Nadeszła jesień i wraz z nią znów wróciła do mnie wena i co znacznie ważniejsze, ochota na pisanie. Przed wami pojawia się kolejny rozdział, po długiej no dobrze, bardzo długiej przerwie. Miał się ukazać już jakiś czas temu, jednak choć wena wróciła, pisanie szło mi bardzo powoli. Ostatecznie rozdział wyszedł odrobinkę krótszy niż standardowy, ale za to jest, poza tym, lubię kończyć w takich momentach…
Przypominam też o zajrzeniu i obejrzeniu moich filmów na youtube - konto Aislinusia. Wpisz "małpę" i moj nick a na pewno mnie znajdziesz. Czekam na komentarze!
Malfoy nie Potter - w tym tekście także czeka na was nowy rozdział.
Ach i jeszcze jedno...
Z uwagi na długą przerwę przypominam:
Pochyła czcionka - myśli bohaterów
Pogrubiona czcionka – tekst pisany
Nie przedłużam, po prostu zapraszam do czytania i czekam na wasze komentarze, miło jest wiedzieć że jesteście.
][ ][ ][
CIEŃ CZARNEGO PANA
][ ][ ][
Rozdział 40
Żongler
Szczęście to radość z nowego dnia,
bezchmurne niebo w południe
i słowo "kocham" na dobranoc.
xxx
Katarzyna Michalak Lato w Jagódce
][ ][ ][
Punkt widzenia Avisa
Wrzesień zmienił się w październik i wraz z początkiem miesiąca zrobiło się chłodniej. Wciąż można było wyczuć ostatnie przebłyski ciepła, czuło się jednak, że jesień zbliża się nieubłaganie. Było piątkowe popołudnie i wybierał się właśnie do biblioteki, aby skończyć zadany esej z transmutacji i napisać kolejny na zaklęcia.
Ostatnie kilka tygodni, minęło mu błyskawicznie. Czas spędzał na nauce, odrabianiu prac domowych i okazjonalnym mdleniu. Będąc bardziej precyzyjnym, nawet więcej niż okazjonalnym… Tak jak ostrzegał Kastor, wspomnienia atakowały go coraz częściej. W ciągu ostatnich trzech tygodni które minęły od czasu jego rozmowy z Uzdrowicielem, mdlał przynajmniej trzy, czasem cztery razy w tygodniu. Także większość nocy, jego snów nie wypełniały przypadkowe majaki, lecz kolejne nawiedzające go wspomnienia.
Był już tym zmęczony i z coraz większym utęsknieniem czekał na chwilę, gdy to się skończy. Chciał pamiętać. Chciał by ten przeklęty eliksir zniknął wreszcie z jego organizmu, aby mógł zacząć żyć normalnie. Kastor wspominał o siedmiu tygodniach. Coraz bardziej pragnął, aby tym razem, Uzdrowiciel się nie mylił.
Mam już dość tego, że nie mam kontroli nad własnym ciałem. Już nawet nie zliczę ile razy Kenji uchronił mnie przed rozbiciem sobie głowy o kamienną posadzkę. Ostatnio udało mi się odpłynąć nawet na eliksirach! Dobrze że Severus akurat przechodził obok i odciągnął mnie na bezpieczną odległość, zanim wylałem na siebie bulgoczącą zawartość kociołka! – uśmiechnął się mimowolnie, na myśl o szkolnym Mistrzu Eliksirów. Tak, osoba która w zeszłym roku była jego najgorszym nemezis, szybko stała się jego powiernikiem i przyjacielem.
Cieszę się, że znów jesteś po mojej stronie, Sev. Naprawdę się cieszę.
