Dziennik Jeremy'ego Belpois, ucznia klasy pierwszej liceum Kadic.

Od naszej ostatniej walki z XANĄ, a zarazem starcia z Tyronem i wyłączenia superkomputera, minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie wypełnione sprawdzianami, egzaminami, wypełnianiem dokumentów, decyzjami o naszej przyszłości. Odd prawdopodobnie podąży śladami Yumi i Williama i pójdzie do klasy literackiej - nie dziwię się, przedmioty ścisłe nigdy nie były jego mocną stroną, a na tym profilu będzie mógł w pełni poświęcić się przedmiotom artystycznym. Aelita dołączy do mnie - czy też raczej ja do niej, gdyż złożyła deklarację godzinę przede mną - do klasy ścisłej, tak jak planowaliśmy to dawno temu. Ulrich jeszcze się waha, lecz wierzę, że wkrótce uda mu się podjąć taką decyzję, dzięki której uda mu się jednocześnie zadowolić rodziców i podążać ścieżką sportową. Poradzi sobie.

Jednocześnie w tym krótkim czasie zrozumiałem trzy rzeczy.

Po pierwsze, Tyron zdołał (co prawda w minimalnym stopniu, ale zawsze) uruchomić swój komputer kwantowy, nie aktywując jednocześnie antywirusa, którego zainstalowanie część z nas prawie przypłaciła życiem... a przynajmniej przepadnięciem w sieci do czasu napisania nowego programu materializacyjnego. OSOBNEGO DLA KAŻDEGO Z CZWÓRKI. (kamera traci na ostrości, gdy jego ręka o nią zahacza) Na razie jednak nie zauważyliśmy aktywności XANY... Chyba nie chce jeszcze ryzykować uruchomienia programu mogącego usmażyć tak jego, jak i bazę danych, w której się ukrył. Nie, żebyśmy narzekali, potrzebujemy tego czasu wytchnienia, oby jak najdłuższego, bardziej niż kiedykolwiek.

Nasza walka wciąż trwa.

Po drugie - Aelita zyskała legalnych opiekunów, którzy nie wykazują póki co większego zainteresowania tą funkcją (na szczęście, w przypadku Tyrona). Wpisanie Anthei Hopper w dokumenty pozwoliło jednak na odblokowanie wszelkich funduszy, których, jak się okazało, Aelita odziedziczyła po swoim ojcu całe mnóstwo. Podejrzewałem, że Franz Hopper zarabiał w jakiś sposób pieniądze, by utrzymać w posiadaniu Pustelnię, ale nie spodziewałem się, że inwestował na giełdzie tak wielkie kwoty... Nie, żebyśmy się nie cieszyli - dzięki temu będziemy mogli już przywrócić dom Aelity do dawnej świetności szybciej, niż to zakładaliśmy, a także - za jej zgodą oczywiście - prowadzić badania, modernizować sprzęt...

(Przez kilka chwil bawi się medalionem, z którego usunął już nadajnik GPS. Jego twarz pełna jest ciepła, zupełnie jak wtedy, gdy spogląda ukradkiem na dziewczynę z różowymi włosami. Wreszcie jego spojrzenie na powrót skupia się na obiektywie kamery).

Po trzecie i najdziwniejsze, moi przyjaciele zaczęli wykazywać zdolności nadprzyrodzone.

Ale po kolei... I muszę to wszystko nagrać, zanim zachce mi się spać, w końcu dopiero co skończyliśmy nasze zebranie, a jeszcze muszę się spakować przed wyjazdem do domu...


W przerwie między kolejnymi zajęciami Jeremy udał się do pokoju i włączył komputer. Jak zawsze przejrzał serwisy informacyjne, sprawdził pogodę na resztę dnia i upewnił się, że nie ma żadnych wiadomości na poczcie, na które musiałby pilnie odpowiedzieć. Gdy zrobił to wszystko, uruchomił sieć podłączoną do jednego z generatorów superkomputera w fabryce, umożliwiając tym samym przeglądanie Internetu pod niezwykłą ochroną - a tego właśnie potrzebował, bowiem zamierzał sprawdzić aktywność zarejestrowanych komputerów kwantowych na świecie.

