Z zaskoczeniem przyznała sama przed sobą, że nie może doczekać się spotkania z Akkarinem. Z całych sił próbowała ukrywać to przed Dannylem, który raz za razem rzucał przy niej głupimi komentarzami.
Być może powinna obwiniać sama siebie, po jej insynuacjach o Tayendzie?
Ale ostatecznie miałam rację!
Starała się nie myśleć o tym siedząc naprzeciwko Wielkiego Mistrza, który wyglądał na o wiele spokojniejszego, w porównaniu do ich poprzednich spotkań.
- Wyglądasz dużo lepiej niż ostatnio - postanowiła mu powiedzieć, ignorując obecność Takana, który właśnie przyniósł kolejne półmiski.
- Ależ dziękuję, staram się jak mogę - uśmiechnął się ironicznie, nalewając im wina.
Zastanawiała się, czy powinna sobie pozwolić na takie spoufalanie, ale jego reakcja go uspokoiła.
- Naprawdę, wyglądasz jakbyś… no nie wiem, wyspał się? Tak, to chyba to, nie jesteś taki blady, i te cienie pod oczami…
- Nie miałem pojęcia, że tak bardzo zwracasz na mnie uwagę - spojrzał na nią lekko zaskoczony, mimo żartobliwego tonu.
- Jestem pewna, że Lorlen też to zauważył. Jak każdy uzdrowiciel, który spędził z tobą więcej czasu.
- Lorlen nie wygląda lepiej ode mnie - odparł wymijająco.
- To prawda, oboje nie pilnujecie się w tej kwestii. Ale mam nadzieję, że w porównaniu do naszego drogiego Administratora, ty będziesz ufał swoim czarnym magom na tyle, żeby przekazać im część pracy.
Wbiła w niego twarde spojrzenie, nagle bardzo przypominając swoją przełożoną.
- Zrobiłaś się ostatnio bardzo odważna, Soneo.
Mrugnęła zaskoczona, przechylając głowę na bok.
- Nie powinnam? Mam się czego bać?
- Może mnie? Większość magów raczej się przy mnie pilnuje…
Przerwał mu jej donośny śmiech.
- Wybacz, Wielki Mistrzu, ale nie spodziewałam się takiego wyznania - wstała, żeby rozprostować kości.
- Nie, nie boję się ciebie - kontynuowała. - Czasami jesteś tylko trochę irytujący. Ten brak w wiary w innych ludzi…
- Nie bezpodstawny.
Westchnęła tylko, siadając na krześle bliżej niego. Z jego strony znajdowało się więcej bułeczek cynamonowych, które od początku polubiła.
Dziwne, wcześnie zawsze znajdowały się bliżej jej strony.
Przypatrywał się jej intensywnie, próbując odgadnąć jej zamiary, ale ona w milczeniu zajęła się wypiekami Takana.
- Bałaś się mnie kiedyś? - zapytał w końcu.
Zastanowiła się chwilę. Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie, tak często zmieniała zdanie. Czuła jednak, że ta odpowiedź go nie zadowoli.
- Miałam co do ciebie skomplikowane odczucia. Nie sprawiłeś dobrego pierwszego wrażenia, z tym sztyletem i cały we krwi. Ale, hmm, mieszkałam jeszcze wtedy w Slumsach, a tam widziałam dużo gorsze rzeczy. Nie zmienia to faktu, że w tamtym czasie po prostu was nie znosiłam, więc wbrew pozorom moja opinia o tobie nie odbiegała od całej reszty Gildii. Pogardzałam wszystkimi po równo.
Skrzywił się ledwo zauważalnie, ale nie przerwał jej.
- Później uratowałeś Cerego - i przy okazji mnie - od Ferguna. Zaczęłam myśleć, że być może, jako Wielki Mistrz, masz pewne przywileje albo zadania, co wyjaśniałoby w jakimś stopniu twój wygląd po walce ze Szpiegem. Poza tym, nie miałam pojęcia o czarnej magii ani o tym, że jest zakazana. W pewnym momencie po prostu przestałam próbować to zrozumieć. Z jakiegoś powodu nigdy nie postanowiłam nikogo o to zapytać.
Ściągnęła lekko brwi, zastanawiając się chwilę nad tym, ale nie doszła do żadnych zadowalających wniosków.
- Wróciłam do tego, kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się na naszym treningu ze sztuk walki. Wszyscy przyszli wojownicy byli zachwyceni i planowali, jak się przed tobą popisać, a część nowicjuszek chyba chciała się uwieść.
Dodała ostatnie z chytrym uśmieszkiem, a on tylko przewrócił oczami.
