Rozdział 5 - Zakupy na Ulicy Pokątnej

Czas spędzany u rodziców mijał Hermionie bardzo szybko. Nim zdążyła się obejrzeć, zaczął się na dobre sierpień i termin powrotu do Hogwartu zbliżał się nieuchronnie. Z perspektywy czasu uznała jednak, że decyzja o zamieszkaniu na resztę wakacji w swoim rodzinnym domu, była dobra. Dzięki temu jej relacje z rodzicami na nowo wróciły do normy i wszyscy troje mogli nadrobić rok rozłąki. Po rozczarowaniu córką związanym z jej decyzją o wymazaniu im pamięci, na twarzach Scotta i Jane Granger nie było już śladu. Kilkanaście dni pomogło zostawić te wspomnienia za sobą i na nowo cieszyć się wspólnie spędzanym czasem. Hermiona również w miarę możliwości poświęcała ten czas rodzicom na wspólne spacery, wycieczki poza miasto lub na rozmowach z nimi w domu.

W weekendy udawała się jednak do Nory, aby spędzić trochę czasu z Ronem. Niejednokrotnie w odwiedzinach u państwa Weasleyów można było również spotkać Harry'go, dzięki czemu trójka przyjaciół mogła dalej regularnie się spotykać, choć bardzo często towarzyszyła im również Ginny. Sam Harry po zakończeniu wojny i spędzeniu kilkunastu dni w Norze przeniósł się do domu na Grimmauld Place, który dostał w spadku od Syriusza. Biorąc pod uwagę, że również Stworek wrócił do niego razem ze swoim panem, dom z każdym dniem wyglądał coraz lepiej i można było go pomału uznać za dość zadbane miejsce do życia. W niczym nie przypominał zapuszczonej i od dawna opuszczonej byłej siedziby Zakonu Feniksa. Pani Weasley długo namawiała samego Harry'ego, aby jednak został i zamieszkał u nich w Norze, ale on sam pozostawał nieugięty, mimo tego, że w ten sposób mógłby jeszcze więcej czasu spędzać z Ginny. Szczerze doceniał tę propozycję, ale biorąc pod uwagę, że miał swój dom, a także to, że zaczynał właśnie swoją pierwszą w życiu pracę, był to doskonały moment, aby się usamodzielnić.

W jeden z pierwszych weekendów sierpnia Hermiona wybrała się właśnie do Nory, według tego, co dowiedziała się z listu od Rona, Harry miał się tam również pojawić. Cieszyła ją bardzo ta wiadomość, ponieważ w końcu mogli się spotkać wszyscy razem na trochę dłuższy czas niż kilka godzin. Od czasu zakończenia prac w Hogwarcie nie mieli takiej okazji, gdyż Hermionie wraz z Ronem wypadł wyjazd do Australii, a do tego jeszcze Harry i Ron zaczynali pracę na stanowiskach aurorów.

Hermiona teleportowała się jak zwykle niedaleko płotu rozpościerającego się wokół Nory. Była słoneczna, piękna, sierpniowa sobota. W ramionach trzymała Krzywołapa, którego zawsze ze sobą zabierała, a którego tak bardzo jej brakowało przez prawie rok, kiedy wyruszyła na poszukiwanie horkruksów.

– Spokojnie, Krzywołapku, już jesteśmy na miejscu – próbowała go uspokoić, gdyż tak jak zawsze, dawał swojej właścicielce jasno do zrozumienia, że nie przepada za takim środkiem transportu. W końcu Hermiona dała za wygraną i wypuściła wyrywającego się kota na podwórko. Już miała się skierować w stronę drzwi wejściowych do Nory, kiedy dostrzegła wychodzącą z szopy panią Weasley.

– Dzień dobry, Hermiono – przywitała ją od razu mama Rona. – Tak się cieszę, że cię widzę.

– Dzień dobry, pani Weasley – odwzajemniła uśmiech Hermiona, po czym pozwoliła się uściskać.

– Wchodź, wchodź, Ron tak się ucieszy, spodziewaliśmy się ciebie, trochę później. Nie jesteś głodna, kochaneczko? Pewnie nawet nie zjadłaś śniadania?

– Dziękuję, chętnie, ale niech się pani nie trudzi specjalnie, zjem z innymi, kiedy już wstaną.

– To żaden kłopot – oświadczyła Molly Weasley. – Usiądź sobie, zaraz coś przygotuję.

– Pan Weasley w pracy? – zapytała Hermiona, kiedy usiadła już przy stole i mimowolnie spojrzała na zegar wiszący na ścianie, którego wskazówki oznaczały poszczególne osoby w rodzinie i wskazywały, gdzie się aktualnie znajdują. Wskazówka pana Weasleya wskazywała właśnie na: W PRACY.

– Tak, musiał dzisiaj wyjść do pracy, mają jakąś pilną interwencję – odpowiedziała pani Weasley, kręcąc głową. – Na szczęście teraz zdarza się to już coraz rzadziej.

– Rozumiem, a jak Ron po pierwszym tygodniu w nowej pracy?

– Och, na razie jest zadowolony, pewnie ma na to też wpływ, że są tam razem z Harrym, ale myślę, że najlepiej będzie, jak sam ci opowie – wyznała pani Weasley. Po chwili namysłu, kiedy spojrzała na Hermionę, dodała jednak. – Żałuję jednak, że nie wziął przykładu z ciebie i nie ukończy Hogwartu.

– To jego decyzja, ja nie miałam zamiaru go naciskać – przyznała Hermiona, kiedy mama Rona postawiła przed nią talerz z tostami i kubkiem gorącej herbaty.

