Służąca
Służka sprzątała komnaty starając się nie wydawać przy tym żadnego dźwięku. Wiedziała, że jej pani ceni sobie ciszę i spokój podczas snu. Od ostatniego przebudzenia minęło już prawie 350 lat. Do tej pory był to najdłuższy sen. Ostatni trwał 298 lat. Za każdym razem, gdy Pani budziła się, jakaś planeta ulegała zniszczeniu. Jakaś cywilizacja zostawała wymazana z wszechświata. Służka zatrzymała się na sekundę, kiedy z łóżka, na którym spoczywała drobna dziewczyna, dało się słyszeć głośne kichnięcie. Była to oznaka, że do jej pani zaczynają dochodzić bodźce zewnętrzne. Niedługo kolejne planeta przestanie istnieć. Z sennego bełkotu dało się słyszeć słowa heros i przepowiednia.
Olivia udała się do kuchni w celu przygotowania uczty. W czasie gdy posiłek był w trakcie przygotowania, służka nie mogła zauważyć, że w pomieszczeniu obok bogini destrukcji przebudziła się z 350 letniego snu.
Dźwięk tłuczonego szkła przyciągnął służącą z powrotem do pokoju. Wbiegając do pomieszczenia przystanęła gwałtownie w drzwiach, gdy ujrzała postać leniwie powłóczącą nogami. Jej pani przemieszczała się powoli w znane jej tylko miejsce, nie zwracając uwagi na otaczające ją przedmioty. Dopiero uderzenie kolanem w stolik uświadomiło ją, że nie leży już w łóżku. Otworzyła szerzej swoje oczy i jej wzrok padł na służkę.
- Olivio, dzień dobry.
- Dzień dobry moja pani - odpowiedziała, kłaniając się.
- Ile czasu spałam?
- 350 lat, pani.
Bogini słysząc to przeciągnęła się, porządnie ziewając i opadła na najbliższą sofę. Jej intensywnie niebieskie oczy ponownie spoczęły na służce.
- Miałam bardzo ciekawy sen.
- Tak pani?
- Śniłam o potężnym bycie, który posiadał moc na równi z moją.
- Przecież nie ma silniejszych bogów od ciebie, pani - odpowiedziała służka, poszukując w swojej pamięci osoby pasującej do opisu.
- Według mojego snu istota ta nie była bogiem w pełni. Jest zwykłym śmiertelnikiem, posiadającym krew bogów.
- Półbóg? - służka spytała z niedowierzaniem. - Przecież to niemożliwe. Jak półbóg może być silniejszy od boga, a co dopiero od ciebie, pani?
Bogini na jej pytanie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Trzeba odwiedzić Wyrocznię, ale najpierw trzeba coś zjeść.
Służka zrozumiała aluzję i ruszyła do kuchni po posiłek.
Olimp
Bogowie zasiadali w swoich tronach w milczeniu obserwując środek komnaty. Zeus zwołał nadzwyczajne spotkanie, kiedy wyczuł nieznaną, ogromną energię. Energia ta pojawiała się w różnych odstępach, zazwyczaj raz na kilkaset lat. Teraz była obecna ponownie po 350 latach. Nagle Zeus poruszył się niespokojnie w swoim tronie.
- Zbliża się.
Nikt mu nie odpowiedział. Powoli na środku pałacu zaczęło pojawiać się małe czerwone światełko, które powiększało się z każdą sekundą. Po chwili czerwona poświata przybrała kształt istoty ludzkiej, a następnie zgasła. W jej miejscu stała teraz piękna kobieta, której Afrodyta pozazdrościłaby urody. Jej długie, czarne jak smoła włosy sięgały prawie samej ziemi. Miała intensywne niebieskie oczy, które zdawały się prześwietlać na wylot. Całość dopełniała szczupła sylwetka i długi miecz schowany w pochwie, umocowanej na plecach.
- Ambriosa, bogini destrukcji - szepnął Zeus i razem z innymi bogami oddał jej pokłon.
Bogini widząc to, uśmiechnęła się słodko i powoli zwróciła wzrok na każdego z bogów.