- W każdym razie, osobiście się nad tym nie zastanawiałam. Nie spodziewałam się, że twoja wizyta może się jakoś wiązać ze mną.
Zawahała się przez chwilę, to opuszczając to znów podnosząc na niego wzrok.
- Jak się jednak później okazało, miała. Załatwiłeś mi wtedy mistrza Yikmo jako nauczyciela, żeby pomóc mi rozwinąć mój potencjał, cokolwiek tam wtedy zauważyłeś. Jakby nie było, doceniłam ten gest. Było to jeszcze przed moim pojedynkiem z Reginem, więc nie był to dla mnie najlepszy czas w Gildii. Skargi Rothena do dyrektora Jerrika nie działały, już chciał to zgłosić do Starszyzny.
Zamilkła, chcąc nawilżyć gardło, a Wielki Mistrz nachylił się w jej kierunku.
- No cóż, Jerrik zwrócił na to naszą uwagę, ale większość z nas o wszystkim wiedziała - wyglądał na zakłopotanego, na ile było to możliwe przy jego ograniczonej mimice. - Sam wielokrotnie byłem świadkiem ataków - wyznał w końcu.
Poczuła się, jakby uderzył ją w twarz.
- Co? - zdołała ledwo wydusić, nie ukrywając zranienia. Akkarin wyraźnie się skrzywił.
- Wiem, że jest to wątpliwe moralnie, ale pozwól mi wyjaśnić - przypatrywał się jej uważnie, czekając na jej zgodę.
Gdy w końcu kiwnęła głową, zaczął.
- Nigdy ci nie pomogłem, żebyś w przyszłości miała większe szanse przeciw Szpiegowi. Za często chodziłaś po Slumsach, ale nie mogłem po prostu do ciebie podejść i ci tego zakazać. Zamiast tego starałem się przechodzić po tunelach; tak, wiem, że o nich wiesz - wtrącił drwiąco na widok jej miny - i interweniować, gdyby doszło do… do dalej idących przewinień z ich strony.
Uniosła jedną brew - często widział to u Cerego - oczekując dalszych wyjaśnień.
Wolałbym uniknąć tej rozmowy akurat z nią - przyznał sam sobie, ale kontynuował.
- Usłyszałem kiedyś rozmowę dwóch przyjaciół Regina. Opisywali oni ich dość barwnie plany względem ciebie, kiedy już… będą mogli się do ciebie dobrać.
Przez chwilę czekała na dalsze wyjaśnienia, aż dotarło do niej, co miał na myśli i zakłopotana opuściła wzrok.
- Ale…, ale nigdy do niczego nie doszło, nawet, gdy już leżałam bez sił.
- To prawda. Pokazałem się im wtedy i dałem im przemowę na ten temat. Po tym nawet przestali dołączać do Regina, niestety ich miejsce zajęli inni.
Jeżeli ją to zaskoczyło, nie pokazała tego po sobie.
- W takim razie, dziękuję. Ale dalej jestem na ciebie zła.
Nie musiała mu tego mówić, wyraźnie to widział. A jednak nie patrzyła na niego z taką urazą jak wcześniej, co uznał za jakiś sukces.
- Naprawdę przepraszam, że wtedy ci nie pomogłem. Ale dalej uważam, że w przyszłości twoja moc może ci pomóc uciec od potencjalnego Szpiega - twój poziom mocy od samego początku był dużo wyższy od poziomu innych nowicjuszy, ale nie potrafiłaś wykorzystać tej przewagi w samoobronie. Wiedziałem też, że jesteś wieku najbardziej podatnym na próby zwiększenia swojego potencjału, co wiązało się z częstym wyczerpaniem.
Na jej twarzy pojawiało się stopniowo zrozumienie.
- Ataki Regina zwiększały twoją moc w zastraszającym tempie. Nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale osobiście zwracałem na to szczególną uwagę. W chwili, gdy wyzwałaś go na pojedynek, twoja moc była prawie dwukrotnie większa, do czego zaczęły przyczyniać się walki z Yikmo.
- Czyli nie chciałeś mi pomóc, żebym zwiększyła swoją moc - stwierdziła, siląc się na obojętność.
Nawet jeżeli była mu częściowo wdzięczna, nie zmieniało o faktu, że widział jej kompromitacje z Reginem. Skąd jej w ogóle przyszło do głowy, że Akkarin mógł…
- Wiesz, że to nieprawda - odpowiedział z wyrzutem, schylając się w jej stronę. - Chodziło o twoje bezpieczeństwo, w razie gdybyś spotkała czarnego maga. Żebyś miała możliwość uciec, bo na pewno nie walczyć. A przynajmniej mieć cień szansy na przeżycie. I przepraszam, ale nie potrafię powiedzieć, że całkowicie tego żałuję.