– Czyja decyzja? – dobiegł ich senny głos z okolicy schodów. Do kuchni wszedł Ron, jeszcze w piżamie, widać było wyraźnie, że dopiero co wstał z łóżka.

– A nic, tak tylko rozmawialiśmy o twojej nowej pracy… – urwała temat Hermiona, po czym wstała i pocałowała swojego chłopaka w policzek. Ron odwzajemnił się jej czułym uściskiem.

– Miło cię widzieć – przywitał się z nią. – Dawno przyjechałaś?

– Dosłownie przed chwilą, twoja mama zdążyła mi tylko zrobić jakieś śniadanie.

– Co tam u ciebie? Jak tam rodzice? – dopytywał się Ron, kiedy już usiedli oboje przy stole. Pani Weasley zaczęła przygotowywać śniadanie również dla reszty rodziny.

– W porządku, nadrabiamy stracony czas – przyznała Hermiona. – Rodzice zapomnieli już o tej sprawie z wymazaniem ich pamięci, a przynajmniej o tym już nie wspominają – uśmiechnęła się nieśmiało. – Ale może lepiej ty mi powiedz, jak tam kariera aurora? – spytała z lekkim przekąsem. – Twoje listy w tym tygodniu były dość krótkie na ten temat?

– Mamy sporo pracy, sama wiesz, że szukamy tych zbiegłych śmierciożerców, to nasze główne zadanie – przyznał otwarcie Ron, częstując się tostem Hermiony.

– Ej, to moje śniadanie – trzepnęła go delikatnie po rękach Hermiona z uśmiechem.

– No co? Jestem głodny – odwzajemnił uśmiech Ron.

– No więc? Opowiadaj dalej.

– Wiesz, to mój pierwszy tydzień, musiałem też wszystkich poznać, przyzwyczaić się co i jak, sama wiesz… Harry ma już trochę łatwiej, bo zaczął troszkę wcześniej ze względu na nasz wyjazd do Australii.

– Wiem, Ron – zgodziła się z nim Hermiona, dopijając swoją herbatę. Pani Weasley poszła obudzić Ginny na śniadanie. – Cieszę się, że jesteście tam razem, będzie wam raźniej.

– No, tak – przyznał Ron. – Mieliśmy już nawet jeden wypad w terenie. Chodziły pogłoski, że ktoś widział Dołohowa, gdzieś na obrzeżach Londynu, ale kiedy przybyliśmy na miejsce, nie znaleźliśmy ani śladu. Prawdopodobnie był to fałszywy trop.

– Wiesz, nie ma się co z drugiej strony dziwić. Po klęsce Voldemorta to normalne, że na razie zapadli się pod ziemię i się ukrywają – Hermiony nie zdziwiła reakcja Rona na dźwięk słowa Voldemort. Mimo że zniknął z tego świata, ludzie potrzebowali czasu, aby przyzwyczaić się, że nie jest on już żadnym zagrożeniem. Po kilkunastu minutach do kuchni wróciła pani Weasley w obecności Ginny, która uściskała Hermionę i zasiadła również do stołu.

– Super, że już jesteś, Harry również powinien być niedługo – oznajmiła Ginny, biorąc tost do ręki i zajadając się nim ze smakiem. – Jak skończymy, możesz wziąć swoje rzeczy, Hermiono i zanieść do mojego pokoju jak zwykle.

– Dzięki, Ginny, tak zrobię – odpowiedziała Hermiona, która już skończyła i zaczęła pomagać pani Weasley w zmywaniu.

Kiedy wszyscy skończyli jeść śniadanie, cała trójka udała się na górę do pokoju Ginny, gdzie Hermiona zdążyła się już rozgościć, ponieważ zawsze tu nocowała, kiedy przyjeżdżała do Nory. Po ponad godzinie, kiedy opowiadali sobie wzajemnie co ostatnio się u nich działo, pojawił się również Harry.

– Cześć wszystkim – przywitał się w progu drzwi i zanim zdążył powiedzieć coś więcej, już rzuciła mu się w objęcia Ginny, a następnie Hermiona, a Ron klepał go po plecach.

– Dawno przyjechałaś? – spytał Harry, patrząc na Hermionę.

– A, jakąś godzinę temu. Załapałam się jeszcze na śniadanie – odpowiedziała, uśmiechając się.

– Myślałam, że będziesz później? – popatrzyła na Harry'ego Ginny.

– Nie zasiedziałem się zbyt długo u Andromedy – wyjaśnił Harry.

– Jak tam Teddy? – spytała zaciekawiona Hermiona, siadając z powrotem na łóżku.

– Rośnie jak na drożdżach, co wizytę mam wrażenie, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie powiększające.

– To okropne, że Tonks i Remus nie mogą go sami wychować. – stwierdziła ze smutkiem Hermiona, patrząc w podłogę nieobecnym wzrokiem. Ron natychmiast się przy niej znalazł, obejmując ją ramieniem.

– Wiem, Hermiono – przyznał Harry. – Możemy mieć tylko nadzieje, że takich nieszczęść będzie na świecie coraz mniej, odkąd nie ma Voldemorta. – Ron i Ginny syknęli na dźwięk imienia Czarnego Pana. – Nie możecie się nawet teraz przyzwyczaić do tego nazwiska? Przecież już go tu nie ma – dopytywał zdziwiony Harry, rozkładając bezradnie ręce.

– Niby tak – wyjąkał Ron. – Ale to kwestia przyzwyczajenia.

– Czyli jak na ten moment ma się sprawa z Teddym? – spytała Ginny, patrząc na Harry'ego.

