Lisbeth'tylanhnem T'al Barmi Ab Santa Ab Maru była podłą kobietą.
Może nie była to całkowita prawda, jednak Cal miał serdecznie dosyć jej zachowania. Mimo tylu rzeczy, których dokonał wraz z przyjaciółmi, tylu stoczonych bitew w obronie tak cesarstwa, które nawet nie było jego własnym, jak i wszechświata, tylu, cóż, nocach spędzonych w objęciach Tary (a jakie były te objęcia to inna historia), Cesarzowa w dalszym ciągu uniemożliwiała każdą, choćby wątłą próbę wzięcia przez nich ślubu. A trzeba przyznać, że starali się na wszystkie możliwe sposoby - kameralnie w kilka osób, otwarcie, w tajemnicy, w każdym obrządku i miejscu na planecie.
I nic.
Normalny człowiek poddałby się po jednej, góra piątej próbie.
Ale nie on. Caliban Dal Salan, czarydziej i Patentowany Złodziej z Lankovitu, bohater wielokrotnie odznaczany Złotym Piórem Omois przez tę samą Cesarzową, zamierzał za wszelką cenę poślubić swoją najlepszą przyjaciółkę i miłość życia, następczynię omojskiego tronu, najpotężniejszą żyjącą czarydziejkę, Tarę Duncan, a gdy raz coś postanowił, nie było takiej siły, która zdołałaby go powstrzymać. Zwłaszcza, że jego ukochana miała dokładnie to samo w planach. Obydwoje szukali zatem sposobu, by móc dokonać niemożliwego.
Tego dnia po raz kolejny przesiadywał w bibliotece cesarskiej, przeszukując kolejne księgi w nadziei, że znajdzie jakąś wskazówkę. I wreszcie, po wielu miesiącach poszukiwań, znalazł. W pierwszej chwili pomyślał, że mu się przywidziało, ale gdy zamknął wolumin i ponownie otworzył po jakimś czasie, rozwiązanie wciąż tam było. I to tak proste, że zachciało mu się głośno zaśmiać - ale wówczas rzuciłaby się na niego chmara wróżek strzegących ciszy w bibliotece, co mogłoby z kolei doprowadzić do odkrycia ich planów przez Cesarzową i ostatecznej klęski. Zamiast tego ugryzł się w język, skopiował wszelkie potrzebne informacje przy pomocy zaklęcia, odłożył księgę na półkę i niepostrzeżenie opuścił bibliotekę.
Niesiony nadzieją bez trudu pokonał kilka skrzydeł pałacowych, dzielących go od apartamentów ukochanej, wpadł do pomieszczenia, upewniając się jednocześnie, że na pewno nie było żadnych podsłuchów - będąca na "urlopie" od magii Tara nie miała tej możliwości, a nawet w wielkich emocjach pamiętał o zachowaniu ostrożności - i wykrzyczał z radością:
-Taro, mam to! Mam to! Teraz na pewno nam się uda!
Wziął ją w ramiona i zaczął kręcić się wraz z nią, śmiejąc się dopóty, dopóki nie wpadli na sofę. Wówczas Tara, wciąż nieznająca przyczyny radości narzeczonego, spojrzała mu w oczy i zapytała:
-Co nam się uda, Cal?
-Nasz potencjalny ślub!
Zaniemówiła, lecz tylko na kilka sekund.
-Jak to 'potencjalny'?
-Normalnie! Potencjalny, zakładany, być może możliwy, jakkolwiek inaczej to nazwiesz, byle w sąsiedztwie z trybem przypuszczającym! Wiesz, że twoja ciotka za każdym razem uniemożliwiała nam zalegalizowanie związku, nie?
-Nie przypominaj...- przerwała mu, ale zaraz się poprawiła. -Mów dalej!
-Odkryłem, że poznawała nasze plany dzięki pewnemu złożonemu zaklęciu, które - poproszę o werble- komnata rozbrzmiała uderzeniami bębnów - posiada pewną lukę! Czar umożliwia wykrywanie wyłącznie tego, co stwierdzane jest jako pewne, jeżeli jednak użyjesz trybu przypuszczającego lub będziesz się zastanawiać 'co by było, gdyby...', to osoba rzucająca nie zostanie poinformowana o niczym, co mogłaby wykorzystać.
-Cal, to cudownie! Nareszcie będziemy mogli się po-hm, znaczy się, moglibyśmy, gdybyśmy mogli, się pobrać- zachichotała, od razu wcielając w życie odkrycie Patentowanego Złodzieja.
-A zatem, czy hipotetyczne przygotowania czas zacząć?
Oczy Tary rozbłysły w świetle świec.
-Oczywiście.
Po zakończeniu wojny między czarydziejami, smokami, demonami i resztą wszechświata Magikgang, albo Taragang, jak część go nazywała, wciąż trzymał się razem. Spotykali się tak często, jak tylko pozwalały im na to napięte grafiki, zwłaszcza, że wszyscy znajdowali się na bardzo wysokich stanowiskach. Na szczęście to, co mogło by ich potencjalnie ograniczać, dawało im jednocześnie wielką swobodę i właśnie dlatego znajdowali się obecnie w jednej z lankovickich restauracji. Okazja, niepodana dotychczas, zasugerowana została jedynie poprzez liczbę dań, które co chwilę pojawiały się przy ich stole.