Fakt, że Tyron całkowicie legalnie zajmował się fizyką kwantową, miał zarówno zalety, jak i wady. Po pierwsze, jeden dodatkowy serwer nie robił większej różnicy w zużyciu energii i opłatach za elektryczność, dlatego nikt raczej nie zauważył, że placówka badawcza w Szwajcarii wykazywała większą aktywność. Po drugie, w razie awarii można było liczyć na pomoc fachowców, coś, czego oni nie mieli, kiedy wyczerpała się radioaktywna bateria superkomputera... Jednocześnie sprawdzenie aktywności konkretnych, zarejestrowanych komputerów kwantowych na świecie nie należało do rzeczy trudnych, a ponieważ na stronach poświęconych informatyce i fizyce przez kilka dni huczało na temat domniemanej, olbrzymiej awarii, nietrudno było dowiedzieć się, czy podjęto próby ponownego uruchomienia serwerów.

Nie musiał długo szukać - wszystkie znaki na niebie i ziemi (oraz serwisy informacyjne) mówiły, że rozpoczęto proces uruchamiania szwajcarskich komputerów kwantowych.

Odsunął się od biurka, wzdychając głośno. Jego przeczucie potwierdziło się... jednak nadzieja nie przepadła. Zainstalowany antywirus prawdopodobnie został uśpiony i potrzebował ponownej aktywacji, jednak na ten moment całe przedsięwzięcie byłoby zbyt ryzykowne, a ponieważ główny serwer superkomputera Tyrona pozostawał wyłączony, nie miałoby to większego sensu. Potrzebowali interfejsu wewnątrz Kory, by móc uruchomić zainstalowany program, co z kolei wymagało włączenia superkomputera Franza Hoppera. Zaczął żałować, że go tak szybko wyłączyli...

Okienko między lekcjami kończyło się, dlatego spakował potrzebne książki do torby, wyłączył laptop i ruszył na zajęcia. O swoim odkryciu opowie później, po sprawdzianie z fizyki.

#*#

W przeciwieństwie do większości budynków szkolnych w Pustelni panował przyjemny chłód, zapewniony przez wszechobecne drzewa. Znajdujący się wewnątrz licealiści nie narzekali dzięki temu na upał i mogli bez większych przeszkód sprzątać lub dokonywać drobnych napraw, które ostatnimi czasy ruszyły mocno do przodu. Zwłaszcza teraz, gdy mieli całkowite podstawy, by zalegalizować wszystkie dokumenty i na powrót podłączyć media do budynku, zwłaszcza prąd, dzięki któremu mogliby spędzać w środku więcej czasu bez obaw, że przyniesione powerbanki w którymś momencie przestaną działać, a im zabraknie elektryczności do zasilenia sprzętu lub ogrzewania, jak to się zdarzyło poprzedniej zimy.

Względną ciszę, przerywaną dotychczas jedynie przez stukot palców o klawiaturę, miarowe kroki na piętrze i wyżymaną ze ścierki wodę, przerwał głos Jeremy'ego, który jako jedyny nie zajmował się bezpośrednio pracami porządkowymi, tylko organizacyjnymi.

-Aelita, nie zastanawiało cię nigdy, skąd pochodziły pieniądze na twoje czesne i tym podobne? Wiesz, teraz wszystko oficjalnie opłacają twoja matka i Tyron, ale wcześniej?

-Hmm... jedyne, co mi przychodzi do głowy, to mój ojciec- odpowiedziała szczerze, nie odnosząc się słowem do drugiego zdania. -Podpisany był jako sierociniec, z którego podobno się wyprowadziłam dzięki Oddowi. Kiedyś sądziłam, że to ty coś zrobiłeś w tej sprawie, ale jak wiemy, mój ojciec dość szybko zaangażował się w pomoc nam.

