Od autorki:

Rozdziały 1-4 będą usunięte i zmieniane w ciągu najbliższych dni (zamiast czterech będą trzy). Przepraszam za zamieszanie 😅. Główna myśl się nie zmienia, ale poprawek jest sporo, więc polecam przeczytać!

Dzięki za wszystkie komentarze, mam nadzieję, że dalej będzie się podobać! :D


Od kwadransa wpatrywała się w potrawy przed sobą, ale nie miała ochoty po nie sięgać. Zaraz miała podejść do ostatniego egzaminu– ze sztuk wojennych.

- Nie stresuj się tak – z drugiej strony stołu odezwał się jej mentor. – Na pewno zdałaś bez problemu.

Skrzywiła się. Nie wiedziała, że aż tak to po niej widać.

-No nie wiem, Rothen. Teraz po prostu mam nadzieję, że chociaż egzamin z uzdrawiania napisałam wystarczająco dobrze, bo inaczej nie będę mogła otworzyć lecznicy.

Szpital w Slumsach był głównym powodem, dla którego została w Gildii. Z czasem jednak naprawdę polubiła swoje nowe życie, w szczególności po pojedynku z Reginem. Po jej zwycięstwie, wielu nowicjuszy próbowało nawiązać z nią kontakt, w tym Morana.

-Soneo, byłaś świetnie przygotowana. Uzdrawianie masz w całości opanowane, w końcu poświęciłaś temu tyle czasu. Z alchemii osobiście dopilnowałem, żebyś wszystko umiała i znam twoje możliwości, więc nie musisz się martwić. Dzisiaj ze sztuk wojennych również wypadniesz świetnie – uśmiechnął się pokrzepiająco.

Poczuła się trochę lepiej. Jeszcze przed walką mistrz Yikmo udzielał jej lekcji i musiała przyznać, że bardzo polubiła tę dyscyplinę. Jej nauczyciel często mówił, że mogłaby zostać wojowniczką - z jej poziomem mocy nie miała problemów z pokonywaniem przeciwników, co zostało zauważone nawet przez Starszyznę po pojedynku z Reginem.

-Może masz rację.


Akkarin musiał przyznać sam przed sobą, że po raz pierwszy chciał zobaczyć egzamin jakiegoś nowicjusza. Po tym, jak Sonea pokonała Regina w oficjalnym pojedynku, często zdarzało mu się obserwować jej zajęcia i czuł się zawiedziony, że dziewczyna chce zostać uzdrowicielką. Kiedy lepiej poznała swoją moc i skupiła się na doskonaleniu umiejętności, zauważył, że ma bardzo indywidualny styl, a jej ataki były często niespodziewane. Zaproponował nawet mistrzowi Rothenowi Yikmo jako jej nauczyciela. Taki potencjał…

Teraz razem ze Starszyzną siedział na trybunach. Zjawiło się sporo mieszkańców Gildii, Arena była prawie pełna.

-Ciekawe, czym tym razem zaskoczy nas Sonea – odezwał się mistrz Balkan, który również miał nadzieję, że dziewczyna zmieni zdanie.

-Nie mam pojęcia, ale na pewno wygra bez problemu, skoro chce zostać uzdrowicielką. To będzie dla niej chwila – odpowiedział mu zawiedziony Yikmo.

Akkarin uśmiechnął się lekko.

-Sonea podejdzie do trudniejszego wariantu – wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.

-Ale dlaczego, Wielki Mistrzu? – zapytał zaskoczony Rothen.

-Jest wystarczająco silna i zdolna, żeby pokonać niejednego wojownika w Gildii. Widziałem jej zajęcia ze sztuk walki i egzamin byłby dla niej zbyt prosty – nikt nie odważył się zaprotestować.

Niektórzy pokiwali głowami, ale mistrzyni Viniara spojrzała na niego, jakby podejrzewała, że zmusi Soneę do rezygnacji z uzdrawiania. Jakby to było możliwe...


Nowicjuszka stała przy wejściu Areny, gdzie czekało na nią ośmiu magów.

Wojowników było zdecydowanie za dużo – spokój, który udało się uzyskać po rozmowie z Rothenem, runął jak domek z kart.

Przynajmniej nie weszłam jeszcze na Arenę i mogę przemyśleć, co zrobić.