– Ustaliliśmy, że na razie zostanie z Andromedą, mama Tonks na pewno lepiej się nim teraz zajmie niż ja. Uzgodniłem z nią jednak, że będę starał się ich dość często odwiedzać i pomagać jej, gdyby zaszła taka potrzeba – wyznał Harry, który zapewne godząc się na zostanie ojcem chrzestnym, nie spodziewał się, że tyle obowiązków w związku z Teddym spadnie na niego tak szybko.

– Rozumiem, myślę, że na pewno Andromeda będzie potrzebowała twojego wsparcia – zgodziła się Ginny, która robiła porządek na biurku znajdującym się pod oknem.

– Harry, wiesz, że możesz na nas liczyć? – włączyła się do rozmowy Hermiona. – Chętnie wam pomożemy w miarę możliwości.

– Oczywiście, stary – zgodził się z nią Ron, kiedy popatrzyła na niego znacząco.

– Dzięki – wymamrotał Harry, patrząc na słońce, które wznosiło się coraz wyżej nad horyzontem.

– Słyszałam od Rona, że macie sporo pracy teraz w ministerstwie – zmieniła temat Hermiona, patrząc na Harry'ego.

– Och, tak… A mimo to jak do tej pory nikogo nie udało nam się złapać – stwierdził ze złością Harry.

– To tylko kwestia czasu – zauważyła racjonalnie Hermiona. – W końcu wam się uda.

– Hej, co wy na to, żeby wykorzystać jakoś tę piękną pogodę? – wtrąciła się Ginny, która nie chciała, by negatywne tematy wpłynęły na ich wspólnie spędzony czas.

– Świetny pomysł, może chodźmy wszyscy na spacer lub pograjmy w quidditcha? – zgodził się z nią Ron.

– Zdecydowanie wybieram spacer – szybko zdecydowała za wszystkich Hermiona.

– Dlaczego, może zaskoczyłabyś nas jakimiś nowymi umiejętnościami? – drażnił się z nią Ron.

– Nie zaczynaj dla własnego dobra, Ron – popatrzyła na niego ostrzegawczo, ale uśmiechnęła się przy okazji.

– W takim razie ustalone – wstał zadowolony Harry, czekając na resztę. – I lepiej się pospieszmy, bo wasza mama nie darowałaby nam, gdybyśmy się spóźnili na obiad.

Cała czwórka spędziła na zewnątrz całe przedpołudnie. Ginny i Ron wyciągnęli Harry'ego i Hermionę na pobliskie wzgórza, gdzie rozpościerały się okoliczne łąki i pola. Nie zapomnieli również o dość urokliwym miejscu w okolicy tutejszego stawu. Pogoda im zdecydowanie dopisywała, a wokoło na próżno było akurat tego dnia szukać innych ludzi. Czas spędzili na wspólnej rozmowie i wspominaniu ich poprzednich lat w Hogwarcie, odbytych przygód, a także niejednych wspólnie spędzonych wakacji. Dawno nie mieli sposobności spotkać się wszyscy razem, więc cieszyli się sobą nawzajem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że za niedługo Hermiona i Ginny miały wrócić na ostatni rok do szkoły, więc czekała ich dość długa rozłąka ze swoimi chłopakami. Nim się jednak obejrzeli, zbliżało się południe i chcąc nie chcąc musieli wrócić do Nory na obiad, jeśli nie chcieli zaznać gniewu pani Weasley. Nim jednak jeszcze dobrze weszli do kuchni, pani Weasley oświadczyła dziewczynom, że przyszły do nich listy.

– Ginny, Hermiono, dobrze, że już wszyscy jesteście. Przyszły do was listy, z tego, co zdążyłam zauważyć, są z Hogwartu. Najwidoczniej w szkole już wiedzieli, gdzie cię dzisiaj szukać, Hermiono – uśmiechnęła się pani Weasley, wręczając im koperty. Hermiona usiadła za stołem i wyciągnęła z koperty aż trzy zwinięte listy, a także owinięty w papier niewielki przedmiot. Zostawiła go jednak na później. Jak się domyśliła, jedna z wiadomości przypominała o początku roku szkolnego.

HOGWART

SZKOŁA

MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: MINERWA MCGONAGALL

Szanowna Panno Granger,

Pragnę przypomnieć, że nowy rok szkolny rozpoczyna się pierwszego września. Ekspres do Hogwartu odjeżdża z dworca King's Cross z peronu dziewięć i trzy czwarte, o godzinie jedenastej.

Załączam listę książek niezbędnych w nowym roku szkolnym.

Z wyrazami szacunku

Profesor F. Flitwick

zastępca dyrektora

– Więc to jednak stary Flitwick został zastępcą McGonagall – oznajmił Ron, zaglądając Hermionie przez ramię.

– Można się było tego spodziewać, on albo ewentualnie profesor Sprout. Chyba nie spodziewałeś się kogoś innego? – spytała Hermiona, patrząc na niego i unosząc brwi, kiedy otwierała drugi z listów. Zgodnie
z przewidywaniami zawierał listę podręczników wymaganych na siódmym roku nauki. Tutaj czekała ją miła niespodzianka, gdyż okazało się, że z nowych pozycji doszły tylko dwie nowe.

HOGWART

SZKOŁA

MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dla wybranych przez Panią przedmiotów na poziomie OWUTEMU, poza podręcznikami, które powinna już pani posiadać z szóstego roku nauki, powinna Pani również nabyć:

Standardową księgę zaklęć stopień 7, Mirandy Goshawk

Zaawansowaną magię obronną, Nicolasa Sheparda

Hermiona już miała wziąć do ręki trzeci list, kiedy usłyszała radosny okrzyk Harry'ego, który wyrwał Ginny z ręki jakąś odznakę.