Wiedział, że nie tylko powracające wspomnienia się do tego przyczyniły. Owszem, pozwoliły mu one spojrzeć na mężczyznę w inny sposób, ale to ich rozmowy sprawiły, że w końcu poczuł się w jego towarzystwie swobodnie. Po raz pierwszy spotkali się pod pretekstem szlabanu. Teraz, dwa razy w tygodniu chodził do Severusa. Oficjalnie udawał się do lochów w celu nadrobienia zbyt wielkich zaległości w materiale…
Dumbledore by z pewnością padł, gdyby wiedział, że w czasie tych korepetycji gramy w szachy i przesiadujemy nad kubkiem gorącej herbaty… Nie tylko on… - odsuwając na bok rozmyślania, zarzucił załadowany plecak na ramię i ręką dając Kenjemu znak, że jest gotowy, opuścił pokój, kierując się korytarzem w stronę klatki schodowej.
][ ][ ][
Biblioteka była cicha, lecz zarazem bardzo zatłoczona. Były to zupełnie normalne standardy na piątkowy wieczór. Większość niedużych stolików zajmowali krukoni i puchoni, którzy postanowili uporać się z odrobieniem pracy domowej, jeszcze przed nadejściem weekendu. Wśród morza kolorowych głów, można było dostrzec także kilku ślizgonów. Gryfona nie było żadnego. Nawet Hermiona nie przyszła, za co akurat był wdzięczny. Nie miał ochoty oglądać jej częściej, niż było to niezbędne.
Wystarczy że w czasie posiłków jej piskliwy głos słychać w całej Wielkiej Sali… Poucza wszystkich i wciąż uznaje, że tylko ona odrobiła pracę domową we właściwy sposób... i tylko ona ma rację... Jak mogłem wcześniej nie zauważyć, jaką jest osobą?
Lawirując między pogrążonymi w pracy uczniami, dostał się na tyły biblioteki. Spoglądając na stojący w rogu stolik, zorientował się, że Luna już na niego czeka. Pokręcił głową i uśmiechnął się, dostrzegając, że nauka jest ostatnią rzeczą, o której obecnie ona myśli. Chociaż leżał przed nią napoczęty esej i kilka podręczników, ona sama siedziała obecnie z nosem w gazecie. Gazecie którą po raz kolejny trzymała do góry nogami. Nie musiał widzieć nazwy, aby wiedzieć co to za gazeta.
Żongler.
Zbliżył się do stolika i opadł na wolne krzesło, naprzeciwko niej. Czekał, aż go zauważy. Luna nie opuściła gazety, ani nie podniosła wzroku, ale usłyszał jej szeptem wypowiedziane słowa:
- Nie rób takiej miny, są rzeczy ważniejsze niż kolejny głupi esej. – parsknął słysząc to, ale zaraz po tym przytaknął jej, wiedząc, że po raz kolejny ma rację. Rozłożył przed sobą przyniesione materiały, tymczasem Luna wyłoniła się zza gazety i wyciągnęła ją w jego stronę.
- To może cię zainteresować. – zastanawiając się co ma na myśli, odebrał od niej najnowszy egzemplarz Żonglera i spojrzał na wskazany przez nią artykuł. Czytając wytłuszczony nagłówek, nie mógł powstrzymać, po raz kolejny, cisnącego się na usta uśmiechu.
ooo
OBRONA PRZED CZARNĄ MAGIĄ – FARSA CZY NAUKA?!
CZY NAPRAWDĘ, TAK POWINNA WYGLĄDAĆ NAUKA NASZYCH DZIECI?
ooo
W tym roku Szkołę Magii i Czarodziejstwa wsparło same Ministerstwo Magii. Z uwagi na problem ze znalezieniem kompetentnego nauczyciela, posadę profesora Obrony przed Czarną Magią objęła Pani Podsekretarz Dolores Umbridge. Jak można było zakładać, młode pokolenie znalazło się w bardzo dobrych rękach.
W ciągu ostatnich lat profesorowie zajmujący to stanowisko zmieniają się z roku na rok. W murach szkoły krąży legenda o klątwie, nałożonej na tą posadę… Nie wiem, czy kryje się w tym ziarenko prawdy, pozostaje jednak faktem, że żaden z profesorów nie zajmował tego stanowiska przez dwa lata z rzędu. Trend ten utrzymuje się już od dobrych kilkunastu lat.
