Od autora: Mam nadzieję, że ten rozdział będzie lekką odpowiedzią na komentarz shdfk, dlaczego Percy zachowuję się jak "bad boy".

Tu liczy się zimna krew, przy swoim wytrwać chcę
Nie jestem pewien, który to level, ważne, że piłka w grze
Mój rydwan mknie, bo bitwa wrze
A w litrach łez, historia zatacza koło od cyrkla w tle
Przestrzegam zasad gry, tych samych co lata w tył
Wracamy ciągle do walki, zapał, póki starcza sił
Styl zgniata w pył, w barwach swych
Dziś większa plansza gry i tym samym większy skill

(Trzeci Wymiar - Ta sama gra)

Percy

Po wydarzeniach z samego rana, Percy ponownie poszedł na plażę. Zauważył, że powoli to miejsce staje się jego ulubionym. Lubił posiedzieć sobie na piasku, wpatrując się w wodę. To go uspokajało. Chejron powiedział mu o przepowiedni, która prawdopodobnie tyczyła się jego osoby. Teraz już wiedział dlaczego blondyna chciała z nim walczyć. Wciąż uśmiechał się na myśl, gdy inni herosi przypatrywali mu się z ciekawością, po tym jak obronił Annabeth. Wyciągnął z kieszeni bluzy papierosy, ale po chwili zrezygnował z tego pomysłu. Zauważył, że ostatnimi czasy, gdy chce zapalić, to kończy się tylko na chęci. Schował paczkę do kieszeni, kiedy ktoś odezwał się obok niego.
- Mądra decyzja. To nie przynosi nic dobrego.
Spojrzał w bok i zobaczył przyglądającego mu się Posejdona.
- Zawsze jak chodziłem na imprezy, to lubiłem zapalić, ale tu nie odczuwam takiej potrzeby.
- Daj mi to, Percy. - rzekł i wyciągnął rękę, a Percy położył na niej paczkę, która stanęła w płomieniach.
- Odwyk?
- Odwyk. Wystarczy, że życie herosa może być krótkie przez goniące go potwory. Chciałbyś zginąć z braku kondycji, jakby cię coś dopadło? - dodał rozbawiony Posejdon.
- Racja. Teraz mi powiedz, co cię sprowadza w skromne progi obozu? - spytał Percy.
- Chciałem zobaczyć jak sobie radzisz w nowym otoczeniu. - stwierdził.
- Wszyscy są przerażeni, że sam bóg sprowadził mnie na obóz. Ponoć jestem pierwszym takim przypadkiem.
Posejdon uśmiechnął się na jego słowa.
- Wielka przepowiednia wymaga wielkiego herosa, synu. Co za tym idzie wejście też musiało być wielkie.
- Odpowiesz mi na coś szczerze? - Percy spojrzał w stronę ojca i zauważył jak ten skinął głową.
- Dlaczego na obozie jest tylu nieuznanych herosów? Zostałem wyszkolony przez ciebie i to ty mnie wprowadziłeś do tego świata, na ten obóz, a wiele dzieciaków siedzi tu i nie zna swojego boskiego rodzica.
- Percy to jest wstydliwa kwestia dla bogów, ale nieśmiertelni mają inne poczucie czasu. Wstydzimy przyznać się przed dziećmi i częściowo przed samymi sobą, że zapominamy, że wasze życie to dla nas tak naprawdę chwila.
- Ale ty ten czas znalazłeś.
- Weź pod uwagę, że ja mam tylko jedno dziecko półkrwi.
- A Thalia? Zeus też ma tu tylko jedno dziecko.
Posejdon nic nie odpowiedział na jego słowa, co zmusiło Percy'ego do spojrzenia na ojca. Zauważył na jego twarzy, że ten walczy sam ze sobą, by odpowiednio wygłosić kolejne zdanie.
- Percy... zanim odpowiem, powiedz mi od kiedy przejmujesz się innymi? Możliwe, że znam odpowiedź, ale chce się upewnić.
Chłopak spojrzał na wodę przed nim i po chwili odpowiedział cicho:
- W głębi duszy zawsze martwiłem się o innych i starałem się im pomagać, a maska obojętnego skurwiela mi w tym pomaga. Nikt nie domyśla się, że to ja i mam spokój. Lubię pobyć sam ze sobą. Proszę cię, ojcze, nie mów o tym nikomu.
- Jak chcesz Percy, nie powiem nikomu, że tak naprawdę jesteś dobrym gościem z sercem na właściwym miejscu.
Po tych słowach zapadła cisza, przerywana tylko szumem fal.
- Thalia ma brata. - powiedział nagle Posejdon.
- Co?! - zdumiał się Percy. - Przecież...
Posejdon uciszył go machnięciem ręki.
- Daj mi dokończyć. - powiedział. - Wiem, że nie ma go na obozie. Jason jest synem Jupitera. Rzymskie wcielenie Zeusa. - dodał, widząc pytające spojrzenie syna. - Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jeszcze nie teraz. Jest na rzymskim obozie i jest rodzonym bratem Thali. Mają tą samą matkę.
To wyznanie wstrząsnęło Percym. Za sobą usłyszeli zduszony pisk, a kiedy odwrócili się, zobaczyli jak w cieniu drzewa próbuje schować się dziewczyna o brązowych włosach.

