Tytuł: Warto było

Oryginalny tytuł: Worth It

Autor: snack_size

Zgoda na tłumaczenie: Czekam

Tłumaczenie: Lampira7

Beta: Nie mam

Link: /works/436207/chapters/742028

Warto było

Rozdział 1

— Steve? — zapytał Bruce, przecierając oczy. Nie był przyzwyczajony do stęchłej klimatyzacji, nawet po trzech tygodniach. — Czy wszystko w porządku?

Przyjrzał się jeszcze raz, aby upewnić się, że jego wstępna ocena była trafna. Steve siedział na krześle w kuchni, wpatrując się w ekspres do kawy.

Steve machnął ręką w kierunku ekspresu do kawy i spojrzał na Bruce'a dużymi oczami szczeniaka, które Bruce pomyślałby, że zostały wyuczone, gdyby nie był pewien, że Steve był najbardziej autentyczną osobą na tej planecie.

— Chcesz kawy? — zapytał Bruce.

— Po prostu… jest tak wiele przycisków — powiedział w końcu Steve.

— Tak — zgodził się Bruce. — Co chcesz? Czarną? — Zamilkł, zanim wystukał inne opcje.

— Brzmi nieźle — powiedział Steve. Posłał Bruce'owi lekki uśmiech, gdy Bruce wcisnął kilka przycisków na maszynie i podstawił duży kubek. — Dziękuję.

Bruce skinął głową. Przygotowanie kawy miało zająć minutę lub dwie, a on nie był do końca pewien, co powiedzieć Steve'owi - dopiero co wprowadził się kilka dni temu, ale Bruce tak naprawdę nie spotkał go aż do teraz. Bruce spędzał większość czasu w swoim laboratorium lub w warsztacie Tony'ego. Ich jedyne prawdziwe interakcje miały miejsce na Helicarrierze i po bitwie, a Bruce nie mógł nie zapomnieć, jak ostrożny był Rogers w stosunku do niego - całej sprawy. Jak naskoczył na Tony'ego po tym, jak szturchnął Bruce'a spiczastym, czymkolwiek to było.

— Zatem… wszystko idzie dobrze? — zapytał Bruce.

— Och, tak — powiedział Steve. — Siłownia jest… cóż. A Pepper byłą naprawdę pomocna, no wiesz, zdobywała różne rzeczy, więc… — Wzruszył ramionami i przez chwilę Bruce mógł zobaczyć, jak… był samotny. I doskonale to rozumiał.

Nie tylko to - był jedynie młodzieńcem, uświadomił sobie Bruce. Łatwo było o tym zapomnieć, myśleć o nim jak o chodzącym anachronizmie, jako o Kapitanie Ameryce, facecie, który poprowadził ich w bitwie. Ale teraz, pokonany przez ekspres do kawy, było całkiem jasne, że Steve Rogers był młody, samotny i zupełnie nie w swoim żywiole. Dodając ten uśmiech i te oczy, trudno było się oprzeć…

— Posłuchaj — powiedział Bruce i zerknął na zegarek. Była ósma rano, Tony nie wyjdzie przez kilka następnych godzin, a jeśli Bruce dobrze pamiętał, co Tony wymamrotał do niego zeszłej nocy, to faktycznie miał dziś do załatwienia korporacyjne obowiązki. — Chcesz… nie wiem, obejrzeć film czy coś?

Kawa w końcu była gotowa i podał ją Steve'owi.

— Och, nie chcę… to znaczy, jestem pewien, że masz mnóstwo rzeczy do zrobienia…

— Tak naprawdę nie jestem… zatrudniony przez Tony'ego — powiedział Bruce. — W każdym razie przydałaby mi się przerwa od laboratorium. I myślę, że Pepper zarezerwowała Tony'ego przez większość dnia.

Steve pociągnął łyk swojej kawy i uśmiechnął się. Bruce przycisnął przycisk na ekspresie, by zrobić sobie filiżankę mocnej kawy, jakże jej mu brakowało przez te wszystkie lata.

— W porządku — powiedział Steve. — Czy jest coś szczególnego, co chciałbyś obejrzeć?

— Możesz wybrać — powiedział Bruce.

Steve przesłuchiwał JARVISA przez kilka minut, zanim zdecydował się na Raiders of the Lost Ark, po zapewnieniu, że chce być na bieżąco z odniesieniami do popkultury.

— Ludzie traktują to teraz dużo poważniej — powiedział, siadając po przeciwnej stronie kanapy niż Bruce.

— Cóż… myślę, że jest tego więcej — powiedział Bruce. — Ale, mam na myśli, czy ludzie nie mówili, że "nie jesteśmy już w Kansas"* — Nie był tego pewien, to było zasadne pytanie.

— Tak — powiedział Steve. — Może chodzi o dostęp. Wiesz, po prostu możliwość kliknięcia i znalezienia tych wszystkich rzeczy.

Bruce miał nadzieję, że Steve jeszcze nie odkrył YouTube. Albo Tumblra - nawet on bał się Tumblra.

Toni nigdy się nie pojawił i zbyt łatwo było spędzić resztę dnia na oglądaniu trylogii Indiana Jones - wydawało się to dobrym miejscem na początek, biorąc pod uwagę nazistów i II Wojnę Światową. W pewnym momencie nadeszła pora lunchu. Steve usłużnie zrobił Bruce'owi kanapkę z serem, gdy sam pochłaniał inne z indykiem.