– Ha, zostałaś kapitanem Gryfonów, świetna wiadomość – radował się Harry, patrząc przemiennie, to na list w ręku swojej dziewczyny, to na odznakę, którą jeszcze nie tak dawno sam miał zaszczyt nosić.

– Poważnie?! – zdziwił się Ron, który również jak rażony piorunem, ruszył szybko do Harry'ego, aby sprawdzić, czy to prawda. Hermiona spojrzała jednak na Ginny, na której twarzy również można było dostrzec oznaki zadowolenia.

– Gratuluję, Ginny – uśmiechnęła się do niej szczerze Hermiona.

– Naprawdę córeczko, to wspaniała wiadomość – przyłączyła się do nich pani Weasley.

– Dzięki, też się bardzo cieszę – odpowiedziała dziewczyna, widać było, że czuła się doceniona.

– Żałuję, że nie będę miał okazji zobaczyć cię w akcji, w roli kapitana – powiedział szczerze Harry, kładąc jej dłoń na ramieniu.

– Zawsze możesz wpaść na jakiś mecz, nigdy nie było z tym problemu – zauważyła słusznie, Ginny.

– W sumie masz rację – przyznał uradowany, Ron. – Musimy stary, tak zrobić – zwrócił się teraz do Harry'ego. – Muszę zobaczyć w akcji moją siostrę jako kapitan drużyny.

– No już dobrze, dziękuję wam, również się cieszę i trzymam was za słowo, że wpadniecie.

– Masz to, jak w banku – zapewnił ją Harry, kiedy pani Weasley również ściskała córkę, składając jej gratulację. Hermina zadowolona ze szczęśliwych wieści dla przyjaciółki, wróciła do przeczytania ostatniego listu, będąc ciekawą, co zawiera, skoro przeczytała już o rozpoczęciu roku szkolnego i o potrzebnych książkach do nauki na nowy rok.

HOGWART

SZKOŁA

MAGII I CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: MINERWA MCGONAGALL

Szanowna Panno Granger,

Z przyjemnością pragnę Panią poinformować, że została Pani mianowana na stanowisko prefekta naczelnego Hogwartu. Składając gratulacje, wyrażam również nadzieję, że będzie Pani w pełni wywiązywać się ze swoich nowych obowiązków, jak i korzystać ze swoich praw. Zakres obowiązków zostanie z Panią oraz drugim prefektem naczelnym omówiony podczas zebrania z opiekunami domów, oraz dyrektorem tuż po rozpoczęciu roku szkolnego. Do tej pory prosimy o rozmowę i spotkanie z pozostałymi prefektami szkoły w trakcie podróży pociągiem Hogwart Express, a także rozdysponowanie im obowiązków w trakcie tejże podróży oraz dopilnowanie porządku. Prosimy również o pomoc w razie potrzeby prefektom podczas Uczty Rozpoczynającej Rok Szkolny, kiedy będą musieli zaprowadzić pierwszoroczniaków do swoich domów. Mamy nadzieję, że wraz z drugim prefektem naczelnym dopilnujecie porządku, aby wszystko przebiegło, jak należy. Pozostały zakres praw i obowiązków zostanie omówiony podczas wyżej wymienionego spotkania w Hogwarcie.

Jeszcze raz składam szczere gratulacje i wyrażam nadzieję, że wybór dokonany przez nas okaże się słuszny.

Profesor M. McGonagall

dyrektor Hogwartu

Hermiona przeczytała jeszcze raz list, nie wierząc w to, co czyta. Ona, prefektem naczelnym? Duma rozpierała ją od środka, ale nie mogła ukryć przed sobą zdziwienia, że została wybrana, po tym, jak miała rok przerwy w nauce. Rozwinęła maleńki pakunek i na jej dłoń wyleciała srebrna odznaka, gdzie na tle godła Hogwartu wypisane były duże litery PN.

– Hermiono, wszystko w porządku? – usłyszała głos Harry'ego tuż obok i poczuła jego dłoń na ramieniu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że musiała od paru minut wpatrywać się w list i odznakę, kiedy inni wciąż cieszyli się razem z Ginny.

– Ja…? Tak… – dodała po chwili namysłu. – Po prostu… – Zanim jednak skończyła, Harry już dostrzegł odznakę w jej dłoni.

– Prefekt naczelny? Gratuluję, Hermiono – objął ją ramieniem. – Nie cieszysz się?

– Prefekt naczelny?! – również Ron, poderwał się z miejsca i szybko podszedł do swojej dziewczyny. Teraz już wszyscy patrzyli na Hermionę.

– No, tak… – tylko tyle zdążyła nieśmiało wydukać Hermiona, gdy utonęła w objęciach Harry'ego, Rona, Ginny i pani Weasley.

– W sumie to żadna niespodzianka – nie mógł się powstrzymać szczerze uradowany, Ron.

– Tak się cieszę, Hermiono, kiedyś Bill, Percy, a teraz ty – powiedziała pani Weasley, tuląc ją do siebie.

– Skąd to zaskoczenie? – zapytał Harry, widząc, że przyjaciółka ma to wypisane na twarzy.

– No wiesz… W końcu było tylu kandydatów, a ja miałam przerwę… W innym przypadku to co innego, ale w tych okolicznościach… jestem trochę zaskoczona.

– A kogo lepszego mogła wybrać McGonagall? – szybko dał jej do zrozumienia Ron. – Ta inteligencja, sumienność, to zamiłowanie do przestrzegania reguł, bycie obowiązkowym.

– Z tym przestrzeganiem reguł, to im dalej, tym z tym trochę gorzej – nie mógł się powstrzymać przed tą uwagą Harry.

– Przestań – fuknęła na niego Hermiona, ale również ona się uśmiechała, było widać, że jest bardzo szczęśliwa.