Miała przed sobą ośmiu magów w czerwonych szatach. Jeśli się nie myliła, byli to jedni z tych posiadających więcej mocy, ale nie mogła mieć pewności. Westchnęła i zdusiła w sobie niepokój, wychodząc na środek. Być może będzie mogła ich przechytrzyć…

Egzaminator rzucił jej zirytowane spojrzenie za zbyt długie czekanie w przejściu i dał pozwolenie na rozpoczęcie walki. Od razu otoczyła się lekką tarczą, starając się, żeby przylegała jak najbardziej do jej ciała i nie marnowała zbyt wiele mocy.

Mężczyźni otoczyli ją z każdej strony – nie była w stanie obserwować każdego z nich jednocześnie, postanowiła więc pozbyć ich tej przewagi. Wywołała wiatr, który wzbił w powietrze piasek na Arenie – podobnie jak podczas pojedynku z Reginem – i stworzyła swoje iluzje w kilku miejscach.

Czuła lekki ból głowy z wysiłku, który wkładała w utrzymanie swoich kopii. Przeszło jej przez myśl, by zacząć atakować, gdy magowie postanowili zrobić to pierwsi - na wszystkie strony. Musiała dodać odrobinę mocy do każdej tarczy i stworzyła pod sobą dysk, żeby unieść się nad burzą.

Poczuła coś mokrego wypływającego jej z nosa, ale nie miała czasu się tym zająć. Przyglądała się z góry wojownikom, wysyłając w ich stronę pociski. Byli teraz połączeni w pary tak, aby jeden utrzymywał tarczę, podczas gdy drugi atakował. Dalej jej nie zauważyli, ale zdemaskowali już część iluzji.

Czuła się coraz gorzej i zaczęła się obawiać porażki, a tym samym nie zdania egzaminu. Na tę myśl przyszedł jej do głowy Rothen. Użyj alchemii.

Tworzenie z magii żywiołów nie było łatwym zadaniem, ale wbrew pozorom nie zabierało dużo mocy – przynajmniej nie tym, którzy mieli w tym wprawę.

Z założenia powietrze kontroluje się najłatwiej – nie trzeba go stwarzać, jest wszędzie wokół – gorzej ze stworzeniem z niego prądu. Ziemia wymaga dużej ilości mocy, jeżeli chce się nią manipulować – jest „najcięższa" ze wszystkich żywiołów. Ogień jest trudny do kontrolowania, ale tylko trochę trudniejszy do wywołania niż powietrze. Pozostaje woda.

Aby ją uzyskać, należy znać budowę atomów w powietrzu i nauczyć się nimi manipulować tak, aby z poszczególnych utworzyć wodę. Potrzeba tu jednak ogromnego skupienia i mocy, ponieważ zerwanie połączeń między atomami wymaga siły.

Zaczęła usuwać resztę iluzji i zmniejszyła moc używaną na utrzymanie wichru piaskowego. W zamian skupiła się na stworzeniu ulewy pod sobą, co było bardzo istotne.

Magowie zauważyli ją i skupili na niej całą swoją siłę, pozbywając się nawet tarczy. Nie atakowała ich jednak, wzmacniając tylko własną obronę i wywołując deszcz.

Powinnam zjeść większe śniadanie – pomyślała. Wtedy miałaby więcej siły i nie czułaby takich zawrotów głowy.

Gdy wody w jej otoczeniu było wystarczająco, stworzyła prąd. Ciecz, jako przewodnik, okazała się doskonałą pułapką na nic nie podejrzewających magów. Prawie wszyscy z nich padli porażeni na ziemię.

Skrzywiła się wyraźnie – nie chciała ich mocno skrzywdzić, starała się nie stworzyć zbyt dużego napięcia.

Czując się coraz gorzej, zaczęła opuszczać się na dół, w trakcie posyłając moc uzdrawiającą w swoje ciało. Pewna zwycięstwa nie zauważyła podnoszącego się z trudem jednego z wojowników, który ze wciekłym spojrzeniem zaatakował ją potężnym uderzeniem.

W jednej chwili poczuła ból rozchodzący się po prawej stronie jej ciała. Z trudem łapała oddech, a jej ręka chyba była zwichnięta. W tle słyszała niewyraźne krzyki, ale nie była w stanie ich zrozumieć.

Z warknięciem spojrzała na niego, wciekła za łamanie regulaminu. Odpowiedział jej drwiącym spojrzeniem, ledwo stojąc.

- Myślałaś, że pokonasz prawdziwych wojowników z Domów, slumsiaro?