W oczekiwaniu na desery - na koszt omojskiego skarbca - narzeczeni zwrócili się ku przyjaciołom.
-Kochani, chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć- zaczęła Tara, ujmując dłoń Cala.
-Twoja ciotka zgodziła się na ślub, jesteś w ciąży czy coś innego?
Fafnir nie bawiła się w żadne dodatkowe uprzejmości, od razu przechodząc do sedna sprawy. Jej bezpośrednie słowa sprawiły jednak, że następczyni omojskiego tronu zaczerwieniła się i zaczęła mamrotać coś pod nosem niewyraźnie, zanim uspokoiła się na tyle, by mówić dalej.
-Powiedzmy, że pierwsza i ostatnia część twojego pytania się ze sobą łączą...
-Nareszcie! Tak się cieszę na wasz śluhupmf!- Sylver nie dokończył zdania, napotkawszy opór w postaci dłoni Patentowanego Złodzieja uniemożliwiającej mu wypowiedzenie ostatniego słowa.
-Cal, co ty wyprawiasz?- spojrzenie kocich oczu Robina wyrażało całkowitą dezaprobatę.
-Już wyjaśniam. Wybacz, stary- przeprosił pół-smoka, który przyjął przeprosiny uśmiechem. -W dużym skrócie odkryliśmy, w jaki sposób Lisbeth dotychczas odkrywała nasze zamiary. I... wiemy, jak to obejść!
-Dlatego też pragniemy zaprosić was wszystkich na nasz potencjalny ślub!
Siedzący najbliżej Tary Fabrycy zamrugał, zamyślony, a zaraz potem wykrzyknął z radością:
-To genialnie proste! Nic przecież nie ma prawa tak potencjalnie nie zadziałać lub zadziałać jak przypuszczenie! Gdzie to znaleźliście?
-Było w jednej z ksiąg w cesarskiej bibliotece, normalnie pod naszym głosem!
-Chciałeś powiedzieć 'pod naszym nosem'...
-Taro, to cudownie!- Gloria chwyciła dłonie przyjaciółki. -Masz pomysł, kiedy mógłby się możliwie odbyć? Oczywiście we wszystkim pomożemy, nie zapomnimy przecież, ile wy nam pomogliście w organizacji naszego ślubu!
-Przesadzasz...- mruknął Cal, odwracając zarumienioną twarz w stronę okna, gdy Fabrycy, przyznając rację swej małżonce, zaczął mierzwić przyjacielsko jego włosy i wychwalać ich wybitne przymioty.
-Żadnych 'ale'! Nie pozwolimy, by tak historyczne, hipotetycznie możliwe wydarzenie miało kiepską oprawę! Wybacz mi- lankovicka księżniczka ruchem dłoni przywołała notatnik -ale skoro możemy coś zrobić, to to zrobimy!
Rozmawiali tak dopóty, dopóki nie nadeszli kelnerzy z deserami, którzy najwyraźniej wyczuli, że jest okazja do świętowania, ponieważ za zgodą właścicieli donieśli butelki wyjątkowo smacznego złotego wina z Dranvuglispensziru. Życzyli wszystkiego dobrego - nie wiedzieli czego, ale nie liczyło się to, ważne, że stałym klientom coś się udało i że chcieli oni dość bogato to uczcić, co z kolei zapewniało większy zysk - i oddalili się. Wówczas wszyscy zgromadzeni przy stole unieśli kieliszki i wznieśli gromki toast.
-Za potencjalny ślub!
#^#
Po kilku długich - choć dla Tary i Cala czas ten zdawał się pędzić, może dlatego, że tyle się już naczekali - udało się dopracować zaklęcia zabezpieczające zaproszenia, które miały już wkrótce zostać dostarczone do zaproszonych gości. Fabrycy i Wróbelek jak zwykle popisali się ogromną wiedzą teoretyczną, umożliwiając przyjaciołom ostateczne spełnienie ich marzenia. Nie dość, że estetycznie wykonane, zaproszenia miały chronić całe przedsięwzięcie poprzez, między innymi, "automatyczne" rzucenie Mintusa na zaproszoną osobę, gdyby ta nie zgodziła się na warunki zaproszenia (czyli używanie trybu przypuszczającego i niezdradzanie innym faktu otrzymania zaproszenia). Nikt nie spodziewałby się, że tyle zaklęć mogło znaleźć się na jednym arkuszu ozdobnego papieru... ale ich grupa znana była z nietypowych i zaskakujących rozwiązań.
Gdy kończyli sortować koperty, Patentowany Złodziej nagle zatrzymał się, jakby właśnie uświadomił sobie coś. Towarzyszący mu w pracy hrabia de Besois-Giron spojrzał na niego, zdziwiony, nie rozumiejąc przyczyny.
-Co tak stoisz, zaraz wysyłamy!- pospieszył przyjaciela. -Bo wymyślę taką zagadkę, że nie wyjdziesz z tego pokoju przez następny tydzień!
-Na pewno... Pamiętasz, czym miał być alians Tary ze smokami albo demonami?
-Jasne, to miał być ślub stulecia! Czekaj, do czego zmierzasz?
-Cesarzowa...- zniżył głos, uśmiechając się łobuzersko. -Cesarzowa dostanie, czego chce.