Ostatnie zdanie dodał stanowczo, przypominając jej tym uparte dziecko i wbrew sobie parsknęła śmiechem, na co zmarszczył brwi.
- Wybacz, przypomniałeś mi mojego małego kuzyna, kiedy nie dostaje tego, co chce.
Przewrócił oczami, ale wyglądał na mniej spiętego. Milczeli dłuższą chwilę, oboje zamyśleni.
- Rozumiem twoje postępowanie, ale dalej jestem trochę zła. Wybaczam Ci - Akkarin zrelaksował się wyraźnie, - ale następnym razem masz ze mną porozmawiać w takiej sytuacji. Mogłam zwiększać moc w kontrolowanych warunkach.
Wielki Mistrz potulnie pokiwał głową, nie chcąc nastawiać się w tym momencie na jej reprymendy.
- Świetnie. Teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego właściwie zaprosiłeś mnie dzisiaj na obiad - nie chciała już wracać do tamtego tematu, a zapewne chodziło mu o…
- Nie mogłem zaprosić cię bez powodu? - zapytał z półuśmiechem.
… na pewno nie to co właśnie powiedział.
Cofnęła się lekko. Bez powodu? Dlaczego miałby to zrobić? Przecież on zaprasza tylko Lorlena, z którym się przyjaźni.
Może dalej kontynuuje te zaloty?
Wyciszyła głos Dannyla w swojej głowie, nakładając tarczę na swoje myśli - jeszcze tylko brakowało, żeby Akkarin usłyszał o tych absurdalnych sugestiach.
- Tak po prostu? - zapytała głupio, kiedy cisza między nimi się przedłużała.
Jego uśmiech się poszerzył - teraz nawet obejmował oba kąciki ust.
- Być może. Chciałem Ci również podziękować za uratowanie mi życia. Gdyby nie ty, szpieg by mnie zabił, a później ten los spotkałby całą Gildię.
Zaczerwieniła się uroczo, jak zawsze, gdy ktoś ją komplementował.
- To nic, każdy na pewno postąpiłby podobnie.
Pokręcił zrezygnowany głową. Potrafiła być przesadnie skromna.
- Nie mogę się zgodzić, ale nie musimy o tym rozmawiać. Wiedz tylko, że jestem ci naprawdę wdzięczny i przepraszam, że przez ostatnie tygodnie nie miałem dla ciebie czasu…
Sonea zaśmiała się cicho.
- Nie musisz mnie za to przepraszać, Akkarinie. Jesteś Wielkim Mistrzem, nie oczekiwałam od ciebie nawet tego, co zdążyłeś dla mnie zrobić.
- Chyba to jednak tobie brakuje wiary w ludzi - przedrzeźnił ją. - I, jak już wspomniałem, chciałem ci podziękować. Nie chcę, żebyś każdą swoją wizytę u mnie kojarzyła z papierologią.
Zaśmiała się i wtrąciła.
- I jedzeniem! Nie możemy o tym zapomnieć!
Nie do końca świadomie wpatrywał się w nią bez słowa, aż w końcu zwróciła na to uwagę i się zaczerwieniła. Obawiał się, że on sam może wyglądać podobnie
- Słyszałem, że nie odpowiedziałaś jeszcze Viniarze w sprawie treningu - dodał szybko, chcąc odwrócić jej uwagę.
Sonea od razu podłapała temat.
- Tak! To prawda. O tym chciałeś porozmawiać, teraz rozumiem.
Postanowił nie wyprowadzać jej z błędu.
- Tak, między innymi.
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z twarzy.
- Nie jestem pewna, czy na pewno tego chcę. Kto zajmie się lecznicą, jak nie ja?
Pokiwał głową. Od początku podejrzewał, że to może być problem.
-Gdyby nie lecznica, chciałabyś dołączyć?
- Tak mi się wydaje. Trochę tęsknię z walkami magicznymi i mimo, że kocham uzdrawianie, zaczyna mi czegoś brakować.
- A gdybym Ci powiedział, że lecznica tak czy siak zostanie otwarta?
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się wnikliwie.
- Co zrobiłeś? Brakowało nam części funduszy na płace dla uzdrowicieli, a ty cały czas byłeś zajęty sprawą czarnej magii. Przynajmniej tak słyszałam.
- Powiedzmy, że znalazłem trochę czasu - powiedział niespiesznie, dobierając sobie przekąsek.
- I co ustaliłeś? - zapytała niecierpliwie, gdy specjalnie przedłużał.