— To było dobre — powiedział Steve, kiedy ostatni film dobiegł końca. Kiedy Steve poszedł do łazienki, Bruce powiedział JARVISOWI, żeby nie wspominał o czwartym.

— Nie martw się, doktorze Banner — odpowiedział AI. — Pan Stark poinformował mnie, że nie należy go uważać za część kanonu.

— Dziękuję. Miło jest po prostu… — Machnął ręką nad resztkami chipsów, M&Mów i napojów w puszkach.

— Mam nadzieję, że wiesz, że nie dostaniesz za to żadnej zapłaty — powiedział Tony.

Bruce był przekonany, że zaplanował moment swojego wejścia.

— Mam stałą pensję — odparł Bruce, odwracając się i uśmiechając.

— Wygląda to tak, jakbyście byli dwójką dzieciaków, którzy postanowili spędzić deszczowy dzień w domu — powiedział Tony, rozluźniając krawat i wyglądając na lekko zazdrosnego.

— Oglądaliśmy Indianę Jonesa — powiedział Steve. — Bruce wskazał wszystkie ważne odniesienia.

— "Dlaczego to zawsze muszą być węże?" — podpowiedział Tony, a Steve skinął głową, uśmiechając się szeroko.

Bruce musiał zaczerpnąć powietrza - Steve miał bardzo ładny uśmiech. To była jedna z pierwszych rzeczy, które zauważył u Steve'a, po tym, jak pozbył się swojej błyszczącej otoczki.

— Cóż, to świetne. To produktywne. Jest tylko jakieś 1000 rzeczy do nadrobienia zamiast 1003. — Tony zerknął na Bruce'a. — Nie waż się oglądać Gwiezdnych Wojen beze mnie.

— Nie śniłbym o tym — powiedział Bruce.

Tony zaczął wychodzić z pokoju, kierując się do kuchni. Odwrócił głowę tuż przed wyjściem.

— Och, Clint i Natasha wprowadzają się. Byli trochę zranieni, że nie zostali zaproszenie do naszego małego bractwa.

— Myślałem, że mają własne mieszkania — powiedział Bruce.

Trudno mu było uwierzyć, że ta dwójka byłaby zainteresowana rezygnacją z autonomii na rzecz lepszych warunków mieszkaniowych.

— Najwyraźniej są tak samo gówniane jak te, które dali Steve'owi. Również mogłem powiedzieć Katniss, że mógłby mieć własną strzelnicę, więc… — powiedział Tony.

Ach - pomyślał Bruce. To było teraz bardziej prawdopodobne - i oczywiście Tony nie zamierzał przyznać się do swojego aktywnego zaangażowania w rozpoczęciu Domu dla niechcianych i samotnych superbohaterów imienia Tony'ego Starka.

— Katniss? — zapytał Steve.

— Postać łuczniczki — powiedział Bruce. — Igrzyska Śmierci? To książki dla młodych dorosłych…

— Jest również film — powiedział Tony, zanim zniknął w kuchni.

— Powinienem więcej czytać — powiedział Steve. — Chyba mogę iść do księgarni, jutro…

— Już je dla pana zamówiłem, kapitanie Rogers — powiedział JARVIS

Oczy Steve'a otworzyły się szerzej i pochylił się trochę bliżej do Bruce'a - na tyle, że Bruce mógł go wyczuć i znów wyobrazić sobie psi ogon i to spojrzenie.

— Czy ten… komputer, kiedykolwiek aż tak bardzo się tobą interesował?

— Tony to zaprogramował — powiedział Bruce, mając nadzieję, że przekazało: więcej niż przypuszczasz.

Uznał, że najlepiej będzie przygotować się na to, że JARVIS mógł wejść na Skynet.

Steve skinął głową i wydawało się, że poczuł się usprawiedliwiony - i wydawało się, że zrozumiał, co chciał mu przekazać Bruce.

— Chyba pójdę potrenować — powiedział. — Chcesz…

— To nie moja bajka — powiedział Bruce. Nigdy wcześniej nie lubił tego typu ćwiczeń. Wolał wędrówki, jazdę na rowerze, spływy kajakowe i rzeczywiste zajęcia. Żaden z powodów, które ludzie mieli aby uprawiać inne zajęcia fizyczne, nie dotyczył go, dlatego nie. — Chyba jednak powinienem pójść do laboratorium. Jeśli Tony musiał spędzić cały dzień na zebraniach zarządu, prawdopodobnie będzie miał ochotę wysadzić coś w powietrze. Celowo lub nie.

Steve uśmiechnął się do niego i zaczął zbierać śmieci ze stołu. Bruce pomógł mu o przez chwilę ich palce otarły się. Bruce poczuł, że się zarumienił, ale starał się to ukryć i nie patrzeć na Steve'a, kiedy to się stało. Steve ze swojej strony po prostu poruszył ręką i chwycił puszkę, po którą obaj sięgnęli, a następnie podniósł wzrok.

— Jeszcze raz dziękuję — powiedział do Bruce'a, po czym wziął wszystkie śmieci i wyrzucił je do kosza stojącego blisko drzwi kuchni.

OoO

— Okej, skoro więc żadne z was nie pomyślało o podaniu mi swoich preferencji, złożyłem zamówienie na wszystko, co było w karcie — oznajmił Tony, machając rękami nad pizzą leżącą wokół we wspólnej kuchni. — Zatem mamy peperonni, dla miłośników mięsa, hawajskie…

— To moje — powiedział Clint.