-Nie tylko to mam na myśli... Popatrz. Zebrałem w jeden plik dane ze wszystkich kont Hoppera na inne nazwiska, do których udało mi się zyskać dostęp. Miał ich mnóstwo!

-Rzeczywiście! Czekaj, czy to nie są... Nie wierzę...

Mokra ścierka, którą przecierała okna, spadła żałośnie na podłogę, gdy dziewczyna zobaczyła sumę na ekranie.

-Przebywając w sieci, inwestował na giełdzie. Z sukcesem. I kopał i kupował elektroniczną walutę.

-Stąd też pieniądze na utrzymanie Pustelni przez ten cały czas- Jeremy pokiwał głową, przełączając dokumenty. -Państwo nie odebrało mu posiadłości, ponieważ przez te wszystkie lata płacił podatki. A wszystkie te konta, założone w nie do końca legalny sposób, należą - i to całkiem legalnie - do ciebie. Po jego śmierci- przez jej twarz przemknął cień -zostały przepisane na ciebie, prawdopodobnie dlatego, że, po pierwsze, miał spisany testament, po drugie, został oficjalnie wpisany jako twój ojciec w nowych dokumentach.

-A powiedz...- zalogowała się na swoje konto bankowe. -Te pieniądze to skąd? Nie znam tych kont, a dotychczas jedyne pieniądze, które otrzymywałam, to były stypendia i dochody z koncertów...

I wtedy do pokoju wszedł Odd, który praktycznie wetknął twarz w ekran laptopa, przesunął kilka razy myszką, jak gdyby chciał się upewnić czegoś, po czym zaczął triumfalnie oznajmiać:

-Kasa ze Szwajcarii to alimenty, które towarzystwo szwajcarskie ma obowiązek płacić, ponieważ mieszkasz w oddaleniu od nich. Wiesz, obowiązek alimentacyjny opiekunów. Ta duża kwota, którą widzisz z boku, to zachowek przysługujący tobie po ojcu w ramach majątku niegdyś przepisanego na twoją matkę- pełen dostęp uzyskasz po osiemnastce, tymi pieniędzmi dysponuje na razie ona, ale czego przecież nie zrobi dla ciebie Einstein! A te duże sumy... no cóż, to zostało przepisane tylko i wyłącznie na ciebie i ty zdecydujesz, co z tym zrobić.

Jeremy zamrugał, zdziwiony tak szybkim nadejściem przyjaciela jak jego odpowiedzią.

-Odd, skąd wiesz tyle o sprawach majątkowych?

-Jak ma się tak dużą rodzinę, to trzeba się orientować- mruknął. -Kiedy umarła ciotka Francesca, a wuj Fernand rozwodził się ze siostrą stryjeczną ojca, wszyscy mówili tylko o pieniądzach... Trochę kojarzę, nic wielkiego...

-Dużo wiesz- Ulrich zatrzymał się w drzwiach, trzymając jedno z licznych pudeł wypełnionych śmieciami. -Tylko nie chcesz się tym dzielić, choć powinieneś... Dobra, idę wynieść śmieci z góry. Jak się uda, to będziemy mogli wkrótce tam odmalować i położyć podłogę.

-Zaczekaj!- Odd poderwał się gwałtownie z miejsca. -Uważaj na czwartym stopniu, jest śliski!

-...dzięki?

Szatyn wyszedł z domu i ostrożnie zaczął schodzić po schodach, z nieznanej sobie przyczyny stosując się do rady Odda. Po drodze do śmietnika minął Williama, który właśnie skończył swój ostatni egzamin i po drodze kupił wszystkim lody, przechowywane obecnie w torbie termicznej. Przywitał się z nim krótko, po czym skupił się na segregowaniu śmieci. Nim jednak zdążył posortować je choć trochę, usłyszał wrzask, łupnięcie czegoś ciężkiego o trawnik i wreszcie garść przekleństw.