- Wraz z mistrzynią Viniarą dopięliśmy sprawy budżetowe i wymyśliliśmy system, w którym uzdrowiciele będą pracować w twojej lecznicy i na terenie Gildii zmianowo. Dzięki temu zgłosiło się więcej chętnych - podał jej kieliszek i z zadowoleniem wrócił na swoje miejsce.
Sonea wyglądała, jakby chciała go uściskać i pomyślał, że byłoby to całkiem miłe.
- Ja… Dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam się, że w ogóle wrócisz do tej sprawy w najbliższym czasie, z całym treningiem czarnych magów i, no ze wszystkim właściwie! - odparła radośnie, a on poczuł dziwne zawroty głowy.
Chyba jego tolerancja na alkohol spadła…
Zanim zdążył się nad tym zastanowić, Sonea zaczęła mówić.
- Ale czy jako czarny mag będę mogła pracować też w lecznicy? Nie będę miała czasu na pracę jako czarny mag oraz uzdrowicielka w Slumsach i w Gildii jednocześnie.
Domyślał się tego pytania i nie był pewien, czy odpowiedź jej się spodoba.
- Rozumiem twoje wątpliwości i obawiam się, że przez pierwsze miesiące treningu nie będziesz w stanie pracować jako uzdrowicielka w ogóle. Jednak po wszystkim będziesz miała dużo więcej czasu. Planuję wtedy tylko treningi kilka razy w tygodniu, a przez resztę czasu wszyscy będą musieli wrócić do swoich poprzednich obowiązków.
Nieświadomie przygryzła wargę, analizując jego słowa.
Nie przeszkadzał jej. Widział, jak bardzo zależy jej na lecznicy i domyślał się, że nie będzie to dla niej łatwa decyzja. Miał ochotę przeczytać jej powierzchowne myśli, jednak szybko skupił się na jedzeniu. Nie zdziwiłby się, gdyby znowu się tego domyśliła.
Nic się nie stanie, jeżeli się nie zgodzi. Nawet dalej mogliby się czasem widy-
Przeklął w myślach. Ostatnio zauważył, że przez ostatnie lata przyzwyczaił się do ich sporadycznych pogawędek czy spotkań. A to wskazówki przy treningu z mistrzem Yikmo, a to krótkie rozmowy na korytarzy; w końcu jako Wielki Mistrz musiał się upewniać, czy nic złego się jej nie dzieje - poza tym, Merin ciągle o nią wypytywał. Pomyśleć, że przez cały czas wiedziała o jego sekrecie…
Jej głos wyrwał go z zamyślenia.
- Jeżeli inni uzdrowiciele się tym zajmą, zgadzam się. Chociaż nie ukrywam, podejrzewałam, że przez tę całą sprawę ze Szpiegami lecznica nie będzie na razie budowana.
- Nic z tych rzeczy, po prostu musieliśmy zająć się bardziej pilną sprawą. Teraz jednak zajmie się nią mistrzyni Viniara, jako że ja nie będę już miał na to czasu - podejrzewał, że uśmiecha się jak idiota, ale wyjątkowo go to nie obchodziło.
Zadowolona sięgnęła po dokładkę.
- Inni już się zgodzili?
- Tak. Tylko ty kazałaś na siebie tyle czekać - odpowiedział, przekomarzając się.
- Przepraszam bardzo, miałam czas do końca dnia!
- Ależ oczywiście. Nie trzymam tego przeciwko tobie.
Starała się nie przyglądać się zbytnio jego twarzy - zaskoczył ją tym uśmiechem.
- Czego dokładnie chcesz nas uczyć?
Akkarin wyprostował się, wyraźnie podekscytowany.
- Na początku będzie dużo sztuk walki, równolegle z treningiem fizycznym oraz nauką sachańskiego. Nie ukrywam, pierwsza faza będzie najintensywniejsza i ma na celu pozbycie się osób, które się nie sprawdzą. Później wprowadzę dodatkowo walkę wręcz i sztyletem, zaczniemy też poruszać się małymi grupami po Slumsach, więc zakładam, że będzie to dla ciebie ta lżejsza część.
- O ile uda mi się przejść przez trening fizyczny, ma się rozumieć.
Akkarin machnął lekceważąco dłonią.
- Jeżeli uważasz, że będzie to dla ciebie taki problem, przygotuję ci plan treningowy. Wtedy jakoś przeżyjesz.
Zaskoczona uniosła brwi.
- Przecież to oszustwo! A może ze wszystkimi się tak spotykasz i ich uprzedzasz?
- Dobrze wiesz, że nie - prychnął, unikając jej wzroku. - Potraktuj to jako drobną przysługę, w zamian za uratowanie mi życia.