— Skąd mogłem wiedzieć? — zapytał Tony. — Ananas? Na pizzy? Kurwa, człowieku. Acha i uczta warzywna dla Gandhiego.

Steve uniósł brwi, a Bruce pomachał do niego.

— Umm, był słynnym wegetarianinem, niestosującym przemocy przywódcą indyjskiego ruchu na rzecz niepodległości kolonialnej — powiedział Bruce.

Steve skinął głową i wyglądało na to, że naprawdę przyjmuje to do świadomości.

— TARCZA dała mi laptopa — oznajmił — z jakimś programem, żebym mógł sprawdzić to wszystko, ale… — Wzruszył ramionami.

— Możemy po prostu obejrzeć film — powiedział Tony, otwierając pudełko pizzy dla miłośników mięsa i wyjął kawałek.

Steve spojrzał na niego, jakby formułował oskarżenie wobec takiej postawy we współczesnym społeczeństwie, ale potem tylko potrząsnął głową, przywracając na twarz swój normalny wyraz.

— Dziękuję, Tony — powiedziała Natasha nieco oficjalnym tonem, kiedy sięgnęła po kawałek pizzy.

Bruce'owi przyszło do głowy, że prawdopodobnie miało to obejmować wszystko, a nie tylko jedzenie, które Tony zamówił na obiad.

— Mmmm — powiedział Clint, nakładając na swój talerz hawajską pizzę. — Ale poważnie, czy jesteś telepatą? Lub…? — Rozejrzał się po pokoju, sugerując, że JARVIS mógł odegrać w tym rolę.

— Nie, to tylko kwestia znajomości ludzi, Barton. Dla mnie miałeś tę aurę osoby, której spodoba się taka perwersyjna wymówka dla pizzy, to wszystko.

— Większość ludzi generalnie uważa, że drażnienie wyszkolonych super zabójców nie jest dla nich korzystne — wtrąciła się Natasha, unosząc brew, gdy spoglądała na Tony'ego.

— Mógłbym ci pomóc z twoim laptopem — powiedział Bruce do Steve'a. — Wymyślić, jak go uczynić trochę bardziej przyjaznym dla użytkownika?

— To byłoby naprawdę świetne — odpowiedział Steve. — Jeden z agentów wspomniał, że jest taka strona internetowa, na której mógłbym znaleźć wszystko, co chciałbym wiedzieć, ale… — Zawstydzony wzruszył ramionami.

— Pomyślałem, że dzisiejszego wieczoru, w ramach ciągłej edukacji Steve'a Rogersa i dla uczczenia naszych dwóch ostatnich nabytków, przydałoby się obejrzeć jakieś filmy o Jamesie Bondzie — powiedział Tony.

— Fuj — stwierdził Clint.

— Co? — zapytał Tony.

— To jest... nie jest naprawdę — wyjaśniła Natasha.

— Jeśli dobrze pamiętam, miażdżysz ludzkie głowy między swoimi udami? — zapytał Tony.

— To gadżety — sprecyzował Clint. — I… imiona.

— Był taki jeden facet z kotem na Tajwanie… — zaczęła Natasha.

— Myślę jednak, że to było ironiczne odniesienie — odparł Clint.

Przez chwilę patrzyli na siebie, po czym Natasha wzruszyła ramionami.

— Wezmę udział tylko wtedy, gdy będziemy jedynie trzymać się filmów z Seanem Connerym — powiedziała Natasha, krzyżując ramiona. — I prawdopodobnie z Danielem Craiga'em. On również jest akceptowalny.

— Ech — powiedział Tony, spoglądając to na nią to na Clinta i Steve'a. — Czyli masz słabość do blondynek? — Uśmiechnął się. — I zdajesz sobie sprawę, że to chyba naprawdę kiepskie zamordować hojnego miliardera, który pozwala ci mieszkać w swojej niesamowitej Wieży i to za darmo…

— Kto mówił coś o morderstwie? — zapytała Natasha. Otworzyła lodówkę i wyjęła butelkę drogiej wódki. — Równie dobrze moglibyśmy zrobić to dobrze.

Steve uśmiechnął się - a Bruce zrobił to samo odruchowo, ponieważ dobrze było widzieć go w sytuacji grupowej i cieszącego się towarzystwem, biorącego sprawy w swoje ręce, podejmującego wysiłek… Przejrzał pliki TARCZY, które Tony pobrał do JARVISA i poczuł się trochę opiekuńczy w stosunku do Kapitana po przeczytaniu o tym, jak go traktowali - próbując go oszukać, potem traktując go jak cenną, kruchą filiżankę i nawet przy Inicjatywie Avengers zachowywali się tak, jakby nie był w stanie poznać i zrozumieć pewnych rzeczy. Czuł się źle, przeglądając te pliki, ale ich interakcje sprawiły, że był… zaciekawiony, a poza tym to nie było tak, że wszyscy nie czytali nawzajem swoich plików. Cóż, Steve prawdopodobnie szanował ich prywatność, ale Bruce wiedział, że przynajmniej miał papierowe kopie. Te, które zawierały kilka bardzo "pochlebnych" zdjęć przedstawiających go, gdy rozbił Harlem.

— Bruce? — zapytał Steve i Bruce został wciągnięty z powrotem do rzeczywistości. — Idziemy obejrzeć film?

— Tak — odpowiedział. Chwycił pizzę wegetariańską i zaniósł ją do salonu.