– No to wieczorem musimy urządzić jakieś małe przyjęcie na waszą cześć – westchnęła pani Weasley, patrząc na córkę i Hermionę zanim ich opuściła.

– Niech pani sobie nie robi kłopotu, pani Weasley – zaczęła Hermiona, ale ta jej przerwała.

– To żaden kłopot, kochaneczko.

Wieczorem Pani Weasley zorganizowała małe przyjęcie, na którym zebrało się kilka osób. Poza państwem Weasley, Harrym, Ronem, Hermioną i Ginny zjawili się również George, Bill i Fleur. Pani Weasley przyrządziła uroczystą kolację na zewnątrz, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pogoda tego dnia zdecydowanie dopisywała. Tuż po złożonych gratulacjach dla Hermiony i Ginny, zasiedli do stołu, gdzie poza zajadaniem się pysznościami, wszyscy utonęli w gwarze rozmów. Hermiona siedziała pomiędzy Ronem a Billem, z którym pogrążyła się w rozmowie na temat jej nowych obowiązków jako prefekt naczelnej.

– Wiesz, w sumie, skoro byłaś już prefektem, to za wiele się nie zmieni, będziesz musiała nadzorować wraz z drugim prefektem naczelnym pozostałych, rozdzielać im zadania. Będziecie się też częściej spotykać
z nauczycielami w sprawie pewnych spraw w Hogwarcie. Poza tym te same obowiązki, co za czasów bycia prefektem, pilnowanie korytarzy wieczorami, porządku, w razie potrzeby karanie uczniów, itp. – oświadczył jej Bill, wspominając czasy, kiedy to on był prefektem naczelnym w Hogwarcie.

– Dasz sobie radi, Hermiono – poparła męża, Fleur uśmiechając się do niej.

– Dzięki, w sumie do tej pory jestem zaskoczona, że mnie wybrano – odpowiedziała Hermiona, której stosunek do Fleur już od jakiegoś czasu znacznie się zmienił. Od kiedy Bill został ciężko raniony przez Greybacka, a mimo to dziewczyna go nie opuściła, do Hermiony dotarło, że Fleur jest wartościową kobietą i żoną, czego wcześniej sama nie dostrzegała.

– Swoją drogą, widzieliście artykuł o nowych nauczycielach w Hogwarcie? – zapytał Bill, wyciągając gazetę, którą wcześniej przeglądał, zanim zasiedli do stołu. – Jest w dzisiejszym Proroku Codziennym.

– Naprawdę? Nie czytałam dzisiaj Proroka – oświadczyła, zaskoczona Hermiona, równie tak samo, jak Ron.

– Macie, jest tutaj – wskazał Bill, pokazując im artykuł na stronie czwartej i wręczając im gazetę. U samej góry widniał tytuł, który od razu informował o tym, że rzeczywiście szkoła znalazła już nauczycieli na stanowiska, na których był wakat.

Nowi nauczyciele

w Szkole Magii i Czarodziejstwa

w Hogwarcie

Pragniemy poinformować, że zgodnie z informacjami, jakie otrzymaliśmy z naszego zaufanego źródła, nowa dyrektor Hogwartu, profesor Minerwa McGonagall, zdołała znaleźć już nowych nauczycieli, którzy obejmą stanowiska, na których pojawiły się wakaty po ostatnich wydarzeniach. Mowa tu przede wszystkim o przedmiotach: mugoloznastwie i obronie przed czarną magią, których w poprzednim roku „nauczało" rodzeństwo śmierciożerców – Amycus i Alecto Carrowowie, a także transmutacji, z racji tego, że Minerwa McGonagall została dyrektorką i nie może łączyć tej funkcji z posadą nauczyciela przedmiotu.

Zgodnie z tym, co udało się nam ustalić, nauczycielem obrony przed czarną magią zostanie Eric Hughes, nauczycielem transmutacji – Raphael Clarke, natomiast nauczycielką mugoloznastwa – Katherine White. Więcej informacji na temat nowych nauczycieli możecie znaleźć kolejno na stronach 9, 10 i 11.

– Zupełnie zapomniałam, że przecież ktoś musi przyjść w miejsce McGonagall – oświadczyła Hermiona, czytając artykuł, poprzez jej ramię starał się zaglądać również do niego Ron. – Znacie kogoś z nich? – spytała z ciekawością, patrząc po innych siedzących wokół stołu.

– Ten Hughes kiedyś pracował w ministerstwie w dziale aurorów – włączył się do rozmowy pan Weasley. – Parę lat temu jednak odszedł, w sumie nikt nie wiedział dlaczego.

– Jaki on jest? – dopytywała Hermiona.

– Wiesz, Hermiono, osobiście nie miałem z nim wiele do czynienia. Z tego, co udało mi się kiedyś usłyszeć, mówili, że to dość skryty i wymagający mężczyzna.

– Czyżby kolejny Severus Snape? – nie mógł się powstrzymać Ron. – Dobrze, że nas to już ominie. Co nie Harry?

– Za to dziewczyny będą mieć rozrywkę – przyłączył się do niego Harry, żartując z Ginny i Hermiony.

– Tak, bardzo śmieszne – trąciła go łokciem Ginny. Kolacja upłynęła wśród gwaru rozmów i śmiechu, a także brzdęku sztućców i odstawianych pucharów. Kiedy jednak Ginny ziewnęła, co nie uszło uwadze pani Weasley, zaczęli sprzątać i tuż po tym wszyscy udali się do łóżek.