Kiedy w końcu znów na nią spojrzał, wpatrywała się w niego zamyślona. Był zawstydzony faktem, że bez niej by nie przeżył? Nigdy nie oczekiwała od niego, że będzie musiał się za to odwdzięczyć.
Powiedziała mu to, ale tylko uśmiechnął się krzywo.
- Inni wykorzystaliby okazję, ale jakoś nie dziwią mnie twoje słowa. Mimo wszystko, dalej mogę ci pomóc. A jeżeli nie chcesz, to przynajmniej zacznij biegać. I rób trochę ćwiczeń siłowych. Nie doznasz takiego szoku, gdy już zaczniemy całą grupą.
- Wezmę to pod uwagę - odparła zrezygnowana, nie chcą się o to spierać. - Jakie będą kolejne etapy?
- Tu znowu coś, z czym sobie radzisz. Zaczniemy trenować magię żywiołów. Mam już upatrzonych paru alchemików do pomocy. W międzyczasie przeprowadzę kilka lekcji historii, skupionej głównie na relacji Krain Sprzymierzonych z Sachaką. W tym etapie poznacie też czarną magię, a przynajmniej ci z was, których uznamy za gotowych do tego czasu.
Ma to sens, pomyślała. To nie jest wiedza, którą powinno się przekazywać od tak.
- Na początku samo pobranie mocy, bo najbardziej przyda się w walce. Później dojdzie znów więcej historii i teorii, o której na ten moment nie mogę ci powiedzieć - dodał ostatnie zdanie przepraszającym tonem.
Pokręciła głową. Odkąd poznała jego historię, zachowywał się przy niej dużo swobodniej i nie mogła powiedzieć, że jej się to nie podobało.
- Jakoś ci wybaczę. Może przeżyję ten twój morderczy plan zajęć i kiedyś się dowiem.
- Na pewno dasz radę, o to bym się nie martwił. No, chyba że zignorujesz moje dobre rady…
Prychnęła tylko, starając się powstrzymać uśmiech cisnący się jej na twarz.
W cichym zazwyczaj lesie dało się usłyszeć ciężkie kroki. Pomiędzy drzewami przebiegały ciemne sylwetki, jednak nie wszystkie nadążały za mężczyzną z początku.
Sonea, niestety, zaliczała się do tej grupy nieszczęśliwców. Razem z Zenną, starszą od niej uzdrowicielką, próbowały biec równo za Wielkim Mistrzem, który prowadzał rozgrzewkę. Nie zgadzała się z nazwaniem trzykilometrowego biegu bez przerwy rozgrzewką, ale nie skomentowała tego.
Był to pierwszy dzień treningów czarnych magów, dwa tygodnie po tym, jak ostatni raz rozmawiała się z Akkarinem. I tak, skorzystała z jego rady i zaczęła biegać z Alenną, wojowniczką z jej roku.
- Dwa tygodnie to niezbyt dużo czasu, ale może uda mi się doprowadzić cię do jakiegoś poziomu.
Próbowała być miła, jednak szybko przekonała się, że nie będzie to takie proste zadanie. Wciąż, gdyby nie ona, Sonea prawdopodobnie nie dałaby rady przebiec pierwszego kilometra bez kolki, której nie mogłaby się pozbyć magią - wyraźny zakaz Wielkiego Mistrza.
Udało im się dobiec na górkę i w dole zobaczyły resztę grupy, odpoczywającą po tej przebieżce. Akkarin momentalnie zwrócił na nie uwagę, wysyłając jej swój półuśmiech. Odpowiedziała mu morderczym spojrzeniem, w końcu się zatrzymując. Położyła się na trawie, z ulgą przyjmując jej poranny chłód.
- Jak było? - zapytał niewinnym głosem, bez cienia zadyszki czy choćby zmęczenia.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi tak niedobrze - odpowiedziała szybko, wciąż próbując uspokoić oddech.
Zza Akkarina wyłoniła się wysoka kobieta, która od pierwszego spotkania zwróciła jej uwagę. Elena nie wyglądała jak typowa Kyralianka, chociaż w mniejszym stopniu niż Morana z jej białymi włosami.
Sonea dokładnie się jej przyjrzała; bardziej niż śmiałaby przyznać. Wszystko w niej było… przykuwające wzrok. Wojowniczka, mimo niewątpliwie umięśnionej sylwetki, miała bardzo kobiece kształty. Jej kruczoczarne, kręcone włosy otaczały jej twarz niczym ciemna aureola. Miała ostre rysy twarzy; wyraźnie wystające kości policzkowe, uniesiony nos i brwi oraz pełne usta. Najciekawsze były jednak jej oczy - w przeciwieństwie do większości mieszkańców Kyralii, jej miały barwę jasnej zieleni. Wyglądała dla Sonei jak mroczna królowa z bajek, na których uczyła się czytać.