Piper

- Nie jest cechą pożądaną podsłuchiwać, córko Afrodyty. - głos Posejdona rozszedł się po plaży, niczym uderzenie z bicza.
Piper wiedziała, że nie uda jej się uniknąć odpowiedzialności. Poszła za Percym, żeby go obserwować, a kiedy pojawił się sam Posejdon, nie mogła się powstrzymać, by trochę posłuchać. Teraz za to zapłaci i wcale nie było jej do śmiechu. Ruszyła niepewnym krokiem w ich stronę, szukając w głowie dobrej wymówki. Spacer? Czekała na jakiegoś chłopaka? Zabłądziła? Wszystko było błahe, żeby zaserwować to bogowi mórz.
- Dzień dobry. - rzekła niepewnie, nie wiedząc, co innego mogłaby teraz powiedzieć.
- Usiądź. - powiedział Posejdon, czym ją zaskoczył. - Co słyszałaś?
- Ja... - Piper chciała już skłamać, że nic, ale wiedziała, że nie oszuka boga. - Wszystko. Od tego, że Percy jest miłym gościem, aż do brata Thali.
Posejdon skinął jej głową, na znak uznania, że się przyznała.
- Cieszy mnie twoja odwaga, Piper. - powiedział. - Jednak następnym razem upewnij się dokładniej, że cię nikt nie widzi. Mroczny nie jest taki mały.
Piper zaskoczona rozejrzała się po plaży i zobaczyła jak po przeciwległej stronie jej kryjówki, z za drzewa macha jej czarne skrzydło, a następnie pojawił się czarny pegaz, który do nich podbiegł.
- Zdrajca. - usłyszała jak Percy mruknął w jego stronę.
- Sorry, Szefie.
- Nakazałem mu, żeby cię nie ostrzegał. - odparł Posejdon. - Chciałem, żeby ktoś poznał prawdę o moim synu.
- Po co? - spytał Percy ze zbolałą miną. - Nie potrzebuje nikogo.
Posejdon spojrzał na Piper, a następnie na Percy'ego.
- Mylisz się synu. Przyjaciele to najcenniejszy skarb. Znam cię i wiem, że sam byś o sobie nic nie powiedział, dlatego pozwoliłem podsłuchać jej rozmowę.
- Pozwoliłeś... czyli wiedział pan, że jestem tam od samego początku? - spytała zaskoczona Piper.
- Jak już mówiłem, Mroczny cię obserwował i dał mi znak.
Percy jeszcze raz popatrzył na pegaza i prychnął z niedowierzaniem. Posejdon wstał z miejsca i zaczął znikać w wirze.
- Zostawiam wam, żebyście pogłębiali swoją znajomość. - uśmiechnął się i już go nie było.