Po udanym weekendzie, który Hermiona spędziła w Norze, wróciła do domu swoich rodziców. Wróciła jednak dość późno, więc o wszystkim opowiedziała im dopiero rano następnego dnia. Oczywiście nie omieszkała nie wspomnieć im o tym, że została nową prefekt naczelną w Hogwarcie, co spotkało się z szeregiem pochwał i gratulacji z ich strony.

– Gratulacje, córeczko, tak się cieszę – wyszeptała matka Hermiony, obejmując ją.

– Nasza mała, wzorowa uczennica – dodał ojciec Hermiony, klepiąc ją po ramieniu. – A jak tam było u państwa Weasleyów?

– Świetnie, spędziliśmy trochę czasu z Ronem, był również Harry, więc w końcu mieliśmy okazję wszyscy się zobaczyć i pobyć ze sobą chwilę, zwłaszcza że za chwilę takich okazji będzie jeszcze mniej – odpowiedziała Hermiona, kiedy już usiedli przy stole.

– Masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytała córkę, Jean Granger, podając śniadanie do stołu.

– Tak, chcę skoczyć na ulicę Pokątną, muszę pokupować wszystkie rzeczy do szkoły, skoro już mam wykaz – odpowiedziała Hermiona, biorąc z talerza kromkę z dżemem.

– Może w takim razie pojedziemy z tobą?

– Dam sobie radę, tato, naprawdę, nie ma tego dużo.

– To chociaż podrzucę cię pod ten pub, spod którego zawsze się tam udawaliśmy i tak muszę na chwilę zajrzeć do pracy, później cię odbiorę. Zaraz, jak on się nazywał?

– Dziurawy kocioł – odpowiedziała Hermiona, przełykając.

– No właśnie, czyli umowa stoi? Jedziesz ze mną?

– Dobrze, tato, dziękuję – zgodziła się Hermiona, uznając, że nie jest to taki zły pomysł. – Tylko zjem, wyszykuję się i będę gotowa.

– Spokojnie, mamy jeszcze chwilę czasu. – Pan Granger wskazał na zegarek wiszący na ścianie.

Hermiona wysiadła z samochodu tuż przed obskurnym pubem, nad którego wejściem znajdował się szyld z napisem: Dziurawy Kocioł. Pomachała ojcu na pożegnanie i nim się obejrzała, samochód włączył się do ruchu i pomknął przed siebie. Były wakacje, więc na ulicach nie brakowało mugoli załatwiających swoje codzienne sprawy. Gdy tylko nadarzyła się okazja, kiedy nikt na nią nie patrzył, podeszła do drzwi pubu i weszła do środka. Wewnątrz znajdowało się parę osób, niektórzy z nich siedzieli przy stolikach w małych grupkach. Gdy tylko Hermiona weszła do środka, została dostrzeżona przez barmana Toma, który z nadzieją podszedł do niej.

– Witam, panią, coś podać? – zapytał, mając nadzieję, że Hermiona spędzi tutaj chociaż chwilę.

– Dziękuję, panu, ale dzisiaj tylko przechodzę, muszę zrobić zakupy na Pokątnej – oznajmiła Hermiona, spoglądając na niego i uśmiechając się.

– Rozumiem, w takim razie życzę miłego dnia – odpowiedział Tom, trochę zrezygnowany.

– Dziękuję, wzajemnie. – Hermiona skierowała się do tylnego wyjścia z pubu, kiedy przeszła przez drzwi, znalazła się na małym, tak dobrze jej znanym zamkniętym podwórku. – Trzy do góry, dwie w bok – mruknęła do siebie Hermiona, stukając w odpowiednią cegłę różdżką. Jej oczom ukazało się przejście na Ulicę Pokątną. Mimowolnie spojrzała jednak na różdżkę. Mimo że upłynęło już trochę czasu, dalej nie mogła się w pełni do niej przyzwyczaić. Pan Ollivander tuż po zakończeniu wojny z Czarnym Panem wykonał dla niej nową, ale nie ukrywała, że brakowało jej swojej starej różdżki. Wiedziała jednak, że to kwestia czasu i przyzwyczai się również do nowej. Ta nowa została wykonana z wiśni z włosem jednorożca, ma 10 i ½ cala oraz jest dosyć giętka.

Hermiona weszła na Ulicę Pokątną, gdzie ruch dzisiaj dorównywał temu w Londynie na ulicach mugoli. Wszędzie kręcili się czarodzieje, często z dziećmi, gdzie chodzili od sklepu do sklepu, aby zrobić zakupy. Domyślała się, że spora część z nich na pewno wybiera się do Hogwartu. Hermiona spojrzała na swą listę zakupów i udała się w pierwszej kolejności do górującego w oddali Banku Gringotta, aby wymienić pieniądze mugoli na te czarodziei. Kiedy wchodziła do środka, przed oczami mignęły jej nie tak odległe wspomnienia, kiedy wraz z Harrym i Ronem włamali się do niego, aby wykraść jeden z horkruksów. Nie mogła wyjść z podziwu, że podobnie jak w Hogwarcie, tutaj również gobliny uporały się już z naprawami i po zniszczeniach dokonanych w dużej mierze przez nich samych, nie było już śladu. Kiedy wyszła z banku z sakiewką pełną galeonów, sykli i knutów, skierowała się najpierw do sklepu Madame Malkin, gdzie właścicielka obsługiwała właśnie małą dziewczynkę w towarzystwie jej matki.

– Mamo, długo jeszcze? – spytała dziewczynka niecierpliwie, kiedy Madame Malkin wbijała szpilki w szatę leżącą na niej.

– Już niedługo, skarbie. Bądź cierpliwa, każdy uczeń musi mieć takie szaty w Hogwarcie – uspokajała ją matka, siedząca obok na krześle.

– Dzień dobry, witam panią – powitała Hermionę właścicielka sklepu, kiedy ją ujrzała. – Po nowe szaty do Hogwartu?