Nikt się tego nie spodziewał. ON się tego nie spodziewał. Wiedział, że Sonea ma szansę, żeby wygrać, ale nie przewidział takiego pokazu. Nawet nie miał pojęcia, że jest zdolna do magii żywiołów. On potrafił panować tylko nad dostępnymi dla niego elementami.

- Mistrzu Rothenie – starał się nie pokazywać swojego zainteresowania, odzywając się swoim mrocznym głosem. – Od kiedy nowicjusze są uczeni panowania nad żywiołami?

Alchemik zaczerwienił się i odpowiedział jękliwie.

- Eee, ja… - wszyscy mu się przyglądali. – Wyjaśniłem jej to kiedyś. Zobaczyła, jak sam to wykorzystuję i uczyłem ją tego kilka miesięcy. Dobrze jej szło, ale nigdy nie wykorzystywała tego na taką, ehm…, skalę.

Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, Sonea poraziła prądem przeciwników, wywołując jęk przerażenia na widowni, a po chwili też oburzenia, kiedy jeden z pokonanych już mężczyzn zaatakował ją znienacka.


Po czterech latach powinna być do tego przyzwyczajona, ale jego słowa wywołały w niej wciekłość. Była wyczerpana i zraniona, a on nie dość, że zaatakował ją po tym, jak go pokonała, to wyszydzał jej pochodzenie. Podobnie jak Regin i cała ta jego banda przez wiele lat.

W oczach zbierały jej się łzy wciekłości, ale nie okazała po sobie słabości. Jeżeli on nie grał sprawiedliwie, ona też nie musiała.

Uniosła na niego wciekłe spojrzenie i powoli zaczęła wstawać, otaczając się tarczą. Widziała szał w jego oczach, kiedy zaatakował ze zdwojoną siłą.

Jak na maga był całkiem silny. Wkładał w ataki dużo mocy, a mimo to nie zwalniał; zbliżał się do niej, jak drapieżnik polujący na swoją ofiarę. Na szczęście, ona straciła już skrupuły i nie powstrzymywała swojej magii.

Kiedy znalazł się trzy kroki od niej, wypuściła z siebie falę ognia. Musiała uważać, żeby nie rozprzestrzenić go zbyt bardzo. Żywioł oślepił wojownika, a ona w tym czasie uciekła w inne miejsce. Potrzebowała planu, a ból coraz bardziej utrudniał jej myślenie.

Jej tarczą wstrząsnęły kolejne ataki, tym razem słabsze. Odpowiedziała mu tym samym i zdziwiona zauważyła, że jego obrona była jeszcze słabsza od niej – musiał poczuć się zbyt pewnie jej ucieczką.

Nagły ból brzucha zmusił ją do kucnięcia na ziemi - wcześniej zadana rana zaczęła się odzywać. Z tej pozycji skupiła się tylko na obronie, nie wiedząc, co jeszcze może zrobić. Wtedy uświadomiła sobie, że klęczy w kałuży. Miała wodę, której nie musiała stwarzać…


- To oburzające! Sonea chce zostać uzdrowicielką, a ten wojownik złamał regulamin, atakując ją po porażce! – głos Viniary był przesiąknięty wciekłością.

Zgadzał się z nią i gdyby nie fakt, że dziewczyna zaatakowała z powrotem, tym razem ogniem, sam zatrzymałby mężczyznę.

- Na pewno zostanie ukarany, mistrzyni Viniaro – próbował uspokoić kobietę. – Mam zamiar osobiście tego dopilnować. Ale myślę, ze Sonea też chce się na nim odegrać – wskazał na dziewczynę, która w tym momencie klęczała w kałuży i przestała atakować. – Na wszelki wypadek pójdę na Arenę. Balkanie, egzaminator też ma zostać ukarany za nieprzypilnowanie walki.


Właściwie wszędzie znajdowały się mniejsze lub większe kałuże, także pod wojownikiem. Niestety, był on otoczony tarczą i nie mogła mu zaszkodzić. Posępnie wpatrywała się w swoje odbicie, skupiając się na otaczającej jej mocy. Szkoda, że magowie nie mogą po nią sięgać…

Czuła ją wszędzie na Arenie, widziała w wojowniku przed nią – pociski lecące w jej stronę i słabszą poświatę jego tarczy, która… nie znajdowała się pod ziemią!