— A może, to znaczy, jeśli nie jesteś zmęczony — powiedział Steve, zerkając na zegarek. Była siedemnasta, ale żaden z nich nie zrobił nic tego dnia oprócz pomocy Clintowi i Natashy w przeprowadzce — mógłbyś zerknąć na mojego laptopa?

— Tak, jasne — zgodził się Bruce. — Żaden problem.

Okazało się, że było to ćwiczenie cierpliwości i głębokiego oddychania - ale Steve wciąż był w wieku, w którym jego mózg się kształcił i był w stanie przyswoić sporo z tego, co mówił mu Bruce. Z pewnością nie było to tak, jak wtedy, gdy Bruce próbował nauczyć babcie Betty, jak pisać e-mail - Co to znaczy kliknąć? Dlaczego to nazywa się kliknięcie? Co robię, klikam?

Nie było to też zbyt trudne, kiedy zdał sobie sprawę, jakie problemy Steve miał z interfejsem. Bruce zdjął większość ikon z pulpitu i zastąpił je tylko tymi, których Kapitan najprawdopodobniej używał, a następnie uporządkował zakładki, aby zawsze móc tam szukać czegokolwiek w Internecie. Utworzył link bezpośrednio do Wikipedii z pulpitu, co Steve naprawdę docenił.

— Chociaż powinienem cię ostrzec — powiedział Bruce, kiedy włączył Google. — Internet ma swoją ciemną i straszną stronę…

— Masz na myśli porno — Steve rzekł bardzo rzeczowo, a Bruce musiał się roześmiać. Steve posłała mu nieśmiały uśmiech. — Powiedzieli mi o tym, na zajęciach komputerowych, w których TARCZA kazała mi uczestniczyć.

— Nie tylko porno — powiedział Bruce. — W Internecie można znaleźć wszystko. Jeśli ktoś jest czymś zainteresowany, jest to w Internecie, od furry, przez macki, po… Mam na myśli, że nie wpisywałbym "Tony Starka" w Google — powiedział Bruce.

Nie zwracał uwagi na drugiego mężczyznę, kiedy to mówił i jego usta lekko się otworzyły, gdy zobaczył, że Steve wpisał furry w okienko wyszukiwarki i czytał artykuł, który się pojawił.

Bruce był zadowolony, że włączył umiarkowane blokadę na wyszukiwania.

— Hm — powiedział Steve, patrząc na Bruce'a. — Rozumiem, co masz na myśli. I robi się coraz dziwniej?

— Tak — powiedział Bruce.

Steve potrząsnął głową.

— Człowieku, a ja myślałem, że biblie z Tijuany…**

— Co? — zapytał Bruce.

Steve rozpromienił się i zaczął pisać na klawiaturze - nie był w tym zły, ale z drugiej strony, dlaczego miałby? Mieli maszyny do pisania, przed jego wypadkiem - wrzucił frazę do wyszukiwarki, a potem kliknął w linka dla Bruce'a.

— Wielu chłopców je miało podczas wojny. To i szpilki, ale tego było wiele więcej… — Wzruszył ramionami, a potem lekko się zaczerwienił, kiedy Bruce powiększył jedno ze zdjęć.

— Hmm — powiedział Bruce.

— Tak — powiedział Steve. — Okazuje się, że porno nie zostało wynalezione w latach 70. — Bruce roześmiał się i prawie miał ochotę poklepać go po głowie, czy coś, gratulując mu zrobienie żartu, ale powstrzymał się. — Ale to jest dobre. Naprawdę to doceniam, Bruce.

— To nie był problem — powiedział Bruce. Rzucił okiem na zegar na komputerze i zrozumiał, czemu mógł zasłużyć na podziękowanie od Steve'a. — Prawdopodobnie powinienem już iść… Jest późno, ale…

— Śpij dobrze! — powiedział Steve i lekko pomachał, gdy Bruce opuszczał jego pokój.

OoO

— Bruce, Tony wspomniał, że… lubisz sztukę? — zapytał Steve, gdy Bruce zmrużył oczy, patrząc na telefon drugiego mężczyzny, próbując się dowiedzieć, jak dokładnie przestawił go na francuski, którym na szczęście, Bruce był wystarczająco biegły, aby rozwiązać problem.

— Um…. tak? — powiedział Bruce, podnosząc wzrok. — Mam na myśli, że nie mogę stworzyć niczego, co byłoby akceptowalne, ale chyba potrafię ją docenić.

Prawie dodał: „Tak się dzieje, kiedy umawiasz się ze studentem historii sztuki", ale tego nie zrobił.

Steve posłał mu lekki uśmiech.

— Wczoraj przeglądałem Wikipedię i dowiedziałem się, że w Nowym Jorku jest duże muzeum sztuki nowoczesnej?

Bruce zmarszczył brwi - jak to się stało, że nikt nie wspomniał o tym Steve'owi? Zwłaszcza Pepper. I również było interesujące pytanie - dlaczego Tony wysłał Steve'a do Bruce'a? Bruce wzruszył ramionami, prawdopodobnie Pepper była zajęta. I, jak w przypadku wielu innych rzeczy, nikt prawdopodobnie nie wspomniał Steve'owi o istnieniu muzeum, ponieważ wszyscy uznali to za fakt.