Mimo że normalnie nie przykładała wagi do swojego wyglądu, poczuła się przy niej nijaka.
Akkarin zaśmiał się lekko.
- Nie przejmuj się, Larkin z Este jeszcze nie dobiegli, więc możesz chwilę odpocząć.
Z ulgą przyjęła tę informację, ale nie zdążyła nic odpowiedzieć, kiedy Elena wtrąciła się do rozmowy.
- Po twojej przemowie spodziewałam się czegoś gorszego, Wielki Mistrzu. Mistrz Balkan wymagał od nas dużo cięższych treningów na start.
Akkarin obejrzał się na nią, zdziwiony, że ktoś ośmielił się wtrącić w jego rozmowę.
- Tak, Balkan jest z tego znany. Ale moim celem nie było zamęczenie większości na śmierć.
- Całkowicie rozumiem. I w żadnym wypadku nie narzekam, póki co radzę sobie bezproblemowo.
Wysłała uśmiech w kierunku Sonei, po czym odeszła krokiem pełnym gracji.
Po treningu, który uwzględniał jeszcze kilka ćwiczeń na rozciąganie, Akkarin zebrał ich wszystkich w starej sali na najwyższym piętrze.
Już na pierwszy rzut oka widać było, że odbiega ona stylem od innych pomieszczeń Uniwersytetu. Znajdowała się na poddaszu - boczne okna z obu stron wpuszczały naturalne światło, a zamiast zwyczajowych marmurów, podłogę stanowiły drewniane deski. Kolejną różnicą był brak typowych ławek - układ przypominał bardziej salę wieczorną, gdzie parę osób siedziało w wygodnych fotelach przy okrągłych stolikach. W żadnym wypadku jej to nie przeszkadzało - uniwersyteckie ławki nie należały do najwygodniejszych, gdy trzeba było przy nich siedzieć pół dnia.
Wielki Mistrz poprosił ich o zajęcie miejsc i wszyscy zaczęli rozchodzić się po sali. Regin był jedyną bliżej znaną jej osobą, jednak nie zamierzała się z nim spoufalać i usiadła najdalej od wojowników, przy oknie z zielonymi zasłonami. Myślała, że zostanie sama - pozostali uzdrowiciele byli już na innych miejscach - gdy podszedł do niej mistrz Larkin.
- Soneo - przywitał się. - Mogę się przysiąść?
Zaskoczona skinęła głową, a jej były nauczyciel wybrał miejsce obok niej.
Zawsze lubiła jego zajęcia, a tym bardziej zapał, z jakim je prowadził. Nie spodziewała się po nim zgodzenia się na zostanie czarnym magiem, ale zdecydowanie jej to nie przeszkadzało - zawsze to jakaś miła twarz.
Gdy alchemik już się rozsiadł, Akkarin zwrócił na siebie uwagę całej grupy.
- Witajcie na pierwszym oficjalnym spotkaniu przyszłych czarnych magów. Jak dowiedzieliście się od swoich przełożonych, do Kyralii od paru lat przybywają sachańscy Szpiedzy znający czarną magię, którzy mają za zadanie sprawdzić, czy Gildia dalej się nią posługuje. Jest to częściowo moja wina, co również już wiecie, jednak jak zauważyła Starszyzna, prędzej czy później moja historia mogłaby się przytrafić komuś innemu, a my nie mielibyśmy jak się obronić.
Przypatrywał się wszystkim uważnie i Sonea zaczęła się zastanawiać, czy nie czyta ich powierzchownych myśli. Gdy jego wzrok padł na stolik jej i mistrza Larkina, jego twarz przybrała zdziwiony wyraz, by zaraz spojrzeć na nią pytająco. Odpowiedziała mu tym samym, nie wiedząc o co mu chodzi, ale zdążył wrócić do swojej przemowy.
- Zakładam więc, że znając te informacje, świadomie podjęliście decyzję, żeby zaufać mi jako waszemu nauczycielowi, jak również poświęcić swoje dotychczasowe kariery dobru Kyralii - odparł neutralnym głosem, czekając na głos sprzeciwu.
Spotkała go tylko cisza.
Zadowolony, zaczął powoli wędrować po sali.
- Podzieliłem, wraz ze Starszyzną, cały trening na trzy, może cztery fazy, z których każda potrwa kilka tygodni. Pierwsza zaczyna się już dzisiaj i będzie się składać z licznych treningów sprawnościowych, wstępnej nauki sachańskiego oraz sztukach walki - zarówno w praktyce, jak i teorii. Od razu zaznaczam, że dla wielu z was ta faza będzie najbardziej wyczerpująca, o czym mogliście przekonać się dzisiaj rano.
