Muszę być skałą trwałą, co by się nie działo
Całą energię kierować na nią, bo tak mnie nauczano
To kwestia widoku, kwestia perspektywy
Nie widzisz nic, gdy patrzysz z boku, wszystko jest na niby
Jestem odporny na wpływy zza szyby
Nie pytaj co by było gdyby zabrakło mi siły
To coś o potworach, które drzemią w nas, choć żaden nie śpi
Nie rozszyfrujesz treści moich słów tak długo
Jak nie wyrwiesz się spod presji ludzi i tego, co mówią
Mój świat od lat nie wygląda już tak samo...

(Małpa - Skała)

Percy

Będę w twoim śnie, kiedy ty pojawisz się w moim Percy Jacksonie. Już niedługo się spotkamy.
Chłopak zerwał się z łóżka i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał po pokoju. Nie zauważył nic niepokojącego, jednak odczuwał niepokój. Przekręcił się na drugi bok i zobaczył, że słońce weszło już nad horyzont. Wiedział, że już nie zaśnie, dlatego postanowił udać się na śniadanie. Kiedy tylko opuścił domek, wpadł na kogoś. Już chciał przepraszać, kiedy ujrzał Annabeth.
- Szpiegujesz mnie? - spytał.
- Musimy porozmawiać - odpowiedziała dziewczyna, łapiąc go za rękę, ponieważ chłopak chciał już odejść.
- Daruj sobie - warknął i wyrwał rękę z jej uścisku.
Percy zaczął się oddalać i Ann musiała przyspieszyć kroku, żeby złapać go ponownie.
- Jesteś mi winny wyjaśnienia - powiedziała.
- Posłuchaj mnie uważnie, blondi - odpowiedział ostro, przysuwając się do niej na kilka centymetrów. - Nie jestem ci nic winien, ani nikomu na tym obozie. Przestań łazić za mną krok w krok i zajmij się swoim życiem, albo następnym razem jak będziesz chciała ze mną walczyć, moje ostrze nie zatrzyma się na czas.
Annabeth zbladła słysząc jego słowa. Percy zobaczył strach w jej oczach. Odsunął się szybko i udał w stronę jadalni na śniadanie. Po drodze dołączyła do niego Piper.
- Nie musiałeś jej tak traktować - powiedziała z wyczuwalnym smutkiem w głosie.
- Niech przestanie wpieprzać się w nieswoje sprawy, to nie będę musiał jej uświadamiać - odparł spokojnie Percy.
- Powiało lodem - stwierdziła dziewczyna. - Masz tam serce? Czy to już tylko góra lodowa? - spytała wskazując na jego klatkę piersiową.
Chłopak na to pytanie tylko wzruszył ramionami.
- Następnym razem przypomnij mi, żebym wzięła dłuto na rozmowę z tobą - powiedziała - może uda się skruszyć warstwę lodu i zaczniesz coś czuć.

Annabeth

Dziewczyna była wściekła na samą siebie. Okazała strach i wiedziała, że Percy to zauważył. W ten sposób nie uda jej się przebić do tego zakutego łba. Piper wcale jej nie ułatwiała zadania i nie chciała powiedzieć, jak udało jej się przekonać chłopaka do rozmowy. W jej głowie powoli formował się plan. Pobiegła do domku Aresa, następnie do Chejrona.