Mając nadzieję, że się nie myli, wykorzystała resztę swej mocy i skupiła wodę wokół niego. Powoli, żeby nie zauważył, przeniosła ją pod jego tarczę. Gdy było jej wystarczająco, otoczyła go nią aż po ramiona i zamroziła.

Mężczyzna zaczął krzyczeć, a ona wzdrygnęła się na ten dźwięk. Chyba będzie miała po tej walce wyrzuty sumienia – takie nagłe zamrożenie nie należy do bezbolesnych.

- Poddajesz się? – miała nadzieję, że tak, wtedy będzie mogła mu pomóc.

- Ty dziwko, odmroź mnie natychmiast! – próbował wyrwać się z lodu, ale było go za gruba warstwa. W następnej chwili znieruchomiał, patrząc za nią przerażony. Zanim zdążyła się odwrócić, usłyszała niski głos Wielkiego Mistrza.

- Zostałeś pokonany przez nowicjuszkę, która chce zostać uzdrowicielką. Powinieneś poddać się w momencie, kiedy poraziła was prądem. Wasze tarcze upadły, walka się skończyła – patrzył na wojownika z wciekłością, co było jedyną tak wyraźną emocją, jaką kiedykolwiek u niego widziała.

Zwrócił się w jej stronę i delikatnie chwycił jej ramię, przekazując jej moc. Nie tego się po nim spodziewała, jednak z wdzięcznością ją przyjęła. Ulecz się, zapewne zrobisz to lepiej ode mnie – przekazał, po czym z powrotem skupił uwagę na jej przeciwniku.

- Sonea została przyjęta do Gildii za zgodą króla i Starszyzny. Śmiesz kwestionować nasze decyzje, obrażając ją i traktując bez szacunku? – przerażony mag nie był w stanie odpowiedzieć, jedynie się jąkając. Prawie było go jej szkoda.

Prawie.

- Przeprosisz teraz Soneę, a potem poprosisz ją, żeby cię odmroziła – zaśmiał się ponuro. – No chyba, że chcesz, żebym ja to zrobił. Ale obawiam się, że będę musiał użyć do tego ognia, a to może cię dodatkowo uszkodzić.

Wyglądał na rozbawionego, zauważyła lekko przestraszona. Nie spodziewała się też po nim, że przyzna się, że nie umie odmrozić wody bez ognia, ale nie odezwała się.

- P-przepraszam Soneo – wycisnął przez zęby. – Proszę, odmrozisz mnie?

Rzuciła niepewne spojrzenie Akkarinowi, który tylko kiwnął głową i spełniła jego prośbę, co z otrzymaną przed chwilą mocą nie było problemem.

- Idź do mistrza Balkana, który przekaże ci informacje o twojej karze – rzucił niedbale Wielki Mistrz i podszedł do Sonei.


Miał ochotę wyzwać tego maga na pojedynek i zniszczyć go, zanim zdążyłby zaatakować. Zaczął czuć się winny, że sprowadził to na dziewczynę, która z powodu swojej mocy i dziwnego zachowania zwróciła jego uwagę. Z drugiej strony, gdyby Ichani zaatakowali Gildię, byliby zaskoczeni jej sposobem walki…a ona miałaby szansę przeżyć spotkanie z nimi.

Zszedł na pole walki, zanim Sonea zamroziła mistrza Alegna (jak się później okazało). Z początku stał niezauważony przez nikogo i przedzierał się przez powierzchowne myśli maga – widział w nich Soneę. Z jej nosa spływała krew, którą rozmazała na lewym policzku, a w jej rozwianych, rozczochranych włosach było pełno piasku, jednak najbardziej uwagę przykuwało jej spojrzenie, pełne wciekłości i załzawione. Zazwyczaj była opanowana i uprzejma, więc był to nietypowy widok. Który mi się podobał. Szybko pozbył się tych myśli z głowy. Zdecydowanie zbyt często ostatnio o niej myślał, ale to nic nie znaczyło.

Zwrócił się do dziewczyny, czekając razem z nią na resztę Starszyzny.

-Imponujący pokaz umiejętności. I ta magia żywiołów, jestem pod wrażeniem.

Zarumieniła się lekko.

-Dziękuję, Wielki Mistrzu. Mój mentor nauczył mnie tego, po ekspery…- nagle została porwana przez Viniarę, która zaczęła badać jej rany.