— Och, z pewnością jest — powiedział i uśmiechnął się. Szczerze mówiąc, nie był dużo lepszy w nowoczesnej technologii telefonicznej niż Steve. Telefony komórkowe bardzo się zmieniły, odkąd zaczął uciekać. — Tak, jest takie muzeum. Czy…. czy chcesz go odwiedzić?

Steve skinął głową, nieco zawstydzony.

— Chyba dopiero zaczynają go ponownie otwierać, po tym wszystkim, więc pomyślałem, że może…

Wzruszył ramionami, podciągając ramiona do brody i rzucając Bruce'owi spojrzenie, które gdyby był postacią z kreskówki, sprawiłoby że jego usta utworzyłyby podkówkę skierowaną w dół.

— Jasne — powiedział Bruce. — Możemy iść jutro. Nie mam nic naprawdę ważnego do zrobienia i myślę, że robotnicy i tak przyjdą…

— Tony kazał im zainstalować jakieś szkło nad dziurą w kształcie Lokiego — wtrącił się Steve.

Tak, mógłby kazać to zrobić - pomyślał Bruce, ale tylko potrząsnął głową.

OoO

Poszli do muzeum i Bruce z ulgą zauważył, że wraz ze stopniowym zmniejszaniem się zniszczeń Manhattan miasto znów ożywało. Steve miał na głowie nisko naciągniętą bejsbolówkę i starał się utrzymać wzrok na chodniku - wyjaśnił, kiedy szli, że był taki czas podczas bitwy, kiedy jeden z Chitauri zdarł mu maskę i kilka osób zrobiło mu zdjęcie telefonami.

— Poczekaj — odezwał się Bruce. — Czyli ludzie są skupieni w kupie, będąc krok od… czegokolwiek, co chciała zrobić z nimi armia obcych, a twoja maska zostaje zdarta, a pierwszym odruchem niektórych ludzi było zrobienie ci zdjęcia?

— Dokładnie! — powiedział Steve i uśmiechnął się do niego. — Tony, Clint i Natasha wcale nie uważali tego za dziwne. Clint był tym, który pokazał mi zdjęcia. Były na jakieś stronie internetowej pod tytułem "Dobrze wiedzieć, że Kapitan Ameryka nie potrzebuje maski!"

Prawda - pomyślał Bruce, ale tylko uśmiechnął się niezręcznie i kiwnął głową.

— Chodzi mi o to, że to nie jest tak, jakby pierwszy raz wiedzieli…

— Racja, są rolki filmowe… Właściwie ich nie wiedziałem — stwierdził Steve. — Czy powinienem?

— Myślę, że to będzie zależeć od tego, jak będziesz się czuł, oglądając siebie na filmie — odpowiedział Bruce.

Widział jeden z nich w szkole podstawowej, ale niewiele z niego pamiętał poza niezręcznymi chichotami niektórych dziewcząt.

Steve potrząsnął głową.

— Ale tak czy inaczej, wydaje mi się, że większość ludzi nie oglądała tego, więc… tak po prostu jest. Tony może mieć je wszystkie, naprawdę może. A tym masz szczęście… — Przestał chodzić, kiedy to powiedział i położył dłoń na przedramieniu Bruce'a. — To znaczy, nie mam na myśli…

— W porządku, Steve — powiedział Bruce. — To nie tak, że mogę wysłać innego gościa na konferencje prasowe.

Steve uśmiechnął się do niego.

— Myślę, że po raz pierwszy zażartowałeś…

Bruce wzruszył ramionami.

— Myślę, że przejmuję nawyki Tony'ego.

Steve przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, a potem chyba zrozumiał, do czego zmierzał Bruce. Pokiwał głową.

— Cóż, w tym przypadku… jest to dobre — powiedział Steve.

W muzeum było stosunkowo cicho, a bilety kupili bez czekania w zbyt długiej kolejce. Steve z zapałem przeglądał przewodnik po budynku.

— Tony dał mi to… powiedział, żebym nie był za bardzo dziadkiem, patrząc na całą współczesną sztukę — wyjaśnił Steve. — Jasne, kropka na płótnie to kropka na płótnie, ale to nie tak, że Mondrian nie malował w latach trzydziestych… — Uniósł brwi i uśmiechnął się do Bruce'a.

— Co? — powiedział Bruce.

— Nic, po prostu wiedziałeś, co mówię — stwierdził Steve.

— Tak — potwierdził Bruce. — Umawiałem się z kimś, kto studiował historię sztuki na studiach. — To starło część uśmiechu z twarzy Steve'a, bez wątpienia była to niewygodna część. — Mondrian… kwadraty, zgadza się?

— Zgadza się — powiedział Steve i zaczął mówić więcej, niż Bruce kiedykolwiek słyszał, żeby mówił o czymkolwiek. Zbliżał się do poziomu gadatliwości Tony'ego Starka, gdy przechodzili przez kolejne części kolekcji muzealnej, które znał.

Bruce wtrącał się, kiedy miał okazję lub zadawał pytanie. Bardziej interesowało go obserwowanie niektórych nauczycieli, gdy Steve chodził z pokoju do pokoju, jak szczeniak w swoim entuzjazmie. Zwrócił większą uwagę na jedną z młodszych kobiet, która posłała mu uśmiech i bardzo dyskretnie uniosła kciuki. Bruce podrapał się niezręcznie po potylicy. Tak - pomyślał. Gdyby tylko tak było.