Zapomniał mu powiedzieć, że stopień jest śliski.

#*#

Ostatnie wypracowanie, mówili. Będzie fajnie, mówili...

Myśli Yumi - choć pora nie była wcale późna, zegar wskazywał ledwie trzecią po południu - płynęły zbyt wolno, by rejestrować, co się działo wokół niej. Liczyło się jedynie to, by dokończyć przygotowanie do matury z francuskiego. Został jej ostatni rozdział z zeszytu do powtórzenia przed wyczekiwaną przerwą na odpoczynek, dlatego spróbowała po raz ostatni tego dnia wytężyć umysł (ale go nie przeciążyć). Zaczęła przeglądać książkę w poszukiwaniu definicji mniej lub bardziej pamiętanych słów, czasami zasięgając do olbrzymiego słownika Petit Robert, który miała na wyciągnięcie ręki.

Dopiero gdy skończyła zorientowała się, że słownik leżał na środku podłogi, nie na biurku czy też na półce z książkami po drugiej stronie pokoju. Odstawiła go, opuszczając pomieszczenie ze skonfundowanym wzrokiem.

#*#

-Ulrich, co tak pędzisz? Aż tak ci się spieszy z WF-u?

-Nie! ...tak! Nie wiem! Po prostu mam długie nogi!- krzyknął, prawie wpadając na ścianę.

Nie rozumiał, co się z nim działo od ostatnich kilku dni. Z nieznanej mu przyczyny, choć wydawało mu się, że idzie powoli, w rzeczywistości przemieszczał się z ponadprzeciętną prędkością. Dzielący z nim pokój Odd spostrzegł również, że ogólnie wykonywał większość czynności znacznie szybciej, z mniejszą lub większą dokładnością, a także, że przestał mu wytykać pochłanianie tak dużej ilości jedzenia.

-Też mam długie nogi, ale nigdy nie leciałem na złamanie karku na stołówkę do Rosy!- wtrącił William, gdy już przysiedli się do stołu.

-Jestem głodny! Mam prawo, nie?

-Owszem, masz...

Posiłek przebiegał spokojnie. Do czasu...

-...ale nie ruszaj moich rogali!

#*#

Dwa dni później, po wszystkich sprawdzianach, prawie dwa tygodnie po konfrontacji z Tyronem i kilkanaście minut po zakończeniu dyskoteki (rozpoczętej zaskakująco wcześnie, bo po godzinie szesnastej) z okazji zakończenia egzaminów i roku szkolnego, Aelita wzięła głęboki oddech, wciskając przycisk inicjujący połączenie. Gdy po kilku sygnałach wciąż nikt nie odpowiadał, zamierzała wyłączyć komunikator, jednak w tej samej chwili znajdująca się po drugiej stronie osoba nacisnęła ikonkę odbioru. Jej oczom ukazała się matka, siedząca prawdopodobnie w domu w Szwajcarii, o czym świadczyło jej otoczenie i ubrania, znacząco odstające od laboratoryjnych standardów. Uśmiechnęła się, a Aelicie zakręciło się w głowie na ten widok, widziany lata temu.

-Cześć... cześć mamo- szepnęła, próbując nie pokazać, jak bardzo się boi i cieszy jednocześnie.

-Skarbie, cześć... Jak ty wyrosłaś!

-Wiem...

Przez kilka chwil nie wiedziała, co powinna dalej powiedzieć, na szczęście Anthea Hopper przejęła inicjatywę.

-Widziałam, że koncertujesz... jesteś DJ-em?

-Zgadza się, i to od kilku lat! Na początku występowałam jako support dla zespołu Subdigitals, ale od jakiegoś roku samodzielnie organizuję koncerty. Jak widzisz- wskazała na swój koncertowy strój, cekinową bluzkę w odcieniach fioletu, grubą, szyfonową spódnicę i delikatny acz barwny makijaż -przed chwilą jeden się skończył.