Sonea poczuła rumieniec pojawiający się na jej twarzy, na szczęście uwaga wszystkich była skupiona na magu w czerni.
- Jest to jednak istotne, ze względu na często fizyczny charakter walki ze Szpiegami.
Wojownicy wyglądali na najbardziej zadowolonych z tego faktu, w przeciwieństwie do alchemików i uzdrowicieli.
- Nie zniechęcajcie się od razu. Mam zamiar dać wam wystarczająco dużo czasu, żeby każdy doszedł do odpowiedniej formy. Jeśli dysproporcje będą zbyt duże, podzielę was na mniejsze zespoły i tylko z częścią przejdę dalej. Dopiero później pożegnam się z osobami, które przez dłuższy czas nie będą w stanie przejść do etapu drugiego.
Sonea poczuła ścisk w klatce piersiowej - tam zawsze objawiał jej się stres. Nie może pozwolić pokonać się Reginowi już na początku! Jej duma tego nie wytrzyma. Spojrzała w stronę swojego dawnego wroga, ten jednak siedział bez emocji, w przeciwieństwie od pryskającej zadowoleniem Eleny.
- W następnej fazie zaczniecie uczyć się walki wręcz i sztyletem, zaczniemy też poruszać się w mniejszych grupach po Slumsach, żebyście poznali ich strukturę. To głównie tam…
- Slumsy? - dało się usłyszeć ciche pytanie, ale nie wyłapała skąd.
Akkarin zamilkł i spojrzał mrocznie na parę uzdrowicieli w centrum.
- Tak, Slumsy. Z pewnością zdajecie sobie sprawę z konieczności poznania tej części miasta, jako terenu łowieckiego Szpiegów. Jeżeli kogoś powstrzymują bzdurne uprzedzenia, może wyjść w tym momencie.
W sali zapanowała cisza, wszyscy spoglądali po sobie, jednak ostatecznie nikt nie ruszył się z miejsca.
- Przechodząc dalej - czarny mag ciągnął nieporuszony - To głównie tam będą odbywać się walki ze Szpiegami. Ta część na pewno nie będzie trwała tak długo jak poprzednia. Kolejne kilka tygodni to trening magii żywiołów, który poprowadzą alchemicy. Jest to już swego rodzaju ciekawostka, niekonieczna do walki ze Szpiegami, jednak mogąca dać nam przewagę. Poznacie też historię konfliktu Kyralii z Sachaką i podstawy czarnej magii.
- Z początku wyjaśnię wam tylko na czym polega pobieranie mocy od innych, jednak zapamiętajcie, że czarna magia to dużo więcej. W ostatniej fazie, o ile można ją tak nazwać, poznacie teorię z zakresu czarnej magii, o której na ten moment nie mogę wspomnieć.
- Dlaczego, Wielki Mistrzu? - Elena odezwała się melodyjnym, nieco irytującym Soneę głosem.
- Ponieważ Starszyzna tak zdecydowała. Nie dowiecie się o czarnej magii więcej, niż to konieczne, dopóki sami nie staniecie się czarnymi magami.
Od razu odwrócił od niej wzrok, co chyba nie do końca jej się spodobało. Momentalnie się przygarbiła, a Sonea uśmiechnęła się pod nosem.
- Na dzisiaj to już wszystko. Jutro rano znów przyszykujcie się na intensywny trening, po którym będziecie mieli pół godziny na odpoczynek przed zajęciami ze sztuk walki. Prosiłbym również, żebyście dzisiaj zapoznali się z resztą grupy, jako że zostaliście chwilowo zwolnieni ze swoich obowiązków. Na ewentualne pytania czas przyjdzie za parę godzin.
Przyjrzał się wszystkim uważnie, jej odrobinę dłużej, po czym wyszedł z sali.
Wszyscy od razu zaczęli dyskutować między magami ze swojej dyscypliny, nie licząc jej i Larkina.
Spojrzała niepewnie na alchemika, który od razu zaczął rozmowę.
- Dziwnie jest wrócić do ławek uniwersyteckich po takim czasie, w dodatku razem ze swoimi uczniami.
- Taaak, ja też nie spodziewałam się wrócić tu tak szybko. Ale przynajmniej sala wygląda inaczej.
W Larkinie obudziła się jego dusza architekta.
- Tak wyglądały wszystkie sale jeszcze 150 lat temu, zanim Starszyzna postanowiła unowocześnić większość z nich, zostawiając bez zmian jedynie te na poddaszu. Wszystko przez brak funduszy w tamtym czasie i brak zainteresowania w późniejszym. Jednak musisz przyznać, że mają one swój urok.