Konsekwencją wciąż zmieniających się profesorów są poważne braki w edukacji młodego pokolenia. Z tego właśnie względu, w tym roku sam Minister Magii zdecydował się zainterweniować tym co dzieje się w gmachu Hogwartu. Tegoroczny kurs Obrony przed Czarną Magią ma skupiać się na powrocie do podstaw i wyrównaniu braków edukacyjnych. Ministerstwo przygotowało podręcznik stosowny dla każdego rocznika. Tym samym możemy spać spokojnie, pewni że nasze dzieci są w dobrych rękach.
Chciałbym w to wierzyć, podobnie jak wielu rodziców. Niestety pierwszy miesiąc edukacji pod troskliwą opieką profesor Dolores Umbridge, każe mi podawać to w wątpliwość. Minęły już ponad cztery tygodnie zajęć. W ich czasie żaden z uczniów, ani razu nie wyciągnął różdżki na zajęciach. Dlaczego? Jak dowiedziałem się z pierwszej ręki od kilku uczniów, a także pewnych zatroskanych rodziców, ćwiczenie zaklęć, nie jest im potrzebne.
Tak, moi drodzy czytelnicy. W czasie pierwszych zajęć uczniowie dowiedzieli się że dogłębne zapoznanie się z teorią jest w zupełności wystarczające. Dla wszystkich. Dla pierwszego rocznika który nie zna jeszcze najprostszych zaklęć. Także dla rocznika który w tym roku podchodzi do SUM-ów, nie wspominając już o tych, którzy w tym roku kończą naukę w Hogwarcie.
Osobiście rozumiem że poznanie teorii i właściwe przygotowanie się jest naprawdę potrzebne, jednak naprawdę poważnie zastanawiam się nad tym, jak poradzą sobie uczniowie na tegorocznych SUM-ach, gdy po raz pierwszy przyjdzie im rzucić zaklęcie znane jedynie z teorii… Mogę mieć jedynie nadzieję na to, że Hogwart gości samych geniuszy. Gdy wspominam własne lata szkolne, pamiętam, że ja do owych geniuszy, nie należałem…
ooo
Przerwał czytanie, spoglądając ponad blatem na Lunę. Miał ochotę uściskać ją za ten artykuł. Tak, dobrze wiedział, że choć podpis u dołu strony należał do jej ojca, to ona napisała powyższy tekst. Znał ją. Znał, bardzo dobrze.
Ciekawe czy pewna Różowa Ropucha miała okazję przeczytać już ten artykuł? – nabazgrał różdżką na stoliku i przesłał wiadomość, jednocześnie oddając blondynce gazetę.
Tatuś upewnił się, że otrzymała darmowy egzemplarz Żonglera. Został jej dostarczony dzisiaj przy śniadaniu. – parsknął, odczytując jej odpowiedź.
Tylko ty, Luna, tylko ty. Nigdy się nie zmieniaj.
Czas zabrać się za eseje jeśli chcemy skończyć to przed nadejście weekendu. – przytaknął jej i sięgnął po przyniesioną przez siebie książkę. Oboje pochylili głowy i jak gdyby nigdy nic, zabrali się do pracy.
][ ][ ][
Reszta wieczoru minęła znacznie szybciej, niż by tego chciał, ale w sumie był z niego zadowolony. Udało mu się odrobić całą pracę domową, choć ostatni esej kończył już we własnym pokoju, długo po zamknięciu biblioteki. Nim wreszcie wysuszył ostatni pergamin i zebrał wszystkie przybory, dawno minęła północ.
- Idź spać zanim on dowie się że zarywasz noce i naprawdę mnie zabije. – Kenji spojrzał na niego, zamykając przy tym książkę, którą czytał przez ostatnie kilka godzin. Nie widział stąd jej tytułu, ale nie musiał pytać. Wiedział, że Kenji ma słabość do romansów.
- Pospiesz się, albo przegapisz jutro śniadanie i wtedy to już na pewno będę martwy. – wytykając mu język w odpowiedzi, wrzucił ukończoną pracę domową do szuflady i ruszył w stronę łazienki.