-Opowiedz mi o tej pasji, proszę.

-Cóż, zaczęło się od pewnego konkursu...

Zaczęła opowiadać jej historię o tym, jak dzięki dalekiemu kuzynowi odkryła miksowanie muzyki, jak trudno było wybić się spośród wielu utalentowanych osób, jak wreszcie wyglądał jej pierwszy koncert. Wprowadziła ją w świat muzyki elektronicznej, pełen obcobrzmiących dźwięków, parkietów dyskotekowych i wielu godzin spędzonych za konsolą, by ułożyć ten właściwy miks, w kulisy organizowania wydarzeń muzycznych, w rywalizację klubów o obiecujących didżejów. Wkrótce zaczęły rozmawiać o wszystkim i o niczym, o muzyce, ulubionym jedzeniu, miejscach, które pragnęły odwiedzić, wracały do nielicznych, wspólnych wspomnień... Kiedyś musiały jednak poruszyć ostatnie wydarzenia, co nastąpiło długo po tym, jak wskazówka zegara wskazała dwudziestą drugą.

-Powiedz... dlaczego nie przyjechałaś, tylko przysłałaś swojego... męża?

-Jedno z nas musiało zostać, by pilnować laboratorium, a chciałam też, byś poznała Lowella, w końcu to twój ojczym.

-Ale mogłaś chociaż bezpośrednio się połączyć, zamiast przysyłać nagranie- Aelita nie potrafiła ukryć rozczarowania w głosie.

-Mieliśmy dużo pracy... jak wiesz, ktoś próbował włamać się do systemu i zniszczyć serwer. Na szczęście Lowell w porę zorientował się i poinformował zarząd o konieczności natychmiastowego wyłączenia wszystkich systemów. Wyłączenie tak dużego komputera kwantowego nie należy do najłatwiejszych rzeczy, zwłaszcza w trybie awaryjnym, jednak udało się uniknąć usunięcia danych. Na chwilę obecną zaczynamy uruchamiać serwery...

Nie mogła uwierzyć, że jej matka nic nie wiedziała i że mogła w tak banalny sposób opisywać proces, który mógł zabić ją i jej przyjaciół. Chciała jej przerwać, wykrzyczeć całą prawdę, że próbowali ostatecznie zniszczyć XANĘ, że w czasie gdy Anthea została wyswobodzona i wyszła za niegdysiejszego przyjaciela Franza Hoppera, ona - pozbawiona pamięci i tożsamości - walczyła ze zbuntowanym programem, wielokrotnie ryzykując życiem nie tylko swoim, ale i przyjaciół, czego szczerze nienawidziła. Pragnęła wyjawić jej wszystko od początku, włącznie z tym, że to właśnie oni usiłowali zniszczyć ich wieloletnią pracę. I wtedy, gdy już otworzyła usta, dostrzegła stojącego za Antheą profesora Tyrona, wpatrującego się w nią ostro. Wciąż miała w głowie jego słowa z ich pierwszego - prawdopodobnie nie ostatniego - spotkania, groźbę, że nie zobaczy więcej matki, jeśli nie zaprzestanie prób zniszczenia jego superkomputera.

-Rozumiem, to musiało kosztować cię... was, wiele wysiłku- powiedziała zamiast tego, mierząc się na spojrzenia z Tyronem w niezręcznym pojedynku.

-Powiedz, Aelito, gdzie spędzasz wakacje?

-Kochanie, z tego, co wiem, to u kuzyna, prawda?- Tyron wtrącił z niezwykle autentycznie wyglądającym uśmiechem.

-Zgadza się, większość czasu spędzę u niego- choć spodziewała się, że będzie o niej wiele wiedział, wciąż była zdziwiona. -Ale nie całe wakacje. Część czasu będę koncertować w różnych miastach Francji, a część spędzę z przyjaciółką tutaj, niedaleko Kadic. A, dwa tygodnie będę mieszkać, jak zwykle, u swojego chłopaka...