– Dzień dobry, tak – odpowiedziała Hermiona.

– Niech pani zaczeka, za chwilkę kończę tutaj i już się panią zajmę. Proszę usiąść. – Madame Malkin wskazała na krzesło znajdujące się obok matki dziewczynki. Kiedy po kilku minutach dziewczynka wraz ze swoją mamą opuściły sklep z nowymi szatami, wyglądała na bardzo szczęśliwą, że ma już to za sobą.

– Ach ci najmłodsi uczniowie, zawsze tacy niecierpliwi – uśmiechnęła się właścicielka sklepu. – Niech pani tutaj stanie, zaraz wszystko posprawdzamy i pomierzymy.

Niedługo później Hermiona również opuściła sklep Madame Malkin z nowymi szatami i tym razem skierowała swoje kroki do Księgarni Esy i Floresy. Jeszcze nie doszła do drzwi, kiedy zauważyła dość sporą kolejkę. Zrezygnowana również stanęła za ostatnią z osób i z lekkim zdziwieniem dostrzegła w niej znajomą twarz.

– Justyn? – spytała niepewnie, gdyż widziała go tylko przez chwilę, kiedy się obejrzał, a teraz stał do niej tyłem. Na dźwięk swojego imienia jednak odwrócił się i również rozpoznał Gryfonkę.

– Hermiona, miło cię widzieć, co tutaj robisz? – przywitał się, wyraźnie uradowany Puchon.

– Małe zakupy przed rozpoczęciem roku szkolnego – odpowiedziała.

– A więc również wracasz do Hogwartu?

– Tak i cieszę się, że widzę, że nie jako jedyna – uśmiechnęła się do niego. – Miło widzieć cię całego i zdrowego po tym, co się działo.

– Wiesz, udało mi się uciec za granicę wraz z rodzicami, zaraz po tym, jak nowy reżim zaczął ścigać mugolaków – opowiadał Justyn, kiedy kolejka do księgarni powoli się zmniejszała. – Ukrywaliśmy się we Francji, kiedy jednak usłyszeliśmy o upadku Sama–Wiesz–Kogo, postanowiliśmy wrócić do kraju, a ja chcę zakończyć naukę w Hogwarcie, skoro nie dane mi było w zeszłym roku. Świetna sprawa, że profesor McGonagall dała nam taką możliwość. Słyszałem, że mieliście duży udział w upadku Sama–Wiesz–Kogo?

– Można tak powiedzieć – odpowiedziała zdawkowo Hermiona, która akurat na ten temat nie chciała się zbytnio rozwodzić. Szczegóły znało w końcu dość niewielkie grono osób i wolała, żeby tak zostało. – Wiesz może, czy ktoś jeszcze wraca?

– To Harry i Ron nie wracają?

– Nie, próbowałam ich namówić, ale oni chcieli już zacząć pracę w ministerstwie. Udało im się załapać do Kwatery Głównej Aurorów.

– Łał, ekstra. Czyli do tej pory nie wiesz o nikim, kto by powrócił? – spytał Justyn.

– Niestety nie – odpowiedziała. – Miałam nadzieję, że może ty coś wiesz, zawsze to inaczej, gdyby było nas parę osób z naszego roku.

– Też niestety wiele nie wiem, niedawno wróciliśmy, od dawna nie miałem z nikim kontaktu. Pisałem parę dni temu tylko z Erniem, ale on ukończył Hogwart w zeszłym roku, więc na pewno się nie wybiera, mimo że ten jego ostatni rok w Hogwarcie wyglądał, jak wyglądał. – Gdy tak dyskutowali o szkole, kolejka stawała się coraz mniejsza i nim się obejrzeli, wyszli z księgarni z nowymi podręcznikami pod pachą. Hermiona pożegnała Justyna i udała się dokończyć zakupy.

Udała się jeszcze do apteki, aby kupić składniki do eliksirów, a na koniec do Magicznej Menażerii, gdzie kupiła dla Krzywołapa kilka przysmaków. Kiedy już uporała się z zakupami, nie omieszkała na koniec zajrzeć do Magicznych Dowcipów Weasleyów, aby odwiedzić George'a i sprawdzić, jak sobie daje radę w sklepie, kiedy nie miał już do pomocy Freda. Sam wystrój i wystawa sklepu niewiele się zmieniła, od kiedy bracia bliźniacy wynajęli lokal i założyli tutaj sklep. Ciągle budynek był najbardziej krzykliwym miejscem z bijąca po oczach witryną na całej ulicy. Hermiona weszła do środka, gdzie jak zawsze były tłumy ludzi robiących zakupy i przeglądających najróżniejsze towary. Dostrzegła George'a dyskutującego ze swoją pracownicą Verity i skierowała się w jego stronę.

– Cześć, George – przywitała się, kiedy do nich podeszła.

– O, witaj Hermiono, co tutaj robisz? – zapytał zdziwiony, kiedy już ją dostrzegł.

– Robiłam zakupy na Pokątnej i pomyślałam, że zajrzę zobaczyć, jak sobie radzisz?

– Och… – na twarzy George'a pojawił się na chwilę ledwo widoczny cień. – No wiesz, teraz kiedy już wojna się skończyła, sklep pomału staje z powrotem na nogi. Zresztą sama widzisz, na ruch nie narzekamy. – George wskazał w kierunku tłumów, które przewijały się po sklepie.

– Jak dajesz radę samemu to ogarnąć? – spytała Hermiona, która z jednej strony wolała uniknąć rozmowy o Fredzie, a z drugiej strony uważała, że nie można takich rozmów unikać w nieskończoność.