- Nie zamykaj się. – słysząc kolejne polecenie, machnął tylko w jego kierunku ręką na znak, że o tym pamięta. Tak, w łazience też już zdarzyło mi się odpłynąć… - westchnął, woląc nie przypominać sobie tamtego spotkania z kafelkami. Może i nie pamiętał samego upadku, ale jego tyłek długo mu o tym przypominał.
Lepiej tego nie powtarzać.
Piętnaście minut później naciągał już na siebie kołdrę. Wiedział, że powinien się wykąpać, ale nie miał zupełnie na to siły. Rano… - ziewnął po raz kolejny. Zmęczenie całego tygodnia w końcu go dopadło i marzył już tylko o tym by pogrążyć się w objęciach Morfeusza. Chciał spać.
Oby dziś nic mi się nie śniło… - to była jego ostatnia przytomna myśl, nim odpłynął. Niestety ta noc, podobnie jak wiele poprzednich, nie okazała się nocą bez snów…
vvv
- Jak śmiesz! – wzdrygnął się, gdy ślina stojącego tuż obok niego wuja, spadła na jego policzek. Dzieliło ich ledwie kilkanaście centymetrów. Spróbował się cofnąć o krok, nim jednak wykonał ruch, dłoń wuja mocno zacisnęła się na jego lewym ramieniu.
- Czy nie wyraziłem się wystarczająco jasno, smarkaczu! Teraz jesteś pod moją opieką i masz robić to, co ci każę! – palce wciąż spoczywające na jego ramieniu, wbiły się w nie jeszcze mocniej. Jęknął, czując jak paznokcie wuja przebijają jego skórę..
- Puść mnie wujku, to boli. – szepnął zmuszając się do spojrzenia w ciemne tęczówki.
- Śmiesz mi jeszcze rozkazywać, smarkaczu?! – nim miał szansę cokolwiek odpowiedzieć, wuj uniósł prawą rękę i mocno zacisnął mu ją na gardle. Szarpnął się, rozpaczliwie próbując złapać powietrze.
- Wuj… ku… - charknął, mając coraz większe problemy z wzięciem kolejnego oddechu. - Pro... szę...
Garrick go nie puścił.
- Skoro nie rozumiesz ani próśb, ani gróźb, załatwimy to w inny sposób! – po tych słowach Garrick pchnął go tak mocno, że uderzył plecami w ścianę.
Osunął się na ziemię, boleśnie uderzając kolanami o posadzkę. Nie przejął się tym, oparł ręce na podłodze, krztusząc się. Całkowicie skupiony na ponownym wprowadzaniu powietrza do płuc, dopiero po chwili zauważył, że Garrick znów się do niego zbliżył. Nim miał szansę na jakąkolwiek reakcję, został schwycony za włosy i podciągnięty do góry.
Krzyknął. Niestety, jego krzyk nie spodobał się wujkowi. Zabrał rękę z jego włosów, jednak w zamian za to, uderzył go w twarz tak mocno, że po raz kolejny świat zamigotał przed jego oczami. Zaczynał się zastanawiać, czy ten, tym razem go nie zabije.
Gdzie jesteś Marvolo… Pomóż mi… - błagał w duchu, po raz kolejny żałując, że zdjął z szyi otrzymany od niego na święta medalion.
Gdybym miał ten świstoklik, nie byłoby mnie już tu…
- Rozbieraj się. – gdy kolejne słowa Garrica przebiły się do jego świadomości, miał nadzieję, że źle dosłyszał.
- Słucham?- szepnął, przeklinając się za to, że głos mu się załamuje.
- Rozbierz się, albo ci w tym pomogę!