Poprzedniej nocy, kiedy mył zęby, spojrzał na siebie w lustrze i pomyślał: Po prostu przyznaj to, Banner i będziesz mógł iść dalej. Bo nie było mowy… Patrząc na swoje odbicie, pomyślał: Ja, Bruce Banner, podkochuje się w Steve'ie Rogersie. Poczuł się trochę lepiej.

— Mają świetną kolekcję — powiedział Steve, kiedy zjeżdżali ruchomymi schodami w dół.

— Tak, byłem tu kilka razy z Jeffem… — zaczął Bruce, a potem przerwał, zaciskając usta, gdy spojrzał na Steve'a.

Steve spojrzał na niego zaskoczony, a potem skinął głową.

— Magister historii sztuki — powiedział.

— Tak — potwierdził Bruce.

— Gdzie chodziłeś do szkoły? — zapytał Steve.

— Na studiach licencjackich? Harvard — powiedział Bruce. — Ale był z Nowego Jorku, więc… — Machnął lekko ręką.

— Chcesz coś zjeść? — zapytał Steve, wyciągając mapę z tylnej kieszeni. — Wygląda na to, że na drugim poziomie jest coś w rodzaju kawiarni.

— Jasne — zgodził się Bruce.

Zrobiło mu się przykro, że był trochę zaskoczony, ale kto by wiedział? To nie było tak, że można po prostu podejść do faceta i powiedzieć: "Czyli co, Kapitanie Ameryka. Jesteś gejem? Bi? Tak czy nie?" Cóż, mógłbyś, gdybyś był Tony'm Starkiem.

Podczas lunchu rozmowa zeszła na temat przeprowadzki Clinta i Natashy oraz faktu, że Tony faktycznie budował strzelnicę, i jak Steve lubił sparować się z Natashą, ponieważ jej styl tak bardzo różnił się od jego własnego.

— Czy mamy jakieś wieści od Thora?

— Nie — odpowiedział Bruce. — Teraz, kiedy mają Tesseract, w pewnym sensie pozbyli się problemu braku Bifrostu, portali do podróży, który mieli, zanim Loki go zniszczył… — Steve skrzywił się na wzmiankę o Loki'm. — Wyobrażam sobie, że pewnego dnia po prostu się pojawi. Wiesz, jesteśmy pod jego opieką.

— Och, racja — powiedział Steve i coś w tym wywołało u niego uśmiech. — Pozwól, że wezmę twoją tacę — rzekł i posprzątał po nich, zanim Bruce zdążył zaprotestować.

Kiedy wychodzili padało, więc wrócili do Wieży taksówką.

— Pracujecie tam? — zapytał taksówkarz.

— Tak — potwierdził Bruce, gdy w tym samym czasie Steve się odezwał.

— Można tak powiedzieć.

Steve zrobił się lekko szary, gdy zobaczył cenę za kurs, ale Bruce wyciągnął z kieszeni pieniądze i dał je kierowcy. Kazał mu zatrzymać resztę jako zapłatę za niedogodności związane z koniecznością przewiezienia ich przez niektóre wciąż zdewastowane części miasta.

— Cóż, jeszcze raz dziękuję, Bruce — powiedział Steve, wkładając ręce do kieszeni, kiedy znaleźli się przy windzie. — Miałem naprawdę wspaniały dzień.

Bruce skinął głową i patrzył, jak Steve szedł do swojego pokoju. Westchnął i zastanawiając się, czy istnieje grupa wsparcia.

OoO

— Podsumujmy — powiedział Tony, wręczając Bruce'owi latarkę, której używał.

— Co niby podsumujmy? — zapytał Bruce.

Właśnie rozmawiali o fizyce cząsteczek elementarnych i z pewnością nie było to coś, w czym któryż z nich potrzebował podsumowania.

— Byliście w muzeum, zjedliście indyjskie jedzenie, byliście w kinie i gdzie wczoraj byliście?

Bruce przełknął ślinę, zadowolony, że Tony nie stał do niego przodem i zamiast tego używając płaskiego klucza majstrował przy najnowszej wersji zbroi.

— Um…

— Ach, zgadza się, byliście na koncercie — powiedział Tony niemal od niechcenia, a Bruce westchnął.

— Bilety były za darmo — spróbował się bronić.

— A Kapitan jest w tej sprawie równie tępy jak…

— On nie jest tępy, Tony — powiedział Bruce.

Tony odwrócił się i zdjął okulary ochronne z twarzy - ku wielkiemu przerażeniu Bruce'a wyglądał na uradowanego.

— Och, bronisz go? O nie, Banner… Całkowicie się w nim zadurzyłeś?

— Czy to nie właśnie do takiego wniosku dążyłeś?

— Pomyślałem, że jedynie chcesz go przelecieć, a to wszystko było po prostu, sam wiesz… — Tony machnął ręką.

— Nie… — powiedział Bruce.

— Ale chcesz go również przelecieć, czyż nie? — powiedział Tony, a Bruce spojrzał na niego w szoku. — Spójrz, to jest w porządku. Sam chcę go przelecieć. — Bruce zmrużył oczy niezadowolony. — Mam cię.

— Kurwa — stwierdził Bruce.

Tony otoczył ramieniem Bruce'a, który zmarszczył nieznacznie nos na zapach oleju silnikowego.

— Jest dobrze, Bruce, naprawdę jest. Nie zamierzam z ciebie kpić.

— A więc o co dokładnie chodziło w ciągu ostatnich kilku minut?