-To może przyjechałabyś tutaj, do nas?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, kobieta rozmyśliła się.

-Nie, może jeszcze nie teraz... najpierw to ja przyjadę do ciebie, jestem ci to winna. Chciałabym dowiedzieć się więcej o miejscu, gdzie teraz mieszkasz, i poznać twoich przyjaciół.

-D-dobrze...?

-Termin jeszcze ustalimy... Oh, chyba jesteś zmęczona po koncercie, prawda? Zbladłaś trochę...

Gdy rozmowa skończyła się, Aelita przez jakiś czas wpatrywała się pusto w ekran. Wreszcie powoli podniosła się z krzesła, chwyciła za przybory kąpielowe ułożone na łóżku i zwróciła się ku drzwiom, by przygotować się do snu i zmyć zmartwienia, niedające jej spokoju. Samotna łza żalu i frustracji spłynęła po jej policzku, kiedy dotknęła przełącznika i wyłączyła światło w pokoju. W tym samym momencie wszystkie żarówki na korytarzu wybuchły, a światło na piętrze zgasło. Zamrugała kilkukrotnie, słysząc zdziwione okrzyki z sąsiadujących pokoi i czując dziwne odrętwienie dłoni. Zerknęła na nią.

Na jej palcach wciąż tańczyła elektryczność.

#*#

Następnego dnia, na wniosek Yumi, umówili się w parku, by przedyskutować dziwności ostatnich dwóch tygodni.

-Dzieje się coś dziwnego, nie sądzicie?

-Co masz na myśli?

Włoch oparł się o drzewo, obracając w dłoni piłkę tenisową, którą niegdyś bawił się z Kiwim.

-Gdy wychodziliśmy na przerwę przed kartkówką z chemii, tak jakby zobaczyłem pierwszą stronę, pytania, które na niej były. Przejrzałem jeszcze raz dany temat... i one potem rzeczywiście były na kartce! I dostałem piętnaście punktów, aż się pani Hertz zdziwiła!

-Nie uczyłeś się do niej po prostu?- Jeremy nawet w takiej sytuacji nie przestawał przygotowywać notatek na wakacje.

-To też... ale to mi przypomniało te wszystkie wizje, których doświadczałem w Lyoko!

-Masz rację! A ten stopień, o którym powiedziałeś, rzeczywiście był śliski! Widziałeś, że ktoś z nas się na nim poślizgnie, prawda?

-Zgadza się, ale nie byłem pewien, kto... padło na Williama.

-A ty, Ulrich, na ostatnim WF-ie pobiłeś rekord szybkości szkoły o PIĘĆ SEKUND! Według Jima biegłeś szybciej od najszybszego człowieka świata- przypomniała Yumi.

-Wczoraj słyszałem krzyki na dole, Aelita, to ty wywaliłaś prąd na piętrze, prawda?- William raczej stwierdził fakt niż zapytał, pogrążając się w jedzeniu kanapki i odcinając od świata zewnętrznego.

-Yumi, czy nie zarządziłaś spotkania po tym, jak szczotka do włosów sama "wskoczyła" do twojej ręki?

Jeremy wpatrywał się w nich z coraz większym zdziwieniem, odkładając na bok notatnik. Wymieniali coraz to kolejne sytuacje, które zwróciły ich uwagę swą nietypowością, do czasu, aż Odd odwrócił się, wziął zamach i rzucił w odwróconego tyłem, niczego nie spodziewającego się Williama. Piłka pomknęła w jego stronę i... przeszła przez niego?! Brunet podskoczył, zaskoczony, prawie upuszczając swój podwieczorek.

-Ej, nie we mnie!- następnie zamrugał, spojrzał na leżącą u jego stóp piłkę i znów zamrugał. -Jak...?

-Wiedziałem!

-Weź rzuć jeszcze raz.

Kula uderzyła go w nogę.

-Jeszcze raz.