][ ][ ][
Gwałtownie usiadł na łóżku, z trudem łapiąc oddech. Nerwowo rozglądał się po zaciemnionym pokoju. Gdy jego wzrok spoczął na śpiącym w rogu Kenjim, odetchnął. Jestem w Hogwarcie. Jestem tu, a jego… jego już nie ma… nie wróci... nie wróci... Skulił się, obejmując kolana dłońmi. Ukrył w nich twarz, starając się zignorować to, że ramię i szyja, w miejscach gdzie zacisnęły się palce Garrica, wciąż bolą.
To tylko wspomnienie… tylko wspomnienie… - powtarzał niczym mantrę, bujając się w przód i w tył. Jego już nie ma… nie skrzywdzi mnie… nigdy więcej…
Panującą w pokoju ciszę przerwał szum deszczu za oknem. Wsłuchany w miarowy dźwięk, powoli się uspokajał. W końcu ponownie się położył, pozwalając by jego myśli popłynęły w przyjemniejszym kierunku.
Nie zamierzał już jednak spać. Nie tej nocy.
Jak na jedną noc, w zupełności mi wystarczy.
][ ][ ][
- Antares. – delikatne potrząsanie za ramię, przywróciło go do rzeczywistości. Zamrugał, orientując się, że jednak musiał ponownie przysnąć. Na szczęście, nic więcej już mu się nie śniło.
- Rusz się, bo przegapimy śniadanie. – słysząc to, usiadł na łóżku i przeciągnął się. Pomijając pierwszą część nocy, poczuł się naprawdę wyspany. W ciągu ostatnich tygodni był to luksus, nie zamierzał więc narzekać.
- Dawaj, minęła już ósma trzydzieści! – zwlekł się z łóżka nie zadając sobie trudu z przypominaniem Kenjemu że jest sobota. Śniadanie w weekendy podawane jest od ósmej do dziesiątej…
Schwycił czekający na krześle komplet czystych ubrań, dziękując w duchu Cytrynce za niego i skierował się do łazienki. Nie zamierzał się spieszyć, ale o tym też nie planował informować starszego chłopaka.
][ ][ ][
Kwadrans po dziewiątej, weszli wreszcie do Wielkiej Sali. Kierując się do stołu, uśmiechnął się, dostrzegając że jego przyjaciele wciąż jeszcze jedzą. Tak, choć znali się nieco ponad miesiąc, powoli zaczynał myśleć o nich, jak o prawdziwych przyjaciołach. Zresztą już od samego początku, czuł się przy nich znacznie swobodniej niż kiedykolwiek, spędzając czas z Ronem i Hermioną.
Tu żadne z nich nie narzeka, ani nie poucza mnie na każdym kroku... Nie śledzą, nie wypytują gdzie byłem i co robiłem... to naprawdę przyjemna odmiana…
- Cześć Antares. – uśmiechnął się do nich w odpowiedzi, zajmując miejsce po przeciwnej stronie stołu i wyciągnął schowany w kieszeni notesik. Otworzył go i pospiesznie nabazgrał ołówkiem:
Myślałem że idziecie dziś na boisko. Czy nie miał się odbyć kolejny trening quiditcha? Mecz jest już w przyszłym tygodniu.
- Trening zaczyna się o dziesiątej. Zaraz będę musiał uciekać na boisko, ale czekam na dzisiejsze wydanie Proroka Codziennego.
Proroka? Czy nie jest ono zwykle dostarczane o ósmej trzydzieści? Jest już wpół do dziesiątej. – popchnął notes w kierunku Michaela.
-Też się nad tym zastanawiam. Skąd takie opóźnienie? Pogoda jest niezła, więc sowa nie powinna mieć problemu z przylotem.
To nie może być problem z jedną sową, bo nikt jeszcze nie otrzymał gazety. Wydaje się, że całe wydanie zostało opóźnione… Tylko, dlaczego?
- Chciałbym to wiedzieć. W każdym razie, jeśli zaraz ich nie dostarczą, czy zaczekasz i odbierzesz moją gazetę za mnie?
Nim miał szansę odpowiedzieć, salę wypełnił głośny szum, łopoczących skrzydeł. Prorok Codzienny został dostarczony. Michael złapał swój egzemplarz, podobnie jak wielu innych przy wszystkich stołach. Sowy powoli odlatywały, jednak poziom hałasu w Wielkiej Sali zamiast maleć, przybierał na sile.