-Wspaniała walka! Nigdy nie widziałem czegoś takiego podczas egzaminu – Balkan wyglądał na zachwyconego. – Koniecznie musisz mi opowiedzieć, jak udało ci się opanować magię pod jego tarczą!

Właśnie. Jak jej się to udało?

Wszyscy skupili swoją uwagę na wykończonej dziewczynie.

-Hmm, zwróciłam uwagę na magię wokół mnie, mistrzu Balkanie. A gdy przyjrzałam się tarczy, zauważyłam przerwę na linii ziemi. No i przedostałam ją pod nią…

Większość magów potrafi wyczuć wielkie skupiska mocy, ale żeby zauważyć to na Arenie, gdzie moc jest wręcz w każdym zakamarku?

Wyczuł na sobie spojrzenia pozostałych i przybrał neutralny wyraz twarzy.

-No proszę, widzę, że po za naszym Wielkim Mistrzem ktoś jeszcze to potrafi – odparła zadowolona mistrzyni Viniara. – Wyczuwanie mocy u innych w tym stopniu jest bardzo rzadkie, musisz być naprawdę silna, skoro wyczuwasz ją też u innych.

Znów się zarumieniła. Chyba nie lubi pochwał.

Przypatrywał jej się zamyślony, gdy nagle przybrała zdziwiony wyraz twarzy i odpowiedziała mu tym samym.

-No już, dajmy jej spokój. Moja nowicjuszka wygląda na wyczerpaną, niech lepiej odpocznie.

Uśmiechnęła się wdzięcznie do Rothena i zdawało mu się, że poprosiła go o obiad. Z deserem.

A on zaczął uświadamiać sobie nadchodzący problem.


Popijał ciemne Anuren, bez zainteresowania odczytując listy od swojej matki. Cały dzień jego myśli zajmowała Sonea i jej nowo odkryta umiejętność. On sam również był bardzo wyczulony na moc, ale wcześniej nie spotkał się z tym u innych magów – przynajmniej nie w takim stopniu.

Czy zauważyła już, że nie może wyczuć jego mocy, najpotężniejszego z magów w Gildii? To wyjaśniłoby jej dziwne zachowanie, gdy wiedziała, że jest w pobliżu – usuwała się z drogi na długo, zanim robiła to reszta nowicjuszy. Przy Lorlenie się tak nie zachowuje…

Będzie musiał obserwować ją dalej, zanim podejmie dalsze kroki. Mimo że nie była tak silna jak on, wolał nie robić z niej sobie wroga przez swoje podejrzenia. Miał jednak nadzieję, że to tylko jego głupie przemyślenia.

Po prostu jest przewrażliwiony przez życie w ciągłym napięciu


Po walce, kiedy już doprowadziła się do porządku, wspólnie z Rothenem wybrali się do miasta, aby uczcić jej zwycięstwo. Właśnie zjadała trzecią porcję deseru, kiedy się odezwał.

-Muszę ci coś powiedzieć – nie potrafił ukryć dumy w swoim głosie. – Rozmawiałem dziś z Akkarinem o wynikach twoich egzaminów.

-To wyniki już są?! – momentalnie pobladła, zapominając o tarcie z mariną.

Rothen roześmiał się i szybko ją uspokoił.

-Tak, ale nie musisz martwić. Wszystkie egzaminy zdałaś! – spojrzał na nią zadowolony i nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.

-A Morana? – przypomniała sobie o przyjaciółce, która chciała zostać alchemiczką.

-Niestety, nie sprawdzał jej wyników. Właściwie, wiedział tylko o twoich, poza tym znał ogólne statystyki – powiedział przepraszająco. – Ciekawe, czy dalej będzie tobą tak zainteresowany, kiedy skończyłaś nowicjat – spojrzał na nią znacząco.

-Rothen! Mówiłam już, żebyś nie mówił takich rzeczy. Po prostu jestem na tyle silna, że jako jedyna zwróciłam jego uwagę. Prawie się nie znamy…

Odpuścił, ale postanowił, że będzie ich teraz obserwował. Odkąd Akkarin zaczął rozmawiać z nim o jej edukacji i nawet załatwił jej mistrza Yikmo jako nauczyciela sztuk wojennych, zastanawiał się, dlaczego. Często pytał się o jej postępy i obserwował jej zajęcia, a to musiało coś znaczyć!


Miała do Wielkiego Mistrza mieszane uczucia, ale nigdy z nikim o tym nie rozmawiała.