Tym razem obrócił się tak, by nie widzieć nadlatującej piłki, odwrócił się dopiero w momencie, w którym nadlatywała. Jego ciało nie spięło się, wszystko pozostawało pod jego kontrolą, nie miał czym się denerwować... I wtedy czas zdał się zwolnić i zobaczył, jak przedmiot przechodzi przez jego dłoń, albo raczej jak jego dłoń przestała być materialna i przez mniej więcej sekundę była ulotna niczym dym, choć wciąż mógł nią ruszać. Uczucie to szybko minęło, co nie zmieniało jednak faktu, że taka sytuacja zaistniała, a oni wszyscy zobaczyli na własne oczy jedną z mocy, którą dysponował w Lyoko.

-O matulu...

-On się zdymił! Jak w Lyoko! Widziałeś Jeremy? Widziałeś?!

-Widziałem! To niesamowite! Tylko... jakim cudem? W sumie na razie to nie jest ważne- Einstein zaczął w ekspresowym tempie pakować książki do torby. -I tak zaraz się dowiemy. Ale nie będziemy o tym rozmawiać tutaj.

-To gdzie idziemy? Do ciebie?

-Nie, nie tym razem. Pakować manatki, idziemy do Pustelni!

#*#

Sześć pizz, dwie zgrzewki wody, dwanaście lodów, trzy kobiałki truskawek i siedem godzin później Jeremy próbował podsumować wszystko, co powiedzieli do tej pory.

-Dobra, jest późno...

-Co ty nie powiesz...- mruknął Ulrich, przesuwając się trochę w bok, by Yumi mogła się wygodniej o niego oprzeć.

-Podsumowując - w wyniku awaryjnego wyłączeniu superkomputera Tyrona cała piątka, włącznie z Yumi, której nie było wtedy w Lyoko, w jakiś sposób zyskała swoje moce z Lyoko. Mamy całe wakacje, by dowiedzieć się, w jak dużym stopniu, jakie są minusy tego, gdyż z pewnością jakieś istnieją, i na ile jesteście w stanie je rozwinąć. Na dysku jest już wspólny folder, do którego będziecie wpisywać wszystkie wasze spostrzeżenia.

-Wszystkie?

-No, prawie wszystkie, bo nie sądzę, byśmy chcieli wiedzieć o twoich podrywach, Odd!

Mniejszy z blondynów udał naburmuszenie, w czasie gdy drugi kończył notować plany na najbliższe tygodnie.

-Fakt, że będziemy się widywać w różnych układach w wakacje może nam dodatkowo pomóc, bo podobnie jak w Lyoko będziecie mogli przetestować różne kombinacje... Ale o tym innym razem, teraz pora się zbierać.

-Jak tooo- William ziewnął, przeciągając się na podłodze. Niedawno umyte i pieczołowicie wypastowane panele, choć twarde, w połączeniu z miękkim kocem i poduszką kusiły, by pogrążyć się na nich we śnie i zaryzykować ból pleców o poranku.

-Musicie się wyspać, jutro... albo raczej dzisiaj, wyjeżdżacie do swoich rodzin, a wątpię, że ktokolwiek się spakował. Ja nie mam tego problemu...

Aelita potrącała stopą przyjaciół, by ich trochę rozbudzić, po czym przystąpiła do szybkiego wyniesienia śmieci, wcześniej posegregowanych. Gdy wróciła, wszyscy czekali na nią, by zgasiła światło. Wspólnie odprowadzili Yumi - dając jej i Ulrichowi chwilę na czułe pożegnanie - i wrócili do akademika, nie wzbudzając niczyich podejrzeń, głównie dlatego, że na pamięć znali godziny patroli nauczycieli, zaś Jim na tyle ich lubił, że często przymykał oko na (nie zawsze drobne) wykroczenia. Rozeszli się do pokojów i poszli spać...

Wszyscy, poza jedną osobą, która uruchomiła kamerę i włączyła nagrywanie.