- Cholera. – spojrzał na Michaela, który w odpowiedzi położył gazetę na stole tak, aby wszyscy mogli czytać. Pochylił się nad najnowszym wydaniem Proroka Codziennego. Odczytując nagłówek zdobiący główną stronę dzisiejszego wydania, miał ochotę powiedzieć to samo.
Cholera.
ooo
WIELKI INKWIZYTOR W HOGWARCIE
Jeszcze trzydzieści lat temu, Hogwart znajdował się na szczycie w rankingu najlepszych Magicznych Szkół, uczących młode pokolenie, jak obchodzić się z darem magii. Niestety, z biegiem lat, coś zaczęło się zmieniać. Jeżeli dziś spojrzymy na najnowszy ranking zrozumiemy, że obecnie nasza ukochana szkoła, nie plasuje się nawet w pierwszej dziesiątce. Dlatego wszyscy powinniśmy sobie zadać w tym momencie jedno proste pytanie – Dlaczego?
Czy to możliwe, że aż tak bardzo spadła jakość edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa – Hogwart? Co się stało, że wyniki naszych dzieci nie są w stanie dorównać wynikom uczniów, z innych magicznych placówek? Wiele pytań i niewiele odpowiedzi… Moi drodzy czytelnicy, w tym roku to się zmieni!
Minister Magii, Korneliusz Knot, zaniepokojony o dobro naszych ukochanych dzieci, zdecydował się na podjęcie odpowiednich kroków. W tym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa – Hogwart, pojawi się Wielki Inkwizytor. Tą rolę zgodziła się wziąć na siebie Pani Podsekretarz Dolores Umbridge, która w bieżącym roku szkolnym, zajmuje stanowisko profesora Obrony przed Czarną Magią, w Hogwarcie. Z pewnością przysporzy jej to znacznie więcej obowiązków, jednak, jak sama zaznaczyła: „Dla dobra młodego pokolenia, warto poświęcić te kilka dodatkowych godzin.„
Kim będzie Wielki Inkwizytor? Do zadań Pani Podsekretarz Dolores Umbridge będzie należało skrupulatne sprawdzenie jakości kształcenia w Szkole Magii i Czarodziejstwa – Hogwart. Jako Wielki Inkwizytor będzie wizytowała lekcje pozostałych profesorów. Jej zadaniem będzie wnikliwa ocena kompetencji każdego z pracowników. Zadecyduje ona, którzy z nich zasługują na pełnione stanowiska, a którzy znajdą się na okresie próbnym.
Jako Wielki Inkwizytor Pani Podsekretarz – Dolores Umbridge, będzie miała pełną władzę nad zatrudnianiem i zwalnianiem pracowników. Będzie również posiadała wpływ na odbywającej się w Hogwarcie kluby i zajęcia pozalekcyjne. Wierzymy, że dzięki jej pracy, Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, odzyska swój dawny blask i znów stanie się dumą naszej społeczności.
][ ][ ][
Przez resztę poranka w każdym zakamarku szkoły można było usłyszeć rozmowy na temat najnowszego stanowiska pewnej ropuchy. Większość nawet nie starała się szeptać, krytykując posunięcia Ministra. Niektórzy, świadomi tego co zeszłego wieczoru ukazało się w Żonglerze, dodatkowo wskazywali na związek pomiędzy jednym a drugim artykułem.
Sam również go dostrzegał. W końcu to był zbyt duży zbieg okoliczności. Jednego dnia ukazał się artykuł krytykujący metody nauczania Różowego Pączka, a następnego, zyskała ona większa władzę i niemal całkowitą swobodę w Hogwarcie.