Percy

Myślał, że to będzie zwykły dzień. Po śniadaniu uda się potrenować, a następnie będzie oczekiwał wydarzeń z przepowiedni. Okazało się, że na tym obozie nie zazna chyba chwili spokoju. Szedł w stronę areny, kiedy za swoimi plecami usłyszał ryk:
- Jackson!
Odwrócił się, by zobaczyć jak w jego stronę pędzi Clarisse i jej czworo braci, zupełnie jak rozjuszone nosorożce.
- Zamorduje cię i wrzucę do twojego ukochanego morza!
- Czy to oznaczało, że mam kłopoty? - spytał niewinnie.
- Co to ma znaczyć?! - córka Aresa stanęła przed nim, a para niemal buchała jej z nosa. - Chodzisz sobie po obozie i rozpowiadasz wszystkim, że nie jesteśmy dla ciebie wyzwaniem! Chcesz wyzwanie, Jackson? - pomachała mu włócznią przed nosem.
- Dalej nie wiem o co ci chodzi - powiedział lekko zirytowany Percy. - Ledwo zaczął się dzień, a ty już masz jakiś problem.
- Zaraz ci pokażę o co chodzi! - Clarisse zamachnęła się włócznią. Chłopak szybko wyjął Orkana i sparował uderzenie.
- Spokój! - mocny głos wdarł się do uszu walczących.
Percy i Clarisse spojrzeli w prawo, skąd nadbiegał Chejron z Annabeth.
- Co tu się wyprawia? - spytał ostro centaur.
- Ten śmieć myśli, że jest niepokonany i może się panoszyć po obozie - odpowiedziała córka Aresa.
- Uspokój się - odpowiedział jej, a następnie spojrzał na chłopaka. - Ktoś na obozie rozsiewa nieprawdziwe plotki o tobie. Dlatego przydzielę ci opiekuna, która będzie z tobą przebywał i weryfikował wszystko. Nauczy cię też życia w obozie i będzie z tobą trenował.
Percy na te słowa cicho jęknął i spojrzał na Annabeth.
- Już nawet wiem, kto to będzie.
Annabeth uśmiechnęła się lekko. Jej plan się udał.

Annabeth

Dziewczyna siedziała z Piper i Thalią obok areny i czekały na swoją kolej walki. Rozmowa toczyła się luźnymi torami, aż do momentu stałego tematu Ann.
- Spóźnia się.
Piper i Thalia zignorowały to. Wiedziały, że Percy przyjdzie jak najdzie go ochota, a rozmowa o tym wcale tego nie przyspieszy, jednak córka Ateny nie miała zamiaru odpuszczać.
- Miał dziś ze mną walczyć. Gdzie on jest? - syknęła.
- Zawsze jest - ustąpiła w końcu Thalia.
- Przynajmniej ciałem - dodała Piper. - Z tego co zauważyłam, to rzadko bierze czynny udział.
- Może i jest irytującym dupkiem, ale walczyć umie - przyznała Annabeth. - Idzie.
Percy wolnym krokiem zmierzał w stronę areny, gdzie nauczyciel szermierki szkolił parę nowych osób na obozie. Annabeth zauważyła, że chłopak zawahał się, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, jednak postanowił podejść bliżej.

Percy

Blondi niemal przepalała go na wylot intensywnością swoich szarych tęczówek. Chłopak wiedział, że dziś nie wywinie się od walki, bo Annabeth wspaniałomyślnie, jako opiekunka zgłosiła ich do nauczyciela szermierki. Wkurzała go i zastanawiał się, czy nie dźgnąć jej przypadkiem i nie wykluczyć z życia obozowego na jakiś czas. Przykładowo na jakąś wieczność, albo do momentu, aż on stąd nie odejdzie.
- Panie Jackson, cieszę się, że pan dotarł - powiedział nauczyciel szermierki. - Mamy dziś spore zainteresowanie lekcjami i przyszło dużo nowych rekrutów - Percy domyślał się, że plotki o jego dzisiejszej wymuszonej walce rozeszły się szybciej niż błyskawice Zeusa. - Chciałbym prosić pana, by przeprowadził pan krótki sparing pokazowy z panną Chase.
Annabeth zerwała się ze swojego miejsca i wskoczyła na arenę. Percy wyjął długopis z kieszeni i przyjrzał mu się krytycznie. Nie chciało mu się walczyć, bo nikt mu nie dorównywał, ale mała rozgrzewka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Wszedł powoli na pole walki i stanął na wprost blondyny. Uśmiechnął się w duchu widząc jej zdeterminowanie wypisane na twarzy. Chciała go pokonać, więc to może być ciekawe przedstawienie.
- Przygotować się! - krzyk nauczyciela wyrwał go z zamyślenia. - Gotowi? - kiwnęli głowami. - Start!
Wszyscy wlepili wzrok w arenę spodziewając się szybkiej akcji, albo jakiegoś wybuchu. Zamiast tego patrzyli na lekko wytrąconą z równowagi Annabeth i spokojnego Percy'ego.