Percy

Cisza, która zapanowała po zniknięciu Posejdona, była przytłaczająca. Maska Percy'ego została zdjęta. Oblicze, które znała tylko jego matka, ojciec i Mroczny, teraz było dostępne też dla Piper. Rzucił jej szybkie spojrzenie i zastanawiał się jak to rozegrać. Może udawać, że nic się nie wydarzyło i olać to co słyszała, udając, że się przesłyszała? Nie, tak nie mógł tego zostawić, bo zaraz cały obóz będzie gadał, jak rozejdzie się plotka.
- Dlaczego? - Piper przerwała ciszę, wyrywając go z zamyślenia.
- Co dlaczego? - spytał, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Dlaczego nie chcesz pokazać, że jesteś dobry? Po co ci ta maska obojętności?
Percy wziął głęboki oddech, zastanawiając się nad odpowiedzią. Spojrzał jej głęboko w oczy i odpowiedział:
- Pięć lat temu miałem przyjaciółkę, prawdziwą, której powierzałem każdy sekret, wszystko. Rozumiesz Piper, co to znaczy mieć taka osobę?
Dziewczyna skinęła głową.
- Nie wyobrażałem sobie bez niej życia, a ona beze mnie. Byliśmy jak jedno ciało i jedna dusza. Porozumiewaliśmy się bez słów. Każdy wiedział, czego chce druga osoba. Była herosem jak i ja. Była córką Hadesa. Nie bawiliśmy się jak inni w berka czy chowanego, znaczy się, bawiliśmy, ale z potworami. Pewnego dnia zabawa zabrnęła za daleko, a ja nie chciałem zrezygnować, chciałem coś udowodnić, nie wiem, sobie? Światu? Gdyby nie ona, dziś by mnie tu nie było, ale Piper jak widzisz, to jej tu nie ma. Przeze mnie. Była prawdziwą przyjaciółką. Oddała swoje życie za moje. Nigdy nie odnalazłem jej ciała, nigdy tego sobie nie wybaczyłem. Nie chce mieć przyjaciół. Nie chcę, żeby ktoś ucierpiał przez moją głupotę i musiał się poświęcić. Dlatego udaje skurwiela, dlatego z nikim nie wchodzę w bliże relacje. Nie chcę i już chyba nie potrafię.
Piper popatrzyła w jego oczy i zrobiła coś, co go zaskoczyło. Przytuliła mocno pod czujnym okiem Mrocznego. Spodziewała się, że chłopak uważa się za lepszego od innych, dlatego z nikim nie utrzymuje relacji, ale czegoś takiego?
- Dochowam twojej tajemnicy, Percy. - powiedziała mu do ucha. - Dziękuję, że mi to powiedziałeś i uważam, że powinieneś otworzyć się na innych.
Chłopak odsunął ją na długość ramion.
- Dziękuję Piper i nie jestem jeszcze gotowy, żeby mówić o tym innym. - wstał i otrzepał się z piasku. - Idziemy na kolację?

W drodze do pawilonu jadalnego, zauważyli, że atmosfera miedzy nimi oczyściła się. Piper była zadowolona, że może w końcu znajdzie przyjaciela w chłopaku, który nie będzie się tylko ślinił na jej widok, a porozmawia z nią normalnie, a Percy rozważał, żeby dać jej szansę. Wciąż pamiętał o córce Hadesa, ale musiał w końcu ruszyć do przodu.
- Miły gość. - Piper szturchnęła go w ramię z uśmiechem.
- Teraz będziesz mnie tak drażnić? - odpowiedział, udając urażony głos, ale w głębi serca cieszył się z przyjaźni Piper.

Przy kolacji coś nie dawała mu spokoju. Cały czas miał wrażenie, że ktoś mu się przypatruje. Kiedy zaczął się rozglądać, przy ognisku zauważył siedmioletnią dziewczynkę, która uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Rozejrzał się dokładniej i miał wrażenie, że on jako jedyny ją dostrzega. Wstał od stołu i podszedł do ogniska, siadając przy nim, niedaleko dziewczynki.
- Przyjaźń to bardzo cenna więź, Percy Jacksonie.
- Hestia. - uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
- Nie często się zdarza, żeby ktoś mnie dojrzał, a jeszcze rzadziej ludzie zdają sobie sprawę kim jestem.
- Co cię tu sprowadza bogini? - spytał.
- Dla przyjaciół Hestia, Perseuszu. - powiedziała miło.
- Dla przyjaciół Percy, Hestio. - odrzekł, a dziewczynka usiadła na wprost niego.
- Jestem tu każdego dnia, Percy. Podtrzymuję ogień, rodzinne ciepło, więzy przyjaźni. Ludzie się spieszą i mnie nie widzą, tak jak nie widzą tych wartości. Coraz częściej zapominamy o tym co jest ważne, ale ty i Piper dziś odkryliście, że czasami należy rozejrzeć się dookoła i wyciągnąć dłoń do osoby obok.
Hestia spojrzała nad ramieniem Percy'ego, a ten odwrócił się, by dojrzeć jak w ich stronę zmierza córka Afrodyty, która usiadła obok.
- Nie możesz się bać Percy podjąć tego wyzwania. Piper ci pomoże unieść przyjaźń i razem zauważycie, że to nie jest ciężkie brzemię do poniesienia, a wręcz przeciwnie, całkiem miłe i lekkie.
Bogini zniknęła pozostawiając Piper i Percy'ego wpatrujących się w ogień. Annabeth siedząca przy stoliku Ateny przypatrywała im się z ciekawością i zastanawiała się, co łączy tych dwoje. Jak pozostali herosi, nie zauważyła bogini ogniska domowego.