Ciekawe co Marvolo o tym sądzi? - zamyślił się. Zastanawiam się czy on właściwie miał okazję przeczytać artykuł z Żonglera? Jestem pewien, że zna ten z Proroka Codziennego, ale Żongler nie jest tak popularny… - decydując się napisać do niego po obiedzie, podniósł się z trawy, odrywając wzrok od nieruchomej tafli Czarnego Jeziora, w które się od pewnego czasu wpatrywał. Powolnym krokiem ruszył w stronę szkoły, w myślach już układając treść listu. Kemji jak zawsze, podążył za nim niczym cień.
][ ][ ][
Dotarcie do głównego wejścia zajęło im niemal dziesięć minut, ale tak naprawdę żaden z nich się nie spieszył. Pogoda jak na połowę października była tego dnia bardzo przyjemna, poza tym, do obiadu wciąż mieli jeszcze przynajmniej piętnaście minut.
Im później dotrę do Wielkiej Sali, tym krócej będę musiał oglądać Dumbledore'a i naszego drogiego Pączka. – myśląc o nich miał ochotę ponownie zawrócić w stronę jeziora i jeszcze raz przejść się, ostatecznie jednak wszedł po kamiennych schodach.
Jak tylko znalazł się wewnątrz murów, dotarł do niego dziwny dźwięk. Stuk, stuk, stuk. Młotek? – przebiegło mu przez myśl, gdy podążył w stronę źródła hałasu. Widok który już po chwili ukazał się jego oczom, powiedział mu że miał rację,. Był on jednak jednocześnie tak niespotykany, że zastanawiał się, co się właściwie dzieje.
Filch stał na wysokiej drabinie i na ścianie tuż przy drzwiach prowadzących do Wielkiej Sali, przybijał jakąś tablicę. Widział pokrywające ją drobne pismo, z tej odległości nie był jednak w stanie nic odczytać. Odczekał więc kilka kolejnych minut. W końcu Filch zabrał wszystkie swoje przybory i wraz z drabiną znikł w jednym z wielu zamkowych korytarzy.
Zbliżył się do tablicy, obleganej już przez wielu uczniów, którzy zwabieni hałasem, dotarli na miejsce przed nim. Stojąc w tłumie zadarł głowę w górę aby odczytać napis. Jak tylko pojął co tak właściwie czyta, nie zdołał powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Był pewny, że to ogłoszenie skłoni zdecydowaną większość do zapoznania się z pewnym bardzo interesującym artykułem.
ooo
ZABRANIA SIĘ CZYTANIA I ROZPOWSZECHNIANIA JAKICHKOLWIEK GAZET INNYCH NIŻ PROROK CODZIENNY, ZWŁASZCZA ŻONGLERA BĘDĄCEGO CAŁKOWICIE NIERZETELNĄ GAZETĄ.
KAŻDY UCZEŃ KTÓRY POSIADA JAKIKOLWIEK EGZEMPLARZ TEJ GAZETY, JEST ZOBOWIĄZANY DO JEJ NIEZWŁOCZNEGO WYRZUCENIA!
WSZELKIE KOMENTOWANIE CZY DZIELENIE SIĘ UMIESZCZONYMI W TEJ GAZECIE ARTYKUŁAMI JEST ZAKAZANE!
KAŻDY KTO NARUSZY TĄ ZASADĘ OTRZYMA TYGODNIOWY SZLABAN!
ooo
Oby tak dalej… Do jutra wszyscy będą wiedzieli, co Żongler napisał na twój temat. – znów się uśmiechnął i w doskonałym humorze skierował się na obiad. Wiedział, że nadchodzące dni będą cudowne.
Jestem pewny, że tobie to też się spodoba, Marvolo.
][ ][ ][
SUM – czyli Standardowe Umiejętności Magiczne. Przyznaję, że nie pamiętam czy wszędzie w poprzednich rozdziałach zapisywałam to w ten sposób, jednak od teraz planuję używać właśnie tej formy SUM-ach, SUM-y.
Jeszcze jedno – zazwyczaj nie używam w ten sposób Wielkich Liter, ale nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam użyć drukowanych liter do zapisania pierwszego z dekretów naszego słodkiego Pączusia.
][ ][ ][
Koniec rozdziału 40