Percy czekał, aż Annabeth zaatakuje pierwsza. Chciał wytrącić ją z równowagi, co mu się udało. Zauważył jej rosnącą irytację i spodziewał się ataku w każdej chwili. Chciał poćwiczyć swoją prędkość uników. Mógł przygotować od razu Orkana w pozycji do sparowania ciosu, ale nie chciał niepotrzebnie tracić energii. Poruszył się lekko, gdy zauważył, że dziewczyna przyjęła taki sam plan jak on. Czekała w gotowości z lekko podniesionym sztyletem, ale nie atakowała. Stali na wprost siebie, gdy Percy poczuł lekki ucisk na jego umysł. Annabeth chciała pokonać go umiejętnością Ateny, sprawiając, że jego umysł przestanie odpowiednio reagować i nie wykona osłony na czas, przez spowolnione ruchy. Percy siłą woli odparł mentalny atak, czym zadziwił dziewczynę. Zamrugał szybko i spojrzał w jej zimne szare oczy. Wystarczy. Sprowokował ją, posyłając w jej stronę małą stróżkę wody, która przecięła jej policzek jak brzytwa. Annabeth poczuła krew wypływającą z rany. Otarła ją palcem, a w jej oczach zapłonęła furia. Percy wiedział, że teraz będzie groźnym przeciwnikiem, niepanującym nad swoimi ruchami. Dziewczyna zaatakowała.

Annabeth poczuła się poniżona tym, że chłopak osłonił swój umysł przed nią i jeszcze ją zranił. Rzuciła się na niego ze sztyletem wycelowanym w jego serce. Nie obchodziło jej co się stanie, chciała go zranić, przebić na wylot. Nikt nie będzie się z nią bawił, kiedy była uważana za najlepszą szermierkę obozu. Percy w myślach przeanalizował atak Annabeth i na ułamek sekundy przed tym, jak ostrze znalazło się na miejscu jego serca, zrobił unik, okręcając się w prawo. Znalazł się teraz za dziewczyną. Złapał ją lewą ręką w pasie, a prawą przyłożył Orkana do szyi.
- Trup - powiedział jej do ucha i wypuścił z objęć.
Dziewczyna okręciła się na pięcie i natarła ponownie. Tym razem Percy przyjął uderzenie na swój miecz, przyglądając się uważnie technice Annabeth. Córka Ateny robiła szerokie zamachy nadając ostrzu prędkości, jednak bardzo szybko się męczyła. Chłopak nie wiedział, jakim cudem ona jest najlepszą szermierką na obozie, kiedy popełnia takie błędy. Walczyła sztyletem jak mieczem. Po kolejnej osłonie Percy stwierdził, że ta walka nie ma dalszego sensu, bo prędzej blondi padnie z wycieńczenia, niż przebije się przez jego gardę. Kiedy zamachnęła się, by ciąć kolejny raz, chłopak przerzucił szybko swój miecz do lewej ręki, co kompletnie zaskoczyło Annabeth. Na chwilę wypadła z rytmu, a chłopak lekko pochylając się, odwrócił się w jej stronę prawą częścią ciała, wystawiając nogę. Dziewczyna natrafiając na przeszkodę zachwiała się, a Percy używając Orkana jak laski, lekko wypchnął się do góry, prawą ręką łapiąc za sztylet Annabeth, która by upadła gdyby nie szybka reakcja chłopaka, który ją złapał. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co się stało, a jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Jej sztylet leżał kilka metrów dalej, odrzucony przez chłopaka, a ona wsparta na nim wyczuwała stal lekko kłującą ją w bok.
- Trup - usłyszała przy swoim uchu, a następnie poczuła jak osuwa się na ziemię, zbyt zmęczona, by stać o własnych siłach.

- Koniec pojedynku! - krzyknął nauczyciel, wchodząc na arenę.
Percy powoli opuścił miejsce walki, chowając długopis do kieszeni. Jego wzrok spotkał się z tajemniczym spojrzeniem Piper, która razem z Thalią biegła w stronę poległej Annabeth.