Widziała go zakrwawionego ze sztyletem w dłoni, tego była pewna. Była wtedy przy jego rezydencji, jak się później okazało.

Po co był mu ten sztylet, dlaczego był ubrany w zniszczone szaty, całe okrwawione…?

Pomógł Ceremu i dzięki niemu Fergun nie osiągnął swojego celu.

Dzisiaj spojrzał na mnie inaczej, gdy powiedziałam o moim widzeniu mocy wokół.

Wcześniej ukarał maga za jego słowa do ciebie. Dzięki niemu zaczęłaś uczęszczać na zajęcia z mistrzem Yikmo i pokonałaś Regina.

Może chce tylko, żebym straciła czujność? Ponoć umie czytać w myślach.

O jakiego szpiega właściwie chodziło? I jak potężny musiał być, żeby Akkarin wrócił po walce z nim tak osłabiony? I dlaczego nikt o tym nie mówi? Co to właściwie jest…?

Nie widzę jego mocy.

Dość.

Jest po prostu zmęczona i za dużo sobie dopowiada. Teraz, kiedy nie jest już nowicjuszką, nie będą się prawie widywali – raczej nie wpadnie do domu uzdrowicieli z wizytą.

Na wszelki wypadek postanowiła go jednak unikać.


Przypatrywała się w swoim odbiciu, ledwo się poznając. Miała na sobie czerwoną suknię balową, z ozdobioną haftami górą i gołymi plecami. Opadały na nie włosy częściowo związane w koka. Wszystko to było pomysłem Marie – sama najchętniej nie pojawiłaby się na żadnym balu.

Jednak, jak się okazało, nie miała innego wyjścia, o ile nie chciała wywoływać afery. Albo dać satysfakcji arystokratom. Chociaż musiała przyznać – wyglądała całkiem dobrze.

-To tylko jeden bal, nie będziesz musiała nawet zostać do końca – próbowała pocieszyć ją Morana, jednocześnie zakładając swoją biżuterię z czarnych diamentów. Jej fioletowa suknia na pewno będzie zwracać uwagę. – Ale oczywiście ja zamierzam i z chęcią się tobą zaopiekuję – puściła jej oko, na co Sonea uśmiechnęła się figlarnie.

-Hmm, zachęcające. Ciekawe tylko, co na to Seno. Chyba chciałby spędzić z tobą trochę czasu.

Morana jedynie machnęła ręką.

-Żaden problem, mamy przed sobą jeszcze wiele balów. A skoro ty nie chcesz na nie więcej chodzić, to moja ostatnia szansa, żebym zapoznała cię z odpowiednimi ludźmi – uśmiechnęła się wrednie. – Chociaż… jeżeli zainteresuje się tobą Akkarin, zapewne inni będą bali się podejść.

Sonea zaczynała mieć powoli dość tej paranoi – najpierw Rothen, teraz Morana.

- Dlaczego miałby to zrobić? – zapytała zirytowana, a Marie spojrzała na nią triumfalnie, zadowolona, że Sonea czegoś nie wie.

- To on powiedział, że masz zdawać trudniejszy wariant na sztukach wojennych, bo stwierdził, że jesteś zbyt silna na prosty. I jeszcze przyszedł go obejrzeć! Zdarzało mu się też oglądać twoje zajęcia z mistrzem Yikmo…

- Wiele osób oglądało moje zajęcia – wtrąciła zdenerwowana.

- …ale on nigdy wcześniej nie interesował się żadnymi nowicjuszami! A paru magów zauważyło, że na dzisiejszej ceremonii często ukradkiem zerkał w twoją stronę – powiedziała pewna siebie.

Sonea zaśmiała się, ale po chwili westchnęła.

- Dobrze wiesz, że magowie kochają plotkować i wszędzie szukają sensacji. Na moim egzaminie byli wszyscy członkowie Starszyzny, więc nic dziwnego, że też się tam pojawił. Ani razu nie widziałam, żeby dzisiaj na mnie „zerkał", – głownie dlatego, że unikała choćby spojrzenia w jego stronę – więc to kolejne nieprawdziwe przypuszczenia.

- A ja myślę, że coś jest na rzeczy. Ale zobaczymy na balu, może poprosi cię do tańca – dodała lekko rozmarzonym tonem.

Pokręciła tylko głową i miała nadzieję na jak najszybsze opuszczenie tego balu.