– No wiesz, nie ukrywam, że bez Freda, to już trochę nie to samo… – odpowiedział George, który jednak starał się nie okazywać po sobie, jak bardzo cierpi po śmierci brata. – Pracy też jest więcej, ale mam Varity do pomocy, ostatnio Angelina też dość często tu zagląda i próbuje mi pomóc, dla niej to też niełatwy czas. Wiem jednak, że Fred chciałby, żeby sklep funkcjonował jak dawniej.

– Rozumiem, cieszę się, że dajesz sobie radę – uśmiechnęła się do niego Hermiona, która dopiero teraz zorientowała się, że Angelina chodziła z Fredem i na pewno też bardzo to przeżywa. Cieszyła się jednak, że wzajemnie próbują się wesprzeć w tej sytuacji razem z Georgem. – Wiesz, że na nas też zawsze możesz liczyć, jeśli potrzebowałbyś tu jakiejś pomocy.

– Wiem, doceniam to Hermiono, ale zdaję sobie też sprawę, że ty zaraz wracasz do Hogwartu, a Harry z Ronem robią teraz wielką karierę w ministerstwie – mrugnął do niej okiem i poklepał po ramieniu. Hermiona uśmiechnęła się, słysząc te słowa. – Wiem jednak, że zawsze mogę na was liczyć. To jak, już zakupy zrobione? – dopytywał, patrząc na jej torby, które miała ze sobą.

– Tak, już byłam wszędzie, ale mam nadzieję, że nie pogniewasz się, jak dzisiaj nie kupię nic u ciebie?

– Może tym razem ci wybaczę – odpowiedział George i po chwili dodał. – Dzięki, że wpadłaś, Hermiono.

– Nie ma za co, trzymaj się, lecę, bo tata ma mnie odebrać sprzed Dziurawego Kotła. – Pożegnała się z Georgem i udała się z powrotem do pubu, teraz już obładowana zakupami. Nie zatrzymała się jednak na dłużej, gdy tylko wyszła na mugolską część Londynu, zauważyła, że tata już na nią czeka na parkingu.

– Kupiłaś wszystko? – spytał na powitanie.

– Tak, udało mi się wszystko pozałatwiać.

– Świetnie, to pakujemy wszystko i jedziemy do domu, bo mama już pewnie czeka z obiadem.


Samotny mężczyzna przechadzał się skrajem jeziora. Ubrany był w ciemny płaszcz z kapturem, który miał zarzucony na głowę. Szedł zamyślony z pochyloną głową, gdyby ktoś jednak na niego spojrzał w tej chwili, z całą pewnością odniósłby wrażenie, że jego obecność tutaj nie jest przypadkowa. Ewidentnie kierował się w bliżej określonym celu. Na jego tle po drugiej stronie jeziora wśród zachodu słońca wznosił się olbrzymi zamek, który mężczyzna bardzo dobrze znał, a z którym wiązał obecnie część swoich planów. Niedaleko przed sobą na brzegu jeziora dostrzegł wpatrujących się w budowlę dwoje ludzi. Na jego twarzy zagościł chwilowy uśmiech i pewnym krokiem ruszył w ich kierunku. Jedną z osób była młoda kobieta w niebieskiej szacie, również z narzuconym kapturem, spod którego wystawały kosmyki ognistorudych włosów. Biła od niej zdecydowana pewność siebie. Drugą z osób był mężczyzna w średnim wieku w jasnozielonej szacie, który patrzył w kierunku zamku głęboko zamyślony.

– Witajcie, przyjaciele – przywitał się z nimi nowoprzybyły. – Cieszę się, że już jesteście.

– Witaj, Rudolfie – odpowiedział mężczyzna towarzyszący kobiecie.

– Mam nadzieję, że wszystko idzie zgodnie z naszym planem, jak do tej pory? – zapytał, marszcząc brwi Rudolf Lestrange.

– Oczywiście, Rudolfie, wszystko jak do tej pory się udało, to również zasługa Victorii oczywiście, która wszystkiego dopilnowała. – Mężczyzna w ciemnej szacie uniósł pytająco brwi w stronę kobiety, słysząc te słowa.

– Dopilnowałam, by zbyt wielu nie wmieszało się w tę sprawę, dzięki czemu wynik był z góry przesądzony – odpowiedziała na niezadane pytanie z uśmiechem na ustach.

– Mam nadzieję, że dyskretnie? – dopytywał Lestrange. – Nie chcielibyśmy, by przez drobną pomyłkę nasz plan już na starcie legł w gruzach.

– Nie musisz się niczego obawiać, byłam aż nadto dyskretna – wyrzuciła z siebie bez wahania, patrząc mu w oczy.

– To dobrze, cieszę się, że mamy was oboje po naszej stronie, w końcu to od was zależy początkowa faza naszych planów. Choć jak na razie wszystko zmierza w odpowiednim kierunku – Rudolf Lestrange wpatrywał się w Hogwart po drugiej stronie jeziora. To samo poczyniła pozostała dwójka. – Teraz jednak przed nami najtrudniejsza część zadania – zauważył. – Musisz być bardzo ostrożny – zwrócił się do drugiego mężczyzny, który skinął mu głową.

– Wiem, dam sobie radę.

– Natomiast ty Victorio przyczaj się gdzieś w pobliżu i bądź w pogotowiu. Wszyscy trzymamy rękę na pulsie, ale czasami sprawy przybierają nagły i niespodziewany obrót. Lepiej, by ktoś był również na miejscu.

– Oczywiście, Rudolfie, mam już wstępnie upatrzoną miejscówkę – odparła kobieta zwana Victorią.

– To dobrze. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, przywrócimy nowy ład w świecie czarodziejów.