— Podjudzałem. Nie kpiłem — wyjaśnił Tony i przekrzywił głowę, jakby miał powiedzieć jakąś uniwersalną prawdę i często to robił: — Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej…

— Nie sprawi.

— Myślę, że on również może cię lubić — powiedział Tony.

— Miałem rację, że nie sprawi, że poczuję się lepiej.

— Nie, posłuchaj. Pomyśl o tym. Ludzie chodzili na randki w latach czterdziestych. A niektórzy byli… homoseksualistami, jestem pewien…

— Tony, ludzie są gejami od… — zaczął Bruce, ale potem tylko przewrócił oczami.

— Cóż, musi być świadomy tego, że się do niego zalecasz, czy co tam robisz — stwierdził Tony.

— Nic nie robiłem… Czasami Steve sugerował… — Bruce powiedział, a potem tego pożałował.

— Doskonale — zachwycił się Tony. — Czyli on również się do ciebie zaleca!

— Myślę, że jedynie spędzaliśmy wspólnie czas. Tak jak robią to przyjaciele — powiedział Bruce. Tony ze swojej strony wydawał się tym zakłopotany. — Czy ty i Rhodey nie wychodzicie gdzieś i… nie pijecie lub coś?

— Hmmm — mruknął Tony. — Ale ty i Steve nie wychodzicie, nie upijacie się i nie podrywacie dziewczyn — stwierdził.

— Steve nie pije — wyjaśnił Bruce, a potem zastanowił się, dlaczego w ogóle się o to spierał.

— Nie, żebyś skorzystał z mojej rady, ponieważ jesteś uparty, w czym jesteś naprawdę dobry, Banner, przyznaję ci to, ale jeśli chcesz dojść do sedna sprawy, zaproś go na randkę do restauracji. Nie może tego błędnie zinterpretować, zwłaszcza jeśli będzie to eleganckie miejsce.

Bruce nie odpowiedział na to, ponieważ nie chciał przyjąć do wiadomości faktu, że Tony mógł właśnie dać mu bardzo dobrą radę.

OoO

Steve uśmiechnął się do niego, gdy szli - Bruce celowo wybrał miejsce niedaleko Wieży, więc nie musieli skorzystać z usług jednego z kierowców Tony'ego.

— To naprawdę miły wieczór — powiedział.

Bruce skinął głową i włożył ręce do kieszeni spodni. Byli jedną z wielu par, które w tajemniczy sposób pojawiły się, kiedy wyszli i które ignorował, ale zamierzał przetestować hipotezę Tony'ego. Pomyślał, że powinien dać z siebie wszystko, a to obejmowało całkowite zaangażowanie się w rolę.

Steve wyglądał jak zwykle, chociaż Bruce uznał, że koszula zapinana na guziki mogła być czymś nowym. Skórzana kurtka z pewnością nie była i wcale mu to nie przeszkadzało.

— Wiesz… — powiedział Steve i umilkł.

— Hmm? — mruknął Bruce.

— Naprawdę podobało mi się… spędzenie z tobą czasu przez te ostatnie kilka tygodni. To naprawdę ułatwiło wszystko — powiedział Steve. Trzymał własne dłonie w kieszeniach.

— Och — powiedział Bruce. — Dzięki. Jestem… cóż, wiem, jak to jest być poza swoim żywiołem. — Uśmiechnął się lekko, a Steve skinął głową.

Resztę drogi przebyli w ciszy, chociaż nie mieli daleko do miejsca docelowego. Bruce wybrał bistro z typowymi amerykańskim jedzeniem, dochodząc do wniosku, że droga do serca Steve'a prawdopodobnie wiedzie przez steki z ziemniakami, chociaż kelnerka zapewniła go, że mają również opcję pysznych dań z makaronem.

— Och. — Steve rozejrzał się. — To jest… naprawdę miłe miejsce.

— Tak — potwierdził Bruce i podał swoje nazwisko, prawie mówiąc coś w stylu, że to Tony zaproponował ten lokal, ale potem odetchnął i ugryzł się w język. Robił to dla nauki.

Bruce musiał wyciągnąć okulary, żeby spojrzeć na menu i skrzywił się lekko.

— Dlaczego? — zapytał niespodziewanie Steve.

— Słucham?

— Skrzywiłeś się, kiedy wyciągnąłeś okulary — wyjaśnił Steve. — Dlaczego?

Bruce zastanowił się nad tym i postanowił odpowiedzieć szczerze.

— Sprawiają, że czuję się staro.

— Och — westchnął Steve i spojrzał na menu. — Sądzę, że wyglądasz… inteligentnie. — Sam skrzywił się na swoje sformułowanie, chociaż w dużej mierze było to ukryte za kartą dań.

Hmm - mruknął w myślach Bruce i zanim zdążył się nad tym bardziej zastanowić, pojawił się kelner z amuse-bouche***. Steve patrzył na to z podejrzliwością, nawet po tym, jak Bruce wziął mały kęs do ust.

— Jest w małej łyżeczce — powiedział w końcu Steve.

— Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach często jest tak podawane — odparł Bruce.

— Po prostu zabrzmiałem jak Thor? — zapytał Steve i lekko się zaśmiał, ale potem zamilkł, gdy inny kelner przyniósł Bruce'owi kieliszek wina, który zamówił i trochę gazowej wody dla Steve'a.