- Powstańcie.
- Co cię do nas sprowadza, bogini? - zapytał Zeus.
- Sen.
- Sen? - Hera chciała upewnić się, czy dobrze słyszała.
- Chciałabym dowiedzieć się coś więcej o półbogu, silniejszym od bogów.
- Półbóg silniejszy od bogów? - spytał Ares. - Nie słyszałem o takim przypadku - powiedział.
- Szkoda - bogini przywołała na swoją twarz wyraz smutku - będę musiała zniszczyć ziemię.
W sali zapanowała napięta atmosfera. Posejdon z Artemidą wymienili między sobą szybkie spojrzenia, następnie władca mórz odchrząknął, zanim się odezwał.
- Bogini jeżeli pozwolisz - zaczął, a Ambriosa skinęła głową - daj nam trochę czasu na poszukiwania. Postaramy się spełnić twoje oczekiwania.
- Dam wam 24 godziny na znalezienie dla mnie godnego przeciwnika do walki. Jeżeli uda mu się wygrać, nie zniszczę ziemi. Jeżeli przegra, wiecie co się stanie.
- Bogini jeżeli można, chciałbym się z tobą zmierzyć - Ares zbliżył się, wyciągając swoją włócznię, która przybrała wygląd miecza. - W ten sposób będziemy wiedzieli, do jakiego grona herosów zawężać poszukiwania.
- Oczywiście - bogini uśmiechnęła się, wyciągając miecz - mała rozgrzewka nikomu nie zaszkodziła.
Posejdon
Posejdon siedział na tronie w swoim królestwie niecierpliwie stukając palcami o oparcie. U jego boku, na wygodnym fotelu siedziała Artemida, z zaciekawieniem przyglądając się pałacowi. Była tu tylko kilka razy przez tysiące lat. Kiedy zaspokoiła swoją ciekawość, jej wzrok spoczął na Posejdonie.
- Myślisz, że da radę?
- Nie wiem. 24 godziny to mało czasu, żeby przystosować go do walki z boginią destrukcji.
- Szkoliliśmy go od małego więc...
- To nic - przerwał jej. - Jego moc jest dużo większa niż zwykłego herosa. Przewyższa niektórych bogów i prawie zrównał się z wielką trójką, ale to nie wystarczy.
- Do czego zmierzasz?
- Legenda - Posejdon spojrzał na Artemidę. - Wiesz co to oznacza?
- Chcesz stworzyć... nie... to tylko legenda stworzona jeszcze przed narodzinami Kronosa.
- Teraz, gdy się nad tym zastanawiam uważam, że to mogła nie być legenda.
- W takim razie co? - spytała Artemida.
- Przepowiednia.
Percy
Chłopak lubił przebywać w królestwie swego ojca. Czuł się tu jak przysłowiowa ryba w wodzie. Fajnie jest mieć za ojca Posejdona, chociaż wiązały się z tym też pewne konsekwencje, jak przepowiednia o wielkim herosie. Całą drogę do pałacu Posejdona zastanawiał się, w jakim celu został wezwany, przecież jego ojciec zawsze jak coś chciał, to pojawiał się sam.
- Ojcze - Percy uklęknął krótko przed Posejdonem, a następnie skinął głową w stronę bogini łowów - Artemido.
- Percy - bogini również skłoniła lekko głowę.
Chłopak zaczął zastanawiać się, co takiego mogło się wydarzyć. Zawsze jak był na osobności z Artemidą i swoim ojcem, wszyscy byli uśmiechnięci i lubili żartować, ale teraz ich twarze wyrażały pustkę.
- Coś się stało? - spytał.
Odpowiedziała mu cisza. Posejdon poprawił się lekko w tronie, jakby ten nagle stał się bardzo niewygodny.
- Słyszałeś kiedyś o Ambriosie? - spytała Artemida, wyręczając Posejdona.
- Ambriosie?
- Bogini destrukcji.
- Nie - Percy zaprzeczył. - To jakaś nowa bogini?