Annabeth

- Co ty wyprawiasz?! - Piper podbiegła do Annabeth i pomogła jej usiąść. - Chciałaś zginąć? Dobrze słyszałaś co ci mówił koło domku!
- O co chodzi? - spytała Thalia.
- Powiedział jej, że jak dalej będzie go tak zaczepiać, to w końcu nie zatrzyma uderzenia, a teraz miał ku temu dwie szanse! - Piper zaczęła potrząsać Annabeth.
- Chciałam go zabić, a nie zaczepiać - odpowiedziała cicho dziewczyna, a przyjaciółki lekko się od niej odsunęły, nie rozumiejąc.
- On jest obozowiczem tak samo jak my - przypomniała jej Thalia. - Co ty sobie wyobrażasz?
- Dajcie mi spokój - powiedziała Annabeth - w końcu rozszyfruję jak do niego dotrzeć.
- Nie w ten sposób - odpowiedziała chłodno Piper. - Nawet nie wiesz... - urwała.
- Właśnie, Piper! - Annabeth podniosła się z miejsca. - Nie wiem o nim nic, a ty wcale mi nie ułatwiasz! Czemu nie chcesz powiedzieć co ukrywa? Dlaczego z tobą rozmawia, a ze mną nie chce?
- Nie mogę ci powiedzieć, ale zastanów się następnym razem jak się przy nim zachowujesz - córka Afrodyty odwróciła się i odeszła.

Percy

- Można?
Piper wskazała na miejsce obok Percy'ego, który siedział na plaży, oparty o Mrocznego. Spojrzał na nią obojętnie i kiwnął głową.
- Cześć Mroczny - dziewczyna pogłaskała pegaza po głowie, który posłusznie skulił uszy, poddając się pieszczocie.
- O tak. Szefie czemu ty mnie tak nie głaskasz? - poskarżył się.
- Chciałbyś - mruknął.
- Co powiedział? - Piper zaciekawiła się.
- Podoba mu się głaskanie za uszami i jak zaraz nie przestaniesz to będę musiał go później odzwyczajać.
Córka Afrodyty uśmiechnęła się i przestała, na co pegaz parsknął urażony.
- Zapamiętam to Szefie. Będziesz chciał jabłko. Podziel się Mroczny, no weź - parsknął - idź i sobie sam zerwij.

Percy spojrzał na Piper ignorując pegaza.
- Czego chcesz? - spytał obojętnie.
- Co się wydarzyło podczas tego pojedynku? Zanim ruszyliście do ataku wpatrywaliście się w siebie intensywnie.
- Chciała osłabić mój umysł, ale jej się nie udało. Nie wiem kto jej dał tytuł najlepszej szermierki na obozie, ale mogłem ja zabić w kilka sekund.
- Dlaczego więc tego nie zrobiłeś? - spytała, przyglądając się uważnie chłopakowi.
Percy wzruszył ramionami, odwracając głowę w stronę morza.
- Szczerze? Nie życzę jej śmierci, pomimo, że mnie irytuje swoją manią prześladowczą - powiedział cicho.
- Tam na arenie, Annabeth przyznała, że chciała cię zabić.
- Wiem - odpowiedział chłopak. - Wpadła w furię i nie panowała nad swoimi ruchami. Nie zmienia to faktu, że walczy sztyletem jak mieczem. Sporo jej brakuje do tytułu mistrzyni.
- To dlaczego jej nie nauczysz? - zaproponowała Piper.
- Bo się zachowuje jak rozpieszczony bachor - odpowiedział. - Myśli, że wszyscy muszą jej wszystko powiedzieć i wyjawić swoje najskrytsze tajemnice. Mógłbym ją uczyć, jak ciebie, ale niech zmieni swoje postępowanie.
- Może jej powiesz co robi nie tak?
- Sama powinna to wiedzieć - Percy się uśmiechnął. - Myśli, że jest cwana z tym całym opiekunem. Widziałem jak idzie do Clarisse, a później biegnie do Chejrona.
- To jej sprawka? - Piper nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka posuwa się do takich kroków.
Percy wstał z piasku, otrzepując spodnie. Wpatrywał się w wodę, gdzie pojawiły się małe bańki.
- Wybacz Pipes. Ojciec mnie wzywa.
I ruszył w stronę morza.