego osobowość, inteligencja, charyzma, umiejętności interpersonalne, status społeczny i wiele innych. To już na starcie dyskwalifikowało większość uczestników zabawy. Nie mógł pominąć również uczuć osoby całowanej. Oczywiście, wszyscy byli cholernie pijani i to, co działo się dzisiaj w salonie Gryffindoru powinno pozostać w nim na wieczność. Nie mógł jednak wykluczyć możliwości zaistnienia jakichś niekorzystnych plotek, a w późniejszym etapie niepotrzebnego rozgłosu, w końcu nazwisko Malfoy było dość znane w magicznym świecie. Poza tym osoba, którą mógłby wybrać miała pełne prawo przeciwstawić się takiej decyzji, a na to nie mógł sobie pozwolić. Był zbyt dumny, żeby móc dopuścić do odrzucenia. Biorąc to wszystko pod uwagę, wybór najbardziej pociągającej osoby, wydał mu się dość oczywisty.

Westchnął ciężko, godząc się ze swoim losem i na klęczkach przesunął się w stronę Pottera który, najprawdopodobniej nieświadomy tego, co się zaraz wydarzy, wcale nie oponował. Draco wyciągnął w jego stronę dłonie, które położył na obu policzkach chłopaka, upewniając się, że mu już nie ucieknie, po czym zbliżył się do niego i złożył na jego ustach wcale nie krótki pocałunek. Cały ten czas wpatrywał się w oczy przyjaciela, przyglądając się całym miriadom emocji, które po kolei się w nich pojawiały. Nie ukrywał, czuł sporą satysfakcję, że doprowadził Gryfona do takiego stanu. Przez myśl przeszło mu nawet, że mógł właśnie skraść przyjacielowi pierwszy pocałunek. Wiedział, że Potter miał bez liku wielbicielek, jednak był na tyle ślepy i niepewny siebie, że sam nigdy nie wykonałby pierwszego kroku.

Gdy w końcu blondyn uznał, że magia nałożona na butelkę uzna zadanie za zaliczone, odsunął się delikatnie od chłopaka. Ich usta rozłączyły się z charakterystycznym „mokrym" dźwiękiem, sprawiając, że policzki Harry'ego pokrył pąs w kolorze dojrzałej piwonii. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem, rozbawiony reakcją chłopaka, po czym przybrał swoją obojętną maskę i wrócił na swoje poprzednie miejsce, domykając na powrót okrąg.

Draco z wyższością przyjrzał się minom graczy, którzy właśnie wgapiali się w niego i jego głupiego przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Większość dziewcząt była równie zarumieniona co sam Złoty Chłopiec, Hermiona miała… blisko nieokreśloną minę, ale zdecydowanie nie wyglądała na niezadowoloną, czy zniesmaczoną, Ron, cóż… Ron wyglądał jakby jeszcze nie do końca dotarło do niego co takiego się stało, bliźniacy chichotali cicho, patrząc na siebie i poruszając brwiami w sugestywny sposób, Ginny zaś… jej mina zdecydowanie odbierała jej urody.

– Proponuję… – po dłuższej chwili milczenia, głos w końcu zabrała Hermiona. – Proponuję iść już spać, wszyscy są na pewno zmęczeni…

Część osób niepewnie pokiwała głowami i bez słowa zaczęła się zbierać do dormitoriów. W ślad za nimi ruszyła reszta niedobitków znajdujących się w Salonie. Harry zaś trwał w jakimś dziwnym transie, spowodowanym potężnym szokiem, bo najprawdopodobniej nie dotarły do niego słowa dziewczyny.

Malfoy postanowił coś na to zaradzić. Gdy salon trochę się przerzedził, podniósł ze stołu jakiś wyjątkowo ciężki podręcznik, porzucony zapewne przez jakiegoś ucznia, podszedł do Pottera i zdzielił go z całej siły w głowę.

– Kurwa, Draco! – krzyknął, momentalnie zrywając się z podłogi.

Zaczął rozcierać rosnącego guza, patrząc na przyjaciela ze złością.

– Wybacz, ale wyglądałeś jakbyś dostał udaru – chłopak wywrócił oczami. – Rozumiem, że pewnie marzyłeś o moim pocałunku od ostatnich trzech lat, ale nie wyobrażaj sobie za dużo. Cała ta sytuacja to tylko i wyłącznie twoja wina Potter i radzę ci nie dramatyzować – powiedział poważnie chłopak. – Poza tym, powinieneś zacząć używać balsamu do ust.