- Bogini destrukcji powstaje razem z wszechświatem w którym się znajduje. Jest odpowiedzialna za zachowanie równowagi w nim. Możliwe, że jest starsza od samego Chaosu.
- Domyślam się, że w jakiś sposób nasze drogi się skrzyżowały. Inaczej byś o niej nie wspominała Artemido.
- Owszem - przytaknęła. - Bogini pojawiła się dziś na Olimpie i szuka herosa ze snu.
- Herosa ze snu? - upewnił się Percy.
- Miała sen, że zmierzyła się z potężnym herosem, który dorównywał jej mocą. Teraz wymaga od nas znalezienia tego herosa. - odpowiedział Posejdon.
- Jak silna jest taka bogini destrukcji?
- Pokonała Aresa jednym palcem. Nie użyła nawet swojego miecza.
Po tych słowach zapadła cisza. Percy raz za razem otwierał i zamykał usta, ale nie był w stanie powiedzieć słowa. W jego głowie pojawiła się myśl, którą bał się wypowiedzieć na głos, ale wiedział, że musi się upewnić.
- Heros, którego szuka to ja?
Posejdon i Artemida powoli pokiwali głową, a Percy bladł z każdą chwilą.
- Ale... ja... przecież ja... ja nawet nie mogę pokonać ciebie, ojcze... jak?
- Jesteś najsilniejszym herosem w całej historii Percy - powiedziała Artemida.
- I jest jeszcze kwestia legendy - dodał Posejdon.
- Legendy? - chłopak spojrzał ojcu prosto w oczy.
- Legenda głosi, że możliwe jest stworzenie boskiego herosa w obliczu największego zagrożenia.
- Boskiego herosa?
- Nie wiem dokładnie jak brzmiała jej oryginalna treść, ale w skrócie, jeżeli naszej cywilizacji będzie groziło wymazanie, to pojawi się boski heros stworzony z krwi wielkiego. Będzie on musiał poddać się rytuałowi wypicia wywaru z krwi ojca, matki, bogini lub boga, który odda swą krew dobrowolnie i przyjaciela, za którego jest gotów oddać życie i on za niego. Za pomocą tego rytuału, poprzez ich krew wymieszają się ich dusze, tworząc boskiego herosa.
- Wiem do czego zmierzasz i mi się to nie podoba - rzucił Percy. - Tylko jest jeden problem.
- Jaki? - zaciekawił się Posejdon.
- Skąd weźmiemy krew boga i jedyna osoba, która pasuje do opisu przyjaciela, nie żyje.
- Ja oddam swoją krew dobrowolnie, Percy - powiedziała Artemida.
- Co do przyjaciela Percy, czy wiesz co zbudował Leo? - spytał Posejdon.
- Argo II, ten wielki statek.
- Musicie go wykorzystać. Musisz zebrać ekipę i wyruszyć do rzymskiego obozu.
- Rzymski obóz? Czemu nikt o nim wcześniej nie wspominał?
- Nigdy nie było takiej potrzeby, Percy. Poza tym, Grecy i Rzymianie nie przepadają za sobą. Zawsze, gdy się spotkali dochodziło do starcia, dlatego bogowie rozdzielili te obozy, ale musisz wyruszyć z misją.
- Po co mi do tego Leo?
- Nie tylko Leo - powiedział Posejdon. - Potrzebujesz czterech osób, żeby wybrać się do rzymian.
- Nie rozumiem.
- Rzymianie mają takie powiedzonko: jedna osoba podstęp planuje, dwie zdrajcami mogą być, trzy w zmowie być mogą, a czterem ufajcie.
- Co stoi na przeszkodzie żeby i te cztery osoby zaczęły rozrabiać?
- Mnie nie pytaj - Posejdon wzruszył ramionami. - Wierzą w to i tego się trzymajmy. Czy wiesz już kogo zabierzesz?
- Musze zabrać Leo i jego statek. Myślę, że Piper też się nada, a co do czwartej osoby nie mam pomysłu.
- Coś wymyślimy - powiedziała Artemida i złapała go za rękę. Percy poczuł szarpnięcie i zapadł się w mrok.