W dużej mierze była to randka, zdecydował Bruce, wkładając swoją nowiutką kartę kredytową Triple Excelsior Platinum Stark Industries do skórzanego etui, decydując, że lepiej, żeby Steve nie wiedział, ile kosztował stek i ziemniaki, którymi się tak bardzo rozkoszował. Rozmowa między nimi była tak łatwo, jak zawsze się wydawała, a Steve nawet otworzył się trochę na temat swoich wojennych doświadczeń i opowiedział Bruce'owi kilka zabawnych anegdot o czasie spędzonych w Wyjących Komando.

— Dziękuję — powiedział Steve, gdy Bruce podpisał czek.

— To… — zaczął Bruce, prawie stwierdzając, że to karta Tony'ego, ale potem zamilkł. Prawie zapomniał, o co mu chodziło. Albo żeby coś udowodnić. — To nie był problem — powiedział.

— Jedzenie było naprawdę dobre — stwierdził Steve, a Bruce skinął głową.

Kiedy wyszli z restauracji, było trochę chłodniej i Bruce był zadowolony z blezera, który miał na sobie, chociaż czuł się w nim trochę śmiesznie.

— Cieszę się, że ci się podobało — oznajmił Bruce. — Miała naprawdę dobre recenzje, więc pomyślałem, że warto tu przyjść i…

— Och, pieprzyć to —przerwał mu Steve.

Następne rzeczy, które wydarzyły się w tamtym czasie, działy się bardzo szybko i w wstrząsającym stylu, który Bruce zawsze utożsamiał z emocjonalnym trzęsieniem ziemi. Steve ujął go za ramię, jego dotyk był stanowczy, ale delikatny. Obrócił Bruce'a, który wciąż mówił o recenzjach restauracji na stronie internetowej. Steve przyciągnął Bruce'a blisko siebie i pochylił się lekko, żeby na niego spojrzeć. Kurwa jest wysoki - pomyślał Bruce i zrobiło mu się głupio z tego powodu, bo już o tym wiedział. A potem usta Steve'a znalazły się na jego. Mocne, natarczywe, podczas gdy jego ręką pochwyciła dłoń Bruce'a.

— Uch — wykrztusił Bruce, kiedy Steve przerwał pocałunek.

— Przepraszam, czy… och, nie, całkowicie to źle zrozumiałem…

— Nie, to było w porządku — powiedział Bruce miękkim głosem. — Jedynie nie pomyślałem…

— Ale zaprosiłeś mnie na obiad — powiedział Steve.

— Tak, ale to było tylko po to, żeby udowodnić… — Bruce zamilkł. — Nie wiedziałem, czy nadajemy na tych samych falach.

— Na tych samych… co?

— Że… myślimy… o tym samym… — Machnął rękę, której palce nie były splecione z palcami Steve'a.

— Och — powiedział Steve. — To znaczy, ja również nie, ale potem zobaczyłem restaurację i…

— Cóż, dobrze myślałeś — powiedział Bruce i zdecydował, że to był dobry moment, by ponownie pocałować Steve'a.

Tym razem otworzył usta i był zadowolony, gdy drugi mężczyzna poszedł w jego ślady. Ich języki splotły się i trącały, a pocałunek szybko stał się namiętny i głęboki.

— Bruce… — odezwał się Steve miękkim głosem. — Nigdy nie…

— Naprawdę? — zapytał zdziwiony Bruce. — Bo jesteś w tym całkiem dobry. — Potem zarumienił się, zdając sobie sprawę, że Steve nie miał na myśli, że nigdy cię nie całował, bo to nie było możliwe.

Steve roześmiał się, a potem przesunął językiem po dolnej wardze.

— Nie. Chcę być szczery, bo myślę, że to ważne. Nigdy nie byłem z mężczyzną.

— Okej — powiedział Bruce i tak jakby spuścił wzrok na swoje stopy.

Steve położył dłoń pod jego brodę i podniósł z powrotem jego głowę.

— Chcę być z tobą… To po prostu…

— Nie, rozumiem… — Bruce urwał. — W porządku. To nie tylko… to znaczy, lubię…

— Świetnie — powiedział z ulgą Steve. Pocałował lekko Bruce'a, a potem zaczął iść, wciąż trzymając rękę drugiego mężczyzny.

— Um — mruknął Bruce po kilku chwilach ciszy. Steve przekrzywił głowę. — Tak jakby czekałem na pytanie o…

— Och — westchnął Steve. — Myślałem, że uznałem, że jeśli zamierzasz być ze mną, to jest to… okej?

— Tak — powiedział Bruce, uśmiechając się do niego, czując się lżej.

Termin, którego prawdopodobnie używali w czasach Steve'a twierdził, że czuł motylki w brzuchu. Cholera - pomyślał i zrobił wszystko co w jego mocy, by jego emocje nie ujawniły się na twarzy. To oznacza, że Tony miał rację. Będzie nie do zniesienia, kiedy się dowie. Bruce zerknął na Steve'a, który odpowiedział mu uśmiechem. Jednak będzie to tego warte.

*Jest to odniesienie do Czarnoksiężnika w Krainie Czarów. Jest to kwestia wypowiadana po Dorotce tuż po tym, jak trafiła do tej krainy. Potocznie oznacza, że jesteśmy w sytuacji dla nas niekomfortowej, w której nie wiemy, co zrobić.

**Znana również jako Dirty Comic , Fuck Book lub Eight Pager , to ośmiostronicowy komiks erotyczny.

*** Amuse-buche to niewielkie danie, które klient restauracji powinien skonsumować w maksymalnie trzech kęsach.