Piper

- Masz już dość? - spytał Percy, lekko dysząc.
- Trochę. - przyznała Piper.
Córka Afrodyty poprosiła Percy'ego, żeby nauczył ją walki orężem. Chciała umieć używać swój sztylet, nie tylko jako zwierciadło, ale też jako śmiercionośną broń. Percy był pierwszym chłopakiem, który potraktował jej prośbę na poważnie. Nie wyśmiał jej jak pozostali i nie kazał wracać do robienia makijażu. W trakcie ćwiczenia nie traktował jej też ulgowo, co ją trochę wkurzało, jako że była początkująca.
- Ręka mnie boli. - poskarżyła się. - Mógłbyś być trochę delikatniejszy. - dodała z miną niewiniątka.
Percy na chwilę opuścił Orkana i popatrzył na nią badawczym wzrokiem.
- Jak będziesz walczyć z potworami, to też im powiesz, żeby były delikatniejsze?
Piper wiedziała jedno, zdążyła lekko poznać Percy'ego i nawet się z nim powygłupiała, ale kiedy dochodziło do walki, nawet treningowej, stawał się bardzo poważny.

Annabeth

Trening Piper z Percym był tematem numer jeden na obozie. Krążyły plotki, że dziewczyna używała na nim czaromowy, żeby zmusić go do podszkolenia swoich umiejętności. Annabeth w to nie wierzyła. Znała córkę Afrodyty na tyle, by wiedzieć, że naprawdę chciała nauczyć się walczyć, więc musiała go przekonać inaczej. Musiała odkryć coś o Percym, a ona chciała się dowiedzieć co. Na razie jednak miała inny cel. Przyglądali się z Thalią walce, kiedy Piper zażądała krótkiej przerwy. Córka Ateny postanowiła wkroczyć do akcji i stanęła na wprost Percy'ego, wyciągając swój sztylet.
- Walcz ze mną. - powiedziała niskim głosem.
Chłopak stał zaskoczony i przez chwilę bił się z własnymi myślami. Annabeth zobaczyła jak na jego twarzy pojawia się wyraz determinacji i jego długopis zmienił się w Orkana.
- Gotowa? - spytał, a ona skinęła głową.
Percy zamachnął się i zaczął cięciem z góry. Annabeth uniosła sztylet, żeby się obronić, kiedy ten w mgnieniu oka zmienił tor lotu miecza i zamachnął się z boku. W ostatniej chwili zatrzymał ostrze przy jej żebrach. Oczy dziewczyny rozszerzyły się w strachu. Nigdy nie widziała takiej szybkiej reakcji.
- Teraz nie zmienię uderzenia. - powiedział Percy. - Uderzę w twoją gardę.
Dziewczyna skinęła głową. Percy zamachnął się ponownie od góry, a Annabeth przygotowała się na zablokowanie ciosu. Poczuła siłę uderzenia, która impulsem bólu przeszła od prawej reki, aż po cały prawy bok. Krzyknęła i upuściła sztylet.
- Podstawowy błąd. - Percy popatrzył na nią uważnie. - Kiedy oczekujesz uderzenia, stoisz spięta jak struna. Twoje ciało przyjmuje cały impet uderzenia, a nie ostrze. Musisz odepchnąć miecz przeciwnika lekkim zwodem w bok, zamiast przyjmować to na siebie.
Percy zamienił swój oręż w długopis i odszedł porozmawiać z Piper. Annabeth, która uważała się za najlepszą szermierkę na obozie, właśnie została pokonana. Postanowiła, że schowa swoją dumę i nakłoni syna Posejdona, by nauczył ją walczyć razem z Piper.