- Sprzed 150 lat? Nie wygląda na tyle - wtrąciła, chcąc zachęcić go do powiedzenia więcej.
- Tak, wszystko dzięki wyśmienitej jakości drewna oraz magię. Mimo, że sale są na co dzień nieużywane, szkoda by było, żeby się zniszczyły. Nie moglibyśmy ich teraz używać.
- Cieszę się, że je zostawili. Podobają mi się nawet bardziej od aktualnych.
Larkin złapał się za serce ze zbolałą miną.
- Och, Soneo. Jak możesz tak mówić, bo wszystkich naszych wspólnych wykładach! Myślałem, że zdołałem zasiać w was odrobinę szacunku do sztuki!
Zaśmiała się na jego teatralny ton, zwracając uwagę paru osób.
- Nie można im jednak odmówić, że są przytulniejsze i wygodniejsze.
- Ha, o prawda. Pod tym względem nie będę się kłócił.
Zza Sonei odezwała się kolejna osoba, której wolałaby uniknąć.
- Nie miałam pojęcia, że jesteś taka wybredna, Soneo - biorąc pod uwagę twoje pochodzenie.
Elena uśmiechała się słodko, ale od jej oczu wiało chłodem.
Poczuła wzrastający gniew.
- Możesz nie być tego świadoma, Eleno, ale w Slumsach nie siedzimy zazwyczaj przez parę godzin dziennie na niewygodnym siedzisku, więc nie miałam takich problemów.
- Och, rzeczywiście, głupia ja. Z pewnością więcej czasu spędzacie na leżeniu, w różnych pozycjach przy…
- Właściwie, jestem przekonana, że to wszystko przez członków Domów i ich skłonności do przepychu nad praktyczność, a nawet zdrowie. W końcu siedzenie jest dla nas najmniej zdrową pozycją, nasze kręgosłupy bardzo na tym cierpią.
Wojowniczka zmrużyła lekko oczy, wciąż się uśmiechając.
- Wychodzi na to, że Bylcy prowadzą od nas dużo zdrowszy tryb życia. Na pewno potrzebują tej już nie-twojej lecznicy?
Jakby z całą sprawą lecznicy najbardziej zależało mi na tym, żeby była moja!
- Z pewnością pamiętasz z lekcji uzdrawiania, że większość chorób bynajmniej nie pojawia się z tego powodu. Mam nadzieję, że na przyszłość nie będziesz już taką ignorantką w tej kwestii - w końcu w pewnym momencie zaczniemy często odwiedzać slumsy i powinniśmy wiedzieć o nich jak najwięcej.
- Z pewnością Wielki Mistrz zadba o naszą wiedzę w tym temacie i wątpię, żeby akurat to było tak istotne.
Sonea już otwierała usta, gdy Larkin wtrącił się do rozmowy
- Ja z kolei uważam, że jest to całkiem istotna kwestia. Jeżeli będziemy musieli iść na zwiady do różnych miejsc, ważne będzie, żebyśmy potrafili wtopić się w tłum, nawet jeżeli będzie chodziło o sposób siedzenia czy spoczynku w ogóle.
- Całkowicie się z tobą zgadzam, mistrzu Larkinie - cała uwaga skupiła się na Akkarinie, który musiał wrócić w którymś momencie i od dłuższego momentu obserwował wymianę zdań z założonymi rękami. - Mistrzyni Soneo, jeżeli się zgodzisz, chciałbym, żebyś pomogła mi w tym etapie. Z pewnością bardzo przyda się nam to w przyszłości.
Poczuła, że cała się czerwieni i tylko pokiwała twierdząco, chcąc pozbyć się uwagi innych.
Akkarin uśmiechnął się tylko, wychodząc bliżej środka sali.
- Mam nadzieję, że zdążyliście porozmawiać przez tę chwilę. Za półtorej godziny zapraszam do Rezydencji na obiad. Będę wtedy do waszej dyspozycji przez resztę dnia.
W myślach podziękowała za ten czas, koniecznie musiała skorzystać z łaźni - wszyscy najwyraźniej pomyśleli o tym samym i zaczęli się zbierać do wyjścia.
Larkin wyszedł razem z nią przed uniwersytet i zaczął rozglądać się dookoła
-No cóż, do zobaczenia później, Soneo - stwierdził po chwili jakby zawiedziony, kierując się w stronę domu magów.
Przypatrywała mu się przez chwilę, zastanawiając się nad jego zachowaniem, w końcu jednak je ignorując i kierując się w stronę łaźni.
Od autorki
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
