Rozdział 2
Shouta wpatrywał się zazdrośnie w swojego męża, który cicho pochrapywał w łóżku, nie przejmując się problematycznymi dziećmi i ich matkami dzwoniącymi o piątek trzydzieści rano. Hizashi mógł spać jak zabity, gdy jego aparaty słuchowe były wyjęte. Z jękiem z powrotem osunął się na łóżko obok swojego męża. Nadal miał dobre dziewięćdziesiąt minut snu, zanim będzie musiał wstać i zmierzyć się z rzeczywistością, a Shouta planował jak najlepiej to wykorzystać.
O siódmej włączył się budzik Hizashi'ego, światła w ich sypialni zapalały się i gasły co pół minuty. Shouta delikatnie szturchnął swojego męża i w odpowiedzi otrzymał lekkie uderzenie w twarz.
— Za wcześnie — powiedział Hizashi głosem stłumionym przez poduszkę.
Shouta przewrócił oczami, przyciągając do siebie męża, dopóki nie byli naprzeciwko siebie.
"Odbieramy problematyczne dziecko o ósmej" - powiedział w języku migowym, a oczy Hizashi'ego zmrużyły się, gdy skupił się na poruszających się dłoniach Shouty. Aizawa poczuł przypływ ciepła na widok swojego pięknego męża, który bez okularów nie widział dalej niż na metr przed sobą. Był taki słodki. Jak mały kotek testujący swoją percepcję głębi.
Hizashi wydał z siebie jęk, ale kiwnął głową.
— Zrobię kawę — wymamrotał, a Shouta wiedział, że gdyby ich rozmowa zostałaby podsłuchana, nikt nigdy nie uznałby nijakiego głosu jako tego należącego do Present Mica.
Pocieszająco poklepał blondyna po ramieniu, po czym niechętnie wstał z łóżka.
Pół godziny później obaj byli po wizycie w łazience i siedzieli przy kuchennym stole, opierając się sennie o siebie. Żaden z nich nie miał teraz energii do przygotowania jedzenia, więc podjęli niezwykle odpowiedzialną decyzję, by wypić jak najwięcej kawy, zanim zaryzykują przedawkowanie kofeiny.
— Midoriya-kun jest dziewiątym posiadaczem One For All? — zapytał nagle Hizashi.
Shouta musiał się otrząsnąć. Po cichu rozkoszował się ciszą i ciepłem jego palców obejmujących kubek z kawą.
— Tak — potwierdził. — Gromadzenie mocy, zbywalny dar.
Hizashi zanucił.
— Gromadzenie energii? To interesujące.
Shouta zwykle doceniał inteligencję swojego męża, ale teraz?
— Za wcześnie na myślenie — wymamrotał, wtulając twarz w szyję męża. — Zamiast tego cisza.
— W porządku, Sho.
Shouta drzemał w samochodzie, kiedy dziesięć minut później wyjechali po Midoriyę. Eskortowanie dziecka tak często do i ze szkoły było czymś, czego nigdy wcześniej nie robił, ale w tych okolicznościach był skłonny trochę przystosować swój harmonogram. Poza tym Midoriya przerażająco szybko się uczył, więc Shouta był pewien, że nauczycielskie podwożenie dość szybko stanie się niepotrzebne…
Jego mąż szturchnął go w policzek, aby go obudzić, gdy zatrzymali się przed Akademią Bohaterów. Promienie wczesno porannego słońca odbijały się od szkła i metalu, który dominował nad szkolnymi budynkami.
— Och, już jesteśmy?
— Tak — odpowiedział Hizashi, a jego zwykła pełna werwy postawa była w pełni na miejscu, kiedy nie spał już od godziny. — Chodźmy i zmierzmy się z dniem!
— Czekaj, cholera, dzieciak. — Uświadomił sobie nagle Shouta. — Nie zabraliśmy go.
— Um — dobiegł go głos z tylnego siedzenia. — Dzień dobry, Aizawa-sensei? Myślałem, że wcześniej nie spałeś, kiedy cię przywitałem, ale najwyraźniej tak nie było.
— Pozwoliłeś mi spać? — Shouta syknął na Hizashi'ego, który bezwstydnie wzruszył ramionami.
— Potrzebowałeś odpoczynku.
— Ty potrzebowałeś odpoczynku — powiedział groźnym głosem Shouta.
Miał na myśli "dziękuję", ale oczywiście nie zamierzał tego przyznać. Hizashi posłał mu jedynie promienny uśmiech.
— Sho, po pierwsze, to nie ma sensu. Po drugie, chciałbym więcej spać, ale niestety, jesteś okropnym kierowcą, a Midoriya-kun nie zasługuje na to, by tego doświadczyć.
Shouta syknął na swojego męża, niczym prawdziwy uliczny kot.
— Jestem doskonałym kierowcą.
— Powiedz to firmie ubezpieczeniowej.
— Um — powiedziało problematyczne dziecko w trakcie tej małej sprzeczki, brzmiąc bardziej niż trochę niezręcznie. — Po prostu… pójdę.
— Wizyta u Hound Dog podczas wolnego okresu. — Shouta przypomniał dzieciakowi z roztargnieniem, otrzymując radosne: "Tak, sensei!" w odpowiedzi, gdy dzieciak wyślizgnął się z samochodu i pobiegł do szkoły. — Jak, do diabła, istnieją poranni ludzie?
Hizashi zaśmiał się na to czule.
— Sho, miłości i światło mojego życia. Jesteś rannym ptaszkiem. — Shouta uniósł brew z niedowierzaniem. — Cóż — poprawił się Hizashi — kiedy spałeś więcej niż cztery godziny.
To sprawiedliwy wniosek - uznał Shouta z wyjątkiem tego, że…
— Midoriya jest na zupełnie innym poziomie.
— Święte słowa — powiedział sucho Hizashi. — Ten słuchasz jest na całkiem innym poziomie. A teraz chodź ty zrzędliwy kocie, mamy zajęcia — powiedział śpiewnie.
Shouta zauważył pudełko Tupperware na swoich kolanach.
— Kiedy mieliśmy czas kupić herbatniki?
Nie doceniał sposobu, w jaki Hizashi się z niego śmiał.
Dwadzieścia minut później i jedną małą domową "bójkę" później (jedyną ofiarą były włosy Hizashi'ego), Shouta wszedł po dzwonku do sali lekcyjnej. Dziewiętnastu uczniów wpatrywało się w niego, kilka nerwowych spojrzeń było rzucane na puste miejsce Midoriyi. Och, przyjaciele dzieciaka martwili się o niego. Jak słodko.
Powinni jednak bardziej martwić się o siebie. Osiem sekund, zanim go zauważyli? To mogło ujść płazem pierwszego dnia szkoły, ale nie teraz.
Rozsądni zbledli dość dramatycznie na widok niepokojąco szerokiego uśmiechu, jakim Shouta obdarzył swoją klasę.