Gryfon spojrzał na twarz blondyna, analizując właśnie usłyszany komentarz po czym, jakby kompletnie ignorując cały początek, zaplótł ręce na piersi, obruszywszy się teatralnie.

– Uwierz mi, nie byłem przygotowany na…

– To nie dobrze, powinieneś być gotów w każdej chwili dnia i nocy, Potter – zawyrokował Malfoy. – W końcu nigdy nie wiadomo kiedy jakaś niewiasta zdobędzie się na odwagę i zaatakuje Złotego Chłopca. Z resztą, patrząc po minach niektórych Gryfonek, nie zdziwiłbym się, gdyby w najbliższych dniach stały się bardziej zmobilizowane.

– Co masz na myśli?

– Potter… pozwól mi wierzyć, że tylko udajesz tak ślepego kretyna… – westchnął Draco, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jesteś pieprzoną ikoną czarodziejskiego świata, większość tych dziewcząt dała by sobie rękę uciąć za twój pocałunek, nie mówiąc już o zostaniu twoją partnerką. Zwłaszcza teraz, kiedy twoja sława przeżywa swój ponowny rozkwit. Nie Potter, nie krzyw się, taka jest prawda. Gdy twoje nazwisko wypadło z Czary Ognia, większość tych kretynek, które idąc w ślad za hogwardzką modą uprzykrzały ci życie, po kryjomu wzdychały do ciebie i zastanawiały się jakby to było mieć cię na własność. Jesteś biletem do sławy, popularności i władzy. Wystarczająco inteligentna kobieta potrafiłaby cię owinąć wokół własnego palca i wykorzystać twoje nazwisko do każdego celu i uważam, że nie byłoby to zbyt trudne wyzwanie. Wiesz dlaczego? – Draco uśmiechnął się krzywo do przyjaciela, który wyraźnie nie miał zamiaru mu przerywać. – Bo jesteś ślepym kretynem z kompletnie zerową inteligencją interpersonalną.

– Draco… bredzisz – mruknął Harry, chociaż w jego głosie brak było przekonania.

– Sam się o tym, prędzej czy później przekonasz – wzruszył ramionami. – Chyba, że będziesz grzecznym Gryfonem i zaufasz mi w razie jakiejś podejrzanej sytuacji – uśmiechnął się krzywo, klepiąc bruneta po ramieniu. – Harry… wierzę, że kiedyś w parze ze swoim dobrym sercem zaczniesz korzystać również z inteligencji – mruknął Draco, łagodniejąc. – Jestem przekonany, że zauważyłeś jak się zmieniłeś w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

– Mam bardziej wrażenie, że wszyscy w okół to zauważają…

– Skoro tak… możesz to potraktować jako dowód. Zmiana otoczenia dobrze na ciebie działa.

– Co masz na myśli?

– W skrócie? To, że nie poddajesz się kretynizmowi Weasley'a. Miał na ciebie zły wpływ i jak widzisz, nie jest to tylko moje zdanie.

– Nie demonizuj go. Ron… jest po prostu uparty.

– Jeśli chcesz w to wierzyć… – wzruszył ramionami Draco, kończąc tę dyskusję.

Wyciągnął swoją różdżkę, natychmiast sprawdzając godzinę.

– Ale co ważniejsze, jest prawie czwarta nad ranem, powrót do mojego dormitorium…

– Nie żartuj sobie. To chyba oczywiste, że będziesz spać tutaj – Harry zmarszczył brwi, patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem.

– Nie? Nie do końca? Nie ustalaliśmy takich szczegółów…

– Na rany Merlina, Draco – westchnął Harry, po czym złapał jego dłoń, ciągnąc w stronę schodów.

Pokonanie tej przeszkody zajęło im trochę czasu, bo gdy stanie w jednym miejscu i prowadzenie rozmowy, wydawało im się całkiem proste i intuicyjne, to pokonanie wszystkich, krętych stopni, prowadzących do dormitorium chłopców okazało się nie lada wyzwaniem. Harry zaproponował, żeby poszli od razu spać, jednak widząc minę przyjaciela szybko zrezygnował ze swojego pomysłu. Na szczęście łazienka okazała się być pusta, więc w spokoju mogli poświęcić długie minuty na walkę ze swoimi szatami, w końcu jednak efektywnie się ich pozbywając. Prysznic zajął im zaskakująco krótką chwilę. Wykonali tylko powierzchowne czynności i czując, że ich sen wcale nie będzie spokojny i błogi, położyli się łóżka, zaciągając czerwono-złote kotary.